Wyprowadzka z rodzinnego domu

napisał/a: Gvalch'ca 2010-10-13 18:05
Przejrzałam kilka stron wstecz i nadal nie wiem o czym pisała Natalina1989.
Mnie się wydaje, że moi rodzice (zwłaszcza mama) byli dumni, że ich pociecha zamiast pójść po najmniejszej linii oporu i rozpocząć studia w Wyższej Szkole Nauk Zbędnych i Szkodliwych w Mściwodach filia w Psiej Wólce wybrała jednak coś ambitniejszego. Na dodatek nieźle sobie radzi samodzielnie.
Czemu wyjechałam? Podobnie jak u Necii. Pochodzę z rejonu gdzie trudno o pracę (tereny typowo rolnicze, praktycznie zero przemysłu), no chyba, że kogoś kariera żula spod monopolowego interesuje. Ale to też nie jest lekko bo duża konkurencja w fachu
Wydaje mi się, że bardzo wcześnie (początek podstawówki z tego co pamiętam) dotarło do mnie, że jeżeli chce cokolwiek w życiu osiągnąć i nie powielać schematu będącego często udziałem dziewczyn w mojej okolicy muszę zdobyć dobre wykształcenie i wyprowadzić się gdzieś gdzie mam szanse na pracę za więcej niż płaca minimalna. Schemat wygląda tak: po szkole średniej jakieś tam zaoczne i to nie zawsze, często nie dokończone bo w między czasie wpadkowa ciąża i szybki ślub ewentualnie ślub a potem szybciutko gromadka dzieci. Praca w sklepie za 800zł albo bezrobocie albo wyjazd za granicę do pracy + mąż pracujący za niewiele większe pieniądze, często tylko sezonowo (np. na budowie).
A czy teraz wyobrażam sobie znowu mieszkać z rodzicami? Kompletnie sobie nie wyobrażam. Przez ostatnie 6 lat nabrałam tylu nawyków i przyzwyczajeń zupełnie odmiennych od tych w domu rodzinnym (chociażby żywieniowych), że to mogłoby się skończyć tylko źle. A i z możliwości chodzenia po domu w przyodziewku, delikatnie mówiąc, niekompletnym nie zrezygnuje
napisał/a: KarolciaK 2010-10-13 18:16
ja wyprowadzialam sie od mamy w wieku 19 lat,wyjechalismy do Irlandii,ale tesknie za Polska i jak najszybciej chcialabym wrocic,ale wiem ze jeszcze musimy poczekac
napisał/a: Itzal 2010-10-13 19:11
Necia napisal(a):egoistyczne? może dla niektórych tak, dla mnie raczej rozsądne

se mozemy łapki podac Malo tego, jakby mi ktos cos zarzucał- moja mam sie oburzyla, jak jej powiedzialam, ze jak kiedys bede miala potomka, to mu odpiszę taką dzialkę, ktora bedzie jak najdalej od mojej. POwód? Zeby na starcie w dorosle zycie (zakładam optymistycznie, ze rzeczona dzialka bedzie prezentem ślubnym dla potomka) dziecię bylo samodzielne, i zeby matka i teściowa (czytaj ja) nie miala do niego za blisko
napisał/a: Monini 2010-10-13 22:01
Pelliroja,

Dla mnie wyprowadzka to była czysta formalność, bo już większość czasu i tak mieszkałam z mężem. Teraz nie wyobrażam sobie życia z rodzicami bo byśmy się pozagryzali Raz na jakiś czas odwiedzamy, i tak nie zawsze kiedy jesteśmy w Pl, bo zwyczajnie czasami nam się nie chce i tyle.
Dodatkowo moi rodzice mieszkają razem z moim bratem w dość małym 2 pokojowym mieszkaniu i zwyczajnie byśmy się tam nie pomieścili. Mama ma swojego niesamodzielnego synusia przy sobie i tak jest dobrze, mam wrażenie, że zostanie tak do końca, bo on coś się nie kwapi znaleźć sobie panny skoro mama ugotuje i wypierze a i posprząta
Z kolei sytuacja w domu mojego męża wygląda tak, że jego mamusia ma 2 niesamodzielnych synków przy sobie, tyle, że w dużym domu i wciąż wszyscy nie mogą przeżyć, że się wynieśliśmy nie tylko stamtąd za granicę, gdzie początkowo mieszkaliśmy z moim teściem, ale i od zrzędzącego wiecznie teścia na drugi koniec miasta, swoją drogą dopeiro teraz oddychamy, kiedy z teściem się nie odzywamy. Mało tego jeszcze zmieniamy samochody, co się nie podoba, bo braciszkowie mimo nie opłacania czegokolwiek są uwiązani kredytami na niesprawdzające się samochody, to jeszcze mamy swoje zwierzęta, które są wychowane, grzeczne i zadbane, to po oczach gryzie. No ale mniejsza o to, i tak mi esej wyszedł... w każdym razie dla nas jasne jest, że jak żyć to osobno, tylko czasem odwiedzić rodziców, no i pomóc im tak samo jak i oni zawsze pomogą.

Natalina1989, a ja Ci zazdroszczę, że masz takie a nie inne układy z rodzicami, też bym tak chciała
napisał/a: ~gość 2010-10-13 23:16
Natalina1989 napisal(a):Oczywiscie, ze w sytuacji którą opisałaś chciałabym szybko się wyprowadzic. Całkiem oczywista sprawa. Chodziło mi o kwestię odległości raczej i właśnie wykluczenie ich ze swojego życia.
Mam identyczne podejście.

Mieszkamy z mężem w moim rodzinnym domu, tzn mamy całe piętro dla siebie, oboje pracujęmy u nas w mieście. I jest nam cholernie dobrze. Przez jaki czas mieszkaliśmy w iralndii, szkocji a nawet i katowicach. Nic się nie sprawdziło bo mnie bardzo ciągnęło w rodzinne strony.
Ja mam inną sytuację, bo tu po prostu jest praca. Ludzie raczej dobrze zarabiają, żyją w dobrych warunkach, nic złego się nie dzieje. I nie było sensu żeby się wyprowadzać, płacić haracze obcym ludziom za wynajem klitki w bloku...
Za jakieś 8-10 lat będziemy budować swój dom, na razie chcemy zaoszczędzić trochę pieniędzy skoro mamy taką możliwość.
Na to wszystko składa się niewątpliwie moja rodzina. Bardzo często się wszyscy spotykamy, wszyscy żyjemy raczej w jednym regionie, każdy się spiera jak potrafi. I też ze względu na to nie chciałam się wyprowadzać za daleko od nich wszystkich.
Wszystko zależy od punktu widzenia i od regionu gdzie sie wychowywało. Absolutnie nie potępiam nikogo kto się wyprowadza. Uważam, że gdybym mieszkała w innym regionie to pewnie byłabym pierwsza która by wyjechała szukać lepszego życia. to wszystko jest naturalne i logiczne, że ile osób tyle sytuacji.
napisał/a: fretka 2011-09-21 01:21
Cześć Dziewczyny!

Mam 22 lata i od 3 lat jestem z moim W. Dzieli nas 180 km, ale całkiem nieźle sobie z tym radzimy. Narazie po cichu, ale mamy plany aby w przeciągu 1 roku-2lat się pobrać. Jednak od jakiegoś czasu mam ogromne zmartwienie.
Otóż mój W. ma u siebie w miejscowości działkę, na której zaczął budować dom. Motywacją do budowy było zrobienie na dole lokalu pod wynajem na sklep + na górze mieszkania, w którym w przyszłości sobie zamieszkamy. Kiedy W. zaczynał budowę byłam happy - no bo perspektywa własnego domku na start, to jest coś! Oglądałam z nim projekt, on się mnie radził w różnych kwestiach, opowiadał co gdzie będzie, pytał czy mi się podoba. Jednym słowem - żyć nie umierać. ;) W. wkłada tam całą kasę, siłę i energię, ma z budowy ogromną satysfakcję i powtarza "robię to, by było nam lżej"...
Teraz budynek stoi już prawie w stanie surowym, a ja zaczynam mieć wątpliwości. Boję się wyprowadzać tak daleko od domu. Naprawdę nie wyobrażam sobie tego, że aby odwiedzić rodziców musiałabym jechać 2,5h samochodem... Czuję, że mnie to przerasta.
Ja mieszkam w dużym mieście, W. w małym (3 tys. mieszkańców). U mnie wynajęcie kawalerki to koszt ok. 1300-1500 zł. Tam mielibyśmy własny domek, z niewielkimi opłatami. Jeśli chodzi o moją pracę, to jest ciężko i tu, i tam (tam do większego miasta byłoby 20km). Ja jeszcze studiuję. W. ma własną firmę usługową, więc teoretycznie mógłby pewnie mieszkać i tu i tam, choć tam mniejsza konkurencja. Ale teraz najważniejsze dla mnie (!) - tutaj mam rodzinę, znajomych - tam nie :( Nie wiem, co robić. Dla W. narazie nic nie mówiłam o moich wątpliwościach, bo nie chcę mu narobić przykrości - widzę ile serca wkłada w ten dom i że robi to dla nas na lepszy start.
Wiem, że zawsze można spróbować tam, a jak będzie mi bardzo źle - to się przenieść do mojego miasta... Ale domyślam się też, że jak już zaczniemy tam życie, to tak się zasiedzimy i ja zostanę z moją tęsknotą za rodziną... Z drugiej strony, powiedzieć W. żeby wynajął dom, żebyśmy mogli wynająć mieszkanie w mieście... też bez sensu.
Eh.. strasznie mi przykro.

Jestem zdania, że młode małżeństwo powinno mieć osobne gniazdko, ale kurczę... nie tak daleko :( Jestem bardzo zżyta z rodzinką i płakać mi się chce, jak myślę o wyprowadzce ;( Zaczynam się nawet przez to zastanawiać, czy dorosłam do małżeństwa. :/



Pytam z ciekawości: Co Wy byście zrobiły na moim miejscu?
Proszę o rady i wsparcie :(
napisał/a: errr 2011-09-21 09:14
fretka napisal(a):Naprawdę nie wyobrażam sobie tego, że aby odwiedzić rodziców musiałabym jechać 2,5h samochodem...
jeździmy tak przynajmniej raz na miesiąc i jest ok. 12 razy w roku to nie jest mało, najwyżej masz jeszcze telefon. Możecie na nim codziennie wisieć.
fretka napisal(a):i ja zostanę z moją tęsknotą za rodziną...
no bez przesady, to Twoje dużo miasto to nie Korea. Wsiadasz wieczorem w samochód i przed północą jesteś. Opłaca się jeździć na weekendy.
Masz od roku do dwóch na oswojenie się z wyprowadzką. Dasz radę.

Parafrazując słowa pewnej mądrej księgi: Dlatego opuści żona ojca swego i matkę swoją i złączy się z mężem swoim, i staną się jednym ciałem
napisał/a: candela1 2011-09-21 09:32
fretka, dla mnie w tym wszystkim największym problemem byłaby wyprowadzka do tak małej miejscowości. Wychowałam się w mieście i nie wyobrażam sobie życia 20km od większego miasta. Zwłaszcza bez znajomych. No i nie oszukujmy się, w takiej małej mieścinie ciężko jest kogoś poznać.
Także reasumująć. Obawiałabym się narastające frustracji wynikającej nie tule z tęsknoty za rodziną co za brakiem znajomych i narastającą nudą...
napisał/a: fretka 2011-09-21 11:00
Candela kwestia tego, że zostawiłabym tutaj nie tylko rodzinę, ale i znajomych też mnie troszkę przeraża. Tam niby znam parę osób, ale jednak to są znajomi W. a nie moi. Pewnie mielibyśmy z kim wieczorem wyjść, kogo odwiedzić, ale czy znalazłabym tam jakąś dobrą koleżankę? Nie wiem... Jakiś czas temu poznałam tam fajną dziewczynę - żonę kolegi W., polubiłyśmy się, ale ciekawe jak to w praktyce by wyszło. Spójrzmy prawdzie w oczy - każdy ma swoje życie i problemy i nie można uzależnić wyprowadzki od tego, czy mamy tam nowe koleżanki, czy nie.
Boję się tego wszystkiego. :(


Errrr dzięki za słowa wsparcia. To, co piszesz jest przekonywujące. Ale to że "opuści żona ojca swego" mnie też wkurza. No bo ja mieszkając tam miałabym do swoich rodziców 2,5h samochodem, a W. 5 min piechotą. To niesprawiedliwe. Nie wiem, czy chcę żyć tam - w jego świecie. Może to głupie, ale chyba wolałabym już aby każde z nas miało do domu 180km. Chyba byłabym zazdrosna, że on ma wszystko na miejscu, a ja odwróciłam życie do góry nogami.
napisał/a: ~gość 2011-09-21 11:22
fretka napisal(a):Nie wiem, czy chcę żyć tam - w jego świecie


to przecież będzie już Wasz świat wtedy...
fretka napisal(a):Może to głupie, ale chyba wolałabym już aby każde z nas miało do domu 180km.


a tego nie rozumiem, sorry . gdybym ja miała taką sytuację, to jasne, że byłoby mi przykro, że jestem tak daleko od rodziny i znajomych, ale równocześnie chciałabym też jak najlepiej dla ukochanego i cieszyłabym się, że przynajmniej on nie musi tęsknić
napisał/a: errr 2011-09-21 11:29
fretka napisal(a):Boję się tego wszystkiego.
normalne, że boisz się zmian.
Koleżanki ciągle się zmieniają, już teraz pewnie z połową starych koleżanek całkowicie zerwałaś kontakt a te prawdziwe ciągle pozostaną. Weekend to dwa dni, kupa czasu na odwiedziny. Miasteczko Twojego to nie bezludna wyspa, napewno są tam fajni ludzie.
My jesteśmy mało towarzyscy a jednak w rok od przeprowadzki dorobiliśmy się dwóch nowych ... no, przyjaciół to za dużo powiedziane. Dla niektórych to pewnie tyle co nic, dla nas - domatorów uwielbiających swoją sofę - to dużo.
Szybki dostęp do teściów też może być zbawienny. Pomyśl o przyszłości - o niedzielnych obiadkach, o podrzucaniu dziecka kiedy będziecie chcieli się gdzieś wyrwać.
Oczywiście wszystko zależy od Was jak to będzie wyglądać, od tego jakie Twój facet ma relacje z rodzicami - czy nie jest od nich uzależniony. Czy Ty będziesz z teściami żyć w zgodzie.
Kiedyś już podjęłaś decyzję, kiedy zaczęłaś go wspierać w budowie Waszego gniazdka. Nie fer byłoby się teraz z tego wycofywać tym bardziej, że wynajem małej ciasnej kawalerki to koszt rzędu 1500 zł miesięcznie
fretka napisal(a): Nie wiem, czy chcę żyć tam - w jego świecie.
jego świat po ślubie stanie się Twoim światem.

Ale zauważyłam, że moje podejście do rodziny, męża, finansów znacznie różni się od trendu panującego na forum. Może wypowie się ktoś jeszcze - coś czuję, że będą to opinie zupełnie różne od mojej.
napisał/a: fretka 2011-09-21 11:31
Klawdia napisal(a): gdybym ja miała taką sytuację, to jasne, że byłoby mi przykro, że jestem tak daleko od rodziny i znajomych, ale równocześnie chciałabym też jak najlepiej dla ukochanego i cieszyłabym się, że przynajmniej on nie musi tęsknić


To się tak łatwo mówi...

[ Dodano: 2011-09-21, 11:41 ]
Errr bardzo Ci dziękuję. Widzisz, z jednej strony zdaję sobie sprawę, że w tym co piszesz jest sporo racji i rozsądku. Z drugiej strony w głowie mam emocje i strach przed tęsknotą i nowym życiem. Masz rację, posiadanie blisko choćby teściowej może okazać się zbawiennym (obiady, dzieci, czy choćby rozmowa). Ja mam z nią dobry kontakt, wiem że w razie czego moglibyśmy liczyć na jej pomoc. W. nie jest też od niej uzależniony, wręcz przeciwnie - to on jej pomaga. Myślę, że też nie byłoby żadnego wścibstwa z jej strony, bo zwyczajnie oboje byśmy sobie na to nie pozwolili.
Moich rodziców też moglibyśmy często odwiedzać, tak jak piszesz - ale to nie to samo, co wpaść we wtorek po pracy na herbatkę. :(

Także doskonale sobie zdaję sprawę z racjonalności takiego rozwiązania (+to, że faktycznie kiedyś dałam przyzwolenie na rozpoczęcie tej budowy), ale obawy o zasadność takiego rozwiązania są drugą stroną tego medalu, która jest ode mnie nie zależna. :(


Mam pytanko, czy Ty też mieszkasz w miejscowości swojego męża? Jak daleko masz do rodzinnego domu?