Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl

Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl

Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.

Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:

  • zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
  • zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
  • zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
  • zmiany porządkowe i redakcyjne.

Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.

Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl

Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).

Zyczenia dla byłego...

napisał/a: kasiasze 2009-10-04 10:02
vanilla, no aleChanelNr5 też cierpiała. Rozumiem, że nie jesteście bardzo młodzi? Moim zdaniem każdy związek musi iśc w stronę mieszkania (lub/i slubu) finalnie - kobieta lubi jakieś deklaracje, stabilizację. Być może to własnie ChanelNr5 "rozwalało" - zrozumiałam, ze ukochany R. miał zwykle za duzo na głowie i mnóstwo wątpliwości i tylko ofiarowywał Ci piekne chwile ... Wprawdzie sama mogłaś sprawy wziąc w swoje ręce, postanowić o co Ci chodzi życiu i do tego dążyć. Skoro wasz związek ileś tam czasu trwał, obydwoje byliście wolni, to powinniście pomyśleć wreszcie o wspólnej przyszłości, o jakimś wspólnym gospodarstwie .... Tego chyba zabrakło!
napisał/a: ~gość 2009-10-04 11:22
kasiasze, poczytaj inny autorski wątek koleżanki ChanelNr5. Z jej opowieści jak dla mnie bije totalny brak szacunku dla faceta. Ona ma 25 lat a zachowuje się trochę jak nastolatka. Pisała tam, że wybacza sobie i jemu... no ale sorry, to chyba on jej powinien wybaczyć a nie ona sama sobie? :P
Żebyśmy się dobrze zrozumiały- ja nie podważam cierpień ChanelNr5, uważam tylko, że z jej opisu wynika, że facet był dla niej w porządku, a to ona kapryśna i foszasta zgotowała taki koniec. Też nie ukrywam, że jestem bardzo emocjonalną osobą, ale staram się nad sobą pracować, żeby nie zrujnować związku. A ja osobiście odnoszę wrażenie, że ChanelNr5 z jednej strony robi z siebie ofiarę, a z drugiej opisuje sytuację tak, że ewidentnie widać jej winę, tylko ona nie bardzo przyznaje się do niej... No ale to moje subiektywne odczucia oczywiście :)
napisał/a: Nikita8 2009-10-04 11:43
ChanelNr5, poruszyła mnie Twoja historia. Idealnie pasuje do tytułu tego wątku. Czy Ty kiedyś myślałaś o pójściu do psychologa? Nie mówię tego złośliwie, bo rozumiem Twoje zachowanie, choć wiem też że było głupie, sama się częściowo zachowywałam podobnie. Czy Ty masz niską samoocenę? Czy czułaś się gorsza od niego? Bo takie odnoszę wrażenie. Chciałaś dobrze, ale wystarczył jeden jego gest, słowo czy krzywe spojrzenie i go odpychałaś. I robiłaś to w samoobronie, żeby on nie zrobił tego pierwszy, prawda? Jesteś przewrażliwiona na swoim punkcie. Boisz się, że nie zasługujesz na szczęście? Wciąż byłaś niepewna jego. Wszystko co mówił nie dawało Ci pewności wspólnej przyszłości, żyłaś w obawie że on Cię nagle zostawi - bo kogoś pozna, albo będzie miał Ciebie dosyć. Zachowywałaś się irracjonalnie, wiedziałaś o tym i tym bardziej bylaś zła na siebie i czułaś że jesteś nienormalna. A skoro czułaś że jesteś dziwna, to rosła obawa że on to zauważy i odejdzie, więc tym bardziej wypatrywałaś każdej tego oznaki i odpychalaś.
Takie mam wrażenie po tym co przeczytałaś. Jeśli się mylę, to popraw mnie proszę :)
napisał/a: ~gość 2009-10-04 12:35
Vanillo było tak, że jeśli moje zachowanie było dla niego niezrozumiale to pierwsze jego reakcje-zdziwienie, potem pewna irytacja i jakas proba zrozumienia. A ja często nic. Bo sama nie wiedzialam czemu tak na cos reaguje, bo moze mialam kaprys i chcialam zeby za mną biegal, moze potrzebowalalm jakis jego dowodów, moze to byly jakies moje testy. On tylko powtarzal od poczatku, ze mam charakterek, ale to nic ze bedzie go trzeba tylko troche utemperować

Ale pod koniec czulam, ze go to raczej juz męczy.
Wiedzialam też od początku ze bardzo mi na nim zalezy. Najpierw bylam mila, spontaniczna i ulegla, a potem pokazywalam "a la kierowniczy i zdystansowany charakter". Nie lubil jak sie malowalam, wolal mnie naturalną, sponatniczną, usmiechniętą. A ja często bylam poważna, spięta i wystrojona. W końcu zaczęlam sie sama zastanaiwac jaka ja naprawde jestem...

To był pierwszy mężczyzna który robil dla mnie wiele przy czym ja nie robilam prawie nic, co tez mnie troche blokowalo. Bo wyprzedzal mnie z pomyslami i zadowalal mnie na kazdym kroku. Bajka. Facet za którym szlalala większosc kobiet. Do tego zdyscyplinowany i wymagalacy bardzo duzo od siebie. Czy widzialyscie zeby facet praswoal sobie sam nawet bokserki i skarpetki ;) ? Do tego czysciutki, ze och.

I owszem: czulam sie jak ksiezniczka, pierwszy raz sie tak czulam, bo nie musialam o nic prosic sam wpadal na wszytsko. Wiele razy mu mówilam, ze czuje sie przy nim jak w bajce. Pierwszy raz czulam, ze ktos sie mną od tak opiekuje, i nie musze o to prosic... I ze to nie jest wchodzenie pod pantofel. Mówil o rodzinie o dzieciach. Ze chcialby je miec ze mną. Ze gdybysmy wpadli on bys ei nie obrazil, a gdybym nie chciala dziecka on by sie nim zaopiekowal. Jednak pod koniec zwiazku tych planów bylo mniej.
To on pierwszy wyznal mi milosc i to w dosc zabawny sposób ;) ciężko mu to przyszło heheh ;)

Sam w klotni nawzał mnie kiedyś księżniczka więc cos w tym było :) Ale to on ją ze mnie zorbił :) I za co go szanuje, nigdy mnie nie obraził, jedynie podniósł ton...

Kasiasze : były plany o przyszłości na każdym spotkaniu. Mialam do niego jechac do W. gdzie pracował na tydzien jesli nie znalazłabym pracy i mielismy cos decydwoac. Ale znlazałam prace pod koniec związku. Z resztą od początku nowego roku często powtarzał ze musi zmienic prace, czulam ze ma jakies problemy w niej, a zarabial nieżle. Jeżdzil na spotkania. Szukal blizej nas. Mialalam jeżdzic z nim i mu doradzic, ech... Od początku rozmwialismy o wspolnym zamieszkaniu. Tylko ze potem to on niew eidzial gdzie wyląduje bo mial wiele ofert. Pytal tylko czy jakby co pojade z nim, a ja pojechalabym z nim na koniec świata.
Tydzien przed rozstaniem zadzwonil i poweidzial ze nie wie czy sie spotkamy w dany weekend. Bo mial cos w pracy waznego. I ze zadzwoni za kilka godzin i mi jeszcze potwierdzi wiec ja na to ze nie chce sie z nim widzieć.
Myslalam ze kreci. Myślalm ze to początek konca, nie chcialam cierpiec,
Potem pomyslalam a moze chce odpocząć bo przez pól roku wdzielismy sie w kazdy weekend i kazde święto i długi weekend, on caly czas z ludzmi w trasie.
A moze rzeczywiscie ma cos waznego. Nie sądze zeby zdradził bo dzwonil od soboty od 17.00 do 24.00( co 20 min)ale zla nie odbieralam, pisal nagral sie na sekretarkę. Dzwonil w niedziele i potem w poniedzialek rano. Bylam na
wsciekla na niego i na siebie zmarnowalam mu weekend. A w tę sobote jeszcze napisał:

"Daj nam troche czasu. Juz w czerwcu nie będzie dzieliło nas 500Km" a był to koniec marca. Ale ja nic. Musialam sie spotkac z bylym na drodze przyajcielskiej i wylac łzy nie mówić o co chodzi... A on wydzwanial. W smsach isynuowal ze go nie szanuje, ze to konczę to swoim zachowaniem, ( ?)ipytal czy jestem pewna tego co robie . A ja tylko kochalam, ale balam sie tej niepewnosci. W głowie kolataly mi sie myśli. Co robic.

Związek z R. z miłości, ale niepewnosc czy wrócić do T. zwiazek z rozsadku, ale ja pewna jego,bo on mnie znal na wylot od wielu lat.

R. czuł wszystko. Mówil ze T. niepotrzebnie się do mnie odezwał gdy sie z nim rozstalam,(rozstawalismy sie w jego zalu i rozgoryczeniu, ech. )
gdy pytalam dlaczego powiedzial tylko "po prostu, nie powienien już".

W dzien kiedy sie rozstawalam z R. Powiedzial: "moge dac Ci wiecej niz T. moge dac ci jeszcze pieniądze." okropne, nie wiedzialam czemu mówi do mnie tak zamiast walczyć. Chcial zebysmy zostali na drodze przyjacielskiej. przypominam ze z inicjatywa i wątpliowsciami co do tego czy chce z nim byc wyszlam ja. Nie chcialam go wiedziec, bo się poddal, nie prosil zebysmy cos naprawiali, wiec ja troche zaczelam zmieniac zdanie. Ale on mówil ze sam juz nie wie co czuje. Ze ja jestem bardzo wrazliwa, ze on ma takie zycie i problemy zawodowe, ze nic nie moze
mi obiecac, a nie chce mnie narazac na czekanie. Bo stwierdzil ze ja potrzebuje pewnie kogos tu, juz teraz, bo jestem wrazliwa i sama. Czulam jak upadam, jak to boli. Pierwszy raz słyszlam cos takiego od niego. On który chcial, który zawsze walczyl teraz nie chcial zmienic moich wątpliwsci.

Pojechalismy do mnie. Powiedzial ze to koniec zwiazku, bo nie da mi szczęcia,(o dziwo to ja myslalam ze mu go nie dam i tak mu kiedys wypisywalam....)
ale nie wyobraza sobie mnie juz nie wiedziec. Ze przyjedzie do mnie. Nie chcialam. mówił "niewprawda, nieprawda ze nie chcesz z T. moglas zostac przyjaciółką".


Chcialam cos zyskac, chcialam go swym wdziękiem i urokiem zachęcic do zmainy decyzji, ale gdy czulam jaki jest spięty i mimo wszytsko nastawiony negatywnie odepchnęłam go, kazalam wyjść. Widzialam jak sie poczul, widzialam jego łzy. I wiedzialam, ze na sam koniec jeszcze poczul sie jak idiota. A nie musial bo zachowywal sie fair, byl szxczery, teraz rak mysle. Choc wtedy mialam to za gre.
Jednak potem bylo kilka słow za duzo z mojej strony, mówilam ze czuje sie wykorzystana, ze go nie kocham, ze to byla pomylka, ale tak nie myslalam, chcialam go zranic.
Bylam rozgoryczona, zla ze zostawia mnie tak teraz kiedy mam problemy. Choc samam chcialam od niego uciec, bo meczylam sie moimi schizami. Stąd te mpje wątpliwosci. A on w trakcie zwiazku mówił: "ja sie boje ze ja sie jeszcze bardziej zaangazuje a ty mi za rok znów powiesz, ze to koniec."

Dzwonilam, wygadywalam jakies bzdyry zeby go zranic i zabic w sobie uczucie, zeby sie nie odezwal juz do mnie. Plakalam, cos mówilam ale zaraz ptrzepraszalam. Wysłuchiwal, nie byl niemiły. Mial sie jeszcze odezwac, ale czekając spenialam: raz mu pisalam ze nie ma sie juz dzywac, raz ze niczego nie zaluje, ze prosze o pomoc, ale przestal sie odzywac na dobre...

Wtedy po dwóch miesiacach napisalalm mu ten list "ze wybaczam..." zamaist tak naprawde go przeprosic i napisac spokojnie co mysle i co czuje. Ale sie balam byc prawdziwa, pogubilam się.

Teraz jest pól roku. Nie wiem gdzie jest. Nie ma juz tego nr-u tel.

I jedna rzecz: chcialabym go przeprosic i oddac mu pieniądze, którymi mi kiedys pomógł. Raz kiedys powiedzial: kiedys mi oddasz... ale potem powiedzial, ze nie musze. Ale ja chce. On na to zasluguje, tymbardziej, ze pomógl mi kiedy sam mial problemy w pracy. Co myślicie?
napisał/a: ~gość 2009-10-04 12:54
po tym poście zgadzam się z Nikita8- nie myślałaś o psychologu? Bo Ty sobie kreujesz jakby drugą rzeczywistość, że wszystko jest grą, że on na pewno nie jest w porządku. Przy okazji widzę w Tobie również moje zachowania, daje mi to do myślenia. Nie mam aż takich zagrywek jak Ty typu:
ChanelNr5 napisal(a):Tydzien przed rozstaniem zadzwonil i poweidzial ze nie wie czy sie spotkamy w dany weekend. Bo mial cos w pracy waznego. I ze zadzwoni za kilka godzin i mi jeszcze potwierdzi wiec ja na to ze nie chce sie z nim widzieć.
czy
ChanelNr5 napisal(a):Chcialam cos zyskac, chcialam go swym wdziękiem i urokiem zachęcic do zmainy decyzji, ale gdy czulam jaki jest spięty i mimo wszytsko nastawiony negatywnie odepchnęłam go, kazalam wyjść.
ale też miewam dziwne urojenia, że mój nie jest wobec mnie w porządku, mimo że w sumie przez te ponad półtora roku razem nie dał mi powodów do takiego myślenia. Myślałam już o wizycie u psychologa, ale jakoś nie mogę się ruszyć :/
napisał/a: ~gość 2009-10-04 12:55
Niktito:

Dokładnie tak jak mowisz. Dokładnie. Chce pogadac z kims fachowo i nie moge sobie tego wybaczyc. Wina zawsze jest po środku, ale głupio mi, autentycznie- zaluje, ze stracilam kontakt z czlowiekiem któremu na mnie zalezalo.

Pamiętam te łzy czasem w jego oczach gdy odwozil mnie do domu. Wiedzialam, ze w głębi ducha jest wrazlwy, ale z zewnątrz twrdziel, racjonalista, który mówił " ja nie ejstem tak bardzo uczuciowy"...

Ale nie zapomne jak dwa tyg. przed rozstaniem plecialy mu lzy gdy mnie odwozil bo wedlug niego cos pwoedzialam złośliwie. Ale wmawialam sobie ze to pewnie z jego zmęczenia, ze jest zdolowany trasa która go czeka. A nie rozstawaniem na tydzien, bo wyjezdzal czy moimi uwagami i jego bezsilnością.
Dlaczego ja nie wierzylam w jego milosc, dobre intencje????????
Zawsze zadawalam sobie pytanie" CZY ON MNIE KOCHA. CZY ON WIE CO TO SA UCZUCIA. ON KTOREMU ZALEZY NA ROBIENIU KASY. ON TWARDO STĄPAJACY PO ZIEMI."

Mówił ze kocha. Czułam, ale ta niepewnosc, stąd moje gry, które niszczyly tez mnie.

Najgorsze jest to: ze wiem ze stracialam cos ważnego, bardzo waznego.
napisał/a: Nikita8 2009-10-04 13:04
Wiecie co? A ja się zastanawiam co z nami jest nie tak? Jesteśmy pewnie atrakcyjne, dajemy sobie radę na studiach, w pracy, w życiu, mamy mężczyzn którzy nas kochają, a jednak wciąż czujemy że nie jesteśmy dość dobre. Skąd to się bierze? To poczucie niskiej oceny, które sprawia że nie potrafimy zaufać, uwierzyć że ktoś nas kocha, że to nie są puste słowa, pochlebstwa, że naprawdę może im zależeć. Wciąż sobie mówimy że "gdzie ja? tyle lepszych wkoło, on na mnie nie zasługuje". A z drugiej strony myśli "jak mu nie zależy to niech spada, ja walczyć nie będę". To trochę sprzeczne co?
ChanelNr5, wielka szkoda że tak się to skończyło. Myślisz że jesteś w stanie zwalczyć w sobie to wszystko? Może pojawi się jeszcze szansa - jeśli nie z nim to na pewno z kimś innym, tylko... trzeba wyciągnąć wnioski. Te myśli i tak będą się pojawiać, ale może da się je stłumić, trzepnąć się w główkę i powiedzieć sobie "to irracjonalne". To się tyczy także mnie, żeby nie było :)
napisał/a: ~gość 2009-10-04 13:06
Vanillo:

to męczy, rzeczywsitość kreowalam bo sama nie moge ze soba wytrzymac, wiec myslalam ze on na pewno nie bedzie umial i zacznie mnie na bank okłamywac. Sam mówil, ze jego siostra jest dla szwagra okropmnie wredna wiec on pewnie ją zdradza. Bo duzo na nią narzzeka, Dziwne historie.

Jestem przewrazliwiona na swoim punkcie. Mój byly T. byl taki wobec mnie, bo wiedzialam ze on tak mnie kocha. Ale to chore to jego niska samoocena o której nie chce słyszec.

Mnie to niszczy życie. Duzo osiągam bo mam ambicje, ale nawalam swoim brakiem pewnosci siebie tracac duzo w różnych dziedzinach.

Te jazdy doprowadzaja do depresji, musze cos z tym zrobic i zrobie. Kiedys chodzilam do psychologa, ale nie pomogli, czesto mówili ze musze po prostu dojrzec. Ze to nie ejst depresja tylko niska samoocena, ale nikt ze mna nad nia nie pracowal.
napisał/a: ~gość 2009-10-04 13:10
Wiecie co jest najzabawniejsze? Że ja kiedyś taka nie byłam. Sam chłopak ostatnio mi powiedział, że na początku wiedziałam czego chcę. Powiedziałam mu, że zdaję sobie sprawę z tego, że się zmieniłam, straciłam tą wysoką samoocenę. A on na to, czy przez niego... Nie odpowiedziałam na to pytanie, ale kurcze tak sobie pomyślałam, że żałuję, że nie wypytałam go nigdy bardziej o jego poprzedni zwiazek. Z tego co wiem, to ta dziewczyna mocno odżyła po ich rozstaniu, zwiazała się szybko z kimś innym. Może to on tak wpływa na kobiety? :/
napisał/a: ~gość 2009-10-04 13:19
Nikito:

Szansa. Znam siebie i wolalabym juz drugi raz nie ryzykowac gdyby on nie byl tego pewien. Ale chcialabym wejsc na relacje pokojową. Zobaczyc go kiedys, przeprosic bo DLA MNIE TE PRZEPROSINY MAJA SENS NAWET ZA 100 LAT ;) ) i oddac mu pewną sumkę. Zachowac sie z klasą.

Obecnie wtócilam do T. Praktycznie nic sie nie zmienilo. On ma takie jazdy wobec mnie jak ja mialam wobec R. Zawsze je mial, niew iem moze sie tego od niego oduczylam heh ;) Ale znów winie tu siebie i swój chrakter. Poza tym z mojej strony to bylo zawsze czysto racjonalne uczucie, przywiązanie a nie milosc. Co go dręczylo. Ale cóż, tak bylo. To jest zwiazek z przyjazni od dziecka, z rozsądku, z mojej strony.

Pomagam mu teraz troche. Ok. moze akurat w tym momencie na sibie liczyc, dlatego do siebie wrócilismy, przypominan z T. R. bradzo tego nie chcial. Po rozstaniu dwa dni dzwonil i prosil bym tego nie robila.

Dlaczego? Nie wiem.

Ale wróciłam. I nie jest dobrze. Inne oczekiwania, ale nie mozemy sie teraz rozstac. Ja chce jeszcze popróbowac, boje sie ze zmarnuje sobie życie. pół biedy jak sobie, nie chcialabym komus. ALe oprócz potencjalnego faceta ja nie mam nikogo. Stracilam rodzine wypadku. A dla milosci poodswualam sie od ludzi. To trudne do zrozumienai, wiem.
napisał/a: Nikita8 2009-10-04 13:27
Nie takie trudne. Boisz się znów stracić. Tylko paradoksalnie te obawy powodują, że tracisz. Odpychasz nim zdążą sami odejść.
Obecny związek to błąd. Nie powinnaś być z nim żeby nie być sama. Ja wiem że to trudne, choć na pewno nie wiem jak bardzo dla Ciebie, ale ranisz i siebie i jego. Sama wiesz jak się zachowywałaś, nie byłaś pewna swoich uczuć, Twój obecny partner robi to samo, ale ma podstawy prawda? Tak jak Ciebie to niszczyło tak niszczy jego.
napisał/a: ~gość 2009-10-04 13:32
Vanillo ja tez kiedys taka nie bylam. Byłam zbyt pewna siebie, chrakterek
tez mialam, ale dystans przed nowymi ludzmi byl zawsze.

Mamm za soba kilka związków. Po szkole sredniej kiedy poczulam co to doroslosc i samodzielnosc usilnie poszukiwalam milosci i zrozumienia. Jesli sie w kim zakochalam to nie chcialam go stracic, balal sie samotnosci, bólu, cierpienia.

Mam różne wspomnienia. Bylam ta rzucającą i rzucaną. Dzis nie wierze we wzajemną milosc do grobowej deski. Po R. stracilam nadzieje, uwazam ze ja sie nie nadaje. Nie moge byc z kim s prawdziwej milosci bo trace dystans. Z drugiej strony jak jeste, z rozsadku to mężczyzni traca dystans do mnie i kolo sie nakreca, a ja jestem kłębkiem nerwow.

Teraz wybieram te drugą opcję, choc wiem i będę nieskromna ze mam ogromne powodzenie. Ale wole kogos ja zapewnaic
o swojej milosci chcby z oddania niz życ w niepewnosci, ze ktos mnie zostawi. To znaczy ja jestem teraz tą kochającą mniej, rozsądniej. Ale tez mi sie za to obrywa. Bo nie spelniam czyichs oczekiwan, nie ma namietnosci z mojej strony, minimalnie.

Jednak wiem, ze to błędne kolo.

Z reszta wszystko jest kwestią dobrania i to jasne ze niektórzy na nas tez moge zle wplywac.

[ Dodano: 2009-10-04, 13:40 ]
Szczerze: Moim marzeniem jest byc teraz samą. Nie angazowac się. Nie chec byc raniona i radzic. Ja sie chyba nie nadaje do związku dlatego musze pracowac nad sobą o swoja przyszloscia bo byc moze nigdy nie zaloze rodziny. Boje sie, ze nei będę odpoweidzialna, ze przegram z estrachem i emocjami.

Z T. jesteśmy szczerzy, iwemy obydwoje ze moze sie nie udac. Ale juz raz sie rozstawalismy to byla męka. Nie chec by poczul sie wykorzstany, a on chce tyle dla mnie zrobic. A to nie o to chodzi.

Wiem, ze ja tu zostane to to sie nie skonczy, on nie odpusci tak latwo.
mieszkam w malym miasteczku, dlatego mysle nad wyjazdem za jakis czas. Jesli będzie trzeba.

[ Dodano: 2009-10-04, 13:44 ]
Jest toksycznie. Tyle powiem.

Dziewczyny dzięki za posty. Super sie z Wami korespoduje. będę wdzięczna za kolejne uwagi i sorry za błędy !

p.s. i prosze o rade: próbowac kontaktu z R. apopos tego o co pytalam wczesniej. ( przeprosin) Poszukac go kiedys, poszukac nr tel, jechac, zadzwonic, przeprosic, oddac co trzeba? Co myslicie ?