Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl
Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl
Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.
Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:
- zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
- zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
- zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
- zmiany porządkowe i redakcyjne.
Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.
Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl
Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).
Konkurs o zapachu czekolady
a może tylko rok,
zdobyłam się na pewien
jakże nierozważny krok
Zaczepiłam pewnego Pana,
a nazywał się Michałek,
odtąd zawsze od rana
rozmawiamy dni całe.
No, może na początku
trochę nam nie szła rozmowa,
lecz pojawiło się tyle wątków
że fakt ten szybko się chowa
Tak było przez pewien czas
aż powstał pomysł nowy,
że Michał odwiedzi mnie
by zaznać na żywo rozmowy
Szukałam Go na dworcu,
wyżej wspomnianego Michaśka,
a kiedy znalazłam w końcu
powiedział do mnie: "Kaśka?"
Nie było to wcale ostatnie
nasze wspólne spotkanie,
teraz dopiero się zacznie
mili Panowie i Panie
Parę miesięcy potem
Michał miał pomysł nowy,
a że miałam ochotę
odmówić mi nie przyszło do głowy
Zaprosił mnie bowiem do domu,
taki z niego łaskawca
a ja nie mówiąc nic nikomu
pojechałam do Bolesławca
Przedstawił mnie nawet gościom,
a były to urodziny Misia
które z wielką przyjemnością
wspominam do dzisiaj
Potem miał być moim kolegą z pracy,
lecz się nie udało
i dobrze bo nie wszyscy faceci są tacy
i zaraz by mi Go jakies dziewczę porwało
I wreszcie zaprosił mnie na koncert
więc pojechałam z ochotą wielką,
faktycznie miałam wtedy niezłe przeboje
a nocą znęcaliśmy się nad Martini butelką
A kiedy nie miałam z kim pójść na wesele,
wtedy pewien Pan Michałek
zgodził się nie mówiąc wiele,
za co Mu będę wdzięczna życie całe
Bawiłam się z Nim bosko,
tańczyło mi się bajecznie,
dbał o mnie z wielką troską
abym się czuła bezpiecznie
O naszym pobycie nad morzem
mogłabym napisać epopeję,
albo powiedzieć dzięki Ci Boże,
że mi znów dałeś nadzieję
Kochany Misiu Patysiu
kończąc moje bajanie:
bądź zawsze taki jak dzisiaj
i niech już tak zostanie
A oto zwrotki nowe
Bo życie dalej się toczy
Miś dalej traci dla mnie głowę
I dalej patrzy mi w oczy
Wiele się zmieniło odkąd
poprzednie wersy powstały
lecz nie zmieniłam zdania dotąd
to że Miś to facet wspaniały
W Sylwestra roku zeszłego
na ośnieżonych chodniku
zapytał czy żoną zostanę Jego
i czy będziemy mieć dzieci bez liku.
Zgodzilam sie na prośbę Michała
i chęć moja była szczera
nie pozwolę by go dostała
jakaś Renata czy Wiera.
Niedługo potem Michała
na Śląsk wezwała praca
radość to była niemała
mieć przy sobie swego szaca.
I choc nie potoczylo sie wszystko
tak jakbysmy tego chcieli
to dzis mamy do siebie blisko
bo Mis łoże ze mną dzieli.
Kochany mój Misiu
życzyć sobie możemy
tyle miłości co dzisiaj
a spełni sie wszystko co chcemy
I znów następne zwrotki
ciągle nam życie pisze
Miś nadal jest taki słodki
a ja na ramieniu mu wiszę.
Jednak pierwszy list , drugi , trzeci...ilość nie do zliczenia...mój listonosz wróżył nam małżeństwo ..ja się zarzekałam ,że to tylko kolega. Jednak się myliłam ..najpierw został z kolegi przyjacielem a obecnie mężem :) ....
Kochamy się szalenie a od sierpnia 2007 mamy owoc naszej szalonej miłości ..Jaś nasze oczko w głowie....więć kochani nigdy się ;) nie zarzekajcie ,że nie bedziecie z kimś parą bo los plata wiele cudownych figli...
Trzy lata temu przebywałam w Barcelonie. Był to wyjazd zawodowy. Oddelegowano mnie z mojego uniwersytetu na barceloński zimą, kiedy to nikt nie chciał tam jechać. Zimy w tej części kraju są strasznie mokre, deszcze leje się z nieba okrągła dobę. Wysłano więc mnie. Szybko popadłam w nastrój depresyjny, co poskutkowało wzmożonym zapotrzebowaniem na czekoladę. Mieszkałam na przedmieściach, bardzo ładnych, czystych, ale zupełnie pozbawionych życia nocnego. Był tam jeden sklep, w którym nie było wielkiego wyboru mojego "surowca". Były tylko trzy rodzaje. Dwa smakowały chyba gorzej niż wyobrażamy sobie smak podeszwy buta, a jedna to było prawdziwe cacko, trudno osiągalne. Czekolada ta była mleczna, zachowująca jednak wspaniały umiar między zbytnią słodyczą a goryczą. Zatopione w niej były ogromne orzechy laskowe. Tak wielkich i dojrzałych orzechów dawno nie widziałam. Z pewnością to hiszpański surowiec, trzeba więc przyznać, że fundusze unijne, które przeznaczane są na orzechy laskowe w Hiszpanii naprawdę się nie marnują! Czekolada po prostu rozpływała się w ustach. Jeśli miałabym powiedzieć czym jest niebo, to jest tą czekoladą! Co więcej, właściciel sklepu, póki co, nie zauważył, że nagle sprzedaż tego wyrobu wzrosła dzięki mnie o jakieś kilkaset procent, stąd cena była całkiem znośna.
W czwartek, w trzecim tygodniu mojego pobytu w płaczącej deszczem Barcelonie, musiałam rano przemieścić się na zajęcia. Codziennie, by dojechać na uniwersytet czekała mnie przeprawa po kolei autobusem, metrem i tramwajem, zwanym Metro Ligero. Najrzadziej jeździł autobus, który dowoził mnie do centrum. Prawdopodobnie nie było na jego usługi wielkiego zapotrzebowania, bo nowobogaccy mieszkańcy przedmieść mieli w większości swoje własne samochody. Obudziłam się więc wcześnie rano i po zwykłych, codziennych czynnościach, opatulona w pelerynę, udałam się na przystanek. Autobus miał przyjechać za 10 minut. Niestety, nie pojawił się. Czekałam kolejne dziesięć. I jeszcze. Po 30 minutach byłam kompletnie załamana. Ulicą szła pewna pani, która widząc moje zdezorientowaną minę powiedziała, że widziała, iż autobus odjechał “trochę wcześniej”. Nikogo nie było na przystanku więc kierowca pojechał dalej. Hiszpanie! Ach, ta śródziemnomorska mentalność! Logiczne rozumowanie i poczucie obowiązku, czy punktualność, nie jest ich mocną stroną. Kolejny autobus był za dwie godziny, co w ogóle mijało się już z sensem mojego przyjazdu na uniwersytet. Zła na cały świat opuściłam przystanek. Udałam się w stronę sklepu. Po czekoladę. Skoro dzisiejszy dzień miałam spędzić w moim jednopokojowym mieszkanku na hiszpańskiej wsi, niech chociaż będzie spędzony z czekoladą w ręce. Po chwili marszu wpadłam do sklepiku, trochę za mocno popchnęłam drzwi i już byłam przy regale z czekoladami. Moim oczom ujrzał się okropny widok: ostatnia tabliczka mojej ulubionej czekolady była właśnie zabierana przez jakiegoś faceta. Naparłam na niego, on pomyślał, że to niechcący i wybąkał: “przepraszam”. To Polak! Usłyszałam jak mówię: “Przepraszam Pana, czy Pan kupuje tę czekoladę?” Usłyszałam w odpowiedzi, że tak a jego twarz rozbłysła mając przed sobą rodaczkę. “To ulubiona czekolada mojego chrzestnego, czy nie mógłby mi Pan odstąpić tej ostatniej tabliczki?”. Niestety, nie mógłby, bo on też kupuje tę czekoladę specjalnie dla chrześnicy. Byłam strasznie zła. Autobus nie przyjechał (to znaczy przyjechał, ale za wcześnie), w butach mi chlupało, a ostatnią czekoladę w Hiszpanii kupował właśnie Polak, który znalazł się na tej prowincji niczym przybysz z kosmosu. Całkiem przystojny przybysz. Mniej więcej mój rówieśnik, brunet o niezwykle niebieskich oczach. Zaprosił mnie na płynną czekoladę do swojego mieszkania. Uwierzcie mi, nie leży w moim zwyczaju chadzanie do mieszkań obcych mężczyzn, ale głód czekoladowy wygrał. Zapłacił przy kasie za swoją tabliczkę i udaliśmy się do niego. Mieszkał blisko, w domku, którego część wynajmował. Miał do niej własne, odrębne wejście. Ku uciesze zobaczyłam, że pitna czekolada jest jedną z lepszych jakie znałam, produkt polski. Zobaczył błysk radości w moich oczach i zaczął opowiadać jak wielkim fanem czekolady jest od dziecka. Przyjechał tu zbierać materiały do swojej książki o Hiszpanii, był kulturoznawcą. W pewnym momencie wyjął z opakowania zakupioną czekoladę i wyciągnął ją w moją stronę: “Proszę. Właściwie to nie mam żadnej chrześnicy. Po prostu jestem łasuchem”. To wyznanie ugięło pode mną kolana. Oczywiście, poczęstowałam się. Tamten dzień stał się początkiem naszej znajomości, a to już trzeci rok mija. Mieszkamy razem, planujemy ślub. Razem jeździmy do Hiszpanii. Razem smakujemy czekoladę. Myślimy nawet o tym, by wydać wyjątkowy przewodnik po świecie.
Razem.
O czekoladzie...[/CENTER]
Jednak już po pięciu minutach z nieba lały się całe litry wody i spadały na moją twarz, a co gorsze, na świeżo ułożoną fryzurę. Wyglądałam fatalnie. Wiedziałam, że nic już nie może mnie uratować, więc nawet się nie spieszyłam. Szłam powoli, rozglądając się wokół. Wycieraczki samochodów na ulicach szalały, próbując odpędzić te natarczywe krople z szyb, przechodnie, którzy tak jak ja nie spodziewali się nagłej zmiany pogody, pochowali się w pobliskich sklepach. Pomyślałam, że chyba nikt oprócz mnie nie jest w tym momencie na świeżym powietrzu.
Ale właśnie w tej samej chwili zauważyłam mężczyznę. Był młody, przystojny, szedł energicznym krokiem, no i miał parasol. Szedł, szedł, wciąż bliżej… Tak, szedł w moją stronę. Już po chwili stał przede mną, pytając czy dam się zaprosić na kawę, a przy okazji skryć przed deszczem pod jego parasolem. No cóż, spodobał mi się, toteż z uśmiechem na twarzy przyjęłam zaproszenie. Już po drodze okazało się, że mamy wiele wspólnego, ale dopiero w kawiarni poznałam, kim jest ten mężczyzna. Spod parasola nie było go tak dokładnie widać, a tutaj… No tak, to przecież facet z biblioteki. Często bywaliśmy tam w tych samych godzinach czytując, jak się teraz okazało, te same książki. Czas minął szybko, a do tego wspaniale, siedzieliśmy w kawiarni całe dwie godziny. Po wyjściu wcale nie ukrywałam, że z chęcią zobaczyłabym się z nim jeszcze raz. Zaczęliśmy się spotykać.
Mijały dni, tygodnie i miesiące. Poznaliśmy się na tyle dobrze, że potrafiłam przewidzieć jego każdy krok. Mieliśmy tyle wspólnego, właśnie kogoś takiego jak on zawsze pragnęłam poznać. Rok później zaręczyliśmy się, a teraz jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. I choć od tamtego ulewnego dnia minęło już kilka lat, nadal pamiętam tę chwilę, jakby to było wczoraj. No i jest jeszcze jedna dobra strona, polubiłam deszcz
![](https://rozmowy.polki.pl/webapps/modules/CMForum/html/front/magenta/assets/img/smiles/004.gif)
Podróżowałam po kraju w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi... Mieszkalam w Czestochowie, Warszawie i Krakowie jednak wszedzie czulam sie niechciana, niepotrzebna i tak bardzo osamotniona:( Zrezygnowana poszukiwaniami postanowilam wrocic do rodzicow do swojego rodzinnego miasta... Było mi bardzo trudno: bez pracy, bez checi do zycia, bez perspektyw...
I tak w pewna bezsenna noc cos mnie natknęło i właczyłam komputer. Sama nie wiem czemu - to chyba jednak bylo przeznaczenie. Bez namyslu weszlam na lokalny czat i zagadałam do Tomka_22 (tak miał na imię mój poprzedni partner) Rozmowca okazałam się trafem w dziesiątkę;) To było wspaniałe, nagle ktoś po drugiej stronie mnie rozbawil, zainteresowal, sprawil ze cos we mnie drgnęło... Nie moglismy zakonczyc tej naszej rozmowy - to byla jakas magia;) Pisalismy ze sobą do białego rana, a od następnego dnia zaczelismy ze soba pisac smsy... Po kilku dniach umowilismy sie na spotknie i... okazało się, ze znamy sie z kursu prawa jazdy. Nie brakowalo nam tematów do rozmowy, a udana randka zakończyła się gorącym pocałunkiem... :)
Dzis jesteśmy prawie dwa lata po ślubie i pol roku temu na tym swiecie pojawil sie owoc naszej miłości - Piotruś :)
I jak tu nie wierzyc w przeznaczenie?? ;)
Spotkałam koleżankę z lat dzieciństwa po krótkiej rozmowie, postanowiłyśmy odnowić kontakt, zaczęły się spotknia, babskie pogaduchy do póżnych godzin nocnych o chłopakach i niepowodzeniach życiowych, pracy, studiach i wszystkich latach które umknęły nam przez palce.
Przez ten krótki czas stałyśmy się nierozłączne do momentu w którym poznałam jej chłopaka.
Zorganizowaliśmy spotkanie paczki dawnych znajomych, ja przyszłam sama, nie szukałam usilnie miłości, wierzyłam, że nie nadszedł na mnie czas, i jeszcze długo nie trafi we mnie strzała amora. Wtedy też poraz pierwszy zobaczyłam go... szczupły, wysoki blondyn, miły, kulturalny, dowcipny... czego chcieć więcej, wystarczyła chwila, głębokie spojrzenie w oczy, taniec, przypadkowe dotknięcie naszych dłoni... Amorek skierował strzałę prosto w moje serce!!!!
Niestety zawsze miałam pecha to był narzeczony mojej przyjaciółki!!!!
Niedawno dowiedziałam sie, że mój mąż również coś do mnie poczuł w ten sobotni wieczór.
Ale ani On ani ja nie szukaliśmy kontaktu ze sobą... chcieliśmy być lojalni wobec Marty.
Przez kolejne tygodnie żyłam jak w transie, unikałam spotkań z koleżanką, zbywałam ją przy każdej rozmowie telefonicznej. Chciałam się odizolować i zapomnieć. Za miesiąc miałam wyjechać do Madrytu i zacząć nowe życie.
Pewnego dnia dostałam sms'a od mojej koleżanki, były to smutne a zarazem wesołe wieści...
Marta wyjechała do Warszawy, i to był koniec związku jej i Pawła.
Był czerwiec gdy zdobyłam się na wysłanie sms'ka do mojego przyszłego męża. Od tego monentu bardzo często pisaliśmy sms’y na dobranoc bez których ciężko byłoby mi zasnąć:)
Tworzyła się między Nami więź coraz silniejsza. Po dwóch miesiącach korespondencji odważyliśmy się na spotkanie, nasz wypad na długo oczekiwany przeze mnie koncert zamieniliśmy na wrześniowy, ciepły, wieczorny spacer w blasku gwiazd i księżyca. Rozmowom nie było końca. Ten magiczny wieczór zakończył się cudownym pocałunkiem.
Ten fantastyczny chłopak dla którego zrezygnowałam z długo oczekiwanego koncertu, został moim mężem. Od siedmiu miesięcy nasza Rodzinka powiększyła się o słodkiego brzdąca Mateuszka, który jest naszym promyczkiem na każdy zaczynający się dzień.
P.S. Ostatnio dowiedziałam się, że Marta ma się dobrze, wyszła za mąż i spodziewa się dziecka. Dzięki niej jestem jedną z najszczęśliwszych ŻON i MATEK na świecie.DZIĘKUJĘ CI MARTUNIU!!!![/B]
Poniżej zamieszczam zdjęcie Naszej trójki, czy Ci dwaj mężczyźni nie są cudowni??;)
![](https://rozmowy.polki.pl/webapps/modules/CMForum/html/front/magenta/assets/img/smiles/001.gif)
Poznalismy sie w...sklepie.Bardziej prozaicznie juz nie moze byc.
Stal przede mna w kolejce z CZEKOLADA w reku,a ekspedientka domagala sie od niego drobnych,bo ,,ona nie ma wydac,,Wyskrobal jakies,ale zabraklo mu 50 groszy.Przemila Pani kasjerka powiedziala wowczas,zeby poszedl na monopol rozmienic.Gdy biedny chcial juz odlozyc CZEKOLADE i wyjsc,podalam mu przez ramie te nieszczesne 50 groszy,a on niesmialo je wzial i usmiechnal sie do mnie tymi swoimi przecudownymi oczami Keanu Reeves'a.
A pozniej to juz pooooooooooooooooooooooszlooooooooooo...!!!
I tak:monete 50groszowa mamy oprawiona w ramke i wisi na honorowym miejscu w domu.
Pani ekspedientka dostala od niego przeogromny bukiet kwiatow i CZEKOLADE (w dniu naszej pierwszej rocznicy poznania sie).
A CZEKOLADY to u nas nigdy nie brakuje w domu.Slodki chlopak mi sie trafil,nie ma co!!!