agresywny narzeczony - proszę pomózcie :"-(

napisał/a: someone23 2008-12-28 18:29
emila3000 dziękuję za wsparcie i dobre słowo :)

wszystkim którzy odpisali na mój post dziękuję , bo pisanie tutaj bardzo wiele mi dało

Kolejny akt tego dramatu w nieskończonej ilości aktów przedstawiał się tak: w Wigilię po pracy mój zmieniający co minutę zdanie narzeczony się pojawił. Złożyliśmy sobie życzenia , czekałam aż coś powie , nadąsany chciał wyjść , więc stwierdziłam , że ostatni raz się wysilę i spróbuję mu wytłumaczyć co zrobił nie tak. Rozmawialiśmy bardzo długo , rozmowa przeciągnęła się aż do kolacji wigilijnej .
Wytłumaczyłam mu co zrobił źle , doszliśmy do tego , co powoduje jego wybuchy złości ( wzięliśmy sobie trochę za dużo na raz na barki , zamknął się ostatnio w sobie , nie mówił o problemach , więc się skumulowały ) , jak sobie ma z nimi radzić ( pomaga mu siłownia , albo głośne słuchanie muzyki , musi się znów otworzyć i mówić o wszystkim co go gryzie) , ustaliliśmy gdzie są granice zachowań , które mi nie odpowiadają ( kłótnia jest czymś normalnym , ale rzucanie łaciną w moją stronę albo kopanie szafek już nie ; jeden cichy dzień na przemyślenie sprawy jest w porządku , ale nieodzywanie się przez tydzień lub dwa to zdecydowana przesada ).
Co do ślubu ustaliliśmy , że przemyślę przez święta czy przekładamy go z sierpnia 2009 na marzec 2010 , ale niezależnie od mojej decyzji on musi się bardzo starać i będziemy chodzić na terapie aż do sierpnia ( nie wiem czy to za mało czy nadto , ale chodziło mi o to aby o końcu terapii zadecydowała psycholożka a nie on sam ) , a jeśli jednak wybiorę marzec on zgodzi się na przesunięcie terminu ślubu .
Po takich konkretnych postanowieniach starałam się zapomnieć o sprawie na okres świąt. On bardzo się starał , był miły , czuły , ale nie zawsze potrafiłam się z tego cieszyć , bo jego wybuchy złości i ciche dni , bardzo tkwiły we mnie zadrą.
Wczoraj wymyśliłam plan . Stwierdziłam , że powiem mu , ze w Sylwestra przekładamy ślub na marzec a jeśli on wywiąże się z umowy ( czyli pogodzi się z ta decyzją i postanowi aż do sierpnia uczęszczać na terapie ) , to zrobię mu niespodziankę i kiedy przyjedzie po mnie rano załatwić tą sprawę odpuszczę przełożenie ślubu i zamiast tego poinformujemy moich rodziców , ze ślub jest za 7 miesięcy ( niestety przez jego ekscesy nie zdążyliśmy poinformować jeszcze moich rodziców o terminie, a jest już dość późno na takie informacje).

Ale cóż . Nie dotrzymał słowa . Zgodził się na uczęszczanie na terapię przez 8 miesięcy , ale na ślub przesunięty o rok nie. Powiedziałam , że to jest moja decyzja , bo potrzebuje czasu żeby znów mu zaufać . Poinformowałam go , że albo dotrzymuje słowa , albo kończymy ten związek i wychodzi. Bardzo długo różnymi dziwnymi argumentami próbował wpłynąć na zmianę mojej decyzji , ale kiedy mu się to nie udało , wyszedł.
Jeśli miałby dotrzymać drugiej umowy , powinien się jutro odezwać , bo miało nie być cichych dni. Jeśli się nie odezwie w ciągu trzech dni złamie obie umowy i będę zmuszona pójść bez pary na Sylwestra . Po prostu fantastycznie.
To jest jakiś roller coaster z którego chcę zejść bo już mi niedobrze a nie mogę :/
atrenzis
napisał/a: atrenzis 2009-01-17 23:56
Przeczytałam cały wątek, wiem, że może już po całej sprawie, ale niewątpliwie potrzebujesz rady i wsparcia.
Jeśli chodzi o twojego narzeczonego to bardzo mu współczuję, współczuję również tobie bo w tej sprawie nie ma wygranych, jesteście wy i wasz związek. Sama jestem z moim narzeczonym 5 lat, w październiku planujemy ślub.
Chciałam zwrócić twoją uwagę na słowa samego narzeczonego, pisałaś, że powiedział, że nie dajesz mu dojść do słowa. Nie czytaj, że w związku z tym ty jesteś winna jego wybuchom, bo nie jesteś. Mężczyźni często gubią się w swoich problemach emocjonalnych i nie potrafią powiedziec o co im chodzi i z czym mają problem na pierwszym (troszkę wymuszonym) spotkaniu z psychologiem. Sama wiem, bo mój narzeczony kiedyś powiedził mi, że go zagaduję, nie jest wybuchowy, ale przez moje zachowanie był skryty i małomówny. Udało się rozwiązać te problemy przez rozmowę, ale z przewagą jego słów a nie moich. Może twój narzeczony bardzo cię kocha, chce ślubu, ale boi się (każdy ma prawo się bać), może czuje się osaczony (tak poprostu bez niczyjej winy) i musi sam zrozumieć kim jest i kim ma się stać. Może boi się, że nie jest dość dobry dla ciebie może tym razem on potrzebuje wsparcia. Może ma charakter wulkanu, który gromadzi lawę i jak wybuchnie to niszczy wszystko na drodze, ale może stopniowe uwalnianie obaw i niepewności pozwoliłoby mu uniknąć wybuchów. Nie twierdzę, że terapia to zły pomysł, ale może pomoc z twojej strony będzie dla niego cenniejsza i efektywna. Stawiasz mu warunki a on nadal czuje się w klatce, bo może nie chce cię zawieść, ale denerwuje się co będzie jeśli ich nie dotrzyma i zamyka się spirala jego strachu. Twoje uczucia są bardzo ważne i powinnaś wychodzić za mąż za człowieka, którego kochasz bezwarunkowo i z którym jesteś bezpieczna, ale popatrz na niego jak na kogoś bliskiego, który być może woła do ciebie o pomoc, ale ty nie umiesz domyslić się, że to prośba o twoje wsparcie. Dam ci przykład, ktoś kto zamknięty jest w szklanej klatce tak, że on widzi innych ale inni nie widzą jego może płakać, błagać, krzyczeć o pomoc, ale nikt go nie usłyszy. Może jego agresja nie jest agresją skierowaną do ciebie, może to właśnie wołanie - pomóż mi, potrzebuję cię!!!
Nie wiem czy jesteście razem, nie wiem jak się to wszystko potoczyło, ale jesli nawet ślubu nie będzie to może spróbuj mu pomóc, jako człowiekowi, który cierpi (bo widać to w jego gestach).
Życzę ci powodzenia i odwagi, bo łatwo jest porzucić kogoś, zapomnieć, ale piekniej jest pomóc komus kto tego naprawdę potrzebuje. Bądź szczęśliwa i więcej słuchaj bo jak głosi stare przysłowie mowa jest srebrem a milczenie złotem.
napisał/a: gochaaXp 2009-03-08 10:22
nie ufaj mu po czymś takim !!!!
napisał/a: gochaaXp 2009-03-08 10:25
someone23 napisal(a):Nie uderzył mnie , gdyby to zrobił nawet bym się nad tym zwiazkiem nie zastanawiała. Ale były szarpaniny , a to mnie przeraża.
Takie zachowania nie pojawiały się sporadycznie przez całe pięc lat , wszystko zaczęło się ponad dwa lata temu.
On sam zarzeka się że nigdy by mnie nie uderzył , ale psycholożka skwitowała to tak , ze nie jest tego taka pewna , bo on nie kontroluje swojego zachowania podczas napadów złości , poza tym po przekroczeniu pewnych granic , kolejne przekracza się juz bardzo łatwo.

Joga może niekoniecznie , ale siłownia kiedys bardzo go uspokajała.


Może i nie bije, ale jak będzie mieć dzieci i on się będzie tak zachowywał przy nich???? Co to wzór dla nich ????
Dla mnie nie jest to partner tylko tyran jakiś. Musiałąbyś całe życie siedzieć cicho i łudzić się aby przypadkiem nie wybuchł !
napisał/a: myszata7 2009-03-22 20:35
Jesteś dzielną i mądrą kobietą, postawiłaś granicę i tego się trzymaj. Zrobiłaś bardzo dużo żeby ratować ten związek ale jak to mówią do tanga trzeba dwojga, jeśli kochałby naprawdę to nie Ty musiałabyś namawiać go na terapię. Nie żałuj bo byłoby coraz gorzej, uwikłana w dzieci, zależności materialne, małżeństwo, byłoby Ci znacznie trudniej się od tego uwolnić. Masz prawo do szczęśliwego związku, do oparcia i zaufania w partnerze, a przede wszystkim do poczucia bezpieczeństwa. Jego zrzucanie winy na Ciebie to typowe teksty przemocowca i nie wróżyły niczego dobrego. Choć jest Ci teraz ciężko i czasem zatęsknisz do niego to była jedyna słuszna decyzja i w dalszej perspektywie sama zobaczysz jak dobry był to krok. Podziwiam Cię za konsekwencję i poczucie własnej wartości bo to ona dało Ci właśnie tę odwagę by nie dopuścić do zabrnięcia w toksyczny związek. Pozdrawiam