Milosc po milosci !!!

napisał/a: Myyyszka 2009-04-29 23:31
Patrz - chmury wolno płyną
Śnieg cicho sypie zimą
Wiatr szemrze w kołysce traw
I rzeki leniwy spław
Świat, jak w pół taktu, w półśnie
Przetacza się
ADAGIO

Czas drepcze bez pośpiechu
W rytm serca i oddechu
I z wolna snuje się dym jesieni
Nim ostrze zim
Nim wiosen niespieszny gwar
Zanim lata żar
ADAGIO

Tylko ludzie, tylko my
W cierniach zdarzeń źli
Szarpiemy się, miotamy się
Wciąż niepewni i źli
Kto zasłużył, kto nie
Mówić Bogu na "ty"

Nim srebrni i przejrzyści
Sfruniemy lotem liści
Nim los dowiedzie nam, że
Byliśmy płotką w tej grze
Dopóki drga czasu nić
Próbujmy żyć, próbujmy żyć
Uczmy się żyć

Nim los dowiedzie nam, że
My ledwie płotką w tej grze
Dopóki drga czasu nić
Uczmy się żyć, uczmy się żyć
Uczmy się żyć
ADAGIO!!
napisał/a: Myyyszka 2009-04-29 23:34
Źle, źle zawsze i wszędzie
Ta nić czarna się przędzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każdym oddechu,
Ona w każdym uśmiechu,
Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie...

*
Nie rozerwę, bo silna,
Może święta, choć mylna,
Może nie chcę rozerwać tej wstążki;
Ale wszędzie - o! wszędzie,
Gdzie ja będę, ta będzie:
Tu w otwarte zakłada się książki,
Tam u kwiatów zawiązką,
Owdzie stoczy się wąsko
By jesienne na łąkach przędziwo:
I rozmdleje stopniowo,
By ujednić na nowo,
I na nowo się zrośnie w ogniwo.

*
Lecz, nie kwiląc jak dziecię,
Raz wywalczę się przecie.
Niech mi puchar podadzą i wieniec!...
I włożyłem na czoło,
I wypiłem, a wkoło
Jeden mówi drugiemu: "Szaleniec!!"

*
Więc do serca, o radę,
Dłoń poniosłem i kładę,
Alić nagle zastygnie prawica:
Głośno śmieli się oni,
Jam pozostał bez dłoni,
Dłoń mi czarna obwiła pętlica.

*
Źle, źle zawsze i wszędzie
Ta nić czarna się przędzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każdym oddechu,
Ona w każdym uśmiechu,
Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie.

*
Lecz, nie kwiląc jak dziecię,
Raz wywalczę się przecie;
Złotostruna nie opuść mię lutni!
Czarnoleskiej ja rzeczy
Chcę - ta serce uleczy!
I zagrałem...
...i jeszcze mi smutniéj.
napisał/a: Myyyszka 2009-04-29 23:38
Spokojna jestem w ciszy. - Nie chcę myśleć więcej
- co mną jest gdzieś odeszło w jakimś tajnym celu -
Patrzę w ogród zamkowy na róż sto tysięcy
marząc o przetowłosym mych wdzięków minstrelu.

Staję cicho wśród bytu. - Próżnię mam za czołem
w woni ziela usypia się krwi mojej tętno...
Bezczucie w szarej płachcie za królewskim stołem
siadło - i będę dzisiaj nieżywą i piękną. -

Lecz znam czary i wróci wśród serca uderzeń
dusza moja namiętna jako skrzypek blady -
królowa burz wiosennych i bolesnych wierzeń
Niechaj mi zajrzy w oczy książę mej ballady...
napisał/a: justangie 2009-04-30 12:02
To może przypadek, że znów się widzimy
Patrzymy na siebie w spokojnej udręce
Spojrzenia spłowiały przez lata i zimy
Dziś tylko się znamy - nic więcej

Uśmiechniesz się dziwnie, inaczej niż wtedy
Gdy było do siebie nam bliżej niż blisko
To było niedawno, a mówi się kiedyś
Dziś tylko się znamy - to wszystko

Dzielimy złą ciszę obcymi słowami
Ty serce masz chłodne i chłodne masz ręce
Za chwilę pójdziemy innymi drogami
Bo tylko się znamy, nic więcej

(J. Kofta)
napisał/a: mgX26 2009-04-30 16:07
Tez znalazlam cos pieknego... :)

lubię gdy mnie dotykasz
niecierpliwością swych palców
lubię gdy suną one po mnie
jak światła nagłość
lubię gdy dłońmi zakrywasz mi oczy
i muśnięciami strącasz z powiek obawę
lubię gdy wplatasz w moje włosy
swe pożądanie
lubię czuć na sobie zapach twojej miłości
lubię gdy spragnione pocałunków usta
stają się jednością
lubię czuć twój oddech na swej szyi i karku
i zmysłowy język
w każdym miejscu i zakamarku

lubię gdy ty pierwszy rozpoczynasz
zmysłową grę uniesień i pożądania
i gdy wnikasz we mnie głęboko
nie tylko myślami
i lubię gdy już po wszystkim
leżąc obok w pościeli
czule szepczesz mi do ucha
zamykam wtedy oczy
i w rozmarzeniu ciebie słucham
a w zamian jestem cała twoja
od początku aż do końca . . .
napisał/a: mgX26 2009-04-30 16:08
Hehe, mozna sie rozmarzyc :)
napisał/a: barbarella7 2009-05-01 11:51
witam
napisał/a: barbarella7 2009-05-01 12:16
Jestem kochanką

Nie wiem od czego zacząć swoją historię. Nigdy nikomu nie mówiłam co mnie spotkało. W swoim otoczeniu nie mam takiej osoby, której mogła bym tak zaufać, a czuję ogromną potrzebę wyrzucenia z siebie tego co noszę w sercu i duszy. Nie liczę na zrozumienie, bo zdaję sobie sprawę, że to co się stało jest złe, krzywdzące dla wielu osób, dla mnie również. Chcę się wygadać. A może znajdzie się osoba, która mnie zrozumie.
Zacznę od siebie. Jestem 35 letnią kobietą, wykształconą, niezależną finansowo, zaradną, na tzw. stanowisku i potwornie samotną. Pochodzę z rodziny gdzie ludzie są ze sobą bo nikt nie ma dokąd odejść. Wieczne kłótnie, awantury, brak jakiegokolwiek porozumienia i wzajemnego wsparcia. Moim najważniejszym celem w życiu była chęć wyrwania się z tego piekła. Usamodzielnienie się. Najpierw wynajęłam mieszkanie. Później kupiłam własne. Nie mając znikąd pomocy skoncentrowała się na pracy. Mogłam liczyć tylko na siebie. I tak ciągnęłam ten wózek. Sama. Cały czas sama. W między czasie straciłam pracę. Świat zawalił mi się na głowę. Zanim znalazłam nowa minął rok. Rok upokorzeń, depresji, samotności i ogromnych problemów finansowych. Poznałam kto wróg. Kto przyjaciel. Los szczęśliwie się do mnie uśmiechnął. Znalazłam wspaniałą, pasjonującą pracę. Byłam szczęśliwa. Na początku. Później zaczęły się problemy polegające na tym, że byłam nieakceptowana przez kierownictwo "starej daty". Zaczęło się polowanie na czarownice.
Szczęście/nieszczęście znalazła się jedna osoba która mnie wspierała, rozumiała, pomagała w rozwiązywaniu problemów zawodowych. Mężczyzna dużo starszy, żonaty. Mój przyjaciel. cdn
napisał/a: barbarella7 2009-05-01 12:47
II część
Na początku naszej znajomości były rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy. O wszystkim : pracy, polityce, muzyce, rodzinie Jego, mojej, problemach z jakimi się borykamy. Dodam, że w momencie kiedy się poznaliśmy mój ukochany od 5 lat na co dzień nie mieszkał z rodziną. Ze względu na miejsce pracy jeździł do domy tylko w weekendy.
Nasze rozmowy trwały ponad rok czasu. Poznawaliśmy siebie i oboje czuliśmy, że stajemy się sobie coraz bliżsi, ale żadne z nas nie miało odwagi by wykonać jakikolwiek ruch. Nie mówiliśmy o uczuciach, aż zdarzył się śmieszny wypadek, który spowodował, że oboje wyznaliśmy sobie miłość. Po roku z przyjaciół staliśmy się kochankami. I tak trwa to już piąty rok. Dodam, że żadne z nas nie zabiegało o drugiego, nie kokietowało, nie wystawiało sideł. Uczucie przeszło samo. Spadło na nas jak grom z jasnego nieba. Mój przyjaciel dawał mi miłość, wsparcie, zrozumienie, szanował mnie, adorował. Przy nim czułam się 100% kobietą. Kochana, uwielbiana, bezpieczna. Spotykaliśmy się codziennie w pracy i po pracy. Żyliśmy ze sobą jak normalna para. Wspólne popołudnia, kolacje, noce. Wspólne pomaganie sobie. Wspólne życie. Dziwiło mnie to, że nigdy nie było żadnych telefonów z domu. NIGDY!
Po około 6 m-cach zaczęłam próbować rozmawiać o przyszłości, pytać co dalej. Temat nie było podejmowany, wybuchały kłótnie. Tłumaczył mi, że to nie takie proste, że kocha mnie, ale ma 3 dzieci /dorosłe już/, czuje się za nie odpowiedzialny. Jednak podkreślał, że nie potrafi rozmawiać z żoną, że czuje się w domu jak mebel, że się mijają. Wierzyłam w to bo nigdy nie słyszałam żeby do niego dzwoniła, nigdy do niego nie przyjechała w odwiedziny. Nasz związek trwa 5 lat, oni od 10 lat nie mieszkają na co dzień razem. Z domu rodzinnego wyniosłam podobny obraz. Aczkolwiek mój przyjaciel nigdy źle nie wypowiadał się na temat żony, rodziny. Wiem, że o nich dbał.
Ja sama również nakłaniałam go wielokrotnie do rozmów z żoną, by wyjaśnili sobie tą cała sytuację, chciałam wiedzieć co się dzieje, co będzie ze mną.
Niestety mój ukochany nie podejmował rozmów z żoną ani ze mną na temat przyszłości.
Nie chciał zająć stanowiska. Dalej żyliśmy w trójkącie. Od poniedziałku do piątku ja i on. Sobota i niedziela on i żona. W niedzielę wieczorem był już u mnie. Święta ja spędzałam z rodzicami on z rodziną. Wakacje ja sama, on z rodziną. I tak minął następny rok. Wyjechałam na wakacje. cdn
napisał/a: barbarella7 2009-05-01 13:36
III część
Wyjechałam na granicę. Byłam zmęczona tą sytuacją. Kochałam, ale serce krwawiło. Moje życie było jak amplituda. Od poniedziałku do piątku górka, weekend wielki dół. Na wakacje po raz pierwszy wyjechałam sama. Znajomi już wcześniej się urlopowali. Tak jak wcześniej wspominałam ciężko pracowałam na własne M więc wakacji praktycznie nigdy nie było.
Na wyjeździe poznałam chłopca. Miłego, wolnego cudzoziemca. Skończyło się na miłych rozmowach przy piwie, wymianie telefonów i powrocie do domu.
Wróciłam do ukochanego z nadzieją na lepsze jutro. Dalej próbowałam rozmawiać o przyszłości. Zaczęłam również rozmowy o dziecku. Ukochany ma dzieci z małżeństwa ja nie. Te rozmowy były trudne. Nie chciał podjąć żadnej decyzji, ani złożyć żadnej deklaracji. Wtedy dochodziło między nami do kłótni. Niestety nie byłam na tyle konsekwentna i silna by doprowadzić sprawy do końca. Godziliśmy się i było wspaniale.
Czułam, że mnie kocha. Jego pocałunki, pieszczoty były wspaniałe. Nasze noce były szalone. Poznał każdy centymetr mojego ciała. Akceptował je i wielbił. Potrafiliśmy się kochać 2-3 razy w ciągu jednego wieczoru, a jest miedzy nami 17 lat różnicy. W jego ramionach czułam się bezpieczna, rozumiał mnie. Śmialiśmy się, żartowali. Było cudownie.
W końcu doszliśmy do momentów kiedy po kolejnej kłótni na temat przyszłości w końcu powiedział, że kocha mnie, ale się nie rozwiedzie. Próbowałam zerwać tą znajomość. Kochałam go, ale bałam się, że mnie zostawi. Wróci do żony.Próbowałam odejść.Nie odbierałam jego telefonów. A on dzwonił, sms'ował, szukał mnie u moich rodziców, jeździł za mną. Było ciężko, ale próbowałam wytrwać w swoim postanowieniu. Przypomnę, że razem pracowaliśmy więc widzieliśmy się co dziennie. W pewnym momencie nasze życie zawodowe bardzo się zacieśniło. Mój ukochany został moim bezpośrednim przełożonym. W pracy zaczęły się plotki, atmosfera robiła się nie do zniesienia, ale pomagając sobie wzajemnie przeszliśmy przez to obronna ręką. Przy podejmowanych przeze mnie próbach odejścia zaczęły padać argumenty, że bez jego pomocy nie poradzę sobie w pracy.
Dalej dzwonił, sms'ował, zapewniał że kocha nad życie.
W między czasie otrzymałam zaproszenie na przyjazd wakacyjny do poznanego rok wcześniej cudzoziemca. Utrzymywaliśmy ze sobą koleżeński kontakt. Pojechałam z koleżanką. W tym czasie mój ukochany spędzał urlop z rodziną. Było sympatycznie. W sercu nosiłam swój sekret. Trudną nad życie miłość i próbowałam normalnie spędzać czas. Nigdy nie sadziłam, że ta wakacyjna znajomość może przerodzić się w coś więcej. Po powrocie do Polski okazało się, że mój kolega się we mnie zakochał.
Nie chcę was zanudzać, ale jestem dopiero w połowie mojej historii. W końcu to wszystko trwa już 5 lat.
Przyśpieszając kroku sprawy zaczęły wyglądać tak :
była zakochana w żonatym mężczyźnie, z wzajemnością, ale bez przyszłości
we mnie zakochał się cudzoziemiec, dzwonił, pisał.....
Zaczęłam się zastanawiać co mam robić. Nie wiedziałam. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam co mam robić!!!!!!!!!!!!!
Czekałam na cud. Olśnienie. Czułam się jak zapędzona w róg mysz.
W moim życiu pojawił się człowiek który mnie kocha, z którym mogłabym założyć rodzinę, który tak jak ja chce mieć dzieci. Ponownie podejmuję rozmowy z moim ukochanym o rozwodzie, przyszłości, dziecku. Chcę wykorzystać wszystkie możliwości. Rozmawiam. Nakłaniam go do rozmowy z żoną. Chcę podjąć dobrą decyzję ......
napisał/a: barbarella7 2009-05-01 13:52
IV część

Ukochany nie składa żadnych deklaracji, nie rozmawia z żoną. Ja wspominam, że w moim życiu pojawił się pewnie mężczyzna, kolega, przyjaciel. On nie wie, że kocham żonatego mężczyznę. Próbuję to wszystko jakoś ułożyć. Nie krzywdząc nikogo, w miarę bezboleśnie.
Nie mogę dalej pisać. Odezwę się wieczorem.
Proszę o rozmowę
napisał/a: wirtualnyXchXopiec 2009-05-01 17:01
Trudno jest kochać jednocześnie dwie osoby. Właściwie zdradzasz jednego z drugim.
Rozterkę masz przez to, że chcesz być lojalna wobec mężczyzny, z którym masz silną więź emocjonalną - ale czy będziesz z nim tak szczęśliwa jak z tym młodszym?
A potem, jak się zdecydujesz - może Ci się sypnąć poczucie własnej wartości, gdy zostawisz jednego z nich.
Spójrz pragmatycznie(czyli czasem napiszę troche "z buta", ale to nie znaczy, że chciałem Cie zdołować):
1. najpierw emocjonalnie - którego wolisz? : za osobowość, zdolność do zachwytu, który lepiej wprawia Cie w stan uogólnionego szczęścia
2. jeśli jest to ten żonaty to zastanów się nad przeprowadzeniem ostatecznej dyskusji. Przygotowuj go do tej dyskusji przez powiedzmy 2tygodnie. Przypominaj o tej dyskusji. Czyli po prostu stwórz atmosferę, w której będzie mógł Ci odpowiedzieć: czy jest w stanie zaspokoić Twoje potrzeby(dzieci + mężczyzna na wyłączność)?? Jeśli on Cie kocha to będąc uczciwym - powie Ci wprost: czy jest w stanie zaspokoić Twoje potrzeby.
3. jeśli to młodszy chłopak to... pragmatycznie rzecz ujmując: on jest w stanie zaangażować się w Waszą relację na 1 000%, bo nie on ma żadnych dodatkowych zobowiązań. Ile lat będzie miał starszy mężczyzna gdy Ty będziesz miała 45lat? A ile Wasze dziecko wtedy?

Ktoś na tym wszytskim na pewno ucierpi - tego nie ominiesz... , popatrz: ....od obu tych facetów dostałabyś gwiazdkę z nieba - zastanów się nad korzyściami dla Ciebie.

Napiszę też cos co wyczytałem na jednym portalu popularnonaukowym - ale to może Ci się nie spodobać:
kobieta ma najlepsze komórki jajowe w wieku ok35lat, mężczyzna plemniki w wieku bardzo, bardzo świeżej dojrzałości, przed 30ką.