Druga depresja po rozstaniu a pogubienie w zakończeniu

napisał/a: kasiasze 2014-10-22 11:57
zagubiony28, zmień myślenie. Otóż - najpierw pytanie: ILE tak byliście razem z Moniką? Nie wiem, może przeoczyłam - jak długo byliście razem?

Wiesz, są takie osoby, które na początku dają dużo, wydaja się księćmi (miałam taki przypadek u siebie) lub księżniczkami z bajki. Troszczą się, obiecują, dbają. To ich samych napędza, pławią sie jakby w swojej dobroci. Potrzebne im to jest - tu i teraz. Stąd taka jej szybkość. Która, uwaga, wydawała Ci się podejrzana, tak? No właśnie, ona potrzebowała szybko zaspokoić swoją potrzebę dawania, "posiadania" miłości. Nie wytrzymało to próby czasu. Znakiem tego dziewczyna była powierzchowna. Nie poświęcała się - pławiła się po prostuw podnoszeniu swej samooceny - to różnica. Mogła od razu widzieć w Twoich oczach jak bardzo potrafi być "fajna i dobra". To ją samą kręciło. Sporo było obietnic, a nie konkretów - np. "poduczenie języków" (nauczyła cię jakiegoś?), kupienie auta (kupiliście w końcu?).
Monika okazała się osobą bezpardonową, idącą na wszystko dla doraźnej korzyści - tu, dopieszczenia swojej samooceny.
Nie wiem, czy rozjaśniłam nieco, ale zgadzam się z poprzednikami - idealizujesz ją zamiast o niej zapomnieć. I nauczyć się podchodzić do kobiet na początku ciepło ale i z dystansem, nauczyć się raczej być partnerem a nie dawać sie omamić.
napisał/a: KokosowaNutka 2014-10-22 12:29
Zagubiony, prawdziwa milosc poznasz po jej trwalosci, po tym ile razem przeszliscie i ile problemow pokonaliscie a mimo to dalej jestescie ze soba i patrzycie na siebie z czuloscia. Na samym poczatku jest latwo dbac o siebie, wyjadac sobie z dziubkow, misiowac i pysiowac na okraglo. Sek w tym, ze im dalej w las tym ciezej. Najwidoczniej jej milosci do Ciebie wystarczylo tylko na tyle.

napisal(a):"Tym co mi dzisiaj zrobiłeś wygasiłeś wszelkie uczucie moje do Ciebie. Nigdy się nie uśmiechnę do Ciebie. Nie dziwie się czemu Cię ta laska zostawiła. Nikt mi jeszcze tyle wstydu nie narobił. A mówiłam Ci to wszystko i robiłam bo miałam Cię dość. Odwal się"...

Wiesz co, na Twoim miejscu po czyms takim nie chcialabym jej nigdy wiecej w zyciu widziec na oczy. Z premedytacja wbija Ci noz miedzy zebra. Jak tak mozna.

Ty masz prawie 30 lat, dwa kopy w du.pe za soba i tak trzeba Ci to wszystko tlumaczyc?
napisał/a: enhunter 2014-10-22 12:39
KokosowaNutka napisal(a):
Wiesz co, na Twoim miejscu po czyms takim nie chcialabym jej nigdy wiecej w zyciu widziec. Z premedytacja wbija Ci noz miedzy zebra. Jak tak mozna.


Jak to - "jak tak można?". Samoobrona, reakcja immunologiczna, wyrafinowanie, sukowatość.

Wyobraźmy sobie wagę, na której jej niechęć do Ciebie wzrasta wraz z Twoim pogarszającym się stanem psychicznym. Czyli im bardziej Ty będziesz miał doła, tym ona lepiej będzie przechodziła przez Wasze rozstanie.

Tak jest ZAWSZE!

Ja tak samo miałem, tylko akurat starałem się walczyć tym co mnie zabijało. Gdy byłem dla swojej byłej oddany ona robiła mi psikusy. Gdy z kolei ja zacząłem się oddalać, ona zaczęła się wku***ać. Proste.
Mówi wszystko, żebyś poczuł się jeszcze gorzej, by ona mogła poczuć się jeszcze lepiej.
Nie traktuj tych słów na poważnie, bo ona znaczą tyle co słowa naszych polityków.
Leczenie syfa pudrem. Nie możesz się dać. Najlepiej zignoruj (nawet na pokaz). Pokaż, że Ciebie to nie tyka, że w sumie dobrze, że tak się stało. (Pewnie powie Ci, że teraz widzi, że dobrze zrobiła zostawiając Cie) - a prawda będzie taka, że wku**i się niemiłosiernie.
napisał/a: zagubiony28 2014-10-22 12:41
kasiasze byliśmy ze sobą można powiedzieć 9 miesięcy. 9 miesięcy, którę mogę śmiało porównać do 6 letniego wcześniejszego związku jako to czego zawsze pragnąłem. Za te 9 miesięcy dostałem tyle i czułem się tak kochany jak na pewno nie podczas bycia ze wcześniejszą partnerką.
Twój punkt widzenia jest dość ciekawy. Przyznaję w ten sposób o tym nie myślałem. Daje do myślenia.

To teraz dalszy etap historii.
Miałem problem z odebraniem bagaży z jej mieszkania. Z nią kontaktu zero natomiast matka pośredniczyła i stawiała mi warunki że rzeczy moje oddadzą mi jak przywiozę jej rower i rolki które są w moim domu. Zastanowiłem się i wymyśliłem że dlaczego ja mam zawozić te rzeczy skoro to ona mnie oszukała i co to za stawianie warunków przez matkę. Ponadto nie będąc w stanie prowadzić ani zorganizowac transportu.
Kilka rozmów i smsów z jej matką gdzie stwierdzam że jej rzeczy są gotowe do odbioru i mogą je odebrać natomiast ja chcę odebrać swoję. Słyszę w kółko "Warunek oddania twoich rzeczy to jak przywieziesz rolki i rower" po czym rzucała słuchawką. Nie dochodziło do niej że nie mam nawet jak na chwilę obecną przetransportować tych rzeczy a zawsze mogą sami jakiś transport wykombinować.
Postanowiłem ostatni raz napisać że chcę w dniu dzisiejszym odebrać rzeczy i że wasze są u mnie przygotowane do odbioru i czy jest ktoś w domu. Padło że nie ma nikogo ma być rower i że każda następna próba nękania zostanie zgłoszona na policję.
Zawiadomiłem policję. Opowiedziałem jak wygląda sprawa przedstawiłem smsy i stwierdziłem co się tam znajduję. Wyszliśmy na górę. Z początku nikt nie otwierał dopiero po wyrazie polcija prosze otworzyć otworzyła. Otworzyła Monika. Widac lekko zszokowana. Mówiła "Emilek po co to wszystko...", zachowywała się tak jakby z jednej strony dalej była dla mnie taka miła jak zawsze, a z drugiej jakby ją to nic nie bolało. Zaczęła mi pomagać wyciągać rzeczy ja ją przy tym przepraszając, że nie chciałem w ten sposób załatwiać sprawy bo wiem że pewnie i na swój sposób to przeżywasz, ale skoro twoja matka stawia mi jakieś ultimatum i straszy policją to musiałem sobie jakoś poradzić. Mówiła spokojnie mi, że myślała że po prostu jej przywioze te rzeczy bo ona zwyczajnie nie ma jak, że przecież nie wynajmie taksówki bagażowej. Tłumaczyłem jej że ja na chwilę obecną transportu nie mam, a że rzeczy przetrzymywać nie mam zamiaru choć twoja matka mi w to nie wierzyła rzucając słuchawką. Powiedziała, że jutro spóbuje sobie jakiś transport zorganizować i mnie poinformuje kiedy mam być w domu. Zachowywała się spokojnie, powtarzając Emilek, Emilku. Zaczynałem się zastanawiać czy może to ja przegiąłem przez napięcie wytworzone przez jej matkę czy też może stara się na mnie zrzucić winę tej całej sytuacji. Znów zacząłem się gubić w myślach i odczuciach. Mówiła że widzi że jestem zdenerwowany i że jak czegoś nie znajdzie to mi to dostarczy. Powiedziałem że wszystko byłoby ok gdybyś mnie nie zdradziła na co się zaśmiała pod nosem i odwróciła. Nie rozumiałem tego, dodając że wszystko Dominik przez telefon mi wyjaśnił przeszło godzinę. Minuta w progu dogadania się co do telefonu i chęć przepisania go na nią oraz odbioru rzeczy. Podziękowałem i przeprosiłem.
Rzeczy odzyskałem. Jednak zostałem z ponownym mętlikiem w głowie. Z myślami co ona czuje i co robi i z niedosytem że mogłem więcej powiedzieć spotykając się twarzą w twarz. Cała sytuacja napiętnowana przez matkę pozwoliła mi stanąc na nogi wytwarzając nienawiść i walkę o swoję, rzucając gdzieś w kont żal smutek przygnębienie. Wszystko przykryła adrenalina. Jednak do czasu. Widząc osobę w progu którą nadal kocham i która niby mnie znienawidziła po ostatnim SMSie, a odzywa się jak do dalej ukochanego ze spokojem wszystko ze mnie zeszło. Nie wiem czy to efekt asysty policji czy może jej matka nakręciła całą sytuację. Nie przespałem nocy zastanawiając się czy dobrze postąpiłem tym bardziej, że raczej zdawałem sobie sprawę, że też ona to wszystko przeżywa i po co dokładać jej zmartwień. Myśl, czy nie zrzuciła kolejny raz winy na mnie? Myśl, co mogłem jeszcze powiedzieć? Może zaproponować spotkanie neutralne aby sobie wyjaśnić i zakończyć to dojrzale... Mam żal do siebie. Widząc ją poczułem znów co straciłem... I znów ten brak możliwości pogodzenia się z tym wszystkim.


Następnego dnia mimo chęci rozmowy z mjej strony, niestety po swoje rzeczy nie postanowiła przyjechać. Wysłała rodziców. Pomogłem zapakować wszystko bez najmniejszych oporów udowadniając, że ja tego nie kradnę, nie przetrzymuję. Tylko słyszałem jak rozmawia z matka przez telefon i pyta czy nie było problemów. Skąd to założenie z góry że będą robił problem? eh..
Na następny dzień mieliśmy przepisać umowę jednego z telefonu ze mnie na nią, liczyłem, że wtedy się pojawi i będę miał ostatnią szansę, aby normalnie porozmawiać i powiedzieć co myślę. Postanowiłem napisać jej wcześniej list w którym wprost nie wskazuję winnego. List z przeprosinami, własnymi odczuciami. List opisujący wszystko co miało miejsce, wszystkie nerwy, które miały już miejsce podczas zażywania leków antydepresyjnych i że nie do końca miało to wszystko złe intencje i dążenie do znienawidzenia się bo w jakiś sposób swoim zachowaniem też do tego się przycyzniłem. Podkreślałem, że dziękuję za to co sobą dała i w zamian za to że potrafiliśmy się kochać prawdziwie warto rozejść się w zgodzie nie kryjąc urazy i być może za jakiś czas gdy to minie kontynuowaniu tylko znajomość.
Przyszedł dzień gdzie miała nastąpić cesja telefonu, jednak jej matka z góry zaczęła mi stawiać warunki. Chciałem dać Monice ostatnią wiadomość na co odpisano mi żebym swoje chore wyjaśnienia zostawił dla siebie. Że wkroczy prawnik, że mam zakaz kontaktowania się z nią i z jej znajomymi co wcześniej uczyniłem pisząc do byłego jej partnera z pytaniem jak na prawdę się rozstali bo oba nasze scenariusze są dość podobne, no ale było to z samego początku w nerwach... Zdałem sobie sprawę, że listu chyba nie wręczę... że nie wyślę go bo mimo dobrych intencji zostanie to potraktowane jako nękanie. Ból i żal gdy pragniesz dobrze, a zatyka ci się usta...
Nadmieniłem pośredniczącej, żeby się dogadać jak robimy z telefonami i opłatą za telefon, by później nie mówić że kombinuję i stoję na przeszkodzie. Wszystkiego dowiesz się na miejscu - Taką dostałem odpowiedź. Pomyślałem, dlaczego ja, dochodząc do prawdy i będąc oszukiwanym, a mając koniec końców dobre intencje mam iść na stawianie mi warunków tym samym jakbym zgadzał się na przyjęty wizerunek, że ja zawiniłem na całej linii...
Pojawiłem się w punkcie Orange i pytam jej matkę czy wszystko ustalone. Decyzją że nie na Monikę a na siebie przepisuję. Nie ma problemu. Chciałem jednak wiedzieć jeszcze jedno, co ze sprawą telefonów. Mając abonamenty i każde z nas posiadało telefon od nieswojego abonamentu w przyszłości może rodzić problemy. Opowiedziałem o tym na co usłyszałem "albo przepisujemy abonament albo w tym momencie zostajesz z abonamentem na dwa lata". Krótka piłka i szybka myśl. Dlaczego mam tracić godność w tym wszystkim i tańczyć jak mi zagra jej matka chcąca pokazać córce że zrobi dla niej wszystko tak jak będzie chciała? Powiedziałem wprost, że proszę mi oddać telefon bo nie chcę przepisywania umowy. Jej matka nie wiedziała co robić, nie spodziewała się tego. Była pewna swego i tego, że pójdę na stawiane mi z łaską warunki tak jak była pewna przy odbieraniu rzeczy, że zrobię jak ona zechce. Rozumiem, chęć poprawy kontaktów z córką, które podczas naszego związku im się trochę osłabiły, ale bez przesady...
Po 10 minutach wyszedłem z telefonem zostawiając w jej rękach kartę SIM a zakładając blokadę kradzieżową. Przy tym czasie nasłuchałem się całej masy obelg w moim kierunku ze strony jej ojca, który nie szczędził epitetów. Próba zgnojenia mnie do końca mimo mojego stanu udana. Mimo, że skrajne załamanie, nerwy wytrzymały i nie dałem się sprowokować. Gdybym chciał źle, miał złe intencje, wiedząc, że ma tam całą masę kontaktów zapisanych zażądałbym i zwrotu karty natychmiast. Bo to w końcu moja własność. Tak nie zrobiłem mając tylko i wyłącznie wyrzuty sumienia, że zabieram jej numer telefonu który prowadziła kilka dobrych lat. Ale czy nie chciałem dobrze?

List pozostał w moich rękach. Żal, straconego tego wszystkiego. Żal, że nie udało się wyjść na prostą z tego wszystkiego. Żal, że mimo starań i dobrych intencji i tak pośrednictwo rodziców wyeliminowało możliwość rozstania w zgodzie. Kolejne dni sprawiają, że się męczę. Śni mi się co noc. W nocy sypiam krótko bo na lekach parę godzin budząc się automatycznie gdzie w każdym śnie jest ona.
Na oddział jeszcze się nie zgłosiłem. Wiedząc, że to wyeliminuje mnie na kilka miesięcy z pracy, gdzie jestem zatrudniony na kontrakcie sprawi że i pracę stracę.
Postanowiłem ruszyć się do pracy, spróbować złapać dzień pełną parą. Przecież trzeba stanąć na nogi i brać to co jeszcze mam. W pracy nie dałem rady. Ciągle spięty, ciągle uczucie niepokoju, strachu. Uczucie palącego serca. Ciągle powracająca myśl o niej, dobre wspomnienia na każdym kroku, których w żaden sposób nie kontroluje. Pojawiają się same i mnie dobijają. Nie wiem, czy to przez początkowy okres przyjmowania leków, czy może tak silnie działa ta depresja doprowadzająca do bezwładu nóg rąk. Do odbierania chęci do przebierania się, mycia, robienia czegokolwiek.
Straszny stan - z którego kiedyś za małolata się śmiałem.
napisał/a: KokosowaNutka 2014-10-22 12:51
A teraz taka zagadka-jak myslisz, czemu jej rodzice sa tak strasznie anty do Ciebie nastawieni i traktuja gorzej jak psa?
napisał/a: dr preszer 2014-10-22 12:58
Mnie dziwi Twoje zachowanie. Zero instynktu samozachowawczy. Moim zdaniem musisz się udać jak najszybciej na oddział bo inaczej będzie straszna lipa.
napisał/a: kasiasze 2014-10-22 12:59
KokosowaNutka, dobre pytanie. Ja podłączę kolejne - a ty, w czasie tych 9 miesięcy jak ICH traktowałeś, okazywałeś szacunek, byłeś lubiany i lubiłeś?

A - Ty swoje zagubiony! A to nie była miłość, nie stworzyliście udanego związku. Chyba obydwoje macie problemy z równowagą. Powtarzaj - to nie była miłość, to było zaspokajanie ego i życie w mirażu.
napisał/a: zagubiony28 2014-10-22 13:11
enhunter napisal(a):
KokosowaNutka napisal(a):
Wiesz co, na Twoim miejscu po czyms takim nie chcialabym jej nigdy wiecej w zyciu widziec. Z premedytacja wbija Ci noz miedzy zebra. Jak tak mozna.


Jak to - "jak tak można?". Samoobrona, reakcja immunologiczna, wyrafinowanie, sukowatość.

Wyobraźmy sobie wagę, na której jej niechęć do Ciebie wzrasta wraz z Twoim pogarszającym się stanem psychicznym. Czyli im bardziej Ty będziesz miał doła, tym ona lepiej będzie przechodziła przez Wasze rozstanie.

Tak jest ZAWSZE!

Ja tak samo miałem, tylko akurat starałem się walczyć tym co mnie zabijało. Gdy byłem dla swojej byłej oddany ona robiła mi psikusy. Gdy z kolei ja zacząłem się oddalać, ona zaczęła się wku***ać. Proste.
Mówi wszystko, żebyś poczuł się jeszcze gorzej, by ona mogła poczuć się jeszcze lepiej.
Nie traktuj tych słów na poważnie, bo ona znaczą tyle co słowa naszych polityków.
Leczenie syfa pudrem. Nie możesz się dać. Najlepiej zignoruj (nawet na pokaz). Pokaż, że Ciebie to nie tyka, że w sumie dobrze, że tak się stało. (Pewnie powie Ci, że teraz widzi, że dobrze zrobiła zostawiając Cie) - a prawda będzie taka, że wku**i się niemiłosiernie.


Cenne spostrzeżenie. Być może dlatego napisała takiego SMSa który nie powiem zabolał mnie dość dosadnie, skoro gdzie na początku znajomości mówiliśmy sobie o swoich wcześniejszych problemach a ona krytykowała tą laskę na całej lini, wręcz pokazując agresję, a przy wejściu do mieszkania jej spokojny głos i zwroty "Emilku, Emilek". Może jest właśnie tak jak mówisz, cierpi ale chcąc mniej cierpieć zadaje mi cierpienie a wtedy czuje się lepiej. Zrzucanie z siebie winy zadawając cios.


KokosowaNutka napisal(a):A teraz taka zagadka-jak myslisz, czemu jej rodzice sa tak strasznie anty do Ciebie nastawieni i traktuja gorzej jak psa?


Sądzę, że naopowiadała bzdur buntując każdego. Mimo, że ja głupi w dzień wyprowadzki, bojąc się o te jej myśli samobójcze pojechałem po jej matkę przeszło 100km w jedną stronę aby była w domu z nią jak mnie nie będzie. Podczas drogi powrotnej wszystko jej opowiadałem, mówiłem, pytałem, że czy to jest normalne mieć problemy takiej wagi, a starać się je samemu rozwiązywać, jej matka utwierdzała mnie ze ona taka jest że potrzebuje się odciąć i sprawę załatwić za kilka dni, że Monika na pewno nie zdradziła bo ona taka nie jest. Nie potrafiła mi odpowiedzieć gdzie w tym wszystkim jest partnerstwo i wspólne rozwiązywanie problemów, czemu ukrywa i reaguje złością na jak to określiła dobrego znajomego. Nawet gdy jechaliśmy i dzwoniła do niej kazała jej podziękować mi za transport.

Nie narzucałem się choć chciałem wrócić ale skoro nie to zostawiłem bagaże matki pod blokiem i pojechałem. Pech chciał że auto się rozkraczyło a ja chciałem bagaże które były w aucie przerzucić z powrotem do niej. Nie odbierała, kazała wezwać taxi sobie, uważała że kombinuje i że na razie mam się nie oddzywać. Wszystko gdy była u koleżanki. Sądzę że tam ktoś dobrze wpłynął na podjęcie decyzji. Ktoś kto sam na boku kręcił męża.

[ Dodano: 2014-10-22, 13:16 ]
kasiasze napisal(a):KokosowaNutka, dobre pytanie. Ja podłączę kolejne - a ty, w czasie tych 9 miesięcy jak ICH traktowałeś, okazywałeś szacunek, byłeś lubiany i lubiłeś?

A - Ty swoje zagubiony! A to nie była miłość, nie stworzyliście udanego związku. Chyba obydwoje macie problemy z równowagą. Powtarzaj - to nie była miłość, to było zaspokajanie ego i życie w mirażu.



I odpowiem na Twoje. Traktowałem ich rodziców z szacunkiem. Cieszyli się ze mnie bo widzieli, że pomagam Monice w męskich rzeczach w mieszkaniu gdzie jej poprzedni partner za 4 lata palcem nie kiwnął. Lubili mnie a ja ich. Cieszyli się, że Monika jest szczęśliwa ze mną. Jej matka bardzo lubiła ze mną rozmawiać. Lubili mnie bo Monika będąc we wcześniejszym związku przez 4 lata u nich na śląsku nie była, a gdy poznała mnie bywaliśmy tam kilkanaście razy. Gril, na noc, na wycieczki. Nie mogę sobie nic zarzucić w swoich relacjach z nimi.

Brałem jeszcze pod uwagę, że może nasz związek jakoś zmniejszył im kontakt, ale tak nie było w gruncie rzeczy, bo to była tylko decyzja Moniki żeby matka z nią mniej rozmawiała i nie wydzwaniała sugerując jej to przez telefona ze mną o tym tylko rozmawiając gdzie ja wprost nie mówiłem zrób tak zrób tak bo to Twoja decyzja. Paradoksalnie kiedyś jak wróciła od psychologa to czekała na mnie. Ja niestety mam problemy w rodzinie z alkoholizmem gdzie często bywam reaguję. Kiedyś wróciłem do domu i chciała pogadać. Gdzie po rozmowie z psychologiem doszła do wniosku że jest zdania żebym ograniczył kontakty ze swoją rodziną bo się angażuje i mnie to kosztuje. Zdenerwowało mnie to, nie zgodziłem się mówiąc że ja tego nie przeżywam i nie wymagam od Ciebie wspierania mnie w tym bo po mnie to spływa jak po kaczce. Klikanaście lat problemów swoje zrobiło. Potem przyznała, że moje argumenty są nie do podważenia.
napisał/a: KokosowaNutka 2014-10-22 13:26
No i jak tam, cos sie zmienilo, cos dotarlo? Dalej chcesz sie z nia przyjaznic pomimo, ze nastawia wszystkich przeciwko Tobie a jego rodzice groza Ci policja jesli jeszcze raz sie do niej odezwiesz a ona sama Cie unika?
napisał/a: zagubiony28 2014-10-22 13:42
KokosowaNutka napisal(a):No i jak tam, cos sie zmienilo, cos dotarlo? Dalej chcesz sie z nia przyjaznic pomimo, ze nastawia wszystkich przeciwko Tobie a jego rodzice groza Ci policja jesli jeszcze raz sie do niej odezwiesz?


Do mnie to docierało już przy pierwszym nastawieniu jej matki do mnie. Mało tego, zamykając konto w banku, co musiałem sam zrobić, jej koleżanka (tak właśnie ta tam pracuje) nie miała odwagi do mnie podejść by je zamknąć, nawet nie patrząc na mnie. Sądzę, że każdy z jej grona zna jej prawdę. Każdy znajomy, który i mnie w jakiś sposób znał.

Jednak te wszystkie moje myśli też są przez to że w jakiś sposób sam też przegiąłem:
- wybuchłem zdenerwowaniem na kłamstwo i w jakiś sposób inwigilowałem po bilingu
- nastraszyłem ją łykając tabletki gdzie pewnie i to utworzyło jej nie lada problemów
- dzwoniąc do faceta wygadałem się o myślach samobójczych, o postępowaniu jej koleżanki, gdzie ten facet jest dobrym znajomym jej męża itp więc trochę narobiłem bigosu
- mimo że kazała się na razie nie odzywać, ja pisałem z pytaniami jak to się ma do tego co obiecywała że to kilka dni i będziemy gadać i się spotykać więc też w jakiś sposób nękałem
- w dzień wylądowania w szpitalu na lekach antydepresyjnych w nerwach ogromnych napisałem jej żeby teraz żyła ze świadomością że prawie zabiła i potwornie zraniła kogoś kogo chyba kiedyś kochała więc też się odegrałem
- w nerwach w szpitalu napisałem do jej matki że żądam ustalenia terminu oddania rzeczy opisując że gdyby jej córka od razu powiedziała mi 3 tyg wcześniej jak komuś opowiadała ze ze mną nie jest to bym się spakował i problemu by już nie było itp. i napisałem coś czego żałuję. Kazałem spakować też wszystkie rzeczy które ja jej kupiłem wszystkie pamiątki wszystko dosłownie nawet buty do biegania stwierdzając że nie zamierzam prezentować osoby grającej na dwa fronty i wolę oddać te rzeczy na biednych. Tutaj też mocno przygrałem i pozwoliłem siebie jeszcze bardziej znienawidzieć
-potem kontaktowane się z jej byłym i opisując prawdę też w jakiś sposób przegiąłem
- również w kontaktowaniu się z jej matką a unikaniu kontaktu bezpośredniego byłem podenerwowany i mogła to róznie odnosić
- na koniec akcja z policja i niechęć przywiezienia jej rzeczy

Wszystko to krok po kroku mogło jak najbardziej przyczynić się do tego że w takim świetle mnie zaczęła stawiać. Nie chcę jej tłumaczyć ale staram się też widzieć swoją winę

Bardzo wam dziękuję za wymianę poglądów, w jakiś sposób takie rozmawianie i konfrontowanie kilku spostrzeżeń pomaga.
napisał/a: dr preszer 2014-10-22 13:57
Rozmowa i wyrzucanie negatywnych emocji zawsze pomaga. Najgorsze co możesz zrobić to zamknąć to w sobie. Tutaj zawsze ktoś ktoś odpisze, postara się pomóc albo pacnie w łeb jakimś twardym tekstem. Ważne aby nigdy się nie poddawać.
napisał/a: zagubiony28 2014-10-22 14:10
W obecnym stanie ciężko się nie poddawać. Ciągle myśli zalewają głowę i wspomnienia bo w końcu jakby nie było pokochałem kogoś bardzo mocno, kogoś komu zaufałem, a na koniec postanowił zrobić z tym najgorszą rzecz... Może to błąd, ale staram się zrozumieć dlaczego tak to wyszło, co w nią wstąpiło, czy może ja gdzieś okazałem się nad wyraz zły dla niej. Szkoda, że ludzie nie potrafią się dogadać w takich sprawach tylko zasłaniają się rodzicami. Kochając kogoś wychodzę z założenia, że choćby nie wiem co się stało to warto się rozejść w przyjaznej atmosferze. Tak też liczyłem wiążąc się o 6 lat starsza kobietą. Oczytana, inteligentna, po studiach, z ciekawą pracą, znająca kilka języków, wrażliwa, mająca podobne zdanie na kwestie związku, dojrzała. Jednak zabrakło tej dojrzałości sądzę. Przejechałem się strasznie, przy tym obarczyła mnie całą winą.

Ciężko mi tylko pojąć, jak wiecie po tym co tutaj opisałem jaka była, że nagle coś takiego zrobiła. Że jeszcze w tym samym dniu przytulała się, płakała mówiła ja Cię cholera kocham! i nie chcę żebyś mnie znienawidził. jesteś jedyną osobą która daje mi szczęście. Mówiła jakby żałowała tego co zrobiła a czego jeszcze nie wiedziałem i miała może w planach odkręcić to. Nawet gdy stwierdziłem klepiąc po plecach, że się pogubiliśmy, płakała jeszcze bardziej, dosłownie wyła, co wyglądało na dość mocne wyrzuty sumienia. Jednak zmieniła zdanie, postanowiła usunąć facebooka, zmienić nr telefonu odcinając się na każdy możliwy sposób. Nie wiem, myślę... i nie potrafię zrozumieć...
I dlaczego to mnie spotkała kara a jaką ją spotkała....