Konkurs "Jedz, módl się, kochaj"

napisał/a: sampo21 2010-10-15 12:09
Czesto zadaje sobie pytanie... co bym zmienila w swoim zyciu gdymbym miala takowa okazje.
Od najmlodszych lat bylam cicha, szara myszka, kszatajaca sie gdzies po katach, gdy w tym czasie moje kolezanki zawieraly nowe przyjaznie, a ich zycie towarzyskie nabieralo coraz wiekszego tempa. Ja wrazliwa, samotna i wstydliwa istotka siedzialam w domu, z nosem w ksiazkach. Moje zycie towarzystie nie istnialo, bo sie balam, trema, zażenowanie i wstydliwosc odebraly mi mozliwosc zabawy i poznawania przyjaciól. Ktoregos dnia zdalam sobie sprawe z tego, ze ja nie mam przyjaciol, nie mam oparcia w zadnej bliskiej osobie. Moje zycie jest szare, puste i bez wyrazu - pomyslalam.
Wlasnie to bym w sobie sprobowala zmienic gdybym miala taka mozliwosc, wyelliminowalabym ta wstydliwosc pensjonarki dzieki temu mialabym mozliwosc poznania wielu ciekawych osob z ktorymi moglaby mnie polaczyc wiez przyjazni czy milosci.
Nawet po tylu latach, majac meza i dwoje wspanialych dzieci nadal wole zyc w cieniu innych i nie wychylac sie. Mimo, ze chcialabym sie wychylic, pochwalic czy wypowiedziec sie w waznej dla mnie sprawie nie dam rady, odczuwam blokade nie do przeskoczenia. I to wlasnie bylaby ta zmiana ze wstydliwej pensjonarki w przebojowa emancypantke.
napisał/a: alicja111 2010-10-15 12:50
Mam 40 lat, dojrzala, elegancka kobieta która nigdy nie kochala i nie byla kochana.
Z bagazen nieprzyjemnych, przykrych i okrutnych doswiadczeń.
Chcialabym cofnąć czas, by pewne wydarzenia nie mialy miejsca. Bardzo szybko stalam sie z malej niewinnej dziewczynki w doroslą kobiete, Stalam sie obiektem kpin, wytykano mnie palcami i cale zycie przypominano mi o tym zdarzeniu, gdy probowalam sie wychylic, brac czynny udzial w zyciu mojego rodinnego miasteczka. Przerwano mi dziecinstwo tak drastycznie i tak gwaltownie, jedno wydarzenie (nie z mojej winy) zadedowalo o moim pozniejszym losie. Po uzyskaniu pelnoletniosci wyjechalam do Warszawy, tam zaczelam zycie od nowa, nikt mnie nie znal, nie wiedzial o moim przykrym doswiadczeniu. Moglam stworzyc "nową siebie". Niestety wspomnienia wygraly, caly czas przypominaly mi sie tamte chwile w lesie, deszcz, jego zapach, ból, cierpienie i ten niepokoj... przenikliwy strach. Pozniej wycinki w gazetach, rozprawa w sądzie, psychologowie, drwiny ze strony sąsiadów i rodziny i nieustanne: "To Twoja wina" "Sama jestes sobie winna". I to wlasnie to chcialabym zmienic, wymazac ze swojego zycia i z pamieci. Rok temu doroslam i dojrzalam do tego by porozmawiac z psychologiem,wczesniej wstydzilam sie, balam, przeciez przez cale zycie dorastam w poczuciu winy. Dzieki wsparciu pani dr, zaczynam inaczej patrzec na świat, i to co mnie spotkalo. Moglam zrobic to wczesniej, moze wtedy moje zycie wygladaloby inaczej, moze spotkalabym mezczyzne ktoremu moglabym zaufac i stworzyc prawdziwy, cieply dom i zatrzec slady blizn, wymazac z pamieci co zle i okrutne co caly czas boli mimo tylu juz lat.
napisał/a: agnesse 2010-10-15 14:03
Zmiany. Kto z nas ich nie potrzebuje? Nowa fryzura, wakacyjny wyjazd nad morze czy choćby przesunięcie fotela w salonie. Wszystko to sprawia nam zawsze ogromną radość, każda - nawet najmniejsza - zmiana to powiew świeżości w naszym, poukładanym od a do z, życiu. Przyjemność niesie nam już samo myślenie o nich, zanurzenie się we własnych marzeniach, oczywiście przy odwiecznym pytaniu "co by było gdyby?".

Co by było gdyby... i w tym właśnie miejscu spotykam się z pytaniem konkursowym. Tysiące myśli w głowie, bo tak naprawdę mogę zmienić wszystko, tylko czy na pewno tego chcę? Skąd pewność, że zmian za jakiś czas nie będę żałowała, nie będę chciała ich odwrócić? Niestety zawsze istnieje pewne ryzyko. Należy jednak pamiętać, że równie mocno możemy żałować braku jakichkolwiek działań :). Moje myśli krążyły więc wokół bardzo przyziemnych spraw (wygląd, ubrania, samochód), lecz powiązanie pytania z postacią filmową skłoniło mnie do poszukania głębiej. W końcu znalazłam odpowiedź - chciałabym znaleźć swoje miejsce na Ziemi. Może ma to puste i śmieszne brzmienie, ale właśnie tego oczekiwałabym od siebie. Każdy z nas został obdarzony jakimś talentem, może nawet wieloma, każdy z nas ma życiowe pasje i to właśnie te aspekty powinny mieć wpływ na kierunek naszego życia. Chciałabym robić w życiu to co kocham, chciałabym żeby moja praca przynosiła mi ulgę zamiast rozgoryczenia. Plan idealny, ale przecież jest tyle rzeczy, które uwielbiam robić... a co z tymi, których jeszcze nie znam? Żeby więc uniknąć złych wyborów spróbowałabym wszystkiego! Oczywiście w granicach moich możliwości :).

Myślę, ze podczas tej "lekcji życia" napotkałabym masę innych zmian, bo przecież każdego dnia mamy z nimi do czynienia, a i nie wszystkie są przez nas planowane. Zmieniłaby się moja osobowość, podejście do życia - jedna zmiana wywołałaby lawinę pozostałych. Kiedy jednak znalazłabym już "moje miejsce", wprowadziłabym je do dotychczasowego życia. Nie wyobrażam sobie odkreślenia przeszłości grubą kreską. Moi bliscy, moje miasto, wspomnienia, to wszystko już na dobre zadomowiło się w moim sercu. Wydaje mi się, że taka wymarzona zmiana otworzyłaby przede mną świat na nowo, pozwoliłaby się spełnić, ale tak naprawdę kto nie chciałby zajmować się w życiu tym co kocha i co umie robić najlepiej?

Ach, ciekawe gdzie bym się odnalazła... kto wie, może jestem urodzoną panią Prezydent ;)...
napisał/a: ~Felicita 2010-10-15 15:27
Budząc się pewnego ranka chciałabym wstać o pół godziny wcześniej. Tak, jak to sobie postanawiam co wieczór!
Nastawiam wieczorem budzik o te pół godziny wcześniej, ale rano, gdy dzwoni, znowu dobrowolnie oddaję moim snom te cenne pół godziny.
A tak bym chciała wstać wcześniej, mieć czas na przeczytanie kilku stron mojej ulubionej książki, na zrobienie starannego makijażu do pracy - tak na dobry początek dnia.

Pół godziny - tak mało, a tak wiele.


:)
napisał/a: gosia5 2010-10-15 16:04
Chciałabym pewnego dnia się obudzić i zmienić mój sposób podchodzenia do życia. Stałabym się zupełnie inna osobą, zaczęłabym dostrzegać, to co w życiu jest najpiękniejszego. Teraz każdy dzień jest podobny, strasznie monotonny i przewidywalny. Doszukuje się wszędzie czegoś złego, zapominam o tym, że świat gdzieś tam, pod tą skorupką zła jest piękny i dobry. Mogłabym powiedzieć tak jak bohater filmu American beauty „dzisiaj jest pierwszy dzień reszty mojego życia” i zacząć je od nowa. Tak jak on, stać się zupełnie innym człowiekiem , który nawet w obliczu śmierci był naprawdę szczęśliwy, bo w końcu zmienił swoje życie na lepsze..Przestałabym być osobą zamkniętą w sobie, taką szarą myszką. Chodziłabym z wysoko podniesiona głową, próbowałabym w każdej osobie znaleźć jakieś pozytywne cechy. Witałabym wszystkich uśmiechem, opowiadałabym znajomym żarty i chociaż raz nie przejmowałabym się, że spaliłam jakiś dowcip. Więcej czasu poświęciłabym sobie i w końcu przestałabym żyć w upozorowanym przez siebie świecie. Odnalazłabym piękno w otaczającym świecie: spadających liściach, czy w uśmiechu dziecka. Zaczęłabym patrzeć bliżej, na to co mnie otacza . Moje życie nie składałoby się już z identycznych dni, rutynę zastąpiłabym spontanicznością, a nudę zabawą.
Mam nadzieje, że pewnego dnia się obudzę i będę miała dość siły, żeby powiedzieć dość monotonni i wprowadzić w życie, to co tutaj napisałam .Bym mogła narodzić się na nowo. Przekonać się, że mam w końcu jeszcze resztę życia przed sobą.
napisał/a: anmonek 2010-10-15 16:17
Powiem Wam 'na ucho', że już to zrobiłam, że zmieniłam coś w swoim życiu. Było to rok temu...
Po studiach znalazłam wymarzoną pracę, byłam szczęśliwa i zadowolona... Tak minęło kilka ładnych lat, a ze mnie zrobił się wrak człowieka, ta wymarzona praca wyciągała ze mnie wszystkie siły, cały optymizm jaki posiadałam, przestałam sie uśmiechać, przestałam wychodzić z domu, przestałam kontaktować się ze znajomymi, zerwałam z moim mężczyzną, a wszystko dla pracy, przecież bez tego sobie nie poradzę, myślałam... Aż w końcu pewnego lipcowego dnia ubiegłego roku, czara się przelała, mój szef, który był nie do zniesienia i traktował mnie jak pogotowie w każdej sytuacji, zaczął mi oferować niemoralne propozycje... Przyszłam do domu i zaczęłam płakać... Płakałam całą noc, rano kiedy nie miałam juz łez przyszedł mi do głowy jedyny sensowny pomysł: zadzwoń do Asi, mojej jedynej, porzuconej przeze mnie przyjaciółki... Zadzwoniłam, opowiedziałam co sie dzieje, że po mału umieram, znikam z tego świata i nie umiem tego dalej ciagnąć... Rodzina uważała, że wymyślam, bo wszystkim w tych czasach jest cieżko, więc nie miałam u nich wsparcia, poza tym choroba mojej mamy zajmowała wszystkich, ja przestałam się liczyć....W sobotę rano wsiadłam w autobus i pojechałam do Asi, przegadałyśmy cały dzień i noc... Asia powiedziała, że chętnie mnie do siebie przyjmie, choćby od razu, ja się wahałam, nie miałam w tym dużym mieście nikogo znajomego prócz niej, żadnej rodziny i perspektyw na pracę... Kiedy jednak wróciłam do domu i pomyślałam o kolejnym dniu w "firmie" od razu spakowałam swoje rzeczy... Rankiem zaniosłam swoje wypowiedzenie, szef nawet nie chciał o tym słyszeć, przecież obowiązywał mnie 3-miesięczny okres wypowiedzenia. A ja wreszcie po 7 latach powiedziałam co czuję i przestałam się bać, powiedziałam, że jeśli nie podpisze mi wypowiedzenia za porozumiem stron od zaraz, to pozwę go do sądu za molestowanie seksualne i mobbing. Poskutkowało, wieczorem z kilkoma torbami jechałam ku nieznanej przyszłości, ależ jaką ulgę czułam na sercu, płakałam pół drogi ze szczęścia... Wiedziałam, że z Asią nie zgnię, że być może będzie mi ciężko, ale podołam ze wszystkim, byle jak najdalej stąd....
I niedługo mnie rok, odkąd mam całkiem nowe życie i jestem całkiem nową A., pełną uśmiechu, radości i optymizmu.... Nie jest to jeszcze to doładnie, czego pragnę, ale każdy dzień jest dla mnie pełen nowych doświadczeń, spotykania nowych, dobrych ludzi i wzbogacania życia w dobre momenty. I wreszcie mam czas dla siebie :)
napisał/a: izka_88 2010-10-15 18:21
Odkąd pamiętam, kiedy byłam małą dziewczynką uwielbiałam wakacje na wsi. Ciocia Celinka miała małą, ale jakże przytulną, chatkę pod Zakopanym. Kiedy przyjeżdżałam już czekała na mnie chmara kuzynostwa. Kochałam to świeże powietrze, ganianie za owcami – które podgryzały mnie po nóżkach, bieganie po górach, zabawy. Ile ja miałam wtedy energii... Świat był taki doskonały – kolorowy, wesoły, dobry.
Teraz budzę się codziennie o 6:30 w dużym, szarym mieście, jadę pół godziny do pracy, której nie cierpię (pozdrawiam kierownika), znów wracam tramwajem tuż po zmroku, oglądam telewizję, idę spać. Życie jest tak monotonne. Gdzie ta radość z lat młodzieńczych, zabawa, szczęście.
Gdybym tylko mogła zmienić coś w swoim życiu po obudzeniu się…
Budząc się marzę o wyprowadzce. Wyprowadzce do Zakopanego. Teoretycznie tylko 500km, a praktycznie jak by inny świat. Marzę o stadzie owiec, drewnianej chatce z kominkiem, przed którym mogłabym siedzieć godzinami przytulona do mojego mężczyzny wpatrując się w ogień z lampką wytrawnego wina . Po co ludzie całe życie gonią za pieniędzmi ? Najgorsze, że zapominają wtedy o innych wartościach, a i tak na stare lata pragną spokoju i pozbywają się nagromadzonych dóbr, często wyprowadzają się na wieś. W rzeczywistości życie przelatuje im przez palce. Czy nie można od razu bez pościgu za pieniądzem cieszyć się życiem ? Tak bardzo pragnę tego spokoju, uśmiechniętych ludzi zadowolonych z życia, widoku z okna na góry, na kolację jeść oscypka, strzyc owce gdy tylko im sierść urośnie. Hmm… Może to właśnie budząc się jutro zacznę wcielać w życie kroki ku wyprowadzce.
napisał/a: privatedo 2010-10-15 19:37
Niewywołane klisze moich marzeń
wyciągam z kufra życia,
na którym osiada kurz codzienności...

Mieć marzenie jest fajnie,
spełnić je jest jeszcze lepiej...

Biorę w swoje ręce niekształtne,
nadaje mu wyrazu odwagą i uporem,
przybiera realnych kształtów...

i siedzę na werandzie daleko w Afryce,
popijając kakao z ulubionego kubka,
wspominając czasy dzieciństwa
i opowieści mojej mamy o dalekim kontynencie.

Mieć marzenie jest fajnie,
spełnić je jest jeszcze lepiej...

Nie boję się już malarii, febry i innych chorób,
bo jeśli się czegoś bardzo pragnie to cały wszechświat jest nam przychylny...
Chciałabym znaleźć w sobie siłę i odwagę, by spakować bagaż...
Każde marzenie jest nam dane wraz z siłą potrzebną do jego spełnienia...
Chciałabym by moje obawy ustąpiły tej sile...
napisał/a: Katjen27 2010-10-15 20:30
Być może moje wynurzenia wydadzą się niektórym nieco trywialne, ale dla mnie to zagadnienie, które towarzyszy mi całe życie i niejednokrotnie było sporym problemem.
Mam jakieś 162 cm wzrostu (i to kiedy mocniej wiatr zawieje), 29. wiosen i tzw. tendencję do nadwagi (autentyczną, bo na pewno nie wyimaginowaną) :). Ból jest tym gorszy, że ja jestem smakoszem jedzenia - uwielbiam gotować, tworzyć nowe kompozycje smakowe, jeść z uśmiechem na twarzy tradycyjny obiad przygotowany przez moją babcię (kucharkę zresztą), delektować się pysznościami...
W podstawówce było oki - dorastałam, nie stresowałam sie zbytnio, to i waga była w normie. Problem zaczął się w liceum - dojazdy do szkoły trochę mnie eksploatowały. Pierwsze, co robiłam po powrocie do domu, to zjedzenie 'góry' smacznego obiadu ugotowanego przez moją mamunię, a potem dłuuuga drzemka. Oj, ile ja wtedy pod tym kocem kilogramów wyhodowałam...
Kiedy waga wskazywała coraz więcej - podjęłam decyzję o odchudzaniu... 'Zleciałam' 8 kg w przeciągu jednego miesiąca - coś tam jadłam, ale niezbyt wiele, mało piłam, były zawroty głowy i podziw w oczach koleżanek - w ogóle nie miałam pojęcia o racjonalnym zbijaniu wagi... To jest właśnie TEN moment w moim życiorysie, który chciałabym zmienić. Dlaczego ? To było kilkanaście lat temu, a ja do tej pory posiadam 'znaki' po tamtym procesie odchudzania - te wizualne, na skórze całego ciała, która wtedy się zbuntowała (wcale jej się nie dziwię...) i te wewnętrzne, czy raczej psychiczne (hm, czy to dobre słowo ?), które tkwią w mojej głowie (teraz już gdzieś głęboko)...
Miałam taką koleżankę - szczupłą od urodzenia i nieco wyższą ode mnie; jadła, co chciała i absolutnie nie miała pojęcia o problemie pt. 'tendencja do nadwagi, tudzież nadwaga'. Wyrzuciłam jej to kiedyś podczas jakiejś dyskusji - że ona sobie żyje, po prostu żyje, je i nie tyje; że nie ma pojęcia, jak to jest borykać się co dnia z takim problemem, bo jest szczupła z założenia... Jaka ja byłam wtedy zła, podminowana... Ale to fakt, że większość szczupłych z genialnym metabolizmem nie wczuje się w sytuację człowieka, który przez x lat zaprząta sobie głowę takimi 'otyłymi', czy też 'kalorycznymi' sprawami (choć nie chcę generalizować).
Wiadomo, że obecnie jestem bogatsza o wiele lat doświadczeń - wiem, jak należy dbać o siebie, jak można zdrowo się odchudzić, a przede wszystkim utrzymać rozmiar, w którym czuję się komfortowo. Zmodyfikowałam moją 'kuchnię', wyeliminowałam 'szmalce' :) i jest w porządku.
To tylko waga, czy tendencja do nadwagi - a przez wiele lat dla mnie to był problem codzienny, punkt obowiązkowy moich przemysleń i gdybym mogła coś zmienić w moim życiu, to owa decyzja dotyczyłaby zdrowej diety, racjonalnego odchudzania i większego optymizmu :)
Niby banały, ale jeśli wziąć się za bary z tematem, to już nie jest taka 'bułka z masłem'.
eliza88
napisał/a: eliza88 2010-10-15 21:13
Gdybym miała coś zmienić w swoim życiu........... ciężko tak wymyślić w jednej chwili,jeśli swoje życie uważa się za ogólnie udane. Może pozwoliła bym sobie na chwilę relaksu,wynajęła bym opiekunkę do chorej teściowej,pojechała bym do SPA aby zapomnieć o troskach życia codziennego? Jednak wróciła bym do swojego małego domku i codziennych trosk i radości ze zdwojoną siłą do życia i uśmiechem na twarzy.Bo nic co mogła bym zmienić nie zastąpiło by mi tego co mam...........
napisał/a: linka1312 2010-10-15 21:59
Marzę by pewnego dnia obudzić sie i przestać być NIEŚMIAŁĄ. Pragnę zrzucic z siebie ten ciężar- przestac zastanawiac sie nad tym co inni o mnie myslą, nie bać się że powiem coś głupiego. Wiekorotnie siłam o tym że jestem pewna siebie i było tak cudownie, nie miałam oporów by zagadać pierwsza do fajnego chłopaka czy by poznawac przyjaciół. Ten koszmar ciągnie sie za mna odkad pamiętam wiem że mnóstwo przez te "chorobę" straciłam. Gdybym pewnego dnia sie obudziła bez nieśmiałości moje zycie stało by sie kolorowe i pełne przygód- ehhh chyba kiedys spróbuje obudzić sie bez niej!!
napisał/a: blanca 2010-10-15 22:07
Gdybym miała coś zmienić w swoim życiu, to chciałabym cofnąć się do okresu, kiedy byłam nastolatką. Wówczas z pewnością nie poszłabym na studia o kierunku ekonomicznym i nie szukałabym dzisiaj pracy, jako księgowa, której to po pierwsze nie mogę znaleźć, a po drugie bardzo nie lubię tego zawodu. Zamiast ekonomii wybrałabym teraz dermatologię lub kosmetologię, coś w czym bym się czuła świetnie w moim życiu zawodowym.
Po drugie, co dla mnie jest gorsze, to moje nieudane życie osobiste. Mam już 30-tkę na karku, a nie znalazłam Mężczyzny mojego życia jeszcze, ale wiem, że to moja wina i to mnie boli najbardziej. Naprawdę, patrzę na moje rówieśniczki, mają mężów, dzieci, awanse w pracy i myślę, dlaczego ja nie mogę mieć chociażby jednego, co by mnie w życiu cieszyło, satysfakcjonowało? Przez dobrych kilka lat zamykałam się w domu przez swoją nadwagę i nieśmiałość. Dosłownie potrafiłam przez cały tydzień, a nawet dwa tygodnie nie wyjść z domu, tylko siedziałam i oglądałam non stop telenowele w telewizji. Dzisiaj wiem, że te najpiękniejsze lata straciłam na najpierw siedzenie w książkach, w bibliotekach, potem w domu. Często nawet nie mogę spać, bo dręczy mnie to wszystko, jak to życie szybko mija, jak te lata lecą. Najgorsze jest to, że się nie mogę zmobilizować, jakoś wziąć w garść, mam jeszcze trochę kilogramów do zrzucenia, ktoś powie, ze trzeba się zaakceptować, ale ja próbowałam i wiem, że muszę się wziąć za siebie. Muszę pomyśleć, co mogę ciekawszego w życiu robić, niż praca w księgowości.
I właśnie, chciałabym tak się móc pewnego ranka obudzić i zacząć pozytywnie myśleć, ze wszystko jeszcze przede mną, jestem jeszcze młoda, mogę być szczęśliwa. Chciałabym też, aby takie myślenie naprawdę zmobilizowało mnie do jakiegoś działania, żeby jakoś to życie "godnie" przeżyć, tzn. stworzyć udany związek, rodzinę, cieszyć się pracą...móc znowu spokojnie spać, mieć poczucie, że przeżywam swoje życie na 100%.