Jestem kochanką!

napisał/a: magdak6 2007-04-30 21:41
MYSZKO, jakos nie mogę się powstrzymać i odpowiem Ci w imieniu tych "atakujących" krótko, acz dosadnie. To, że faceci zdradzają z łatwością (w zdecydowanej swej większości) nie jest zjawiskiem paranormalnym a jak napisała ładnie któraś z dziewczyn w jednym z poprzednich postów...." JAK SUKA NIE DA, PIES NIE WEŹMIE". Ot i wszystko.

Ps. A ładniej....za nich myśli testosteron, my mamy mózgi...
napisał/a: malpo 2007-04-30 22:40
magdak napisal(a):MYSZKO, jakos nie mogę się powstrzymać i odpowiem Ci w imieniu tych "atakujących" krótko, acz dosadnie. To, że faceci zdradzają z łatwością (w zdecydowanej swej większości) nie jest zjawiskiem paranormalnym a jak napisała ładnie któraś z dziewczyn w jednym z poprzednich postów...." JAK SUKA NIE DA, PIES NIE WEŹMIE". Ot i wszystko.

Ps. A ładniej....za nich myśli testosteron, my mamy mózgi...


I tak oto rozwiązała nam się zagadka dlaczego jest tak jak jest, mamy mózgi :) dlatego zakochujemy się (jak opętane;)), a oni....hehehe mają tylko wytryski :D
napisał/a: berta5551 2007-05-01 09:17
Zdarzylo mi sie dwukrotnie byc zwodzona przez zonatych, wyczulam to na drugim spotkaniu i dowidzenia. Nie wyobrazam sobie jak to jest pojsc do lozka z zonatym facetem, gdy tylko pomyslalam ze jego zona jest teraz w pracy, z dzieckiem on ma 2 telefony to pomyslalam ze jest CHAMEM i prostakiem i co mialam sie ludzic ze dla mnie tym chamem nie bedzie? będzie, przestancie myslec ze jestescie raptem te jedyne, gosc ktory wzial z babka slub musial byc z nia troche czasu, musiala byc jakakolwiek wiez a teraz raptem pozna malotae i juz od razu hop siup to zaprzepasci? NIE WIERZE zobaczcie jak byloby pieknie gdyby byla taka babska lojalnosc, zadna z nas by nie cierpiala albo przynajmniej wiedzialaby bo facet musialby sie z nia najpierw rozwiesc.
Szkoda tylko ze ja bedac lojalna wobec Żon dostalam cios od swojego faceta, probowal umowic sie z inna, nie wyszlo bo jego kolega mi doniosl. Teraz jest pieknie on zapewnia ze to byly wakacje, luz uderzyl mu do glowy, ja jakos mam w sobie rezerwe nie wiem czy ten zwiazek ma sens bo choc do niczego nie doszlo to dla mnie jest to zdrada - zdrada lojalnosci! i chyba ten zwiazek jest juz bez sensu. Nie wyobrazam jak mozna z takim czlowiekiem cos zbudowac, z drugiej strony piszecie ze facet to facet to tylko testosteron ze wiekszosc taka jest, wiec co?? my mamy to znosic bo kazdy taki jest? ja juz nie rozumiem
napisał/a: izojojo 2007-05-01 14:08
Jeszcze nie tak dawno nie mogłam pojąć jak można zdradzić oszukać kogoś komu się ślubowało miłość, wierność.... Jesteśmy małżeństwem 22 lata wierną żoną byłam 20 lat. Jakś okres temu spotkalismy sie ja i on - kiedyś bylismy parą szalenie w sobie zakochanych nastolatków, wspólne rajdy, spotkania, studniówka i pierwszy sex... Życie nas jednak rozdzieliło. Spotkaliśmy się po 20 latach ot tak pogadać co słychać, jednak stara miłość nie rdzewieje wróciły wspomnienia, opowieści o wspólnych znajomych. Spotkania od czasu do czasu i znowu pierwsze pocałunki pieszczoty i stało sie po ponad dwóch latach od naszego spotkania -zdradziłam meża... On też ma żonę dzieci, jesteśmy tego świadomi że nie zostawimy tego co mamy i spotykamy się w konspiracji. Ja wiem że czynię źle ale tak tęskno mi do tych spotkań w ukryciu, nie zaniedbuję rodziny ale nie mogę z nich zrezygnować, chyba dobrze mi i jemu tak a nasi małzonkowie o niczym nie wiedzą i bedziemy wszystko robic aby tak zostało .....
napisał/a: somebody 2007-05-01 21:13
Życie naprawdę układa się bardzo ciekawie, rzadko tak jakbyśmy chcieli, choć bardzo często dzieję się to i z a naszym przyzwoleniem, i z naszą pomocą...Jeszcze rok temu dałabym sobie uciąć ręce po łokcie, że ja to nigdy z żonatym facetem, i sama śmiałam się z tych, które były w takich "związkach" i liczyły na to, że facet odejdzie od żony. A tu proszę...w końcu i trafiło na mnie, i pomimo tego, że wiem, iż tak się nie robi, pomimo tego, że innym potrafię dawać doskonałe rady, sama nie potrafię z nich skorzystać...
Ich małżeństwo umarło 3 lata temu, przynajmniej taka jest jego wersja, teraz żyją obok siebie. Nie mają dzieci, nawet nie wiedzą czy mogą, bo jakoś rozmowa na ten temat nigdy między nimi nie doszła do końca. Podobno starał się naprawić, zmienić pewne rzeczy, ale bezowocnie. Czy to właśnie miała na myśli jedna z Was pisząc o małym kryzysie??? Dla mnie nie jest to już mały kryzys...Wiem, że nie buduje się własnego szczęścia na czyimś nieszczęściu, ale jak naprawdę szczęśliwa jest jego żona?? Jaka jest pewność że też nie ma kogoś???
Nie wiem, i pewnie nigdy sie nie dowiem...Bo właśnie powiedziałam że ja nie umiem tak żyć, i nawet dłużej nie chcę...Ale wiem, że nic, wychowanie, wiara, rodzina, przyjaciele, nie są w stanie przekonać nas do słuszności wyboru do momentu, kiedy sami nie stwierdzimy że tak trzeba
napisał/a: janisj 2007-05-02 14:13
ech, czytam Wasze wypowiedzi.... i każda strona ma swoje rację, i ta atakująca kochanki, i ta którą nią była czy jest.... bardzo podobała mi się wypowiedź dziewczyny (kobiety), która się wycofała, i zrozumiała, że jego "nawyk" łowcy trwa nadal, mimo zakończenia romansu z nią. Jak patrzę na moich znajomych , na dziś koło 40stki, to mnie trafia...Jak tylko widzą okazję, cień nadziei, to próbują..... Przyznaję, że był czas kiedy też byłam tą drugą. Ale pewne sytuacje zdrowotne spowodowały, że wrócił do domu. Mimo, że byliśmy ze sobą, i to już prawie formalnie. Papiery były już u adwokata, bo jak mówił : chce być w porządku, płacić alimenty etc etc. Wydawał mi się naprawdę szczery w tym wszystkim. I najlepsze jest to, że wydaje mi się, że naprawdę w to uwierzył. Wiele jego ruchów wskazywało na to, że naprawdę bedziemy razem. To nie było tak jak zawsze, że czułe słówka, a potem : "daj mi mała spokój, to koniec". Ale cóż, jak to bywa, co by w miarę krótko opisać, jego żona zachowała sie tak jak zwykle w takiej sytuacji (przynajmniej mi znane przypadki). Wylądowała w szpitalu. Generalnie nic się na szczęście nie stało. Ale ten fakt spowodował nagłą zmianę jego decyzji o 180 stopni. Ślęczał w szpitalu po 24 godziny. Wiedziałam, że to koniec.... choć miałam cień nadziei, bo przecież znam go i wiem, że nie jest bez serca, w końcu to matka jego dziecka (już prawie pełnoletniego),więc nic nie mówiłam na to. Jednak pierwsze wrażenie było trafne... Wszystko przebiegło bardzo spokojnie, jego powrót do domu itd. Ale dla mnie to był naprawdę ciężki czas. Teraz minęło już trochę czasu, mam za sobą już jeden nieudany związek. Z mojej winy, ale po prostu może za szybko chciałam uciec od tego co było. Mówi się "klin klinem", ale w moim przypadku to nie zadziałało. Musi upłynąć trochę czasu, zanim zacznę kogoś poważnie traktować. Poza tym, zauważyłam, że stałam się bardzo zazdrosna, czasem aż za bardzo. W wielu sytuacjach doszukuję się potencjalnych prób zdrady. Jestem przeczulona. Teraz to ja czułam się zdradzona, przez kogoś kto był dla mnie bardzo ważny. I czuję jak to boli, kiedy wszystkie plany się sypią. Przez to wszystko , wiem, że ja nigdy nie wejdę już w taki związek, i paradoksalnie, nie wiem czy ja kiedyś zaufam. A może po prostu będę sama..... ja naprawdę nie robiłam tego dla zabawy, nie jestem typem luźnej kobiety, która co rusz pakuje się w inny związek. Ale może to właśnie cena jaką muszę zapłacić.
napisał/a: themarpis 2007-05-02 21:35
Gdyby Cię Kochał To By Z Toba Byl!!!!! On Cię Wykorzystuje.bawi Się Twoim Kosztem! Nieb Tlumacz Samej Sobie Jegp Zachowania Aby Się Usprawiedliwić.nic Nie Jest W Staniepowstrzymac Miłosci. On Cie Nie Szanuje. Nie Daj Sie!
napisał/a: szczXliwaXona 2007-05-03 09:59
witam! żony i kochanki! nie mogę uwierzyć w to co czytam!! w takie usprawiedliwianie zdradzających mężów i Kochanek!! z czego tu się cieszyć? z rozbicia małżeństwa czy związku!! przecież wy też chcecie być w przyszłości żonami i będziecie żyć w przekonaniu że ciągle musicie zadowalać swoich mężów bo inaczej znajdzie sobie kochankę! bo przecież on był kiedyś szczęśliwy z kobietą z którą się ożenił i złożył przysięgę: w zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i nieszczęściu... jeśli on był nieszczęśliwy z żoną to mógł się rozstać albo szukać innego rozwiązania (np. w poradni małżeńskiej) a jeśli i to by zawiodło to wtedy szukać pocieszenia w ramionach innej! a ta druga może i będzie żoną ale czy na pewno szczęśliwą? czy nie będzie się zastanawiać czy w jej związku też nie pojawi się inna?... a gdy przyjdzie dziecko to niestety nie będziecie mogly poświęcić mężowi 100% uwagi prawda? życzę powodzenia w prawdziwym życiu! pamiętajcie o jednym: "co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela" a to ode mnie: bo wówczas nigdy nie będzie szczęśliwy
napisał/a: szczXliwaXona 2007-05-03 10:14
Grba napisal(a):Jestem w jednym zwiazku 3/4 Twojego życia, więc się nie licytujmy. Możemy pogadać kiedy będziesz miała podobny staż. Żyć w miarę zgodnie i szczęśliwie przez tyle lat to niezłe osiągnięcie, ale nie jest to konkurs, ale partnerstwo i przyjaźń i miłość i bezpieczeństwo i zaufanie. Wystarczy, że trzeba konkurować, jak zauważyłaś, w pozostałych dziedzinach życia. Myślę, że celowo wypaczyłaś sens mojej wypowiedzi.
Mam koleżanki, które w wieku lat 20, czy niewiele później (studia) miały różne pomysły na życie - także z żonatymi facetami. Po kilkunastu latach żadna z pięciu dziewczyn nie jest już ze swoją wielką miłością, bo albo wrócił do żony, albo zmienił na nowszy model. Jedna przypłaciła to poronieniem i blisko dziesięcioma latami bezowocnych starań o dziecko. Z persektywy czasu żadna z nich nie uważa, że było warto, bo straciły po parę lat, bo sprawiały ból swoim bliskim, bo...
Nie da się trwale zbudować swojego szczęścia na cudzym nieszczęściu. Należałoby mieć zupełnie zwichnięty system wartości, żeby nie odczuwać niesmaku i kaca moralnego. Jeżeli ktoś czuje inaczej, to serdeczne gratulacje dla jego rodziców, za "dobre" wychowanie. Czułabym ogromną porażkę, gdyby za kilkanaście lat moje dziecko (wszystko jedno czy córka czy syn) rozbiłoby rodzinę, albo w inny sposób bezwzględnie krzywdziło drugiego człowieka. Własne szczęście okupione czyimś bólem jest niewiele warte.
A kiedy miałam 20 lat słuchałam co mówią ludzie, którzy żyli na świecie znacznie dłużej ode mnie. Dzięki temu mogłam uczyć się na cudzych doświadczeniach nie odkrywając na nowo Ameryki. Nie tracąc czasu zdobywać pozytywne własne doświadczenia, idąc krok dalej. Pewnie mam dużo szczęścia - z pewnością. Dziękuję Bogu i dbam o nie - i niech tak pozostanie.

to właśnie miłość! podziwiam i biorę przykład z ciebie! jestem szczęśliwą żoną już 6 lat i staram się aby tak było! mamy małe dziecko (1,5 roku) i wiem że niestety często zamiast myśleć o sobie musimy myśleć tylko o dziecku! ale razem staramy się o siebie! nie tylko ja! nie tylko mój mąż! przecież jesteśmy razem! jesteśmy MAŁŻEŃSTWEM! i nie tylko jedna strona musi się starać bo przecież każdy medal ma dwie strony!
napisał/a: Portugalka 2007-05-03 17:34
Mysle ze wszystkie zapomnialyscie o jednym wazenym aspekcie tej calej sprawy. Faceci nie sa bezwolni i wbrew pozorom nie sa jak muchy wpadajace w misternie utkana i mordercza siec bezdusznej kochanki. Calkowita wine za rozbite malzestwo ponosza oboje malzonkowie a nie osoby postronne. Bylam wiele razy kochanka i nie zaluje ani jednego razu. Byla nawet taka zona, ktora mi za to podziekowala, choc to dziwnie brzmi. Sa do dzis szczesliwym malzenstwem. A teraz jestem zona. I wciaz mam takie wlasnie zdanie. Poza tym, jesli sadzic po kilku poprzednich postach, to raczej zony zastawiaja sieci i pulapki (przedawkowania, lamenty, czasem szantaz "bo nie pozwole widywac dzieci" i tak dalej). Nie jestem po zadnej ze stron, a raczej po stronie rozsadku. Moi rodzice rozeszli sie o 10 piekielnych lat za pozno, wiem o czym mowie. Nie warto kontynuowac malzenstwa dla dzieci albo bo tak wypada. gratuluje szczesliwym zonom i szczesliwym kochankom.
Rada dla Kropelki: zastanow sie dlaczego tak naprawde z nim jestes? Moze wcale nie chcesz powaznych zobowiazan? a moze z przyzwyczajenia? Jesli on rzeczywiscie odejdzie od zony, ona przez to nie przestanie istniec, jestes na to gotowa? Zycie jest za krotkie zeby sie zadreczac. Walcz albo zrezygnuj, ale nie mecz sie tak posrodku. powodzenia-A
napisał/a: domi 2007-05-03 18:22
W końcu przeczytałam pierwszą mądrą i sensowną wypowiedź na tym forum!!!! Gratuluje z całego serca! Tej walki na czarne i białe argumenty nie dało się już powoli czytać. Gratuluję dystansu i do pozycji żony i do pozycji kochanki! I dzięki za dobrą radę, bo obojętnie co się zdarzy,żona zawsze bedzie żoną... choćby i tą byłą... ale zawsze
napisał/a: zielonooka79 2007-05-03 18:52
Kropelko, też jestem tą trzecią i zarówno ja jak i on staramy się, aby nasze spotkania były urozmaiceniem rzeczywistości, którą oboje mamy na co dzień. kiedyś byłam po tej drugiej stronie i wiem też, że facet nie odejdzie od żony, swojej kobiety dla kochanki, to ewentualnie ona może odejść od niego, gdy dowie się o zdradzie. więc bądź po prostu z nim i sprawiaj by świat przy Tobie wydawał mu się bardziej kolorowy:)