Zemsta, warto / nie warto?

napisał/a: c914-2711 2009-09-07 09:57
Tak jak w temacie, ale może od początku, postaram sie streścić jak najbardziej, bez zbędnych szczegółów:

Byłem sobie w już upadającym związku, naprawdę różne rzeczy słyszałem i oboje doszliśmy do wniosku, że to już nie ma sensu.

Była sobie ona, w takiej samej syt.
Wspólni znajomi nas poznali, po jednym zakrapianym przyjęciu wylądowaliśmy w łóżku, sęk w tym że jeszcze definitywnie nie domknęliśmy poprzednich związków.

Trochę zdezorienotwany tą syt. byłem, tak trochę cały mój dotychczasowy światopogląd na temat związków się zawalił, to ja byłem ten zły co zdradza, którego notabene zawsze potępiałem.
Jednak ta 'nowa' była dla mnie taka dobra, istny anioł wtedy. A 'poprzednia' nadal raniła mnie przy każdej okazji, powiedziałem sobie w końcu: "ok, zdecyduj się facet", ze swoją 'poprzednią' definitywnie skończyłem... mówiąc jej prawdę, z wiernością się nie udało to chciałem chociaż szczerość zachować... ale koniec końców podziękowała mi za to, jak sama określiła 'wie kogo winić', psuło się od dawna, i to nie wyłącznie z mojej winy ale ok, nie dyskutowałem z tym już.

Jej syt. wyglądała trochę inaczej, mieszkała ze swoim 'aktualnie-byłym' prosiła mnie żebym wytrzymał, puki nie załatwi do końca pewnych spraw w pracy i z rodziną, że z szukaniem mieszkania to dla niej teraz za dużo na głowie by było. Nie byłem jeszcze tak strasznie do niej przywiązany, zgodziłem się na taki układ, pomagałem jej jeszcze jak mogłem w pozałatwianiu tego wszystkiego.

Schody się zaczęły gdy przyszła pora na szukanie mieszkania i zakończenie jej poprzedniego związku definitywnie, zaczęła się oddalać aż w końcu.. poprosiła mnie o przerwę, mówiła, że się wyprowadza ale musi chwile sama teraz pobyć itp itd.

Zgodziłem się, teoretycznie to normalne po rozstaniu. kwestia tylko z tym, że nasz kontakt, nawet na zasadzie 'cześć, co u ciebie?' stawał się coraz mniejszy, po 2 miesiącach już nie wytrzymałem i pytam jak w końcu robi, jak poszukiwania mieszkania, czy się jej nie odwidziało z tym 'aktualnie-byłym', ochrzaniła mnie, że to jej sprawa, sama musi to zakończyć bez niczyjej interwencji itp. I tak się to ciągnęło jeszcze trochę, ja głupi myślałem nad każdą rozmową z nią itp. a w miedzy czasie na siebie byłem zły "Jak może mi zależeć na kobiecie co sypia z innym?", ostatnio po jednej z naszych rozmów zapytałem jak ostatecznie robi, czy wyprowadza się czy nie... powiedziała, że nie, że miała nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi itp.

Czuję się trochę wyrolowany, większość z was pewnie pomyśli, że dobrze mi tak, bo wiedziałem w co się pakuje.. ok, ale ona też wiedziała, gdyby na start po jednej nocy powiedziała 'sorry, alkohol, idźmy w swoje strony' nie miałbym o nic pretensji, ale dała mi przez 4 miesiące niejeden powód, abym uważał, że chce być ze mną.

Ok, a teraz właściwa treść, najbardziej mnie chyba w tym wszystkim boli nie to, że nie chce być ze mną, ale to, że o ile ona moje życie przewróciła do góry nogami o tyle ten nasz 'związek' na jej życie nie wywarł żadnego wpływu, żyje sobie z tamtym jak nigdy nic.

Ale nie wie, że mam kontakt do jej aktulanego. I tak mi po głowie ost. chodzi, co by na pożegnanie i ona trochę 'odczuła' mnie w swoim życiu, bo wiem, że nie powiedziała mu o 4 miesiącach ze mną.

Jak wy to widzicie?
napisał/a: natsu_22 2009-09-07 10:12
ja bym porozmawiala z jej chlopakiem bo skoro go zdradzila z Toba to bedzie to mogla robic dalej bez zadnych wyrzutow sumienia a trzeba tez pomuslec o nim no bo kto lubi byc zdradzanym a kto wie czy nie robila tego wczesniej
napisał/a: c914-2711 2009-09-07 10:23
O wyrzutach sumienia mówiła baaardzo dużo, ale na mówieniu się kończy. Jeszcze mamy wspólnych znajomych i czasami przyznają mi racje.. a i nieraz sama podobno mówiła, że to 'nic wielkiego, bo faceci jak zdradzają to jest ok, a kobieta to już nie może', ogólnie usprawiedliwianie samej siebie, kwestia tylko czy za normę uznajemy to co normalne czy to co nienormalne.
Największy hamulec jaki z tym mam to myśl, że 'mi się zepsuł zabawki to i innym zepsuje'.
Z drugiej strony chciałbym ją nauczyć trochę odpowiedzialności za swoje czyny, bo ludzie są dosyć dorośli żeby iść z kimś do łóżka a już niewystarczająco żeby ponieść pewne konsekwencje.
napisał/a: arturo1 2009-09-07 10:31
c914-2711, z chwila kiedy zdradziles - straciles prawo do poczucia sie pokrzywdzonym. Zwyczajnie spotkala cie "kara" szybicej niz moglbys sie tego spodziewac.
Mysle, ze bede w tej kwestii odosobniony... - ale uwazam ze kiedy czlowiekowi dzieje sie krzywda powinnismy reagowac. I zdecydowanie tak c914-2711 - reaguj, to nic ze jestes kierowany przez urazona meska dume, to nic ze te pobudki sa nadzwyczaj niskie - bo ogolny rachunek i tak wychodzi na plus... facet twojej "wspolzdrajczyni" :) bedzie mial jasnosc kogo kocha (?)
napisał/a: mel1 2009-09-07 10:35
A powiedz, na prawdę chce Ci się to wszystko rozgrzebywać? Rozpętywać nie wiadomo co?

A jeżeli ten chłopak przez te 4 miesiące i tak miał w gdzieś co ona robi i z kim? Cała jego złość, żal i agresja może skupić się na Tobie, bo teraz są zadowoleni i razem. Nie wiesz dokładnie jaki był układ między nimi, a Ty wejdziesz teraz z butami w ich życie... ;)

Przykład z zabawką jak najbardziej spoko ;)
napisał/a: ~gość 2009-09-07 10:59
Nie zgrywaj sie na chama, zeby wchodzic z buciorami do twojego zycia. kolejna, zraniona meska duma... dzizys.
czlowieku, sam zdradziles swoja partnerke i znajac zycie, gdybys wiedzial jak to sie skonczy, to bys pewnie slowa jej nie powiedzial i zyl z nia jak dalej. wiec nie rob z siebie ostatniego sprawiedliwego. co ci to da? bo naprawde nie wiem...
Zraniles kogos, ktos zranil ciebie. uwazam, ze rachunek jest wyrownany.
tyle
napisał/a: c914-2711 2009-09-07 11:15
Wiem, można powiedzieć, że dostałem co chciałem, ale teraz właśnie z czystego egoizmu (tak, nie robię się na ost. sprawiedliwego) chciałbym aby i innych nie ominęło to na co zapracowali.



Zdepresjonowana - tamten związek jak pisałem już, był na wymarciu, naprawdę różne rzeczy o sobie słuchałem (mniej więcej to, żebym sobie znalazł inną kobietę, paradoks) i do pewnego momentu tak jak mi mówiła uważałem, że jestem winny za całe zło świata. Mój błąd polegał na tym, że nie skończyłem definitywnie tego o tydz. wcześniej.
napisał/a: ~gość 2009-09-07 11:20
c914-2711, czlowieku a moze sie tak odciac od tych zdarzen co?
zaczac sobie zyc od nowa, na spokojnie.
po co masz miec wyrzuty sumienia za rozbicie czyjegos zwiazku...? to co ona zrobila zostaje na jej sumieniu, i tylko na jej sumieniu powinno zostac. nie wcinaj sie w to. uwierz, ze lepiej sie nie poczujesz.
zajmij sie czyms innym- np zacznij zbierac znaczki.....
napisał/a: kasiasze 2009-09-07 11:26
A nie boisz się c914-2711, że ona z Ciebie zrobi głupiego, że coś sobie ubzdurałeś, że nic Cie nie obiecywała, ze to "jakiś chory człowiek" powie swojemu - jak sie poczujesz? Lepiej? Tamten jej uwierzy, faktycznie nie wiesz JAK między nimi teraz jest, moze ona jest w ciąży, może wreszcie po burzach i kryzysach odnaleźli siebie a Ty będziesz tylko żałosny.
Na drugi raz bądź ostrożniejszy i nie czekaj tyle, rób swoje i dbaj o równy wkład w budowanie związku, nie daj się zbywać "dziś nie mam czasu, praca, muszę załatwić, moze za miesiąc".
Zemsta? Nie widzę tu do niej podstaw ani nie liczyłabym na Twoje lepsze samopoczucie po jej wykonaniu!
napisał/a: sorrow 2009-09-07 11:41
c914-2711 napisal(a):Największy hamulec jaki z tym mam to myśl, że 'mi się zepsuł zabawki to i innym zepsuje'.

No i całe szczęście, że masz takie hamulce. Wiem, że pokusa też nie jest mała... tylko widzisz... to nigdy nie jest takie proste jak po prostu powiedzenie. Wyobrażasz sobie, że ty mu powiesz, a on zerwie z nią i ona będzie cierpiała. A to przecież raptem jeden z możliwych scenariuszy. Wszystko może potoczyć się zupełnie inaczej... np.:
- ty mu mówisz, ona zaprzecza, on jej wierzy, ona mu mówi, że ją nachodzisz i szantażujesz, on czeka na ciebie w ciemnej uliczce z kolegami
- mówisz mu, on zakochany do granic możliwości rozstaje się z nią, wpada w depresję i popełnia samobójstwo
- mówisz mu, on w afekcie zatłucze dziewczynę na śmierć i idzie siedzieć, a po wyjściu czeka na ciebie w ciemnej uliczce, żeby dokończyć sprawę
- mówisz mu, on się z nią rozstaje, ona cierpi strasznie, dostała nauczkę, wpada w depresję i popełnia samobójstwo


Interesuje cię któryś z takich scenariuszy? Chyba nie bardzo. Daj więc spokój, a życie i tak się o nią zatroszczy.
napisał/a: ~gość 2009-09-07 11:46
sorrow, troche hardcorowe te scenariusze.... ale nie powiem- zdarzaja sie takie historie...

wiec koles lepiej nie przykladac do tego reki.....
napisał/a: c914-2711 2009-09-07 13:31
Nad konsekwencjami szczerze nie myślałem bo.. po co? Ona niejednokrotnie mnie do wiatru wystawiała, a były to syt. przy których naprawdę trzeba było mieć 2gą osobę gdzieś żeby tak postąpić. A ja jak głupi pomagałem jej z czym tylko mogłem (ile razy słyszałem 'nie wiem jak ja Ci się odwdzięczę' ..to się odwdzięczyła ), ten 1 raz na odchodne chciałem żeby wyciągnęła pewną lekcje.
Co do tych scenariuszy: O swoje zdrowie to ja się akurat nie boję :) prędzej ja bym go zatłukł. A czy by coś mu ściemniła, czy by się pogodzili czy by się rozeszli, (wariant z ciążami wątpliwy - pigułki bierze; że on by jej coś zrobił też 99% wątpliwe) mam to gdzieś, raz 1 bym mu opisał pikantnie te 4 miesiące i niech się dzieje co chce, chodzi mi o to (n-ty raz podkreślam) żeby spotkała się z pewnymi konsekwencjami swoich działań, czemu to ja mam w tym wszystkim tylko dostać po pupie?