Wyprowadzka z rodzinnego domu

napisał/a: marteczka3 2009-05-29 22:15
E nie, no to inna sprawa. ;)
myślałam, że się wyprowadzasz całkiem, a przy jechaniu na studia to inna bajka. no to trochę tak jak na długie wakacje się trzeba spakować.... i potem przywozić sobie za każdą wizytą w domu to czego się zapomniało, albo o czego Ci brakuje :)
napisał/a: skarbek2312 2009-08-28 00:06
Dateczka się dawno nie odzywała, ciekawe co u niej....Ja mam inny problem w kwestii wyprowadzki z domu rodzinnego..Chcecie posłuchac? Chodzi o to ,że jestem zaręczona już od lutego a znamy sie 1,5 roku. Moj narzeczony chciałby,żebym sie do niego wyprowadziła, tzn do jego miejscowosci bo ma tam prace. Ja mieszkam 30km od niego w wiekszym miescie, gdzie jeszcze studiuje. Mam kłopot sama ze sobą,bo nie potrafie się przemuc wyprowadzić z domu a już tymbardziej dojego miejscowośći. ON pracuje od rana do wieczora. Ja nie mam tam blizszych znajomych oprócz jego rodziny. Nie pracuje jeszcze i nie mamy dzieci.Moj chciałby,żebym tam znim zamieszkała a ja nie potrafie, boje się. Nie chce caly dzień siedziec sama w domu i czekac aż wruci po 18 po domu. Codziennie też nie chce chodzic do tesciow na kawe bo ile mozna. Chciaąłbym zamieszkac w pile, on bylby w pracy a ja moglabym sobie zrobic w domku i jeszcze odwiedzic rodzicow, kolezanki, tam mam co robic. Tylko trzyma mnie jedna rzecz, jego praca. Ma dobra prace, na stale prace i z niej nie zrezygnuje. Jesli bysmy zamieszkali w pile musialby dzien w dzien dojezdzac i zamiast po 18 bylby ok 19,30 w domu dopiero.z rana też by musia wczesniej wstać. Wiem że to jest męczace.Ale tez czuje ze byloby mi zle tam mieszkac u niego. WYPROWADZKA, NIE POTRAFIE, ALE DLACZEGO???????????

zatroskana całymi dniami.....\:(
napisał/a: Gvalch'ca 2009-08-28 11:34
skarbek2312 czytałam poprzedni wątek w którym pisałaś i mam jedno pytanie. Czy mieszkając teraz w Pile Ty wogóle coś robisz poza chodzeniem do koleżanek? Bo z tego co piszesz odnoszę wrażenie, że jak już kawek z koleżankami zabraknie to już nie ma czym dnia zapchać. Powiem tak, gdybym ja była Tobą a mój mąż (powiedzmy że jeszcze narzeczony) Twoim narzeczonym to nie byłoby się praktycznie nad czym zastanawiać.
1. Praca pod płotem nie leży, szczególnie dobra.
2. Facet i tak już pracuje bardzo długo i nie miałabym sumienia mu fundować jeszcze do 12h pracy dojazdu, na dodatek w sytuacji gdy ja zastanawiam się jak zapchać dzień żeby z nudów nie paść i brak kawy z koleżankami może to śmiertelne zdarzenie spowodować. No sorki ale chyba prościej wyskoczyć do Piły na kawę po południu niż jeździć codziennie do roboty.
Co do lęku i strachu, to naprawdę nie ma się czego bać przy wyprowadzce z domu rodzinnego.
Jest oczywiście jeszcze taka opcja, że Ty znalazłabyś pracę, równie dobrą jak Twój narzeczony, to powiedzmy szalę korzyści pojętych ogólnozwiązkowo przechylasz w swoją stronę.
napisał/a: skarbek2312 2009-08-28 12:45
J też nie ma sumienia, i też wiem ,że jak by się przeprowadził do pił byłby cały dzień poza domem. Nie chodzę codziennie do koleżanek mimo tego że to tak zabrzmiało. Chodzi po prostu o towarzystwo w ciągu dnia, bo i tak jestem teraz bez pracy tylko studiuje. My.ślisz ,że nie wiem że praca najważniejsza. Tylko co potem jak ja skończę studia i będę szukać pracy. I jak dostane ją w Pile to wyjdzie an to ,że to ja będę musiała dojeżdzać.
Nie mamy samochodu,żebym mogła sobie jeździć do piły kiedy chcę.
napisał/a: Gvalch'ca 2009-08-28 12:59
skarbek2312 wiesz co. Przecież do końca życia w tym miasteczku nie będziecie musieli mieszkać, ani w Pile, ani w Polsce czy Europie, na Ziemi raczej tak . Powiedzmy że w obecnej sytuacji rozsądniejsze wydaje się zamieszkanie w miejscowości Twojego lubego ze względu na jego dojazdy do pracy. Skoro nie macie auta to byłoby mu naprawdę ciężko. A potem - sie zobaczy. Ja bym tak zrobiła. A o towarzystwo się nei martw. Skoro studiujesz ostatni rok (z tego co pamiętam) to bardziej bywasz niż jesteś na uczelni ale zawsze to kontakt z innymi ludźmi. No a przecież jakiś znajomych w Wałczu (tak???) po 1,5 roku znajomości macie wspólnych. Potem poznasz jeszcze nowych ludzi, sasiadów czy coś. Nie martw się źle nie będzie.
napisał/a: skarbek2312 2009-09-20 23:11
Wiem że masz racje Gvalch'ca, bo nie wiem czy w ogóle będę po studiach pracować;/ Jeszcze się nie zdecydowałam na nic. Nawet na ten wybór z mieszkaniem. Biby szukam czegoś ale się boję. Sama już nie wiem czego. Tego że muszę się wyprowadzić z domu;/eh wiem że prędzej czy później muszę to zrobić. Najgorsze jest to,że nie mam wsparcia od swojej matki, czy się wyprowadzę czy nie tak jakby to ja nie interesowało. Przynajmniej mam takie wrażenie.Boje się ze jak teraz odłoże ten temat i powiem sobie że po studiach sie wyprowadzę i poszukam mieszkania, to minie ten rok a ja znowu będę w tym samym miejscu co dziś. Ze strachem, z tym czy tu czy tam....Wiem,że Piła to tylko miasto jak każde inne, a ja się męczę z tym sama nie wiem czemu tak długo;/ Naprawdę..;/ Mój facet mówi ,że mnie nie będzie namawiał, sama muszę chcieć, ale czy kiedyś to nastąpi;/eh;/..TAK znów chciałam się wygadać;/
napisał/a: malamii2 2009-09-24 13:58
Witam wszystkich! W maju za rok bierzemy ślub a od nowego roku mamy zamieszkać razem w mieście mojego narzeczonego, ponieważ udało mi się znaleść tam pracę. Będziemy mieszkać w domu z jego babcią we troje, jeden pokój jest cały dla nas, jednak im bliżej przeprowadzki coraz bardziej jej się boję i niewiem czy był to dobry pomysł? Na razie sami nie możemy zamieszkać bo nas nie stać i chcemy przez ten okres mieszkania z babcią odłożyć na swoje mieszkanie, a jak będziemy wynajmować to nigdy nic swojego nie kupimy. Na początku bardzo się cieszyłam z tej przeprowadzki, ponieważ mój narzeczony mieszka ode mnie 200 km więc rzadko się widzimy i moi rodzice nigdy za bardzo się mną nie interesowali, w domu są ciągłe krzyki, pretensje, narzekania, wszystko ja mam robić a brat nic nie musi bo jest facetem!!! Przez tą sytuację mam nerwicę i mam tego wszystkiego już dosyć, choć teraz nasze relacje odkąd powiedziałam,żę się wyprowadzam lekko sie poprawiły.
Jednak boje się tego czy nie wpadne z deszczu pod rynnę, ponieważ nie będziemy mieszkać sami tylko ze starszą osobą, która ma trochę inne poglądy, ma swoje przyzwyczajenia i ja nie chce robić znowu wszystkiego pod czyjeś dyktando, nie chcę znowu chodzić ciągle smutna i znerwicowana . Ale wyjścia już nie mamy, trzeba spróbować, bo i tak nas nie stać na razie na nic innego, jednak może ktoś mieszkał z babcią?? Jak to jest? Lepiej mieszkać z rodzicami czy z babcią? Dodam jeszcze że tam nie mam żadnych znajomych, tylko rodzina narzeczonego, a u siebie mam przyjaciółki, które zawsze mnie wysłuchają,a tam kto mi pomoże?? W domu u mnie źle mieszkać , u niego też nie, a z babcią nie wiadomo jak to będzie....im bliżej przeprowadzki to coraz bardziej sie tego boję
napisał/a: skarbek2312 2009-09-24 15:16
MALAMII rozumiem twoj strach, MAM TAK SAMO. Ile masz lat powiedź>?Słuchaj, nie będę Ci dawać żadnych rad bo sama mam z tym kłopot,ale chcę chociaż napisać że będzie dobrze! Może babcia będzie kochana i się super z nią będziesz dogadywać. I nie będziesz sama jak to przeważnie pary na swoim , bo będzie właśnie babcia, która ugotuje, posprząta, zawsze pomoże. A ja jak się będę wyprowadzać, o ile się odwarze to będę sama i nikt mi nie podpowie jak ugotować obiad itd;/ Trzymam kciuki, daj znać jak to dalej będzie... Bo u mnie beznadzieja;/ Znowu domówiłam mieszkania;/
napisał/a: malamii2 2009-09-24 18:57
skarbek2312 napisal(a):MALAMII rozumiem twoj strach, MAM TAK SAMO. Ile masz lat powiedź>?

Ja mam 26 lat więc najwyższy czas na wyprowadzkę , tylko, że ja chciałabym mieszkać sama z moim narzeczonym, ale niestety na razie się nie da.
A ty ile masz lat? i macie już ustaloną datę ślubu?

skarbek2312 napisal(a):Może babcia będzie kochana i się super z nią będziesz dogadywać. I nie będziesz sama jak to przeważnie pary na swoim , bo będzie właśnie babcia, która ugotuje, posprząta, zawsze pomoże.

Ale ja nie chce, żeby babcia nam gotowała, bo chce sama razem z narzeczonym gotować i sama sprzątać, bo tak to mogę gotować to co ja chce i sprzątać tak jak ja chce i kiedy chce. I dlatego się boję??
napisał/a: MałaAgacia 2009-09-25 12:18
Ja właściwie się wyprowadziłam z domu nie mając 21 lat. Pojechałam na 5 mies do USA. Potem wróciłam do domu rodzinnego, ale to była porażka i działanie rozsądkowe (coś na zasadzie waszych argumentów skierowanych do Dateczki). Pomieszkałam może pół roku i zaczęłam szukać mieszkania, bo się z moją mamą wytrzymać nie dało... I jakoś w marcu się wyprowadziłam, jak się okazało, na zawsze już. Wtedy miałam skończone 21 lat. Znów pojechałam do USA tym razem na rok. Wróciłam z moim mężczyzną i zamieszkaliśmy oczywiście razem, z dala od mamy i jej fanaberii.
Myslę, że żadna z Was nie doświadczyła żadnych prawdziwych "jazd" rodzinnych dlatego doradzałyście Dateczce, by została w domu. czasem taki krok jest bezsensowny i trzeba się odciąć i nie tkwić w maraźmnie. ja też po ukończeniu 18 roku zycia chciałam się wyprowadzić to mi mama zakazała i efekt był taki, że męczyłyśmy sie ze sobą bez sensu kolejne 3 lata.
napisał/a: dAszA87 2009-10-06 10:35
ja wyprowadziłam się z domu rodzinnego mając zaledwie 21 lat. Wyszłąm za mąż i zamieszkaliśmy u Męża. Na początku było mi baaardzo trudno. Nagle musiałam zmienic nazwisko, otoczenie, przyzwyczajenia, łóżko, wanne, dywan - takk takich rzeczy mi nawet zaczęło brakowac:D ale nie trwało to długo ponieważ rodzina Męża przyjęła mnie baardzo ciepło i od razu poczułam się jak u siebie w domu. Z moimi rodzicami łączy mnie silna więź dlatego gdyby mieszkali daleko nie wiem jakbym zniosła rozłąkę ale widujemy się na szczęście codziennie bo mieszkamy od siebie 7 min jazdy samochodem a właściwie to pracujemy razem z moją mamą także mam ich na codzień:)
napisał/a: białadama 2009-10-14 16:27
Ja się wyprowadziłam z domu rodzinnego mając lat 24,5.Moi rodzice bardzo przeżywali,bo dla nich była wiecznie małą dziewczynką. No,ale pogodzili się z moją decyzją i jest ok,choć się tęskni.