Konkurs "Gorące Pocałunki"

napisał/a: juliacz 2007-07-21 21:59
Lidia była młodą i jak to określali jej znajomi słodką dziewczyną. Była niewysoką, zgrabną brunetką. Miała duże brązowe oczy, mały lekko zadarty nosek i pełne usta. Pracowała w aptece całodobowej. Tak młoda, ambitna, utalentowana, a jednak jej matka wciąż martwiła się, że nie miała jeszcze mężą, jak większość jej koleżanek ze studiów, czy liceum. Tłumaczyła matce, że ona się nie spieszy, ma dopiero 26 lat, mężczyźni się nią interesują, ale ona...ona nie wie czy miłość tak naprawdę istnieje, zwłaszcza gdy patrzy na związek swych rodziców. Przed ludźmi odgrywali dobre małżeństwo, a w domu często się kłócili i matka straszyła ojca rozwodem. Mówiła mu że jest gamoniem, i sama nie wie czemu za niego wyszła. Tak Lidia nie rozumiała swej matki, skoro nie była szczęśliwa z ojcem (mimo że był dla niej zdaniem Lidii bardzo dobry i wyrozumiały) to czemu sama popycha córkę, by popełniła ten sam błąd? Tak pamięta MArka, jej pierwszego chłopaka, w liceum tworzyli nierozerwalną parę...on był strasznie za nią, ale ona wciąż czuła że to nie dla niej. Potem był Bartek. W końcu Lidia postanowiła, że studia są dla niej bardzo ważne i nie warto się angażować w żadne związki. To postanowienie nie oznaczało, że nie spotykała się z mężczyznami. Ależ skad była zbyt łądna, by pozostawać niezauważoną. Przez jej studenckie życie, przez jej akedmicki pokój przewinęło się sporo mężczyzn. Gdyby matka wiedziała nazwałaby ją ladacznicą, a ona sama się za taką nie uważała. Po prostu miała swoje potzreby. Pamięta jak po raz pierwszy uprawiała seks z mężczyzną, z którą tak naprawdę nic jej nie łączyło. Gdy się obudziła rano w łóżku, to już go nie było i o dziwo..wcale jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie..poczuła, że jest wolna i może robić co chce. Od tej pory często powtarzała tzw przygodny seks, jako studentka farmacji, dbała o swoje bezpieczeńswto, brałą tabletki antykoncepcyjne, nie ufała chłopakom, byli zbyt roztrzepani, by pamiętali o kondomach. Lidia stawała się coraz bardziej wymagajaca, lubiła dziki i odważny seks. Inne kobiety, które prowadziły podobny styl życia narzekały, że CI faceci chcą tylko jednego, że są przy nich tylko do momentu, dopóki nie dostaną tego, na co czekali. Lidka sama chciała tylko tego, więc jej to nie przeszkadzało. Ponieważ faceci też to wyczuli, dobtrze czuli się w jej towarzystwie. Kilku nawet chciało się nawrócić i stworzyć z nia związek, jej to nie interesowało. Nagle w jej życiu pojawił się Patryk. On także chciał czegoś więcej niż tylko samego seksu, pragnął być z nią, chciał poznać jej pragnienia, jej potzreby, chciał ją uzdrowić jak mawiał. Uważał, że została najwyraźniej kiedyś źle potraktowana i dlatego teraz nie potrafi się zaangażować. Patryk był psychologiem i te jego analizy drażniły Lidię. Gdy się od niego odsuwała, on udawał, że wystarczy mu seks, jednak gdy dowiadywał się, że spotkała się z kimś innym, i doskonale wiedział jak to się zakończyło wpadał w gniew...płakał, prosił by przestała tak go traktować i bawić się jego uczuciami. Lidia wiedziała, że znajomość z Patrykiem musi się zakończyć, bo ją wykańcza. Coraz bardziej się od niego oddalała, ograniczyła do minimum swoje kontakty z nim. Zmieniła nawet akademik, nie powiedziała mu o tym, ale dość szybko dowiedział się o tym. Szukał jej, ale miał problem z odnalezieniem jej nowego lokum. Jakoś dotrwała do końca studiów, rozpoczęła pracę...aż tu nagle po półtorej roku Patryk znów pojawił się w jej życiu. Prosił o spotkania, często przychodził do apteki, teraz nie było już tak łatwo się go pozbyć. Zmieniła numer telefonu, ale Patryk wyśledził jej mieszkanie i sterczał w budce nieopodal jej mieszkania. Lidia miała już tego dość, wstydziła się że nie może sobie z nim poradzić, więc nikomu nie mówiła o tym PROBLEMIE. Pewnego dnia Lidia nie pojawiła się w pracy, właściciel apteki dzownił do niej do domu, na jej komórkę, a nawet do jej rodziców. Nikt nie widział Lidii, nikt nie wiedział co się z nią dzieje. Rodzice zaczęli się martwić zawiadomili policję, ale trzeba było poczekać, mogła przecież gdzieś wyjechać, w końcu jest dorosła.
Po czterech dniach w parku znajdującym się na krańcu miasta odnaleziono ciało Lidii. Jej drobne ciało leżało takie bezradne, spódnica była podwinięta, bluzka rozdarta, bielizna również podarta leżała niedaleko jej zwłok. Rajstopy i szalik były skręcone wokół jej szyi, lekki płaszczyk był sponiewierany wokół jej kostek. Nie było wątpliwości, została zgwałcona. Jak się to stało, kto to zrobił?
Tylko wy drodzy czytelnicy się dowiecie. Tej okrutnej zbrodni dokonał ....PATRYK.!
Ponieważ Lidia nikomu o nim nie opowiadała, Policja nie trafiła na jego trop.
Jak to było...spytacie...
Lidia skończyła nocny dyżur, wyszła z apteki, była jesień, dość ciepła, ale jednak, nadal o 5 rano było ciemno. Lidia postaowiła iść do domu pieszo, na autobus musiałaby zbyt długo czekać. Zza rogu wyszedł Patryk, wyglądało to tak jakby przypadkiem się tu pojawił, choć Lidia wiedziała, że tak nie jest. Podszedł do niej i przywitał się całując ja w policzek, zachowywał się jakby był jej chłopcem, który przyszedł po nią, by odprowadzić do domu. Lidia była niechętna temu spotkaniu. Patryk nalegał na krótką rozmowę. Tłumaczyła mu, że jest zmęczona po pracy, ale on wciąż nalegał. W końcu uległa jego namowom i skierowali się w kierunku małego parku. Gdy weszli do niego, Patryk próbował pocałować Lidię. Ta gwłatownie go odtrąciła. Ten gest wzburzył chłopakiem i rzucił się na nią, popchnął ją w kierunku najbliższych krzaków, sprawnym ruchem zdarł z niej płaszcz i przewrócił, dziewczyna próbowała się bronić, krzyczała więc wetknął jej w usta szalik i mocno ścisnął jej usta. Próbowała go bić, szarpać się, ale była taka słaba przy nim, zdzierał z niej rajstopy, potem majtki, podkasał jej spódnicę i szybko rozpiął spodnie. Wszedł w nią gwałtownie, zabolało...łzy płynęły jej po policzkach, zapewne czuła, że to "spotkanie" nie skończy się dla niej dobrze. Dobrał się też do jej stanika, był tak zdenerwowany, że nie mógł go zdjąć, szarpał tak, że wolała go sama zdjąć, by bardziej jej nie pokaleczył. Całował jej piersi i szeptał o tym jak bardzo ją kochał, a ona zdeptała tę miłość, że była jego cudem, ale go odtrąciła...nazywał ją dziwką, która chce się tylko pieprzyć, płakała, ale już nawet nie prosiła o litość, za dużo gniewu widziała w jego oczach. Mówił chcesz by Cię pieprzyć, to ja Cię będę pieprzyć...bolało ją coraz bardziej, ale w końcu miał orgazm...popłakał się, starał się pocałować jej usta, ale ona wciąż uciekała od jego ust. Przepraszał ją, mówił, że go opętała. Spytał czy było jej dobrze, tak dobrze jak jemu? Ona spojrzała mu w oczy, splunęła i wyszeptała: Jak myślisz idioto, czy taki GAMOŃ może zrobić mi dobrze?
Te słowa obudziły bestię w Patryku...zaczął ją dusić, oplątał jej szyję szalikiem i rajstopami, mocno ściskał, próbowała go drapać, odpychać, ale była taka słaba, coraz słabsza i słabsza, aż w końcu...już jej tam nie było...nie widziała już jego okrutnych, przeklętych chorych oczu, nie widziała już ciemnych krzaków skrywajacych jej nagie sponiewierane ciało, nie czuła już bólu kamieni i patyków, które raniły jej ciało....odeszła......
napisał/a: martynex 2007-07-23 21:16
Przez wiele lat dotyk Twoich ust spędzał sen z moich powiek.Nie było Cię przy mnie , ale czułam wciąż smak Twoich ust.To nie było szaleństwem , to było moim największym marzeniem , byś znowu pieścił mnie pocałunkami.
Był sierpień , ciepła , bezstroska noc.W tafli jeziora odbijało się całe niebo , niczym w kryształowym lustrze.Ile było tych gwiazd?Nie wiem , ale wiem , że świeciły tylko dla nas.Wypłyneliśmy łódką na środek jeziora , słysząc tylko wodę spływającą z wioseł i bicie naszych serc.Krzyczeliśmy z zachwytu , gdy któraś Gwiazda mrugała do nas , a potem spadała w otchłań nocy.Wypowiadaliśmy miliony życzeń.Musnąłeś delikatnie moje usta.Nie wiedziałam , czy to wiatr , czy sen , ale widziałam Twoją twarz , Twoje oczy wpatrzone we mnie.Poczułam ciepło Twojego oddechu .To nie był sen.Pieściłeś pocałunkami moją szyję , szeptałeś coś do ucha , a ja szukałam wciąż Twoich ust , pragnąc poczuć Twój smak.Były ciepłe , wilgotne i chciałam by pieściły mnie jak najdłużej.Gwiazdy spadały nad nami , a my nie mieliśmy już chyba innych marzeń , jak to by zatrzymać na zawsze czas.Noc okazała się jednak krótka , nadszedł świt i rzeczywistość.Los rozrzucił nas po świecie , wyjechałeś , pisałeś , ale faktem było , że byłeś daleko i wszystko się skończyło.Pozostały tylko Gwiazdy , które każdej nocy świeciły tak samo , dzięki którym wracałeś do mnie.Często siedząc wpatrzona w niebo zastanawiałam się gdzie jesteś , co się z Tobą dzieje , czy może też patrzysz w niebo?Bywały chwile , gdy oddawałam się marzeniom , że któregoś dnia powrócisz , że znowu poczuję Twój oddech , Twoje usta , zobaczę Twoje oczy.Pewnego dnia zadzwonił telefon i usłyszałam w słuchawce pytanie ,,Z kim mam przyjemność?''Byłam oburzona takim pytaniem i rzuciłam słuchawką ,ale telefon znowu zadzwonił i wtedy padło jedno pytanie,,Czy mnie pamiętasz?''.To byłeś Ty , nie miałam wątpliwości.Moje serce biło jak zwariowane i nie wierzyłam w to wszystko.Chciałam krzycześ , śmiać się , płakać.Przegadaliśmy cały wieczór , wymieniliśmy się mailami i tak zaczęły się wspomnienia , opowieści , zaczęliśmy marzyć o spotkaniu , o naszym niebie i o naszych pocałunkach.Dzieliło nas 900 kilometrów , każde z nas miało swoje życie , sprawy , ale wierzyliśmy , że kiedyś się spotkamy.W końcu nadszedł ten dzień.Miałeś przylecieć na parę dni.Cieszyliśmy się odmierzając czas , a jednocześnie z każdą chwilą baliśmy się jak to będzie , jakie będą nasze odczucia , czy rzeczywiście czas nie zatarł naszych pragnień.Stałam na lotnisku wypatrując Cię w tłumie.Pojawiłeś się uśmiechnięty i taki jakim Cię zapamiętałam.Zaplanowaliśmy weekend nad morzem i całą drogę nasze buzie się nie zamykały .Całkiem tak jakbyśmy nie widzieli się zaledwie tydzień i zdawali relację z ostatnich dni.Co było dalej?Poszliśmy na spacer brzegiem morza.Trzymałeś moją dłoń i po raz pierwszy czułam się jak Twoja wakacyjna dziewczyna.Czułam Twoją bliskość.Szliśmy przed siebie , goniąc zachodzące słońce, słuchając szumu fal , aż stanęliśmy.Chwyciłeś moje włosy , odciągając tym samym moją głowę do tyłu i pocałowałeś mnie.Bałam się otworzyć oczy, bałam się oddychać.Nie wierzyłam , że czuję znowu Twój smak , że to Twoje usta pieszczą mnie dotykiem.Nad nami zabłysła Gwiazda , tylko jedna , ale chyba ta , która czuwała nad nami przez te wszystkie lata.
Powiedziałeś , szepcząc mi do ucha ,,Miłość to spacer podczas bardzo drobnego deszczu.Człowiek idzie i idzie i dopiero po pewnym czasie orientuje się , że przemókł do głębi serca."
napisał/a: madzialena15 2007-07-23 23:26
Ostre światło przedarło się przez grubą zasłonę, dosięgając twarzy śpiącej Pauliny. Powoli przeciągnęła się. Jej noga zaczepiła o coś ciepłego i miękkiego. Zamarła, bojąc się otworzyć oczy.
- Co u licha? – pomyślała i uchyliła jedno oko.
- O matko! Co się dzieje? – szepnęła, starając się sobie przypomnieć co takiego wydarzyło się poprzedniej nocy. Pomalutku zerknęła przez ramię. To, co zobaczyła, a raczej kogo, spowodowało, że jej przerażenie sięgnęło zenitu. Obok niej leżał w najlepsze prawdziwy niedźwiedź! A dokładnie mężczyzna, który bardzo go przypominał. Był ogromny. Miał wielka brodę i cały pokryty był ciemnymi włosami. Powoli, aby nie zbudzić bestii zaczęła wyślizgiwać się z łóżka, starając się przy tym usilnie przypomnieć sobie, kim jest ten człowiek i co robi w jej łóżku. Głowa jej nie bolała, więc chyba nie miała kaca. To oznaczało, że spała z obcym, zupełnie na trzeźwo! Dlaczego jednak nic nie pamiętała? Hmm, no nie zupełnie nic…pamiętała swój dziwny sen. Na samo wspomnienie zaczerwieniła się, aż po sam czubek głowy. Dawno nie miała tego typu snów i sama nie wiedziała czemu akurat dziś przyśnił jej się dziki sex i to z nieznajomym! Sen rozpoczął się bardzo niewinnie. Po prostu pojechała na rowerze do lasu, a tam na polanie, ni z tego nie z owego, jak to we snach bywa, pojawił się pewien mężczyzna. Na początku bała się go, myślała, że nadchodzi jakieś dzikie zwierzę. Potem, gdy się uspokoiła widokiem człowieka, poczuła nagłe pożądanie. Na myśl, że są sami w lesie i mogą zrobić ze sobą co tylko chcą, a potem rozejść się nie znając nawet swojego imienia, zadrżała. Zaczęła się rozbierać, podniecona wzrokiem obcego. Gdy była już naga od pasa w dół, rozłożyła szeroko nogi w bezwstydnym geście zaproszenia, zupełnie tak jak to robią dziewczyny z gazetek porno. Po prostu zachowywała się tak, jak nigdy na jawie by się nie zachowała…Tym gestem pobudziła i zachęciła mężczyznę do działania. Podszedł do niej powoli, jak kot, odsuwając po drodze rozporek od spodni…ale ale!!! Paulina szybko zaczęła wymazywać z pamięci obrazy ze snu, które na nowo ją pobudziły. Wróciła do niej bowiem cała groza sytuacji, w której się znalazła na jawie. Pomału zaczęła wygrzebywać się z pościeli. Gdy już, już prawie wyślizgnęła się z łóżka, niedźwiedź nagle głośno chrapnął i otworzył oczy. Popatrzył wprost na nią. Jego twarz zamieniła się w wielki znak zapytania. Był chyba tak samo zdziwiony jak ona.
- Kim jesteś?- wychrypiał, śpiącym jeszcze głosem,
- I co robisz w moim łóżku???
- W twoim??? – zdumiała się Paulina. Szybko rozejrzała się po pokoju. Wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku, choć coś jednak było nie tak. No cóż, zasłony były w trochę większe i mniej wyblakłe kwiaty i na oknie nie było jej ulubionego fiołka! Nagle zaczęła zauważać coraz więcej szczegółów nie pasujących do jej pokoju. Na stole nie było serwetki, którą dostała od babci i po podłodze walały się brudne skarpetki.
- O Boże! - szepnęła ponownie Paulina – To niemożliwe! – mieszkam w identycznym pokoju! Tylko jak to się stało, że trafiłam tutaj?
Nagle usłyszała jakiś dziwny dźwięk. Zwróciła więc swój wzrok spowrotem na „niedźwiedzia”. Mężczyzna miał dziwnie wykrzywioną twarz.
- Co panu jest? – zawołała przerażona. W tym momencie facet ryknął tubalnym śmiechem.
- Z czego pan się śmieje? – zdumiała się . Za chwile jednak poczuła złość. – Pan się śmieje ze mnie? tak? – zapytała agresywnie. – Ja nie widzę w tym nic śmiesznego!
- Ma pani rację – wychrypiał „niedźwiedź” między głośnymi salwami śmiechu. – Przepraszam…- Po chwili zaczął się uspokajać, ocierając przy tym oczy z łez, które pociekły mu ze śmiechu.
- Zastanówmy się razem co takiego nam się przytrafiło, ale najpierw może się poznajmy. Jestem Krzysiek.
- Paulina – odrzekła automatycznie, wciąż jeszcze patrząc na mężczyznę podejrzliwie.
- Ja już się domyślam, co się wydarzyło.
- Tak? to może mnie oświecisz? - zdenerwowała się Paulina. Ten człowiek wyjątkowo działał jej na nerwy swoim spokojem. Ona była przerażona.
- Zaraz to zrobię, tylko najpierw zaparzę kawę. Ty opowiedz mi za to o swoim wczorajszym wieczorze – powiedział Krzysztof.
- Po co ci wiedzieć jak spędzam wieczory ? - ponownie tego ranka zdumiała się Paulina.
- Nie jak spędzasz wieczory ( choć nie wątpię, że na pewno bardzo interesująco) lecz jak wczoraj wróciłaś do domu.
- Hmm…, było późno, byłam bardzo zmęczona po pracy i szybko chciałam się położyć – zaczęła. Powoli docierało do niej, że po prostu pomyliła pokoje. – Nie świeciłam światła, tylko szybko się rozebrałam i położyłam do łóżka. – Wstyd jej się zrobiło, że nawet się nie umyła przed snem. Nagle uświadomiła sobie, że jest rozebrana. Zrobiło jej się gorąco na twarzy. Boże! Przecież miała na sobie tylko kusą koszulkę i majtki! Na szczęście Krzysiek w ogóle nie zwracał na nią uwagi, tylko krzątał się po pokoju szykując kawę. Paulina szybko sięgnęła po kołdrę i szczelnie się nią okryła.
- To wszystko jasne – powiedział „niedźwiedź” z głębi szafki, gdzie szukał czystych kubków. – Pomyliłaś pokoje. Tylko jak tu weszłaś? Drzwi były przecież zamknięte.
- Otwarłam kluczem. Inaczej bym się zorientowała, że cos jest nie tak…
- Pokaż klucz – Zażądał Krzysiek i po chwili jednym susem znalazł się przy drzwiach.
- Pasuje! – Wykrzyknął zdumiony.
- No tak… pani Starowińska!!! – wykrzyknęli równocześnie i zaśmiali się. Napięcie opadło. Wszystko powoli się wyjaśniało i paulina zaczęła zauważać komizm całej sytuacji.
Pani Starowińska była gospodynią całej kamienicy. Była to starsza pani, bardzo wścibska i uwielbiająca wszystko wiedzieć o swoich lokatorach. Ale żeby wszystkie pokoje były identyczne, włącznie z zamkami w drzwiach, tego Paulina się nie spodziewała. Widocznie, pod nieobecność mieszkańców, pani Starowińska, kontrolowała swoje włości. A jednakowe zamki ułatwiały jej to zadanie.
- Na którym piętrze mieszkasz? – zapytał Krzyś.
- Na trzecim – odparła dziewczyna.
- A ja na drugim, czyli pod Tobą – zaśmiał się .
- Strasznie mi głupio – szepnęła zaczerwieniona Paulina.
- No cos ty! Cała przyjemność po mojej stronie !Miło poznać tak uroczą sąsiadkę! Chodź, napijemy się kawy i obmyślimy plan, jak stąd wyjdziesz, żeby pani Satrowińska Cię nie nakryła.
- O matko! O tym nie pomyślałam! – Jęknęła.
- Spokojnie, cos wymyślimy – Krzysztof uśmiechnął się uspokajająco, a Paulina nagle stwierdziła, że ma wielka ochotę na kawę z tym człowiekiem, który ma wyjątkowo ciepłe i piękne oczy…i to jakby znajome ze snu…


"W pełni akceptuję regulamin konkursu "Gorące pocałunki". Mam ukończone 18 lat".
napisał/a: ana_kk 2007-07-24 00:07
Wszyscy już spali, a ona wciąż nie mogła zasnąć. Zeszła więc na dół, na taras, aby skorzystać z okazji obejrzenia wschodu słońca w górach. Wiedziała czemu nie może spać, chociaż przyjeżdżając tu myślała, że już nic ją to nie obchodzi... Wierzyła, że to spotkanie po latach nie powinno wywoływać innych emocji oprócz wzajemnej sympatii...
- Lena... - usłyszała nagle.
Mariusz usiadł koło niej, dokładnie tak jak sześć lat temu, kiedy przyjechała tu z przyjaciółmi w letni weekend, do domku w górach, na grilla do "jakichś ich znajomych". Wtedy też wszyscy już spali, jego dziewczyna też, a oni nie mogli przestać rozmawiać. Kiedy zaczęło robić się widno postanowili przejść się nad rzekę. Już sama nie wie czy to poranny chłód, czy coś, co zrodziło się w nich obojgu, ale było skrywane przez cały wieczór sprawiło, że zupełnie naturalnie przeszli od objęcia ramieniem, do gorących pocałunków... Wiedzieli, że nie powinni, ale ich ręce nieposłusznie wędrowały wzajemnie po ich ciałach, nadal chyba udając, że szukają ciepła. Ale im, nawet bez ubrań, nie było już zimno. Było wilgotno od potu, który oblewał ich, jakby naśladując rosę.
Ten „spacer” pozostał ich tajemnicą. Nie rozmawiała o tym z nikim, chociaż emocje jakie w sobie ukrywała było bardzo trudno ukryć.
- Nic się nie zmieniłaś. Wyglądasz dokładnie jak wtedy…
Dobrze wiedziała, że czuje też to co wtedy. Jednak tego poranka poprzestali jedynie na rozmowie.
napisał/a: Luthien2 2007-07-24 11:38
I poszła za nim w noc. Zamigotała srebrna poświata milionami gwiazd. Pajęczyna mieniących się kropli. Cicho-sza. Tylko księżyc grał, a gwiazdy tańczyły. I całe niebo wpadało wiatrem lekkim jak oddech przez uchylone okno, a drewniane ściany pod pieszczotą mruczały z rozkoszy. Powietrze drżące mrużyło oczy.
I poszła za nim w noc. Jego dłonie prowadziły ją w głąb oceanu. I kiedy dotknęły jej po raz pierwszy, i on i ona wiedzieli, że dopłyną do krain dalekich, krain baśniowych, gdzie nikt przed nimi nie postawił stopy. To ich światy, stworzone dla nich, na ich wyłączność, i tylko oni je mogą odkryć, i tylko razem.
A on wziął ją za rękę i poprowadził w noc. I biegli przez niekończące się przestrzenie oddechu i ciepłej, wilgotnej skóry. O ona uginała się pod dotykiem jego palców, była wtedy skórą węża i wąż syczał, ale nie złowrogo, lecz tak jak pragnienie, rodzące się cicho na brzegu warg.
I biegli, i biegli. A gwiazdy wokół nich migotały cicho, muskały ich skórę, i twarze, i włosy. Czas rozpłynął się w nieokreśloną i nieskończoną przestrzeń. Jego dłonie wydobywały glinę jej ciała ze świętej nicości. Z szaro-czarnych ciemności wyłaniał się zarys jej ciała. Wśród kłębiących się myśli i srebrnego blasku księżyca zatonęli w muzyce. I posłanie otwierając się na spotkanie ich ciał krzyknęło, a dom odpowiedział, zawirowały gwiazdy.
I poszła za nim w noc. Czy bała się jego dłoni, jak płomieni ogniska, i ust, jak przestrzeni kosmosu? Ale kiedy jego palce spotkały jej skórę wiedziała już, że pójdzie za nim wszędzie tam, gdzie ją poprowadzi, pójdzie za nim wszędzie, nawet w tą przestrzeń nieznaną, wilgotną i drżącą, pójdzie w takt muzyki, pójdzie tańcząc i unosząc ramiona, a gwiazdy ich przygarną, a gwiazdy ich otulą.
I poszła za nim w noc. A jej skóra witała jego palce jak zbawienie, jak święty ogień, jak ofiarę paloną na stosie dla nieznanych bóstw rozkoszy. A słodki dym unosił się aż do nieba i dławił gardła, kradł oddechy i tak ich mało zostało, że u siebie nawzajem rzucili się ich szukać. A jego palce tańczyły na jej skórze. I dziwiły się każdej kolejnej napotkanej komórce. A ona odpływała coraz bardziej w przestrzeń miękką i ciepłą, i goniły ją jego dłonie smukłe i silne, i jego usta cieplejsze niż słońce.
Był czarodziejem. Magią palców przemieniał ją, skóra po skórze i jak poczwarka zrzucała je, jak wąż kolejne skóry, aż zalśniła ta prawdziwa, światłem odbitych od niej gwiazd.
I gonił ją cierpliwie, gdy spadała w otchłań. Gonił ją palcami. A mgła jej istnienia, a niekształtna glina jej bycia-nie-bycia pod ich dotykiem nabierała życia. I ona wchłaniała życie przez jego palce, a on karmił jej skórę wytrwale, cierpliwie. I pod jego palcami stawała się coraz bardziej, lśniąca poświatą gwiazd. A on dalej i dalej, ciągle i ciągle dotykiem przemieniał przestrzenie jej ciała, a pieszczona skóra odpowiadała jękiem. I palcami nazywał po kolei wszystkie komórki jej ciała, a co miało nazwę rodziło się do życia, a co nie miało nazwy – nie istniało. I stwarzał ją jak z gliny, i stwarzał ją jak Bóg, bezwstydny bóg kochania bluźnierczo przejmując w dłonie boskie dzieło tworzenia. A ona chłonęła życie przez jego palce łapczywie, a ona piła życie przez jego usta. Gwiazdy tańczyły, księżyc grał blaskiem.
I zatonęli razem w wilgotną, kwiecistą łąkę. Cały wszechświat wybuchnął i napełnił ich swoim światłem, a blask gwiazd odbijał się w źrenicach ich oczu. Dom stał się świątynią, stał się lustrem, przez które wbiegli razem w odwieczny ocean, na poszukiwanie dziewiczych wysp. Obiął ich dom szerokimi ramionami pełnymi zrozumienia, patrzył na nich oczami z czarnej olchy. A łąka pachniała macierzankę i rumiankiem, szumiała cicho i zamknęła ich w sobie, a wszechświat krzyczał, rodziły się i umierały gwiazdy.



I odkryli tej nocy wiele wysp rozkoszy, wysp bezludnych, które zamieszkali swoim oddechem, swoją drżącą skórą, rozbieganymi palcami, miękkimi wargami, swoim migoczącym pragnieniem. I miliony gwiazd pospadało tej nocy. I miliony nowych narodziło się do życia.






W pełni akceptuję regulamin konkursu "Gorące pocałunki". Mam ukończone 18 lat.
napisał/a: Malina84 2007-07-24 12:23
Za górami,za lasami,w małym mazurskim miasteczku wydarzyła się ta owocowo-erotyczna historia.Otóż ja jestem bohaterką tej opowiastki z erotycznym pierwiastkiem i pewien młody człowiek,którego od dawna próbuję upolować.I w końcu mi się udało.Ale po kolei...W moim miasteczku raz w tygodniu jest targ.Przyjeżdżają różni kupcy,wystawiają swoje towary.Z niecierpliwością czekam na środę,by z samego ranka pójść i ujrzeć mego wyśnionego kochanka(Janek mu na imię).Otóż Janek sprzedaje warzywa i owoce na tym targu,ale to nie są zwykłe warzywa i owoce-one posiadają erotyczne moce!Jego jabłka są tak soczyste,że sok cieknie po bluzce,a czereśnie tak słodkie i czerwone jak węgle w ogniu rozpalone.Banany to poezja-długie i mięsiste,najlepsze od razu do spożycia.Aż żal czekać..A gdy przyjdzie sezon na truskawki lub brzoskwinie,wiem,że niedługo ich miąższ w mych ustach się rozpłynie.Sprzedawca Janek jest wzrostu średniego,palce ma zwinne i długie jak fasolka szparagowa,pewnie chrupkie niczym sałata lodowa(sorry,rozmarzyłam się)
Pewnego razu nadarzyła się okazja do schrupania mego kąska.Zabrakło śliwek węgierek w dostawie,a Janek obiecał swojej najwierniejszej klientce czyli mi,że przywiezie mi je do domu,gdy będzie wracał z targu(dobra,dobra widział jak na niego patrzę,a dostawy do domu nie ma w cenniku).
Gdy się zjawił z węgierkami w moim domu(tylko nie mówcie nikomu ;) ) od razu wzięłam się do roboty.Zagniotłam ciasto na placek ze śliwkami-jankowymi węgierkami.Placek zaczął się zapiekać,kazałam Jankowi na niego poczekać(sprytne no nie ;) )Szybciutko przebrałam się w seksowną bieliznę z koronkami i mogłam częstować Janka plackiem ze śliwkami :) Sterczały mi spod bluzki niczym szczypiorek,gdy moje palce rozpięły mu rozporek.A gdy On dotknął mnie tam,gdzie gorąco jak w piekarniku-zabrakło mi tchu(dobrze,że blisko był stół).Zrobiłam się wnet czerwona i na miejscu upieczona.Skonsumowaliśmy sie szybko i łapczywie(urazy o to do nikogo nie żywię).Od tamtego dnia często bywa u mnie z dostawą.A ja polubiłam pieczenie ciast,zwłaszcza na żywym ogniu ;)
napisał/a: blekitna10 2007-07-24 13:37
Ma być piękny ,letni dzień -pomyślałam wstając rano z łóżka.O ironio! W pracy szef na mnie nawrzeszczał,a współpracownicy zasypali robotą tak, że musiałam zostać po godzinach. Było zimno ,wietrznie i zanosiło się na deszcz.Wyszłam z pracy zapominając o parasolu.Kiedy wróciłam pod szklane drzwi biura i zaczęłam w nie stukać ,odpowiedziała mi głucha cisza.Deszcz kropił już naprawdę mocno.Jedyną rzeczą ,która mogła dać mi przed nim trochę ochrony była moja teczka.Zaczęłam biec szybciej i szybciej.Serce waliło mi jak oszalałe.Do najbliższego przystanku autobusowego miałam kilkanaście metrów.Kiedy tam dotarłam ,okazało się ,że ostatni autobus odjechał kilkanaście minut temu.Postanowiłam się gdzieś schronić.
Skręciłam w boczną ulicę i weszłam do przytulnej kawiarni.Białe kanapy, brązowe ściany,drewniane stoliki ,światło świec, i delikatna muzyka.Kilka osób siedziało pojedynczo przy stolikach,kilka par patrzyło sobie w oczy.Zdawało mi się ,że wszystko to co mnie spotkało, wraz z burzą zostawiłam za drzwiami.
I nagle zobaczyłam jego .Krótkie blond włosy,niebieskie oczy, i sweter ,który dostał ode mnie na urodziny,i w który wtulała się rudowłosa dziewczyna.Mój chłopak !Mój ukochany!Czułam się tak jakby ziemia usunęła mi się spod nóg. Chciałam podejść, coś powiedzieć, wykrzyczeć, ,kiedy oni się pocałowali.To nie był żart ani pomyłka.Dotykał jej twarzy ,długich włosów i szeptał w nie słowa ,które ja słyszałam tyle razy…
Stałabym tak całą wieczność, gdyby nie to ,że ktoś szarpnął mnie za rękaw.-Cichooo ..-powiedział zdecydowanie.-Gorąca kawa dobrze pan zrobi.Objął mnie w pół i posadził tyłem do „mojego” chłopaka. .Podał mi kawę.Przez łzy dostrzegłam ,że ma zielone oczy o wyjątkowym odcieniu.Przez stolik dotykał palcami mojego policzka i wycierał z niego cały żal.
-Cichoo…On nie jest tego wart…-Nie mówiłam nic a on trzymał mnie za ręce dopóki tamci nie wyszli.Pojechaliśmy do jego mieszkania.Całą drogę milczeliśmy.
W środku, bez słowa zsunął mi z ramion przemoczony płaszczyk i upuścił go na podłogę.Delikatnie dotknął wargami mojej szyi. Wstrzymałam oddech.Pochyliłam głowę i pozwoliłam mu pocałować się głębiej... i jeszcze głębiej . Pociągnął mnie do sypialni.Żadne z nas nie miało wątpliwości czego chcemy.Spletliśmy się w zapalczywym ,głodnym uścisku.Oddychałam coraz szybciej.Miałam sklejone deszczem włosy i mokre ubranie ,a on , niespiesznie ,błądził dłońmi po moim ciele tak, jakby wcale go nie dotykał.Pocałował mnie w zamknięte z narastającej rozkoszy powieki i położył delikatnie na poduszkę.
Wyszedł.Walcząca ze snem, ostatnia myśl ,przyniosła mi nadzieję,że przed nami cała wieczność wspólnych wieczorów.


"W pełni akceptuję regulamin konkursu "Gorące pocałunki". Mam ukończone 18 lat"
napisał/a: kaXkabo 2007-07-24 23:15
Stała na brzegu,wiatr szalał w jej włosach,muskał opalone ciało.Zapadał zmierzch i wiedziała, że pora wracać, ale coś Ją zatrzymywało.Może to widok bezkresu morza, może to uczucie wolności.Zanurzyła stopy w wodzie i natychmiast wstrząsnął Nią dreszcz.Nagle poczuła na sobie czyjeś spojrzenie, odwróciła głowę...To ON! "jak mnie tu znalazł, co tu robi" myślała gorączkowo,chcąc uniknąć spotkania.Nienawidziła Go. Jednak On już stał naprzeciw i wpatrywał się w Nią, a dostrzegłszy napięcie w Jej twarzy objął ramieniem i nim zdążyła się sprzeciwić już prowadził Ją w głąb plaży. Nikt Ich tutaj nie mógł widzieć ani słyszeć. Chciała dać upust swojej złości,chciała krzyczeć żeby dał Jej spokój, chciała go ukarać za to co Jej zrobił...Tymczasem on już zanurzył swoje usta w Jej szyi,znów poczuła ten dziwny dreszcz, przez ułamek sekundy słyszała głos sumienia ale równie szybko go w sobie stłumiła. Jego ręce już błądziły po Jej ciele,usta szeptały miłosne wyznania. Nie miała siły ani ochoty dłużej się opierać. Pod plecami czuła rozgrzany piasek a na sobie równie gorące, ale jakże piękne ciało człowieka, którego jeszcze kilka dni wcześniej była w stanie niemalże zabić! Teraz nie czuła już nic prócz pożądania i rozkoszy napływającej co rusz z każdym Jego dotykiem...Jej piersi falowały przy jej gwałtownym oddechu, gdy je całował i pieścił jak tylko On potrafił. Ich usta spotkały się w końcu w namiętnym pocałunku.Chciała by ten stan trwał wiecznie. Wszedł w Nią...powoli, delikatnie, nieśpiesznie...Fala gorąca zalała Ich oboje...Przyciągnęła Go do siebie, żeby czuć Jego bliskość i bezwarunkową jedność z człowiekiem, którego kochała nad życie. Zatopiła usta w jego szyi, żeby zagłuszyć jęki miłości, a On odwdzięczył się tym samym...Powoli dochodzili na szczyt, zamknęła oczy, żeby ukryć łzy. Łzy rozkoszy, namiętności, szczęścia. Miliony dreszczy wstrząsały Ich nagimi ciałami, splecionymi w miłosnym uścisku dając znak, że to JUŻ... Chciała krzyczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku oprócz tłumionych jęków. Wciąż obejmowała go z całej siły jakby bała się, że to wszystko okaże się snem...Ale to nie był sen. Delikatnie odsunął włosy z jej twarzy i scałowywał łzy spływające po zarumienionych policzkach. "Nie płacz Księżniczko" powiedział miękko, podniósł Ją i poprowadził ku promenadzie. "Muszę wracać" rzekła spłoszona i zawstydzona tym co się stało przed chwilą. "Nie pójdziesz nigdzie, już Ci nie na to nie pozwolę, KOCHAM CIĘ rozumiesz?zostań ze mną". Na te słowa czekała od miesięcy, a teraz gdy w końcu padły z Jego ust oburzyła się. " Nie kochasz mnie! nikogo nie kochasz prócz siebie, nienawi..." zanim zdołała dokończyć zamknął jej usta gorącym pocałunkiem i ziemia znów usunęła się Jej spod stóp. Już wiedziała, że rozsądek nie wygra batalii z sercem, więc poddała się, wtuliła się w Niego i czując zsynchronizowane bicie dwóch serc poczuła się bezpieczna jak nigdy przedtem.
napisał/a: monikaXflak 2007-07-25 15:34
Czekałam długo, na stole stały świece, na podłodze leżały płatki róż, w lodówce chłodził się szampan. Nasza pierwsza rocznica ślubu, już od rana byłam podniecona i zastanawiałam czym mój kochany mnie zaskoczy. Czekałam, a zegar nieubłagalnie odmierzał kolejne minuty. Po policzkach ciekły mi łzy... Jak mógł zapomnieć. Zasnęłam.
Nagle poczułam kogos obecność otworzyłam oczy. Wrócił mój mężczyzna, ale nie sam- sam nie dałby rady. Przyprowadził go nasz przyjaciel, położył na tapczan. Mnie delikatnie pociągną do kuchni. Musiałam się napić, on otworzył szampana, gdy ja przez okno spoglądałam w niebo. Podał mi kieliszek i spojrzał w oczy. nie musiał nic mówić, od dawna wiedziałam, że czuję do mnie coś czego nawet ja nie potrafiłam opisać. Kochałam swojego męża, ale nigdy nie było pomiędzy nami tego czegoś, gdy partzyłam na mężczyznę który stał teraz obok mnie miałam ochotę na wszystko, co z takim trudem przychodziło mi gdy patzrzyłam na męża. Nie wiem dlaczego, ale dotknęłam jego twarzy. Podszedł i uniósł moje ręcę do góry i zdjął koszulkę. Milczeliśmy. Posadził mnie na stole i dotykał powoli piersi. Nie posuwał się dalej tylko patrzył i dotykał, a ja wiedziałam, że nigdy tego nie zapomnę. Nagle mnie przytulił..
Wiedziałm, że już nigdy nie będę do końca szczęśliwa z mężem, że nie mogę dać zniknąć jemu, bo serce nigdy nie kłamie.
napisał/a: Atena8 2007-07-25 20:49
Oplótł ją pajęczyną swoich ramion. Czuła się w końcu bezpieczna, jest przy niej. Tyle dni, tyle nocy mrocznych, a dziś same promienie słońca igrające na ich mokrych, nagich ciałach. Czuła jego delikatny dotyk, muśnięcia motyla – jego gorących warg, przenikające wszystkie jej członki. Odwzajemniła jego zmysłowość by doświadczył jej bliskość, energię wypływająca z jej wnętrza, odczuł jej całą osobę, we wszystkich ukrytych jej zakątkach. Ich serca rozkołatały się w miłosnym rytmie, drżenie ogarnęło ich gwałtownie i z mocą. Oczekiwanie na lawinę rozkoszy, która wzbierała się w niej dopełniało się w całej pełni. A on falował jak dmuchawce na wietrze rozsyłające swoją cząstkę przy każdym podmuchu. Namiętność wypełniła ich żyły. Przytuleni do siebie tworzyli piękną całość, zlały się ich usta, dłonie, zapach, dusze.
napisał/a: monikaXflak 2007-07-26 20:08
Znudzony miłosnymi podbojami miałem juz wszystkiego dość. Po co te całe ceregiele z kobietami? Po co starania, miłe słowka, jak to tylko zaspokojenie fizycznych potrzeb? Taka naturalna potrzeba, która jednak weszła mi w nalóg i jakoś nie mogłem sie bez tego obejsc. One tez nie grymasily, chodziło im o jakieś korzysci, które widać im wystarczały. Nie lubiłem zreszta rozmow o tych sprawach. Po co sobie zaprzatac nimi glowe? Tyle jest ważniejszych męskich, poważnych spraw. Tu impreza, tam jakis mecz, zawsze coś się znalazło, by zabić czas. Jakoś trzeba przecież życ, a te ceregiele z miłościa, to dla naiwniaków, a nie dla takich facetów jak ja. Swoje wiedzialem. I nawet jakoś tam mi sie żylo. Bez uniesien i upadków. Na nic już nie czekałem, przezylem swoje. Az nagle pewnej niedzieli ja zobaczylem......Niby nic, ale poczułem sie jakoś dziwnie. Jakbym ja juz znał, chociaż to malo prawdopodobne. Miała do mnie sprawe słuzbowa. Starałem sie ją zignorować, ale jakoś nie mogłem. Wyczułem w jej zachowaniu jakąś pewność siebie. To było jak wyzwanie, jak zaproszenie do gry. Silne, nie znoszące sprzeciwu i niewinne zarazem. Taka sprzeczność jest tak kusząca i pociągająca, jak świeży powiew wiatru. Wyjechała, ale moje myśli byly niespokojne. To mnie z jednej strony śmieszylo, a z drugiej drażnilo. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Czułem, że nie zaznam spokoju, dopoki jej nie będę mial. Tak naiwnie myslałem. Co takiego bylo w tej kobiecie, że nie mogłem przestac o niej myśleć?
Umówilem sie z nią pod pozorem załatwienia spraw slużbowych. Przyszla. Pobajerowalem trochę i widzialem, że łapie sie na moją gadkę. Wprosiłem sie do niej do domu, nawet nie musiałem nalegac. Liczyłem na szybki seks, ale nic z tego nie wyszlo. Były przytulanki, mile i owszem, ale musiałem sobie schłodzic głowe wodą, by ochłonac. Co za czort - myśle sobie. Jakaś czarownica - zakonnica, czy co? Nie spotkałem jeszcze takiej kobiety i sam na siebie bylem zly, ze nie daje mi ona spokoju.
Mialem robaczywe mysli, wyobrazalem sobie upojne chwile z nia w roznych sceneriach. Mowie wam - zglupialem chyba na stare lata. Tak sobie to tlumaczylem i czekalem az mi przejdzie. Niestety, ciagle wracalo jak jakas choroba, dziwnie sie z tym czulem.
Roslo we mnie jakies napiecie, bylem podniecony, niespokojny, jakbym na cos czekal.
Spotkalem ja nagle. To bylo zrzadzenie losu. Wpadlismy na siebie, spojrzelismy sobie w oczy i nie potrzebowlismy zadnych slow. Ona wiedziala i ja wiedzialem, ze czekalismy na te chwile wystarczjaco dlugo. Bylismy gotowi. Gdzies blisko zagrzmialo, zaczal padac deszcz. Skierowalismy sie w strone pobliskiego hotelu. Bez slowa, patrzac sobie w oczy wchodzilismy po wylozonych czerwonym dywanem schodach. Otworzylem drzwi. Ona weszla przodem. Potem juz wszystko dzialo sie jak we snie. Nie myslalem, stracilem kontrole nad soba, ale czulem jakies uniesienie, euforie, sam nie co. Calowalismy sie jak wariaci, jak spragnieni wedrowcy. Tak zachlannie i szalenczo, jakby od tego zalezalo nasze zycie. Nie wiem kiedy i jak pozbylismy sie naszych ubran. Calowalem jej piersi, glaskalem, tulilem, piescilem i byly takie cieple, mile w dotyku, ze nie chcialo mi sie od nich odrywac ust. Jej cialo prezylo sie, wyginalo, domagalo rozkoszy, a ja nie moglem sie juz doczekac, by stac sie jednoscia, by dostac sie do jej pulsujacego wnetrza. Byla jak spragniona ziemia czekajaca na zyciodajny deszcz , a ja nie pragnalem niczego bardziej, jak zaspokoic to jej pragnienie. Za oknem szalala letnia burza, blyskawice rozdzieraly czarne niebo, a my lecielismy do gwiazd.......
napisał/a: gagatka79 2007-07-27 10:26
Znudzony i przybity deszczem, który od rana uniemożliwiał rozegranie choćby jednego seta na korcie centralnym, P. włóczył się po ulicach kurortu, który tak pięknie wyglądał zwykle skąpany w słońcu. Teraz tylko szarość, ludzie szybko przemykający pod turystycznymi pelerynami, zapłakane uliczne kafejki. Postanowił usiąść i pocieszyć się mocnym espresso.
Nawet nie zauważył, kiedy weszła do ogródka, pochylony nad swoim czarnym eliksirem. Dopiero szelest suwanego krzesła i stukanie obcasów na posadzce oderwało jego wzrok od krawędzi filiżanki.
Wysoka, śniada, z pięknymi, zroszonymi deszczem lokami, opadającymi niczym amazońskie pnącza na kompletnie przemoczoną lnianą koszulę. Potrząsała właśnie dziarsko głową próbując strącić krople lgnące do jej zaróżowionych policzków. Uśmiechnęła się speszona, gdy dostrzegła, że jest pod obserwacją. Otarła niedbale twarz dłonią i usiadła przy stoliku obciągając czarną satynową spódnicę.
Mimowolnie, P. przesunął spojrzenie na jej nogi skrzyżowane teraz pod ratanowym krzesłem. Bardzo kształtne łydki opasane były do połowy czarnymi tasiemkami sandałów na koturnie. Uśmiechnął się do siebie, myśląc jak łatwo jest rozproszyć niepogodę.
Wrócił myślami do swoich relacji tenisowych, które jak dotąd prezentowały się raczej marnie, a on nie był pewien czy to tylko kwestia deszczu, czy jakiegoś powolnego wypalenia. Z pewnością nie tego poziomu oczekiwała od niego redakcja.
Poczuł, że zaczyna być głodny i postanowił zamówić tosty. Kelnerka akurat wychodziła z mrocznych wnętrz kawiarni niosąc na tacy pucharek z lodami. Czekoladowo-orzechowo-piaskowe kolory zlewały się w kryształowym kielichu upstrzone kleksami bitej śmietany. Oho, deser idealny dla opalonej sąsiadki, pomyślał. Złożył zamówienie i ukradkiem spoglądał teraz na rozpoczynającą się obok degustację.
Kobieta, którą zdążył już zdefiniować jako klasyczną, ale dość zwykłą posiadaczkę wielkich oczu i symetrycznej przyjemnej twarzy, nagle nabrała charakteru zjawiska. Zauważył dziecinną ekscytację, usta śmiejące się do pasjonującego melanżu brązów i bieli. Długimi palcami chwyciła wisienkę wieńczącą lodowe Kilimandżaro i ścisnęła ją miękkimi, pełnymi wargami. P. poczuł oszałamiające pragnienie wgryzienia się soczysty owoc aż do samej pestki, dotknięcia jej zębów, zaczerpnięcia jej oddechu. Nagle ze zwyczajnej ładnej kobiety zrobiła się pełna radosnego pożądania piękność – dopiero teraz dostrzegł figlarne dołeczki w jej policzkach i aksamitną szyję falującą delikatnie przy przełykaniu .
Srebrna łyżeczka ociekacjąca czekoladą wzniosła się nad szkalny pucharek i zniknęła w tych błyszczących spragnionych słodyczy ustach. Ich szczęśliwa posiadaczka zmrużyła rozkosznie oczy niczym rasowa kotka. P. był prawie pewien, że słyszy miękkie niskie mruczenie.
Jeszcze raz przesunął wzrok na jej kolana wystające spod spódnicy. Próbował wyobrazić sobie te karmelowe uda – ich dotych, smak, jedwabistość... Gorąca fala uderzyła mu do skroni – czyżby to espresso?
Brązowa kotka, jak ją nazwał w myślach, raz po raz nużała leniwie łyżeczkę w lodach, po czym pieściła ją długo w zamkniętych ustach. Widział ślad bitej śmietany w kąciku warg, widział podnoszące się przy każdym oddechu piersi. Sam prawie czuł to magiczne falowanie, niby przytulony do jej dekoltu.
Kropla stopionych lodów spadła na jej przedramię. P. wstrzymał oddech. Pragnął zerwać się z miejsca i wpić w jej skórę, poczuć smak orzecha włoskiego i zapach jej perfum. Był pewien, że pachniała prażonymi w karmelu kasztanami.
Kobieta uniosła ramię i zlizała jednym muśnięciem języka beżowy ślad po rozpuście. Znów musiała chyba poczuć, że jest obserwowana, bo podniosła na niego oczy z jakby lekkim onieśmieleniem. Urzekło go jej zażenowanie. Był ciekaw czy tak samo rumieni się, gdy poranne słońce wpada do sypialni obejmując swym blaskiem wszystkie te niezwykłe linie. Czy tak samo śmieje się po nocnych rozkoszach zmysłów?

Kelnerka właśnie podeszła z resztą, kobieta podziękowała, uniosła się i nie patrząc na niego odeszła kołyszącym się krokiem pełnym czekolady. Prawdziwej gorzkiej czekolady.
„Życzy pan sobie jeszcze czegoś?” – spytała dziewczyna w fartuszku przy jego stoliku. Przez chwilę nie mógł znaleźć słów, żeby opisać swoje życzenie. „Tak, poproszę to samo, co tamta pani” – odpowiedział patrząc w szare niebo. Cóż pasjonującego mogłoby stać się jeszcze dzisiaj na korcie centralnym?