Żona nie poczuwa się do winy

napisał/a: Przemoooooooo 2009-09-07 23:23
Witam,
A co w sytuacji jeśli żona nie poczuwa się do winy? to Ona skoczyła w bok choć podobno tylko się całowali, Ona w ogóle nie czuj się winna! NAwet nie powiedziała przepraszam! Pomimo tego iż chcemy spróbować coś naprawić to ja chce tego 10 razy bardziej niż ona, ona jest nieczuła, oziębła itp. ja się tulę, jestem kochany a ona nic, zero! Twierdzi że potrzebuje czasu, ale ile? tydzień, miesiąc rok??!! Nie potrafię żyć w takim oziębłym związku :( (mamy córe)
napisał/a: mel1 2009-09-08 00:26
Hmm... może w jakiś sposób przyczyniłeś się do tego, że żona "skoczyła w bok"? Jeżeli chodzi o zdradę to jednak z nikąd się ona raczej nie bierze ;) Może żona nie czuje się winna, bo i Ty bez winy nie jesteś?
napisał/a: ~gość 2009-09-08 06:02
Taaa. najczęściej się bierze stąd że partner ma drugiego gdzieś i rozwiązuje problemy w tchórzliwy sposób zamiast porozmawiać : /

Przemo ,zdajesz sobie sprawę że to bezsensu. W tej chwili ona powinna się starać, a nie Ty. To ona zdradziła i ma Cię gdzieś. Jak będziesz się dalej do niej przymilał i próbował odbudować więź to tylko bardziej się pogrążysz w depresji i załamaniu.
To co powinieneś zrobić to zadbać przedewszystkim o siebie.
napisał/a: sorrow 2009-09-08 09:18
Przemoooooooo, ona jest po prostu zakochana... przykro mi, ale nie w tobie. Stąd bierze się ten brak poczucia winy (no, bo przecież to z miłości), brak "przepraszam", oziębłość w stosunku do ciebie. Gdyby rzuciła się teraz na ciebie w pełni skruszona, to byłoby to udawane. Niestety... wygląda na to, że macie trudniejszy problem do rozwiązania niż tylko jej powrót i naprawa związku. Musicie jeszcze walczyć z czymś nad czym ona nie ma kontroli i z czym bardzo trudno walczyć... z zakochaniem. Wydaje się, że to pierwszy krok... inne bez tego jednego będą nijakie, wymuszone i nie będą wynikać z jej wnętrza.
napisał/a: Przemoooooooo 2009-09-08 10:01
Nie twierdze że jestem bez winy, nie jestem idealny, jednak nigdy jej nie zdradziłem. Wydawało mi się że jeśli w małżeństwie pojawiają się jakieś problemy, to się o nich rozmawia i próbuje je rozwiązać a nie skacze w bok, zwłaszcza że nie jesteśmy sami, mamy córę. Najprościej jest skoczyć w bok, ale czy to rozwiąże problemy małżeńskie? A kiedy już do tego doszło, to naturalną rzeczą jest przeprosić, oraz próbować naprawić wszystko, a tymczasem ja chce a ona to zlewa... i właśnie nie wiem dlaczego i co mam zrobić aby było iskrzyło między nami tak jak to było na początku znajomości...?
napisał/a: arturo1 2009-09-08 10:38
Przemoooooooo napisal(a):Nie twierdze że jestem bez winy...

Blad, w kwestii zdrady byles, jestes i bedziesz BEZ WINY. Mogles byc WSPOLwinny problemow malzenskich, ale nie pozwol NIGDY wmowic sobie, ze sam doprowadziles ja do zdrady. Przeciez to ABSURD. Slusznie twierdzisz, byly problemy - RAZEM powinniscie je rozwiazac - ONA WYBRALA zdrade wiec ONA powinna poniesc jej konsekwencje.

Poczucie/mozliwosc straty - najczesciej motywuje "zdradzajacych" do dzialania, poprawy - i zamiast postawic sie jej - ty chcesz przychylic jej nieba ?!

Przemoooooooo, i Przema godnosc - nie idzcie ta droga. :D
Przestan sie tak starac, daj jej wyraznie do zrozumienia ze moze Cie stracic, wtedy byc moze ona zrobi bilans i Twoje bedzie na gorze ;)
napisał/a: mel1 2009-09-08 18:10
arturo napisal(a):
Przemoooooooo napisal(a):Nie twierdze że jestem bez winy...

Blad, w kwestii zdrady byles, jestes i bedziesz BEZ WINY. Mogles byc WSPOLwinny problemow malzenskich, ale nie pozwol NIGDY wmowic sobie, ze sam doprowadziles ja do zdrady.


Oj nie zgodzę się. Związek przyczynowy: jakie są powody zdrady? Czy należą do nich problemy małżeńskie? TAK. Więc będąc współwinnym powstania problemów małżeńskich poniekąd - przyczynił się w stopniu nieznacznym co prawda, ale zawsze do następnego etapu. Takie rzeczy nie dzieją się bez przyczyny.

Oczywiście to co piszę nie ma na celu usprawiedliwienia nikogo. Bo to była już tylko i wyłącznie jej decyzja. Ale ta decyzja nie wzięła się z powietrza. Wystąpiły pewne okoliczności, które w mniejszym czy większym stopniu powodowały powstanie kolejnych i tak pojawia się łańcuszek.
napisał/a: arturo1 2009-09-08 21:10
mel napisal(a):Wystąpiły pewne okoliczności, które w mniejszym czy większym stopniu powodowały powstanie kolejnych i tak pojawia się łańcuszek.


mel, "efekt motyla" ? - naciagana teza... bo jak sie chce to rownie dobrze mozna udowodnic zwiazek miedzy wczorajsza grochowka a trzesieniem ziemi w Chinach :D

Kobieta miala wybor. Mogla sie rozstac i bzykac sie z kim popadnie, WYBRALA zdrade -- jest winna. Amen ;)
napisał/a: Przemoooooooo 2009-09-08 21:26
Bardzo dziękuję za wypowiedzi.
arturo napisal(a):
Przemoooooooo napisal(a):Nie twierdze że jestem bez winy...

Blad, w kwestii zdrady byles, jestes i bedziesz BEZ WINY. Mogles byc WSPOLwinny problemow malzenskich, ale nie pozwol NIGDY wmowic sobie, ze sam doprowadziles ja do zdrady. Przeciez to ABSURD. Slusznie twierdzisz, byly problemy - RAZEM powinniscie je rozwiazac - ONA WYBRALA zdrade wiec ONA powinna poniesc jej konsekwencje.

Poczucie/mozliwosc straty - najczesciej motywuje "zdradzajacych" do dzialania, poprawy - i zamiast postawic sie jej - ty chcesz przychylic jej nieba ?!

Przemoooooooo, i Przema godnosc - nie idzcie ta droga. :D
Przestan sie tak starac, daj jej wyraznie do zrozumienia ze moze Cie stracic, wtedy byc moze ona zrobi bilans i Twoje bedzie na gorze ;)


Mogę się wyprowadzić, mogę powiedzieć że ma się wyprowadzić, jeśli wówczas zrobi bilans i jej wyjdzie że lepiej odejść? Obawiam się że moge nie wytrzymać życia bez niej i bez córki. Wiem ze wówczas mam szansę na pojawienie się u niej poczucia winy ale to chyba zbyt duże ryzyko.
Teraz jest tak ze ona postępuje bardzo egoistycznie, myśli tylko o sobie, siebie stawia na 1 miejscu a ja jestem tylko... dodatkiem :/
Rozmawiałem z nią wczoraj i powiedziała że potrzebuje czasu, na co się pytam kurde. Na odkochanie się? (zażartowałem tak do niej) odpowiedziała śmiejąc się że nie.
Twierdzi że małymi kroczkami.
Dzisiaj się jej zapytałem dla kogo bije jej serce odpowiedziała że narazie dla niej...

Czy bez poczucia winy to przypadkiem nie jest wszystko o [Mod: pip-pip] rozbić?! czy nie daje jej w ten sposób przyzwolenia na podobne rzeczy w przyszłości? Przecież teraz jak nic nie zrobię to zawsze będzie wiedziała że jej nie zostawię, a ona bedzię korzystać z życia...
Jak u licha mam jej zaufać?! JAkie mam peryspektywy na normalne dalsze życie u jej boku?

Czy jeśli poczekam to sama dojrzeje do tego żeby mnie przeprosić ?

Nie wiem co zrobić :(
Czekać? przeczekać to? Wyprowadzić się?
napisał/a: majka 83 2009-09-08 23:21
Przemooooooo bardzo ciężko ci coś poradzić, zrozum nikt nie chce popełnić błedu, sprawa jest bardzo poważna.Jeżeli to zakochanie, wszystko zależy od decyzji twojej żony, na dzień dzisiejszy wszelkie dialogi z nią są bez sensu bo ona tak naprawdę ona nie myśli logicznie.
Z tego co rozumiem bardzo kochasz żonę i córeczkę i chcesz to ratować.
Żeby ci pomóc wczytałam się w inne historie, tam też są podobne sytuacje zanalizowałam wnioski i muszę ci powiedzieć,że wszystko przekłada się na etapy. Ty jesteś w pierwszym w którym próbujesz nawiązać jakiś dialog z żoną w celu ratowania małżeństwa,najczęściej nikomu to nie wychodzi. Kolejny to odcięcie się i życie dla siebie samego, inwestowanie w samego siebie,dostrzeżenie braku swojej winy za zdradę, skupienie się na sobie i dziecku.Ty nie jesteś winny temu co się stało, masz prawo żyć dla siebie i chronić swoją psychikę, oczywiście nie ma tu łez, awantur, pretencji.Na tym etapie czasami współmałżonek się budzi i zaczyna się jakiś spokojny dialog, ale nie zawsze, potem jest dopiero etap trzeci - metoda wstrząsowa, czyli wyprowadzka, pozew i inne podobne.Ci co doszli do trzeciego etapu żałowali,że nie zrobili tego wcześniej, ale taką decyzję podejmuje się dopiero gdy w człowieku coś "pęknie" i jest absolutnie na nią gotowy.Z tego co piszesz nie jesteś, więc nie ma sensu doradzać ci metody siłowe.Może przejdziesz do tego drugiego etapu, skup się na sobie, wyjdz gdzieś, staraj się żonie dać do zrozumienia,że nie ona jest tu najważniejsza, skup się na córeczce.Może to,że zaczniesz żyć dla siebie, odrzucisz emocje, zwróci jej uwagę na ciebie? Może zacznie jakiś spokojny rzeczowy dialog? Tylko w ten sposób możesz jak twierdzisz przeczekać, ale przynajmiej coś z tym będziesz robił.
napisał/a: arturo1 2009-09-09 07:49
Przemooo wytlumacz mi prosze co sprawia ze chcesz obejmowac kobiete ktora chwile temu obsciskiwala sie z kochankiem, co sprawia ze chcesz ja kochac kiedy ona woli rozkladac nogi przed innym, dlaczego nie czujesz obrzydzenia calujac usta ktore jeszcze nietak dawno smakowaly... hmm i jak tu niebyc wulgarnym... rytmicznie smakowaly innego ? Dlaczego chcesz reanimowac rozkladajace sie zwloki waszego zwiazku zamiast je pogrzebac ? Za bezczelnosc uwazam jej stwierdzenie o malych kroczkach. Trzeba bylo jej powiedziec, ze male kroczki to robia niemowlaki a nie dorosli ludzie. Osobiscie wypedzil bym taka "zone" na zbity pysk - ...a pozniej cholernie mocno i dlugo bym cierpial - ale cierpial bym wtedy z godnoscia - bez obawy,strachu i wstydu ze musze unikac odbicia w lustrze.

Jesli pomimo tego wszystkiego co napisalem powyzej chcesz odzyskac swoja monogamicznie uposledzona. ZMIEN SIE. Przypomnij sobie jakim byles facetem kiedy Cie poznala. Zacznij od zmiany podejscia do niej. Nie badz zbyt mily ale tez nie badz arogancki - lekko chlodna obojetnosc bedzie idealna. Zacznij o siebie mocno dbac. Zmien przyzwyczajenia. Zainwestuj w siebie duchowo i materialnie. Znajdz hobby i nie przesiaduj w domu ze skwaszona mina. Badz lekko tajemniczy, nie tlumacz sie gdzie wychodzisz i co robisz. Unikaj jak ognia kontaktu cielesnego, zadnego przytulania - o seksie zapomnij. Ona musi na wlasnej skorze odczuc strate. Zapewniam Cie ze predzej czy pozniej zapali sie u niej czerwona lampka WTF ?
PS Z rozmyslem pominalem najwazniejsza kobiete Twojego zycia - Corke, bo w tej materii chyba wiesz co robic.
  
napisał/a: Przemoooooooo 2009-09-09 10:09
Posłuchajcie,
z tego co piszecie i co mi do głowy przychodzi wnioskuję że mogę zrobić 2 rzeczy:
1. zapytać ją kto ma się wyprowadzić czy ona czy ja
2. poczekać i zająć się sobą i córeczką

Ona musi zrozumieć że problemów rodzinnych nie rozwiązuje się skacząc w objęcia innego faceta. Jak mam to zrobić aby to pojęła?!!! Obecnie jest tak że jej to wisi. Wydaje mi się że jej nie zależy bo jeśli by jej zależało to by mnie prosiła o wybaczenie a ma to najwidoczniej gdzieś. Czeka na rozwój wypadków? Może to wynika z tego że ja też idealny nie byłem przez te kilka lat małżeństwa? Każdy, również i ja mam jakieś wady, może one na tyle ją ode mnie odepchały przez ten czas że teraz całkowicie mnie o to obwinia, że nie widzi nic złego w tym co zrobiła?! Nie wiem...
Ale przecież Ona też nie była idealna i również popełniała błędy. Ja chcę zmienić w sobie wiele rzeczy, chce być inny i do kilku rzeczy podchodzić w inny sposób, ale Ona też musi się starać, tylko ja mam się zmieniać? a co u licha ze mną, z moimi potrzebami?
Powiedziała mi że chce spróbować aby wszystko między nami było dobrze, na pytania czy mnie kocha odpowiada że jeśli by mnie nie kochała to by jej tu nie było... ale mi to NIE WYSTARCZY!!!!
Czy przeczekanie wystarczy aby zrozumiałą swój błąd? czy nigdy go nie zrozumie?
Jeśli go nie zrozumie i mnie nie przeprosi, jestem prawie pewien że to się powtórzy, kiedyś się tam o coś posprzeczamy, pokłócimy i ona znowu sobie skoczy w bok, a potem powie że to moja wina. Tak być nie może, to nie dopuszczalne.
Jak mam jej to wszystko wytłumaczyć aby zrozumiała? Wspomniałem jej że potrzebujemy pójść do specjalisty to ona powiedziała że nigdzie nie będzie chodzić. :/

Czy jeśli zajmie się sobą i córeczką, ją będę traktował chłodno to czy ona jeszcze bardziej nie oziębnie? Skąd wiemy że to pomoże a nie jeszcze bardziej zawali?
Jedyne co trzyma mnie przy nadziei to to iż Ona twierdzi że nie kochali się razem tylko całowali, i to że teraz jest ze mną a nie z nim, gdyby nie to to bym nie widział dla nas żadnych szans...

Co do kontaktu cielesnego to ona jest oziębła i lodowata i raczej się do mnie nie przytula, chyba że ja ją przytulam (ona nie odczuwa widocznie takiej potrzeby), chyba że wieczorem, opiera na mnie głowę jak ogląda TV :/

Z drugiej strony jeśli się będę chciał wyprowadzić to może ona stwierdzić że się wyprowadzi do niego, albo może w ogóle jej to nie będzie przeszkadzało że mnie nie ma i oleje temat?

Czy w ogóle powinienem z nim porozmawiać? Czy rzeczywiście zakończyli temat czy mi tylko ściemnia? Dodam iż nie wiem czy się ze sobą nie kontaktują, choć Ona twierdzi że nie...

Bardzo bym chciał aby zrozumiałą swój błąd, przeprosiła mnie ze łzami w oczach i abyśmy zaczęli wszystko od nowa... Kocham ją i naszą córę i nie chce tego stracić...

Reasumując, co radzicie, czekać czy się wyprowadzić i zobaczyć co się stanie?
Czy najpierw poczekać trochę, może się roztopi a jak nie to dopiero wówczas spróbować się wyprowadzić?
Przepraszam jeśli moje posty są chaotyczne.... :/
Szlak by to trafił wszystko... :/