W kwestiach organizacyjnych...

napisał/a: ~medea 2012-05-08 18:18
W dniu 2012-05-08 15:01, Qrczak pisze:
> Dnia dzisiejszego niebożę medea wylazło do ludzi i marudzi:
>>
>> ...to tylko tyle chciałam, że pomimo mojego lubienia kuchni i
>> pichcenia, przygotowywanie większych imprez niestety zawsze u mnie
>> wiąże się ze stresem. Ja lubię jak jedzenie jest świeżo przygotowane.
>> Dopuszczam oczywiście możliwość mrożenia niektórych potraw, ale i tak
>> odgrzanie tego później, żeby wszystko było równocześnie ciepłe i
>> ładnie podane, jest po prostu kłopotliwe. No i poza tym, kiedy się
>> przygotowuje większe ilości wszystkiego, to trudno włożyć odpowiednią
>> ilość serca w każą potrawę. A jak przy tym wszystkim samemu jeszcze
>> się elegancko prezentować? ;)
>
> Czy Twój stres wynika tylko z powodu ewentualnej zbyt niskiej
> temperatury czy urody podawanego jadła?

Nie tylko, ale głównie. Dochodzą też inne towarzyszące kwestie
organizacyjne.
Poza tym poziom stresu zależy od rodzaju gości.

No i nie zawsze mam pomoc ze strony tzw. innych kobiet z rodziny, bo
albo ich nie ma, albo nie chcę ich zbytnio angażować. Nie wyobrażam
sobie, żeby mi ktoś surówkę kroił przed imprezą, ubrany odświętnie.
Mąż mi oczywiście pomaga, nie w tym jest problem - parzy kawę, obiera
ziemniaki, nosi, zmywa na bieżąco jeśli trzeba. Jednak stres
organizacyjny pozostaje stresem.
Chyba po prostu za bardzo nastawiam się na tip top, a może wystarczy
czasem trochę odpuścić.

Ewa
napisał/a: ~Bbjk 2012-05-08 18:34
W dniu 2012-05-08 14:56, Nixe pisze:

>
> Zapach siekanej cebuli był zapewne tylko symbolicznym przykładem :)

Oczywiście, nie należy tego traktować dosłownie.

> Kwestia organizacji nie ma tu nic do rzeczy.
> Pewne czynności nie wykonają się same, a nie ma nic bardziej
> wkurzającego niż bieganie w fartuszku założonym na elegancką kreację.

To raz, a dwa, że w tzw. międzyczasie przy przekąskach coś jeszcze pyrka
na kuchni, zapachy się roznoszą (mamy kuchnię otwartą), garnki
strzelają. Gospodyni/gospodarz lata z półmiskami, drugie zabawia gości
przekrzykując szczęk oręża. Zmiana nakryć, znów latanie.
Lepiej dla gospodarzy i gości sztuk
Chyba, ze mamy pałac i wykwalifikowaną służbę domową, wtedy proszę
bardzo, siedzimy przy stole i tylko bystro spoglądamy spod oka, czy
wszystko gra :)

PS. Umiem i lubię gotować, tż też i nie jesteśmy ostatnie nogi
organizacyjne. Ale wolimy taki scenariusz, jaki wolimy, czyli dużo gości
w restauracji, a mało - w domu.
--
B.
napisał/a: ~Bbjk 2012-05-08 18:40
W dniu 2012-05-08 18:18, medea pisze:

> Poza tym poziom stresu zależy od rodzaju gości.

Tych, co stresują, nie zapraszaj do domu, tylko do knajpy, jeśli już
trzeba się spotkać :)

Serio, do domu zapraszam tylko tych, których lubię, ufam i nie czuję się
przy nich spięta, zresztą takich, którzy mnie stresują jest niewiele, bo
nie dopuszczam potencjalnych stresowaczy za blisko. Jak tak się
zastanowić, to ich nawet nie ma wcale...
--
B.
napisał/a: ~medea 2012-05-08 18:51
W dniu 2012-05-08 18:40, Bbjk pisze:
> W dniu 2012-05-08 18:18, medea pisze:
>
>> Poza tym poziom stresu zależy od rodzaju gości.
>
> Tych, co stresują, nie zapraszaj do domu, tylko do knajpy, jeśli już
> trzeba się spotkać :)
>
> Serio, do domu zapraszam tylko tych, których lubię, ufam i nie czuję
> się przy nich spięta, zresztą takich, którzy mnie stresują jest
> niewiele, bo nie dopuszczam potencjalnych stresowaczy za blisko. Jak
> tak się zastanowić, to ich nawet nie ma wcale...

Nie miałam na myśli osób toksycznych - takich nastawionych wyłącznie na
krytykę rzeczywiście staram się w ogóle nie przyjmować, nawet w
restauracji. ;)
Ale wystarczy, że ktoś jest u mnie po raz pierwszy, wtedy zawsze
bardziej się stresuję, choćby to był gołąbek pokoju. ;)

Ewa

napisał/a: ~Ikselka 2012-05-08 18:52
Dnia Tue, 08 May 2012 18:34:16 +0200, Bbjk napisał(a):

> To raz, a dwa, że w tzw. międzyczasie przy przekąskach coś jeszcze pyrka
> na kuchni, zapachy się roznoszą (mamy kuchnię otwartą), garnki
> strzelają.(...)

Potwierdza się tutaj sensowność mojej awersji do otwartych kuchni.
Nie żebym chciała ukrywac cokolwiek przed gośćmi, no ale zapach w salonie
wolę mieć tarasowo-kwiatowo-sosnowo-perfumowo-odświętny, niż
"technologiczny" wionący wprost z kuchni.

> Ale wolimy taki scenariusz, jaki wolimy, czyli dużo gości
> w restauracji, a mało - w domu.

Dlatego już wesele - tylko w lokalu. Dziś i komunię robiłabym poza domem,
tyle że wtedy, kiedy moje córki przystępowały do I K.Ś., lokale kieleckie
niekoniecznie były na poziomie mnie satysfakcjonującym (czyt. niekoniecznie
bywało smacznie, miło i kameralnie, no i "bezpapierosowo", co najwazniejsze
w sumie).
napisał/a: ~Bbjk 2012-05-08 19:02
W dniu 2012-05-08 18:51, medea pisze:

> Nie miałam na myśli osób toksycznych - takich nastawionych wyłącznie na
> krytykę rzeczywiście staram się w ogóle nie przyjmować, nawet w
> restauracji. ;)

No właśnie! :)

> Ale wystarczy, że ktoś jest u mnie po raz pierwszy, wtedy zawsze
> bardziej się stresuję, choćby to był gołąbek pokoju. ;)

A, to mnie wcale nie stresuje, przecież mamy (Ty, ja, inni) normalny
dom, jak wyjdzie, tak będzie i ok - każdemu czasem coś może wyjść gorzej
i jakoś ta perspektywa wcale mnie nie przeraża. Jak również nie przeraża
mnie, ze ktoś wypatrzy pajączka w kąciku, czy coś w tym stylu.


--
B.
napisał/a: ~medea 2012-05-08 19:05
W dniu 2012-05-08 19:02, Bbjk pisze:
>
> A, to mnie wcale nie stresuje, przecież mamy (Ty, ja, inni) normalny
> dom, jak wyjdzie, tak będzie i ok - każdemu czasem coś może wyjść
> gorzej i jakoś ta perspektywa wcale mnie nie przeraża. Jak również nie
> przeraża mnie, ze ktoś wypatrzy pajączka w kąciku, czy coś w tym stylu.

Może masz i rację. :)

Ewa
napisał/a: ~Qrczak 2012-05-08 19:40
Dnia 2012-05-08 18:52, niebożę Ikselka wylazło do ludzi i marudzi:
> Dnia Tue, 08 May 2012 18:34:16 +0200, Bbjk napisał(a):
>
>> Ale wolimy taki scenariusz, jaki wolimy, czyli dużo gości
>> w restauracji, a mało - w domu.
>
> Dlatego już wesele - tylko w lokalu. Dziś i komunię robiłabym poza domem,
> tyle że wtedy, kiedy moje córki przystępowały do I K.Ś., lokale kieleckie
> niekoniecznie były na poziomie mnie satysfakcjonującym (czyt. niekoniecznie
> bywało smacznie, miło i kameralnie, no i "bezpapierosowo", co najwazniejsze
> w sumie).

Czyli mam zrobić w knajpie?

qr.a
--
Młodość musi się wyszumieć, starość musi się wypalić.
napisał/a: ~Bbjk 2012-05-08 19:53
W dniu 2012-05-08 19:40, Qrczak pisze:

> Czyli mam zrobić w knajpie?

NocoTy. Gdzie chcesz.
Gdzie wolisz. Przelicz wszystko, + i -. Zyski i straty.
Dla bliskiej rodziny wolałabym zrobić w domu, choćby miał być chaos i
szczęk oręża, pożyczanie stołu i serwisu.
Gości miłych, lecz zewnętrznych w ilości 8-ileśnastu wyprowadziłabym do
knajpy, z wygodnictwa. Większych ilości nie przewiduję już w życiu swoim.
--
B.
napisał/a: ~Qrczak 2012-05-08 20:05
Dnia 2012-05-08 18:18, niebożę medea wylazło do ludzi i marudzi:
> W dniu 2012-05-08 15:01, Qrczak pisze:
>> Dnia dzisiejszego niebożę medea wylazło do ludzi i marudzi:
>>>
>>> ...to tylko tyle chciałam, że pomimo mojego lubienia kuchni i
>>> pichcenia, przygotowywanie większych imprez niestety zawsze u mnie
>>> wiąże się ze stresem. Ja lubię jak jedzenie jest świeżo przygotowane.
>>> Dopuszczam oczywiście możliwość mrożenia niektórych potraw, ale i tak
>>> odgrzanie tego później, żeby wszystko było równocześnie ciepłe i
>>> ładnie podane, jest po prostu kłopotliwe. No i poza tym, kiedy się
>>> przygotowuje większe ilości wszystkiego, to trudno włożyć odpowiednią
>>> ilość serca w każą potrawę. A jak przy tym wszystkim samemu jeszcze
>>> się elegancko prezentować? ;)
>>
>> Czy Twój stres wynika tylko z powodu ewentualnej zbyt niskiej
>> temperatury czy urody podawanego jadła?
>
> Nie tylko, ale głównie. Dochodzą też inne towarzyszące kwestie
> organizacyjne.
> Poza tym poziom stresu zależy od rodzaju gości.
>
> No i nie zawsze mam pomoc ze strony tzw. innych kobiet z rodziny, bo
> albo ich nie ma, albo nie chcę ich zbytnio angażować. Nie wyobrażam
> sobie, żeby mi ktoś surówkę kroił przed imprezą, ubrany odświętnie.
> Mąż mi oczywiście pomaga, nie w tym jest problem - parzy kawę, obiera
> ziemniaki, nosi, zmywa na bieżąco jeśli trzeba. Jednak stres
> organizacyjny pozostaje stresem.
> Chyba po prostu za bardzo nastawiam się na tip top, a może wystarczy
> czasem trochę odpuścić.

Myślę, że już sobie odpowiedziałaś na ewentualne pytanie.

qr.a
--
Młodość musi się wyszumieć, starość musi się wypalić.
napisał/a: ~Ikselka 2012-05-08 21:36
Dnia Tue, 08 May 2012 19:40:38 +0200, Qrczak napisał(a):

> Dnia 2012-05-08 18:52, niebożę Ikselka wylazło do ludzi i marudzi:
>> Dnia Tue, 08 May 2012 18:34:16 +0200, Bbjk napisał(a):
>>
>>> Ale wolimy taki scenariusz, jaki wolimy, czyli dużo gości
>>> w restauracji, a mało - w domu.
>>
>> Dlatego już wesele - tylko w lokalu. Dziś i komunię robiłabym poza domem,
>> tyle że wtedy, kiedy moje córki przystępowały do I K.Ś., lokale kieleckie
>> niekoniecznie były na poziomie mnie satysfakcjonującym (czyt. niekoniecznie
>> bywało smacznie, miło i kameralnie, no i "bezpapierosowo", co najwazniejsze
>> w sumie).
>
> Czyli mam zrobić w knajpie?

A czy ja coś Ci chcę dyktować?
napisał/a: ~Animka 2012-05-08 23:58
W dniu 2012-05-08 13:39, Bbjk pisze:
> ładnie wyglądać i pachnieć perfumami, a
> nie siekaną chwilę wcześniej cebulą;)

Cebula traci zapach po umyciu rąk zimną wodą.
Z kolei jeśli pachnieć perfumami to też nigdy nie wiadomo czy ktoś przy
stole nie zacznie sie dławić, dusić. No i kłopot, wstyd.
Co za perfumy i dezodoranty teraz robią, że ludzie mają uczulenie na
zapach, dostają ataków gwałtownego kaszlu, duszą się.


--
animka