Wygraj szałowy zestaw Sushi Socks Box

napisał/a: emerycia 2015-02-16 21:30
Zaraz na początku kiedy sushi było znane tylko w nielicznych kręgach, mój znajomy zaprosił mnie po pracy na sushi. Zachwalał jak to świetnie smakuje i na pewno je polubię. Ja udając, że wiem o co chodzi nieopatrznie zapytałam : A jakie mięso jest tam wołowe czy wieprzowe? Znajomy wtedy roześmiał się, popatrzył na mnie dziwie i skwitował: Oj maleńka po co to udawać, że się zna sushi. Było mi okropnie głupio, chciałam się zapaść pod ziemię. Ale rzeczywiście, polubiłam sushi i teraz często chodzimy z mężem do Sakany - japońskiej restauracji.
napisał/a: iwonciaaa 2015-02-16 21:42
Chłopak postanowił przygotować sushi na swoje urodziny.
Nigdy wcześniej nie miałam okazji nawet go spróbować. Nie miałam również pojęcia, jak się do niego zabrać i zjeść, żeby nie narobić sobie wstydu. Kiedy zabieraliśmy się do konsumpcji, zadzwonił do niego przyjaciel, który mieszka daleko. Uprzedził mnie, że to będzie długa rozmowa i żebym zaczęła już jeść. Byłam głodna więc się nie wahałam. Jakie było jego rozbawienie, kiedy wrócił i zobaczył, że odwinęłam sushi... ponieważ myślałam, że jest w papierku i bezwzględnie trzeba się go pozbyć. Nie pomogło tłumaczenie, że zrobiłam to w ramach żartu, a nie z niewiedzy.;)
napisał/a: agrafka30 2015-02-16 22:25
Nigdy ale to nigdy nie jadłam sushi.
Naprawdę!
I jeszcze do niedawna bym napisała, że nawet blisko sushi nie byłam.
To się jednak jakiś czas temu zmieniło.
- Nie znasz sushi?
- Żałuj. Nie wiesz, co tracisz.
- Sushi jest extra. Raz spróbujesz i się zakochasz.
W końcu nadarzyła się okazja. Umówiłyśmy się z koleżankami na babski wieczór przy winie, komedii romantycznej i sushi.
I co?
Sushi było. "Przyszło".
Rozpakowałam z folii, ułożyłam na ładnej tacce i... potknęłam się na progu.
Sushi było wszędzie, tylko nie w moim żołądku ;)
Tych resztek z posadzki nie zdecydowałyśmy się zjeść.
I ja dalej nie wiem, jak to sushi smakuje...
napisał/a: illa 2015-02-16 22:57
Babski wieczór.

Szpileczki, czerwone szmineczki i równie czerwone wino.

Jedna lampka, ploteczki o Joasi z działu księgowości. Druga lampka, wymiana zdań na temat przystojniaka z biura obok. Trzecia, czwarta, nawet piąta - tematów moc, przez całą noc.

A w nocy, gdy chwile miłe stają się zawiłe...

"Suuuuuszy" - przez sen, bodajże z dużą intensywnością, ale mniejszą wymowy wyrazistością.

Ślubny Luby lubi spełniać me marzenia, nawet te senne. TAK! - na kolację, a jakże uroczystą, dnia następnego było... SUSHI, bo przecież "o tym śniłaś...".

PS. od teraz już nie suszy, nie ma też już sushi - na zawsze tylko "SZUSZI"! :)
napisał/a: nungal 2015-02-16 23:06
Moja przyjaciółka z okazji zdania ważnego i piekielnie trudnego egzaminu postanowiła przygotować imprezę. Ponieważ często sobie pomagamy w najróżniejszych pracach, zjawiłam się u niej znacznie wcześniej, by wspólnie przygotować właśnie sushi, gdyż znaczna część naszych znajomych za nim przepada. Napracowałyśmy się mocno, na zwijaniu i ozdabianiu spędziłyśmy ponad 2 godziny, w końcu nakarmienie kilkuosobowej grupy to nie lada wyzwanie, zwłaszcza gdy chce się zaserwować coś ambitniejszego niż pizza. Czas szybko i przyjemnie nam płynął nam na gadaniu oraz popijaniu winka i nawet nie zauważyłyśmy, że zbliża się godzina rozpoczęcia imprezy. Pięknie przygotowane sushi zostawiłyśmy w pośpiechu na blacie w kuchni, a same poszyłyśmy przygotować się do przyjęcia gości. Gdy już reszta znajomych przekroczyła próg mieszkania, gratulacje i życzenia dalszych sukcesów zostały złożone, Karola postanowiła podać na stół owo dzieło sztuki kulinarnej. Okazało się jednak, że nie ma już czego podawać, gdyż wspaniałą ucztę zrobiły sobie jej dwa (piękne acz rozpieszczone do granic możliwości) kocury, które z apetytem powyżerały najlepsze części (czytaj łososia), a dodatki typu ogórek czy marchewka leżały z odrazą pozrzucane na podłogę. Nie muszę chyba wspominać o tym, jakie zrobiło się poruszenie i jaką minę miała Karolina. Sierściuchy wyczuły, że nadchodzi burza i w podskokach ulotniły się z miejsca zbrodni, a my zabrałyśmy się za sprzątanie. Na szczęście byłyśmy już lekko uszczęśliwione winem, więc kiepski humor szybko nam przeszedł...
Głównym daniem na imprezie została jednak niezbyt gorąca pizza przywieziona z pobliskiej pizzerii, ale wszyscy do dzisiaj się śmiejemy, że Karolina to taki mały burżuj, który karmi koty lepiej niż siebie :)
Nie ukrywam więc, że sushi skarpetki byłyby dla niej idealnym prezentem, a kto wie, może i wybredne futrzaki też by nimi nie pogardziły :)
napisał/a: Janka2013 2015-02-16 23:25
Każde walentynki dokładnie planuję już... w grudniu ;) Później zwykle prezenty mają tendencję do spóźniania się i nici z podarunku. Dlatego tych walnetynek na okrągłą rocznicę postanowiłam zrobić Lubemu pizzę. Pizza miała być z sosem Nutella słodkim niczym czułe pocałunki. Egzotycznym ananasem, by przypominać wspólne podróże, te bliskie i dalekie. Z pikantną papryczką chili zwiastującą niezapomnianą noc. I składnikiem tajemniczym jak nasze pierwsze spotkania. Niestety ta poetycka pizza była... okropna. Na szczęście Luby nie dał tego po sobie poznać, choć on sam przygotował dla nas sushi w kształcie... serduszek. To były moje najpięknijsze i najsmaczniejsze walentynki :)
nietota
napisał/a: nietota 2015-02-16 23:56
Z Karoliną byłyśmy już doświadczone, umiejętność jedzenia pałeczkami nie stanowiła dla nas najmniejszego problemu. Robiłyśmy to z wielką gracją, a fantastyczny smak japońskiego przysmaku przyprawiał nasze kubki smakowe o dreszcze. Tak się złożyło, że tamtego dnia w restauracji był z nami także Darek, chłopak któremu Karolina wpadła w oko. Początkowo planowałyśmy pójść same, ale gdy Darek dowiedział się o naszych planach, postanowił wykorzystać okazję, by pobyć trochę bliżej Karoliny i stwierdził, że także ma ogromną ochotę na sushi, po czym wdzięcznie spytał czy może się do nas przyłączyć. Jako iż Darek był w typie Karoliny, to nim nawet zdążyła dotrzeć do mnie treść pytania, Karolina już twierdząco na nie odpowiedziała. Byłam ciekawa co wyniknie z tej wyprawy oraz jak potoczy się ich znajomość, dlatego też nie wyraziłam żadnych zastrzeżeń. Tym sposobem znaleźliśmy się w restauracji we trójkę. Gdy kelner podał nam sushi, pałeczki poszły w ruch. Niestety, okazało się wtedy, że Darek kompletnie nie ma pojęcia w jaki sposób należy się nimi posługiwać. Jego konsumpcja wyglądała nadzwyczaj niezdarnie! Nie wiedziałam co robić. W głębi siebie byłam zażenowana i czerwieniłam się od roześmianych spojrzeń patrzących na nas osób lecz na zewnątrz nie dawałam po sobie nic poznać. Karolina czyniła tak samo. W pewnym momencie było mi już tak bardzo wstyd za naszego towarzysza, że postanowiłam wyjść do toalety. Przesiedziałam w niej dobre 10 minut, co by przeczekać tę niezręczną sytuację. Gdy wyszłam, ujrzałem z oddali, że katastrofa obróciła się o 180 stopni, zmieniając się w dość intymne, bliskie spotkanie dwojga osób. Pałeczki Darka leżały na stoliku, a Karolina karmiła go swoimi. Jeśli ktoś bardzo chce, zawsze znajdzie sposób - pomyślałam. Po chwili doszło do mnie jednak, że również jestem częścią tego spotkania i niesamowicie głupio było mi przerywać tę chwilę pełną zauroczenia. Niepostrzeżenie wyszłam więc z restauracji. Darek i Karolina nic chyba nie zauważyli. A raczej nie chcieli widzieć. Sama nie wiem. Oni pewnie też nie. Od tamtego momentu minęło już trochę czasu i jak się okazuje, sushi posiada w sobie magiczną moc łączenia ludzi. Od sushi się zaczęło lecz na sushi się nie skończyło. Romans trwa dalej i kto wie, może za jakiś czas będę mogła sprezentować ich potomkowi małe "sushi skarpetki". :rolleyes: