Wygraj szałowy zestaw Sushi Socks Box

napisał/a: Yamajka 2015-02-07 22:37
Moja przygoda z sushi zaczęła się dokładnie miesiąc temu. Pamiętam jak dziś kilka dni po Nowym Roku miało nadejść moje pierwsze spotkanie z potencjalną teściową. Zaprosiłam ją do siebie na godzinę 17 by czuć się swojo we własnym domu. Nie ukrywam, że chciałam się podlizać i przygotować coś nietuzinkowego. Spojrzałam na zawartość lodówki i zwątpiłam- zamówię coś, nikt się nie domyśli. Z rozmów z chłopakiem wywnioskowałam, że jest to kobieta lubiąca eksperymenty w kuchni oraz szykowne restauracje więc nie miałam zamiaru zamawiać chińszczyzny czy pizzy rzecz jasna. Zamówmy sushi! nie wiedziałam co to właściwie jest. Kojarzyło mi się to z zawijasem w środku wypełnionym mięsem, może jakimiś warzywami, nie miałam czasu się na tym zastanawiać. Szczęście w nieszczęściu dostawca się spóźnił, lecz zdążyłam wszystko wyłożyć na ładny półmisek i ozdobić. Nie domyśli się, że jest to zamówione danie, nie ma opcji! Teściowa przybyła, porozmawiałyśmy, pośmiałyśmy się, zaprosiłam ją do skosztowania sushi. Smakowało jej i to bardzo, kamień spadł mi z serca, gdy nagle zapytała o przepis.... Zrobiłam się czerwona ( a przynajmniej tak mi się wydawało bo policzki zapiekły mnie jak nigdy)... i palnęłam na szybko " wystarczy rozciąć rybę w poprzek włożyć trochę warzyw do środka I UPIEC" Do dziś nie mogę uwierzyć jak mogła mi taka bzdura wpaść do głowy. Teściowa spojrzała na mnie i powtórzyła "ah tak upiec, ciekawe". Daję słowo, że nie pamiętam co się działo dalej, jedyne co pamiętam to telefon mojego chłopaka kilka godzin później " Kochanie to co tam jutro na obiad pieczesz"? Porażka na całego...
selenes
napisał/a: selenes 2015-02-07 23:58
Moja przygoda rozpoczęła się, gdy byłam w ciąży - oczywiście czysto teoretycznie. Byłam po raz pierwszy w Londynie i na każdym niemal rogu była restauracja sushi - jako mieszkanka małego miasta, nigdy nie miałam możliwości tego spróbować. Niestety - jako ciężarna byłam zdyskwalifikowana, bo nie mogłam jeść surowych mięs, więc cierpliwie czekałam do końca ciąży, a potem do końca karmienia piersią.
Nadszedł ten moment, więc przy okazji pobytu u znajomych w większym mieście z przyjemnością zasiadłam do sushi - ku mojemu zdziwieniu tymi pałeczkami jadło się wyjątkowo łatwo - jak się okazało trzymałam je na odwrót

Dodam, że po takiej konkretnej rolce, nie miałam ochotę na łososia przez kolejne pół roku - taka oszczędność budżetu domowego ;)
napisał/a: Megalomania 2015-02-08 11:34
Nigdy nie zapomnę, jak pozwolono mi spróbować sushi po raz pierwszy... Pracowałam wtedy jako niania i miałam opiekować się dzieckiem wieczorem, gdy rodzice bawili się na imprezie... Rano zadzwonili do mnie, że zostawią mi sushi na kolację. Przeraziłam się, bo jako niedoświadczona studentka myślałam, że to jedzenie dla "bogatych, dla szpanu". W panice najadłam się przed, bo przecież to takie małe i będę głodna! Jakież było moje zdziwienie, gdy po zjedzeniu dwóch kawałków sushi nie mogłam się ruszać i od razu pożałowałam, że jadłam cokolwiek przed... Rodzice dziecka patrzyli podejrzanie na to, że nic nie zjadłam... No ale przecież nie mogłam się przyznać! ;)
blebelebe
napisał/a: blebelebe 2015-02-08 11:58
No tak, moja przygoda z sushi również nie była ciekawa, chociaż zaczęła się zupełnie inaczej niż większość. Pierwszy raz był w porządku - fajna restauracja, miła obsługa. Drugi raz również - pychota. Posmakowało mi, więc ze znajomymi często chodziliśmy do jednej sprawdzonej restauracji. Potem uczyłam się robić sushi sama.
Sushi stało się dla mnie codziennością. Do czasu. Będąc na wakacjach namówiłam znajomego na tę surową potrawę. Znaleźliśmy najbliższy bar, na oko całkiem, całkiem, ceny niewygórowane. Pierwszy kęs - hmm... Jakieś takie, no, inne. Drugi, trzeci. Kumpel już czerwony na twarzy - jego pierwsze sushi. Moje - setne, a też robi mi się niedobrze. Czwarty kęs wyplułam. Konsekwencje były niezbyt miłe. Do łazienki zdążyłam, ale długo z niej nie wychodziłam.
Sushi po prostu bardzo nieświeże, przykra sprawa z właścicielem, który tłumaczył się, że kucharki pewnie w tym zamieszaniu wzięły stare składniki ze złego pojemnika (ehe...). Wywalczyliśmy zwrot pieniędzy, ale nowego posiłku już nie chcieliśmy. Szkoda tylko, że mój znajomy miał taki przykry pierwszy raz. A ja - nie jem w niesprawdzonych miejscach :). Ale moje domowe - mm palce lizać.
napisał/a: olcia719 2015-02-08 20:38
Pierwszy obiad. Ja i on naprzeciw siebie. Gra muzyka, powolna i romantyczna. Biały obrus, lśniące sztućce jak i dwie pary oczu. Dookoła roznosi się aromatyczny zapach. Chłonąc go pospiesznie kątem nosa, wstaję w seksownym dość fartuszku i otwieram drzwiczki stuletniego już chyba piekarnika. Przede mną kolor złota, za którym poszłabym w ogień. Tajemnicę wieczoru wyjmuję delikatnie na talerz, brudząc się tu i ówdzie. Cóż, ważne jednak, że się pięknie prezentuje. Stawiam na stół niezbyt pewnym ruchem i oczekuję reakcji. "O, kaczucha!" - krzyknął z podejrzliwym uśmieszkiem luby, i choć o lubczyku kompletnie zapomniałam, zakodowałam sobie za to, że uwielbia wręcz sos żurawinowy, który pasował mi tu jak ulał. I choć podobno za mundurem to panny sznurem - ten oto mężczyzna ze smakiem zajadał ziemniaki w mundurkach (tylko!), popijając od czasu do czasu obłędnie czerwone wino. I choć mijały cenne minuty, nie usłyszałam ani krzty pochwały w formie słownej, po czym osobnik czym prędzej wpakował się do mojego łóżka, argumentując, że teraz musi się ” wszystko” przecież "uleżeć". A że i mnie dopadło zmęczenie, wskoczyłam bez zastanowienia i co dziwniejsze - bez skrępowania pod kołdrę, a że mam jedną to... to śniadanie robił on! Podając starannie przygotowane SUSHI wypowiedział te oto słowa: bo wiesz... yyy yyy yyy. No bo ja to... WEGETARIANINEM jestem, no! Moja mina bezcenna. Cenne za to doświadczenia z nową kuchnia! ;)
napisał/a: chmura99 2015-02-08 21:01
Był wieczór miły, bo imprezowy,
był też mój facet całkiem fajowy.
Była znajomków najbliższych paka
i jak to zwykle - przeistna draka!
Mamunia chłopaka zadzwoniła,
do ucha mi dużo "nafafluniła".
A że on głodny na pewno chodzi,
a innym się lepiej przecież powodzi.
Że koszuli mu nie prasuję,
ona już nic z tego nie rozumie.
I przyszła któregoś razu Szanowna,
rozsiadła się w kuchni, obiadu wnet żąda.
Że chce mnie sprawdzić? - w głowie sobie gadam,
i taka opcja mi się przedstawia.
Mamo kochana, dziś rybka surowa,
dorzucę co nieco, będzie kolorowa!
Raz dwa zawinę, nieco przyprawię,
i zjemy tę piękną "żywiutką" razem.
Teściową lekko zamurowało,
nie wie, czy głową kiwać w lewo czy w prawo...
Wyjścia już nie ma, ja tego dopilnuję,
by poszła szybciej niż ja galopuję.
Bierze pierwszy kęs, przeżuwa,
nic nie mówi, tylko duma...
Synowo, synowo, Ty moja kochana!
Ty pysznie gotujesz...

... zostaję do pojutrza rana!

:cool::mad:
magda6a
napisał/a: magda6a 2015-02-08 22:33
[CENTER]Przygodę tą zapoczątkowało do origami zamiłowanie,
Moją pasję doceniły pewne dwie miłe Panie,
Które moją ciężką pracę doceniły,
I do restauracji Origami na pewien zestaw zaprosiły.
Zadowolona zaproszenie wykorzystałam,
Do restauracji prędko się wybrałam,
Kupon na zestaw kelnerowi podałam,
I cierpliwie przy stoliku na jedzenie czekałam.
Lecz wielkie było moje zdziwienie,
Gdy kelner przyniósł wygrane zamówienie.
Pierwsza myśl: jak to się jada?
Może rękami do buzi wkłada?
A może tymi dziwnymi pałeczkami,
Tak zadziwiła mnie restauracja Origami.
A to dlatego że nigdy Sushi nie widziałam,
Tym bardziej przenigdy nie próbowałam.
Lecz w miarę szybko się przełamałam,
I powiem szczerze, że nie żałowałam.
Bo smak był to nietuzinkowy,
Specyficzny i jakże wyjątkowy.
I w ten oto sposób, gdy Sushi spróbowałam,
Od pierwszego kęsa w tym smaku się zakochałam.[/CENTER]
napisał/a: aagnieszkaa1 2015-02-09 21:59
- Kochanie co mamy dzisiaj na obiad? - pyta się mój mąż.
- Sushi- odpowiadam.
- Znów Cię suszy? To kiedy wyleczysz tego kaca. Trzeba było tyle wczoraj imprezować z dziewczynami?- słyszę odgłos dobiegający z przedpokoju.

I tak to właśnie było z moim debiutanckim sushi.
Mąż wchodząc do kuchni i widząc na stole przygotowany przeze mnie obiadek był w szoku. A nasza wcześniejsza rozmowa rozbawiła nas do łez...
napisał/a: ewelka21 2015-02-09 22:44
[CENTER]WALENTYNKOWE SUSHI[/CENTER]

-,,Zobaczysz to będą niezpomniane walentynki!Przygotowalem dla Ciebie wspaniałą niespodziankę!Nigdy nie zapomiesz tego dnia!"-usłyszałam od mojego narzeczonego na dwa dni przed świętem zakochanych. -,,Ciekawe co to za niespodzianka?"-zastanawiałm się.-,,Kwiaty?Kino?Kolacja?Nowa bielizna?A może ten piekny naszyjnik ,który ostatnio razem oglądalismy?Nie, to nie to.To musi byc coś naprawdę wyjatkowego.Pewnie żałuje,że w tamtym roku nawalił i nie dał mi nawet przyslowiowego kwiatka.Może w tym roku zrobi więc wszystko,by to naprawić"-myślałam.Wreszcie nadszedł 14 lutego.Juz od samego rana chodziłam niebywale podekscytowana.Nie mogłam doczekać się chwili,w której ,,TO " nastąpi.,,TO " było tak tajemniczą sprawą,że mojego R. nie było w domu już od samego rana.Pojawił się dopiero ok. 16 i z szerokim usmiecham na ustach powiedział:,,-Kochanie, przygotowałem dla Ciebie wyjątkowe sushi...Sam! Dasz wiarę??!! Sam! Nawet ja nie mogę w to uwierzyć...! Spojrzałam na zadowoloną minę mojego narzeczonego i ...zamarłam...Nie miałam serca powiedzieć mu bowiem, że NIE LUBIĘ SUSHI...Mało tego - ja po prostu go nie cierpię...Wzięłam głęboki oddech i z nieszczerym uśmiechem na ustach ruszyłam za R. Przygotowane przez niego Sushi prezentowało się naprawdę pięknie...Smakowało dużo, dużo gorzej ale czego nie robi się dla miłości...:)
napisał/a: zanka88 2015-02-10 00:41
To było około 7 lat temu kiedy raz na jakiś czas wybierałyśmy się z moją przyjaciółką do stolicy na zakupy. Oczywiście po pewnym czasie czułyśmy się już w wielkim mieście jak ryby w wodzie albo niezłe szychy. Kiedy więc z cala klasą przyjechaliśmy na wycieczkę zaproponowałyśmy, aby wspólnie wybrać się na Sushi. Byłyśmy pewne, że nikt z naszych kolegów wcześniej nie jadł tego dania, więc zadamy szyku i pokażemy jakie to jesteśmy światowe. Tak jak myślałyśmy nikt oczywiście nie miał wcześniej do czynienia z surową rybą, więc pokazałyśmy wszystkim jak to się je, jak trzymać pałeczki itd. Po obiedzie już całkowicie nam odbiło, zrobiłyśmy sobie koki na czubku głowy, włożyłyśmy w nie pałeczki i zaczęłyśmy udawać Japonki. W końcu jedna z Pań, które tam pracowały nie wytrzymała, podeszła do nas i z wymuszonym uśmiechem powiedziała: "Szanowne Panie proszę zachować spokój i wyjąć pałeczki z włosów, bo może zdarzyć się wypadek i zamiast surowej ryby na talerzu wyląduje czyjeś wydłubane oko." Wszyscy zamarli, a ja powiem szczerze, że nigdy wcześniej nie czułam się tak skompromitowana. Nagle z wielkomiejskiej damy stałam się prowincjonalną sierotką... Mimo wszystko Sushi lubię nadal, ale teraz spożywam je w spokoju i zasadami savoir-vivre :)
napisał/a: anhe89 2015-02-10 11:10
Jeszcze jako studentka pracowałam w kawiarni, która sąsiadowała z restauracją Sushi. Często bez wiedzy właścicieli robiliśmy wymiany - kawa na sushi.
Pewnego dnia przyszedł do mnie ich szef kuchni z prośbą o kawę - a ja miałam dostać swoje ulubione kąski. Przyrządziłam ulubioną kawę, a w zamian jak zawsze dostałam parę kawałków sushi.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy jadłam ostatni kawałek - w mojej buzi znalazła się kartka papieru - chciałam pójść do niego i pośmiać się, że robią sushi z papieru.
Wyciągnęłam kartkę - a na niej widniał napis z propozycją randki na weekend ... zdziwienie moje było ogromne. Dostał odpowiedź na zapakowanym cukrze - że chętnie :)

Od tamtego czasu minęło już 5 lat - a my jesteśmy najszczęśliwszą parą na świecie :)
dietetyk
napisał/a: dietetyk 2015-02-10 12:18
Nie jestem specjalistą kuchni japońskiej, niestety... przekonałam się o tym dość boleśnie kilka miesięcy temu. Korzystając z zaproszenia znajomego, na sushi właśnie.
Pierwszą wpadkę zaliczyłam już na początku... w restauracji nie było menu. Zamówienia składało się od razu do kucharza, który stał z wielkim nożem za okrągłym stołem, przy którym siedzieliśmy. Powiedziałam koledze, że nie bardzo wiem co zamówić, więc zdam się na niego... Spojrzał na mnie jak na żółtodzioba (czyli prawidłowo) i zamówił coś dla mnie - wybaczcie, ale nie powtórzę Wam co to było :confused:
Później próbowałam zgrywać bohaterkę, więc moja sytuacja z każdą minutą robiła się coraz bardziej beznadziejna. Najpierw utopiłam kawałek sushi w sosie sojowym, potem nie byłam w stanie wziąć do ust całego wielkiego kawałka na raz - czy rolki sushi można rozgryzać? Na koniec z tego wszystkiego wylałam zieloną herbatę...

Następnego razu z kolegą nie było ;)

Obciach był, nie przeczę, choć nie czuję się ani trochę winna za to, że nie czuję się swobodnie w kuchni kraju kwitnącej wiśni. Pierogi lepię za to perfekcyjnie! :cool: