PERFORACJA PRZEGRODY NOSOWEJ

napisał/a: sitak23 2010-02-28 20:33
najlepszym wyjściem jest usuniecie przegrody ,jeżeli perforacja jest denerwująca to poproście o usuniecie przegrody i po kłopocie
napisał/a: stobronka 2010-03-01 10:40
To ma byc jakiś żart?? a niby na czym później ma sie trzymac konstrukcja nosa??
napisał/a: sitak23 2010-03-01 12:34
stobronka napisal(a):To ma byc jakiś żart?? a niby na czym później ma sie trzymac konstrukcja nosa??

co ty myslisz ze jak sie zrobi resekcje przegrody to nos odpadnie??hehe
napisał/a: Osito 2010-03-07 13:15
Witajcie!
Pozwólcie, że opiszę Wam swoją historię problemów z nosem.
Mam 19 lat, od prawie dwóch lat miałem krwawienie z nosa, robiły się strupki, odkładał się też śluz co razem zatykało mi nos i nie mogłem oddychać. Dlatego kilka razy dziennie nos dokładnie oczyszczałem, wyciągałem wszystko co zalegało, żeby móc oddychać. Po każdym czyszczeniu sączyła się z naczyń krwionośnych przegrody krew, więc strupki robiły się na nowo, i tak dzień w dzień… Przypuszczałem że problemy z krwawieniem z nosa są spowodowane wysuszeniem śluzówki, co jest jednym ze skutków ubocznych działania leku na trądzik który skończyłem brać 2 lata temu, był to „Tretinex”. Mimo upływu takiego czasu do tej pory moja skóra nie produkuje łoju, z twarzy wiecznie mi się sypie naskórek a włosy nigdy się nie przetłuszczają, więc jak się domyślam i śluzówki mogą być przez to wysuszone. W każdym razie prawdopodobnie w październiku zeszłego roku poszedłem do poleconego laryngologa, który odrzucił moją tezę na temat ubocznych skutków „Tretinexu” i stwierdził że musi być jakaś inna przyczyna tego krwawienia, nie stwierdzając jednak jaka. Zaczął od wyleczenia owrzodzenia śluzówki w obu otworach nosowych, chociaż stan lewego otworu był i aż do dzisiaj pozostał zadowalający, maścią ze sterydem „Hydrocortisonum”. Po jakimś czasie smarowania mój lekarz stwierdził że owrzodzenie ustąpiło, więc i krwawienia powinny. Jeśli by nie ustąpiły to kazał się zgłosić do niego już tym razem do szpitala a nie do gabinetu w celu wykonania zabiegu. Ponieważ krwawienia pozostały, w styczniu tego roku zrobiono mi ablację prawej strony przegrody nosowej, czyli w dużym skrócie zabieg wycięcia naczyń krwionośnych, po którym dalej ranę miałem smarować „Hydrocortisonum”. Po zabiegu błona śluzowa bardzo kiepsko odrastała na chrząstce przegrody, nos dalej krwawił, do tego doszły infekcje i zapalenia zatok, więc w lutym przeprowadzono koagulację, czyli zabieg przypalania naczyń krwionośnych impulsem elektrycznym. Przez pierwsze dni efekt był niezły, jednak krwawienie i strupy przeniosły się bardziej w głąb nosa szybko mi go zatykając. Kiedy próbowałem oczyszczać nos z tych nowych skrzepów nos zaczynał krwawić tak obficie, że zatamowanie krwawienia zajmowało mi kilka godzin. Po prawie miesiącu od koagulacji skończyły się obfite krwawienia, ale skrzepy dalej robiły się na niemal całej powierzchni przegrody w prawym otworze nosa, a ja dalej systematycznie nos z nich oczyszczałem. Nowy laryngolog u którego byłem kilka dni temu stwierdził niemal dokonaną perforację przegrody o średnicy pozwalającej przełożyć przez przegrodę palec na wylot. Perforację nazwałem niemal dokonaną, ponieważ nie jest to jeszcze dziura na wylot, jednak laryngolog w zasadzie nie dał szans na to, że zagłębienie nie doprowadzi do perforacji. Pani doktor za błąd uznała przede wszystkim brak wymazu z nosa, o którym nikt w szpitalu na oddziale laryngologii nie pomyślał. Skrytykowała też zabiegi ablacji i koagulacji, które doprowadziły do odsłonięcia chrząstki przegrody i naraziły ją na infekcje, które źle leczone, a w dodatku ciągle przeze mnie podrażniane, doprowadziły do zniszczenia chrząstki, która w każdej chwili może się rozlecieć doprowadzając do perforacji. Krwawienia leczyłaby metodą zmrażania naczyń krwionośnych, ale teraz już jest na to za późno. Nie rozpoczęła właściwego leczenia, ponieważ czeka na wyniki wymazu, ale odstawiła „Hydrocortisonum”, a przepisała wodę morską, zawiesinę do nosa, maść antybakteryjną i urządzenie do płukania nosa i zatok. Kiedy pytałem o możliwości wyleczenia perforacji, usłyszałem że najlepsze co medycyna do tej pory wymyśliła na ten problem, to klin z tworzywa sztucznego wkładany w otwór w przegrodzie i zakręcany z obu stron przegrody. Przeszczepy zdaniem mojej pani laryngolog nie mają sensu, bo zbyt często są odrzucane. Moje obecne leczenie polega na sprawieniu, żeby przyszła perforacja była możliwie niewielka, chociaż na chwilę obecną zapowiada się na ok. 1,5cm. Może ktoś z Was wie, w którym momencie popełniono błąd, albo co można teraz zrobić, żeby uratować tę cieniutką część przegrody, która mi jeszcze została, ale która jest mocno zainfekowana? I przepraszam, że zająłem tyle miejsca tym opisem, może jednak ktoś to przeczyta i mu się to przyda, albo będzie w stanie coś mi podpowiedzieć. Pozdrawiam serdecznie!
napisał/a: ninja332 2010-03-09 21:06
Witam
Dawno tu nie zaglądałam, aż administrator się o mnie upomniał:)
No niestety, tak się cieszyłam, że po zastosowaniu tej maści RINOPANTEINA przestanę mieć strupki, to się pomyliłam. Przyznaję się, że nie smaruję nosa regularnie, po prostu zapominam (mam małe dziecko, które mnie mocno absorbuje). No i moja perforacja powiększyła się, niemal 3-krotnie, teraz dziura ma ok 1cm średnicy, tak mi się bynajmniej wydaje. Nie mogę znieść tych strupów w nosie, zwłaszcza po nocy no i je zdrapuję. Zastanawiam się dlaczego nikt WPROST nie pisze, że po prostu je ZDRAPUJE, bo ja właśnie tak robię i nie wstydzę się tego:) A może jestem jedyna osobą na tym forum która tak robi? W maju idę na kontrolę, odezwę się po wizycie.
Pozdrawiam wszystkich smarujących))):)nos oczywiście
napisał/a: stobronka 2011-01-19 11:14
odswieżam temat :)
Czy macie jakies nowe informacje na temat perforacji, czy może ktos z Was przechodził operacje na usunięcie perforacji??

Pozdrawiam
napisał/a: SowkaS 2011-01-19 11:33
Tak, zdrapuje się, i to jest jak nałóg. Nie można przestać, i robi się to wręcz podświadomie. Wstydzić się nie trzeba, że się w nosie dłubie, bo to w sumie ludzka rzecz. Jednak to, że robi się samemu sobie krzywdę i to sporą (pomijając że cholernie kosztowną) to juz inna historia...
Ja przeszlam operacje, w zasadzie to 2, bo w 2 etapach. Jak ktos chce szczegolow to zapraszam na priv.

Buzka,
Asia.
napisał/a: ripmav 2011-05-05 23:07
Dajcie spokój tym dywagacją. Ja nie mam przegrody od 20 lat i żyję. Jest mi z tym dobrze. Nawet prezentuję sztuki cyrkowe z nitką i zakłady. Przewlekam nitkę jedną dziurką mówię, że przeciągam ją przez mózg i wywlekam drugą:)))))
Jest super.
A tak na poważnie - straciłem przegrodę podczas walki na treningu Shotokan w 8-ej klasie podstawówki. Mam 37 lat i żyję z tym.
Nos mi nie odpadł z tego powodu i nigdy też nie uległ złamaniu.
Pozdrawiam
Ripmav:)
napisał/a: sad11 2011-07-12 21:05
Witam, dostałem perforacji, przez niedorobionego doktorka, który prostował mi przegrodę(dr. Żyłka, onkologia Kielce), Do dzis miałem objawy , krwawienie, trudności z oddychaniem, łatwiej się przeziębiam, ale od dziś mam gwizdanie w nosie podczas oddychanie, czy ktoś z was to miał lub ma, jak tego sie pozbyć???
napisał/a: numark 2011-07-13 11:50
Cześc wszytkim,
Nie byłem u żadnego lekarza jeszcze z tym, problem jest tego typu: mam taką jakby szrame w nosie, jakby malutkie nacięcie na przegrodzie nosowej a wygląda to jak by skóra troche pękła. Jakiś miesiac temu to sie zrobilo, pojawil się strupek i troche irytujace uczucie jakby cos tam bylo przyklejone do nosa i przeszkadzalo. Potem przestalo przeszkadzac i zapommnialem o tym, kilka dni temu uczucie wróciło więc postanowiłem obejrzec nos i okazalo sie zo dziurka jest coraz wieksza, przybylo jej kilka milimetrow na dlugosc.
Żadnych krwawien nie bylo, katarów czy innych objawow. Co mam z tym zrobic? Co to w ogóle jest?
napisał/a: piomiet 2011-09-09 13:21
Witam wszystkich piszących w tym wątku. Piszę ponieważ mam taki sam problem jak wszyscy tu piszacy. Moja historia wygląda następująco: Zawsze w trakcie katarów lubiała mi się puszczać z nosa krew, oprócz tego miałem też pare takich sytuacji że puszczała sie tez bez kataru, postanowiłem udać się do laryngologa. Udało mi się w szpitalu trafić na Panią ordynator która stwierdziła, że spowodowane jest to delikatnym skrzywieniem przegrody i że operacja przegrody sprawi że problem zniknie. Cała operacja przeszła bez namniejszych problemów, troszkę bolał nos ale dało się wytrzymać :) Lecz juz przy pierwszym przeziebieniu i katarze problem krwawienia powrócił. Pani laryngolog stwierdziła że wszystko jest ok i powinno byc ok, zleciła nawet tomografie komputerowa, robiła wymaz z nosa i rzeczywiście wyniki byly dobre. Ale problem był nadal. Stwierdziłem że udam się do innego laryngologa którego wszyscy polecali. Lekarz stwierdzil ze uszkodzona jest przegroda po operacji i jest dziurka w przegrodzie na wylot :( Powiedział, że niestety musze z tym żyć kazał nawilżać nos i zażywac różne lekarstwa wzmacniające ( Nozoil, Tantum protect, Capivit A+E itp) Mam przychodzic na wizyty co jakis czas i kontrolować bedziemy co dzieje sie z otworem. Niestety coraz częściej mam stany katarowe i zielonkawą wydzieline z nosa, krwawnie pojawiaja sie od czasu do czasu. Powoduje to też coraz czestsze "dłubania" w nosie i zdenerwowanie... Także wszystkim którzy chcą zdecydowac sie na prostowanie przegrody polecam się zastanowić dwa razy zanim wykonacie ten zabieg lub poszukać dobrego fachowca . Pozdrawiam
napisał/a: kryna 2011-12-03 00:12
Witam wszystkich,

Cieszę się, że znalazłem miejsce, w którym ludzie dzielą się swoimi dolegliwościami związanymi z perforacją przegrody nosowej, ponieważ żaden lekarz nie chce jednoznacznie odnieść się do tego problemu. Akurat dziś przyszedł taki dzień, że chciałem poczytać na ten właśnie temat i podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Zacznę więc od opowiedzenia całej historii przewlekając ją wszystkim co wiem na temat tego problemu :)
Perforację przegrody nosowej mam od 6 lat. W moim przypadku perforacja powstała - uwaga - podczas kichnięcia. Zawsze lubiłem nabrać mocno powietrza w płuca i porządnie kichnąć, bo zawsze daje to fajnego kopa energetycznego :) Wtedy byłem delikatnie podziębiony i zawsze miałem przy sobie chusteczki, więc gdy kichnąłem poszło wszystko w chusteczkę i poczułem, że jest w niej coś twardego. Odsłoniłem by sprawdzić i stwierdziłem, że musi to być kolejny strupek z nosa. Tak dokładnie jak ktoś już tu pisał, często miałem strupki w nosie i po prostu się ich pozbywałem, tak jak to zapewne robi każdy, palcem.
Po tym nieszczęsnym kichnięciu minęło kilka minut i zacząłem słyszeć gwizdanie podczas wciągania powietrza przez nos. Nie mogąc stwierdzić skąd dobiega świst obejrzałem cały nos z zewnątrz, poliki, podniebienie, nos w środku (nie widząc dziurki) i stwierdziłem, że pewnie znowu mi coś toruje oddech w nosie. Z taką świadomością dotrwałem do dnia następnego.
Po przebudzeniu okazało się, że nadal "to" słyszę. Wtedy się już wkurzyłem bo musiałem iść do pracy i postanowiłem jeszcze raz obejrzeć nos. Znowu nic nie znajdując na pierwszy rzut oka stwierdziłem, że to musi być coś poważniejszego i zacząłem wykrzywiać nos oraz zatykać jedną z dziurek - o dziwo przestawało gwizdać. Poszedłem po małą latareczkę i zacząłem doświetlać środek nosa. Po którymś z kolei odgięciu nosa oczom ukazała się jakaś ciemna plamka na środku ścianki między dziurkami. Gasząc światło stwierdziłem, że widzę światło latarki w drugiej dziurce. Wtedy zacząłem się śmiać do rozpuchu i stwierdziłem, że mogę teraz zakolczykować się jak byk :)
Wspomnę jeszcze, że po kichnięciu nie było wogule krwi ani żadnego stanu zapalnego - ot tak po prostu jakby wypadło mi kawałek ciała bez bólu.
Moja radość jednak nie trwała długo, ponieważ po 48h od wystąpienia perforacji znów zacząłem oczyszczać sobie nos ze strupków i nie zauważałem, że zdrapywałem strupki, które tworzyły się właśnie w tej maleńkiej wtedy dziurce (pewnie ledwo by przeszła zapałka).
Nie przejąłem się wcale tą perforacją (nie wiedząc jeszcze wtedy jak to się nazywa) i żyłem sobie dalej, opanowując powoli technikę oddychania, podczas której świst z nosa był prawie niesłyszalny. Nie szedłem również do żadnego lekarza, bo przecież nic nie bolało i krew wogule nie leciała. Po kolejnych 2 tygodniach stwierdziłem, że "gwizdanie" nosem zaczyna mnie doprowadzać do szału, a podobno w nocy musiałem spać tylko na jednym boku, bo w każdej innej pozycji byłem nie do zniesienia. Postanowiłem więc przyjrzeć się problemowi mojej dziury w nosie bliżej i po raz kolejny stanąłem przed lustrem. Wtedy już nie było mi do śmiechu bo odkryłem, że z nosa wyciągam dziwne włókniste i długie nawet na 2-3cm jakby strupki w formie nitki. Te nitki miały różne grubości i długości. Jednak i to mnie nie zmusiło do pójścia do lekarza, bo stwierdziłem, że wydzieliny z nosa tak właśnie zasychają.
Po kolejnych kilku tygodniach odkryłem , że moja dziura troszkę się jakby powiększyła i dało się zauważyć, że ma kształt leja - takiego jak po wybuchu bomby w ziemi :) Z jednej strony ścianki była mała dziurka a z drugiej 2-3 razy szersza. Wtedy postanowiłem przy najbliższej okazji udać się do lekarza. Niestety z braku odwagi o prawdzie zwlekałem jeszcze chyba z miesiąc. Przez ten czas oczywiście się oczyszczałem codziennie rano i wieczorem, ale zauważyłem, że w nocy zaczynam dłubać w nosie. Po którejś nocy polała się delikatnie krew z nosa, ponieważ zahaczyłem paznokciem o obrzeża mojej perforacji. Nie zmartwiłem się szczególnie bo przecież wcześniej już się tak trafiało podczas oczyszczania w ciągu dnia. Przez kolejnych kilka dni chciało się to wszystko zagoić ale miałem przy tym tak ogromne swędzenie wokół tej nieszczęsnej dziury, że musiałem się chociaż dotknąć. Tak też zrywałem sobie strupek z rany, która się nie wygoiła doprowadzając ponownie do krwawienia większego lub mniejszego. W takim stanie trwałem jeszcze chyba z 2 miesiące.
Nagle nabrałem odwagi i udałem się do przychodni, wybierając dzień, w którym moja dziura wyglądała jak najlepiej. Tam lekarz pierwszego kontaktu zrobił oczy i stwierdził, że przypadek nie jest typowy i koniecznie trzeba się spotkać z laryngologiem. Tak też uczyniłem. Na spotkaniu z laryngologiem okazało się, że jest to dla niego dość typowa 'usterka' i stwierdził, że jest coraz więcej ludzi z tym problemem. Oczywiście chcąc poznać genezę powstania dziury w przegrodzie zadawał pytania: -czy jestem narkomanem, bo najczęściej występuje to u ludzi, którzy wciągają nosem narkotyki-przytoczył tu amfetaminę, kokainę i heroinę; -czy uczestniczyłem w bójce; -czy może gdzieś się niedawno uderzyłem; -czy przekuwałem sobie przegrodę nosową; Oczywiście na wszystkie pytania otrzymał odpowiedź NIE. Zdziwił się bardzo bo widząc młodego człowieka (23 lata) stawiał na ćpanie, o czym sam mi powiedział. Powiedziałem, że to od bardzo mocnego kichnięcia i nie mógł uwierzyć. Spytałem co dalej, co można z tym zrobić jak to leczyć i zapobiegać. Spytałem się również czy może ta dziurka sama się zrośnie. Odpowiedział, że nie ma na to metody w medycynie, jeszcze nie została wymyślona taka, która byłaby skuteczna a dziurka na pewno się sama nie zrośnie i niestety będzie się powiększała szybciej lub wolniej. Wtedy się zmartwiłem i spytałem jakie więc są do wyboru na tą chwilę, z których mógłbym skorzystać. Lekarz stwierdził, że można zrobić przeszczep lub... zostawić tak jak jest jedynie pozbyć się krwawienia. Zapytałem więc, skoro miałby być przeszczep, to skąd się bierze 'część zastępczą', czy może się naciąga to co zostało i zszywa? Odparł twierdząco, że nie da się nic zrobić z tego co jest a materiał do przeszczepu bierze się z małżowiny nosowej. Zaznaczył jednak, że nie zawsze przeszczep się przyjmuje i może się okazać, że po kilku tygodniach od przeszczepu należy zrobić drugą operację, aby usunąć przeszczep, który może się nie przyjąć. Spytałem, a jeśli przeszczep się nie przyjmie co wtedy z dziurą? Odpowiedział, że będzie większa bo będzie trzeba wtedy wyciąć ewentualne zrosty, które pojawią się podczas procesu wrastania w przegrodę nosową. Podczas dalszej rozmowy dowiedziałem się, że operacja ta jest robiona pod znieczuleniem całkowitym, po operacji będę 2 tygodnie w szpitalu pod obserwacją, a podczas wyjmowania z nosa opatrunku-tamponów najprawdopodobniej zemdleję bo mężczyźni nie wytrzymują tego, natomiast kobiety wytrzymują bez problemu tą czynność :)
Po rozmowie z tym lekarzem (Szpital Łomża, dr Marek Pyd) stwierdziłem, że nie jestem na to gotowy i... stchórzyłem :P Oczywiście nie mam tu pretensji do lekarza bo jest świetny w tym co robi i ma odpowiednią wiedzę. Niestety na tamtą chwilę byłem niedojrzały emocjonalnie do takiej operacji. Doktor oczywiście wyznaczył mi już termin naprawy perforacji na wrzesień i kazał nawilżać nos wodą morską (najlepiej Marimer-spray do nosa-woda morska) oraz nie odrywać strupków, ale ja już się nie pojawiłem.
Tak sobie żyłem dalej kolejne 2 lata. Czasami dłubałem w nosie udrażniając sobie tunel do oddychania, czasami odrywałem strupki ze ścianek dziury w przegrodzie, doprowadzając coraz częściej do większych krwotoków. W między czasie ustąpiło gwizdanie nosem a dziura powiększyła się dwukrotnie w każdym kierunku tworząc kształt owalnego koła. Zacząłem zauważać, że coraz gorzej znoszę mróz, boli mnie głowa gdy za mocno przykładam się do czyszczenia nosa, przez dziurę zaczął przechodzić już najmniejszy palec u ręki, rana jest jakby ciągle otwarta, jestem zmęczony życiem codziennym, nie mam czasu na zwilżanie nosa Marinerem, dłużej śpię, ciężej mi się oddycha w dzień i w nocy, przestały tworzyć się wcześniejsze wydzieliny z nosa w formie nitki, trafiło się kilka kilkunastominutowych krwotoków z nosa po mojej ingerencji, zauważalnie spadła krzepliwość krwi w nosie, zacząłem bardziej uważać, żeby nie uderzyć nigdzie nosem, zmieniłem trasy do pracy na oświetlone, żeby przypadkiem nie uczestniczyć w jakiejś bójce i nie stracić nosa :P, ponadto przytyłem dość znacznie (kilkanaście kg) i ogólnie pewność siebie zmalała.
Nagle stwierdziłem, że muszę znowu udać się do lekarza bo dziura jest zdecydowanie za duża i nie mogę pozbyć się nawyku dłubania w nosie :(
Spotkałem się w Bydgoszczy w Szpitalu Wojskowym z doktorem, którego imienia ani nazwiska nie mogę sobie przypomnieć (młody wysoki).
Lekarz po obejrzeniu stwierdził, że cała przegroda jest, nie skrzywiona, lecz pofalowana a perforacja jest już tak duża, że nie wchodzi w grę przeszczep. Nie mówił nic na temat wyprostowania przegrody więc nie wiem czy jest taka opcja w przypadku wystąpienia perforacji. Dodał, że pofalowanie nastąpiło po czasie wystąpienia perforacji i może być tak, że samoistnie się trochę naprostuje lub nie (chodziło tu o wykrzywioną część przegrody w kierunku czubku nosa, tył przegrody wygiął się na stałe). Lekarz podczas dalszej rozmowy powiedział, że po przeszczepie mało komu się przyjmuje i problem pozostaje. Zalecił zwilżanie wodą morską-najlepiej Marimer i czyszczenie nosa tylko na mokro. Spytałem dlaczego nie na sucho? Odpowiedział, że razem z tymi strupkami odrywam sobie kawałki ciała powiększając nieświadomie dziurę, a jeśli dochodzi do krwotoku to później organizm chcąc zabliźnić ranę ściąga się, czyli ściągając się powiększa się perforacja. Wytłumaczył mi, że te 'nitki' to taki materiał naprawczy, który jest produkowany w celu zlepienia przegrody ale nie słyszał o przypadku żeby perforacja się zrosła dzięki temu. Dodatkowo stwierdził, że w moim przypadku przeszczep pewnie by i tak nie dał rezultatu bo przegroda nosowa jest zbyt cienka-taka moja natura. Prosił żebym przestał oczyszczać nos na sucho bo inaczej perforacja zatrzyma się na kości i może dojść do zapadnięcia się nosa, na które będzie miało wpływ pofalowanie tego co zostało. Jednak ciągle coś Mu nie dawało spokoju i stwierdził, że perforacja sama w sobie nie powinna doprowadzić do takiego stanu całej przegrody. Spytał się czy nigdzie nie uderzyłem nosem lub może dostałem podczas bójki. Wytężyłem pamięć i przypomniałem sobie jak to ćwiczyłem sztuki walki, biegałem, skakałem i takie tam inne, ale nigdy nie dostałem w twarz ani tym bardziej w nos. Nagle po chwili przypomniało mi się, że jak miałem 7-8 lat byłem na wycieczce szkolnej, na której płynęliśmy statkiem a ja kupiłem 2 butelki coli i niosłem w dłoniach. Wtedy nagle statkiem zakołysało do przodu i do tyłu, ja się zachwiałem i nie puszczając butelek z rąk upadłem na kolana a później od razu na twarz uderzając przy tym nosem w rant schodków. Pamiętam, że to nie bolało tylko trochę łzy napłynęły do oczu. Zapewne bardziej by bolało jakby butelki z colą się wylały :) W ten sposób znaleźliśmy przyczynę. Okazało się, że uderzenie było tak silne i tak niefortunne, że trafiło idealnie w miejsce łączenia się chrząstki z kością i delikatnie tą chrząstkę przesunęło. Następstwa w postaci perforacji oraz pofalowania przegrody nosowej nastąpiły w taki sam sposób jak odprysk od kamienia na przedniej szybie w samochodzie, czyli jest uderzenie, i powstaje rysa, która nie wiadomo w jakim kierunku pójdzie-nie da się przewidzieć jej trasy. I co więcej-odbywa się to wszystko w czasie krótszym lub dłuższym, dlatego nawet nie zauważyłem kiedy nastąpiło skrzywienie. W moim przypadku prędzej czy później by do tego doszło bo skrzywiona przegroda wyginała na jedną ze stron i wtedy gdy miałem katar, podczas kichnięcia wytworzyło się ogromne ciśnienie i wypchnęło kawałek chrząstki z przegrody.
W ten sposób dowiedziałem się skąd TO mam ale zarazem mocno zmartwiło, że może dojść do kości i zapadnięcia się nosa. Na koniec rozmowy lekarz wstał i powiedział-nie martw się nie jesteś ty sam (choć tak myślałem, że to tylko mnie spotkało bo nie słyszałem nigdy o takim przypadku a zdziwienie Pani w przychodni mnie tylko w tym upewniło), a na potwierdzenie tych słów opowiedział mi historię umieszczając samego siebie w roli głównej. Otóż ten oto lekarz jakiś czas wcześniej chciał sobie wyprostować skrzywioną przegrodę nosową. Po operacji okazało się, że nabawił się perforacji przegrody i też ma ten sam problem co ja. Z tym, że on poddał się przeszczepowi. Niestety w jego przypadku przeszczep się nie przyjął. Stwierdził jednak, że ma dużo mniejszą perforację od mojej ponieważ zawsze czyści na mokro, np patyczkami do uszu i używa wody morskiej, dzięki czemu śluzówka nie wysycha, nie robią mu się strupki i rana nie musi się zabliźniać więc nie powiększa się otwór :) (jakie to proste:P). Tym akcentem spotkanie się zakończyło i wróciłem do domu.
Niestety dość szybko wróciłem do starych nawyków z racji braku czasu, ale stwierdziłem, że mogę nawilżać sobie śluzówkę w inny sposób. Kupiłem nawilżacz powietrza do domu (urządzenie elektryczne). I rzeczywiście jest idealnie. Urządzenie włączam jak wchodzę do domu i chodzi sobie na minimalnych obrotach (małe mieszkanko więc wystarcza). Nie wyłączam na noc bo jest dość ciche i bardzo wydajne (do 16h ciągłego działania na jednym tankowaniu) lub ustawiam żeby nad ranem się sam wyłączył (wbudowany timer). Wcześniej próbowałem nawilżaczy powietrza które wiesza się na grzejnikach lub ustawia, rozwieszałem mokre ręczniki, rozszczelniałem okna lub je otwierałem i wietrzyłem co kilka godzin. Pozostałem tylko przy nawilżaczu elektrycznym, ponieważ nawilżacze stojące lub wiszące w naczyniach (plastikowych, glinianych lub ceramicznych) wogule nic nie dawały. Ręczniki i inne mokre materiały były dobre na godzinę lub dwie a później wszystko po staremu. Rozszczelnianie okien lub otwieranie za bardzo wychładzało mieszkanie lub nie chciało mi się budzić co kilka godzin, żeby otworzyć okno na 15min i kłaść się spowrotem spać.
A jak jest dziś? Po 6 latach życia bez kawałka ciała.
Dziura się powiększyła i mogę przełożyć palec wskazujący (około 2 cm średnicy), stała się idealnie okrągła. Nie doszła jeszcze do kości a nos się jeszcze nie zapadł. Nie byłem już więcej u żadnego lekarza. Nigdzie nie znalazłem informacji na temat 'naprawy' tego przypadku. Nadal czasami doprowadzam do krwotoków przez własną głupotę lub przez ten pewien rodzaj nałogu i braku nad nim kontroli. Obcinam paznokcie najkrócej jak mogę, żeby w nocy zrobić sobie mniejszą krzywdę. Nie zawsze pamiętam żeby włączyć nawilżacz. Nadal stosuję technikę z oknami. Dużo szybciej wysycha mi w gardle podczas rozmowy. A podczas rozmowy strasznie szybko zatyka mi się nos. Z upływem czasu nie zauważyłem, że tracę węch. Teraz prawie nic nie czuję z odległości większej niż kilka centymetrów od nosa. Wszystkie zapachy są mniej intensywne, czasami muszę się zastanawiać jaki zapach czuję patrząc na to co mam zjeść. Całe szczęście, że nie mam problemu z rozpoznaniem smrodu/fetoru bo mógłbym przypadkiem zjeść coś starego. Przytyłem o kolejne kilogramy, dlatego, że nie czując zapachów straciłem też smak (jeszcze nie do końca), a co za tym idzie jjem wszystko u teściowej :P
A najgorsze jest to, że obniżyło mi się znacznie moje libido. Jest coraz gorzej, bo nie działa zmysł węchu tak jak powinien. Coraz mniej czuję zapachu skóry, perfum, balsamów, kremów i całej reszty co wpływa na wyobraźnię, przez co strasznie mocno obciążam swoją głowę myśleniem i przypominaniem sobie. Truskawki i czekolada już też nie smakują tak jak kiedyś.
Nie zauważyłem natomiast żebym chorował bardziej na zatoki, czy gardło, jedynie czuję, że pęd powietrza podczas wdechu jest dużo większy, przez co podczas mrozów zasłaniam nos szalikiem żeby nie dostać zapalenia płuc.
Kilka razy doprowadziłem do całkowitego wygojenia perforacji, lecz trwało to maksymalnie kilka dni.
Zauważyłem jak ważne jest dla mnie nawilżenie powietrza, czyli wilgotność. Na dworze nigdy nie mam problemu z oddychaniem, nigdy się nie zatykam. Sytuacja zmienia się po wejściu do lokalu/mieszkania.
W swoim mieszkaniu w bloku, na piętrze sięgającym chmur, mam kaloryfery stare, żeliwne, żeberkowe. Centralne ogrzewanie tak bardzo wysusza powietrze, że pisząc to wszystko kilka razy chodziłem się napić bo samo oddychanie-bez mówienia wysuszyło mi strasznie gardło. Do tego wszyscy sąsiedzi z dołu podgrzewają mi podłogę. Gdy otworzę okna to po chwili robi się za zimno bo w końcu im wyżej tym chłodniej.
Jakiś czas temu miałem remont w mieszkaniu i poszliśmy nocować na kilka dni do teściów. Efekt był wspaniały, ponieważ w nocy nie dłubałem w nosie ani razu, nie wysychało mi w gardle ani w nosie. I to nie za sprawą teściów :) Okazało się, że mieszkają w domku, który jest zbudowany z cegły. A jak wiadomo cegła 'oddycha'. Okna były pozamykane, centralne ogrzewanie chodziło a ja w końcu się porządnie wyspałem i nie byłem zmęczony. Tak więc jeśli mieszka się w bloku lub jakimkolwiek budynku, ze ścianami z betonu lub pustaka z ogrzewaniem centralnym to niestety można tylko się namęczyć z nawilżaniem pomieszczeń.
Moim marzeniem jest zamieszkać w domu zbudowanym z cegły. Wtedy nie będę musiał używać nawilżacza powietrza :) i pozbędę się nawyku dłubania w nosie.
Tym chciałbym zakończyć swój esej, taką nadzieją, że w końcu kiedyś może będzie mi się dobrze oddychało będąc w domu... np. zimą (pomijam już sprawę zapachów).

Bardzo się cieszę, że znalazłem to miejsce, że mogłem opisać swoje życie i swoją traumę związaną z perforacją przegrody nosowej. Mam wielką nadzieję, że niektórzy skorzystają z pewnych rad i sposobów, które tak na prawdę odkrywałem po części sam z upływem czasu i będą przez to mogli bardziej zapobiegać i bardziej świadomie żyć z perforacją przegrody nosowej.
Oczywiście jestem też otwarty na inne, może nawet lepsze sposoby na radzenie sobie z tą nieszczęsną dziurą w nosie. Być może jest też jakiś sposób aby powrócił lepszy węch... chociaż w jakimś stopniu. Nawet nie sądziłem, że tak ogromną rolę w życiu człowieka odgrywa zmysł węchu.

Pozdrawiam :)