sam nie wiem czy tak, ale...

napisał/a: sirr01 2009-08-27 15:12
Sam nie wiem co z tymi bliskimi. Może kiedyś kogoś o coś zapytać. Póki co jeszcze jest za wcześnie...

Trochę tak jest. Tobie nie wolno, ale ja mogę jak najbardziej. Podejrzewam, że również zwierzała mu się z wielu rzeczy, no ale co tam... Chociaż jasno i klarownie nie powiedziała mi że mam zakaz kontaktu z tą dziewczyną itd. - więc kontaktuje się z nią dalej, tyle że staram się być trochę bardziej oszczędny w słowach, jeśli mówię o moim związku.

To nie do końca jest tak, że ja nie zgłaszam pretensji. Podobno zgłaszam ich zbyt wiele i generalnie staje się nachalny pod tym względem (no kurcze... jestem przewrażliwiony).

Wydaje mi się że opcja Ala Bundiego będzie najlepsza. Jeśli coś ma się zepsuć to i tak się zepsuje, a po co ja dodatkowo mam sobie psuć nerwy. Może gdy poczuje że mnie traci to wróci jej rozsądek, albo zastanowi się nad swoim postępowaniem, bo tak jak ktoś pisał, może ona po prostu nie wie, że źle robi, może nie potrafi sobie tego uświadomić.

Ona twierdzi że jestem nieco zbyt nachalny i faktycznie, często się przytulam (choć ona to lubi), dość często mówię jej że ją kocham, przynoszę kwiatka itd. - może to też jest problem, wiem że nawet pieska można zagłaskać i ostatnio staram się panować nad tym - wychodzi tak sobie, ale wiem przynajmniej co robię źle - to też krok do przodu. Poza tym od paru dobrych miesięcy widzimy się codziennie - może po prostu ona znudziła się mną i tyle. Może potrzeba nam jakiejś odskoczni, jakiegoś wyjazdu itd. Może za bardzo ją osaczam... To chyba znak, żeby przestać się tak bardzo nią przejmować i zacząć żyć swoim życiem.
napisał/a: BOGINS 2009-08-28 08:33
Wiesz bycie nachalnym to jedno. Wydaje mi się że musisz zbliżyć się do niej na nowo, ale nie poprzez seksik. Mozliwe że ma obniżone libido, gdyż właśnie wie że nie jest różowo że macie pewne spory. Napisałem ci PW co by tu wykombinować :D
Dzisiaj jest piątek działaj! Nie siedź w domu!!!! Kontratakuj, bądź FOXEM!
napisał/a: ~gość 2009-08-28 12:19
sirr01 napisal(a):Może za bardzo ją osaczam...


Dlaczego obwiniasz siebie o wszystko? Odnoszę wrażenie, że jesteś gotowy powiedzieć "trochę rozumiem moją kobietę- zachowuje się tak, bo za bardzo ją osaczam..."
Jak dla mnie to nie jest zdrowa relacja, bo nic, absolutnie nic nie usprawiedliwia jej zachowania. Moim zdaniem dziewczyna po prostu Cię nie szanuje jako człowieka, a Ty sobie na to pozwalasz. Nie można cały czas spychać na bok własnych potrzeb, znajdować wyjaśnień dla krzywdy, jaką ona Ci wyrządza. Związek to wzajemne wspieranie się, a w zakres "wolności" nie wchodzi prawo do flirtowania i romansowania z innymi. Masz prawo od niej wymagać zmiany zachowania, a nie tylko ulegać.
napisał/a: sirr01 2009-10-29 15:25
Cześć,

Jakiś czas temu zabawiałem Was moimi perypetiami z moją narzeczoną, przyszedł więc czas na finał całej opowieści.

Wczoraj zerwaliśmy zaręczyny. Byliśmy na początku budowy domu z mnóstwem planów na przyszłość. Wydawało mi się że było dobrze. Jedynym dużym symptomem, że coś się psuje było to, że brakowało seksu - zaczęliśmy kochać się rzadziej. Tłumaczyłem sobie to jej zmęczeniem i stresem, a ona mi potakiwała.

Wczoraj nie wytrzymała. Powiedziała mi że coś czuje do tego gościa i chce z nim być. On jest niby w trakcie rozwodu (o czym dowiedziałem się wczoraj, od początku ich znajomości, czyli jakoś od marca, mówiła że jest żonaty i nie wie jak u nich się toczy w związku). I tyle... oczywiście jestem ostatnią osobą, którą chciała by zranić, jestem tak dobry ble ble ble, także woli mi powiedzieć, bo być może niedługo stanie się coś więcej. Na razie były TYLKO pocałunki. Stwierdziła, że tak na serio jej uczucia do niego zaczęły klarować się od około miesiąca. Moje oświadczyny przyjęła w lutym. Po co? Już wtedy musiało być coś gorzej z jej miłością do mnie.

Jest mi smutno, czuje się oszukany. Spadło to jak grom z nieba. Mieszkaliśmy ze sobą dwa lata. Dobrze, że nie było ślubu i dzieci, chociaż w tym momencie nie jest to dla mnie żadne pocieszenie. Kocham ją i kochałem.

Po wczorajszej rozmowie kiedy stwierdziła, że chyba z nim będzie, chociaż teraz jest jej tak smutna, że sama nie wie co się stanie, poprosiła żebym został w mieszkaniu z nią - na noc. Ona będzie spała na podłodze.... wyszedłem. Pojechałem do rodziny. Było mi jej żal (dlaczego cholera?) mimo wszystko że zostaje tam sama w tym szlochu (płaczu nie udawała, jestem pewny), ale nie potrafiłem. Ona nawet nie starała się mi powiedzieć żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Mówi że może z nim po raz kolejny zerwać kontakt, ale po co, po to żeby oszukiwać mnie?

Dobrze że w ogóle mi powiedziała - tak się zastanawiam. Ale tak nagle i po tym wszystkim, co przeżyliśmy.

Budziłem się w nocy dzisiaj i myślałem że nie będzie jej już więcej obok mnie. To było straszne...
napisał/a: ~gość 2009-10-29 17:25
Byłeś w toksycznym związku, męczyłeś się ciągłym kontrolowaniem swojej "narzeczonej", nie ufałeś jej, podejrzewałeś o zdradę - a teraz kiedy ujawniła prawdę, że tak naprawdę nie liczysz się w jej życiu - tęsknisz za nią, ale wiesz w głębi serca, że ta tęsknota nie ma sensu.

Przeżyjesz teraz okres żałoby, po kilku - może kilkunastu miesiącach podniesiesz się. Kiedyś po latach pomyślisz jaki byłem głupi, że tyle czasu walczyłem o tę pusta dziewczynę.
napisał/a: sirr01 2009-11-04 15:23
Tak, to był toksyczny związek.

Przeczytałem sobie jeszcze raz cały ten wątek - mówiliście mi wszystko co miało miejsce, ale ja - zaślepiony - nic nie widziałem. Za bardzo chciałem żeby było dobrze, za bardzo pragnąłem czegoś. Teraz jestem mądrzejszy o parę rzeczy i zupełnie inaczej podchodzę do tematu związków, miłości czy nawet relacji damsko-męskich. Czasami kop w tyłek potrafi ma też pewne zbawienne skutki.

Byłem z kobietą, która mnie nie szanowała, która nie respektowała moich uczuć, dla której zrobiłbym wszystko - a ona to wykorzystała. Czy było warto? Tak - chociażby dla doświadczeń. Gorzej, że obudziłem się z ręką w nocniku. Ale jest nauczka. Należy patrzeć na to co się czuje, należy rozmawiać, należy być w zgodzie ze sobą i nie należy być zbyt do przodu, jeżeli ta druga osoba nie jest.
napisał/a: majka 83 2009-11-04 17:15
Obserwowałam Twój wątek,ale co Ci miałam napisać jak i tak nikogo nie słuchałeś...
Teraz napiszę Ci jedno: jesteś wolny!!!
Uniknąłeś ślubu z koibietą, która Cię nie kochała, nie szanowała...itd.
Doświadczenie, tóre masz pozwoli uniknąć Tobie błędu ...
Jednak nie jesteś taki " delikatny" jak myślałam, nie jęczysz, nie konasz, nie lejesz łez na forum...
" Co nas nie zabije to nas wzmocni"...sirr01 odradza się w Tobie silny facet. Jestem pełna podziwu.
Tak trzymaj!!!
Pozdrawiam.
napisał/a: ~gość 2009-11-04 18:48
sirr01 napisal(a):Tak, to był toksyczny związek.
Przeczytałem sobie jeszcze raz cały ten wątek - mówiliście mi wszystko co miało miejsce, ale ja - zaślepiony - nic nie widziałem.


Najważniejsze że oczy w końcu Ci sie otworzyły. Tak bywa, można radzić i naprowadzać ,ale nic nie pomoże przejrzeć na oczy. Tylko Ty możesz to zrobić.
Toksyczny związek jest jak narkotyk, dlatego w tej chwili bedziesz musiał się odkochiwać, będzie boleśnie ,będą wspomnienia Cię nachodziły i cały czas będziesz wracał do tego co było ,a co już przestało istnieć dawno temu.
Ona z resztą od początku nie była dla Ciebie, teraz bylebyś się wystrzegał jej jeśli kochanek by ją olał. Wtedy ona z braku laku będzie chciała wrócić. Dlatego ważne jest całkowite wyjście z nałogu, abyś zamknął za sobą drzwi i otworzył okno. Wkrótce zima ,będzie biało radośnie światecznie (pomińmy tragedie narodowe z traktatem lizbońskim i kodeksem żywności ; P) wyjdź gdzieś do przyjaciół ,zabaw się na śniegu, zrób coś żeby nie myśleć o tym. Co najważniejsze, nie utrzymuj z nią kontaktu
napisał/a: Psychol logiczn 2009-11-04 20:47
Czytając takie tematy rozumiem Spartan!Oni zabijali te dzieci żeby uśmierzyć im ból ;) Bo jak takie coś miało później być z faceta to by cierpiało te kilkanaście lat a tak to bam i po bólu ;) Tobie wystarczy tylko współczuć że nie urodziłeś się w starożytnej sparcie :( Człowiek nie chciał byś uwierz NIE CHCIAŁ BYŚ mnie zobaczyć jak bym przeczytał eska o tym seksownym tyłeczku ;) życie to nie wieczorynka ;) A ty jesteś facetem więc musisz zacząć walczyć o swoje ;) Chyba że całe życie chcesz być [Mod: pip-pip] ;)
napisał/a: sirr01 2009-11-06 15:53
Psychol napisal(a):Czytając takie tematy rozumiem Spartan!Oni zabijali te dzieci żeby uśmierzyć im ból ;) Bo jak takie coś miało później być z faceta to by cierpiało te kilkanaście lat a tak to bam i po bólu ;) Tobie wystarczy tylko współczuć że nie urodziłeś się w starożytnej sparcie :( Człowiek nie chciał byś uwierz NIE CHCIAŁ BYŚ mnie zobaczyć jak bym przeczytał eska o tym seksownym tyłeczku ;) życie to nie wieczorynka ;) A ty jesteś facetem więc musisz zacząć walczyć o swoje ;) Chyba że całe życie chcesz być kopany w dupę ;)


Wypowiedziałeś się dość osobliwie, ale rozumiem przesłanie. No więc odpowiem - NIE. Nie chce być kopany w dupę (kto chce?). No i to doświadczenie nauczyło mnie, żeby więcej nie dać kopać się dupę. Późno, bo późno, ale zawsze.

Co do niej - nie chce z nią mieć kontaktu, powiedziałem jej to i ona mam nadzieję zaakceptowała. Odcinam się od osoby, która mnie okłamała i nie szanowała - to proste. Muszę przyznać, że czasami nachodzą mnie różne dziwne uczucia, ale wtedy przypominam sobie o tym jak mnie oszukiwała itd. i to jest to. Zamiast myśleć i się mazać, jestem lekko wściekły. Wściekłość przechodzi szybko i później zastanawiam się co tu dalej robić z życiem - teraz w tym momencie. Wolny jak ptak :)
napisał/a: Magulka 2009-11-06 18:12
Sirr01, przeczytałam cały Twój wątek od początku, nie wiem czy padło w nim słowo, że spotyka się z "zajętym" kolesiem, czy też nic o tym nie wspomniałeś na początku, ale po kilku pierwszych postach wiedziałam, że pewnie tak jest. Typowe zachowanie. Trzymała Cię "na zapas", gdyby tamten się na nic konkretnego nie zdecydował, albo inaczej - on zajęty, ona zajęta, lepiej czuła się z tą myślą. Kto choć raz coś podobnego przeżył, to doskonale wie, jak to wygląda... Nie daj się nabrać, gdy zechce wrócić, gdy tamten ją wystawi do wiatru...
Cieszy mnie fakt, że już widać pozytywne zmiany, jakie nastąpiły w Twoim podejściu przede wszystkim do samego siebie. Zaczynasz walczyć o swoje, o to co Ci się należy - o tzw. święty spokój Już nie musisz się o nic martwić, nie musisz myśleć z obawą o przyszłości, gorzej niż jest już na pewno nie będzie. Pomęczysz się tak jeszcze kilka miesięcy, a pewnego dnia z ulgą stwierdzisz, że masz to już za sobą. Stanie się to szybciej niż przypuszczasz. Następnym razem (już o niebo mądrzejszy, bo doświadczony:)), gdy ktoś będzie Cię chciał wplątać w podobne gierki - parskniesz śmiechem i powiesz dzięki, taki głupi to ja już nie jestem
Powodzenia!