Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl

Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl

Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.

Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:

  • zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
  • zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
  • zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
  • zmiany porządkowe i redakcyjne.

Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.

Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl

Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).

Konkurs o zapachu czekolady

napisał/a: timido 2008-02-15 13:49
może to zabrzmi śmiesznie, ale moją miłość przyniósł do mnie na barana mój przyszły szwagier... ;)
bylismy jeszcze mali, gdy jego siostra, a koleżanka mojej mamy ze szkolnej ławy, wraz z mężem i malutkim braciszkiem przychodzili do nas w odwiedziny... droga była dość daleka, więc Andrzej chcąc zaimponować swojej przyszłej (wtedy) żonie, nosił jej małego, marudnego braciszka na barana, aby mógł sie pobawic ze swoja urocza małą koleżanką ;)
tak sie poznaliśmy, później nasze drogi niejednokrotnie się przecinały, aż w koncu postanowiliśmy obrac jedną, wspólna drogę... kroczymy nią dzielnie juz wiele lat, i chociaż zdarza sie, że jest bardzo wyboista to się nie poddajemy, smiejąc się, że poswięcenie Andrzeja nie może pójść na marne... i wiem, że choćbysmy mieli nosić się nawzajem na barana całe zycie, to przejdziemy je razem...
a historia naszej znajomość została już w naszych rodzinach owiana legendą, nawet doczekała się piosenki ;)
pociecha2803
napisał/a: pociecha2803 2008-02-15 13:57
Ja z mężem uważamy że nasze poznanie było przeznaczeniem.Szkoła średnia,nowe osoby,kręciłam wtedy z chłopakiem mojej koleżanki.Kręciłam to może nawet za dużo powiedziane,tak się z nim spotykałam przy okazji jak byłam u niej.Pewnego dnia bardzo chciałam się z nim skontaktować.Byłam w szkole,nie miałam wtedy komórki ani karty telefonicznej żeby zadzwonić z automatu.Byłam już bardzo zrezygnowana,nikt nie miał w klasie pożyczyć tej karty,w szkole sie jeszcze nikogo nie znało.Siedziałam pod ścianą i myślałam co zrobić i postanowiłam że pierwszą osobę która będzie przechodzić zapytam czy ma pożyczyć kartę.I trafiłam właśnie na Michała(mojego obecnego męża).Nie znając mnie wogóle pożyczył karty a gdy chciałam oddać przez kolegę(trochę się póżniej wstydziłam że tak obcego chłopaka zaczepiłam o kartę)chciał żebym mu sama oddała.I tak się zaczęło.Zaczął przychodzić na przerwach,poprosił po niedługim czasie o chodzenie,ale mi na nim wogóle nie zależało,powiedziałam że mam chłopaka i że nic z tego nie będzie.Nie uwierzył mi,w końcu kiedy tak cały czas przychodził zgodziłam się,twierdząc że cóż mi szkodzi.Najwyżej pochodzimy tydzień i zerwiemy.Nie skończyło się na tygodniu.A co najlepsze dzień w którym powiedziałam mu że się zgadzam przypadł w jego urodziny(o czym ja nie miałam pojęcia).Po tygodniu jednak bardzo go pokochałam i jesteśmy ze sobą już 8 lat.Mamy 3-letniego synka i jesteśmy bardzo szczęśliwi.Kartę dzięki której się poznaliśmy mam do tej pory.A ja wiem że dobrze zrobiłam dając nam jednak tydzień na poznanie się.To naprawdę było przeznaczenie.
napisał/a: maXaXladyXdi 2008-02-15 14:04
To było 6 lat temu w dniu w którym była straszna ulewa,a ja szłam z przystanku do domu pod parasolem.Idąc,a w sumie to szybko idąc,trzymając parasolkę przed sobą (aby uchronić się przed wiatrem i deszczem),które nie ubłagalnie opadały prosto na mnie,wpadłam z impentem w kogoś (potem okazało się,że to był facet i mój przyszły chłopak :D)! Byłam taka zła,że o mało nie wydarłam się na całe gardło :"Jak chodzisz palancie"?! On,patrząc na mnie błagalnym wzrokiem przeprosił i powiedział,że to moja wina,bo to ja a nie on,szłam całą droga omijając przy tym wszystkie możliwe kałuże,patrząc tylko pod nogi,gdzie wielki parasol przysłaniał mi co jest przede mną! Było mi tak głupio,gdyż ów Pan miał rację:)! Ale ku memu zdziwieniu nie pozwolił mi dłużej go przepraszać,tylko zaproponował,że w ramach przeprosin zaproszę go na kawę ;).Nie miałam chyba wyjścia,bo wpadł mi "w oko"od chwili jak tylko na mnie spojrzał:).I pomimo ulewy i całego zamieszania poszliśmy na kawę,a potem do mnie,aby jego ubranie...trochę obeschło:).I od tamtej pory jesteśmy razem już właśnie 6 lat :)A nasza ulubiona pora,to wielka ulewa-wkładamy wtedy kalosze i skakamy po kałużach,śmiejemy się przy tym,jak to było WTEDY :)..
napisał/a: AgaMaria 2008-02-15 14:58
Jak poznałam mojego mężczyznę? Ośmielę się powiedzieć, że była to niezwykła historia.

Pamiętam dokładnie ten dzień ... Zostałam wyznaczona do zmywania naczyń po kolacji i jak zwykle próbowałam negocjować z rodzeństwem, by ktoś zrobił to za mnie. Niestety rodzeństwo pozostało nieugięte, więc wygoniłam wszystkie inne dusze z kuchni, zakasałam rękawy i sama zabrałam się do pracy. Odświeżający wieczorny wietrzyk chłodził moją twarz i chandra jakby minęła.

Nagle zadzwonił telefon. Miałam mokre ręce i byłam dokładnie w połowie zmywania! Rozwścieczona jak byk na widok czerwonej mulety (tak, tak, najwyraźniej znerwicowana ze mnie panna) udałam się w stronę z której dochodził upiorny dźwięk, miotając soczyste słowa pod adresem przemyślnego agenta, który ośmielał się zakłócać mój spokój po godzinie 23:00 a przed godziną 11:00 (co w wakacje wyznacza zwykle czas mojego snu).

Gdy dotarłam do hałasującego obiektu, zobaczyłam na wyświetlaczu zaskakująco długi ciąg cyfr, który wskazywał na to, iż "przemyślny agent" nadawał z zagranicy. Przez chwilę zastanawiałam się jeszcze, kto z moich znajomych mógł odczuć potrzebę kontaktu ze mną, stwierdziłam, że pewnie nikt po czym odebrałam.

Wtedy usłyszałam jego głos. Szkot. Chciał połączyć się z klientem w Polsce i pomylił numer. Dokładnie o jedną cyfrę. I dzięki tej jednej cyfrze zadzwonił do mnie, a nie do kogoś innego. Moja niezła znajomość języka angielskiego pozwoliła nam się porozumieć i ... po paru minutach zakończyć rozmowę.

Pół godziny później, gdy skończyłam już zmywanie i wybierałam się na górę pod prysznic, prawnik znów zadzwonił. Spośród wszystkich sposobów na rozpoczęcie rozmowy wybrałam chyba najgłupszy i zapytałam, czy często zdarza mu się dwa razy mylić numer w ten sam sposób. On tylko się roześmiał (a robi to w przeuroczy zarówno dla ucha jak i dla oka sposób) i powiedział, że ta pomyłka była zaplanowana.

Jak we współczesnej bajce ... Jemu spodobał się mój głos i mój lekko (? ;)) ironiczny sposób bycia, on urzekł mnie stylem rozmowy... Rozmawialiśmy przez telefon, pisaliśmy e-maile... Po dwóch miesiącach się spotkaliśmy. Od tego czasu jesteśmy razem...

Nigdy nie zapomnę tego szczęśliwego zbiegu okoliczności. Czasem ścieżki miłości są naprawdę niesamowite...
napisał/a: ~metaxa83 2008-02-15 15:07
zapach słodkiej wanilii unoszący sie w moich myślach....aromat czerwonego wina mieszający sie z zapachem cynamonu w głębi mojej duszy
rozgrzewający zapach goździków szalejący w moim sercu ...
idylliczny zapach mojej skóry...to wystarczyło żeby go zauroczyć :p przeszłam ...spojrzałam...BYŁ MÓJ :D i tak jest do dziś ...tyle że dziś ma juz obraczke na palcu....z moim imieniem :)
napisał/a: lusia01 2008-02-15 15:10
"Nie szukaj miłości, ona sama Ciebie znajdzie w najmniej oczekiwanym momencie.." i chociaż kiedyś nie chciało mi się w to wierzyć tak to właśnie z Nami było. Mojego ukochanego poznałam przez przypadek Zaczynając jednak od splotu wydarzeń, nie mogę powiedzieć, że niefortunnych, bo dla mnie z obecnego punktu wiedzenia wspaniałych, które doprowadziły mnie do obecnego szczęścia -to muszę szczerze wyznać (mając zaczerwienione końcówki uszu), że wiele lat temu tkwiłam w romansie (w owym czasie byłam przekonana, że we wspaniałym związku ) i to w romansie z zaręczonym 40-letnim mężczyzną.. wiem, a fuj.. damy tak nie robią ale nie miałam pojęcia o jego narzeczonej, a tym bardziej o zaręczynach, a ponieważ był to związek na odległość nie miałam również większej wiedzy na temat tego co się dzieje kiedy nie jesteśmy razem! Każda jednak kobietka, nawet najbardziej zakochana prędzej czy później, z reguły jednak później, coś zaczyna podjerzewać. Ale to coś, to było tylko takie leciutkie uczucie, że coś jest nie w porządku .... dlatego, po okresie "takiej nie do końca" obrazy, spowodowanej brakiem czasu dla mojej osoby oraz permanentnym zwodzeniem mnie, po powrocie z urlopu, na którym wyleczyłam większość ran i po którym wyglądałam jak bogini - postanowiłam zaprezentować swoje piękne, złociste i zrelaksowane ciało ówczesnemu obiektowi moich uczuć.. tzw. Jemu, licząc oczywiście na to, iż padnie, wyzna wielką skruchę i wszystko sobie wyjaśnimy... ale przedmiot moich uczuć wiecznie coś przekładał i gdy w końcu doszło do spotkania po długiej przerwie, to na dzień dobry już okazało się, iż jego cenny czas nie jest przeznaczony tylko dla mnie, ale również dla kolegów, z którymi umówił się kilka godzin wcześniej na piwo i którzy nadal siedzieli z nim w tej knajpce. I trochę głupkowato się uśmiechali (doskonale wiedzieli, że prowadzi podwójną grę). Mało tego! Okazało się, że mamy wszyscy razem jechać na imprezę, gdzie będzie jeszcze więcej ludzi i wogóle już nie będzie świętego spokoju. Oburzona potraktowałam ich jak intruzów, szczególnie jednego kolegę potraktowałam "per noga", nie zwracając uwagi, ani na jego urodę ani elegancję ani też na to, że z zachwytu na mój widok zaniemówił ... niestety tylko on albo innaczej, nie ten którego wtedy kochałam. A jedyne to co wtedy widziałam, to to że ówczesny obiekt moich uczuć mnie okropnie zignorował. Powodowana furią postanowiłam pozbyć się wszystkich i jechać gdzieś przed siebie wypłakać się! Nie byłam jednak na tyle twarda aby odmówić podrzucenia tzw. Jego na imprezę, licząc w skrytości ducha (ale młodość jest czasem głupiutka ), iż coś się wydarzy po drodze dobrego i już wszystko będzie fajnie. Nie zauważyłam również, iż tzw. Kolega również mi się zapakował do samochodu Po drodze połykając łzy i dyskutując zawzięcie z Tym Niedobrym dowiedziałam się , iż imprezka z kumplami jest, była i zawsze będzie ważniejsza, a ja mam nie marudzić i iść tam z Nim i jakoś tam się dogadamy... a o inne kobiety mam nie pytać, bo to tylko wszystko psuje. Kobietka jest jednak istotą dumną i coś we mnie pękło więc z krzykiem i odpowiednią ilością okładów wyrzuciłam Go (tak wiem... damy tak nie robią ) z samochodu,mając nadzieję, iż następnego dnia się opamięta i będzie błagał o chwilę sam na sam. Dodałam gazu na całego i pędząc ku przenaczeniu postanowiłam, iż spędzę ten wieczór sama, wypalę opowiednią ilość fajek, wyleję odpowiednią ilość łez, aby ulżyć zbolałej duszy i zobaczymy co będzie dalej. Wogóle nie pamiętałam, że mam jeszcze jednego pasażera, nie zauważyłam też, że nie opuścił mojej karocy A on się przyczepił, zaczął się dopytywać co będę robić, czy zawsze chodzę do kina sama i co mnie łączy z jego kolegą. Kłamałam mu na całego prosto w oczy, że zawsze chodzę do kina sama, że z tamtym nic zupełnie a nic mnie nie łączy i tylko pragnęłam, żeby się już wyniósł i zostawił mnie samą a nie dobijał !!! Ale Kolega po drobnych scenach walki słownej i fizycznej (po prostu wyrwał mi fajki !! i nie oddał. Przez 8 lat ) zabrał mnie do kina.. a przed seansem na ukojenie nerwów zaserwował filiżankę wspaniałej czekolady.. .. i tak do dzisiaj .... pokochałam tego Kolegę ... Kolegę, który uwielbia czekoladę i wogóle nie był w planach Lusia 01
napisał/a: makowiec 2008-02-15 15:27
Mojego ukochanego poznałam w szkolnej ławce w klasie pierwszej Szkoły Podstawowej. Poświadomie zbliżaliśmy się do siebie. Nasze serca połączyły się jednak dopiero w pierwszej klasie Liceum Ogólnokształcącego. W maturalnej klasie nasze drogi się rozeszły, a po kolejnych dwóch latach oboje stwierdziliśmy jednogłośnie, że: "prawdziwa miłość nie wyczerpuje się nigdy. Im więcej dajesz, tym więcej Ci jej zostaje. Podobnie, gdy czerpiesz z prawdziwej studni, im więcej z niej czerpiesz, tym staje się ona hojniejsza."
napisał/a: kat_kos 2008-02-15 15:50
Zaślepiona pracą prosiłam szefa, żebym mogła pojechać na konferencję, na której miało mnie nie być. I choć na konferencję pojechałam jako "biuro konferencji" to byłam szczęśliwa, gdyż wiedziałam, że spotkam starych znajomych w miejscu, gdzie konferencja się odbywała. Zbierając podpisy uczestników na liście musiałam co chwilę instruować pewnego młodego mężczyznę gdzie może pójść, z kim przeprowadzić wywiad, skąd wziąć materiały, gdzie jest kawa itp. Pomyślałam "Ale pierdoła..." Ale że pierdoła płci męskiej była w sumie sympatyczna i przystojna, więc zaprosiłam go na konferencję prasową, która miała się odbyć za dwa dni. I przyszedł.
Tak nawiązaliśmy pierwsze kontakty. Ale ja - o matko i córko - myślałam sobie o poznanym przystojniaku "Ale fajny z niego chłopak. Miałabym fajnego szwagra..." i próbowałam wyswatać chłopaka z moją własną, prywatną, rodzoną siostrą. Ale niestety - ani ona nim nie była zainteresowana, ani on nią.
Tymczasem przystojniak już po miesiącu znajomości powiedział mi, że MNIE KOCHA!!! A co może powiedzieć osobnica zaślepiona tylko pracą? No cóż, wstyd się przyznać, ale powiedziałam mu, że chyba mu się tylko wydaje, że jest chwilowo zaślepiony.
Ale to ja byłam ślepa. Na szczęście przejrzałam na oczy i po dwóch miesiącach znajomości zaczęliśmy się spotykać. Od 5 lat jesteśmy małżeństwem, mamy cudownego synka.
Ale mój przystojny mąż, który zachowywał się podczas tej pierwszej konferencji jak pierdoła żeby tylko mnie poznać, do dziś mi wypomina, że te dwa miesiące to był najgorszy okres w jego życiu, pełen napięcia, niepewności itp.
napisał/a: libra3 2008-02-15 16:38
Swojego ukochanego poznałam na egzaminie prawa jazdy, umiałam jeżdzić i z tym nie było problemu ale egzamin z budowy samochodu to dla mnie było niczym wejście na Mont Ewerest, już w przerwie zauważyłam mężczyznę, który komuś tłumaczył budowę i widać było że się na tym zna, więc pomyślalam teraz albo nigdy i mimo swojej niesmiałości podeszłam i spytałam się czy byłby skłonny mi pomóc, zgodził się , po zdanym egzaminie cała w skowronkach już chciałam iść do domu, gdy usłyszałam za sobą głos "pani mi jest coś winna", o matko pomyślałam pewnie chce kasę, a tu słyszę że zaprasza mnie na ciacho do kawiarni, potem był obiad, innym razem kolacja no i stało się :)
izunia75
napisał/a: izunia75 2008-02-15 16:46
Może to dla Was dziwne będzie, ale Vizir - to był, jest i będzie - proszek, który towarzyszy mi wszędzie!
Dzięki niemu swoją "drugą połówkę" poznałam, gdy ten proszek
kupowałam.
Zapytał mnie: czy dobry jest ten Vizir? - i uśmiechnął się do mnie;
a ja odpowiedziałam: najlepszy! Satysfakcjonuje mnie ogromnie!
Wtedy on też kupił Vizir i zaprosił mnie na kawę!
Potem oblał kawą swoją koszulę i spytał: Vizir tu pomoże?
A ja powiedziałam: Oczywiście! Działa nawet na kolorze:)
Potem zaproponowałam mu test Vizira na tej koszuli - u mnie w domu:)
Poszliśmy, praliśmy...a ja sprawdziłam potem pranie - po kryjomu:)
A gdy odkryłam, że Vizir naprawdę czyni cuda, to powiedziałam do niego:
a nie mówiłam, że się uda?
Potem były następne spotkania - i to nie zawsze dotyczące prania:)
A teraz jesteśmy razem bardzo szczęśliwi,
połączył nas Vizir - niech Was to nie dziwi!
Ten proszek naprawdę w mym zyciu czyni cuda - spróbujcie! Może Wam też się
uda!!!!
napisał/a: choinka6 2008-02-15 16:55
"Przedszkolny amorek"


Historia ta miłosna była zawiła,
skomplikowana lecz bardzo miła.
W grupie trzydziestu paru dzieciaków
było też kilku miłych chłopaków.
Po latek cztery miał każdy z nas
I tak przeleciał ten piękny czas
Wiele wspomnień umkneło z wiekiem
każdy z nas stał się młodym człowiekiem
Lecz kilka obrazów miłych zostało
które by w ramę oprawić się chciało.

Był jeden chłopczyk na imie miał Adrian
był ułożony, nie żaden drań tam.
Zawsze z uśmiechem do sali wchodził
czasem za boczek kogoś ubodził
Był inny niż wszyscy bo pachniał od rana
zasługą była cudowna mama,
która go zawsze rano stroiła
i kroplem perfumu nieco skropiła

Z zapachem tym slodkim Adrian codzień wkraczał
Kwiatową mocą dziewczyny otaczał
W mym serduszku małym wzbudził wrażenie
to było wielkie dziecinne marzenie
żeby mnie też widział i dostrzegł z daleka
a on ciągle tylko do chłopców ucieka

Tak mineły lata, przyszła podstawowa
teraz chłopaków poznać trza od nowa
Każdy jednak nie był spojrzeń moich warty
jeden był mądrzalec, ten miał nos zadarty

Więc na szkołę średnią czekać długo było
aby wreszcie w życiu coś się poruszyło
i na listę klasy patrzę bystrym okiem
przelatuję nazwiska dosyć dużym skokiem
Doszłam do końcówki i dostaję rumienie
serce bije mocniej chyba się czerwienię
świat wiruje szybko i wszystko dookoła
bo na liście uczniów jest chlopak z przedszkola
Co się dalej stało pisać wam nie trzeba
bo z Adriana mojego zrobił siś kolega
Potem coraz wiecej chwili razem z sobą
teraz już mówimy " jak pięknie być z Tobą"
napisał/a: chloe 2008-02-15 17:31
Sceneria niezbyt wymarzona : w klinice zwierzęcej, kiedy ja byłam po obiór mojego psiaka po zabiegu - a on sterylizowal swojego kota :D:D Poznalismy sie, siedząc w poczekalni, ogladajac jakis film, ktory puscili nam na tv. On glosno komentowal wyczyny bohaterow- ja w koncu dolaczylam sie do monologu i tak zaczelismy baaardzo przyjemna pogawedke. Po odebraniu zwierzakow pojechalismy do mnie na kawe. Moja suczka nie zakochala sie co prawda w jego kocurze, ale ja- juz po tym pierwszym spotkaniu wpadlam po uszy!