Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl

Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl

Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.

Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:

  • zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
  • zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
  • zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
  • zmiany porządkowe i redakcyjne.

Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.

Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl

Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).

Zyczenia dla byłego...

napisał/a: ~gość 2009-10-01 16:03
czytając początek myślałam że pisze to niezrównoważona emocjonalnie 18- latka... Dobrze wiedzieć, że takie coś nie mija, bo sama jestem też pod względem emocji dość niestabilna.
ChanelNr5 napisal(a):Ale troche w zyciu przezyłam i moja wrażliwosc powoduje ze popadam w deprechy... to trudne.
fakt, trudne, też miewam zmiany nastrojów, huśtawki takie, że obraca mnie do góry nogami, ale nie można się usprawiedliwiać. Chociaż sama to robię czasem. No tak, nie jest łatwo się nie usprawiedliwiać. Wydaje mi się, że patrząc przez pryzmat tego faceta, to już zamknięty rozdział w Waszym życiu, on widocznie odciął się od tej historii i nie chce mieć z nią nic wspólnego. Więc może skup się na kimś lub czymś innym niż on?
napisał/a: ~gość 2009-10-01 16:15
:) pomysl z odwiedzinami jest kuszący, juz widzę jego minę i swoją ...

I chyba troche bym się tego obawiala... To ryzykowne. Mzoe byc zajety, byc z kims, np z jakas dziewczyna. Wiem gdzie nocuje gdy wraca na weekend. To jest wyjscie. Pomysle, ale nie chce zeby okazalo sie ze to tylko rozdrapywanie rany.

Jesli nie to jedynie przypadek, lub niespodziewany kiedys odzew od niego.
A tak nawiasem czy jest mozliwosc uzyskania czyjegos maila lub nowego nr-u komórki bez zapytania znajomych?

[ Dodano: 2009-10-01, 16:20 ]
18 latka? A widzisz po 25-tce tez sie takie rzeczy zdazają, szczególnie u tych wrazliwców vanillo

Miłosci sie nie kontroluje, ale nad emocjami i szacunkiem do siebie i innych trzeba pracować cale życie.

Dzięki za rady, nie wie co zrobie, ale nie napisze do niego przez "nk" np, bo przeciez go usunelam. Boze, jak to czytam, masakra.

Kiedys myśalam o liscie i kartce przez poczte polską, ale ... no własnie. Moze rzeczywiscie pora dac temu spokój i zaczac naprawe od siebie.
napisał/a: ~gość 2009-10-01 16:38
ChanelNr5 napisal(a):Miłosci sie nie kontroluje, ale nad emocjami i szacunkiem do siebie i innych trzeba pracować cale życie.

Aaaa tam. Jak dla mnie wszystko jest kwestią świadomych decyzji i wyborów. Jeśli chce się siedzieć 15 lat i rozpamiętywać nieudany związek, to będzie się to robić, ale nie dlatego, że miłości się nie kontroluje, ale dlatego, że nie chce się wziąć się w garść.
napisał/a: ~gość 2009-10-01 16:44
Racja Kaczuś...

Tylko mówię , ze czasem nie jesteś wstanie zapanować nad uczuciami, swoimi i czyimis, kiedy kochasz. Robisz głupie rzeczy, ktoś też je robi. Uczucie zmienia swoją intensywność, często niezależnie od nas samych.

Ale to też kwestia wrażliwosci, psychiki no i wyborów.
napisał/a: ~gość 2009-10-01 19:02
ChanelNr5 napisal(a):Uczucie zmienia swoją intensywność, często niezależnie od nas samych.

Cy to oznacza, że niepotrzebnie się zaręczyłam, bo być może jutro rano wstanę i moja miłość nagle z poziomy "bardzo cię kocham" zmieni się w poziom "w sumie to cię lubię"? Skoro uczucia zmieniają się tak jak piszesz, nieoczekiwanie i bez naszego wpływu, to każdy związek miałby przed sobą krótką przyszłość i nie byłoby na czym budować rodziny.
napisał/a: Zakk 2009-10-01 20:47
myślę że bardziej chodzi jej o to, że wszystko co jest dookoła nas jest maksymalnie nieprzewidywalne; ludzie, życie, świat, my sami... uczucia też. Nigdy nie będziesz na 100% pewna jutra i to właśnie jest piękne.
I wcale nie znaczy, że mamy zakładać najgorsze...
napisał/a: ~gość 2009-10-01 21:43
Ale zwaz Kaczusiu ze oprocz tego że Ty jesteś szcześliwa i w miarę w spólnie z partnerem kontrolujecie ten stan to są jednak związki, które się rozpadają, często z błachych powodów, bo zaurocznie opada, bo to nie to, bo zdrada, której bysmy sie nie spodziewali, bo wybuchy emocji których bysmy sie po sobie nie spodziewali, bo slowa ktorych wolelibysmy nie słyszeć...
Ogólnie życie. Wszystko się kiedyś kończy z lepszym lub gorszym happy end.
I tak mamy wpływ na to co robimy, na nasze decyzje, ale ludzie często dzialają też pod wpływem emocji i ja jestem tego przykładem.

Gratuluje Ci Twojego związku, zaręczenie świadczy o Waszej duzej dojrzałości.
I nie masz się niczego bac, jesli jestes pewna to nie myśl o najgorszym.
Niewykluczone ze cos złego moze się kiedyś stać, ale póki co ciesz się swoim szczęściem bo Ci sprzyja :)

Ja nie byłam pewna jego. Mimo że zapewnial o uczuciu na różne sposoby to nie czulam sie bezpiecznie. Wtedy myslalam, ze mimo wszytsko go kocham. Ale skoro nie czulam sie bezpiecznie to bylo to pewnie tylko zauroczenie i po prostu zalezało mi. Mimo swoich strań nie umialam go kochać, choc wydawalo mi sie ze tak własnie jest...

[ Dodano: 2009-10-01, 23:00 ]
Właśnie doszłam do wniosku ze nie zrobie nic. Juz nic. Okolo 4-ech miesiecy temu napisalam ostani raz i cisza.
Miał okazje napisac i mimo, ze kazalam mu skasowac wtedy mój nr mógłby się odezwac. Gdyby mu zalezalo zostawilby mój nr, podzielil sie nim ze mną swoim nowym.

Tak sobie pomyślałam, ze gdybym to zakonczya z większa klasa, czyli w chwili kiedy powiedzialam, ze nie wiem czy chce z nim byc, a on mówiąc ze nie jest zaskoczony i nie oponowal, powinnam pozwolic dac sie odwieżć do domu i więcej się nie odezwać.

Ale bylo inaczej, zmienialam decyzje wraz zmoich nastrojem i nastawieniem, masakra. Wypisywalam do niego rozżalona, długie wiadomości. Raz pelne optymizmu, raz nienawiści. A on sie wcale o to nie prosil. MASAKRA.Jak ja sobie to przypomnę... O matko...

I nawet jego propozycja zostania przyjaciółmi sie nie uskuteczniła. najpierw nie chciałam. Męczyla się w zwiąku i pierwsza myśl była taka, albo wszystko, albo nic, w co on nie mógł uwierzyć. Ale nie wyszło, moze i przeze mnie. Chyba nie chce juz tego wiedzieć.

Ogólnie wieczorami się wyciszam, nie mysle , widze wszystko bardziej racjonalnie. Gorzej z rankami... Ogólnie jesien to pora w której się poznalismy i tez mi go czasem przypomina.
Marze zeby juz nie myslec. Zeby mnie to nie dopadalo. Stan w którym moge mówić, ze jest mi obojetny jest cudowny, taki godny. I wiem ze "niemyślenie" na sile to sie u mnie nie uda, tak moge jedynie na chwile. Zeby naprawde nie myslec ja musze sama cos zrozumiec, porozmawiac, kiedy tego potrzebuję, wygadac się. Hmm... można powiedzieć ze przechodze nadal zalobe po rozstaniu. Tak to chyba wygląda. Poznaje ludzi, ale oni sa ok. na chwile. Raz ktos mnie zaciekawił na dłuzej, ale mineło mi.

A tak na koniec to macie racje. To ja powinnam byla przeprosic zamiast wybaczac, jesli juz to ja powinnam byla prosic o wybaczenie tak głupich gierek. Bo przeciez tak naprawde to mi zalezalo na nim, bardzo. Wtedy. I dal mi czas, uwage, troske, wycieczki i prezenty. Ale ogólnie to była praca i praca i odległość przez prace 300 km. Nie czulam sie pewnie. Czemu? Bo mimo swej miłosci do mnie cwaniaczyl w swoim życiu i nie byl zbyt lubiany... Praca i kasa to bylo wszystko

I chyba tego troche zaluje, ze jak juz mialam sie wtedy odezwac, czyli ten ostatni raz w czerwcu: to z przeprosinami, ostatecznymi, a nie z listem że wybaczam, chciaz i tak uwaam ze mialam co. Nie prosil sie, ale zrobilam to wtedy chyba głownie dla siebie. Nie wiem co pomyslal.
Czasu nie cofne. Zrobilam wtedy tak jak moglam, na ile moglam ostatecznie piszac, ze dobrze byloby wiedziec co u niego... Dostal furtke.
Nie skorzystał? Nie dziwie się. Więc moze teraz jego kolej jeśliby chcial...

Nie napisze życzeń, to nie ma sensu, racja. Zapewne przejdzie mu przez głowę czy sie odezwałam... Ale to będzie rozdrapywanie i moze oznaka braku odpowedzialnosci za swoją decyzję.

on jak na razie pokazuje mi ze jest bardzo konsekwentny. Stral sie mnie tego zawsze uczyć. Sądze, ze jest to dla mnie jakas lekcja, nie tylko z jego strony.

Aha i mam kontakt z kims kogo znam od dziecka, To mężczyzna z którym byłam przed nim. Rozważamy powrót do siebie, czego tamten mi nie radził wręcz prosił bym tego nie robila. A prosil po naszym rozstaniu. Ale teraz to już nie wazne

[ Dodano: 2009-10-02, 11:46 ]
Witam ponownie.
Tak sobie myślę, że jeszcze troche i chyba zaloze tu jakis swój blog

Tak jak mówiłam: ranki od ponad pieciu miesięcy to zal ze, go nie ma w kregu moich znajomych... ze skonczylo sie tak głupio, ze tak: na koniec zrobilam nie tyle z siebie ale i zniego idiotke. I nie chodzi tu o powrot, ale o głupie zachowanie.
Wieczorem jednak udaje mi się wyciszyć.

Pisałam, że w sumie to ucięłam drogi kontaktu, ale dla chcacego nic trudnego :) Mimo ze usunełam go zlisty na pewnycm słynnym portalu klasowym to i tak moge do niego napisać. Ale to głupie, nieodpowiedzialne, nie po to go usuwalam.
Raz juz tak zrobilam, tzn. w czerwcu kiedy stworzylam lisy pt." wybaczam" Bez sensu, Ale teraz chcialabym go przeprosic, bo nie moge sie z tym uporac. Ale boje sie zrobic cokolwiek bo przeciez on moze juz mogl sie z tym dawno uporac, a ja wyjde na idiotke.

Ale z drugiej strony to mam przecież 27 lat i powinnam poniesc konsekwencje swojej decyzji. Skoro go wyrzucilam ze sowjego zycia to powinnam juz dac mu spokój. I dlatego tylko nie chce sie odezwac. Bo głupio mi przed sama soba.

A tak naprawde to zalezaloby mi na czysto przyajcielskiej relacji, bo potrafie miec klase. Tak bylo zanim sie z nim zwiazalam, mialam duzy dystans i bylo fajnie.

Zwiazek nam nie wyszedl, ale dzis po tylu miesiacach jestem gotowa przejsc na relacje przyjacielska, tylko niew iem czy moja osoba cos dla niego jeszcze w ogole znaczy. czy on tego chce.

Moze kiedys pojade, moze cos kiedys napisze, moze on sam sie odezwie.

Moze...

Tymczasem wracam do rzeczywistosci, pa :)
napisał/a: ~gość 2009-10-02 12:37
" Przepraszam za moj brak dojrzalosci i konsekwencji, jaka sie wykazalam, a jakiej mnie uczyles. Chcialabym to zamknac w spokoju i jesli to mozliwe pozostac z Toba na drodze przyjacielskiej. Pozdrawiam"

W skrócie: ponad 5 miesiecy temu rozstalam sie z chlopakiem. Szanowalam go, byl dla mnie byl dobry. Jednak ja mialam jakies watpliwosci i zachowywalam sie niedojrzale, z inicjatywa rozstania wyszlam ja. Po rozstaniu wyszly "nici" z utrzymania kontaktu bo postanowilam o nim zapomniec, wyrzucajac z zycia wszystko co zwiazane jest z nim. Oczywiscie potem tego zalujac i zachowujac sie niekonsekwetnie. Targana sprzecznymi emocjami zachowywalam sie jak rozzalona, glupia nastolatka... Dwa dni potem mielismy kontakt. Sam przyznal, ze tez robil błedy. Ale potem sie juz wiecej nie odezwal.

Moze to kiedys wysle, lub powiem osobiscie.

[ Dodano: 2009-10-02, 12:39 ]
* jesli to będzie kiedys mozliwe
napisał/a: Misia7 2009-10-02 14:31
ChanelNr5, Nie rozumiem jakiej pomocy od nas oczekujesz?
napisał/a: ~gość 2009-10-02 15:15
myślę, ze gdybyś kontynuowała założony przez siebie wątek, to łątwiej byłoby się ustosunkować, bo tam lepiej opisałaś całą historię ;) ale powtórzę to co tam napisałam- daj już chłopakowi spokój, gdyby czegoś chciał to by wykazywał jakąkolwiek inicjatywę.
napisał/a: ~gość 2009-10-03 13:49
Misia 7:

Chciałam abyście pomogli mi w ocenie sytuacji.
Najpierw chciałam wysłać życzenia urodzinowe, zeby pokazac swoje dojrzalosć i pamieć. Chciałam zeby je otrzymal przed lub po urodzinach zeby nie psuc mu imprezy...

Potem w trakcie dyskusji doszlam do wniosku ze zalezaloby mi na tym abysmy mogli sie kiedys spotkac na spokojnie i sobie wytlumaczyc kilka psraw, zeby zamknac przynajmniej mój bol i sie od tego odciąć... Bo nie moge sie z tym uporac.

Nstepnie napisalam zaproponowany przeze mnie tekst ktory chcialabym mu kiedyś wysłać, jako "złagodzenie" relacji i pozostawinie dobrego smaku, (patrz wyzej) bynajmniej dla siebie. Chcialam, zebyscie mi pomogli czy tak moge zrobic.

W efekcie dzis w nocy usunelam wszytskie swoje konta na portalach społecznościowych by nie wracac do przeszłości, nie oglądac jego zdjęć. Między innymi przez pewien klasowy portal sie wszystko zaczelo.
Padłam jego ofiarą, starcilam dystans do rzeczywistości, chcialam zmian... ech. Nie polecam. Teraz ukladam sowje życie od nowa i naprawiam błędy...
Ja kobieta po 25-tce :)

A moim marzeniem jest go kiedys spotkac na drodze "kumpelskiej" z duzą dozą dystansu, kiedy moje zycie się ułozy i będę szczesliwe w nim poukladana.

Wtedy byc moze ostatni raz powiem mu: "przepraszam, wybacz i dzuiękuję- cokolwiek miałoby to dla Ciebie znaczyć..."

[ Dodano: 2009-10-03, 14:17 ]
Wiecie co, mam już dosyć. Mówię sobie stop. Jestem zmęczona myśleniem, analizowaniem, szukaniem winy, nadziejami...

Fakt jest jeden: skoro ja nie czulam się pewnie i malo bezpiecznie mimo jego staran to widocznie nie mial do mnie podejscia.
Dlaczego czulam sie jak księżniczka, ale jednocześnie czulam ze cos jest nie tak, ze cos jest nieszczere, ze to zaraz pęknie ?
Problem byl też w mojej samoocenie- nie zaprzeczam, ale on tego myslenia ze mnie nie "wyplenił" dlatego musialam to zakonczyc.

Po prostu, cos przeczylo faktom, byc moze nie wszystko napisalam, bo nie chce czegos pamietac, lub go oczerniac, ale to juz inna historia.

Trzymajcie się, dzięki serdeczne za odpowiedzi. pa

[ Dodano: 2009-10-04, 02:54 ]
Podziele się szerzej moją historią i opisze moj trudny chrakter.
wybaczcie błędy, ale godz. póżna

Miałam w swoim życiu kilka związków.
W chiwli kiedy poznałam moją miłość byłam już z kimś, ale nasz związek powstał po wieloketniej przyjażni, z rozsądku i przywiązania, bynajmniej z mojej strony. Dlatego po ponad roku wiedziałam ze to nie wypali, ze się męczymy. Było okrutnie cieżko. Powiedzialam mu ze to koniec, ale nie dotarlo do niego. Tymabrdziej ze mieszkal u mnie nie chcial sie wyprowadzic.

Oddalaliśmy się od siebie. Zalogowalam sie na nk i do mojego grona dołączył (nazwijmy go) R. Kiedys mieszkalismy w jednej miejscowosci, jeszcze we wczesnym dizeciństwie i ledwo sie kojarzylismy, ale od pierwszego kontaktu wiedzialam ze cos sie stanie, cos pozytywnego

Gadka-szmatka wspomnienia, opoiesci o wspołczesnym życiu w koncu zwierzenia. On twardo stąpający po ziemi, ja wtedy marzycielka. Ale mialam wrazenie ze rozumiemy sie doskonale.
Czułam dzięki niemu w sobie jakis spokój a zarazem euforie i radosc.
odgadywal moje myśli. Fascynowalismy się sobą. Był dla mnie kimś wyjątkowym i dawalam mu to odczuc swym podziwem...

Pierwszy raz w życiu tak zafascynowalam się mężczyzna.

Nie wiem co mnie ogarneło, ale ja wiedziałam ze to jest Ten Jedyny, pierwszy raz w życiu doznałam takiego stanu. Niesamowite. Z resztą z tego co on mówił on też. I chyba on mi to uświadomił, zrobil to genialnie.

W końcu zadzwonił i umówilismy sie na spotkanie. Tak zaczęła się półroczna przygoda, związek na odległość. On pracujący w W. w weekendy mieszkający w P. a ja cały czas w okolicach P.

Przyjeżdzał w każdy weekend 500 km. Był juz w piątek wieczorem pod moją pracą i zabierał mnie do siebie do P. Potem w każdą niedziele odwoził do domu. Zeby zaraz potem jechać do siebie do P. a za chwile do W. Nieraz jechal w nocy, lub o 5 rano zeby tylko byc jak najdłużej ze mną.

Miał też o tyle dobrze ze część interesów miał u mnie w regionie więc bądź co bądź opłacało mu się.

Do tego opiekował się mną, bylalam troche nerwowa po rozstaniu z (nazwijmy go)T. T narobil sobie problemów i ciągnelo sie za mną troche spraw i jego tel, oraz jego rodziny... Ech. Ale pomagalam ile mogłam...

R. zabierał mnie do siebie, gotował, robił zakupy, tulił, rozmawiał. Do tego kupował jakies prezenty, zabierał do restauracji. Opowiadal o sobie o interesch o tym co planuje co chce kupic. Pokazywal działkę, którą kupił, i mówił "tu będzie nasz dom". Ile w tym bylo prawdy, nie wiem. Ale czulam w niektórych sytuacjach ze mnie testuje.
Podróżwaliśmy, duzo czasu spędzaliśmy w trasie. Chodzilismy tez do kina, na piwko, gdzie kupował mi róże od chodzących "kwiaciarek".

Był też zapracowanym człowikiemi duzo rozmawiał przez tel. i w sumie nie
wiem juz czy to ze stresu bo ja sie zamykalam czy po prostu miał pilne sprawy.

Ja... Od początku pokazałam mu ze mam charakterek.
Jak coś i w nim nie pasowalo wychodzilam z dominujacej pozy i ustalalam zasady gry. Nie które aspekty go dziwily i ranily, potrafil mi cos przypomniec co go zranilo w mojej wypowiedzi i sie ode
mnie odsunąć.
W ogóle wiedzialam kiedy mnie bada. Po czyms takim na drugi dzien zauwazylam, ze mowi cos o tyk ze chcialby zapamietac moja twarz, zastanawialam sie po co, jak mialam z nim byc na zawsze... Myslalam w duszy, moze chce mnie tylko wykorzystac więc bywalam uszczypliwa i zasadnicza bardziej.

W ogóle insynuowalam rozstanie, bo balam sie ze ze mna nie wytrzyma jak ja sie zaanagazuje. Mial takie życie, ze bylam zazdrosna o prace, kolezanki i kolegów. Do tego balam sie zakochac. Na poczatku chcialam traktowac to jako przygode, znieczulacz, przerywnik ale byl taki dobry, anagazowal się.

A ja.. Gdy bylam zestresowana to wchodząc
juz do auta potrafilam miec całą drogę czyli jakies 1,5 godziny drogi do niego do P. focha i sie nie odzywać. Potrafilam miec focha, bo rozmawial przez 15 min przez tel. A potem widzialam jak sie miota, jak mnie nie rozumie...

Z racji ze podróżowaliśmy bo taki mial charakter pracy i dziliła nas odległość duzo czasu spedzalismy w samochodzie, sami. Była rozmowa lub milczenie. To potęgowalo moje/nasze spięcie. staralam się duzo mówić, on mnie słuchał. Lub odwrotnie. Ale gdy juz sie rozgadalam to mówi
am szybko i na wiele tematów.
Ale gdy zapadła chwilowa cisza, albo wyczułam jakies jego podenerowanie zamykalam sie do tego stopnia ze balam sie mu nawet spojrzec w oczy. I nie mogłam sie odblokować. Język mi drętwiał, jemu czasem też, choc był bardzo pewny siebie.

Poza tym: panicznie balam sie spotkania z jego znajomymi i rodziną. W końcu poznałam ich przypadkiem gdy sami sie zjawili. Ledwo co wydukalam, a potrafie byc niezłą gadułą. Tracialam pewnosc siebie, czego on nie rozumiał, bo wiedział ze jestem inteligentną, ładną babką. On tłumaczyl mi to i sobie tym, ze jestem po przejsciach, kiedys stracilam rodzinę. Zawsze mówił, ze będę miec nową, ze na jego rodzine będę mogla liczyć. Ponadto byl no cóż... materialistą i obiecywal, planowal zlote góry. I te jego insynuacje, ze on juz nie musi szukac, ze on juz znalazł zonę- ja.
Jego rodzice byli bogatymi, znanymi ludźmi na stanowiskach. I ponoc (tak mówił)polubili mnie, ale ja odmawialam kazdej wizyty. Masakra, Czułam ze jest mu przykro. Balam sie czegos. A to byli noramlni, zartujacy, otwarci ludzie. Nawet sex nie byl dal nich tabu.

W Sylwka pojechalismy do K. mielismy po drodze wypadek, tzn cos walnelo nas w tyl. Po oględzinach i zalatwieniu formalnosci ruszylismy dalej. Z reszta powiedziałam mu ponoc z oburzeniem: "tylko nie mów mi z enigdzie nie jedziemy..." Ale pojechalismy. Zapamietal to. Był "dziwnie zdziwiony", ale zarazem rozbawiony moim podejściem. Wtedy w drodze tak spojrzał na mnie i z usmiechem powedział" wiesz jesli nam sie nie uda, to nie będę żałował..." Nie pytałam o co chodzi. Bałam się.

W K było super. Choc troche sie pokłocilismy. Był zazdrsony o jakis kolesi. Chcial mi uciec bo ktorys z nich chcial mi zlozyc zyczenia sylwestrowe, tj. chcial mnie uscisnąc przed wyjsciem. R. poczul sie urazony, osamotniony w moim studenckim miescie. Musialalm go przepraszac, byl zły. Powiedzial, ze " nie wyobraza sobie zebym byla jego żoną i miala sie tak obściskiwać." Dodam, ze to byla mala zemsta bo kiedys na poczatku gdy rozmawial ze mna przez tel uslyszlam jakis kobiecy pijacki belkot. Wiadmo co mi sie roilo tymbardziej ze zwiazek od poczatku byla na odleglosc. O 24.00 w Sylwka nie bylo dlugiego wyczekanego pocalunku. liczylam ze on to zrobi, ale ja sie nie obrocilam, nie pamietam, nie wiem tez czy byly zyczenia... Potem wypilismy i ponoc komus przywalil w innym barze. Rozumiem, ze musial sie wyladowac. Dziwne, ale coż. Byl nwerwowy choc mnie nigdy nie obrazil i nie uderzyl. Bylismy zblazowani, ale szczesliwi .Ale dostalam w K. grype. Wymiotowalam, zaopiekowal sie i ruszylismy z rana do P. Wtedy powiedział co mnie zdziwilo: " wiesz ty też nie umiesz tak bardzo mówic o uczuciach..." I znów cisza, nie wiedzialam o co ochodzi więc udawalam ze spie schorowana. W domu u niego, ugotowal mi rosuł, podawal leki i robil zimne oklady na glowe mailam ok 39 gorączki. Zawiozł mnie 80 km do mnie do lekarza po zwolnienie do pracy i wrócilismy do niego. Leczyl mnie 3 dni. Był kochany.

I w tym okresie tj. po jakis 3-ch miesiącach zaczynalam wyczuwac jakąś jego irytacje, watpliowsci.
A w pracy u mnie bylo coraz gorzej, u niego tez a nasze spotkania byly wyczekane choć mialam wrazenie sztuczne. Znów odmówilam wizyty i u jego rodziny, w firmie u ojca. Kiedys gdy jego ojciec do niego przyjechal ( abylo to po kłotni naszej)nie chcialam zejsc. Powedzial" czy ty nie rozumiesz ze ja sie chce z Toba zestzrzec..." A potem: " jak tak będziesz sie zachowywac to ty zawsze bedziesz sama".

Ooo czulam, ze nawalam. Ale postanowil ze pojedziemy nad morze. Pięknie. Spa, basen, i wszystko fundowal. Ale... szukalismy
po dordze kostiumu dla mnie. I co? Wszedl ze mna do przymiezalni bylam juz tak zestrsowana ze rozdraznila mnie jego mina( wydawala sie byc rozbawiona) i wyrzucilam go wrdnie z przymierzalni po czym on kupil mi strój. Nie mogl zrozumiec mojego zachowania.
Widzialam jaki jest zmieszany, ale sam nawet stwierdzil ze widocznie to on gdzies popelnil błąd, bylo mi tak głupio bo wiedzialam, ze on sie stara. W hotelu tez bylam cicho. Wyszlam sama zeby ochlonąć. Bylo mi glupio bo on sie tak staral to bylo super miejsce. Potem on pozytywnie nastawiony do ludzi ja zamknięta i smutna chcialam byc tylko z nim. Zrozumial.

Zalowalam tylko ze jestem tak spieta ciągle. W nocy sprzeczka. Poszlam spac do łozka obok. Rano milczenie, nici z wiadmo czego... Obrazilam się bo nie chcial sie kochac
Kłotnia. sniadanie i wyjazd. Pół drogi milcznie. Powiedzialam mu cos głupiego, ale z tej niemocy jaka jestem fochowa/ Bylo mu przykro...

Potem bylam u niego w W. On nienawidzi tego miasta i tam troche poznalam jego nerowowa, zakompleksiona nature zapracowanego, smutnego czlowieka, ktory mial tam tylko dwoch przyjaciol. o których bylam zazdrosna, bo z tą przyjaciólka, która notabene byla dziewczyna jego przyjaciela lączyly go bardzo dobre stosunki. A nawet mialam wrazenie ze ona sie do niego "lasi" slowem i gestem... Widzialam, ze sie do mnie dystansuja
Z tego wzystkiego wypilam za duzo i w nocy nawrzucalam mu duzo nie przyjemnów słow o niej i o nim. Rano mi to powiedzial> Przysiegam! Ja nie pamietam, zebym tak mówila. Upss... ale cos musialo w tym byc.

Potem walentynki. Potem stracilam prace. On mnie pocieszal, powiedzial ze pomoze. Czulam sie coraz gorzej sama ze soba i z nim. Bylo mi glupio bo nie mialam na kogo liczyc a nie chcialam tylko na niego. Tymabardziej, ze wiedzialam,co do mnie jednak nie docieralo,ze on ma jakie problemy finansowe. Cos tam przebąkiwal z jakimis historiami,coprawda dziowacznymi, ale jak to faceci, zbytnio w to nie wierzylam.
Coraz mniej bylo zbliżeń i rozmów. Badal mnie. mówił, ze musimy sie nauczyc ze soba rozmawiac. Jednoczesnie pomagal tak jak umial choc nie zawsze mógł wysluchac przez tel.

Ogólnie zaczelam go unikac. Byly kłotnie, Cos obiecywalam i sie wcofywalam, on czul sie idiotycznie, a ja koszmarnie. Czasem przyjeżdzal na darmo bo mialam dola i nie otwieralam drzwi. (80 km w jedna stronę) Ale tak bylo pod koniec. Potem jakies spotkanai z jego znajomymi. Do mojej siostry nie chcialam juz znim jechac i nigdy jej nie poznał.

Nie odbierlam tel. Przed wielkanocą raz odmówił spotkania. Czulam, ze moze bedzie chcial mnie zostawic wiec odegralam sie jakims tekstem i przestalam odbierac tel. Dzwnil cala sobote i caly wieczor. potem w niedziele rano. Myslal ze spotkalam sie z bylym. I tak bylo. Ale tylko na drodze przyjacielskiej. Nie mówilam mu o tym. Do tego myslal ze chce go zostawic. Dzwonil w poniedzialek rano i pisal. w koncu sie odezwalam. Rzomowa, ale pelna zalu dziwna. Zaczął się odgrywac.

Doszlo do spotkania przed wielkanoaca. Tęsknilam cholernie, ale balam sie tego spotkania. Na wstępie zdnerwowalam go tekstem bo mialam dla niego tylko 3 godziny a nie wiecej. romwoa sie nie kleila. Oznajmilam ze nie wiem czy chce z nim byc. I... stala sie najgorsza rzecz- on juz nie oponowal. Zobaczylam w nim jakas ulge. Rozmawialismy dlugo. Potem nawet dzwonil jak jechal do domu, cale 1,5 godz. Poprosilam zeby przyjechal na drugi dzien. Przyjechal do mnie z pysznymi lakociami, ale byl oschly, zestresowany, rozkojarzony. Chcialam go zatrzymac. Uwiesc. Ale gdy wyczulam jego strach odepchnelam go i kazalam wyjsc mówiac ze jak bede czegos potrzebowala to dam znac. Ubral sie, mial lzy w oczach.
Potem dzwonil, nie odebralam to napisal cos:

" ze moglismy sie rozstac jak go zostawilam miesiac temu i z eod tego czasu nie mial juz do mnie zufania"

NIe moglam nic zreozumiec. Ale cos kojarzylam...
Rozstawalismy sie 3 dni. Odgrywalismy się słownie na sobie.
Potem byl marny kontakt
Chcialam walczyc o nas. Raz tylko oznajmil ze mozemy pogadac o tym za jakis czas. Ale zabijlal mnie tą swoją postawa, powiedzial, ze wie ze to nie ma przyszlosci. Bolalo. Nie chcial juz o mnie wlaczyc. Kochalam go i nienawidzilam. Pomógł mi finansowo i kontakt sie urwal. nie udalo
sie utrzymac kontaktu przyjacielskiego na którym jemu najbardziej zalezalo.
Nie mamy kontaktu prawie pół roku.
Jestem podłamana. Mialam moment, ze bylo dobrze poznalam kogos ale minelo mi szybko. Wrocilam do bylego(T)
ale znow z rozsadku, i cieprie podwojnie. Narobilam soebie problmow na studiach w pracy i w zyciu. Ukladam zycie na nono. I nie moge sie pogodzic ze skonczylo to sie tak glupio.

To byla mpja największa miłość i kocham go nadal. Nie moge sie pogodzic z tym ze moge go juz nigdy nie zobaczyc.

Z perspektywy czasu wstydze sie niektórych swoich zachowan tych z czasu związku i po... Cały czas wyciągam wnioski i mam nadzieje, ze uloze sobie zycie szczesliwie.

Mimo wad, nieporozumien i ryzyka to byl jeden z najpiękniejszych okresów w moim życiu.

Na koniec powiedział :" tylko nie rób tak nigdy w przyszłości i zapamiętejmy te dobre chwile".
napisał/a: ~gość 2009-10-04 09:44
dwa wnioski wyciągnęłam z Twojej historii: 1. brak rozmowy w razie wątpliwości jest zły, 2. jesteś niesamowicie rozkapryszoną księżniczką i w zasadzie dobrze dla tego gościa, że nie jesteście już razem, bo z samych Twoich słów widać jak często przez Ciebie cierpiał.

Może i nie jest tak jak piszę i się z tym nie zgodzisz, ale oceniam na podstawie tego posta tylko i wyłącznie.