Wygraj „Muzyczny telefon”

napisał/a: daria172 2007-08-20 20:45
By dostać się do szkoły codziennie muszę pokonać 18 km. autobusem... Kicha, ale jest jeden plus tej męki - Wiktor. Przystojny chłopak, którego mogę pożerać wzrokiem przez całe pół godziny :).
Pożerać?
Przesadziłam - moja nieśmiałość pozwala co najwyżej na ukradkowe spojrzenia w stronę obiektu moich westchnień. Prawdopodobnie do dziś tracuiłabym czas bezczynnie wgapiając się w Wiktora, gdyby nie pewnien przypadek.
Pewnego (pięknego, magicznego, fajntastycznego...) popołudnia siedząc w autobusie poczułam, że ktoś przysiadł się do mnie, a ponieważ nie miałam ochoty na rozmowę, nawet nie podniosłam wzroku, by zidentyfikować intruza (w.f = nieświeżo wyglądający makijaż + fryzura po przejściach + wyczerpanie). Nagle autobus gwałtownie zachamował, wywołując u pasażerów pełne grozy: "Omatko!". Wraz z moim sąsiadem uderzyliśmy w przednie siedzenia. W tej chwili usłyszałam uderzenie naszych fonów o podłogę. Ponieważ mój upadek był dość pokraczny, szybko podniosłam swój telefon i nie oglądając się zawstydzona usiadłam na miejsce. Dopiero po wyjściu z autobusu zaśmiałam się z całej sytuacji. I wtedy zadzwonił telefon. Nie zwracając uwagi, kto dzwoni, odebrałam...
Ktoś: Jak tam Wiktor?
Ja myślę: A to kto? I skąd wie o Wiktorze?!
Mówię: W... W porządku..
Ktoś: No co tak dziwnie gadasz? Zresztą.... Nieważne. Bądź dzisiaj na małym stadionie. Pokopiemy trochę. Tak o 17:00. To nara.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo chłopak się rozłączył. Chciałam sprawdzić nr i... Kurczę, Gruby?! Co to za koleś? O, Bożena! To ni mój fon! O co tu chodzi?! Naraz przed oczami przeleciał mi cały dzień i ... zdarzenie w autobusie (jak na filmie, gdzie w obliczu śmierci ktoś przypomina sobie całe życie w pare sekund). Mam telefon Wiktora! Ale super! Za chwilę jednak zorientowałam się, że On ma mój i nie było mi już tak do śmiechu. 16:40. W dziesięć minut udało mi się dotrzeć na stadion. Wiktora jeszcze nie było więc postanowiłam, że odpocznę na trybunach. Po chwili spostrzegłam Wiktora idącego w moją stronę z uśmiechem. Poprawka: ze ślicznym, słodkim, rozbrajającym uśmiechem. Zdziwiło mnie, że oprócz nas dwoje na boisku nie było nikogo więcej. ?Wiktor podszedł do mnie, usiadł bez słowa i podał mi fon.
- Skąd wiedziałeś? - spytałam
- Chodź, wytłumaczę ci po drodze.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Mam dwa bilety do kina na 17:30, jeśli się nie zdecydujesz... Nie musiał kończyć. W drodz3e na seans okazało się, że Wiktor też zwrócił na mnie uwagę i wykorzystał moment, w którym upuściłam telefon. W pierwszej chwili chciał poprostu zagadać, ale widząc, że chowam komórkę (mamy te same modele), chciał zobaczyć jak potoczy się sytuacja...
Film był świetny, kolejne także. Aha... I niech nikt nie mówi że telefony komórkowe nie ułatwiają życia :)
napisał/a: atenas28 2007-08-20 20:50
Wracałam pociągiem z obrony pracy magisterskiej. Byłam bardzo zmęczona, ale jednocześnie zadowolona i szczęsliwa, że mam już tytuł magistra matematyki. Komórke miałam wsuniętą w boczną kieszonkę plecaka. Ponieważ nie było tłoczno wybtrałam wolny przedział i zajęłam ulubione miejsce przy oknie. Położyłam głowę na plecaku i po kilkunastu minutach usnęłąm. Jak się przebudziłam w przedziale były już trzy obce osoby. Naprzeciwko mnie siedział młody chłopak, a obok mama z kilkuletnią dziewczynka. Nieznajomy coś zagadał i zaczeliśmy rozmawiać. Oczywiście przeżywałam obronę. Miło sie rozmawiało, ale trzeba było wysiadać, w Poznaniu miałam przesiadkę. Adam, bo tak sie przedstawił jechał dalej. Jak wysiadałam poprosił mnie o numer telefonu. Odmówiłam jednak, gdyż byłam zauroczona w jednym chłopaku i kompletnie nie myślałam o nawiązywaniu jakichkolwiek kontaktów z innymi mężczyznami. Powiedziałam "cześć" i szybko wysiadłam z pociągu. Gdy wróciłam po sześciu godzinach jazdy do domu byłam wykończona. Porozmawiałam jeszcze trochę z mamą i siostrą i padnięta poszłam spać. Rano zabrałam się za rozpakowywanie plecaka. I co??? Kieszonka, w której zawsze trzymałam komórkę była pusta. Nic tylko ktoś zwinął mi komórkę, pomyślałam. Nie, to niemożliwe, takiego "grata"??? Dziwne, gdyby ktoś połaszczył się na taką starą motorolę. Wzięłam siostry komórkę i zadzwoniłam na swój numer telefonu. Nikt nie odpowiadał więc wysłałam smsa: "Jeśli zależało Ci na mojej komórce, to ją już sobie zatrzymaj, ale prześlij mi chopciaż kartę z numerami telefonów znajomych", podpisałam się i podałam adres. Po dwóch godzinach ktoś jednak zadzwonił na numer siostry. Okazało się, że Adam znalazł mój telefon, ale już nie zdążył mnie dogonić. Rano natomiast spał i nie słyszał sygnału mojego telefonu. Przesłał mi moją starą poczciwą motorolkę w paczuszce z krótkim liścikiem "Miło było Panią poznać, jeszcze raz gratuluję obrony mgr i zazdroszczę temu, który gości w Twym serduszku. Adam". Jak rozmawialiśmy ściemniłam, że mam faceta. Byłam nieszczęśliwie zakochana, dosłownie po uszy w facecie, który niedługo później okazał się kompletnym draniem. Dlatego nawet przez moment nie przeszło mi do głowy nawiązywanie nowych kontaktów z mężczyznami. Dziś po dwóch latach czasami wracam myślami do tego wydarzenia, a moja stara motorolka przypomina mi Adama. Żałuję, że nie dałam się zaprosić nawet na zwykłą kawę. Dziś mam tylko miłe wspomnienia z obrony pracy magisterskiej i teraz wiem, że trzeba mieć oczy szeroko otwarte na wszysko i wszyskich, bo łatwo można przegapić coś ważnego...
Mój e-mail: [email]atenas28@wp.pl[/email]
napisał/a: aneta715 2007-08-20 21:19
Moja przygoda z telefonem wydarzyła się ponad rok temu. Podczas wakacji wyjechałam na obóz do Łeby wraz z moimi koleżankami z klasy. Któregoś dnia mieliśmy zorganizowane spotkanie, na które nasza opiekunka zabroniła wnosić telefony komórkowe i kazała zostawić je u siebie w "depozycie". Ciężko mi było rozstać się z moją motorolką V500 bo miałam ją dopiero od trzech tygodni, ale po dwóch godzinach dostałam ją znowu. Długo się nią nie nacieszyłam bo po chwili siadła mi bateria, ale i tak do końca dnia byłam zbyt zajęta by ją choćby podłączyć do ładowarki. Zrobiłam to dopiero tuż przed snem. Rano obudził mnie dzwonek telefonu więc niewyspana nie zdążyłam nawet spojrzeć na wyświetlacz.
-Cześć siostra, wpadnę dzisiaj trochę wcześniej ok?
-Mmm, a o której dokładnie?
-Około 14:15 przed ośrodkiem.
-No to będę czekać, bye
Dzisiaj był dzień odwiedzin, ale i tak zdziwiłam się, że Dominik zadzwonił bo zawsze skąpił na mnie każdy grosz:) O umówionej porze czekałam przed wejściem do ośrodka, ale minęło ok 15minut i brat nie przychodził. Zamiast niego stał tu tylko jakiś chłopak, który po dłuższej chwili zapytał się mnie gdzie może znaleźć Anię- jego siostrę. Już go miałam wysłać do recepcji, ale dostrzegł ją w grupie przychodzących koło nas dziewczyn. Ania była bardzo zdziwiona że go widzi i upierała się że nie rozmawiała z nim dziś rano. Powoli zaczęłam rozumieć o co chodzi, ale upewniłam się kiedy wyjęła z kieszeni swój (a raczej MÓJ!) telefon. Okazało się, że po wczorajszym spotkaniu wzięłyśmy nie swoje komórki (i nic dziwnego bo były identyczne!). Jednak gdy spojrzałam na listę zajomych byłam pewna, że to nie mój telefon bo nie znałam żadnego kefira, barbie ani fafika:) Nie muszę chyba dodawać, że zaprzyjaźniłam się z Anią i do końca obozu byłyśmy niemal nierozłączne bo oprócz telefonów miałyśmy takie same zainteresowania:)
napisał/a: aaska20 2007-08-20 21:26
Witajcie, nie miałam żadnej ciekawej historii z moim telefonem. To że sie zgubił czy rozbił, jest już przereklamowane. Tak więc nie przeczytacie tu żadnej ani glupiej ani śmiesznej historyjki. Nigdy w życiu jeszcze nic nie wygrałam, dla mnie najpieknięjszą i najciekawszą przygodą z telefonem było by gdybym po raz pierwszy z życiu cos wygrała i to coś co mi się bardzo podoba: samsunga f300.
napisał/a: Juhaska 2007-08-20 21:52
Moja najzabawniejsza historia z telefonem miała sie tak:
Pewnego wieczoru razem z koleżankami postanowiłyśmy wybrać sie do pubu na piwko z sokiem. Gawędząc miło poczułam potrzebę fizjologiczną, więc poszłam do wc sie załatwić. Wtedy akurat z mojej kieszeni wypadł telefon prosto do muszli (na szczęście zdążyłam spuścić wodę). I tak oto moj telefon samsug c100 został totalnie zmoczony!!! Koleżanki miały niezły ubaw ze mnie przez cały wieczór. Na szczęście moj telefon zostawiłam na grzejniku i rano działał jak nowy ;D do dzis wspominamy te historię przy smacznym piwku ;)
napisał/a: kikrame 2007-08-20 22:18
Bardzo długo nie miałam telefonu komórkowego,jakoś nie byłam przekonana w końcu dostałam w spadku (ktoś kupił sobie lepszy model), wykonałam jedno połączenie,drugie,sms zaczęłam go lubić spodobało mi się to a on się popsuł wielka szkoda naprawdę teraz skakam z kartą od jednego wolnego telefonu do drugiego,czas na nowy model wygrany albo kupiony.
napisał/a: jagoodka 2007-08-20 23:16
Pewnego dnia zadzwoniłam do męża z prośbą żeby mi coś kupił...gdy wymieniłam nazwę tej rzeczy... wyłączył mi się telefon i nie zdążyłam dodać, że chodzi mi o ... Trwało chyba z 5 min zanim uporałam się z powtórnym włączeniem telefonu... kocham tego gracika :p :D Mój mąż nie czekając dopowiedział sobie, że pewnie chciałam podpaski! Gdy w końcu włączyłam telefon...zadzwonił „Kochanie, ale panie w kosmetycznym mówią, że nie ma takich podpasek” :eek: :eek: A ja na to „Ale to ma być GAZETA” – „Gazeta??” :confused: W tle słyszałam tylko chichot pani, która przeszukiwała wcześnie półki z moim mężem.... :rolleyes:
napisał/a: Toja33 2007-08-20 23:27
Lato tego roku było przepiękne. Pogoda wprost wymarzona na relaks. Toteż kiedy przy kolacji zaproponowałam wypad na grzyby, mama i siostra ochoczo podjęły temat. Uzgodniłyśmy, że jutro zaraz po śniadaniu (i kawie - naturalnej -naturalnie) ruszamy do lasu. Aura sprzyjająca grzybom, nie była przychylna niestety wysuszonej ściółce leśnej, w efekcie czego wprowadzono całkowity zakaz wjazdu do lasu. Wjazdu owszem, ale na nogach ... proszę bardzo. Zatem plan był następujący: ślubny podwozi nas Fiaciorkiem na skraj lasu, po czym jedzie do teściów pomagać w pracach polowych i grzecznie oczekuje na telefon, że już może po nas przyjechać.
Grzybobranie jak z bajki-trzy kobitki same w lesie-a tu jak na złość nawet leśniczego... Nawet się nie obejrzałyśmy jak przy miłych babskich pogaduchach zapełniłyśmy kosze. Mama podała komendę do odwrotu, więc przy pomocy mojego ERYCZKA K300i dałam umówiony znak dla ślubnego. Dopiero na skraju lasu zorientowałam się, że po wykonaniu połączenia przykładnie zasunęłam kieszeń bluzy, ale pustej niestety, a mój Eryk poszedł w trawę. No i awantura gotowa-wracać taki kawał nikomu się nawet nie śniło-żegnaj mój przyjacielu.
Późnym wieczorem, kiedy opadły już emocje szwagier zaproponował wyprawę na poszukiwanie telefonu. O dziwo ślubny zaproponował, że tym razem nie bacząc na zakaz pojedziemy samochodem w las. Uzbrojeni w latarki i komórkę szwagra pomknęliśmy (według licznika prawie 4 kilometry) w głąb lasu.
O godzinie 22.40 to ja w lesie jeszcze nie byłam, a już na pewno nie szukałam komórek. Ruszyliśmy "tyralierą" (określenie ślubnego); szwagier wybierał mój numer i nasłuchiwaliśmy wyczekując melodii E. Morricone. 10 kroków na przód i znów szwagier dzwonił pod mój numer, 10 kroków ... Za piątym podejściem usłyszałam krótkie "jest" i zobaczyłam światło latarki przemieszczające się szybko do przodu w kierunku małego, ale wyraźnego światełka ...mojego telefoniku. Ależ dumny był mój mąż, że to właśnie jemu udało się dostrzec "światełko w tunelu". Chociaż i tak najszczęśliwszą osobą na tym niezwykłym "grzybobraniu" byłam ja odzyskawszy kochanego Eryczka.

P.S.
Jest w błędzie kto myśli, że nagroda przypadła znalazcy...
napisał/a: szaqal 2007-08-20 23:48
Przejść z telefonami kmórkowymi, odkąd tylko pamiętam, miałem tyle, iż mógłbym zapełnić nimi wszystkie strony w tym wątku ;) Jak sięgnę tylko pamięcią w mojej komórce coś wydało, trzaskało bądź się urywało (w swoim czasie w Siemensie s55 wyleciały mi wszystkie guziki i smsy pisalem uzywajac starego ołówka naciskając w metalowe styki, wczesniej guziki trzymały się na 'orbitkach'; w mojej pierwszej motoroli urwałem antenkę siadając na krześle - nei wyjąłem jej z kieszeni spodni; nokia mi kiedys 'zwibrowała' prosto z pralki do wanny, akurat nie zdązyłem temu zapobiec, gdyż płukałem włosy) Jak widomo wszystko ma na szczęście swój kres i tak było również w moim przypadku, gdy zakupiłem w salonie Ery model SGH-X700.

Długo zastanawiałem się nad wyborem tego telefonu, chciałem aby był nowoczesny (256tys. kolrów, duża przekątna ekranu 1,9" itd.), funkcjonalny (aparat, mp3, karta rozszerzeń 1GB, radio, dyktafon, organizer), a dodatkowo prezezentował się stylowo - czarny kolor ze srebrnymi elementami, spełniał te3 wymagania.

Troszkę niepotrzebnie się rozwodzę (chcoć tak naprawdę to się jeszcze nie 'chajtnąłem' ;) ), lecz naprawdę jestem pod wrażeniem tej komórki do chwili obecnej, a dlaczego, postaram się opisać poniżej.

Jak już wspomniałem na wstępie, telefony ze mną i ja z nimi, nie mają lekko - zaczęło się od drobnych 'upadków' - kiedyś na ulicy prosto na chodnik, wielkrotnie ze stołu, ale na miększe podłoże (dywanik), czy też na płytki - w kuchni. Wszystkie te przypadki związane były z ustawieniami dzwonków - a w zasadzie ich brakiem, tzn. dzwięk zastąpiony został alarmem wibracyjnym i z tego powodu telfon przemieszczał się bez pomocy osób trzecich. Byłem zszokowany, gdyż ten 'samsunżek" wszystkie te próby wytrzymałościowe przeszedł, no może poza drobnymi zarysowaniami. Prawdziwe wyzwania, jak się potem okazało, dopiero na niego czekały.

Generalną próbą możliwości x700-setki był 'lot' z III piętra w bloku, można by rzec, że z IV, bo na parterze są u mnie piwnice :) Nie należę do osób sprawnych inaczej umysłowo, dlatego nie sprawdzałem, czy moja kmórka umie latać, po prostu po prosiłem moją siostrę, aby >, niestety odebrała to dosłownie i stojąc na balkonie zobaczyłem tylko przelatującego samsunga, który o mały włos nie trafiłby w mój nos :eek: Lądowanie okazało się pomyśle, a to za sprawą żywopłotu okalającego budynek, choć ostatecznie i tak moja komórka, mimo że odtwarza mp3-trójki, 'słuchała' płyty...chodnikowej ;) Najważniejsze jest jednak to, że 'przeżyła' i dalej mogłem cieszyć się walorami, jakie w sobie skrywa.

Najbardziej ekstremalny test mój telfon przeszedł ostatnio i również go zaliczył, choć nie wiem sam jakim cudem, bo czytając jego instrukcje, poradniki czy specyfikacje związane z tym modelem, nie ma słowa o tym, ażeby był wodoodporny. No, ale po kolei. Kilka tygodni temu wybrałem się z moja dziewczyną (uroczą Karoliną - którą w tym miejscu serdecznei pozdrawiam i nawet się zastanawiam, czy to kiedyś przeczyta, moja najsłodsza kobita :D ) i grupą znajomych na Mazury, ażeby wypocząć po ciężkim roku studiów. Pogoda akurat nam dopisała, więc bardzo miło spędzaliśmy czas, do tego stopnia, że z chłopakami postanowiliśmy na wieczorem sami złowić jakąś rybkę, aby nasze panie mogły wykazać się przygotowując kolacje. W tym celu wypożyczyliśmy łódkę (wzieliśmy wódkę ;) no piwa, żeby prosto pływać), odzialiśmy się kamizelki ratunkowe (za bardzo nie chiałem się w to ubierać, ale bezpieczeństwo jest najważniejsze i tym razem to się sprawdziło). Tego dnai ryby nawet brały, więc okazja do tego, żeby sobie wypić po piwku na środku jeziora, była znakomita. Po konsumpcji złocistego napoju, jak wszyscy wiemy, odzywa się potrzeby fizjologiczne, a środek zbiornika wodnego nie jest najlepsza toaletą, tak było właśnie w moim wypadku, cóż musiałem sobie jakoś poradzić. Koledzy doradzili mi, żebył przeszedł na przód łodzi, i staną na kadłubie, bo tak będzie mi najwygodniej, a poza tym mógłbym przewrócić łódź stając na boku, czy też z tyłu. Posłuchałem ich rady, lecz chyba zbyt wiele skoków naszego Adasia widziałem, bo przyjąłem pozycje jaką Małysz zajmuje po wyjściu z progu i... ja też 'wyszedłem' tylko, że z łódki a mówiąc dokładniej wyleciałem prosto do wody, całe szczęscie miałem za sobie kapok i bez problemu 'wgramoliłem' się z powrotem za burtę. Ktoś się może zapytać, jaki związek ma ta historia z moim samsungiem? :rolleyes: Już odpowiadam, otóż telefon był cały czas w spodniachi wpadł razem ze mną do wody, przyznam się szczerze, że raczej o nim nie myślałem, przynajmniej w pierwszej fazie, póżniej jednak, gdy już ochłonąłem i chciałem go zobaczyć i położyć w miejsce, aby mógł sobie wyschnąć (liczyłem po cichu,m że jak wyschnie i go włącze to bmoże jeszcze zadziała, w końcu tyle ze sobą przeżyliśmy :) ), to on dał o sobie znać, tradycyjną wibracją, powiem szczerze, zamurowalo mnie, że w ogóle działa, do tego jeszcze dzwoni, wiec odebrałem, a tu mamusia:" synku tylko nie pijcie tam za dużo, bo dziś w radiu podawali, że jacyś studenci utonęli, bo pili aklohol pływając kajakami...". Po rozmowie z mama, wyłączyłem samsunga i osuszyłem w domku, żeby przypadkiem mu się jednak nic nie zrobiło, w końcu był taki wilgotny, to pozwoliłem mu odparować :)

Opisany pomyżej samsung służy mi do tej pory i ma się dobrze, choć pojawiły się drobne rysy na wyśiwetlaczu, czasem też grafika do końca nie wyrabia, ale póki co spełnia swoje funkcje i myśle, że jeszcze niejdno ze mną przetrzyma. Poelcam wszytkim samsungi, to naprawdę dobre telefony w przystępnej cenie. Jestem ciekaw czy ten F300, który jest w konkursie też jest taki odporny w wyjątkowych okolicznościach, może dacie mi spróbować go potesować ;) ??
Pozdrawiam,
Szaqal [email]laqazs@o2.pl[/email]
napisał/a: ace 2007-08-20 23:52
To był dzień jak każdy inny ale...zmienił moje życie.
Jechałam autobusem-czytałam książkę i słuchałam muzyki. Nagle podnosze głowe zza lektury i zauważyłam że właśnie odjeżdżam z przystanku na którym powinnam wysiąść. Zdenerwowana zaczęłam szukać komórki by zadzwonić do kumpeli aby spróbowała opóźnić zajęcia ( no wiecie zagadać prowadzącego, popytać o jakieś naukowe zagadnienia itp) na których miało być kolokwium na które nie mogłam się spóźnić. Wyleciałam jak strzała na następnym przystanku. Zajęta komórką nie patrzyłąm gdzie ide- no i wlazłam jak głupia na ulice...Do świadomości przywrócił mnie pisk opon. Przerażona podskoczylam a komórka wyleciała mi z rąk roztrzaskując sie o kanał ściekowy. Z auta wysiadł troche przestraszony i zły facet, ale juz całkiem spokojnie zapytał się czy nic mi nie jest. I tu mi nerwy puściły kompletnie zaczęłam sie drzeć na bogu ducha winnego gostka ( zawsze tak reaguje jak coś mnie zdenerwuje , ale ostatnio staram się nad tym panować), że kto mu dał prawojazdy, jak on jedzie, ma nos w chmurach itp... Ze zdziwieniem zauważyłam że facet uśmiecha się ironicznie ale muszę przyznać że w uroczy sposób. Zdezorientowana krzyknęłąm "Co???" , a on nic nie mówiąc dalej się uśmiechał... To ja znowu "No co do cholery???". I w tym momencie oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Zaprosił mnie na kawe ,a ja juz totalnie rozluźniona się zgodziłam. Wsiadłam do samochodu a on podniosł komórke z ziemi i wyjął moją karte SIM i powiedział to jedynie może ci sie jeszcze przydać. I od tego czsu jestem z MIchałem. A na kolosa nie poszłam :P
napisał/a: rena10 2007-08-20 23:54
Moja przygoda dotyczy tylko i wyłącznie mojej kochanej komóreczki!

Aż trzykrotnie tego lata dała mi do zrozumienia że nie chce bym była jej właścicielem!choć...oto jedna (najcięższa) z naszych przygód
byłam na wakacjach nad morzem w Międzyzdrojach,już drugiego dnia straciłabym moją komóreczkę!siedząc sobie na ławce na molo słyszę dzwonek ,wydaje mi się że to moja komóra dzwoni.Szukam jej nerwowo oglądam się za siebie i widzę ją prawie za burtą(wypadła mi z kieszeni obcisłych jeansów)byłam przerażona!dzwoniła i wibrowała przesuwając się do przodu,w kierunku morza.
nagle przestała,wisiała nad przepaścią!zamarłam na kilka sekund,wszyscy wokoło mnie również przestali na chwile ''oddychać''.Jeszcze kilka milimetrów do przodu ,a popłynęłaby w otchłań morską.Padłam na kolana wsuwając sie pod ławkę,przedostałam sie poza barierkę zabezpieczającą ,wysunęłam dłoń(mogłam również wpaść a było tam ok.4-5m.głębokości)i złapałam ją, ściskając i tuląc jak małe dziecko!wszyscy zaczęli klaskać!
napisał/a: YAR 2007-08-20 23:59
Historia, którą opisuję wydarzyła się dokładnie 1 września 2006 roku, a więc blisko rok temu i właściwie wiąże się z kilkoma telefonami, choć tym najszczęśliwszym okazał się tylko jeden. Jako wątek wprowadzający muszę nadmienić, iż od czasu do czasu biorę udział w rozmaitych konkursach organizowanych przez media, tak internetowe, prasowe, radiowe czy telewizyjne. W połowie lata ubieglego roku znalazłem na jednym z przystanków autobusowych reklamę konkursu zatytułowanego "Nadajemy 1000 EURO", który miał się odbywać na antenie jednej z lokalnych stacji radiowych. Pomyślałem sobie wówczas, że fajnie byłoby spróbować swoich sił w tej zabawie. Pojawiły się też wtedy u mnie pierwsze marzenia o tym co bym zrobił, gdybym taką nagrodę wygrał. Te jednak musiałem trochę przystopować, bo nawet w przypadku wygranej potrzebowałbym je na rozmaite bieżące sprawy codzienne, znajdowałem się wówczas w niezbyt dobrej sytuacji finansowej. Pomyślałem więc sobie: człowieku, co ty mówisz, najpierw spróbuj wogóle zagrać. I postanowiłem to uczynić.
Konkurs podzielony był na edycje. Każdy z uczestników - by wziąć udział w finale każdej z nich - zobowiązany był każdego dnia od poniedziałku do czwartku przesłać zgłoszenie SMS-owe zawierające odpowiedź na zadane na radiowej antenie pytanie konkursowe. Pytania były dość łatwe, bo któż w końcu nie wiedziałby na przykład, gdzie obchodzone jest słynne niemieckie piwne święto "Oktoberfest" (tzw dożynki chmielowe): a) w Lotaryngii, b) w Saksonii, c) w Bawarii? Oczywiście prawidłową w tym przypadku była odpowiedź "c". A zatem w każdej z konkursowych edycji w ktorych uczestniczyłem (a było ich trzy) przesyłałem odpowiedzi na wskazany przez organizatora konkursu numer SMS. Zazwyczaj przesyłałem kilka kompletów zgłoszeń pochodzących z kilku róznych numerów telefonów na co przyzwalał regulamin tej SMS-owej zabawy. W szóstej edycji konkursu (od której zacżąłem swój udział) nie znalazłem się w gronie finalistów, nie mialem bowiem szczęścia w losowaniu. W kolejnej edycji było podobnie. W końcu nadszedł ostatni odcinek tej zabawy. O godz 11-stej, tuż przed wyłonianiem finalistów wyłożyłem na stół wszystkie telefony komórkowe z których wysłałem zgłoszenia na konkurs. Było ich 6. Korzystałem z trzech starszych telefonów własnych oraz z telefonów rodziny. Włączyłem też radio i z niecierpliwością nasłuchiwałem konkursowego dżingla (zapowiedzi). W momencie jego pojawienia się serce mocno mi zadrżało. Po chwili prezenterzy prowadzący audycję rozpoczęli losowanie. Czekam i słyszę, że wśród szczęśliwców-finalistów jest jakiś Pan Jarek (takie mam imię), jednak by móc wziąć udział w tymże finale powinienem odebrać telefon. Usłyszałem też 2 cyfry występujące po sobie, które składały się na jeden z moich numerów podane przez osoby prowadzące konkurs. Spojrzałem na swoje komórki i byłem prawie pewien, że za chwilę zadzwoni któraś z nich. Czekam i nic! Wtem prezenter informuje przez radio, że telefon Pana Jarka jest chyba zajęty, ale że zgodnie z regulaminem ponowi próbę połączenia. I nagle patrzę: telefon dzwoni. Odebrałem go, a prowadzący konkurs pyta się o to dlaczego nie odbierałem telefonu. Odrzekłem, że nawet nie zadzwonił. I pomyślałem sobie: nieźle się zaczyna moja konkursowa przygoda. Ale potem było już tylko lepiej. Stanąłem do pojedynku telefonicznego z jedną ze słuchaczek. Odpowiadając prawidlowo na radiowejm antenie na trzy wcześniej nie znane mi pytania konkursowe zwyciężyłem w ostatniej edycji konkursu "Nadajemy 1000 EURO". Była to moja największa, jak dotychczas wygrana, a telefon za pośrednictwem którego ją wygrałem - Nokię 1600 - zachowam sobie chyba do końca życia ... wraz z miłymi wspomnieniami oraz świadomością, że marzenia potrafią się spełniać.