Wygraj „Muzyczny telefon”

napisał/a: ana2340 2007-08-20 17:25
Maiałam kiedyś telefon simens c55.Cieszyłam sie bo na 2 dzień miałam kupić sobie nowy telefon.
Pewnego razu wybrałam sie z psem na spacer, zabrałam oczywiscie ze sobą komórkę żeby mieć kontakt z bliskimi.
W pewnym momęcie pies wyrwał mi sie ze smyczy.Ja zaczełam biec za nim jak najszybciej.Aż tu nagle przystanełam bo komórka wpadła mi w odchody(były to chyba odchody psa)Były bardzo rzadkie.:(Byłam tak zdenerwowana że żuciłam komórką w strone uciekającego psa.Z tym że akurat z naprzeciwka szła jakaś pani która dostała moją komórka w twarz..Dostała takiego szału...Odchody rozchlapały jej się na ubraniu i twarzy.Wpadła w taki szał, zaczeła wyzywać i panikowac ja przeprosiłam i pobiegłam w strone leżącego opodal psa.Usiadłam przy nim i zaczełam sie strasznie śmiać.Wyobraźcie sobie jak to wygladało..Nabijałam się z tego jeszcze jakieś 2 tygodnie :D :D :D :D :D
napisał/a: mismi 2007-08-20 18:14
Moja historia należy do historii z czasów nieco zamierzchłych, kiedy telefon komórkowy nie był jeszcze dobrem ogólnodostępnym, lecz wzbudzał pożądanie i pewnego rodzaju niechęć w stosunku do osób już go posiadających. Mój wzbudzał najwyraźniej jedno i drugie, bo gdy któregoś dnia - znajdowałam się wtedy na przystanku warszawskiego metra - zadzwonił, a ja próbowałam go odebrać, został mi wyszarpnięty i najnormalniej w świecie ukradziony. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie reakcja patrolujących stację metra policjantów, którzy moją prośbę o pomoc skwitowali następująco - "Nie trzeba się było tak afiszować".
napisał/a: ivka 2007-08-20 18:16
Do znajomych ruszamy z mężem na imprezę,
telefon każde z nas ze sobą bierze.
Idziemy zatańczyć, telefon kładę obok talerzyka.
Wracamy, a telefon zniknął ze stolika.
Szukamy, pytamy - wciąż bez rezultatu,
czyżbym miała pogodzić się z telefonu stratą?
Mąż dzwoni ze swojej na moją komórkę,
Słyszę mój sygnał, spoglądam za półkę,
a tam Maksiu - pies gospodarzy
skacze i wyje, jakby się poparzył.
Boże, co się porobiło?!
To psisko normalnie dzwoniło!
Po prostu Maksiu mojego starego Siemensa
pomylił ze sztuką najlepszego mięsa.
Szybko z Maksiem jedziemy do weterynarza,
komórka w psie przecież nieczęsto się zdarza.
Doktor pieska zbadał i szybko prześwietlił
i po chwili sprawę nam naświetlił:
Nie będziemy Maksia kroić, bo mógłby paść trupem,
najlepiej poczekać, aż sam... zrobi kupę.
Wracamy na imprezę i wszyscy czekamy,
pies kupy nie robi - pewnie ma inne plany.
Impreza się kończy, idziemy do domu,
w końcu przecież komórki nie zostawiamy byle komu.
Nazajutrz wracamy, znajomi mówią po cichutku:
Maksiu zrobił kupę pod drzewkiem w ogródku.
Telefon z tej kupy przez szmatkę wyciągam
i niemiły zapach przez swój nosek wciągam.
SIM kartę wyjmuję, komórkę zostawię,
nie chcę jej dotykać, bo skończy się... pawiem.
Komórka stracona, przyda mi się nowa,
na wygraną w konkursie wciąż jestem gotowa.
A Maksiu, gdy telefonu dźwięk słyszy czasami,
strasznie się cieszy i macha łapkami!
napisał/a: Andi63 2007-08-20 18:51
"Halo...tu mówi koza!"

Witam.
Swój pierwszy telefon otrzymałem w prezencie.Był moim przyjacielem na dobre i złe, a szczególnie, że mogłem się kontaktować częściej ze swoja żoną i słyszeć jej miły memu sercu głos.I tak było fajnie dopóty nie pojechaliśmy na tygodniowy rodzinny wypoczynek do jednego z gospodarstw agroturystycznych.Pogoda dopisywała, żar lał się z nieba, było cicho i milusio.Któreś gwiaździstej nocy postanowiliśmy przenocować w stercie siana, bo wcześniej udaliśmy się na daleką eskapadę rowerową.
Zanurzyliśmy się więc zmęczeni w pachnące sianko, a telefon i inne podręczne rzeczy położyliśmy tuż obok siebie. I tak sobie smacznie zasnęliśmy.
Rano obudziły nas promienie słoneczne i beczące stadko kóz, które tu napełniało naszym 'łóżkowym" siankiem swoje brzuszki. Gdy już wypełzaliśmy z tej sterty siana okazało się, że za nic w świecie nie możemy znależć mojego telefonu.Gorączkowe poszukiwania trwały dość długo i już ich koniec wydawał się fiaskiem gdy... nagle zobaczyliśmy jedną z kóz jak sobie najspokojniej w świecie pogryza mój telefon, w którym na dodatek włączył się sygnał wibracyjny.Być może to właśnie był sprawca tych kozich przyjemności...?!No cóż, przygoda i heca były niezłe, ale telefon musiałem kupić sobie nowy, a na dodatek potem jeszcze przez wiele tygodni gdy ktoś do mnie tylko dzwonił - śmiano się ze mnie, "że to pewnie telefonuje koza"!
napisał/a: lalka1983 2007-08-20 18:58
Hmmmm.Moja historia z telefonem była troszkę śmieszna. Rok temu dowiedziałam się, że zostanę mamusią :).Byłam tak szczęśliwa i podekscytowana, że nie zastanawiając się zadzwoniłam do swojego narzeczonego. A to że znam jego numer na pamięć,nie wybiegałam go z książki telefonicznej tylko wykręciłam. To był błąd. Z radości pomyliłam jedną cyferkę i zaczęło się :)Dodzwoniłam się do jakiegoś obcego mężczyzny. Zdziwienie było tym większe jak powiedział mi że to niemożliwe, że to on jest ojcem, bo przecież on już nie możemy mieć dzieci :)Pomyślałam sobie: przecież on nie ma jeszcze dziecka, a mówi, że już nie może??Zaczęłam mu wyjaśniać, że zrobiłam test no i jednak może. Po około 10 minutach doszło do mnie, że to nie jego głos. Sprawdziłam numer i co???Pomyłka. Ten Pan miał ponad 60 lat i był równie zaskoczony jak ja. Wytłumaczyłam mu grzecznie, że pomyliłam numer. Oboje zaczeliśmy się śmiać. W sumie to dobrze się stało. Teraz jak do kogoś dzwonię to już nie wykręcam numeru tylko szukam w książce telefonicznej. Nadal utrzymujemy kontakt z przybranym tatusiem ;).A mój narzeczony bardzo ucieszył się na wieść o dziecku. I tak właśnie wyglądała moja przygoda z telefonem....



Mam nadzieję, że jak wygram tego samsunga to historie będą jeszcze śmieszniejsze, abym mogła zawsze cieszyć się z jego posiadania ;)
napisał/a: Alexz123 2007-08-20 19:33
Witam. Chciałabym zgłosić się do konkursu. Otóż przydarzyła mi się 2 lata temu w lipcu pewna historia, którą pamiętam w najmniejszych szczegółach do dziś. Więc postanowiłam że napiszę ją w formie opowiadania:

Pewnego dnia razem ze znajomymi: Karoliną, Moniką, Piotrkiem i Pawłem poszliśmy na wycieczkę do lasu, niedaleko Łodzi. Byliśmy ubrani w przewiewne rzeczy i w ogóle nic ze sobą nie zabraliśmy. Ja jako jedyna pomyślałam o jakimś jedzeniu i zabrałam z domu. Wzięłam też MP4, aby sobie słuchać muzy i ruszyliśmy w drogę. W środku lasu gdy, już byliśmy na miejscu – Paweł krzyknął:
- Jezu! Zobaczcie… Tam leży jakiś facet.
- Ee to pewnie pijak. – Odpowiedziałam
- Chodźmy zobaczyć, jak by co, to uciekamy.
- OK. – Krzyknęliśmy wszyscy.
Powolnymi krokami zmierzaliśmy w kierunku tego pana i w końcu dotarliśmy na miejsce. Było od niego bardzo czuć alkoholem. W każdej chwili mógł wstać i nam coś zrobić.
- Schowaj MP4 – Powiedziała cicho do mnie Karolina, bo miałam na szyi.
- OK. Ja bym się chyba zabiła jak by mi ukradli odtwarzacz. – Odpowiedziałam.
Piotrek sprawdził czy ten facet oddycha i żyje, a my staliśmy 2 metry od nich. – Tak na wszelki wypadek.
- Schowajcie się gdzieś za drzewem, to ja spróbuję go obudzić – Powiedział Piotrek.
Ofiara oddychała, ale nie mogła się obudzić. A przecież nie mogliśmy go zostawić. Trzeba więc było zadzwonić po pomoc. Wyjęłam więc komórkę, włączyłam, a tu „Brak zasięgu”
- No niee.. – Wykrzyknęłam zdenerwowana
- Co się stało? – spytała się Karolina
- Brak zasięgu.
- No i co teraz zrobimy? – My nie wzięliśmy komórek z domu.
- Wyjście jest jedno! Podzielimy się na grupy. Ja razem z Moniką zostaniemy tu i będziemy go pilnować. A wy poszukajcie drogi powrotnej. – Powiedział Piotrek
- A tak w ogóle to gdzie jest ta droga powrotna? – Spytałam się
I tu pojawił się problem. Nie mięliśmy ani GPSA, ani zasięgu w telefonie.
- To więc żebyśmy się nie zgubili, to wy wszyscy spróbujcie odnaleźć drogę powrotną do domu i wezwijcie pomoc. No i zapamiętajcie drogę. – Powiedział Piotrek
- Oki
I ruszyliśmy w drogę. Byliśmy głodni i zatrzymaliśmy się gdzieś dalej w lesie, aby coś przegryźć. Wyjęłam z plecaka chipsy, bo tylko to zostało i potem ruszyliśmy dalej. Ponad dwie godziny szukaliśmy ulicy z której przyszliśmy. Było już ciemno, ale jednak trafiliśmy na szczęście. Widać już było jakieś domki i ulice. Wyjęłam komórkę aby sprawdzić czy jest zasięg. I tak się stało! Zadzwoniłam po pomoc i później razem z lekarzami dotarliśmy na miejsce gdzie został Piotrek i Monika z pijakiem. On podobno ani razu nie otworzył oczu i cały czas spał. Lekarze zabrali go do karetki, a my poszliśmy do swoich domów. Wieczorem usiadłam do swojego laptopa i napisałam o tym całym wydarzeniu na swoim blogu. Chciałam zadzwonić do koleżanki i powiedzieć jej o tym wszystkim, ale niestety zauważyłam że mój telefon trafił do rączek mojego młodszego brata i niestety mi go popsuł. :( Karta SIM na szczęście została cała i mogłam ją później wyjąć z niestety „Zepsutego już telefonu :(”
Kilka dni później kupiłam sobie nowy telefon, jednak nie ukrywam, że chcę go wymienić. To co się stało, to nauczka żeby nie zostawiać swoich rzeczy tam gdzie mój brat ma dostęp.

To nie koniec, ponieważ ze swoimi telefonami przytrafiło mi się jeszcze wiele przygód, ale opublikuje tylko te:

Któregoś dnia gdy byłam w galerii handlowej z Dorotą, to kupiłyśmy sobie ciasteczka i oczywiście usiadłyśmy na ławeczce, aby je skonsumować :). Gadałyśmy sobie i SMSowaliśmy z kumplami. Gdy chciałam włożyć do kieszeni swój telefonik, to niestety nie trafiłam w kieszeń i nie wiedząc o tym ruszyłyśmy z Dorotą dalej do sklepów. 5 minut później chciałam sprawdzić czy mam nowe SMSy. Szukałam po całej kieszeni, ale nie znalazłam. Myślałam że wybuchnę nerwami! Jednak po chwili podszedł do mnie chłopak i wręczył mi „zgubiony telefon”. Byłam bardzo szczęśliwa! Razem Adamem zaprzyjaźniliśmy się i teraz jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Nigdy nie zapomnę tamtego dnia…
Jak widać telefony łączą ludzi.

***

Stało się to dawno, kiedy to spokojnie pisałam notkę na bloga o swoim ukochanym zespole w której podałam swój nr komy. Otóż usłyszałam dzwonek o godzinie 17:00. Wstałam i zobaczyłam na ekranie telefonu nr nieznany. Bez wahania odebrałam i usłyszałam:
- Cześć, jestem twoją wielką fanką. Wejdź na mojego bloga: (i tu podała adres bloga).
Mnie przez chwilę zamurowało, ale odparłam:
- O co ci chodzi? Kim jesteś?
- Znalazłam twój numer na blogu pewnej dziewczyny…
- Niestety to pomyłka ponieważ ta dziewczyna to… ja.
- Oo to przepraszam, widocznie źle przeczytałam…
- Nic nie szkodzi, ale następnym razem uważnie czytaj teksty na blogach. No i zapraszam częściej.
- Oki będę wchodziła częściej.
Kilka dni później zapoznałyśmy się i do tej pory jesteśmy dobrymi koleżankami.

***

Ta historia wydarzyła się w lipcu 2003 roku. Otóż moja znajoma Aneta zadzwoniła do mnie wieczorem w któryś piątek i się zapytała:
- Pójdziesz jutro ze mną na dyskotekę?
- Oczywiście…! A o której?
- Zabawa zaczyna się o 22:00, to przyjechałabym do ciebie o 21:00. Ok.?
- Oki
Następnego dnia gdy razem byłyśmy już na miejscu. Wyszłyśmy na parkiet i zaczęłyśmy szaleć!. Wszystko przebiegało pomyślnie i tanecznie, gdyby nie nasza mała kłótnia (nie zdradzę o co). Aneta się tak wkurzyła, że aż wyszła z klubu. Ja niestety zostałam sama z grupą tańczących ludzi. W końcu poczułam pragnienie i poszłam do baru.
- W czym mogę służyć? – spytał się kelner
- Poproszę tylko wody… - powiedziałam tak, bo nie chciałam alkoholu
- Już się robi.
Kilka sekund później dostałam to co zamówiłam i to wypiłam ;). Potem jakiś facio podszedł do mnie i spytał się czy z nim zatańczę. Ja się zgodziłam i razem poszliśmy z uśmiechem na ustach na parkiet. Byłoby fajnie gdyby nie jego teksty i obmacywanie. Wtedy ja do niego z tekstem:
- Zabierz pan swoje łapy i trzyma się ode mnie z daleka.
I uciekłam do damskiej toalety. On pewnie mnie szukał i czekał aż wyjdę, ale ja nie dałam za wygraną i tam długo siedziałam. Przesiedziałam tam chyba z godzinę. Nie wiedziałam po prostu co mam robić. Ale pojawił się ratunek! Przypomniałam sobie że mam w kieszeni telefon. Zadzwoniłam więc do Anety i ją przeprosiłam. Poprosiłam ją żeby przyszła po mnie i ona się zgodziła. Po kilku minutkach pojawiła się w drzwiach i razem poszłyśmy do domu. To była pierwsza i ostatnia nasza kłótnia. Gdyby nie telefon, to bym chyba została tam na wieki. Obiecałam sobie, że zawsze będę brała ze sobą wszędzie telefon, bo nigdy nie wiadomo co się może zdarzyć…



Nom to na tyle historyjek z moimi telefonami. Jezu ile mi to wszystko zajęło czasu. Najpierw przypomniałam sobie wszystko, potem na kartkę no i na kompa i do forum ;) Jestem wykończona…

Pozdro4All
napisał/a: gogulka 2007-08-20 20:01
Oh tak , wiec juz mówie..
Kraków.Początek wakacji , ja rozradowana i szczesliwa , bo wkoncu wakacje...
Jedyny problem , bo wszyscy znajomi gdziej juz pierwszych dni wyemigrowali..a ja biedna sama zostałam...
Wybrałam sie na ryneczek ,Rynek Główny w Krakowie chodziłam jakas nie swoja i zle sie sama czułam :o ,załowałam ze nie skorzystałam z propozycji kolegi na wspólny wyjazd w Bieszczady.Myslałam sobie tylko:
..no tak Oni sie tam świetnie bawią prz grillu, a ja sie tu usycham z samotnosci, bez sensuuu... Zrobił sie mrok.....wszyscy sie swietnie bawili na rynku..a ja posród Tych ludzi czułam sie jak bym była Marsjanem.Obserwowałam ludzi , i cieszłam sie z kazdego napotkanego "singla"-tak sobie okreslałam ludzi , którzy szli sami w pojedynke przez rynek w jakims tam celu,pocieszałam sie ze nie jestem w ten piekny wieczór sama,ze oni też idą, spacerują, spieszą sie, ...sami.Przystanełam chwile nad pokazem ogni,zrobiło sie ciemno :o
Wpatrywałam sie jak gupia , w podkakujących przedemną pajacyków, z płonącymi pochodniami...zaufałam im, zblizyłam się naprawde blisko tego pokazu..wydawało mi sie ze to zawodowcy, ze to co robią mają w jednym paluszku...Trrrrrrrr..Trrrrrrrr..O! telefon
Dzwoni Maciek z Bieszczad...Witamy sie serdecznie i nawijamy rozmowe, w telefonie słysze odgłosy, muzyki, śmiech ludzi, wiem ze tam jest wesoło...trudno wesoło ale tym razem bezemnie.Robi mi sie przykro i smutno Maciek mówi ze szkoda ze mnie tam niema, i takie tam utarte slogany....ciesze sie ze o mnie pamieta, a jednoczesnie mnie dobija tym telefonem...
Na okres rozmowy, wyłanczam sie totalnie, zapominam , ze obok mnie toczą sie sceny niemalze wyrwane z filmu Rambo
Ciahhhh!!!! Prahhhh!!! :eek: OOOgien! Blysk!!!
wrrrr..
piecze ...kto pomoze

o ja gapa, nie dosc ,ze sama, zła,smutna, zaszlochana, to poparzona, i z rozbitym telefonem na ziemi.....
Przerwana rozmowa z Mackiem...
Moja nowa nokia w 3 kawałkam na krakowskiej płycie rynku.....
Ja w opłakanym stanie, niemal wymagajacym reakcji strazy pożarnej....
:o
Nie był to udany dzien. ..
Tak , własnie tak , dobrze sobie myslisz :cool: ,człowiek z pochodnią nie zapanował nad nią, i dosc solidnie drasnoł mnie ta płonąca "zapałka"...
Okazałam sie kolejną atrakcją dla tych ludzi, tego wieczoru.... :(
napisał/a: daria172 2007-08-20 20:07
By dostać się do szkoły codziennie muszę pokonać 18 km. autobusem... Kicha, ale jest jeden plus tej męki - Wiktor. Przystojny chłopak, którego mogę pożerać wzrokiem przez całe pół godziny :).
Pożerać?
Przesadziłam - moja nieśmiałość pozwala co najwyżej na ukradkowe spojrzenia w stronę obiektu moich westchnień. Prawdopodobnie do dziś tracuiłabym czas bezczynnie wgapiając się w Wiktora, gdyby nie pewnien przypadek.
Pewnego (pięknego, magicznego, fajntastycznego...) popołudnia siedząc w autobusie poczułam, że ktoś przysiadł się do mnie, a ponieważ nie miałam ochoty na rozmowę, nawet nie podniosłam wzroku, by zidentyfikować intruza (w.f = nieświeżo wyglądający makijaż + fryzura po przejściach + wyczerpanie). Nagle autobus gwałtownie zachamował, wywołując u pasażerów pełne grozy: "Omatko!". Wraz z moim sąsiadem uderzyliśmy w przednie siedzenia. W tej chwili usłyszałam uderzenie naszych fonów o podłogę. Ponieważ mój upadek był dość pokraczny, szybko podniosłam swój telefon i nie oglądając się zawstydzona usiadłam na miejsce. Dopiero po wyjściu z autobusu zaśmiałam się z całej sytuacji. I wtedy zadzwonił telefon. Nie zwracając uwagi, kto dzwoni, odebrałam...
Ktoś: Jak tam Wiktor?
Ja myślę: A to kto? I skąd wie o Wiktorze?!
Mówię: W... W porządku..
Ktoś: No co tak dziwnie gadasz? Zresztą.... Nieważne. Bądź dzisiaj na małym stadionie. Pokopiemy trochę. Tak o 17:00. To nara.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo chłopak się rozłączył. Chciałam sprawdzić nr i... Kurczę, Gruby?! Co to za koleś? O, Bożena! To ni mój fon! O co tu chodzi?! Naraz przed oczami przeleciał mi cały dzień i ... zdarzenie w autobusie (jak na filmie, gdzie w obliczu śmierci ktoś przypomina sobie całe życie w pare sekund). Mam telefon Wiktora! Ale super! Za chwilę jednak zorientowałam się, że On ma mój i nie było mi już tak do śmiechu. 16:40. W dziesięć minut udało mi się dotrzeć na stadion. Wiktora jeszcze nie było więc postanowiłam, że odpocznę na trybunach. Po chwili spostrzegłam Wiktora idącego w moją stronę z uśmiechem. Poprawka: ze ślicznym, słodkim, rozbrajającym uśmiechem. Zdziwiło mnie, że oprócz nas dwoje na boisku nie było nikogo więcej. ?Wiktor podszedł do mnie, usiadł bez słowa i podał mi fon.
- Skąd wiedziałeś? - spytałam
- Chodź, wytłumaczę ci po drodze.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Mam dwa bilety do kina na 17:30, jeśli się nie zdecydujesz... Nie musiał kończyć. W drodz3e na seans okazało się, że Wiktor też zwrócił na mnie uwagę i wykorzystał moment, w którym upuściłam telefon. W pierwszej chwili chciał poprostu zagadać, ale widząc, że chowam komórkę (mamy te same modele), chciał zobaczyć jak potoczy się sytuacja...
Film był świetny, kolejne także. Aha... I niech nikt nie mówi że telefony komórkowe nie ułatwiają życia :)
eliza88
napisał/a: eliza88 2007-08-20 20:15
Mój pierwszy telefon komórkowy, to była motorola. Ogromna "cegła", poczatki wspanialszych modeli. Telefonik dostałam na urodziny- rozmowy były okropnie drogie i mało kto miał komórkę, więc była ona raczej prezentem mało praktycznym-ale przemyslanym. rodzice zawsze mogli do mnie zadzwonić, aby mi przypomnieć,że zbliża się godzina mojego powrotu do domu . Jak ja tego nie nawidziłam, nie cierpiałam komórek!

Od chwili zerwania z moim chłopakiem ( 3 lata) ciągle chciałam,zby do mnie wrócił.nie było to jednak proste - mieszkał 100 km. od mojego miasta, nie miał telefonu a na listy nie odpowiadał. Nie mogąc dłużej wytrzymać tęsknoty - pojechałam do niego. Przeszłam pieszo 25 km,( bo autobusu nie było conajmniej przez godzinę)w ogromnej ulewie. Jednak miłośc kierowała mną i nie przeszkadzał mi desz, ani zmęczenie. Jakież ogromne rozczarowanie mnie spotkało, gdy zapukałam do drzwi. Nie było go w domu!
Nie mogłam czekać,ostatni autobus do Krakowa odjeżdżał za 2 godziny. Zostawiłam jego mamie mój nr. komórki, choc nie liczyłam na to,że zadzwoni.
Wracałam do domu zapłakana i bardziej zrezygnowana niż przez te całe 3 lata rozłąki :(
Na Dworcu Głównym w Krakowie odezwał się mój telefon. Jednak to była tylko poczta głosowa. Myslałam,że to pewnie rodzice,więc nie odsłuchałam wiadomości. Zresztą marny zasięg by mi na to nie pozwolił.
wiadomość odsłuchałam dopiero na drugi dzień, brzmiała ona dokładnie tak: " Cześć Ania, tu Bartek. Zadzwonię jeszcze"
Oszalałam słysząc ten głos! odsłuchiwałam wiadomość w kółko, aż nie skończyła się jej ważność. Tak jak obiecał-zadzwonił.
Dzisiaj jestesmy szczęśliwym małżeństwem :)
znienawidzona komórka stała się moją przepustką do szczęścia!
Lecę na kolację, Bartuś zrobił pizzę :)
napisał/a: kuba_ck 2007-08-20 20:37
[ciach]

A usunąłem sobie posta :P
napisał/a: daria172 2007-08-20 20:42
By dostać się do szkoły codziennie muszę pokonać 18 km. autobusem... Kicha, ale jest jeden plus tej męki - Wiktor. Przystojny chłopak, którego mogę pożerać wzrokiem przez całe pół godziny ;) .
Pożerać?
Przesadziłam - moja nieśmiałość pozwala co najwyżej na ukradkowe spojrzenia w stronę obiektu moich westchnień. Prawdopodobnie do dziś tracuiłabym czas bezczynnie wgapiając się w Wiktora, gdyby nie pewnien przypadek.
Pewnego (pięknego, magicznego, fajntastycznego...) popołudnia siedząc w autobusie poczułam, że ktoś przysiadł się do mnie, a ponieważ nie miałam ochoty na rozmowę, nawet nie podniosłam wzroku, by zidentyfikować intruza (w.f = nieświeżo wyglądający makijaż + fryzura po przejściach + wyczerpanie). Nagle autobus gwałtownie zachamował, wywołując u pasażerów pełne grozy: "Omatko!". Wraz z moim sąsiadem uderzyliśmy w przednie siedzenia. W tej chwili usłyszałam uderzenie naszych fonów o podłogę. Ponieważ mój upadek był dość pokraczny, szybko podniosłam swój telefon i nie oglądając się zawstydzona usiadłam na miejsce. Dopiero po wyjściu z autobusu zaśmiałam się z całej sytuacji. I wtedy zadzwonił telefon. Nie zwracając uwagi, kto dzwoni, odebrałam...
Ktoś: Jak tam Wiktor?
Ja myślę: A to kto? I skąd wie o Wiktorze?!
Mówię: W... W porządku..
Ktoś: No co tak dziwnie gadasz? Zresztą.... Nieważne. Bądź dzisiaj na małym stadionie. Pokopiemy trochę. Tak o 17:00. To nara.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo chłopak się rozłączył. Chciałam sprawdzić nr i... Kurczę, Gruby?! Co to za koleś? O, Bożena! To ni mój fon! O co tu chodzi?! Naraz przed oczami przeleciał mi cały dzień i ... zdarzenie w autobusie (jak na filmie, gdzie w obliczu śmierci ktoś przypomina sobie całe życie w pare sekund). Mam telefon Wiktora! Ale super! Za chwilę jednak zorientowałam się, że On ma mój i nie było mi już tak do śmiechu. 16:40. W dziesięć minut udało mi się dotrzeć na stadion. Wiktora jeszcze nie było więc postanowiłam, że odpocznę na trybunach. Po chwili spostrzegłam Wiktora idącego w moją stronę z uśmiechem. Poprawka: ze ślicznym, słodkim, rozbrajającym uśmiechem. Zdziwiło mnie, że oprócz nas dwoje na boisku nie było nikogo więcej. ?Wiktor podszedł do mnie, usiadł bez słowa i podał mi fon.
- Skąd wiedziałeś? - spytałam
- Chodź, wytłumaczę ci po drodze.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Mam dwa bilety do kina na 17:30, jeśli się nie zdecydujesz... Nie musiał kończyć. W drodz3e na seans okazało się, że Wiktor też zwrócił na mnie uwagę i wykorzystał moment, w którym upuściłam telefon. W pierwszej chwili chciał poprostu zagadać, ale widząc, że chowam komórkę (mamy te same modele), chciał zobaczyć jak potoczy się sytuacja...
Film był świetny, kolejne także. Aha... I niech nikt nie mówi że telefony komórkowe nie ułatwiają życia :)
napisał/a: kasiainatasza 2007-08-20 20:42
mojej małej córeczce kupiłam telefon zabawkę, kolorowy,migaczący a po naciśnięciu przycisku odpowiadał"alo alo".bardzo z niego się ucieszyła,ale jak to u małych dzieci bywa radość trwa krótko.bardziej interesował ją mój telefon.pewnego wieczoru zakradła się do mojej torebki i podmieniła telefony.kiedy rano szykowałam się do pracy nie zauważyłam że w torebce mam nie swój telefon.kiedy zajechalam do biura,koleżanka poprosiła mnie bym pożyczyła jej komórkę,bo jej się rozładowała.byłam bardzo zajeta,szybko wyciagnełam telefon i jej podałam.ona dziwnie się uśmiechnęła a po chwili usłyszałam znajomy głos... alo alo !!!!