Konkurs o zapachu czekolady

rakastan
napisał/a: rakastan 2008-02-19 09:18
W czasie studiów mieszkałam u koleżanki w domu z ogrodem. Z okazji kończącego się pierwszego roku studiów postanowiłyśmy zorganizować ognisko. Zaprosiłyśmy parę znajomych z najbliższego towarzystwa. Wśród tych osób był też Kamil. Niby się znaliśmy, ale nigdy nie przypuszczałam, że się we mnie kocha. Było w nim coś co mnie przyciągało do niego. Był bardzo tajemniczy i nieśmiały, przy każdej próbie rozmowy z nim miałam wrażenie, że chce uciec jak najdalej.

Ognisko zaczęło się wieczorkiem. Pogoda była przepiękna - w końcu był czerwiec. Goście przybywali i przybył też Kamil. Zachowywał się nie tak jak zwykle. Przedstawił mnie swojemu bratu, który go odwiózł. Jak nigdy - był rozgadany i zupełnie wyluzowany. W końcu zaciagnął mnie na ubocze i to co powiedział po prostu zwaliło mnie z nóg. Słowa brzmiały dokładnie tak:
- Chciałbym być ojcem Twoich dzieci.

To wydarzyło się w 1997 r. Po trzech latach pobraliśmy się. Marzenie Kamila spełniło się w 2003 r., kiedy na świat przyszła nasza pierwsza córeczka, a potem w 2005 r. druga. Bardzo kochamy nasze dwa małe łobuziaki i siebie nawzajem. Nadal uczymy się życia, bo nigdy nie wiadomo co przyniesie nowy dzień.

"Nasze życie będzie jak poemat
Trzeba tylko znaleźć dobry temat
Trzeba się odnaleźć w każdej chwili
Trzeba być"
napisał/a: anneczka23 2008-02-19 10:18
Swojego męża poznałam w wieku 17 lat, przez internet. Była to prawdziwie miłośc od " pierwszego kliknięcia." Niestety dzielily nas tysiace kilometrów. Mieszkałam wtedy w USA wraz z rodzicami a moj przyszly maz w Polsce...
I tu sie zaczal problem...Musiałam skończyc szkolę. Nasz kontakt trwał kilka lat, niezliczone godziny na telefonie i setki maili. Chociaz nie moglismy siebie widziec na zywo,przytulic czy pocalowac, isc za reke do parku,podjelismy ten wielki trud oczekiwania na siebie. I tak czekalismy kilka lat,caly nasz swiat istnial przez telefon i w listach. Po ukonczeniu szkoly,juz jako dorosla osoba podjelam decyzje o wyjezdzie do kraju,wbrew wszystkim przeciwnosciom.
Pomimo tego ze rodzina nie zgodzila sie na moj zwiazek z Maciejem i nigdy go nie zaakceptowala, jestesmy dzis szczesliwym malzenstwem, mamy 2 pieknych synkow i kochamy sie bardzo mocno! Moim zdaniem bardziej niz inne pary. Nasza milosc kosztowala wiele wyrzeczen, nie byla na wyciagniecie reki tak jak w innych przypadkach...Cierpielismy wiele lat nie mogac siebie zobaczyc,przytulic ale warto bylo! Ta milosc teraz kwitnie i wiem ze tak bedzie zawsze!
napisał/a: Atananarywa 2008-02-19 15:12
Historia mojej miłości była niewątpliwie związana z czekoladą - tym pysznym stymulantem endorfin w naszych mózgach :)

Było to w wakacje kilka ładnych lat temu ... Na promocji w jednym z centrów handlowych pośród zastępu ślicznych dziewcząt zachęcających do kupna wszystkiego od margaryny po proszek do prania, zobaczyłam przystojnego wysokiego chłopaka stojącego za stolikiem z logo mojej ulubionej firmy cukierniczej.
Był ubrany w śmieszny fartuszek i czapkę kucharską, która na nim układała się trochę jak na smerfie, miał jednak przeuroczy uśmiech i stała do niego długa kolejka dziewczyn.
A jednak spoza ich głów wypatrzył moją twarz... Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym ruszyłam w dalszą drogę po sklepach. Byłam tuż po rozstaniu z poprzednim chłopakiem i chwilowo nie chciałam się wiązać...
Jednak los zadecydował za mnie... Kilka tygodni później wybrałam się do kina na "Czekoladę" z moim ukochanym Johnnym Depp'em ... Miałam iść na seans z koleżanką, ale ta godzinę przed wyjściem zadzwoniła, że leży z gorączką w łóżku i muszę iść sama. Gdyby nie Johnny, może wróciłabym do domu, marnując bilet. Ale moja miłość do czekolady i aktora zwyciężyła.
Kupiłam tabliczkę czekolady (w ramach protestu przeciw wszechobecnemu popcornowi walającemu się po sali kinowej) i zajęłam swoje miejsce. Chwilę później zaczął się seans. Ale nie dane było mi zobaczyć początku filmu w spokoju, bo przez całą "czołówkę" gramolił się na miejsce obok mnie jakiś chłopak. Rzuciłam na niego pełne pogardy spojrzenie i wówczas zorientowałam się, że to 'Pan Hostes' jak go wcześniej ochrzciłam ...
Poczęstowałam go czekoladą i obejrzeliśmy razem film, komentując co jakiś czas co ciekawsze sceny...
Po wyjściu zaprosił mnie na kawę (dość nam było czekolady) i wtedy zadałam niefortunne pytanie, które cisnęło mi się na usta odkąd go zobaczyłam pierwszy raz: "Nająłeś się jako pan Hostes specjalnie po to, by znaleźć dziewczynę? No wiesz, to raczej damskie zajęcie" ... Wtedy on zarumienił się i powiedział, że chciał zarobić pieniądze, by wykupić pewnego psa ze schroniska.
Piotrek co tydzień zanosił do schroniska worek karmy dla zwierząt. Jego mama nigdy nie chciała zgodzić się na psa w domu, więc tylko tam mógł popatrzeć na ukochane czworonogi.
Z czasem zaczął studiować i przeniósł się do wynajętego mieszkania. Nie zaprzestał jednak nosić pokarmu dla schroniska. Pewnego dnia zobaczył tam ślicznego szczeniaka owczarka niemieckiego i od razu postanowił, że musi go kupić. Niestety piesek był naprawdę przeuroczy i interesowało się nim wiele osób, tak, że opiekunowie dali Piotrkowi 3 dni na uskładanie wymaganej kwoty (100 zł, co było wówczas dużą ilością pieniędzy).
Mój obecny mężczyzna postanowił być ambitny - nie chciał pożyczać pieniędzy, chciał je zarobić. A ponieważ wiedział o atutach swojego wyglądu (jest przystojny - trzeba mu to przyznać), więc poszedł na casting dla hostess. Wzbudził tym furorę i od razu dostał pracę. Za dwa dni stania "na promocji" dostał wymarzone 100 zł z bonusem za przyciągnięte klientki i poszedł kupić zjawiskowego czworonoga.

Zrobiło mi się głupio, że śmiałam się z jego pracy, ale mój Piotruś jest bardzo wyrozumiały i nie chował urazy. Na kolejne spotkanie umówiliśmy się już we trójkę (Kasztan jest pięknym psem i z dumą wiedziemy go na smyczy :) ). Nie trzeba chyba mówić, że uczucie kwitło i zapuściło korzenie w naszych sercach ...

Tak oto zaczęła się nasza historia, a słodka jest do dziś :)
napisał/a: Alila 2008-02-19 15:42
To był, piękny, słoneczny dzień.Postanowiłam wybrac się do zoo i zrobić kilka zdjęć zwierzętom. Doszłam do zagrody żubrów.Młode przechadzały się z matkami, skubiąc świeżą trawkę. To będzie piękne ujęcie!, powiedziałam sama do siebie. Nastawiłam obiektyw, gdy wtem widok przesłoniła mi grupa roześmianych ludzi. W szczególności prym wiódł on. Wesoły, wysoki, głośny i gestykuluący. Opowiadał coś z przejęciem i w taki sposób, że wszyscy go słuchali z zapartym tchem. Nagle moją uwagę przykuło młode żubrątko, które wyszło z zagrody i właśnie szykowało sie wyrażnie do rozbiegu, a jego celem był własnie roześmiany chłopak. Jak nie łupnął go w "siedzisko!", aż mnie zabolało. Zrobiłam serię zdjęć z tego wydarzenia.
-Czy ktoś mi pomoże?, zdrętwiałym głosem zapytał nieszczęśnik. Ale nikt nie zareagował, bo wszyscy się głośno śmiali. Podbiegłam do niego, podając mu moje wątłe ramię.Spojrzał na mnie z cierpiącą miną i z dużym zainteresowaniem.
-Dzięki! powiedział, purpurowiejąc.
-Nie ma za co! - odpowiedziałam i poszłam dalej w kierunku pawi.Nastawiłam obiektyw, chcąc uchwycić piękny szczegół tych ptaków - "pawie oko" Gdy nagle przed moim obiektywem wyrosło inne, błękitne oko.
- No nie to znów ty! -powiedziałam.
-Tak, to , ja młody żubrek. Chciałby cię zaprosić na kawę, chyba że wolisz wypić ze mną "Żubra".
-Bardzo chętnie - odpowiedziałam, ale wolę kawę. Od tej pory minęło 10 lat, a ja skrzętnie chowam w decoupagowej skrzyneczce zdjęcia z tamtego wydarzenia;)
napisał/a: Verdelit 2008-02-19 16:52
To był kwiecień ,nie maj - i nie pachniała jeszcze saska kępa. Po szkole postanowiłem wraz z kolegą odprężyć się po ciężkim dniu ,więc poszliśmy do baru na piwko.

Gdy tak sobie siedzieliśmy przypomniało nam się ,że mamy nauki do bierzmowania na plebani, w salkach katechetycznych. Po drodze poszliśmy jeszcze na chwilę do domu tego kolegi.To był dość zimny wieczór.Wreszcie doszliśmy do salek katechetycznych i weszliśmy do środka.Usiedliśmy na miejscach i ujrzałem ją.

Siedziała sama i owinięta była w szal. Nasze spojrzenia się spotkały ,a za nimi uśmiechy. Po zakończeniu nauk do bierzmowania podszedłem do niej i zaproponowałem wspólny spacer. Z uśmiechem na twarzy odpowiedziała ,że z chęcią pójdzie. Więc poszliśmy w ten chłodny ,ciemny wieczór, jednak ja pamiętam go jako ciepły i niezapomniany.

Rzadko się zdarza ,że ludzie pasują do siebie jak dwie połówki jabłka, lecz w naszym przypadku dopasowaliśmy się idealnie. Od pierwszych dni naszej znajomości niesamowicie się sobie spodobaliśmy ,a dzień w którym pierwszy raz poczułem ciepło jej dłoni pozostanie mi w pamięci do końca życia.

Wspólnie zaczęliśmy zwiedzać wiosnę ,potem lato,jesień i zimę. A jaka pora roku jest teraz w naszych sercach? Odpowiemy oczywiście ,że lato...To najgorętsze z naszych snów...

Maciek
pchelka
napisał/a: pchelka 2008-02-19 18:00
Pamiętam, jakby to było wczoraj...

i choć minęło lat kilkanaście,
we wspomnieniach mam nadal te siedemnaście.
Uśmiechem mnie swoim oczarował,
prawie,że gwiazdkę z nieba darował
i choć być może brzmi to banalnie
rozkochał mnie w sobie fenomenalnie !
Miłość nasza kwitła latami,
było wspaniale... lecz byliśmy sami.
Brakowało nam kogoś do szczęscia pełnego,
naszego dzieciątka wymarzonego.
Nadzieja zaczęła płatać nam figle,
aż do momentu... gdy nagle
okazało się, że w swym łonie
noszę dzieciątko, małe stworzenie !

Dziś rodzinę wspaniałą tworzymy ,
drogą miłości wspólnie kroczymy :)
napisał/a: roksana5 2008-02-19 19:05
jestem roksana,mam 27 lat,moj maz romuald ma 42 lata.poznalismy sie jakis 8 lat temu w holandii.to bylo zauroczenie od pierwszego wejrzenia.dzielilo nas wszystko-wiek,wiara,kultura,jezyk.mimo to ten zwiazek zaowocowal,i przyniusl sliczna coreczke.mamy niewielkie klopoty obecnie ale mam nadzieje,ze sie z nimi uporamy.
napisał/a: malgips 2008-02-19 20:15
Gdyby......gdyby moja żona nie rozbiła swojego samochodu....pewnie byśmy się nie spotkali.Od pięciu lat pracuję jako kierowca autobusu. Znam prawie wszystkich moich pasażerów. Od razu więc zwróciłem uwagę na młodą, uroczą dziewczynę, która od pewnego czasu siadała niedaleko mnie. (Często jeździła do swoich przyjaciół, mieszkających w sąsiednim mieście. Od kiedy jednak Jej stare, wysłużone auto odwiedziono na złom, musiała korzysta z komunikacji miejskiej).Strasznie chciałem ją zaczepić, ale mi nie wypadało. :D A ja tak o tym marzyłem :D Patrzyłem w nią jak w obrazek. Byłem nią bardzo zachwycony. Ujęła mnie swym czarującym uśmiechem i pięknymi, niebieskimi oczętami.Była bardzo atrakcyjna (i jest do tej pory) i bardzo sympatyczna.Do każdego się uśmiechała. Dlatego w końcu ośmieliłem się i do niej zagadnąłem. A potem .......już zawsze stara się jeździć "siódemką" i zajmować miejsce obok mnie.
Po pewnym czasie przypadkiem spotkaliśmy się w supermarkecie. Zaproponowałem, że odprowadzę Ją do domu. Po drodze okazało się ,że mamy sobie wiele do opowiedzenia, więc umówiliśmy się na następny dzień. I jeszcze na następny.....i następny....i następny... . Zaprosiłem Ją na lody (chociaż pora nie taka).Okazało się ,że oboje lubimy śmietankowe z dużą ilością polewy czekoladowej .Siedzieliśmy w zakamarku małej, przytulnej kawiarenki, wpatrzeni w siebie jakbyśmy się wiele lat nie widzieli.Karmiliśmy się wzajemnie czekoladą...dotknąłem Jej twarzy...umazanej kropelką polewy....Było magicznie ,cudownie.. Świat wirował dookoła nas. Straciliśmy poczucie czasu.A miesiąc później postanowiliśmy się zaręczyć w walentynki.I znowu były lody z polewą czekoladową. Wydawało by się banalne, ale jakie cudowne.Pełne magii i uroku. Oczywiście do ślubu pojechaliśmy autobusem numer siedem!!!!! :) A na weselu pierwsze skrzypce grał tort czekoladowy i lody śmietankowe z dużą dozą polewy czekoladowej :D Taka jest właśnie magia czekolady..
napisał/a: marysha 2008-02-19 20:28
W tym roku moja 10 lat od dnia poznania mojego ukochanego.Wszytsko zaczeło się dość normalnie, Jeszcze za dawnych czasów były organizowane w moim mieście imprezy plenerowe za tak zwanym "piastem" Wybrałam się tam z koleżankami , bawiłyśmy się świetnie. W pewnej chwili zobaczyłam mojego brata (starszego odemnie o 8 lat) z dość fajnymi kolegami. Podeszłam się przywitać.Odrazu zauwazyłam Marcina , był taki przystojny na dodatek bardzo ładnie pachniał.(Wiem że też mu wpadłam w oko) Ani ja ani on nie mieliśmy odwagi umówić się na nastepne spotkanie. Nadszedł dzień imprezy "półmetkowej" w moim LO. Nie miałam partnera, znalazłam jego numer w książce telefonicznej i zaprosiłam Go. Nie był zdziwiony , zgodził się odrazu, i tak zaczeła się nasza WIELKA MIŁOŚĆ. jesteśmy 7 lat po ślubie mamy wspaniałego syna i nastepne dziecko jest już w drodze.Jesteśmy szczęśliwi. Kocham Cię Marcinku.
napisał/a: aniela12315 2008-02-19 22:17
Mężczyznę swojego życia kobieta może spotkać wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Powinna tylko dobrze się rozglądać, aby go nie przegapić. A gdy już go wypatrzy w tłumie.......Zauroczyć się można od pierwszego wejrzenia-nie wierzyłam w to , aż ..... Tak był ze mną.Gdy zobaczyłam.....cudowny domek na wsi.....ogród...las....Tak zaczyna się moja opowieść. Miałam dość miasta i już od dawna planowałam wyprowadzić się z Wrocławia. Zawsze marzyłam o takim właśnie domku,jaki zobaczyłam w ofercie jednej z agencji nieruchomości. Zadzwoniłam tam, aby spotkać się z agentem. Marcin, bo tak miał na imię, zrobił na mnie wrażenie nie mniejsze niż sam domek.
Kontaktowaliśmy się telefonicznie przez kilka kolejnych dni.Rozmawiało nam się tak miło, że zaczęliśmy się zdzwaniać częściej ,nawet bez ważnego powodu.
Jednak przed sobą "udawaliśmy" ,że łączą nas tylko sprawy zawodowe, związane z zakupem mojego domu. Po miesiącu transakcja została zrealizowana.Byłam wtedy taka szczęśliwa, że dla uczczenia przygotowałam kolację...... z deserem, na którą zaprosiłam Marcina.Od samego początku bardzo mi się podobał. Byłam bardzo przejęta. Od razu poczuliśmy to "coś" :) Poczułam dreszczyk na plecach, mróweczki. Czasem się rumieniłam.Oczarował mnie swoją delikatnością....dłońmi delikatnymi jak aksamit.Każda minuta była jakby godziną. Nawet po tylu latach pamiętam każdą sekundę z tego wieczoru.Mieliśmy wspólne zainteresowania, podobne poglądy na różne sprawy.Czas spędzony w w jego towarzystwie przeszedł moje najśmielsze oczekiwania."Mój agencik" był (jest) niezwykle ciekawą osobą.Nasze pogaduchy trwały do czwartej nad ranem :) Byłam Nim oczarowana (z wzajemnością).Zaoferował mi pomoc przy przeprowadzce. A po dwóch tygodniach........to ja pomagałam Mu przenosić swoje rzeczy.
W ciągu paru miesięcy moje życie zmieniło się o 360 stopni:przeprowadziłam się na wieś, zmieniłam pracę i jeszcze poznałam przyszłego męża, zamieszkaliśmy wspólnie.Nie spodziewałam się takiego szczęścia. Obecnie jesteśmy ze sobą 7 lat. Mamy dwóch kochanych synów.Oboje spełniamy się zawodowe .....i najważniejsze nasza miłość jest tak wielka, silna i namiętna jak wtedy, gdy byliśmy "jak nastolatkowie".
napisał/a: mpw 2008-02-19 23:06
wakacje 2006
samotna na plaży?
a jednak nie...
podchodzi on,
patrzy się na mnie.
Mówię mu cześć-zawstydził się...
Boi się mnie?
Siada koło mnie, milczy...
Apetyt mam na niego wilczy.
Co będzie dalej-myślę sobie?
Zadał pytanie-co robisz w sobotę?

Tak umówiliśmy się na randkę. Pamiętam, była to kolacja przy świecach w eksluzywnej restauracji. Na zawsze zapamiętam ten wieczór. Było cudownie. Czułam pożądanie i szacunek, blask i ciemność, ogień oraz lód, bliskość, a za razem oddalenie. Czym było to co czułam-miłością, a może zauroczeniem? Pożądaniem, a może po prostu przyjaźnią? Po dwóch latach już to wiem... Mój ukochany zabrał mnie ze sobą do przepięknej krainy códów i kontrastów, szczęścia i rozpaczy, świata pełnego sprzeczności. Nie żałuję, że dałam się tam zaprowadzić. Wiem, że było to celem mojego życia. Ku końca naszej wędrówki stał Kościół...
napisał/a: migotka69 2008-02-19 23:51
Swojego męża poznałam ... no właśnie ciężko dokładnie stwierdzić które "poznałam" jest odpowiedniejsze. Przypadkiem zgadaliśmy się na czacie. Gadaliśmy ze sobą około dwóch może trzech miesięcy (bez wymiany fotkami ani bez pytań o to gdzie mieszkamy itp wiedzieliśmy jedynie że jesteśmy z tego samego miasta) Gadaliśmy o motocyklach psach i innych naszych zainteresowaniach. Pewnego dnia zostałam zaproszona przez koleżankę na imprezę do akademika. Miałam sobie odpuścić tą imprezkę ale Gocha wydzwaniała co chwilę i pytała kiedy będę. Tak więc dla świętego spokoju wyskoczyłam z domu jak stałam z myślą " i tak zaraz wracam" Nim dojechałam do akademika impreza rozkręciła się a ja okazałam się ostatnim gościem na którego czekali. Kiedy otworzyłam drzwi od pokoju miałam ochotę od razu je zamknąć. W środku szalały wyszykowane lansujące się laseczki a ja... standardowo w moro glanach koszulce i długich rudych warkoczach. Niestety nim zdążyłam zamknąć drzwi wypatrzyła mnie Gośka. Nie mogłam już uciec. Postanowiłam się ze wszystkimi przywitać. Podchodziłam do wszystkich i się z nimi witałam jeśli kogoś nie znałam to się przedstawiałam. Nadszedł też czas podejść do kolesia którego badałam kątem oka od momentu wejścia do pokoju. Podchodzę i mówię "cześć jestem Migotka" Koleś marszczy brwi i po chwili odpowiada "cześć jestem..." Okazało się że to człowiek z którym tyle czasu rozmawiałam na czacie. Jaki ten świat mały. Teraz ten człowiek jest moim mężem i ojcem moich córek