jak pomóc choremu na nerwice?

napisał/a: kasia1825 2008-10-08 21:03
Witam:)
On już brał wcześniej te tabletki i mu pomagały nic mu siękompletnie nie działo ale potem jak się dziś okazało u lekarza przestał je zażywać :/ Też mam nadzieje że lekarz się nie myli chodż 100% pewności nie mam bo zraziłam się bardzo do lekarzy io panicznie się ich boje.Jak pojechałam z Pawłem do szpitala zaczełam się cała trząść próbowałam się opanować na zew, ale w środku byłam cała zpanikowana i niewiedziałam co zrobić.Ale ja go teraz przypilnuje z tymi proszkami:) A u mnie ogólnie dobrze ..ucze się do matury więć jest bardzo dużo nauki:)Ciesze się,że u Ciebie wszytsko wporządku i mam nadzieje że tak zostanie)
pozdrawiam:*
napisał/a: krysia1705 2008-10-08 21:37
Kasiu,dlaczego tak panicznie boisz sie lekarzy? i co takiego stalo sie w tym szpitalu,ze sie tak strasznie czulas?
Wiesz mysle ze jestes super dziewczyna,dla twojego chlopaka i mam nadzieje ze on kiedys to doceni:)
napisał/a: kasia1825 2008-10-08 22:09
A dziękuje za komplement:D
Pisanie o tym jest bardzo trudne dla mnie.Mianowicie 10 miesiecy temu straciłam moją najukochańszą babcie właśnie z winy lekarza...nic jej nie było tylko dwa miesiące przed jej śmiercią dowiedziała się że ma małą cukrzyce a dwa tygodnie przed jej odejściem dowiedziała się że zaraziła się grużlicą.Po chyba 10 dniach poszła do szpitala gdzie zrobili podstawowy błąd....podobno niewolno mieszać proszków na grużlice z tymi na cukrzyc i trzeba robić specjalne testy które wykarzą jakie leki można zażywać...no a oni właśnie tego nie zrobili i gdy moja babcia zaczeła wymiotować po tych lekach i omdlała , w ogóle jej nie pomogli i się tym nie przejeli a w noc przed śmiercią coś zaczeło się z nia dziać chyba przestały jej pracować nerki i nastąpiło zatrzyanie akcji serca...a oni zamiast działać odrazu zostawili ja do rana i dopiero póżniej zawiżli do wojewódzkiego szpitala ale było już zapóżno(((:(I tak w przeciągu trzech dni ze zdrowego człowieka go uśmiercili.Moja babcia zawsze się bała lekarzy i poczęści mam to chyba po niej ale gdy się jej to przydażylo to nie moge na nich patrzeć.Ale to nie jedyny przypadek w mojej rodzinie kiedy z winy lekarza zmarła mi bliska osoba:*:*
napisał/a: kasia1825 2008-10-10 11:23
A dziękuje za komplement:D
Pisanie o tym jest bardzo trudne dla mnie.Mianowicie 10 miesiecy temu straciłam moją najukochańszą babcie właśnie z winy lekarza...nic jej nie było tylko dwa miesiące przed jej śmiercią dowiedziała się że ma małą cukrzyce a dwa tygodnie przed jej odejściem dowiedziała się że zaraziła się grużlicą.Po chyba 10 dniach poszła do szpitala gdzie zrobili podstawowy błąd....podobno niewolno mieszać proszków na grużlice z tymi na cukrzyc i trzeba robić specjalne testy które wykarzą jakie leki można zażywać...no a oni właśnie tego nie zrobili i gdy moja babcia zaczeła wymiotować po tych lekach i omdlała , w ogóle jej nie pomogli i się tym nie przejeli a w noc przed śmiercią coś zaczeło się z nia dziać chyba przestały jej pracować nerki i nastąpiło zatrzyanie akcji serca...a oni zamiast działać odrazu zostawili ja do rana i dopiero póżniej zawiżli do wojewódzkiego szpitala ale było już zapóżno(((:(I tak w przeciągu trzech dni ze zdrowego człowieka go uśmiercili.Moja babcia zawsze się bała lekarzy i poczęści mam to chyba po niej ale gdy się jej to przydażylo to nie moge na nich patrzeć.Ale to nie jedyny przypadek w mojej rodzinie kiedy z winy lekarza zmarła mi bliska osoba:*:*
napisał/a: ojtam2 2008-10-10 11:41
Witajcie Panie i Panowie, Mam na imię Kasia (też) i mój mąz jest chory na newicę. Długo już 5 lat będzie jak zapadła diagnoza. Dobrze się czuje tylko po lekach, jak kotś chce mogę je podać, są oczywiście na rece ptę. Silnie uzależniają i aby były efekty pozytywne zwiększa dawkę. W pewnym momencie chciał z nich wyjść, saam z siebie bo własnie się dobrzec czuł, i jak odstawił, to miał takiego doła, że miał probę samobójczą. Szpital psy i te sprawy. Terapia, a raczej coś w tym stylu u psychiatry po szpitalu, znowu leki i tak do tej pory. Poza tym, że przerażliwie boi się o swoje zdrowie (nie ma tygodnia bez lekarza, bo ciągle coś sobie wynajduje, coś co nie istnieje, ma PEŁNA badania przynajmniej raz w roku łącznie z gastroskopią, proktologiem, nie mówiąć o prześwietleniach płuc, usg, ekg, holterach, moczu i morfologii, które to powtarza co kilka miesięcy - zawsze jest wszystko w najlepszym porządku, okaz zdrowia), to mimo leków, które ma "lżejsze" ma takie napady lęku, że chce sobie coś zrobić. Bardzo się boję, że kiedyś wrócę do domu i zastanę go martwego. Żyję z nim i dla niego, zawsze chodzę z nim do lekarza, nigdy nie krytykuję za to, że znowu ma badania robić, pocieszam, wspieram, uspakajam, to lęki powracają. Mówię mu wtedy, że z nim jestem, że zaraz minie, że będzie dobrze niedługo, że tyle jeszcze przed nami, albo staram się odwrócić uwagę, gadam o czymś śmiesznym, bym kurcze na głowie mogła chodzić jakby mu to tylko pomogło, ale W TYCH MOMENTACH NIC NIE POMAGA. Może macie jakieś rady jak włagodzić jego lęki jak się pojawią, poza oczywiście tabletkami, jak do niego trafić, co jest takiego co może spowodować ulgę. Jak ma lęki, jest nieobecny umysłem, oczy blędne, chodzi jak nakręcony, i szuka ujścia w fizycznym bólu, który chce sobie zadać, aby lęk minął, aby od niego siebie odciągnąć. Czy mam może być wtedy dla niego stanowcza, zagrozić rozwodem, ale też się boję, że dopiero się zabije. Co robić? Pomóżcie. Jeden psychiatra mówił, że terapia u psychologa, terapia grupowa mu pomoże, inny, że nie koniecznie, on ma pomysł na hipnożę. po prostu szukamy, ale też nie chcę wyjeżdząc do chin kupować jakieś kocie pazury do namoczenia i picia, chcę zachować trzeźwość umysłu, wszytsko by mu pomóc.
Będę czekała na wasze wsparcie.
napisał/a: krysia1705 2008-10-10 14:38
Kasiu ojtam,z tego co czytam to widze ze bardzo kochasz swojego meza i masz duzo cierpliwosci a to nie latwe
napisał/a: krysia1705 2008-10-10 14:53
Witam Kasiu ojtam,widze z tego co czytam ze bardzo kochasz swojego meza,masz tez duzo cierpliwosci a to nie latwe.Wiem to ze swojego doswiadczenia.Tylko u mnie bylo odwrotnie to ja ciezko zachorowalam na nerwice i maz mnie wspieral.Wiec wiem ze czasem nie mial latwo,tez mialam silne leki.Na poczatku leczono mnie lekami,ale to w moim przypadku byl stracony czas.Tak naprawde dopiero pomogla mi psychoterapia(I to nie jedna)Leczenie zaczelam od pobytu w Centrum Terapi Nerwic,tam przechodzilam psychoterapie gropowa i indywidualna jednoczesnie.Po trzech miesiacach pobytu wrocilam juz zupelnie innym czlowiekiem.od tego momentu zaczelo sie moje zdrowienie.Bardzo duzo pracy musialam potem jeszcze wlorzyc ,zeby twardo stanac na swoich nogach i zaczac w miare normalnie funkcjonowac.Ale oplacalo sie,mysle ze dzisiaj jestem juz prawie zdrowa,a na poczatku znajdowalam sie w podobnym stanie jak twoj maz.Sprobuj go namowic wlasnie na psychoterapie,moim zdaniem to jedyne sluszne leczenie w nerwicy.Lekami moze sie narazie wspomagac.To trudna droga,ale zeby zwalczyc wroga trzeba go najpierw dobrze poznac,pozatym efekty sa trwale!
Pozdrawiam:)
napisał/a: krysia1705 2008-10-10 14:56
Cos mi sie tam porobilo i czesc posta predzej sie wyslala,ten dluzszy jest wlasciwy hehe!
napisał/a: ojtam2 2008-10-10 15:13
Bardzo, ale to bardzo dziękuję, Twój przykład jest dla mnie wymierny. Mąż na terapię chce iść, czyli dobrze. Powiedz jeszcze jeśłi możesz, to przybliży mi trochę stan w jakim się jest, czy tak jest że w trakcie ataku jest Ci wszystko jedno? Że to takie potężne uczucie, ze nic poza jego ukojeniem nie jest ważne?
Na terapie skoro to może aż tak pomóć warto iść, bo cierpi mimo lekó i jak jest z nim dobrze to sam chce. To pozytywne, prawda? To znaczy, że mu na życiu zależy? Faktycznie bardzo bardzo kocham Mariusza, są momenty jak widzę jak się męczy, że bym chciała ten ból, to zjawisko wziąć na siebie, a są, że z nim umżeć. Wtedy siebie się boję wręcz. Kasia (ojtam, bo mam chwile zwątpienia, Twój mąż też miał?, możesz go spytać?) Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję
napisał/a: krysia1705 2008-10-10 19:40
Wiesz co Kasiu,napewno mial chwile zwatpienia,nie pokazywal mi jednak tego.
Co do atakow leku,to zgodze sie, czlowiek bylby w stanie zrobic wszystko byleby tego nie czuc.To jest koszmarne uczucie,jakby ci sie mialo niewem co strasznego stac.U mnie dochodzila jeszcze panika.To jest straszne! a najgorsze ze gdyby sie ktos spytal co ci sie dzieje to ty nie potrafisz na to odpowiedziec.Ale uwierz ze gorszego uczucia nie znam!!!
Bardzo fajnie ze twoj Mariusz,sam chce poddac sie psychoterapi,mysle ze tez mu bardzo pomoze.Bo zeby sie wyleczyc to przedewszystkim trzeba chciec i nie poddawac sie mimo licznych upadkow.Psychoterapia nie dziala od razu,potrzeba wiecej czasu,ale efekty sa trwale.Naprawde!!!!
Kasiu chetnie odpowiem na twoje pytania,ale jutro wyjezdzam na tydzien i nie bedzie mnie na forum. To do uslyszenia za tydzen,trzymaj sie i pisz co dalej u twojego meza:)
napisał/a: ojtam2 2008-10-12 13:18
Przede wszystkim Krysiu miłego wypoczynku, to zawsze miłe oderwać się od codzienności. Zazdroszczę.
Tak mam jeszcze temat psychoterapii, który mnie nurtuje. Wiem, że efekty nie są natychmiastowe, i to jestem w stanie zrozumieć, lecz nie potrafię zrozumieć mechanizmu jaki przyczynia się do lepszego samopoczucia, bo z nerwicy jak mówi Mariusza psychiatra wyleczyć się nie można, można jedynie nauczyć się z nią żyć, tak aby nie była uciążliwa. Co powiduje, że przynosi takie niesamowite efekty? Nikt nam jeszcze tego nie wytłumaczył, być może, dlatego, że lekarze sami nie mieli nerwicy i nie potrafią tego dokładnie opisać. Czy faktycznie jak nam zapowiedziano chodzi o znalezienie tego jedynego zdarzenia z przeszłości, które było podstawą powstawania lęków, przeżycie go raz jeszcze pod kątem zarzegnania lęku, jakby przyjęcie lęku jako bezpodstawny? Czy bardziej jest to nauka o radzeniu sobie z nerwicą? Istotna sprawa jak dla nas, niemniej niezależnie od tego jak to działa, Ty jesteś przykładem, że warto. Czy teraz żyjesz "normalnie", tz. ponoć nerwicowcy zawsze pamiętają, że mają nerwicę, ale potrafią niedoprowadzić do jej powstania i "urośnięcia", czy w ogólr już nie pamętasz o Twoich poprzednich problemach zdrowotnuych? Np. Mariusz, nawet jak jesteśmy razem (wtedyu jest dużo mniejsze prawdopodobieństwo, że lęki powstaną), nawet jak jest piękna pogoda (jak jest szaro i niemiło czuje się automatycznie gorzej, lecz co ciekawe jak pada deszcz lub jest noc też czuje się dobrze) zawsze ale to zawsze pamięta, że ma nerwicę i że może coś się stać. Z tym, że przychodzi ona na tyle powoli, że czuje jak lęk narasta w nim, a więc jest czas na wzięcie leku, który został mu przypisany właśnie do brania dorażnie w razie napadu. Czasami jakby upewnia się przed samym sobą mówią na głos "przecież ja się rewelacyjnie czuję". Czekam zatem na Twój powrót z utęsknieniem. Pozdrawiam, baw się dobrze.
napisał/a: ojtam2 2008-10-28 19:36
Witajcie, czy może ktoś wie czy chorzy na berwicę mają wahania nastroju ze skrajności w skrajność> Typu w sobotę jest wszystko pięknie, aż nienaturalnie piękne, nastrój wspaniały, a w niedzielę od rana już klęska, wszystko źle, żyć się nie chce?
W też tak miewaliście, bo to właśnie się zdarza mojemu mężowi poza całą nerwicą lękową i jej "standardowymi" objawami. Nie wiem, czy mam być w sytuacjach wahań jego nastroju być pobłażliwa zrzucając je na konto nerwicy czy też właśnie mu je wypominać w kontekście skrajności? Wiecie nie jest łatwo, mi też żyć z tamiki sprawami nieustannie wplatanymi w już i tak niełatwe życie codzienne.
Odpiszcie jak ktoś wie jak postępować. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Kaisa