JAK JA SIĘ TEGO NABAWIŁAM I JAK POWRÓCIC DO NORMALNOŚC

napisał/a: Passiflora 2009-06-15 14:23
Marto!
Twój mąż nie wierzy, bo nie rozumie i nie ma w tym nic dziwnego. On nie ma pojęcia co przeżywasz, nerwicy nie widać a objawy trudno nawet opisać. Jednak bardzo ważne jest, żeby mąż przyjął do wiadomości, że masz nerwicę. To naprawdę ważne, dla związku i dla Ciebie.
Mój mąż też nie wierzył, jechał za pogotowiem i czekał w szpitalu kiedy robiono mi CT, bał się o moje życie. A kiedy lekarz powiedział, że nic mi nie jest, że to na tle nerwowym, mój mąż nic z tego nie zrozumiał. Później, kiedy chodziłam na psychoterapię, wymawiał mi, że nie mam co robić z pieniędzmi i dlatego coś sobie wymyślam. Gdy dostawałam ataków, instynktownie szukałam jego obecności, chciałam się przytulić - on nie wiedział co się dzieje i denerwował się.
Ale ja nie odpuszczałam, mąż musi wiedzieć i rozumieć co przeżywam, tylko wtedy mogę liczyć na jego wsparcie, a to jest lepsze niż leki. Powoli, stopniowo, w małych dawkach tłumaczyłam mojemu mężowi czym jest nerwica, co ja odczuwam i czego od niego oczekuję. Mówiłam przy tym, że to mi pomaga i łatwiej dojdę do siebie a nawet uniknę ataku. Mówiłam tylko rzeczy najważniejsze, nie wnikając w drobiazgi.
Mąż słuchał, ale nic nie mówił, potrzebował czasu na przyjęcie tego do wiadomości, przemyślenie i nastawienie się na udzielanie wsparcia w czymś, czego nie rozumie.
Pomocna w tym jest telewizja, czasami zdarzają się programy lub filmy, gdzie pokazywane są osoby mające atak lęku panicznego.
O dziwo, to, że pokazują coś takiego w telewizji pomogło mojemu mężowi pojąć, że nie jest to mój wymyślony problem.
Na przykład wczoraj oglądaliśmy program o stylistach na Fox Life, jeden z uczestników ze strachu dostał takiego ataku paniki, że zabrało go pogotowie. Pozostali uczestnicy show starali się mu pomóc i było jasne, że takie ataki nie są dla nich czymś dziwnym. Cóż, widocznie w Stanach nerwica nie jest tematem tabu. Mój mąż patrzył na to jak zahipnotyzowany. Później, kiedy rozmawialiśmy o tym, że mąż musi na kilka dni wyjechać za granicę i ja poprosiłam, zeby teściowa przyszła do mnie na ten czas, mąż zaczął się dziwić: a po co, przecież stale wyjeżdża i zawsze zostaję sama z córką. Ja na to odpowiedziałam "tak, zostaję i dostaję ataków, jak ten facet z programu, chcesz tego?" Mąż, już bez słowa zadzwonił do teściowej.
Co do dzieci, doskonale Cię rozumiem, pierwszego ataku paniki dostałam przy mojej 9-cio letniej córce, od tamtej pory córka wykazuje wzmożoną troskę o mnie i sama zgłasza czasami różne dziwne dolegliwości. Dlatego ponad wszystko jest dla mnie ważne nie okazywanie, że źle się czuję przy dziecku. Nie chcę, żeby moja córka musiała chodzić na psychoterapię, bo jej matka miała nerwicę. Kiedy źle się czuję, podaję powody zrozumiałe dla dziecka, wymyślam po prostu, np. że uderzyłam się w nogę, mam wielki siniak i muszę poleżeć, bo mnie noga boli.
Pozdrawiam
napisał/a: krysia1705 2009-06-15 15:01
Zgadzam sie calkowicie z Passiflora....o tym trzeba mowic,szczegolnie tej najblizszej osobie...ja mojemu mezowi podtykalam rozne ksiazki o tej wlasnie tematyce...wtedy latwij bylo mu zrozumiec dlaczego w niektorych sytuacjach zachowuje sie tak a nie inaczej...na podstawie innych histori uwierzyl tez ze ja naprawde cierpie i nie potrafie sama sobie poradzic...sam wozil mnie na psychoterapia!
Mysle ze ja sama gdybym tego nie przeszla tez tak do konca nie potrafilabym tego zrozumiec(chociaz jestem bardzo tolerancyjna osoba) Dlatego do tej pory badzo duzo i szczerze rozmawiam z mezem....to nam wiele daje!
Pozdrawiam milutko:)
napisał/a: Passiflora 2009-06-15 21:54
Najważniejsze, to dobrze znać własnego męża i dobrać metodę do jego usposobienia.
Mój mąż nie jest typem wylewnym i gadatliwym, uczucia woli okazywać, niż o nich mówić. Dlatego długie, szczere Polaków rozmowy to nie dla nas. Po kilku minutach wyłączyłby się i przestał słuchać, szczególnie gdybym mówiła o czymś, czego on nie rozumie. Podobnie jest z książkami, wywlekanie swoich emocji i uczuć oraz czytanie o tym, z pewnością nie zainteresuje mojego męża. Dlatego ja przekazuję krótkie informacje, zawierające przede wszytkim to, co najbardziej chcę, żeby mąż zrozumiał. Później daję mu czas na przemyślenie sprawy. Wiele zależy od tego, czy małżonek chce nas wspierać, ale po pewnym czasie życia z znerwicowaną kobietą niestety musi wybrać, inaczej się nie da. Zresztą jak przedstawisz mu korzyści dla rodziny płynące z wykazania niewielkiego przecież z jego strony wysiłku, facet szybko oszacuje za i przeciw. A czegóż w końcu oczekujemy? zrozumienia, dobrego słowa, przytulenia, ciepła, pomocy - czegoś co i tak mąż przecież okazuje, tyle że teraz musi się na to zdobyć w konkretnej sytuacji, jakby na zamówienie.
napisał/a: megi111 2009-06-15 23:19
witaj marcelko:) bardzo dobrze cie rozumiem!tez jeszcze nie potrafie odroznic kiedy jestem faktycznie chora a kiedy to tylko atak!a najgorsze ze nieraz trwa to pare dni z taka sila ze nie jestem wstanie isc do pracy!niestety u mnie w pracy niezbyt przychylnie na to patrza:( kiedy wiec naprawde czuje ze nie dam rady pracowac pojawia sie kolejny stres zeby ich o tym powiadomic!!
tez uwazam ze wsparcie bliskich jest bardzo wazne!chociaz ja niestety dopiero nad tym pracuje.jak narazie to nie bardzo mi wierzy i mysli ze jestem po prostu nadwrazliwa:( pozdrawiam cie baardzo serdecznie...razem sobie poradzimy:)
napisał/a: wera13 2009-06-16 08:43
ja tez mam koszmarny stres związany z pracą...
Pracuję w koreańskiej firmie - a tu standardy jeżeli można o czymś takim mówic - są nieco inne- żadnych zwolnień , sporadycznie urlopy- ciągłe nadgodziny- wtedy jest ok.
Pracuję od dwóch lat - raz wzięłam 3 dni zwolnienia na dziecko- po czym usłyszałam ,że za 50 zł można takie załatwic- i oni juz też to wiedzą, drugi raz jak po ataku - niemal zemdlałam - odwieźli mnie do domu koledzy z pracy i dostałam tydzień wolnego - po trzech dniach dzwonili kiedy zamierzam wracac...
masakra!!!
Z drugiej strony nieźle zarabiam i to mnie oczywiście trzyma- chociaż coraz częściej myślę czy warto...
Albo boję się ,że trafię z deszczu pod rynnę- tu przynajmniej już znam panujące zasady- ostatnio już nie wytrzymałam i wywaliłam mężowi - który cały czas mi gdera o tym jaką to cudowna pracę mam żeby się zamknął- no ale wiecie czasy kryzysu itd.
Dzisiaj z wczorajszej grypy zostały mi tylko bóle mięśni- karku, okolice łopatek kręgosłup- pooklejałam się plastrami i do roboty...
Witaj nowy cudowny dniu !!!
Pozdrawiam wszystkich ciepło
napisał/a: ania 32 2009-06-16 09:26
hej dziewczyny macie naprawde szczescie ze wasi mezowie pomalutku ale zrozumieli wasza nerwice.....ja nie mialam tego szczescia, pomimo ze wciagalam meza nawet na moja psychoterapie nic to nie dalo.........nie rozumial ze nie moge zawsze wyjsc jak on chce....i znalazł zastepstwo.....skonczylo sie rozwodem...w czasie ktorego udowadnial ze jestem chora psychicznie ,opowiadal przed sadem dokladnie co dzialo sie w czasie mojego ataku, probowal odebrac synka,,,,,,,wygralam ale i le mnie to kosztowalo domyslacie siie tylko wy......teraz ukladam sobie zycie od nowa z mezczyzna ktory rozumie nerwice i nawet sam poszedl do psychologa by zrozumiec jak moze mi pomoc....i to z wlasnej inicjatywy!to moja nagroda za to co przeszlam ze mam teraz ogromne wsparcie!!! pozdrawiam was kochane i zycze duuuuuuuuuuuuzo sily i cierpliwosci bo wszystko kiedys sie konczy,,,,,,,,,,,
napisał/a: wera13 2009-06-16 09:49
Droga Aniu !!!
Szczerze gratuluję nowego związku- to chyba tak już jest w życiu - że po każdej burzy słońce zaświeci - tyle wycierpiałaś więc to musiało miec optymistyczny finał- nawet nie potrafię sobie wyobrazic- co bym czuła gdyby mój mąż starał się odebrac mi dziecko- co za ... szkoda gadac- najlepiej zapomniec- pozdrawiam ciepło!!!
napisał/a: megi111 2009-06-16 19:26
witaj marcelko!tez nieraz sie zastanawiam czy warto narazac siena taki stres!widzisz ja pracuje w irlandzkim przedszkolu i mogloby sie wydawac ze przy dzieciach nie ma stresu!!!!oj nie w tym przedszkolu i przy tej menadzerce!!tez musze zostawac po godzinach a poza tym przedszkole jest czynne od 7 do 19 i wg tej menadzerki dzieci powinny caly czas siedziec na krzeselkach i cos robbic!!no wyobrazcie sobie ze dwuletnie dzieci usiedza tyle godzin!!!!a jak tylko ona wchodzi do pokoju i akurat dzieci biegaja to juz mam reprymende!!:(mam naprawde dosc ale staramy sie uzbierac troszke pieniazkow i wziasc kredyt na mieszkanie w polsce!!czasami mam ochote rzucic to wszystko i wyjechac!kupic jakis stary domek na wsi i miec to wszystko gdzies!!!zwlaszcza po takich dniach jak dzis kiedy mialam zafundowana taka dawke stresu ze z bezsilnosci i zlosci sie poplakalam!:(
napisał/a: monia331 2009-06-16 19:51
Dobrze ,cudownie kiedy najbliźsi ,dzieci ,mąż rozumieja nas,a przynajmniej próbują.Mój mąż zawsze mnie wspierał nawet jak nie zabardzo rozumiał co tu jest grane.Rozumie jak go prosze siedź pod sklepem,albo daj mi kluczyki do ręki itp
Kiedy miałam ponad pół roku temu kryzys i nie wstawałam z łóżka to sam namówił mnie na zmiane lekarza,znalazł terapeutke,i za to bardzo mu jestem wdzięczna.
napisał/a: wera13 2009-06-17 09:24
MEGI KOCHANA- ja największe pretensje to chyba mam do mojego męża- że się nie połapał- że ze mną kiepsko- chudłam, wyglądałam coraz gorzej, miałam wrażenie ,że się kurczę...
A on tylko ,że przesadzam, wszędzie jest stres- taka dobra praca, dobre pieniądze...
Moja znajoma miała podobny kwas w pracy i jej mąż po prostu kazał jej się zwolnic- chociaż mieli dużo gorszą sytuację od naszej- ale to ona była najważniejsza, jej zdrowie...
Mój Piotrek nie jest zły- on po prostu nie rozumiał, nigdy nie był takiej sytuacji nie pracował z takimi ludźmi i tyle...
A co do twojej managerki- to jakaś masakra szczerze współczuję... mam 3,5 letnią córkę- jak wysiedzi pół godziny przy stoliku coś robiąc to spory sukces- siedziec przy stoliku 10 godzin- to jakaś udręka dla tych dzieci- przecież one potrzebują czasami poporostu trochę luzu-moja jest najbardziej szczęśliwa- jak lata po podwórku w przedszkolu z innymi dzieciakami i nikt jej nie zawraca gitary ...
Ciepło pozdrawiam...
I co do przodu moje drogie...
P.S Monia - masz złotego męża- dbaj o niego !!!
Marta
napisał/a: megi111 2009-06-18 21:36
czesc marcelko...co u ciebie?jak sobie radzisz?pisz tu z nami czesciej bo to duzo daje:) pozdrawiam cie baaardzo serdecznie
napisał/a: wera13 2009-06-19 08:48
OJ KOCHANE DZIEWCZYNY - nie była w stanie nic pisac- w środę u mnie nastąpił totalny przełom- do tej pory cały czas w sumie nie mogłam uwierzyc w tą moją nerwicę- szukałam odpowiedzi pocieszenia itp.
Niestety w środę mnie dopadło- najpierw zwyczajny dobry dzień- pisałam ,że od poniedziałku ból gardła, i okropne bóle mięśni- pooklejałam się plastrami i do roboty...
Po południu poszłam z małą na podwórko - było ok, potem zastąpił mnie mąż a ja po zakupy do osiedlowego i zaczęło się... stoję przy kasie- gorąco, sprzedawczyni pomyliła się wycofuje, mnie ogarnia jakieś nieuzsadnione poddenerwowanie, kolejka zwiększa się mam wrażenie ,że na mnie naciera, czuję się coraz gorzej u mnie zwykle dolegliwości żołądkowe więc momentalnie robi mi się niedobrze- tak jakby jedzenie momentalnie znalazło się w okolicy gardła- myślę sobie spokój zaraz koniec- miałam ochotę pieprznąc te zakupy i uciec ze sklepu- a dodatkowo mnie tu znają więc wiem,że tak zrobic nie mogę - przypomniało mi się co radziła Krysia i zaczynam ściskac palce , zaciskac cichaczem w pięsci- mam nadzieję ,że nikt nie zwrócił uwagi- w koncu kasjerka wydaje mi resztę a ja prawie wybiegam bo mam wrazenie ,że zaraz zwymiotuję, piję na siłe wodę - powoli się opanowując - mąż nie zauważył- a jeszcze doszła sąsiadka z dzieckiem i gada coś do mnie a ja walczę - Boże żeby mi tylko przeszło- zbieram małą z podwórka- na szczęście strasznie nie marudzi- Boże idzie ze mną ta sąsiadka i nawija a już nie wiem o co mnie pyta- na szczęście docieram do domu...