Wyprowadzka z rodzinnego domu

napisał/a: ~gość 2009-10-14 21:09
Ja się wyprowadziłam mając 20 lat, bo wyjechałam na studia... dla mnie to było spełnienie marzeń, bo całe dotychczasowe życie spędziłam na wsi, gdzie dosłownie nie ma co robić... wszyscy w moim wieku powyjeżdżali na studia i nawet nie było z kim pójść na piwo (pomijając już to, że nawet nie było gdzie pójść). Mieszkałam/studiowałam we Wrocławiu pół roku, niemal co weekend przyjeżdżałam do domu (aż mi mama zaczęła marudzić, że mam tak często nie przyjeżdżać) i byłło fajnie :) aż pod koniecn marca przeprowadziłam się do Narzeczonego do Gliwic. Dla wszystkich była to wielka głupota, bo przecież 'tak krótko się znamy' (byliśmy wtedy razem 2 miesiące, co z tego, że wcześniej znaliśmy się 5 lat przez neta :P ). Mama była na nie, ja wbrew całej rodzinie postawiłam na swoim. Na początku były wielkie fochy, ale jak poznali Adama (tego 'internetowego zboczeńca' ) to nagle nastawienie się zmieniło a mama nagle zaczęła bardziej tęsknić i ciągle wypytywać, kiedy znowu przyjedziemy :)
teraz przed nami przeprowadzka do Krakowa, kolejne 100km dalej od mojego rodzinnego domu... nie podoba mi się to (3 przeprowadzka w ciągu roku!), ale musimy, chociaż na kilka miesięcy ze względu na jego pracę... w domu będę jeszcze rzadziej, ciężko mi będzie dojeżdżać do szkoły... no nie jestem tym zachwycona :/
ale zakładam, że jakoś damy radę :)
napisał/a: mnpszmer 2009-10-14 21:18
A ja mając 15lat wyprowadziłam się z Polski razem z mamą i zamieszkałyśmy za granicą z moim ojczymem.Tam za pół roku poznałam mojego M i zaczęliśmy być razem.Dzień przed moją 18stką pokłóciłam się z ojczymem i wywalił mnie z domu.Od tamtej pory zamieszkałam z moim M u niego w mieszakniu.Mieszkanie było dla 1 osoby więc za 2miesiące wyprowadziliśmy się do innego mieszkania.Mieszkaliśmy tam około roku i zaszłam w ciążę więc znowu trzeba było zmienić mieszkanie.Teraz od 2,5roku mieszkamy tu gdzie mieszkamy, ale ja łódzę się nadziejami, że uda mi się mojego faceta namówić na powrót do Polski po ślubie ;) bo niestety za granicą nie umiem sobie znaleść miejsca.Brakuje mi rodziny, znajomych i w ogóle czuję się osamotniona.Gdyby nie moja córka to bym zwariowała chyba.Ehhhh....ale się rozpisałam :P
napisał/a: soundtrack 2009-12-14 22:33
Właśnie jesteśmy z narzeczonym na etapie podejmowania decyzji o wspólnym mieszkaniu. Będziemy wynajmować, w sumie z oszczędności i jakiś dorobionych pieniędzy bo studiujemy dziennie. To nie jest tak,że chcemy koniecznie, teraz, już i do ślubu nie wytrzymamy, problemy rodzinne z jednej strony nas do tego popychają.
Ukochanemu został 1 semestr do zakończenia studiów, mi 3 i wtedy slubujemy.
Chcę tez znim zamieszkac już przed ślubem, żeby mimo wsyztko się "dotrzeć". Później będziemy mieszkac z rodzicami, aż troche odłożymy i weżmiemy kredyt na mieszkanko.

sie rozpisałam, ale nie o to....

strasznie boje sie reakcji rodziców. Oni myślą, że zostane z nimi jeszcze ze 2 lata. Mama już mi dawno powiedziała, że ona sobie nie wyobraża, żebym ja sie wyprowadziła. Brata wypchneli z domu i cała ich nadopiekuńczość spadła na mnie. Czuje sie jak 15latka, a mam lat 23.

nie wiem jak do tego podejść. boje się, że wyskoczą z agrumentem typu: że bez ślubu, co ludzie powiedzą i bla bla bla.
napisał/a: Tigana 2009-12-15 11:14
soundtrack, a teraz mieszkacie z rodzicami czy coś wynajmujecie osobno? Wydaje mi się, ze jeżeli to będziecie argumentować ekonomią itd. to nei powinno być problemu, tym bardziej że jesteście już zaręczeni i macię datę ślubu ustaloną. Rodzicom zawsze jest cieżko sie rozstać, ale dacie radę ich przekonać.
A na argument: co ludzie powiedzą to najlepiej powiedzieć że żyjesz dla siebie, nie dla ludzi.
napisał/a: Gvalch'ca 2009-12-15 11:48
18letni syn przychodzi do ojca i mówi:
- Tato jestem już dorosły, czy mogę wyprowadzić się z domu?
Na co ojciec
- Nie synu nie jesteś jeszcze wystarczająco dorosły.
Po kilku latach 25letni syn przychodzi do ojca i mówi:
- Tato jestem już dorosły, czy mogę wyprowadzić się z domu?
Na co ojciec
- Nie synu nie jesteś jeszcze wystarczająco dorosły.
Znowu po kilku latach 30letni syn przychodzi do ojca i mówi:
- Tato jestem już dorosły, czy mogę wyprowadzić się z domu?
Na co ojciec usiadł i zaczął płakać.

Wczoraj przeczytałam taką anegdotkę i bardzo mi się spodobała
napisał/a: soundtrack 2009-12-16 17:21
heh :) nie no nie mam zamiaru sie ich wielce pytać, ale boje sie, ze mama zacznie płakać i anmawiac mnie zebym jednak została :)
nigdy nie chciałąm ich zawieść i moze dlatego ich zdanie jest dla mnie tak ważne. do dziś bałam, się,że mogę powiedzieć coś w stylu "nie" a ja zostane w domu. Jednak po rozmowie z narzeczonym nastawilismy się, że sie wyprowadzamy i koniec.

aa i jednak chodzi o względy ekonomiczne. mieszkamy każdy ze swoją rodziną, jednak narzeczony musi sie wyprowadzić a samemu byłoby mu cięzko finansowo i w ogole :P :)


dziękuję za wsparcie. dziś czeka mnie rozmowa sam na sam z rodzicami, a poźniej sciagne narzeczonego :)
napisał/a: Gvalch'ca 2009-12-16 17:54
soundtrack to trzymam kciuki za powodzenie rozmowy.
napisał/a: ~gość 2009-12-18 08:49
O rany przyznaje ze Was podziwiam.....
Ja jak mysle ze mam sie wyprowadzic z domu (np wczoraj mnie dopadlo) to mi tak smutno jakos.... Juz nie bedzie ze mna moich katow miejsc rodzinki, nic nie bedzie jak kiedys.... Ehhhh wiem ze to dziwne glupie i wiekszosc bedzie sie dziwic ale tak juz mam
napisał/a: margaret3 2009-12-18 10:36
Magda_86 napisal(a):Juz nie bedzie ze mna moich katow miejsc

Będą Wasze kąty
Nie ma co patrzeć na wyprowadzkę jak na jakaś tragedię. Wyprowadzka to początek nowej wspólnej drogi A jeśli ktoś nie wyjeżdża na drugi koniec Polski to do rodziców można wpadać
napisał/a: ~gość 2009-12-21 13:56
My będziemy mieszkać w sumie blisko jednych i drugich rodziców (do moich ok. 15 min, do rodziców N. ok. 25 min.) jednak nawet taka odległość stanowi pewien mur.. moja starsza o 7 lat siostra wyprowadziła się mając zaledwie 19 lat, od czasu mieszka za granicą, ja cały czas jestem z rodzicami i niestety moja mama jakoś nie bardzo wyobraża sobie, że po ślubie już mnie nie będzie... Wynika to z tego, że mamy świetny kontakt, dużo czasu spędzamy razem, wiemy o sobie wszystko i pewnie relacje zmienią się po mojej wyprowadzce. Jest jeszcze inna strona medalu- relacje mama=tata nie potrafią z sobą rozmawiać, żyją obok siebie, więc obawiam się, że mama będzie po prostu znudzona życiem
napisał/a: ~gość 2009-12-24 11:03
Dżastuś napisal(a):My będziemy mieszkać w sumie blisko jednych i drugich rodziców (do moich ok. 15 min, do rodziców N. ok. 25 min.)
oj, zazdroszczę... my do rodziców A. mamy ponad 100km, a do mnie prawie 200...

[ Dodano: 2010-01-10, 00:55 ]
Witam Wszystkich

z tej strony pisze dacar666, czyli znany tutaj wszem i wobec Adaś (ukochany Roodej). Postanowiłem tutaj napisać, gdyż bardzo liczę na Waszą pomoc, a Rooda już niejednokrotnie od Was otrzymywała takową... więc liczę po cichutku, że i ja się załapię.

Po krótce opiszę sytuację - od urodzenia mieszkałem z całą rodziną w Gliwicach. Było cacy, duży dom, ogromny ogród, itp. Razem z rodzeństwem (starsi brat i siostra) jeździliśmy na wakacje, byliśmy rodziną.

Niby sielanka, ale... no właśnie...

po ślubie wyprowadziła się siostra. Po swoim ślubie w jej kroki poszedł brat. w ogromnym domu (ponad 400 metrów kwadratowych) zostałem ja, mama i ojciec. Ten ostatni co raz więcej czasu spędza w górach, ponieważ ma tam interesy, więc niejednokrotnie zostawałem w domu sam z mamą. I przyszła kolej na mnie...

od listopada przeprowadziłem się razem z Roodą do Krakowa. jest nam razem cudownie, wspaniale, idealnie. ale u mnie w sercu siedzi pewna zadra... otóż cholernie żal mi mojej mamy. Nie chcę, żeby to zabrzmiało na zasadzie "najlepiej na garnuszku mamusi, mamusia ugotuje, upierze, posprząta itp". Nie jest tak. Po prostu cholernie żal mi mamy ze względu na to, że kilka lat temu dom ten tętnił życiem, a dzisiaj została w nim całkowicie sama. Ojciec przyjeżdża na weekendy, rodzeństwo do niej nie zagląda... ja, gdybym mógł, zaglądałbym ile tylko mogę. Ale problemy są dwa... po pierwsze praca - najwięcej to jeden dzień wolnego, a po drugie - niestety kasa. Za podróż w obie strony trzeba liczyć stówę, co przy kilku wycieczkach daje dość pokaźną sumkę. I jeszcze jedna sprawa - chcę jak najwięcej czasu spędzać z Roodą sam na sam. Każdy wolny dzień od pracy chciałbym jej wynagradzać całym dniem spędzonym razem. I tu się pojawia ogromny dla mnie problem...


co robić? Odciąć się całkowicie, zostawić mamę "na pastwę losu"? Czy może w dalszym ciągu brnąć w te wyjazdy po kilka razy w miesiącu? Czy co zrobić? Nie mam pojęcia, nie mam siły samodzielnie podjąć decyzji...


proszę Was, pomóżcie mi...


P.S. Zapomniałem jeszcze dodać, że za każdym razem, kiedy mówię mamie, że "zostajemy w krakowie" jest mi strasznie przykro :/
napisał/a: ~gość 2010-01-10 13:29
Rooda666, a raczej Adamie wiadomo ze nie chodzi Ci tu o garnuszek mamy. Ale tez nie mozesz miec w sobie poczucia winy. To normalne ze ludzie maja dzieci a te dzieci kiedys zakladaja swoje rodziny i opuszczaja dom rodzinny... Wiadomo ze Tobie jest przykro i zle bo zostales ostatni w domu jestes mezczyzna i masz zakodowane ze musisz dbac otaczac opieka kobiety, w tym przypadku swoja przyszla zone i mame. Mamie tez moze byc ciezko bo wlasnie dopada ja syndrom tzw "pustego gniazda"...
Nie podchodz do tego tak, ze jesli nie bedziesz jezdzil to zostawiasz mame na pastwe losu bo to nie prawda i Twoja mama napewno tak tego nie odbiera. Jesli chcesz mozesz z nia porozmawiac, ale nawet jesli nie to mam to rozumie uwierz mi.
Co ja bym zrobila na Twoim miejsce?? Przede wszystkim nie powinnam Ci radzic bo to bardzo delikatny temat, ale jestes dorosly zakladasz wlasna rodzine wiec ja bym do mamy pojechala raz na jakis czas, jak pozwoli czas i fundusze nie wiem 1 raz na tydzien czy na 2 tygodnie a nie kazdy wolny dzien. Mama to napewno zrozumie bo to jest normalna ludzka rzecz i Twja mama napewno cieszy sie Twoim szczesciem a najgorsze sa poczatki
Trzymam kciuki