Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl

Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl

Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.

Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:

  • zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
  • zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
  • zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
  • zmiany porządkowe i redakcyjne.

Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.

Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl

Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).

Konkurs o zapachu czekolady

napisał/a: monzyc 2008-02-20 23:50
To było... wiele, wiele lat temu :) Jestem już weteranką jeśli chodzi o staż małżeński, bo sakramentalne "TAK" powiedziałam 14 lat temu. Jednak będąc wciąż "młoda duchem" i będąc znów "szczęśliwą młodą mamą" powracam w myślach bardzo często do tamtej chwili, kiedy to poznałam mojego męża. Moją miłość znalazłam "za płotem" jak u Kargulów. Ja mieszkałam w domu, który graniczył ogrodzeniem z zakładem w którym pracował wtedy jeszcze nieznany mi, całkiem przystojny gostek.Jego pierwszy dzień w pracy... poranek godz.7.00 i ja spiesząca się do szkoły. Widzieliśmy się raptem kilka sekund. Zaintrygowały mnie jego długie włosy, do tego stopnia, że spadłam z kilku ostatnich schodów. Zawstydzona pognałam do szkoły. Widywałam go każdego poranka, każdego popołudnia żegnałam go wzrokiem gdy kończył pracę.Po kilku tygodniach padło pierwsze "cześć", potem pierwsze "do zobaczenia" i chociaż dość długo czekałam na pierwsze "kocham cię" to wiem, że warto było czekać. Pomimo, że te wszystkie lata nie zawsze miały "zapach czekolady" i czasem bywało "pod górkę" to wiem ,że miłość budujemy my sami, każdego dnia i tylko od nas zależy czy to będzie warowna twierdza ,czy zamek na piasku...
napisał/a: mskorpion 2008-02-20 23:53
O szkolnych miłościach nie będę wspominać, bo były to raczej sympatie. Pierwszą wielką miłość spotkałam marcowego poranka jadąc na uczelnię, na przystanku. Wsiadł ze mną do tramwaju facet cudo. Wysoki (183 cm), blondyn(w takich gustowałam), opalony na brąz, o bardzo pięknych rysach. Uch..., zawirował mi świat. Na drugi dzień też był. W tramwaju zaczęliśmy rozmawiać i tak to się zaczęło. Po bliższym poznaniu okazało się że nasze mamy pracują w tej samej firmie, a on choć wyglądał na 25 lat jest młodszy ode mnie o prawie dwa lata. Dla nas to nie stanowiło problemu. Facet był mądry, postępował rozsądnie i dorośle, zakochałam się ze wzajemnością po uszy. Nie akceptowała tej sytuacji moja mama. Za wysoki. Ja mam 1.52. "Śmiesznie" wyglądamy.
Nie pomogło, nam to nie przeszkadzało. Ja studiuję, będę prawnikiem, a on nie wiadomo co będzie, bo uczy się jeszcze.
Nie pomogło, wierzyliśmy, że on też po szkole podejmie studia. No to zaczęła się wojna o... środowisko, pochodzenie i trele - morele. Rozmowy z jego matką, z moimi koleżankami, nie odzywanie się do mnie całymi tygodniami. Nie przetrwałam po raz pierwszy. Odeszłam. Chłopak wylądował w szpitalu, bo chciał sobie zrobić krzywdę. Wróciłam do niego. Walka o tę piękną zresztą miłość trwała dwa lata. Wszyscy byli za nami. Znajomi, cała jego rodzina, moja też, tylko moja Mama była nieugięta w swoich dziwnych zasadach. Byłam zmęczona ta szarpaniną, bo bardzo Mamę kochałam. Byłam zrozpaczona i choć miłość dawała mi szczęście, byłam bardzo nieszczęśliwa. Przerwałam studia po trzech latach. Podjęłam pracę w banku. Zerwałam z moim szczęściem ostatecznie. Zostałam w domu z matką, ale... niezbyt długo. Wyszłam za mąż, też będąc zakochaną, ale...trochę i po to, aby odejść z domu. A on? No cóż, ożenił się w 4 miesiące po moim ślubie, ma syna z tego związku. Rozwiódł się. Ożenił się po raz drugi. Urodziła mu się córka tego samego dnia i miesiąca co ja, tylko innego roku. Nosi moje imię. Jego matka i babcia do śmierci twierdziły, że byliśmy dla siebie stworzeni i że to był największy błąd, że nie miałam siły przeciwstawienia się Matce do końca. Może tak, już tego nie sprawdzę. Po moim rozwodzie on przyszedł do mnie, że jeszcze możemy być razem, ale... wg mnie to byłoby niemożliwe. Nigdy nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, to już jest całkiem inna rzeka.
napisał/a: rXhelt 2008-02-21 01:07
Moja historia to jak w prawdziwym filmie. A jednak tak było. Uszczęśliwiona, że dostałam się na wymarzone studia, pędziłam na pierwsze zajęcia. Trochę zagubiona, bo przecież w innym, dużym mieście. W tramwaju jakiś mężczyzna, nie wyglądający ciekawie, co rusz zerkał w moją stronę. Trochę mnie to peszyło, próbowałam nie zwracać na niego uwagi. Ale kiedy pod wpływem tłoku, przybliżył się do mnie i nadepnął mi na nogę, nie wytrzymałam. Pokazałam swoje oblicze, miałam okazję zrewanżować się za te przenikliwe spojrzenia, nie przebierałam w słowach. Dałam mu nauczkę, pomyślałam. Na zajęciach usiadłam w pierwszej ławce. Jakie było moje zdziwienie, gdy do sali wszedł mój "znajomy" z tramwaju. Nie wiedziałam, gdzie schować głowę. Kiedy była moja kolej przedstawienia się, podszedł i powiedział, my się już trochę poznaliśmy.Spurpurowiałam, wszystkie oczy skierowane były na mnie. Po zajęciach wyjaśniłam niektórym to nasze "poznanie". Aby nie mieć kontaktu z tym człowiekiem postanowiłam przenieść się do innej grupy. Ale po pół roku zostaliśmy parą. Obecnie jest moim wspaniałym mężem.
napisał/a: kasaja5 2008-02-21 08:44
Wszystko zaczęło się od... betoniarki ;)
Dokładnie pamiętam ten moment. Był początek maja, na termometrze chyba z 20 stopni. Właśnie siedziałam na krześle przed domem mojego, hmm... EX, gdy zadzwonił telefon: "Tu mama, zaraz przyjedziemy po betoniarkę". Przyjechali po trzech godzinach... ;) Nieco znudzona czekaniem wyszłam, aby przyglądnąć się całej ceremonii "wpychania" tego wielkiego urządzenia na pakę niebieskiego LDV-a. Gdy otwarłam drzwi, nagle wyrósł jakby spod ziemi ON. Trochę zdezorientowana odpaliłam: "Dzień dobry!". Nie zapomnę jego wyrazu twarzy i słów, które wypowiadał jakby w zwolnionym tempie: "Dzieeeeń dooooobry"...
Zmieszana i czerwona jak burak odeszłam dwa metry dalej i udawałam, że proces ładowania betoniarki jest tak interesujący, jakby był niczym sztuka na deskach Starego Teatru... Po jakimś czasie pojechaliśmy zawieźć maszynę do naszego nowego domu oddalonego 20 kilometrów stąd (ON kierował, ja siedziałam na miejscu pasażera, bo już nie było miejsca w drugim samochodzie - o dzięki ci losie!). Gdy już wszystko było załatwione, zaproponował, że odwiezie mnie z powrotem do mojego ówczesnego mieszkania. Siedząc cichutko, niczym mysz pod miotłą patrzyłam przez szybę jak przemija świat i tylko słuchałam jego cudownego, ciepłego głosu...
Nie będę kłamać, EX poszedł w odstawkę. To nie była miłość, to było przyzwyczajenie...
Całe zdarzenie z betoniarką sprawiło, że zakochałam się od pierwszego wejrzenia i jestem od 3 lat najszczęśliwszą osobą (i przyszłą żoną!) na całej kuli ziemskiej i we wszechświecie :)
eliza88
napisał/a: eliza88 2008-02-21 09:38
Czy można oszukać przeznaczenie?

Czy znacie to uczucie,kiedy widząc kogoś po raz pierwszy wiecie,że
jeszcze wasze drogi się zejdą? Mnie zdażyło się to tylko jeden jedyny
raz i pamiętam to do dziś...
Praktycznie początek jest bardzo banalny: Lato,wakacje na wsi u rodziny...
Msza w kościele i czuję,że za mną stoi ktoś,kto mnie obserwuje. Nie
przepadam za takimi sytuacjami i nie lubię się oglądać, ale wtedy coś
mnie wołało: Spójrz za siebie...no więc oglądnęłam się i zobaczyłam
najbardziej błękitne oczy na świecie bezczelnie we mnie wpatrzone.
Pomyślałam: Tego już za wiele- takie piekne oczy nie upoważniają go do
wpatrywania się we mnie z taką intensywnością! Zrobiłam minę obrażonej
księżniczki i wróciłam do obserwowania tego co przede mną.
Od owej niedzieli minęły 2 dni a ja nie mogłam zapomnieć tego
błękitu..Nikt z mojej rodziny nie znał właściciela tych oczu, co mnie
wprawiało w kiepski nastrój.
W tamtych czasach internet nie był jeszcze znany a jego namiastką było
CB Radio. Moja kuzynka owo urządzenie posiadała i miała wielu
znajomych, z którymi rozmawiała.Pewnego dnia okazało się, że jeden z
jej znajomych z eteru to właśnie ten osobnik o którym nie mogłam
zapomnieć. Opowiadał o dziewczynie w spódnicy w kropki ,która stała
przed nim w kościele. Kolana zrobiły mi się jak z waty i nie mogłam
uwierzyć,że mówi własnie o mnie! Ale co robić dalej ? Za kilka godzin
wyjeżdżam do domu , nie zdążę już go zobaczyć :(
życie po wakacjach zaczęło wracać do normy, ale wciąż śniły mi się te
błękitne oczy. Listy od kuzynki utwierdzały mnie w tym,że on też o
mnie myśli i że w lecie napewno się spotkamy.Ale do lata tak dużo
czasu....
Nareszcie upragnione wakacje i wyśnione spotkanie-oczy dalej
błękitne,on nadal wspaniały,tylko to spotkanie jakieś dziwne.
Mogliśmy całymi godzinami rozmawiać przez cb radio, jednak przy
spotkaniu "na wizji" zjadła nas trema.
I znów wakacje się skończyły, ale tym razem obiecaliśmy sobie,że
bedziemy do siebie pisać listy.Codziennie zaglądałam do skrzynki na
listy i spróbujcie sobie wyobrazić jaka radość gościła w moim sercu
kiedy list w niej znalazłam. W trzecim liście napisał: "Aniu
przyjeżdżam do ciebie w sobotę pociągiem o godz..."
Oszalałam,zwariowałm i rozpłakałam się ze szczęścia...
Przez 3 lata nasza miłość była wystawiana na ciężkie próby- na
tęsknotę,zazdrość i żadkie spotkania. Pewnego dnia jednak nie
wytrzymała i..rozstaliśmy się. Zdecydował o tym on, ale ja też byłam
temu winna.Napisał" życzę ci szczęścia,tego,którego mnie tak bardzo
brak"
Moje życie zawisło w próżni. Budziłam się,jadłam,oddychałam-niby
wszystko robiłam normalnie-ale każda moja komórka umierała po mału bez
niego. Byłam z innymi facetami-tak poprostu żeby kogoś mieć. Może ich
raniłam,ale było mi to obojętne.życie dzieliło się na to w którym był
mój błękitny i to, w którym go nie było. Codziennie kawałek mojego
serca umierał i kiedy po 3 latach został już tylko jeden -podjęłam
bardzo ważną decyzję : Muszę się dowiedzieć co u niego słychać,czy
założył już rodzinę,czy jest dla nas jeszcze jakaś szansa?
Jak postanowiłam tak zrobiłam. Pojechałam do kuzynki i na własnych
nogach w strugach deszczu szłam 20 km aby przezyć albo umrzeć.
Niestety nie zastałam go w domu,zostawiłam jednak nr.komórki,choć
watpiłam w to czy to coś da. W tamtych czasach telefonia komórkowa
dopiero raczkowała,więc zasięg w tamtych okolicach był żadkością.
dopiero dojeżdżając do domu odebrałam wiadomość z poczty głosowej.
Brzmiała ona tak: Cześć Ania,tu Bartek.Zadzwonię jeszcze...
Prawie zemdlałam. Kiedy jednak zadzwonił i umówiliś my się,że
przyjedzie moje nerwy były na krancach wytrzymałości. musiałam
poczekać do soboty i przez kilka dni nie mogłam jeść,spać i myślec o
niczym innym.
Nadeszła sobota i znów zobaczyłam mojego błękitnego. Poprostu podszedł
i mnie przytulił a ja rozpłakałam się jak dziecko. Moje serce wróciło
i została na nim tylko malutka blizna,która czasem daje o sobie znać.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie: Szalone dni i noce,
ślub,przeprowadzka i nasz synek..
Dzisiaj jesteśmy już 8 lat po ślubie i nadal kochamy się tak samo.
Niedawno dowiedziałam się, że żeby mieć pieniądze na pociąg żeby do
mnie przyjechać musiał sprzedawać kanapki...
Dzisiaj twierdzimy,że to było przeznaczenie i że musieliśmy być razem..

Więc jeśli coś wam mówi,że osoba którą widzicie po raz pierwszy może
być dla was kimś ważnym - uwierzcie w to! Przeznaczenia nie da się
oszukać!
napisał/a: aneti 2008-02-21 10:28
Moje kochanie poznałam mało typowo bo ... na kolędzie ;P
Gdy rodzice rozmawiali z księdzem ja zajęłam się ministrantem: herbata, ciacho, rozmowy o szkole, o muzyce. Okazało się, że jesteśmy fanami tego samego zespołu. Ale co najważniejsze - Tomek tak jak ja ma świra na punkcie gór. Latem - wspinacza. Zimą - narty. I twedy poczułam, że wpadłam po uszy... Na szęście jego też wzięło. Zaczęły się wspólne wypady do znajomych, na imprezy, w góry... I tak trwa to już od kilku lat.
Śmiejemy się, że połączył nas ksiądz ;P A co ksiądz złączył... :D
napisał/a: basiaaa 2008-02-21 11:01
Upalne lato... Ja biegnąca do pociągu z wielką walizką i kilkoma innymi pakunkami. Urlop na który czekałam od miesięcy... Wreszcie jechałam odwiedzić swoich rodziców... Niestety wakacje to czas wyjazdów, nie tylko moich - więc krakowski dworzec był zapełniony... Masę ludzi kłębiło sie także przy kasach, więc gdy wchodziłam na pierwsze stopnie pociągu słyszałam już gwizd odjeżdżającego pociągu... Ważne było że zdążyłam, problemem natomiast stało sie miejsce siedzące. Obładowana bagażem przedzierałam sie przez kolejne wagony. Po paru minutach byłam już zdesperowana, nie wyobrażałam sobie dalszej jazdy... W końcu znalazłam swoje wybawienie... Ale po chwili już wiedziałam dlaczego nikt go nie zajął, obok siedział mężczyzna, z słuchawkami na uszach i półprzymkniętymi oczami... Nic nie byłoby w tym dziwnego, ale muzyka której słuchał rozbrzmiewałam w całym przedziale, on z długimi włosami, cały ubrany na czarno poruszał sie w jej rytm co chwila wydając jakieś dźwięki. Coż... pomyślałam - wyjścia nie. Weszłam do środka. Próbowałam jakoś się usadowić... Długo walczyłam z bagażami, posyłałam wściekłe spojrzenia, w kierunku mężczyzny, który wcale nie kwapił się aby mi pomóc... Cały czas siedział z zamkniętymi oczami. Usiadłam obok niego... Byłam poirytowana, zmęczona a muzyka z jego słuchawek nie dawała mi spokoju... Po kilkunastu minutach nie wytrzymałam, postanowiłam zadziałać, klepnęłam tego nieprzyjemnego typa po ramieniu i zamierzałam nakazać mu ściszyć te piekielne odgłosy (widziałam, że mam poparcie wśród innych podróżujących) nie reagował więc raz jeszcze energicznie poklepałam go po ramieniu. Odwrócił się do mnie... Podniósł brwi i spojrzał na mnie... Zaniemówiłam... Blask jego oczu sprawił, że zapomniałam o wszystkich niedogodnościach podróży - zdołałam tylko zapytać "Przepraszam, jakiego zespołu słuchasz?" On uśmiechnął się... I tak rozmawialiśmy cała drogę - o muzyce metalowej, o której nie miałam zielonego pojęcia:)
Pociąg ten zawiózł nas niedawno przed ołtarz ślubny :)
napisał/a: milagro 2008-02-21 12:28
Poznałam go dużo wcześniej niż zobaczyliśmy się po raz pierwszy... Poznałam go już w moich snach.
napisał/a: lewap 2008-02-21 13:22
Moją ukochaną poznałem poprzez gadu-gadu. Nie, nie, nie wysyłałem jej wiadomości typu "ile masz lat" ani "poklikasz" :)
Wszystko zaczęło się od tego, że po kilkunastoletnim pobycie w Kanadzie zamierzałem wrócić do Polski, ale kiepsko radziłem sobie z językiem, z kolei Hania - moja Ukochana chciała podszkolić język angielski.
Oboje zamieściliśmy swoje "zapotrzebowanie" na pewnej ze stron, która sugerowała, że to najlepsza forma nauki języka. I tak 18 kwietnia po raz pierwszy wysłałem do Hani list, natychmiast dostałem odpowiedź i promienny internetowy uśmiech :D
Po pół roku przyleciałem na miesiąc do Polski. Oczywiście nie obyło się bez spotkania. Szczerze mówiąc więcej przebywałem z nią niż z dziadkami do których przyjechałem.
Wracając do Kandy wiedziałem, że mój powrót na stałe do Polski ulegnie znacznemu przyspieszeniu.
Od półroku mam stałe zameldowanie. Coraz lepiej idzie mi posługiwanie się naszym językiem - choć przyznaję, że zanim cokolwiek wyślę korzystam z opcji sprawdzania pisowni :rolleyes:

Mam nadzieję, że nie potknę się na słowach przysięgi małżeńskiej.
napisał/a: agaq11 2008-02-21 15:26
Poznaliśmy się w 2001 roku... w pracy. Ja pracowałam juz tam 9 miesięcy. Jak przyszedł do pracy, trudno było go nie zauważyć.. na 100 kobiet u nas w pracy przypada 6 mężczyzn. I ja także Go zauważyłam.... ale byłam wtedy szczęśliwie jak mi się wtedy wydawało .. zakochana. PIERWSZY ZNAK
że jesteśmy dla siebie stworzeni, to było wspólne tygodniowe szkolenie w górach. Przyjechaliśmy mocno spóźnieni, i nie było już wolnych "jedynek" noclegowych. Trochę dziwnie nam było, nie znaliśmy sie na tyle dobrze, żeby zamieszkać przez tydzień razem w pokoju... ale nie było innego wyjścia. Nie wspomnę jakie było wzburzenie" drogich koleżanek" z pracy, na tą informację i zaskoczenie Mojego obecnego chłopaka.
Ale ... tam poczułam, że nadajemy na tych samych falach. dosłownie. Takie same poczucie humoru, podejście do życia. zauroczyłam się i zapomniałam o moim chłopaku!
Ale on dobrze wiedziałam, że nie jestem sama i nie naciskał( później dowiedziałam się, że mnie wtedy juz pokochał).
To był najwspanialszy tydzień mojego życia. Ale wróciliśmy do domu, Mój wtedy obecny przyszedł po mnie , a ON, po prostu odszedł.
Nie wiedziałam co do mnie czuje, ja nadal spotykałam się z Tamtym, ale już czułam, że ON -Marek nie jest mi obojętny.
Pracowaliśmy razem, spotykaliśmy się na imprezach pracowniczych...Aż w pewnym momencie zerwał ze mna kontakt całkowicie. Kierowniczka przeniosła Go do innego pokoju.
Ale....Pojawił sie DRUGI ZNAK .
W pracy wrzało, zaczynała się akcja po godzinna.. i wyznaczono nas do jednej grupy. Byłam szczęśliwa! Wracaliśmy razem do domu, zaczęliśmy rozmawiać... po koleżeńsku. nawiązaliśmy znów kontakt.
I... TRZECI ZNAK
Wylądowaliśmy w jednym, dziale, w jednym pokoju, biurkami naprzeciw siebie!
Zaczęliśmy rozmawiać jak dawniej, żartować sobie, droczyć się z sobą... i wspaniale współpracować.
I... CZWARTY ZNAK
Ognisko pracownicze. Byłam na nim sama, mój wtedy obecny chłopak, miał inne sprawy. Ja bawiłam się z Markiem. Tańczyliśmy, wygłupialiśmy się, było wspaniale. Potem odwiózł mnie do domu. Ale na drugi dzień zaczęła sie afera. Obrzucono mnie błotem, poinformowano chłopaka mojego, co jak tam nie wyprawiałam. Nie odzywał się do mnie.... a ja chyba na to tylko czekałam. Postanowiłam To skończyć. Nie było już między nami nic.. chyba tylko przyzwyczajenie. Jak mogło zresztą być, jak ja już wiedziałam, że dla mnie jest MAREK! ON I TYLKO ON!
Ciężko było, na początku, ale zaczęliśmy się spotykać. Był rok 2005.Nikt nam dobrze nie wróżył. Pamiętam jak byłam szczęśliwa, a zarazem cierpiałam, że ludzie potrafią być tacy okrutni.
Przetrzymaliśmy... po paru miesiącach znaleźli sobie inny obiekt plotek i szyderstw.
A my byliśmy wciąż razem, szaleńczo zakochani. Długo czekaliśmy na tę miłość, aby się spełniła.W 2006 roku się zaręczyliśmy a rok później wzięliśmy ślub.
W pracy przez ten czas, nie tylko zaczęli nas tolerować, a nawet byli przyjaźnie nastawieni. Ślub był cudowny. Szkoda, że tylko jeden dzień:)
Zaraz po ślubie zaszłam w ciążę.Za miesiąc zostaniemy rodzicami...
I kto powie, ze marzenia się nie spełniają?
Kocham Go, Kocham to maleństwo pod moim brzuszkiem i życie jakie wiodę z moim ukochanym!
napisał/a: tiko35 2008-02-21 20:07
na sylwestra
w ciemną noc
poznałem Ją.
Zimno było..
me serce w tym mrozie
niesmiało biło...
wielka impreza, znajomych
moc,
ach, cóż to była za piękna,
nieprzespana noc

skąpany
pośród dźwięków fal
wpłynąłem w
morze rozpalonych ciał
i ujrzałem Ją..

głośna, szalona
muzyką ośmielona..
poderwała mnie

słowa z Jej ust,
czarowały mnie.
Z każdą chwilą

sobą...zarażała mnie,
me ciało, ma dusza,
szybko poddały się..

I te oczy, ten blask
czułem się tak
pierwszy raz...

ciepłym uśmiechem
swojego serca,
ogrzała serce me..
w moje życie -
wplotła życie Swe...

Ta kobieta do dziś urzeka
mnie
na parkiecie życiem
zwanym,
ja..
wciąż tańczyć z Nią chce

w rytm muzyki naszych serc..
napisał/a: florkowska 2008-02-21 21:42
Moj ukochany? To było jak randka w ciemno...Jednego pięknego wieczoru w sobotę zadzwonił telefon, ktory jak zwykle leżał z dala od mojej osoby. Kiedy dzwoniąca do mnie osoba dobijała sie chyba z 6 razy w końcu odebrałam.Była to bardzo szybka rozmowa...pomyślałam sobie '' pewnie pomyłka''. Chłopak dzwoniący do mnie stwierdził że mnie zna i chce umowić się ze mną na randkę. NIESTETY!!! Odmowiłam, ale po jakimś czasie kiedy zadzwonił po raz drugi, powiedział:'' o 23.00 pod dyskoteka''. Nie ukrywam, ze strasznie sie bałam, bo to nigdy nic nie wiadomo. Wybrałam ze sobą starszego ode mnie kuzyna i koleżankę, z ktorą się przyjazniłam.Będąc pod dyskoteką ze strachu trzęsły mi się nogi, pomyślałam kto to może być! W końcu kiedy do mnie podszedł nie mogłam uwieżyć, że ktoś taki jak on mogł zainteresować się moją osobą. Minęły szybko godziny spędzone z nieznajomym. Potem minęły dni, miesiące, aż lata. Po trzech latach chodzenia poprosił mnie o rękę.Slub odbył się 21 lutego 2004 roku. Było to piękne wesele, a jeszcze piękniejsze są chwile kiedy mogę je spędzić ze swoją rodziną.Dziś jestem szczęśliwą matką 3-letniej Julci, ktora jest dla mnie całym światem. Nie wyobrażam sobie życia bez mojej małej szczęśliwej rodzinki. Dziś mamy rocznicę ślubu 4 lata kiedy stanęliśmy razem na ślubnym kobiercu! Dziś wiem, że RANDKA W CIEMNO z moim ukochanym było warte mojego poświęcenia-choć nie ukrywam, że pojście z nieznajomym mężczyzną na randkę było szczytem głupośći ( bo są rożne przypadki w życiu). ALE BYŁO WARTO!!!!!!!!!!!!!!! :)