Moje malzenstwo to wielka porazka....

napisał/a: carpeXdiem 2007-09-02 01:38
Reasumujac caly ten wpis prosze o slowa waszej krytyki, gdyz wiem ze dzieki wam bede mogl odnalesc jeszcze wiare w to ze kobieta perla jest
ktora nalezy szlifowac jak najostrozniej ,aby zarazem powala blaskiem jesli sobie tego zyczy, a zarazem nie zrobic jej przy tym krzywdy.......



Pozdrawiam wszystkie Panie z tego forum i zeby wiecej mezczyzn tutaj zagladalo i potrafilo racjonalnie brac sobie do siebie te wpisy mysle ze
to miejsce bylo by piekna ostoja dla ludzi ktorzy podniesli lub maja zamiar podniesc reke na kobiete i kogos slabszego....
napisał/a: maXgosiakropka 2007-09-24 14:45
Witaj Kasiu, nie tylko Ty nie radzisz sobie z tragiczną sytuacją z jaką się spotkalaś :( i może to jest pocieszjące, ze jesteśmy we dwie, a pewnie i mnóstwo innych też się znajdzie:)). To, co napisałaś o pretensjach twojego chłopaka/męża o to, że zajmujesz się np. psem zamiast nim świadczy o fatalnej niedojrzałości twojego faceta! Nie on jedyny uważa, że życie jest do dupy, bo żona zamiast nim, zajmuje się dzieckiem, pracą domem, kwiatami. W danej chwili, na okragło taki niedojrzały "chłopczyk" czeka aż się nim zajmiesz i to jeszcze tak, jak to jemu akurat by odpowiadało! Wiem, że to przykre i trudno poradzic sobie ze świadomością, ze nie spełnilo się czyichś oczekiwań, ale myślę, że masz na tyle przytomności w sobie aby pomyślec, czy chcialabyś spełniac jego oczekiwania, czy też raczej oczekujesz, aby to on potrafił zadbac o ciebie, siebie, dom, psa i dziecko>> jak prawdziwy facet!!! Jestem zdruzgotana oczekiwaniem ze strony faceta na to, że będziesz wokół niego biegac, podczas gdy on w ogóle nie poczuwa się do dbania o wasz wspólny związek!!! W żadem sposób!
Think about it! małgosia
napisał/a: kate1215 2007-09-29 15:49
Cześć dziewczyny! Naprawdę was podziwiam i widzę, że moje prroblemy w porównaniu z waszymi to pryszcz! Jestem 9 lat po ślubie i prawdę mówiąc niebardzo mam co wspominać. Większość czasu mój mąż był za granicą i najszczęśliwsze momenty to te kiedy przyjeżdzał po dłuższej nieobecności. Jednak po dwóch trzech dniach zaczynała się dla mnie gehenna! Nagle wszystko zaczynało mu przeszkadzać zaczynał się wszystkiego czepiać. Doszło do tego,że poszukałam wsparcia w ramionach innego no i sprawa się rypła co prawda dopiero po 5 latach ale jednak się wydało. Dopiero kiedy się dowiedział zaczął zauważac ,że mamy problemy i że coś jest nie tak. Stara się zmienić ,ale ja chyba już nie chcę dla mnie jest już za późno ,bo poprostu go już nie kocham. Dlatego może ktoś mi coś doradzi? Poprostu chyba potrzebuję z kimś pogadać!
napisał/a: lilXdi 2007-10-16 17:31
tak to jest ja zadajesz sie z nieodpowiednimi facetami. Facet ktory siedzial nie jest napewno odpowiednim kandydatem na meza powinnas to wiedziec. Jakby nie patrzec jest w tym troche twojej winy. Nie rozumiem was dziewczyny, wiele razy czytałam wpisy o tym ze jestescie bite itp. ja nigdy w zyciu bym nie pozwoliła facetowi podniesc na mnie reki. Musicie byc twarde i pokazac im kto tu rzadzi...
napisał/a: barbarita 2007-11-13 14:49
dobrze zrobiłaś że odeszłaś :) żle,że wyszłaś za niego myśląc że bedzie ok.trudno,czlowiek uczu się na błedach pozdrawiam i dobrz ci życze!!!
napisał/a: xena 2007-12-01 09:29
Gdy sie poznalismy on mieszkal u rodzicow, 37 lat, wyglad 10 lat mniej, bezrobotny bo nie ma odpowiednich ofert, ale za to kulturalny i wzbudzajacy sympatie, troche zagubiony...
Milosc, wspolne mieszkanie i... pierwsze problemy. W przeszlosci mial dobra prace i zarobki, potem jej strata, problemy z utrzymaniem (duzego ) mieszkania i przeprowadzka do rodzicow, podobno tylko na jakich czas.
Zanim zamieszkalismy razem mial duza motywacje, milosc uskrzydla (?)
znalazl prace, najpierw dorywczo, pozniej na stale, wprawdzie niezgodna z zainteresowaniami (komputer-potrafi instalowac) ale z zasadniczym wyksztalceniem, czyli czysto fizyczne, monotonne zajecie. Nawet na poczatku pomagal w domu!!! Ugotowal, umyl naczynia
Nastepny etap to ciaza i slub. Jego rodzice happy, ciagle ich pomoc i prezenty. Juz wtedy uwazalam ze przesadzaja, na slubie stwierdzili ze mam mowic "mamo i tato", niestety nie moglam sie nigdy na to zdobyc, sama mam 30 lat, oni bardzo uprzejmi ale wlasciwie nie mielismy czasu dorze sie poznac.
W pierwszym etapie ciazy bylam bardzo humorzasta, jeszcze przed slubem, gdy nie wiedzialam. Wtedy zaczely sie nasze problemy. Nie mialam ochoty na zawolanie odwiedzac jego rodziny, czasami zostawalam w domu. To nie podobalo sie mu (albo jego rodzinie) i zaczely sie pierwsze klotnie, podobno wymagam za duzo, nie okazuje wystarczajaco uczuc, byc moze nie akceptuje jego rodziny. Dla mnie oddalonej od domu rodzinnego 800km, od 8 lat samodzielnie walczaca o przezycie, bylo mi za duzo tej rodzinnej wiezi. Nie mialam nic przeciw, aby ich odwiedzal, ale czy ja musze koniecznie mu towarzyszyc?
Wspolne mieszkanie pozwolilo lepiej sie nam poznac, nie przecze mam takze wady, ciety jezyk, wale tzw kawe na lawe, maz stawia na manipulacje. Ja tak nie potrafie, on na swojej taktyce lepiej wychodzi.
Z przyjsciem dziecka, sytuacja jeszcze sie pogorszyla. Oboje bylismy rzuceni na gleboka wode, oczekiwalam jego pomocy takze gdy wroci z pracy ( do ktorej chodzil z coraz mniejsza ochota- "...jeszcze 2 godziny :( " za 20 minut muuuusze wyjsc", on oczekiwal wspolczucia ze musi pracowac, "zobaczymy jak ty pojdziesz do pracy a ja bede w domu") Na spacer z wozkiem do dzis nie moge go zmusic (syn ma 7 miesiecy, byl max. 5 razy "sam mam isc?") raz gdy mial urlop, zla ze sprzatanie i dziecko na mojej glowie, powiedzialam ze bedziemy sie dzielic opieka nad synkiem, wiec on zabral diecko i pojechal do tesciow, po pewnym czasie tel. jego siostra "szukam brata, a co robisz?" po kilku dniach on mowi ze zajme sie maly na pewno chcesz cos zrobic- skad ta nagla przemiana???jeszcze wiecej przykladow na to ze sie zali swojej rodzinie, ale za malo czasu na pisanie. MA tradycyjne pojecie o rodzinie, jestem w domu wiec wszystkie prace naleza do mnie, moje kieszonkowe sama zarabiam-5- 7 godzin w tygodniu, inaczej musialabym sie o kazdego centa prosic. jego wyplata starcza od pierwszego do pierwszego, on ma pretensje ze kiedys mogl odlozyc, teraz zostawiamy w sklepie spoz- przem. tak duzo, czy to moja wina? dla siebie nic nie kupuje, tylko dla dziecka i do domu przeciez potrzeba, dodam ze moja kase tez wydaje glownie na malucha. poza tym lubi dobrze zjesc, obiad z dnia poprzedniego?beee, kupilem jedzonko z dobrego sklepu- zawsze to podkreslal w przeszlosci, ze potem kasy zabraklo, nie potrafil powiazac faktow, ale na proszek 10 kg szkoda pieniedzy, w dziennym pokoju do dzis nie ma firanek, tansze karnisze nie odpowiadaly jego gustowi, nawet mu nie zrzedze bo to nir ma sensu, cokolwiek powiem jednym uchem wejdzie drugim wyjdzie. prawdopodobnie tylko jego rodzina sie zna i wszystko z nimi konsultuje, wlasciwie sie nie dziwie -jezdzi autem taty (ktory kupil nowe, gdy brakuje mu kasy oni mu daja. Jego siostra mieszka za miastem 15km, razem z tesciami ( oni tez tam sie chca przeprowadzic) wymyslili ,ze super miejsce i znalezli nam mieszkanie, powiedzialam mezowi ze nie ma dobrego polaczenia kom. z miastem, a ja nie mam prawa jazdy, pozniej mielismy sprzeczke i wiec podkreslilam ze kategoryczne nie. Obecnie jest nowe polaczenie (mieszanka pociagu i tramwaja) Nagle maz " siostra znalazla fajne mieszkanie"!?!? Ona telefonuje i sie mnie pyta czy chcemy obejrzec- brak mi slow. Wiadomo ze nie mam ochoty na sasiedztwo jego rodziny. Maz odsuwa sie odemnie, znowu jego rodzina jest na pierwszym miejscu.
I co ja mam robic...
napisał/a: Ciarka 2007-12-01 10:14
Xena. musisz pamiętac, ze poślubiłaś... starego kawalera :rolleyes: Wiem, ze to niemodne określenie, teraz sie "singluje"-to brzmi lepiej ;) ale fakty pozostaja te same, a stary kawaler pozostaje starym kawalerem, czyli facetem, który całe zycie był sam, nikt mu nic nie narzucał, sam podejmował decyzje, a swoim zyciem, zarobkami, myślami i pomysłami nie musiał się z nikim dzielić. Nie dziw sie więc, ze teraz jest problem zwłaszcza, ze z tego co piszesz twój mąż jest niezbyt zaradnym, natomiast wymagającym wobec otoczenia facetem...Mój mężczyzna jest takim typem, który twierdzi ,ze ma rzeczy "mało ale same fajne". Czyli, ze zamiast kupić tani karnisz i juz mamy firanki, to nie kupi nic, bo byle czego nie będzie wieszał. Efekt jest taki, że od kilkunastu lat nie mamy abażuru i firanek w kuchni i paru jeszcze innych rzeczy...... Ja przez wiele lat żyłam w jego cieniu, a dopiero teraz ucze sie forsowac swoje...I powiem ci jedno, jeśli masz z tym facetem spędzić reszte życia, to wg mojej opinii musisz byc przede wszystkim niezależna finansowo i umysłowo, czyli: podobaja ci sie tańsze firanki-kupujesz, wieszasz, koniec kropka! Inaczej się nie da......I taki sposób postępowania dotyczy oczywiście nie tylko firanek, ale również innych dużo wazniejszych decyzji, nie daj się zdominować!
napisał/a: mXatka1983 2007-12-06 15:06
:( witam jestem mezatka od ponad roku i wali sie nasze malzenstwo nie wiem co mam robic maz ma wszystko i mnie gdzies staralam sie ustepowac mu ale on robi sie coraz gorszy nawet nie rusza go placz proszenie itp doradzcie mi cos prosze.poznalismy sie ponad 4lata temu. razem pracujemy bylismy przyjaciolmi ja mialam faceta i dziecko po jakims czasie odeszlam od bylego i zamieszkalam u mamy. z mezem spotykalismy sie na imprezach u znajomych ale tylko na gruncie kolezenskim potem cos zaiskrzylo. nigdy nie pomyslalabym ze bedzie moim mezem. zaszlam w ciaze po roku wzielismy slub.Maz zawsze byl cichy nie mowil o sobie a ja jestem spontaniczna a nawet wybuchowa mowie to co czuje i nie wstydze sie tego, a on nawet nie umie powiedziec mi w oczy czy mnie kocha ja tego nie rozumiem i powiedzialam mu o tym ze mnie to rani i mam wrazenie ze wcale mnie nie kocha.On twierdzi ze przesadzam ,powiedzial mi nawet ze "jestem uczuciowa do zabicia" cytuje. to ze chce zeby mnie przytulil pocalowal to jest cos zlego??? nie rozumiem jezeli ktos sie kocha to okazuje swoja milosc i nie przesadzam .Nie wisze na nim nonstop. ostatnio powiedzial po seksie ze lepiej wygladam w bieliznie niz nago poczulam sie jak by mi ktos w pysk strzelil.Zabolalo mnie to bardzo ,rozplakalam sie a on stwierdzil " no co ty zartowalem" a wiem ze mowil prawde.nawet zaczol kontrolowac moje wydatki on robi wszystkie oplaty w domu.reszte daje mi ale to sa grosze z ktorych mamy zyc caly miesiac. pytam sie go co mam kupic do domu zebym nie miala wygadywane ze moze cos za duzo kupilam nigdy nie trwonilam pieniedzy na byle co wiem ze sa dzieci i staram sie tylko dla nich ,odmawiam se duzo rzeczy.Maz jak tylko kichnie zaraz biega do lekarza i kupuje lekarstwa a ja nie moge isc nawet do ginekologa gdzie powinnam isc po porodzie a synek ma poltore roczku.Powiedzialam mu wszystko i co o tym mysle a on na to ani slowem sie nie odezwal.Jest coraz gorzej , nie dlugo wyjezdza do pracy za granice taka rozlaka chyba nam sie przyda a co dalej bedzie to nie mam pojecia
napisał/a: mXatka1983 2007-12-06 16:53
xena napisal(a):Gdy sie poznalismy on mieszkal u rodzicow, 37 lat, wyglad 10 lat mniej, bezrobotny bo nie ma odpowiednich ofert, ale za to kulturalny i wzbudzajacy sympatie, troche zagubiony...
Milosc, wspolne mieszkanie i... pierwsze problemy. W przeszlosci mial dobra prace i zarobki, potem jej strata, problemy z utrzymaniem (duzego ) mieszkania i przeprowadzka do rodzicow, podobno tylko na jakich czas.
Zanim zamieszkalismy razem mial duza motywacje, milosc uskrzydla (?)
znalazl prace, najpierw dorywczo, pozniej na stale, wprawdzie niezgodna z zainteresowaniami (komputer-potrafi instalowac) ale z zasadniczym wyksztalceniem, czyli czysto fizyczne, monotonne zajecie. Nawet na poczatku pomagal w domu!!! Ugotowal, umyl naczynia
Nastepny etap to ciaza i slub. Jego rodzice happy, ciagle ich pomoc i prezenty. Juz wtedy uwazalam ze przesadzaja, na slubie stwierdzili ze mam mowic "mamo i tato", niestety nie moglam sie nigdy na to zdobyc, sama mam 30 lat, oni bardzo uprzejmi ale wlasciwie nie mielismy czasu dorze sie poznac.
W pierwszym etapie ciazy bylam bardzo humorzasta, jeszcze przed slubem, gdy nie wiedzialam. Wtedy zaczely sie nasze problemy. Nie mialam ochoty na zawolanie odwiedzac jego rodziny, czasami zostawalam w domu. To nie podobalo sie mu (albo jego rodzinie) i zaczely sie pierwsze klotnie, podobno wymagam za duzo, nie okazuje wystarczajaco uczuc, byc moze nie akceptuje jego rodziny. Dla mnie oddalonej od domu rodzinnego 800km, od 8 lat samodzielnie walczaca o przezycie, bylo mi za duzo tej rodzinnej wiezi. Nie mialam nic przeciw, aby ich odwiedzal, ale czy ja musze koniecznie mu towarzyszyc?
Wspolne mieszkanie pozwolilo lepiej sie nam poznac, nie przecze mam takze wady, ciety jezyk, wale tzw kawe na lawe, maz stawia na manipulacje. Ja tak nie potrafie, on na swojej taktyce lepiej wychodzi.
Z przyjsciem dziecka, sytuacja jeszcze sie pogorszyla. Oboje bylismy rzuceni na gleboka wode, oczekiwalam jego pomocy takze gdy wroci z pracy ( do ktorej chodzil z coraz mniejsza ochota- "...jeszcze 2 godziny :( " za 20 minut muuuusze wyjsc", on oczekiwal wspolczucia ze musi pracowac, "zobaczymy jak ty pojdziesz do pracy a ja bede w domu") Na spacer z wozkiem do dzis nie moge go zmusic (syn ma 7 miesiecy, byl max. 5 razy "sam mam isc?") raz gdy mial urlop, zla ze sprzatanie i dziecko na mojej glowie, powiedzialam ze bedziemy sie dzielic opieka nad synkiem, wiec on zabral diecko i pojechal do tesciow, po pewnym czasie tel. jego siostra "szukam brata, a co robisz?" po kilku dniach on mowi ze zajme sie maly na pewno chcesz cos zrobic- skad ta nagla przemiana???jeszcze wiecej przykladow na to ze sie zali swojej rodzinie, ale za malo czasu na pisanie. MA tradycyjne pojecie o rodzinie, jestem w domu wiec wszystkie prace naleza do mnie, moje kieszonkowe sama zarabiam-5- 7 godzin w tygodniu, inaczej musialabym sie o kazdego centa prosic. jego wyplata starcza od pierwszego do pierwszego, on ma pretensje ze kiedys mogl odlozyc, teraz zostawiamy w sklepie spoz- przem. tak duzo, czy to moja wina? dla siebie nic nie kupuje, tylko dla dziecka i do domu przeciez potrzeba, dodam ze moja kase tez wydaje glownie na malucha. poza tym lubi dobrze zjesc, obiad z dnia poprzedniego?beee, kupilem jedzonko z dobrego sklepu- zawsze to podkreslal w przeszlosci, ze potem kasy zabraklo, nie potrafil powiazac faktow, ale na proszek 10 kg szkoda pieniedzy, w dziennym pokoju do dzis nie ma firanek, tansze karnisze nie odpowiadaly jego gustowi, nawet mu nie zrzedze bo to nir ma sensu, cokolwiek powiem jednym uchem wejdzie drugim wyjdzie. prawdopodobnie tylko jego rodzina sie zna i wszystko z nimi konsultuje, wlasciwie sie nie dziwie -jezdzi autem taty (ktory kupil nowe, gdy brakuje mu kasy oni mu daja. Jego siostra mieszka za miastem 15km, razem z tesciami ( oni tez tam sie chca przeprowadzic) wymyslili ,ze super miejsce i znalezli nam mieszkanie, powiedzialam mezowi ze nie ma dobrego polaczenia kom. z miastem, a ja nie mam prawa jazdy, pozniej mielismy sprzeczke i wiec podkreslilam ze kategoryczne nie. Obecnie jest nowe polaczenie (mieszanka pociagu i tramwaja) Nagle maz " siostra znalazla fajne mieszkanie"!?!? Ona telefonuje i sie mnie pyta czy chcemy obejrzec- brak mi slow. Wiadomo ze nie mam ochoty na sasiedztwo jego rodziny. Maz odsuwa sie odemnie, znowu jego rodzina jest na pierwszym miejscu.
I co ja mam robic...

jestem w identycznej sytuacji.
napisał/a: kat22rin 2008-02-09 19:55
Jestem wolnym czlowiekiem na nowo sie usmiecham ciesze kazdym dniem a budzac sie kazdego ranka mysle jakie zycie jest piekne....
Jestem po rozwodzie wrocilam do panenskiego nazwiska wymazalam go ze swojego zyciorysu teraz wiem co robic i jak zyc
Dziekuje za to ze bylyscie i wszystkim kobietom w podobnych sytuacjach ycze wytrwalosci i silnej woli powodzenia
Mi sie udalo wiec wam napewno tez sie uda
Trzymam za was kciuki
napisał/a: fct 2008-02-09 22:56
Cóż....
Gratuluje i zazdroszcze.
Siły i odwagi.
I tym optymistycznym acz dla mnie smutnym akcentem mówię dobranoc.
Bo ja dzisiaj znowu rozmawiałem i znowu....
napisał/a: JOSSEFIN 2008-04-15 20:14
Witam,
czasem ucieczka to możliwie najlepszy sposób na zapomnienie i zdystansowanie się do problemu. Może to zabrzmi jak banał - ale czas robi swoje. Wiem, że czytając to pomyślisz..."co za pierdoły. Nikt nie wie przez co musiałam przejść..." Ale ja wiem..........
I powiem Ci, że kiedyś byłam w takiej samej sytuacji - tyle tylko, że nie mogłam uciec.
Wtedy to był dal mnie koniec świata.

dziś mam NOWE LEPSZE życie. Uwierzyłam w siebie - już nigdy nie będe ofiarą molestowania moralnego.

Jestem silna......... Bardzo

Tego życzę i Tobie..........