Zdradziłam i zupełnie nie wiem co dalej..:((

napisał/a: ~gość 2009-03-30 23:39
bardzo napisal(a):DarkAngel:), widać bardzo się wstydzisz nawet na forum pisać o zdradzie skoro usilnie zrzucasz winę na alkohol i faceta. Jeśli się mylę to oczywiście zwracam honor, to moje subiektywne odczucie, pozdrawiam serdecznie:)


Tez prawda, a najlepiej to powiedzieć że sie zjadło dużo jabłek i przez to alkohol we krwi
napisał/a: ~gość 2009-03-30 23:53
Romantyczny:P, haha oglądałam dziś w tv, świetny news:) i jaka kreatywność w tych naszych politykach;P
napisał/a: ~gość 2009-03-31 00:13
dgw, aż z ciekawości zgłębiłam róznicę między szczerością i zakłamaniem. Chętnie podzielę się z tobą tym, co przeczytałam o pierwszej cnocie:

Szczerość nie polega jednak na ujawnianiu sekretów, które zostały komuś powierzone w zaufaniu. Obowiązek zachowania tajemnicy może wynikać np. ze złożonej przysięgi, z charakteru wykonywanego zawodu, np. lekarza, dziennikarza, bądź też z tego, że cnota miłości zabrania ujawniania czegoś, co mogłoby komuś innemu zaszkodzić czy zranić go.



W swojej wypowiedzi wyraziłeś dość jasno, że wiedza o zdradzie żony sprzed wielu lat ci ciązy czasami, pomimo, że jesteś zadowolony z jej posiadania. Ja natomiast wyraziłam swoją nadzieję, ze kiedyś przestaniesz doświadczać tych cięzkich momentów, bo jak sam słusznie zauważyłeś jedno wyklucza drugie. Gdzie tu miejsce na zart?

Wiele pracy i wysiłku wymaga, aby taką wiedzę zamienić w coś dobrego, w jakąś nauczkę na przyszłość, mądrość zyciową. Oby ci się udało, skoro już wiesz.

Ja jednak nadal uważam, że powinno się zachować dla siebie takie przeżycia. Spojrzeć na siebie krytycznie, bez wybielania, bez szukania okoliczności łagodzących i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Wyznanie prawdy w większości wypadków jest podyktowane wstydem i strachem przed jakąś "życzliwą" osobą. Samo powiedzenie partnerowi o zdradzie nie uchroni związku przed kolejnymi "skokami w bok", a tego przecież oczekuje ten, kto został zdradzony i potrafił wybaczyć. Aby to sie już więcej nie powtórzyło...
napisał/a: ~gość 2009-03-31 10:43
napisal(a):Ja jednak nadal uważam, że powinno się zachować dla siebie takie przeżycia. Spojrzeć na siebie krytycznie, bez wybielania, bez szukania okoliczności łagodzących i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Samo powiedzenie partnerowi o zdradzie nie uchroni związku przed kolejnymi "skokami w bok"


Cóż za hipokryzja!
Nie uważasz Jesienna że gdybyś powiedziała męzowi o swoim zauroczeniu innym facetem do najgorszego mogłoby nigdy nie dojść! W tym właśnie najbardziej zawinił mój mąż i o to mam największy zal. Nie dał mi (tak jak Ty nie dałaś swojemu mężowi) szany na zawalczenie o jakość naszego związku gdy jeszcze można było o nią walczyć nie pozostawiając po sobie zgliszczy - tyle złych rzeczy mogło się nie wydarzyć. Nie wiem czy moja miłość do niego byłaby wystarczającą bronią by otworzyć mu oczy, ale przynajmniej wiedziałabym ze chociaż na tyle mnie szanuje by być uczciwym, by dać szansę.

Piszesz często (właśnie wybielając się) że nie mówienie całej prawdy to nie to samo co kłamstwo. Gdyby Twój mąz zapytał - spałaś z innym? - zgodnie z tak pojmowaną prawdą odpowiedziałabyś że NIE - Ty z nim nie spałaś, tylko SIĘ BZYKAŁAŚ.... Tak mamy rozumieć różnice między zatajeniem prawdy a fałszem??? Gdyby zapytał czy zakończyłaś romans bo Go kochasz? - odpowiedziałabyś zapewne że TAK - a wszyscy wiemy że gdyby tamten facet nie potraktował Cię jak jednorazowe trofeum pewnie nadal byś mu się oddawała.

Z punktu widzenia i czucia osoby zdradzonej mogę powiedzieć że MAM OGROMNY ŻAL nie o to że mąż pieprzył jakąś tanią dziwkę ale o to że dowiedziałam się od "osoby życzliwej" a nie od niego. Przez swoje zakłamanie i tchórzostwo naraził mnie na dodatkowe upokorzenie - a przecież według Ciebie to ...
napisal(a):cnota miłości zabrania ujawniania czegoś, co mogłoby komuś innemu zaszkodzić czy zranić go.


Gratuluję...... takiego podejscia do życia
napisał/a: Monini 2009-03-31 11:44
nicość napisal(a): MAM OGROMNY ŻAL nie o to że mąż pieprzył jakąś tanią dziwkę ale o to że dowiedziałam się od "osoby życzliwej" a nie od niego. Przez swoje zakłamanie i tchórzostwo naraził mnie na dodatkowe upokorzenie

no wlasnie, czyli mamy tu glos takiej osoby, ktora mowi, ze prawda jest dobra. Jestem teraz ciekawa, jak zostanie to skomentowane.
napisał/a: ~gość 2009-03-31 13:45
Nicość, łudzisz się twierdząc, ze gdybyś wiedziała potrafiłabyś wpłynąć na swojego męża, tak jak mój maż byłby w stanie wpłynąc na mnie. Człowiek jest jednostką autonomiczną i albo kieruje się pewnymi zasadami moralnymi albo nie. Wypływa to z jego wewnętrznych przekonań i chęci pracy nad sobą, aby przy nich wytrwać. Bliscy lub obcy ludzie mogą tłumaczyć, grozić, prosić, a i tak na wiele to się nie zda, jesli nie będzie tej wewnetrznej chęci. Nie pomoże tu nadzór i pełna kontrola.

Między innymi i dlatego w mojej historii był nawrót, bo nie było jakiegoś wstrząsu, który popchnąłby w dobrą stronę. Owszem byłam tylko jednorazowym trofeum i powiem ci, ze z perspektywy czasu jestem z tego zadowolona. I tak ciężko żyć ze świadomoscią, że zdradziłam, ale żyję i staram się, aby to moje zycie było jak najlepsze. Nie dla męża, ale dla samej siebie, a w efekcie dopiero dla niego.

Piszesz, ze nie dałam szansy mojemu meżowi zawalczyć o nasz związek, a czemu nie wspominasz, ze ja walczyłam a on nie dał mi szansy, żebym mogła się przy nim poczuć wartościową kobietą i partnerką? W zasadzie teraz jak patrzę na moje wysiłki to widzę dlaczego poległam, dlaczego w większości wypadków były "jak grochem o scianę". Walczyłam o jakąś konkretną wizję związku, wkładałam męża w jakieś ramki, miałam wobec niego konkretne oczekiwania. Dawałam tyle, a chciałam, zeby on oddał mi w zamian tyle samo. To tak nie działa niestety. On mógł mi dac tylko tyle, ile sam chciał. Nie mogę zmienic jego nastawienia do naszego małżeństwa, choćbym pracowała w pocie czoła dzień i noc. Mogę zmienić siebie.

Wkładasz mi w usta odpowiedzi na pytania, których nie usłyszałam i zapewne nie usłyszę. Mój mąż nie ciągnie tego tematu, nie dopytuje, choc wie, że nie byłam mu wierna. Dlatego nadal uważam, że powinnam zachować moje przeżycia dla siebie...

Dla mnie ta wiedza, którą mam, jest na wagę złota. Monini, prawda jest dobra! Prawda o sobie samym. Bo siebie mogę zmienić, innego człowieka, choćbym znała o nim całą najczarniejszą prawdę - nie.


justaguy napisał bardzo ważne słowa
napisal(a):najważniejsze to mieć odwagę przyznać się do błędu przed samym sobą.
napisał/a: Magdalena32 2009-03-31 14:23
jesienna napisal(a):Między innymi i dlatego w mojej historii był nawrót, bo nie było jakiegoś wstrząsu, który popchnąłby w dobrą stronę. Owszem byłam tylko jednorazowym trofeum i powiem ci, ze z perspektywy czasu jestem z tego zadowolona. I tak ciężko żyć ze świadomoscią, że zdradziłam, ale żyję i staram się, aby to moje zycie było jak najlepsze. Nie dla męża, ale dla samej siebie, a w efekcie dopiero dla niego.


właśnie nawrót nastąpił z tego powodu że wolałaś milczeć niż powiedzieć co się dzieje, powiedziałabyś o tym była by reakcja no ale wolałaś milczeć a tym samym otworzyć sobie furtkę do dalszego romansowania. w sytuacji kiedy rozmawiałaś z nim, może on czuł się mimo wszystko zbyt pewnie i taka informacja pomogła by wam bo wątpię aby nie zareagował i nie zawalczył, bo niby skąd miał wiedzieć co się z Tobą dzieje skoro on nic złego nie wyczuwał i robił dalej swoje?
tym się właśnie kończy milczenie, bo po czasie kiedy wyrzuty sumienia miną a osoba zauważy że nic się w zachowaniu partnera nie zmieniło zrobi to ponownie, a wystarczyło by wyjawić prawdę i aby partner miał wybór zostać, zmienić się albo odejść Ty wyboru nie dałaś, wolałaś pójść na łatwiznę i być potem zadowoloną z tego co się stało.
napisał/a: sorrow 2009-03-31 15:03
Coś tu chyba niektórzy ludzie zbyt optymistycznie sobie inne scenariusze niż wyznanie prawdy wyobrażają :). Ten, który dowiedział się prawdy od partnera będzie zawsze mówił, że skoro uważa to za błąd, to powinien sam sobie dac z tym radę, a nie obciążać niepotrzebną do niczego wiedzą innych. Ten, który dowiedział się przez przypadek od kogoś snuje myśli w rodzaju "gdybyś mi powiedział, to wszystko byłoby inaczej". Nic nie byłoby inaczej. Wcale nie byłoby prościej. A możliwością dokonania jakiegoś wyboru na podstawie "prawdy" można sobie w takiej chwili pupcię podetrzeć.

Osoba, która zdradziła, a zdaje sobie całkowicie sprawę z tego co zrobiła i ma szczere postanowienie dołożyć wszelkich starań, żeby jej obecny związek rozkwitał powinna milczeć. Powinna jak Kmicic - zdrajca przybrać postać Babinicza, żeby inni zyli w nieświadomości i dali mu szansę na pełną rehabilitację. Gdyby po prostu przed nimi stanął to dałby im ten tak przez niektórych ceniony "wybór". Najprawdopodobniej by go pozbawili życia za zdradę i tyle (no bo jak raz zdradził, to pewnie jeszcze nie raz to zrobi). Jako Babinicz natomiast miał szansę na czynienie dobra... i o to w związku chodzi.

dominik25 napisal(a):wolałaś pójść na łatwiznę i być potem zadowoloną z tego co się stało.

To już chyba tradycja na tym forum :). jesienna mogłaby sto kolejnych razy napisać jak bardzo tego co się stało żałuje, a ty i tak wciśniesz do swojej wypowiedzi coś przeciwnego... chyba, żeby podeprzeć czymś chociaż swoje argumenty.
napisał/a: ~gość 2009-03-31 15:50
Sorrow, napewno nie byłoby prościej.... tak samo by bolało.
Z tą różnicą że gdy dowiadujemy się tak strasznej i gruzgocącej prawdy od partnera a nie od obcych możemy mieć nadzieję że rzeczywiście chce na zawsze zamknąć ten rozdział w swoim życiu. Że nie zostawia sobie otwartej furtki na powrót do kochanka, czy chociażby do namiętnych wspomnień... sam dobrowolnie powieza w rece małżonka klucze do tych zatrzaśniętych drzwi.... Ty dowiedziałeś się od żony..... Więc nie wiesz jak bardzo ze wstydu chciałam się zapaść pod ziemię.... nie dlatego ze on mną pogardził.... ale za niego.... że był zdolny tak okrutnie kogoś skrzywdzić..... że wtargnął z buciorami w cudze życie i ogrzał się przy cudzym ognisku..... Było mi wstyd że jestem jego żoną..... i długo nie mogło mi przejść przez gardło - to mój mąz (mimo że w gruncie rzeczy to dobry człowiek a jednak pozostawił po sobie czyjeś łzy i zgliszcza).

Jesienna
napisal(a):Piszesz, ze .... ja walczyłam a on nie dał mi szansy, żebym mogła się przy nim poczuć wartościową kobietą i partnerką? Walczyłam o jakąś konkretną wizję związku, wkładałam męża w jakieś ramki, miałam wobec niego konkretne oczekiwania. Dawałam tyle, a chciałam, zeby on oddał mi w zamian tyle samo. To tak nie działa niestety. On mógł mi dac tylko tyle, ile sam chciał.

A czy On może czuć się przy Tobie wartościowym męzczyzną i partnerem? Owszem walczyłaś.... ale nie o to by Wam było lepiej tylko Tobie... to o swoją wizję związku zabiegałaś. Miłość to przede wszystkim dawanie siebie drugiemu człowiekowi.... i przyjmowanie tego co on nam ofiarowuje..... a nie branie lub ządanie tego co chcemy dostać w zamian.
Dlatego nadal jestem z nim i nadal go kocham.... przyjęłam policzek.... i mimo bólu jaki jeszcze po dwóch latach odczuwam nie załuję że daję mu siebie.
Ale mam żal. Po pierszym razie z tą kobietą sam wywołał ostra wymianę zdań... Nie po to bym się dowiedziała... ale po to by samego siebie przekonać że to ja jestem ta gorsza a ona lepsza, że go nie kocham tak jak tamta.... Padło z mojej strony pytanie: czy chce poszukać kogoś kto da ci szczęście? (bo on był dla mnie najważniejszy) - odpowiedział że nie, że chciał i chce być ze mną..... Nie okłamał tylko nie powiedział prawdy...... że już kogoś ma, że już bzyka się z inną i z nią też chce być..... i po uśpieniu mojej czujności romansował 10 miesięcy.... Nie uwazasz ze zasługiwałam na prawdę i szansę zdecydowania czy taki układ mi odpowiada???? Może gdyby wtedy miał dla mnie choć odrobinę szacunku i ludzkiego współczucia te 10 miesięcy już nigdy by się nie wydarzyły..... może szybciej by zrozumiał ze w ten sposób może mnie utracić......
Nie jestem naiwna... czasu nie cofnę.... ale teraz trudniej jest zaufać na nowo... trudniej uwierzyć w słowa "kocham cię jak nigdy dotąd".
napisał/a: ~gość 2009-03-31 21:21
Mimo wszystko sytuacja kiedy partner dowiaduje się o zdradzie z ust partnera a kiedy z ust innych ludzi to są dwie różne historie i ciężko je postawić obok siebie. Ta druga jednak wydaje się być bardziej bolesna, jest więcej pytań,wątpliwości a czasami i perfidność przekraczająca normę. Jakoś trudno mi uwierzyc w szczerą intencję i żal ludzi, którzy chcą zataić fakt zdrady. Znam historię gdzie żona okłamywała męża że coś się w niej wypaliło, było mnóstwo obiecanek ,mnożek i wyjechała na parę dni "do matki", tak naprawdę majstrowała sobie wyłączne prawo do opieki nad synem bez wiedzy męża, by połączyć się w miłosnym uścisku po wsze czasy z kochankiem, który zostawil dla niej żonę i trójkę dzieci (ponoć to pierwsza miłość). Zatajenie prawdy w tym wypadku służyło tylko i wyłącznie zyskaniu na czasie,a z autopsji znam tylko przypadki gdzie prawda została ukryta w celu ratowania swojego tyłka. Jeśli chodzi o kłamanie do końca/ukrywanie prawdy albo jej wyjawienie to jednak tutaj tylko dgw stał w jakimś stopniu po obu stronach i jego odpowiedź wydaje mi się najwiarygodniejsza.
Z resztą nie wiem czy zdrada to faktycznie taki koniec świata, że prawdy nigdy nie należy mówić bo to zrujnuje drugą osobę (jak widać ludzie potrafią wybaczać - choć czasami idzie to na darmo), czasami się zastanawiam czy zdrada to najgorsza rzecz jaka spotkała zdradzonych w całym życiu ,a do tej granicy bólu wszystko było ok , szczęśliwe dzieciństwo ,młodość i pierwsze lata dorosłości ,ale tego nie da się sprawdzić. Z resztą czy faktycznie chodzi o wiedzę o czynie partnera czy sam fakt tego czynu? Czy partner mówiący "wolałbym nie wiedzieć" nie chce w ten sposób zamanifestować swojego bólu i zawodu?
Jeśli chodzi o samo przekazywanie informacji - trzeba jednak tutaj podejść inaczej do każdego przypadku. Niektórzy lubią się pławić w swoim szczęściu nawet jeśli mąż zdradza to żona jest szczęśliwa twierdząć "może to robić pod warunkiem że ja nic nie wiem" a inni nawet sobie pozwalają na skoki w boki urozmaicając w ten sposób swój związek.
napisał/a: ~gość 2009-03-31 22:49
Jak ktoś pisze że nie widzi różnicy między dowiedzeniem się prawdy od partnera od dowiedzeniem się kogoś innego to ... ja jestem zaskoczony

sorrow napisal(a):Ten, który dowiedział się przez przypadek od kogoś snuje myśli w rodzaju "gdybyś mi powiedział, to wszystko byłoby inaczej". Nic nie byłoby inaczej.


Może nie wszystko byłoby inaczej, ale jednak.

Sytuacja pierwsza. Partner zataja prawdę, dowiadujemy się od kogoś innego. Tak więc:
partner zdradził, okłamywał nas aż do teraz (może kilka dni, miesięcy, lat), nie okazał żalu, naraził nas na wstyd faktu dowiedzenia się prawdy od "obcego".

Sytuacja druga. Partner wyjawia prawdę. Tak więc: partner zdradził, okazał szczerość, pokazał że żałuje tego, nie naraził nas na to że dowiemy się od "obcego".

Naprawdę nie widać różnicy?

sorrow swoje wnioski wysnuwasz na podstawie własnych doświadczeń, logiczne. Tobie żona powiedziała i wcale nie było łatwiej. Ale ona nie powiedziała tego bo chciała być szczera, ona tylko chciała pozbyć się natrętnego "przyjaciela" i Ty byłeś sposobem na to. Ty wiedziałeś o tym. Sam napisałeś że zabrakło z jej strony żalu, skruchy i tego Ci brakowało.

Gdyby mentos powiedziała to swojemu chłopakowi to wyglądałoby to zupełnie inaczej.

Moim zdaniem te dwie sytuacje nie są sobie równe, lepiej wiedzieć od partnera.

W sumie jeśli partner zdrad nie wybacza to nie ma wielkiej różnicy, świat się zawalił i już. Ale jeśli jest szansa że wybaczy... to przynajmniej będzie żył dalej ze szczerą osobą, która naprawdę tego chce skoro powiedziała. No i może ten fakt pomoże nie odejść..

ps. tak wiem nie dotrzymałem słowa
napisał/a: sorrow 2009-03-31 23:29
don Corleone, nie dotrzymałeś słowa... według regulaminu tego forum... a nie, regulamin nic o tym nie wpsomina ;).

No i czy to wszystko nie jest skomplikowane? Niestety każda rada opiera się na niepewnych przesłankach:
- na doświadczeniach (u tych, którzy mają to za sobą)
- na wyobrażeniach (u tych, którzy mają przed sobą... oby nie :) )
- na gdybaniu
- na żałośnie płytkim poznaniu sytuacji na podstawie kilkudziesięciu zdań napisanych na forum

W sumie to dobrze, że pojawiają się na forum różne opcje. Bo to właściwie nie tyle są rady, a sugestie. Człowiek i tak sam podejmie decyzję. Na podstawie opinii innych może co jedynie wyobrazić sobie przyszłość w takim, czy innym scenariuszu. To wszystko są bardzo poważne sprawy i cierpi przeogromnie jedna lub więcej osób. Z tego powodu może nie na miejscu jest całkowite i nieustępliwe degradowanie (wręcz tępienie) jednej z opcji. Wystarczy przecież jedynie podzielić się z forumowiczami opcją, którą osobiście preferujemy.

BeatrixKiddo napisal(a):czy faktycznie chodzi o wiedzę o czynie partnera czy sam fakt tego czynu?

Podchodząc całkowicie naukowo do tego pytania w fizyce (szczególnie kwantowej) dany fakt nie istnieje dopóki nie dokonasz pomiaru (czyli dowiesz się). W dużej mierze więc chodzi też o "dowiedzenie się" :).

BeatrixKiddo napisal(a):Niektórzy lubią się pławić w swoim szczęściu nawet jeśli mąż zdradza to żona jest szczęśliwa twierdząć "może to robić pod warunkiem że ja nic nie wiem"

Niektórzy mają to szczęście, że pławią się w nim nie dając takiego pozwolenia, a jednak nie dowiadując się o tragicznym "wydarzeniu" w życiu partnera do końca swoich dni. Żyją w miłości z partnerem, który autentycznie kocha pomimo tego co się stało, mają dzieci i szczęśliwą rodzinę. Żyją tak przez wiele lat... aż trudno uwierzyć, że ktoś chciałby im tą "sielankę" zepsuć "prawdą" :).