Żona nie poczuwa się do winy

napisał/a: sorrow 2009-09-09 11:58
Przemoooooooo napisal(a):Bardzo bym chciał aby zrozumiałą swój błąd, przeprosiła mnie ze łzami w oczach i abyśmy zaczęli wszystko od nowa...

Każdy by tak chciał :). Niestety nie często się zdarza. Chciałbyś, żeby błagała cię o wybaczenie, żeby powiedziała, że nie wie co w nią wstąpiło, żeby było widać jak cierpi z tego powodu zalana łzami... i wszystko inne jak na wielu filmach :). No niestety... nawet jeśli ona ma szczerą chęć naprawy wszystkiego, to może wcale nie dać ci tej satysfakcji (z tym przepraszaniem). Część zdradzających ludzi po prostu stosuje metodę wyparcia. Zdrada jest niezaprzeczalnie czymś złym. Wiele osób żyje sobie ze świadomością "ja bym nigdy czegoś takiego nie zrobił". Potem zdarza się to coś... i to jest dla psychiki katastrofa. Żeby mogła cię przeprosić, to najpierw musiałaby przed samą sobą przyznać się, że zrobiła coś strasznego... że jest kimś innym niż zawsze uważała. To trudna sprawa... uznać się za "gorszego" niż się dotąd tak pewnie uważało. Z pomocą wtedy przychodzi metoda wyparcia... "dobra, dobra... wiem co zrobiłam, nie było to najlepsze wydarzenie w moim życiu... chcę, żeby było jak przedtem, więc w ogóle do tego nie wracajmy, nie mówmy... chcę to wyprzeć z pamięci". Tak właśnie myśli twoja żona... według mnie.

Pytanie czy ci to wystarczy jeśli swoją metodą ona powoli wróci "na miejsce" dobrej żony. Jeśli z czasem będzie dla ciebie miła, oziębłość zniknie, nie będzie nikogo poza tobą... ale przeprosiny i wielkie żałowanie nie nastąpią nigdy... czy to ci wystarczy? Trudno się tak żyje, bo zostajesz z poczuciem, że wróciła z braku laku, że nie żal jej tego co się stało, że jest z tobą dla dziecka, itd. Nie wszystko to musi być prawdą, ale poczucie ci pozostaje.

Jeśli osobiście miałbym wybrać jedną z twoich metod, to byłaby ta z córką. Małżeństwo to nie tylko znajomość kobiety i mężczyzny... to obejmuje całą rodzinę (wliczając w to dzieci) i zobowiązania. Nawet w tak niesprzyjających czasach jak zdrada to wszystko razem wzięte jest ważne. W sumie oprócz nerwów nic nie tracisz wybierając ta drogę, a jak się sprawa rozwinie będziesz mógł sam się przekonać. Z kolei ta druga droga jest ryzykowna. Stawiasz drugiego człowieka pod ścianą, a ten drugi człowiek ma rozjechaną psychikę (nawet jeśli tego nie widzisz). Sam wiesz jak "mądre" decyzje wtedy się podejmuje.
napisał/a: majk42 2009-09-09 12:26
Przemooooo mam prawie dokładnie taką sytuację jak Ty. Z tym, że trwa to już 3 lata i mogło być już ich dwóch a nawet czterech. Już dłużej nie wytrzymam. Nie wiem co zrobić. Wydaje mi się, że jeszcze ją kocham a tymczasem cały czas myślę o tym o czym napisał wyżej Arturo. 16 lat poślubie. Syn dorastający. Niedawno ustaliłem tożsamości 2 ostatnich, mają żony i dzieci. Przez keyloggera zgromadziłem maile i GG z komputera. Próbowałem rozmawiać z żoną, ona się wypiera w żywe oczy. Co robić?????? Rozbić również ich rodziny???
napisał/a: Przemoooooooo 2009-09-09 12:31
sorrow napisal(a):"dobra, dobra... wiem co zrobiłam, nie było to najlepsze wydarzenie w moim życiu... chcę, żeby było jak przedtem, więc w ogóle do tego nie wracajmy, nie mówmy...

Wczoraj kiedy chciałem z niąo tym porozmawiać, powiedziała że nie chce już więcej o tym rozmawiać. Czyli to co napisałeś by tu pasowało.
sorrow napisal(a):
Pytanie czy ci to wystarczy jeśli swoją metodą ona powoli wróci "na miejsce" dobrej żony. Jeśli z czasem będzie dla ciebie miła, oziębłość zniknie, nie będzie nikogo poza tobą... ale przeprosiny i wielkie żałowanie nie nastąpią nigdy... czy to ci wystarczy? Trudno się tak żyje, bo zostajesz z poczuciem, że wróciła z braku laku, że nie żal jej tego co się stało, że jest z tobą dla dziecka, itd. Nie wszystko to musi być prawdą, ale poczucie ci pozostaje.


No właśnie tu jest pewien problem, bo nie wiem czy mi to wystarczy, nie będę wówczas wiedział na czym stoję i nie będę pewien czy to się nie powtórzy?!
sorrow napisal(a):
Jeśli osobiście miałbym wybrać jedną z twoich metod, to byłaby ta z córką. Małżeństwo to nie tylko znajomość kobiety i mężczyzny... to obejmuje całą rodzinę (wliczając w to dzieci) i zobowiązania. Nawet w tak niesprzyjających czasach jak zdrada to wszystko razem wzięte jest ważne. W sumie oprócz nerwów nic nie tracisz wybierając ta drogę, a jak się sprawa rozwinie będziesz mógł sam się przekonać. Z kolei ta druga droga jest ryzykowna. Stawiasz drugiego człowieka pod ścianą, a ten drugi człowiek ma rozjechaną psychikę (nawet jeśli tego nie widzisz). Sam wiesz jak "mądre" decyzje wtedy się podejmuje.

DO cierpliwych nie należę, nie wiem czy to jakoś ogarnę i będę wyrozumiały, jeśli nie wyrazi skruchy nie będę uważał tematu za zamkniętego i mogę do tego ciągle wracać, przypominać jej, dogryzać itp... I to co najważniejsze raczej jej nie zaufam, będę podejrzliwy i sie wszystko może rozpieprzyć...
napisał/a: mel1 2009-09-09 12:32
Przemoooooooo napisal(a):
Bardzo bym chciał aby zrozumiałą swój błąd, przeprosiła mnie ze łzami w oczach i abyśmy zaczęli wszystko od nowa... Kocham ją i naszą córę i nie chce tego stracić...

Reasumując, co radzicie, czekać czy się wyprowadzić i zobaczyć co się stanie?
Czy najpierw poczekać trochę, może się roztopi a jak nie to dopiero wówczas spróbować się wyprowadzić?
Przepraszam jeśli moje posty są chaotyczne.... :/
Szlak by to trafił wszystko... :/



Jeżeli na prawdę kochasz to możesz spróbować wybaczyć. Ale po pierwsze - do tego są potrzebne chęci (nie tylko Twoje, ale jej). Sam nic nie zdziałasz, musicie spróbować rozwiązać problem razem. Ja bym powiedziała żonie, że ją kocham, że z czasem jestem gotowa zapomnieć o tym co się stało, dać szansę, bo zależy mi i na niej i na dziecku. Jeżeli żona przyjęła tę metodę "wyparcia" to albo na prawdę gdzieś w środku zrozumie swój błąd i może nigdy Ci tego nie powie, ale zmieni się i będzie dobrze. Albo uzna to za "przyzwolenie" i znowu zrobi to samo. Ale skoro chociaż jedna strona (Ty) bardzo chcesz żeby było dobrze to warto pójść tą drogą.

Wyprowadzenie się nie jest dobrym wyjściem. Radzę jeszcze poczekać. I nie rzucać się przed żoną na kolana, tylko pokazać jej że zrobiła źle. Nie można udawać że nic się nie stało i jak gdyby nigdy nic mieszkać sobie razem, jedna szczęśliwa rodzina. Trzeba pokazać, że coś jest nie tak. I pokazać, że chce się to naprawić, ale nie samemu lecz wspólnie.

Odchodząc od tematu nie rozumiem jednej rzeczy. Czemu Ty masz się wyprowadzić? Jakby mój mąż mnie zdradził to jego bym "wyprowadziła" z domu. On zawinił, on niszczy rodzinę - on się wyprowadza.

Poza tym jeżeli teraz byście się odsunęli w ten sposób od siebie to na prawdę bliżej może być do rozwodu niż szczęśliwego powrotu. Córka i tak nie zostanie z Tobą, więc podejmując takie działania możesz stracić i ją i żonę.
napisał/a: Przemoooooooo 2009-09-09 12:37
mel napisal(a):
Wyprowadzenie się nie jest dobrym wyjściem. Radzę jeszcze poczekać. I nie rzucać się przed żoną na kolana, tylko pokazać jej że zrobiła źle. Nie można udawać że nic się nie stało i jak gdyby nigdy nic mieszkać sobie razem, jedna szczęśliwa rodzina. Trzeba pokazać, że coś jest nie tak. I pokazać, że chce się to naprawić, ale nie samemu lecz wspólnie.


Jak to zrobić? W jaki sposób działać? Jak mam swoim postępowaniem sprawić aby ona widziała że nic się nie stało? Jak jej mam pokazać że coś jest nie tak? Jutro mamy rocznicę ślubu, mam w ten dzień być oziębły? :/
Planowałem abyśmy sięzapisali razem na kurs tańca, aby coś robić Razem, czy to w takim razie zły pomysł?
Żadnych czułych słówek, przytulania się, czułości... ?
Przepraszam że pytam może o błache rzeczy, ale mam tak wielką pustkę w głowie...
napisał/a: majk42 2009-09-09 12:37
Ja za pierwszym razem robiłem awantury i przeprowadzałem rozmowy. Zona się wypierała, uwierzyłem. Teraz jest to samo. Czyli wyszło z tego przyzwolenie.
napisał/a: sorrow 2009-09-09 14:08
Przemoooooooo napisal(a):jeśli nie wyrazi skruchy nie będę uważał tematu za zamkniętego i mogę do tego ciągle wracać, przypominać jej, dogryzać itp... I to co najważniejsze raczej jej nie zaufam, będę podejrzliwy i sie wszystko może rozpieprzyć...

No to jest jakiś poważny argument za zakończeniem związku. Jej pewien nie możesz być, bo na prawdę, to nie wiesz co u niej w głowie siedzi. Natomiast wiesz co siedzi u ciebie. Bez pełnej chęci spróbowania "od nowa" z twojej strony nie masz co marzyć o szczęśliwym zakończeniu. Po prostu tylko przedłużysz agonię rozpamiętując i wypominając... obojętnie czy ona cię zacznie błagać, czy nie. Napsujecie tylko sobie dużo krwi nawzajem. Ratowanie i naprawa związku jest naprawdę zajęciem dla obu stron i wymaga zarówno poświęceń jak i zaangażowania.

Jest jednak jeszcze szansa, że po prostu tak o sobie myślisz... że nie podołasz, że będziesz dogryzać... a zrobisz inaczej. Powiem ci, że to bardzo szybko widać, że rozpamiętywanie, wracanie do przeszłości i wypominanie ciągnie związek tylko w dół. Zaczynasz dostrzegać, że z jednej strony chcesz dać upust emocjom, a z drugiej tracisz coś, nad czym pracujesz. To daje do myślenia i z czasem uczysz się na błędach... albo i nie, bo ludzie są różni.
napisał/a: arturo1 2009-09-09 14:09
majk42 - 4 raz ?!!!!! przeciez to juz patologia...
Przemoo - rocznica ? czyzby tych slow ?
...i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską - rzeczywiscie masz co swietowac.

Panowie, do jasnej... !
Co sie z wami porobilo, czy takich Was wasze kobiety pokochaly? Facetow nijakich, otumanionych "miloscia", biernych, bez wlasnego zdania i krzty honoru? Dlaczego pozwalacie sobie na takie poniewieranie? Ktos tu wspomial o dobru dziecka. Czy dobrem dziecka jest zycie w rodzinie, w ktorej nie ma milosci, w ktorej mezczyzna sprowadzony jest do roli (?) bankomatu, scierki, zmywaka, odkurzacza, opiekunki czy wyprowadzacza psa (niepotrzebne skreslic). Taki przyklad chcecie dac swoim dzieciom? Matka sie puszcza a ojciec gnije ze zgryzoty - to jest to szczescie dla, ktorego kleczycie przed swoimi zonami.

Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,mmm, orły, sokoły, herosy!?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów, gdzie te chłopy!?
napisał/a: nawiedzony 2009-09-09 14:30
Sprobuj tez pojac facetow,ktorzy godza sie na to wlasnie ze zgledu na dziecko.To ze zona pomiata,to czesto boli najmniej...O wiele bardziej boli to,ze w przypadku rozwodu nie zajmie sie odpowiednio dzieckiem takze i tego pomiatanego dotychczas faceta.Ja np NIGDY nie dopuszcze do sytuacji rozwodu i przejecia opieki nad dzieckiem przez matke.Inaczej by te sprawy wygladaly,gdyby czesciej przyznawano opieke nad dzieckiem wlasnie ojcom.Przeciez zdrada niemal najbardziej deprawuje takie dzieci i to wlasnie sprawcom powinna byc odbierana opieka.Jesli facet naprawde kocha swoje dziecko to poswieci wszystko by z nim byc,nawet jak sytuacja na linii z zona jest katastrofalna.Owszem,to takze niszczy wlasciwe wychowanie takiego dziecka,ale po rozwodzie najczesciej zatraca sie z nim kontakt,czesto jest manipulowane przez matke twierdzeniem:jaki to tatus jest niedobry.Zwlaszcza takie akcje maja miejsce,kiedy dziecko jest jeszcze bardzo male w czasie rozwodu.Nie powiesz chyba nam,ze kontakt np z corka co tydzien w sobote,alebo raz na 2 tygodnie caly weekend wystarczy do normalnych relacji...Taka pokrzywdzona mamusia ma wtedy wszystko:kochane(najczesciej nie) dziecko,alimenty przyznane na nie(czyli $na balety dla niej) i wolne soboty,niedziele,badz cale weekendy na baletowanie i sprowadzanie sobie nowych gachow...
Jesli facet chce naprawde dobrze dla dziecka,to nigdy nie odejdzie,nawet od zdradzajacej zony,pomimo ogromnego ryzyka zwichrowania psychiki dziecka,ktore zreszta i tak jest mniejsze niz przy rozstaniu.
Mnie np nie bardzo juz interesuje co,kto i kiedy robi z moja zona.Owszem wolalbym miec pewnosc i jasnosc sytuacji,ale i tak dopoki sama glupio nie wpadnie,to sie nie dowiem co wyprawia,o ile w ogole wyprawia.Sama nigdy tego nie powie,bo wie ze moze stracic dziecko,bo ja jej nie odpuszcze tej walki,jesli ona by doszla kiedys do skutku.
napisał/a: majk42 2009-09-09 14:33
Arturo niby masz rację, ale do kroku ostatecznego brakuje iskry, przyłapania na gorącym uczynku czy coś takigo. Ja mam tylko maile. Wiesz, były też miłe chwile z żoną w tym czasie.

[ Dodano: 2009-09-09, 14:36 ]
Nawiedzony, żyjesz tak? Czyli nie jestem sam.
napisał/a: nawiedzony 2009-09-09 14:52
:( Niestety tak zyje i tylko po to zyje,by nie zepsuc corki,tak jak zepsuto jego matke,poprzez ciagle awantury i pozniejszy rozwod.Tam byla jedna roznica...to ojciec byl zly i za duzo chlal gorzaly.Ja postanowilem mimo takiego zycia,ze wychowam corke nie odchodzac(o ile sie tylko da).Ona ma byc kobieta,a nie wredna swo...a...
napisał/a: sorrow 2009-09-09 15:16
nawiedzony napisal(a):Ja np NIGDY nie dopuszcze do sytuacji rozwodu i przejecia opieki nad dzieckiem przez matke.

Co tam matkę... ale jeszcze przez tego pana, który tak ochoczo osładza jej życie :).