Wygraj szałowy zestaw Sushi Socks Box

napisał/a: Erna 2015-02-11 14:49
Na dzień Babci zaprosiłam dwie już wiekowe babcie do siebie, do domu na poczęstunek. Zrobiłam sałatkę jarzynowa , sushi , ciasto oraz inne przekąski. Zawsze staram się nową potrawę wprowadzać , aby rodzina mogła smaki nowe poznawać i tak było tym razem. Jedna z babć zaciekawiła się sushi i zapytała: Co to za zawijaski, nałóż mi jednego, spróbuję. Odpowiedziałam: sushi. Babcia na to, tak suszy się moje pranie na balkonie. A co, pada deszcz?.
napisał/a: kajka89 2015-02-12 01:29
Całkiem niedawno mój mąż próbował nakłonić mnie do zjedzenia sushi. Przeraziła mnie wizja jedzenia surowej ryby, bo ja nawet śledzi nie lubię. Poza tym doskonale pamiętam jak kilka lat temu próbowałam tego wymyślnego dania. Byłam wtedy w restauracji z przyjaciółmi i trochę się ośmieszyłam. Prawie wyplułam kawałki sushi z powrotem na talerz. Jednak nie o tamtej historii chcę Wam opowiedzieć. Wrócę zatem do męża i najokropniejszej rzeczy jaką kiedykolwiek miałam w ustach. Mąż długo przekonywał mnie, abym wzięła choć jeden malutki kęs. Przekonywał, że on już nie raz jadł akurat to sushi i ono jest wyjątkowe, inne niż pozostałe. Uległam, bo miałam już dość jego zrzędzenia i wiedziałam, że nie odpuści. Ugryzłam kawałek, zaczęłam pluć, dusić się, krzyczeć i płakać. Sylwek się śmiał, że histeryzuję. Usłyszałam tylko, że nie wiem co dobre. Później mój kochany wsadził sobie do ust bardzo spory kawałek i... natychmiast go wypluł. Zaczął biegać po całym pokoju i szukać wody. Pomyślałam sobie, że może sos był za ostry, ale nie, nie to było przyczyną jego zachowania. Mężulek tak jak i ja miał łzy w oczach i nie wiedział co właśnie miało miejsce. Sylwester zaczął oglądać opakowanie aż natrafił na datę ważności. Okazało się, że sushi już jakiś czas temu straciło ważność... Mój kochany ma nauczkę i teraz już zawsze zwraca uwagę na takie rzeczy, a ja dogryzam mu gdy tylko mogę. Zawsze, gdy w naszej lodówce coś się przeterminuje to pytam Sylwka, czy ma ochotę skosztować czegoś naprawdę dobrego.
napisał/a: iskra_tyrael 2015-02-14 14:59
W zeszłe wakacje razem z moją przyjaciółką postanowiłyśmy, że pokonamy moje obrzydzenie rybami, a ją przekonamy do sushi. W tym celu poczyniłyśmy odpowiednie przygotowania. Po pierwsze odłożyłyśmy trochę kasy na nasze widzimisie, po drugie znalazłyśmy kilkanaście lokali w Polsce z dobrą rekomendacją- polecanych przez znajomych, lub ogólnie znanych z pozytywną opinią.
Po jeździe konnej i całodziennym wylegiwaniu się na plaży zażywając kąpieli słonecznej, co jakiś czas korzystając z jeziora w celu ochłodzenia się postanowiłyśmy, że nadszedł już czas. Wieczorem wybrałyśmy się do niedalekiej restauracji z najlepszym sushi z mazurskich ryb. Spałaszowałyśmy całe dwa talerze przepysznych rarytasów i wróciłyśmy do domu dokończyć pakowanie. Przed świtem czekało nas tournee. Postanowiłyśmy zrobić sobie wycieczkę w której przez trzy dni będziemy jadły przede wszystkim sushi.
Na Pomorzu spędziłyśmy dwa dni próbując przeróżnie podawanych i naprawdę dobrych sushi. Najbardziej mnie ujęło zgrabne połączenie na talerzu łososia, tuńczyka i mintaja. W trzeci dzień załapałyśmy się na sushi bar w Warszawie i nocne sushi we Wrocławiu.
Zadowolone i szczęśliwe, że nam smakowało, i że to już koniec naszej szalonej przygody zwiedziłyśmy kilka miejsc w pięknym Wrocławiu (niesamowity rynek, ze dwa muzea, ostatni sushi bar) i pojechałyśmy do znajomych do Krakowa gdzie przywitali nas... sushi. Okazało się, że żona naszego przyjaciela postanowiła wypróbować kilka przepisów... Kiedy zorientowałyśmy się, że nasze trzy dni sushowania zamieniło się w pięć, a ja zaczęłam marudzić, że jako osoba nie przepadająca mimo wszystko za rybami, nagle zjadająca je w takiej ilości, na pewno się pochoruję, ruszyłyśmy do domu, w planach mając jeszcze dwa dni na Białystok. A tam... nasi znajomi zorganizowali imprezę na naszą cześć na którym głównym daniem było nic innego jak... zupa rybna. ;) A na drugie oczywiście sushi! – Tego było już za wiele. Zatrzymałyśmy się u mojej rodziny gdzie na szczęście na kolację był grill (czyli warzywka grillowane, kiełbaski, etc.), następnego zaś dnia na obiad... sushi.
Po tygodniu przepełnionym sushi, swoją drogą całkiem niezłego, choć już przejedzonego, wróciłyśmy z nieukrywaną ulgą do domu. Czułyśmy się dobrze, ale zdjęcia z wycieczki byłyśmy w stanie oglądać dopiero po miesiącu. Niemal większość przedstawiała jedzenie. Słodkie fotki i zdjęcia ze znajomymi, zdominowane, nie robiły na nas tak spektakularnego wrażenia jak wspomnienie sushi. Myślę, że jeszcze wiele wody upłynie zanim zdecydujemy się na powtórkę lub choćby dzień z sushi. ;))
napisał/a: ewaart 2015-02-15 13:48
To było kilka lat wstecz.....moja ukochana ciotka Anka nagle zadzwoniła na mój milczący godzinami telfon. Zdziwiona z nutą niepewności w głosie i pośpiesznie mówiła.Coś dostałam w pracy,tam to jedli na bankiecie,ale ja się wstydziłam i "to coś" przyniosłam do domu.Nie mam pojęcia co to,czy jadalne?Opisywała mi niezdarnie te maleńkie kawałeczki w pudełku...Ja pomyślałam-Ciociu to musi być niepowtarzalne i cudowne sushi !!! Ty to znasz i lubisz zapytała...Moja odpowiedź była jasna i w krótkim czasie razem ze starszą panią-moją ciotką obie zajadałyśmy się tymi łakociami.Co prawda bez sosów,o których zupełnie wtedy Anka nie miała pojęcia,ale i tak było bardzo smakowicie.
Do dziś czasami spotykamy się zamawiając sobie te kolorowe i zdrowe"cudeńka",a Ciotka jest mi wdzięczna,że mogła dzięki swojej siostrzenicy poznać nowe niebywałe smaki ziemi.....i się nimi rozkoszować !
marusha-72_
napisał/a: marusha-72_ 2015-02-15 16:25
Do Warszawy z wizytą przyjechała moja rodzina. Mój ojciec ze swoją żoną. Bardzo chciałam im zaimponować i zaprosiłam do baru sushi w pobliżu mojego domu. Takich barów nie ma w Miastku, z którego przyjechała rodzina a wiem, że oni sami nigdy w życiu nie jedli i nie widzieli prawdziwego sushi. Pomysł wydawał mi się trafiony. Poszliśmy wiec wspólnie do egzotycznego baru. Zamówiliśmy zestawy i skonsumowaliśmy. Nie obyło się bez problemów--bo pałeczki wiadomo, trzeba umieć się posługiwać. Niestety po wyjściu z baru żona ojca dostała rozstroju żołądkowego i mdłości. Cała wyprawa do baru sushi zakończyła się dla niej w toalecie. buuuu...
napisał/a: adriana7000 2015-02-15 20:07
To było kilka lat temu...Mój mąż(wtedy jeszcze nie mąż) zaprosił mnie na długi spacer, a potem do pierwszej restauracji SUSHI w naszym małym mieście ( bo oboje je kochamy).Było tak jak zawsze : miło, śmiesznie no i smacznie. W sumie niczego się nie spodziewałam, aż w pewnym momencie ludzie tak jakby zamarli, nie ruszali się, a Paweł patrząc mi w oczy klęknął przede mną .Nie wiedziałam co się dzieje. Emocje były naprawdę duże zważywszy, że lokal był pełen obcych mi ludzi. Okazało się, że mój ukochany chce mi się oświadczyć. Oczywiście przyjęłam oświadczyny. Wszyscy ludzie zaczęli klaskać i nam gratulować, jak się później okazało to za sprawą mojego męża wszyscy na chwilę ,,zamarli’’ ,żebym skupiła się tylko na nim i na pięknej chwili oświadczyn, która przez to wszystko, przez to całe SUSHI trwała bardzo długo, co notabene było bardzo przyjemne… Takie jest moje wspomnienie związane z sushi, bardzo je lubię. :)
napisał/a: mika19 2015-02-15 21:22
Aktywny weekend!
Składniki:
wycieczka nad polskie morze
dużo humoru trochę wigoru
towarzystwo odlotowe
i hasło ortograficzne:
Morze i sushi na wszystko pomoże!
napisał/a: justynak15 2015-02-15 22:13
Swoją pierwsza przygodę z Sushi miałam w szkolę podczas praktyk. Wtedy w czasie losowania dziennego wypadło na mnie zrobienie Sushi. Pamiętam, że po cichu modliłam się "tylko nie sushi, tylko nie susi" i wtedy usłyszałam Justyna dziś się zabawisz - robisz pyszne sushi. Myślałam, że się popłaczę, a zarazem rzucę w tablice krzesłem. Patrzyłam na te wszystkie składniki, szybko przeczytałam jak wykonać Sushi ponieważ miałam na to tylko minutę i musiałam wszystko zapamiętać i wtedy powiedziałam sobie, raz się żyje najwyżej wszystkich otruję. Pamiętam gdy już zrobiłam słynne Sushi nie pamiętałam czy mam je wstawić na chwilę do lodówki, zaryzykowałam, schowałam do lodówki, po 30 minutach wyjęłam, pokroiłam na kawałki, ułożyłam na talerzu z pałeczkami dumna z siebie i nagle podeszła do mnie nauczycielka pytając się czy skosztowałam. W tym momencie uznałam już ten dzień za najgorszy w moim życiu. Przecież ja nie cierpię łososia... Biorąc do ręki pałeczki chwyciłam Sushi i prosiłam w myślach, kobieto odwróć się błagam!!! Niestety musiałam skosztować i wtedy zaliczyłam wielkie zdziwienie. Wow to jest pyszne!!! Od teraz co jakiś czas lubię przyrządzić Sushi dla mojego męża i sama z chęcią kosztuję.
napisał/a: efcek 2015-02-16 12:14
Moja przygoda z sushi zaczęła się bardzo zabawnie, z odrobiną dramatu, a zaowocowała przyjaźnią. Otóż pewnego dnia mój chłopak zaproponował abyśmy poszli na kolację do jego znajomej. Nie pasowało mi to zupełnie gdyż najzwyczajniej w świecie byłam o nią zazdrosna, wydawało mi się, że podrywa mojego chłopaka i że niestety jej wdzięki są zdecydowanie lepsze niż moje. Nie chciałam wyjść na gbura, więc się zgodziłam. Poszliśmy, a na kolację ta koleżanka zaserwowała sushi. Jak się potem okazało jej również nie pasowała moja wizyta i nie pałała do mnie sympatią więc do mojej porcji sushi dodała do środka bardzo dużą ilość wasabi. Nie chciałam być niemiła więc zjadłam wszystko grzecznie i po godzinie nie mogłam zejść z toalety hehe. Mojej oprawczyni zrobiło się głupio, przeprosiła mnie, podała leki i wspierała. Od tego czasu jesteśmy przyjaciółkami i sushi które przyrządza dla mnie jest już bez niespodzianek.;)
napisał/a: karolina27 2015-02-16 14:04
To było dobrych parę lat temu, gdy sushi nie było u nas popularne, a jedzących je ludzi widziało się tylko na szklanym ekranie telewizora. Zostałam zaproszona do Danii do moich znajomych. Pewnego wieczoru postanowili zaprosić mnie do azjatyckiej restauracji. Pierwszy raz wtedy w życiu widziałam "na żywo" sushi. Moi znajomi, oczywiście od razu zaczęli nakładać sobie je na talerze. Nie chciałam być gorsza, a poza tym ciekawość zwyciężyła. Moją uwagę przyciągnął również zielony sos. Ja, miłośniczka ketchupu, musztardy i wszelkich innych dodatków, nie mogłam oprzeć się chęci jego spróbowania. Wstydziłam się pytać jak to smakuje i jak się nazywa. Podpatrzyłam jak inni nabierają go sobie i ja postanowiłam zrobić tak samo. Obok sushi naładowałam sobie dość dużą porcję. Znajomi popatrzyli na mnie dziwnie, ale nic nie powiedzieli. Na szczęście były normalne sztućce i nie było trzeba jeść pałeczkami. To dopiero byłaby katastrofa! Gdy już zajęliśmy miejsce przy stoliku zabrałam się do jedzenia. Wpakowałam sobie sushi do buzi, a do tego prawie całą łyżeczkę zielonej pasty. Na początku bardzo mi smakowało, aż moje kupki smakowe drżały w radosnym podnieceniu, by za chwilę poczuć piekący smak. Ta pasta wycisnęła mi łzy z oczu, a jej wielką moc poczułam w nozdrzach, a nawet w zatokach! Zaczęłam się krztusić, nie mogłam złapać oddechu i zrobiłam się cała czerwona. To trwało dobrą dłuższą chwilę. Nie muszę dodawać, że zwróciłam na siebie uwagę nie tylko gości, ale też całej obsługi w restauracji. Gdy wypiłam całe hektolitry cieczy, poczułam się lepiej, ale było mi strasznie wstyd. Moi znajomi mieli ze mnie niezły ubaw, a wszyscy dookoła zerkali na mnie do samego końca pobytu w tej restauracji. Dopiero potem dowiedziałam się, że ta zielona pasta, która o mało mnie nie zabiła, to WASABI.
napisał/a: bes88 2015-02-16 15:36
Moja przygoda z sushi rozpoczęła się prawie dwa lata temu i trwa do chwili obecnej :) Gdy pierwszy raz spróbowałam sushi, był to szok dla mojego podniebienia... tak przyjemne uczucie, tak nieziemskie smaki... Nic nie przemawiało za tym, że popadam w nałóg... Bardzo łatwo jest się uzależnić. Od tego czasu nie było tygodnia bez konsumpcji tych rarytasów. Nawet wtedy, gdy wyjechałam za granicę musiałam znaleźć restaurację serwującą sushi. Udało się - byłam we wszystkich okolicznych :) Po powrocie do domu naszła mnie ochota na sushi. Najbliższa restauracja była ok 70 km od domu. Będąc przy okazji w mieście udałam się do niej - było pysznie :) Wszystkiego można się nauczyć - robić sushi też :) Mi się udało. Teraz, gdy nachodzi mnie ochota na sushi sama je przygotowuje wkładając w nie serce i swoją pracę - smakuje jeszcze lepiej :) a moja przygoda z sushi trwa nadal :)
napisał/a: alice139 2015-02-16 19:08
Niedawno miałam urodziny,
A my ten dzień tylko w duecie obchodzimy,
Oczywiście później impreza dla znajomych i rodziny,
Ale zawsze coś oryginalnego na ten dzień zmyślimy.
A więc mój kochany mężuś na kolację mnie zaprosił,
Pomyślałam wtedy : co On wymyślił?
Akcja toczyła się w japońskiej restauracji,
Przyznam się, iż nigdy nie odwiedziłam tego typu restauracji.
Ale niestety nie usiedliśmy przy stoliku,
Nie było świec, ani pięknego z kwiatem wazoniku.
Tylko siedzieliśmy w tzw. tatami room-ie ,
Gdzie moje ciało i umysł odnaleźć się nie umie.
To znaczy obuwie ze stóp ściągnęliśmy,
Na specjalnej macie do siedzenia usiedliśmy.
Nagle kelnerka przyniosła nam pierwsze danie,
Które wyglądem apetycznie wyglądało niesłychanie.
To były krążki kalmarów w panierce chrupiącej,
W smaku bardzo podniecającej.
Pobudziło moje zmysły,
Ale te zadowolenia nagle szybko prysły.
Gdy kelnerka sushi na macie położyła,
I w naszych dłoniach pałeczki umieściła.
Ohh mężowi to jedzenie nimi jak najbardziej wychodziło,
A mi się po prostu głupio zrobiło.
Gdyż nie mogłam sobie z nimi poradzić,
Nie potrafiłam do ust smakołyk „wsadzić”.
Tych prób było na pewno kilkanaście,
W pewnym momencie poddałam się właśnie.
Wówczas mąż wziął sprawę w ręce swoje,
I najedzeni zostaliśmy oboje.
Ależ mi wtedy głupio było,
Ale pod względem smakowym miło było.
Teraz już się śmieję z tego,
Ale wtedy to nie było nic przyjemnego.