Wygraj „Muzyczny telefon”

napisał/a: martusik04 2007-08-23 16:49
i jeszcze jedno: pomylic glos narzeczona z 60- letnim facetem....o lalala...
napisał/a: pindulka 2007-08-23 16:58
nooo zenada te wyniki.. co najlepsze te ktore wygraly to byly te ktore przeczytalam na forum a zaliczylam kilka pierwszych i kilka ostatnich stronek.. wiec wydaje mi sie ze jury wcale sie nie zaglebialo w czytanie historyjek i poszlo na latwizne.. szkoda bo na pewno bylo wiele lepszych opowiadan...
napisał/a: Kalola8823 2007-08-23 16:59
Gratuluję zwycięcom.Jednakże czuję się oszukana przez Jury i Organizatorów.Opowiedziałam naprawdę smutną i ciekawą historię.Przypuszczam, że w ogóle nie była brana pod uwagę.Co więcej...Nie była PRZECZYTANA.Przypuszczam, że temet został przeczytany tylko do pewnego momentu a dalej już nie.Pisałam w nadziei , że wygram.Bo historia była ciekawa.A telefon był i jest moim marzeniem.Ale po prostu mnie nie stać na niego.Możecie historie przeczytać jeśli chcecie.Nie dostałam nawet wyróżnienia.To samo z innymi historiami.Z historią mojej siostry(KassDomberek).Nad wyraz ciekawą i chyba wzruszającą.I z wieloma innymi.Te historie które wygrały i zostały wyróżnione są bardzo przeciętne.I jest tu wiele ciekawszych historii.I jest mi za przeproszeniem cholernie przykro.Bo miałam jakąś tam nadzieję, że moja historia zostanie doceniona.Ale tak się nie stało.I to boli.Bo rujnujecie marzenia wielu osób.Nie tylko moje i mojej siostry.Ale także wielu ludzi z Forum których historie były najzwyczajniej w świecie ciekawsze.Jestem bardzo zawiedziona i bardzo mi przykro.Czuję się po prostu oszukana.Może brzmi to dziwnie ale tak jest.Mam nadzieję, że przeczyta ten post to całe "Jury".Jeśli nie to proszę o przekaznie im tego postu.


Dziękuję i pozdrawiam, Kalola8823


EDIT: Aha tak dla porównania wkleję historię moją i siostry.

Oto moja:



Moja historia nie jest ani zabawna ani romantyczna. Niestety nie jest też wierszem czy rymowanką. Dlatego chyba ma małe szanse.Dzięki Bogu skończyła się dobrze... Długo się wahałam zanim postanowiłam ją opisać. Ale dostałam pozwolenie bohaterki całej historii. Myślałam, że się nie zgodzi. Ale było wręcz odwrotnie. Gorąco namówiła mnie do opisania jej tutaj. A teraz nieco o bohaterce całej historii.
Ivy* ma 16 lat. Jest bogata, ma na pozór kochającą rodzinę, przyjaciół i co tylko zechce. Moglibyśmy powiedzieć – jest bardzo szczęśliwa. Jednak tak nie jest. Rodzice myślą tylko o swojej karierze i nie mają czasu dla Ivy. Ivy do pewnego czasu była grzecznym dzieckiem, nie miała problemów w szkole, była wzorową uczennicą i córką. Jednak brak zainteresowania ze strony rodziców zrobił swoje. Wkrótce Iv zaczęła miewać problemy w szkole. Stała się „chamska” i pyskata. Powodem było wpadnięcie w tzw. „złe towarzystwo”. Wkrótce uzależniła się od heroiny i alkoholu. To była ucieczka od codzienności. I zauważmy, że jej codzienność była pozornie doskonała. Miała pieniądze, niczego jej nie brakowało. Ojciec był szefem pewnej dużej firmy. Matka była właścicielką ekskluzywnego butiku i oprócz tego była (o ironio losu) psychologiem. Ivy miała starszą siostrę Kass*, studentkę prawa i młodszą siostrę Ann*( 12 lat). Ale Ivy była nieszczęśliwa. Brakowało jej miłości i wsparcia ze strony rodziców. Dlatego też pocieszenie znalazła w chłopaku. Niestety jej chłopak również obracał się tym „złym” towarzystwie. I tak samo jak ona był uzależniony. Bo to on namówił ją do ćpania. I było im razem dobrze. Non stop byli naćpani i świat wydawał się być kolorowy. Ale nie, nie...Nie powiem teraz: I żyli długo i szczęśliwie. Bo ich związek nie zakończył się happy endem. Wkrótce Ivy „wpadła”. Oczywiście najpierw postanowiła się napić i naćpać przy okazji. Bo swoje dziecko miała gdzieś. Podobnie jak jej chłopak. Który i tak wkrótce zaczął spotykać się z inną panienką. Była załamana. Bo dziecko przecież było jej zbędne. I tylko przeszkadzało. Po 2 miesiącach ( notabene w czasie, których wystopowała z piciem i braniem.) Znów cios ze strony losu. Z Ivy zerwał chłopak. Tak, tak, ten sam ćpun i ojciec jej dziecka.
No cóż...Ivy była załamana. Postanowiła, że ma „w d****” całe swoje życie i życie jej dziecka. I „g****” ją ono obchodzi. Miała dość. Ale miała też przyjaciółkę. Niegdyś ćpunkę. Ale ona była mądrzejsza i poszła na odwyk. I ta właśnie przyjaciółka troszkę ją zreformowała. I Ivy postanowiła, że ze sobą nie skończy. Dla tej przyjaciółki. I dla tego dziecka. Ale wkrótce znów miała dość. I wtedy pokłóciła się z ową przyjaciółką. Została sama, bowiem jej „przyjaciele” odwrócili się od niej. I wtedy, gdy naprawdę miała chwile zwątpienia, dzwoniła do jednej dziewczyny. Dziewczyny, której nie znała osobiście. A jej numer wybrała kiedyś na chybił- trafił, tylko po to by zakomunikować komuś, że odchodzi z tego świata. Ale tak się nie stało. Bo ta właśnie dziewczyna w ciężkich chwilach podnosiła ją na duchu. I tak było kilkanaście razy. Ale kiedyś Ivy zadzwoniła i oznajmiła, że to już naprawdę koniec. Wzięła całe opakowanie silnych leków. Ponadto, żeby zginąć szybciej podcięła żyły. Na szczęście jej matka znalazła ją szybko. I zawiozła do szpitala. Ivy przeżyła. Jej dziecko – nie. Po tym zdarzeniu Ivy się zmieniła. I jej rodzice też. Ivy poszła na odwyk. Jej matka zrezygnowała z pracy, i „leczyła” teraz swoja własną córkę z problemów psychicznych. A ojciec zaczął bardziej interesować się córką. I tak sobie żyli. Dziś Ivy z tamtymi wydarzeniami łączą tylko blizny na rękach. Jej przyjaciele nadal ćpają. Choć nie wszyscy. Jej były chłopak i ojciec nienarodzonego nigdy dziecka nie żyje. Zaćpał się. Ivy wraz z rodziną wyprowadziła się i mieszka w Anglii. Tam, bowiem jej ojciec dostał propozycję pracy. I tam właśnie Ivy postanowiła rozpocząć nowe normalne życie. Życia, o którym chciałaby zapomnieć. I zapomina. Powoli, ale w końcu „czas leczy rany”...
I spytacie się:, co łączy Ivy i mnie? I dlaczego tą historię opisuje tutaj?
Otóż, dlatego, że dziewczyną powstrzymującą Ivy od najgorszego byłam ja. Ale pewnego pięknego dnia postanowiła postawić mnie przed faktem dokonanym. Czułam się winna. Choć ja nie mogłam nic zrobić. Bo to była od początku do końca jej decyzja i niestety nie miałam na nią wpływu. Zadzwoniła do mnie już po prochach. I podczas rozmowy (telefonicznej) ze mną podcinała sobie żyły. I ja nie mogłam nic zrobić. Bo nie znałam nawet jej adresu. Ba! Mieszkałyśmy 300 km od siebie. Ale rozmowy ze mną jej pomagały. I w pewnym stopniu trzymały ją przy życiu. Ona i jej rodzice zachęcili mnie do opisania tutaj tej historii. Twierdzą, że ma ona jakąś tam szansę się wybić. Poza tym chcą, aby stała się ona przestrogą dla wszystkich Rodziców. Żeby znaleźli oni trochę czasu dla swoich dzieci. I żeby interesowali się tym, co one wyrabiają. Dla dzieci (właściwie to młodzieży) żeby nie uciekały się do takich środków. Tylko po prostu porozmawiały o tym, co je gnębi z rodzicami. I to chyba wszystko...

A historię opisuję tutaj, bo jest ona:
1.Ciekawa (chyba).
2.Związna z telefonem, ( Bo nasze rozmowy odbywały się przez telefon komórkowy. Podczas nich Iv opowiadała mi o swoim życiu i problemach)
Jest to pierwsza publikacja tej historii. Nigdzie wcześniej jej nieupubliczniałam. Jesteście jednymi z pierwszych, którym ją opowiadam. Zna ją tylko moja rodzina. I rodzina Iv...


Pozdrawiam, Kalola8823.





Dziękuję i pozdrawiam,Kalola8823.
napisał/a: Kalola8823 2007-08-23 17:05
I mojej siostry KassDomberek:


Witam!! Być może wiele osób nie uwierzy w moją historię,nie zainteresuje ich, oskarży mnie o Plagiat itp., itd. Nie opowiada ona o telefonach wrzucanych do „kibla”, o telefonach zgubionych, znalezionych, popsutych, wrzuconych do betoniarki czy o tym, że przez telefon można znaleźć miłość życia. Bo takich historii jest tu Tysiąc. I wszystkie bardzo podobne. Większość jest wręcz banalna. Bo takie zdarzenia są dość częste. Ale każda taka historia jest ciekawa. Bo dotyczy ludzi. I opowiada po części ich historię. I broń Boże – nie oskarżam nikogo o Plagiaty. Ja tylko mówię, co mi na sercu leży. Moja historia opowiada o tym, że przyjaźń nie ma granic I o tym, że nie powinno się dzielić ludzi na lepszych i gorszych. I tym bardziej tych trochę gorszych odrzucać. Bo to przykre dla tych odrzucanych osób, Kiedy opowiadam o tym, co mnie spotkało różnym ludziom, bardzo się wzruszają, wielu się popłakało. Postanowiłam, więc podzielić się tym z Wami, – Forumowiczami. To tak słowem wstępu. A teraz czas na historię.
Zdarzenie to miało miejsce 22 Listopada 2006. Dochodziła 19.00. Leżałam przed telewizorkiem, w łóżeczku, przykryta kocykiem, z gorącą herbatką malinową w ręku. Właśnie zaczynał się mój ulubiony argentyński serial „Sos mi Vida”. Po ok. pół godzinie podziwiania perypetii moich ulubionych bohaterów, usłyszałam dzwonek mego telefonu komórkowego. Pomyślałam:, kto to może być? Zazwyczaj nikt do mnie nie dzwoni o tej porze...No, ale pomyślałam, że być może to coś ważnego i wstałam po telefon. Jak się później okazało dla osoby po drugiej stronie słuchawki to było ważne. No, więc odbieram. Po drugiej stronie słuchawki słyszę cienki, dziecięcy jeszcze głosik: Cześć. Odpowiedziałam grzecznie na powitanie i spytałam:, kim jesteś? Dowiedziałam się, że osoba, z którą rozmawiam to Ania. I ta właśnie Ania ma 9 lat i mieszka w tym samym mieście, co ja. Wydawała się być bardzo miłą dziewczynką. Długo rozmawiałyśmy....Na koniec rozmowy powiedziała, że bardzo chciałaby być moją przyjaciółką.Zdziwiło mnie to i zarazem ucieszyło.Potem było jeszcze kilka rozmów. Ania wydawała mi się być nadzwyczaj dojrzałą osobą jak na swój wiek. Ale wtedy nie wiedziałam, czemu...Dziś już wiem...Ale o tym później. W końcu postanowiłam spotkać się z Anią. O dziwo zgodziła się i strasznie ucieszyła Nalegała na spotkanie w jej domu. Dostałam Adres i miałam się tam stawić o 11.00 Następnego dnia. I stawiłam się. Przywitała mnie mama Ani. Była bardzo miła i powiedziała żebym się nie przestraszyła. Nie wiedziałam tylko, czego miałabym się wystraszyć. Ania miała piękny duży dom. Matka Ani zaprowadziła mnie do jej pokoju. Zauważyłam, że dom przystosowany jest dla niepełnosprawnych. Weszłam do pokoju Ani i..... Szok....Ania poruszała się na wózku inwalidzkim. Nie wystraszyłam się. Rodzice nauczyli mnie tolerancji dla takich osób. I szacunku. Ania od dziecka nie może poruszać się samodzielnie. Nie chodzi do szkoły – ma indywidualny tok nauczania. Nie może skakać na skakance. Biegać, grać w piłkę. Nie może wielu rzeczy a wydaje się, że, ma dosłownie wszystko: specjalistyczną opiekę lekarską, kochającą rodzinę i jest bardzo bogata. Nie ma 2 rzeczy. Zdrowia i....Przyjaciół. Żadne dziecko nie chciało się z nią przyjaźnić. Z tego powodu była bardzo nieszczęśliwa i cierpiała. Ania nie potrzebowała niczego prócz przyjaźni. Tamtego dnia, kiedy do mnie zadzwoniła wybierała numery na chybił- trafił. Przede mną zadzwoniła do 7 osób. Żadna nie chciała z nią rozmawiać. Tylko ja. Popłakałam się, kiedy to usłyszałam. Ona znalazła we mnie przyjaciela. Od tamtego czasu sporo minęło. Ani udało się nawet zaprzyjaźnić z innymi dziećmi. Zorganizowała w domu urodziny, na które zapraszała różne dzieci. Spotkane u lekarza, na placu zabaw( namówiłam jej mamę by zaczęła z nią tą chodzić mimo jej kalectwa). Ja także tam byłam. Poprowadziłam specjalny "wykład" o kalectwie dla tych dzieci. Opierał się na tym, czego nauczyli mnie rodzice. Dzieci wysłuchały go a efekty było widać od razu. Zaczęły traktować Anię jak normalną dziewczynkę. Z większością się zaprzyjaźniła. Nadal ją odwiedzam, choć coraz rzadziej.
Dziś Ania jest zupełnie innym dzieckiem. Jest.Wesołą i pogodną dziewczynką. Ma przyjaciół, o których tak marzyła. Funkcjonuje w społeczeństwie jak normalne dziecko.
Los chciałbyśmy się spotkały. Ania wreszcie miała przyjaciółkę i była szczęśliwa. A ja nauczyłam się jak obchodzić się z niepełnosprawną osobą. Myślę, że to spotkanie obu nam było potrzebne. Być może Ania wkrótce się wyprowadzi, ale tego jeszcze nie wiemy na pewno. Z jednej strony będzie mi przykro, bo przyzwyczaiłam się do naszych spotkań. Ale z drugiej to dobrze, bo być może spotka tam bardziej tolerancyjne dzieci i nareszcie będzie szczęśliwa. Bo na to zasługuje. Jak każdy inny człowiek...

Chciałabym, aby ta historia czegoś Was nauczyła. Ludzie niepełnosprawni są normalni tak jak my. Tylko los był bardziej niesprawiedliwy w stosunku do nich. Oni nie są przedmiotami. Potrzebują miłości, przyjaźni, zrozumienia i wsparcia. To ostatnie jest dla nich szczególnie ważne. Nauczyłam się tego przy Ani. Od niej nauczyłam się też tego, żeby cieszyć się dobrym zdrowiem i żyć pełnią życia.Bo inni nie mają takiej możliwości...
Opisuję tą historię tutaj, bo gdyby nie telefon nie poznałybyśmy się...Potwierdza się zasada, że telefon komórkowy łączy ludzi...Gdyby nie doszło do tego zdarzenia Ania nadal byłaby nieszczęśliwa, a ja....Cóż...We mnie pewnie też coś się zmieniło. Od tamtej pory bardziej wierze w los, przeznaczenie i cuda

Dziękuję za przeczytanie tej historii, być może nauczy to was czegoś. Pozdrawiam, K. Dombrowicz.

Proszę o ich przeczytanie Jury. I porównanie z tymi które zostały wybrane.A także proszę o przeczytanie CAŁEGO TEMATU.Bowiem prawdopodobnie został przeczytany fragment.Kto się ze mną zgadza?
napisał/a: pindulka 2007-08-23 17:09
co do wyroznionych - 4 pierwsze osoby (z 15) swoje historie zapisaly na 1 i 2 stronie (z ponad 130).. dalej nie wnikałam ale wnioski wyciagnijcie sobie sami....
napisał/a: paulla_b 2007-08-23 17:15
Hmm... Moim skromnym zdaniem redakcja powinna była na bieżąco oceniać prace, bo to by było bardziej obiektywne. Jeśli się ocenia około 1000 prac w 2 lub 3 dni to wiadomo, że w nawet jeśli jakaś praca była ciekawa i godna uwagi to została pominięta, bo jury było już zmęczone... Też żałuję, że moja praca nie została doceniona (była dopiero na 111 str...) ale gratuluję tym szczęściarzom, którzy zostali nagrodzeni...
napisał/a: Charlotte5 2007-08-23 17:24
Jakim sposonem mogla wygrac opowiesc z pomyleniem slosu swojego meza z innym? No żal.
Po prostu było nie fair i tyle. Także liczyłam na ten telefon bo mnie na niego nie stac ,ale to juz takie polskie zwyczaje... ;/
napisał/a: Charlotte5 2007-08-23 17:34
Kalola jak będziesz coś wiedziała to pisz.
napisał/a: Kalola8823 2007-08-23 17:35
Ja myślałam, że wygrana to kwestia ciekawej historii.Tymczasem potwierdza się tu zasada."Kto pierwszy ten lepszy"Kto miał historię na pierwszych stronach tematu- wygrał.Kto miał na stronie 100 i więcej nie miał szans.Szkoda...Napisałam PM do Redakcji.Poprosiłam by owo Jury wytłumaczyło mi fenomen tamtych histori który sprawił, że wygrały.A także by oceniło moją pracę i wytłumaczyło czemu została niedoceniona.I będę walczyć o to choćby nie wiem co.Nawet w oddziale firmy SAMSUNG.Jeśli już coś zaczynam - to kończę.Taka jestem.Nic na to nie poradzę.



P.S.Przepraszam za błędy ale bardzo się zdenerwowałam i oburzyłam.
napisał/a: Charlotte5 2007-08-23 17:39
Charlotte napisal(a):.dzieńdobrymiłomi.
Tytuł wszystkim znany :)
To był poniedziałek postanowiłam zrobić mini-zakupy w pobliskim supermarkecie. Gdy weszłam do budynku zadzwoniła moja komórka -
była to moja przyjaciółka. Rozgadana i całkowicie rozkojarzona chodziłam bezsensownie z telefonem po sklepie. I tak sobie przechodząc obok stoiska z owocami wypatrzyłam piękną górkę lśniących jabłek -ślinka pociekła mi aż do pasa- i dalej rozgadana z Magdą postanowiłam wybrać sobie kilka jabłuszek. W jednej ręce trzymałam torebkę foliową do której wkładałam jabłka a w drugą wkładałam owoce ,tak więc ręce miałam zajęte. Komórkę przytrzymywałam policzkiem i ramieniem. I tak intensywnie kopiąc w poszukiwaniu idealnych jabłek komórka wyślizgnęła mi się i wpadła wprost do kopca jabłek.Zaczęłam szybko wykopywać moją komórkę ,lecz przy okazji trochę na brudziłam wykopując niektóre jabłka. W tym czasie jakaś miła
starsza pani postanowiła pójść po ekspedientkę ,bo ja zaczęłam rzekomo bezcześcić jabłka. Wreszcie ,gdy odnalazłam swoją komórkę,(była ona włączona ,lecz już moja przyjaciółka się rozłączyła) sięgłam małą foliówkę z kilkoma jabłkami pojawiła się pani ekspedientka ,która poprosiła mnie ,aby sprzątnęła owy bałagan i zapłaciła za wyrządzone szkody. Musiałam i zrobiłam. Kiedy nareszcie weszłam do upragnionego domku zaczęłam myć jabłka i je kroić w plastry i tu nadeszła najgorsza chwila - jabłka w środku niedojrze ,że po psute to jeszcze robaczywe. Dość! Pomyślałam i już więcej nie wychodziłam tego dnia z domu. A komórka? Dobrze chociaż do dziś pachnie specyficznym, cierpkim jabłkowym zapachem. Dziękuję :)
Pozdrawiam!

a to moja historia ,także odsunięta ;(
napisał/a: Kalola8823 2007-08-23 17:41
Charlotte - pewnie.Walczę w imieniu wszystkich pokrzywdzonych userów, których historie były ciekawe.Ale przede wszystkim w swoim:)I mojej siostry;)Na pewno napiszę jak dalej potoczy się sprawa.Jeśli nie tutaj to Tobie na PM.Albo meila jak wolisz;)
napisał/a: gandelupe 2007-08-23 17:44
O meu Deus...
wy nie umiecie przegrywać!
A poza tym ciekawa historia to pojęcie WZGLĘDNE, zależne od gustów i oceny jury. Nie ma się co wykłócać, będą inne konkursy, przebolejecie stratę.
Pozdrawiam