Konkurs "Moja najlepsza randka"

napisał/a: zuziap85 2014-02-13 13:05
Mimo, że z mężczyzną, z którym wiąże się ta historia znałam się już 5 lat temu dopiero niedawno miała miejsce nasza pierwsza, niezapomniana randka.
Była zima.
Robiłam porządek w komputerze, kasowałam niepotrzebne pliki, aż nagle natknęłam się na stare zdjęcia. Byłam na nich ja , moi znajomi, spontaniczny wypad nad jezioro i... on.
Coś we mnie tknęło i nie mogłam zapomnieć o tym zdjęciu. Biłam się z myślami o tym, że wszystko kiedyś było takie proste, idealne, beztroskie.
Szukałam jego numeru telefonu, bezskutecznie, ale wiedziałam gdzie on mieszka. Postanowiłam napisać do niego tajemniczy liścik z prośbą o spotkanie i wrzucić go do skrzynki.
Był wtorek, a ja aż do soboty żyłam w niepewności, czy wstawi się na spotkanie? Czy nie potraktuje tego jako kiepskiego żartu? Milion myśli kłębiło się w mojej głowie.
Nadeszła sobota. Poszłam wieczorem w umówione miejsce. On już tam był. Pamiętam tylko słowa... "to byłaś Ty?", cicho odparłam "tak, ja".
Poszliśmy na kawę do pobliskiej kawiarni. Sztywną atmosferę i "milczenie owiec" rozluźniła lampka wina. Nie wiedziałam w sumie o czym mam z nim rozmawiać, przecież kiedyś odrzuciłam jego "zaloty", a teraz sama płaszczę się przed nim jak bezbronna istota.
Wyszliśmy z kawiarni, poszliśmy na spacer do parku. Nagle on przerwał tę "szopkę" pytając po co właściwie się spotkaliśmy, dlaczego go szukałam. I zaczął się potok słów. On otworzył się przede mną, mówiąc, że nigdy o mnie nie zapomniał, wciąż mnie kocha. Zamurowało mnie. Wydukałam jedynie to, że popełniłam błąd przed laty, że nie powinnam się tak zachować, a on wtedy mnie pocałował. Powiedział, że czekał na tę chwilę.
Zaczęliśmy być razem, znowu, wszystko od nowa.
Mimo, że ta randka nie była idealna, na pewno zapadła mi na długo w pamięci, ciągle mam przed oczami ten wieczór, znów stoję w parku, a całego świata nie ma. Jesteśmy tylko my, we dwoje, otuleni niepewnością uczuć.
Historia filmu "Miłość bez końca" wydaje mi się bardzo znajoma.
Kontynuując nasze dalsze losy napotkaliśmy się z wieloma przeciwnościami. Moi rodzice nie popierają tego związku, uważają, że zasługuję na kogoś lepszego. Ale co oni mogą wiedzieć o moich uczuciach? Może jestem młoda, ale to ja kieruję swoim życiem. Dostałam od losu drugą szansę, której na pewno nie zmarnuję, tym bardziej, że namiętność kwitnie z każdym dniem coraz bardziej.
napisał/a: Jasnozielona 2014-02-13 13:20
Podobno to, co najlepsze zawsze znajduje się przed nami :) Jednak kiedy tak przeszukuję szufladki wspomnień, to okazuje się że tych najlepszych randek wcale mało nie było.
Dzieliło nas 200 kilometrów, była zima, studiowałam i właśnie miałam wrócić na weekend do domu. Byłam wykończona tym tygodniem, ale kiedy tyko mój chłopak zadzwonił z propozycją randki, z radością przystałam na jego propozycję. Powiedział mi tylko, żebym się dobrze ubrała. Nie zastanawiając się zbyt długo, uznałam, że dobrze = ładnie, w biegu pomalowałam paznokcie, wzięłam na uczelnię ciuchy do przebrania. Po zajęciach poprawiłam makijaż, fryzurę, założyłam wystrzałową sukienkę, lekki sweterek i wyruszyłam na podbój serca ukochanego. Po trzech godzinach jazdy na dworcu czekał na mnie mój Ukochany z pięknym, fioletowo-zielonym bukietem. Ciągle pytał, czy aby nie jest mi zimno w tym stroju, ale jakoś te uwagi nie budziły moich podejrzeń, pomyślałam, że to miłe, że się tak o mnie troszczy. Zabrał moje rzeczy kazał zamknąć oczy i pojechaliśmy w nieznane. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się że zamiast na romantyczną kolację, mój chłopak zabrał mnie na... łyżwy! W dodatku to był mój prawdziwy debiut na łyżwach, a na lodowisku było mnóstwo osób, bo odbywał się karnawał na lodowisku. Dostałam świecącą czerwoną perukę a mój chłopak kapelusz i zabawa się zaczęła. Barierki i ramiona innych uczestników okazały się bardzo przydatne, a powstające siniaki, wcale tak mocno nie bolały. A z czasem nawet tak zimno nie było, bo serce kipiało z radości!!!


Aby być razem trzeba pokonać wszystkie przeciwności losu, to jak sobie z nimi radzimy świadczy o sile naszej miłości i naszej determinacji, by być razem. Paradoksalnie im bardziej ktoś stara się rozdzielić kochanków, tym większa jest ich namiętność. Pozostaje tylko pytanie, czy gdyby rodzice nie próbowali ich rozdzielić, to czy kochaliby się równie namiętnie? Mam co do tego spore wątpliwości... Moja miłość bynajmniej nie przypomina uczucia filmowych kochanków, jest o wiele piękniejsza...
napisał/a: Doroteq 2014-02-13 18:58
Moja najlepsza, niezaplanowana randka w życiu odbyła się 16 lat temu w wykwintnej restauracji ? Nie. Za to niedaleko mojego domu i to w dodatku na drewnianej podłodze bez świec, wina tej romantycznej otoczki. A było to tak: Przy zabawie klockami lego jako 6 letnia panna w stronę chłopca z sąsiedztwa zerkałam więc on z ciekawości podszedł, wziął ludzika lego po czym zaczął się ze mną bawić i w pewnej chwili oznajmił: Ja z tobą na pewno kiedyś się ożenię-Co zrobiłam po tym zdaniu? Zwyczajnie się zarumieniłam i dalej się z nim bawiłam. Czy nasza mała przyjaźń się rozwijała? Tak i nie było widać jej końca bo często umawialiśmy się na wspólne zabawy nawet samochodzikami. Czy pomimo upływu lat przetrwała? Tak i się wzmocniła bo on nadal jest moim najlepszym kolegą i w dodatku aniołem stróżem (bo zawsze znajduje się tam gdzie ja) na, którego mogę zawsze liczyć.

Czy przeżyłam podobną historię jak bohaterowie filmu "Miłość bez końca" ?
Nie i nie chciałabym, ponieważ wolę mieć inny życiorys bo chcę aby życie, los napisał mi własny scenariusz, a nie wybitny pisarz.
napisał/a: madzia1980 2014-02-13 20:17
Lato. Wakacje. Gorąca Hawana. Upalna noc. Barman bez pamięci leje rum do lodowatych drinków z liśćmi mięty, a kubańska muzyka płynie swobodnie ulicami. Od razu daję się porwać do tańca przystojnemu Kubańczykowi. Powietrze gęstnieje od westchnień i milczącej zgody na każdy ruch w tańcu. Kontrabas napełnia ciemność erotycznym wezwaniem, potęgowanym przez rozpalone marakasy i studzone przez tęsknie rozmarzoną trąbkę. Nieważne, że obejmujący mnie Kubańczyk nie ma przeszłości, imienia i ani grosza przy duszy. Do tańca przyłączył się słony wiatr znad morza. Kamienie w brukowanej ulicy rytmicznie poddały się porywającej muzyce. Biodro przy biodrze, policzek przy policzku namiętnie oddajemy się muzyce. Muzyka na Hawanie jest elektrownią, a Kubańczyk w porywającym tańcu z każdą minutą coraz bardziej mnie elektryzuje. Przetańczyliśmy całą noc w harmonii, w ekstazie wprost lewitując. Na drugi dzień przysłał kwiaty do hotelu, proponując randkę. Niestety to był mój ostatni dzień pobytu na wyspie. On nawet się nie dowiedział, ze to już była dla mnie najbardziej ekscytująca randka w życiu.
Poniekąd ta moja historia najlepszej randki jest zbliżona do fascynacji jaką przeżyli bohaterowie filmu "Czas na miłość", bo choć między nami miłość jeszcze nie wybuchała to przeżycie obezwładniające w całej swej intensywności, obsesji, możliwościach i obietnicach się jak najbardziej pojawiły.
napisał/a: Malory2000 2014-02-13 22:58
Randka darzyła się niespodziewanie.
Wtedy nie wiedziałam, że będzie randką.


Był to wyjazd w góry z bardzo dobrym kolegą. Kolegą, o którym nie myślałam w miłosnych kategoriach.

Wspólne przygody, podróż z głośną muzyką, wspólne spacery po wiosennej łące, zbieranie poziomek (!), błądzenie po lesie a następnie długa podróż do chaty w deszczu, gdyż załamała się pogoda, podrażniły nasze uczucia i wyobrażenia o tym, kim moglibyśmy dla siebie być.

Miłym towarzyszem, ciekawym kompanem, zgranym przyjacielem.

Nigdy nie zapomnę wspólnego siedzenia przy kominku, podczas kiedy nasze ubrania suszyły się przemoknięte do suchej nitki...
Wspólnie wypita gorąca herbata była jak najlepsze wytrawne wino.
Złapanie w ciemności dłoni, było jak najgorętszy pocałunek,
.. do którego niestety nigdy nie doszło, a który na zawsze zawisł w mojej wyobraźni i sercu.
CallMeAlex
napisał/a: CallMeAlex 2014-02-14 10:08
Dwa lata temu na mojej drodze stanął najcudowniejszy mężczyzna jakiego poznałam. Czarujący, czuły, o pięknych oczach i zniewalającym uśmiechu. Do dziś jest on moim Romeo, ponieważ nasza miłość była, jest i będzie zakazana do końca życia. To on podarował mi najpiękniejszą miłość i najcudowniejsze spotkania, tylko on pisał do mnie długie listy z podpisem "Twój na zawsze"...
Nasza pierwsza randka była wyjątkowa. Przyjechał po mnie samochodem. Ciągle puszczał moje ulubione piosenki, gładził mój policzek... Do dziś pamiętam każde jego słowo, każdy uśmiech. Gdy dotarliśmy do niego czekała mnie niespodzianka. Przygotował kolacje, wszędzie były świece. Po pysznej kolacji dostałam od niego list. Treść brzmiała mniej więcej tak: ucieknijmy stad, mamy jakieś pieniądze, znajdziemy tani motel, kupimy wino. Potem weźmiemy kąpiel, scałuje z Ciebie wszystko, potem położę do łóżka i będę całować. Całować i szeptać cały świat..." I...zrobiliśmy to! Uciekliśmy, byliśmy tylko my i nasza miłość. Nawet teraz gdy to piszę mam łzy w oczach. Tak bardzo go kocham... Ten post to trochę jak terapia dla mnie. Nie mogłam nikomu tego opowiedzieć, ponieważ nikt nie akceptował tej miłości, spotykaliśmy się w tajemnicy. Rozstaliśmy się, bo nas do tego zmuszono. Teraz każde z nas próbuje sobie ułożyć na nowo życie. Wczoraj dowiedziałam się, że spotyka się z kimś... Łzy ciekną mi z oczu a serce krwawi. Ciągle zastanawiam się czy nie postawić się rodzinie i całemu światu? Czy być wbrew wszystkim z facetem, który dawał mi szczęście i miłość? Teraz jest już za późno, nie chcę niszczyć jego związku, chociaż nie umiem bez niego żyć. Dziękuję za ten konkurs, to jest dla mnie jak terapia. Pisałam to ponad godzinę, wylałam wiele łez ale teraz jest mi odrobinę lepiej. Dziękuję.
napisał/a: urszulaku 2014-02-14 11:49
Słońce już zachodziło, wysyłając ostatnie promienie słońca, kiedy siedziałam owinięta w koc na ametystowym fotelu i czytałam książkę. Tego dnia mój chłopak wcale nie dzwonił, co było bardzo dziwne, jednak uzmysłowiłam sobie, że może jest czymś bardzo zajęty. W sekundzie huk z zewnątrz zerwał mnie na równe nogi. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale kiedy w powietrzu zabrzmiała piosenka Whitney Houston - I Will Always Love You, wiedziałam co się święci. Otworzyłam szklane drzwi i wyszłam na balkon.
- Co to za blask strzelił z okna, ono jest wschodem, a Ula jest słońcem.- usłyszałam i oblałam się rumieńcem.- Zejdź Urszulo, twój Romeo już na ciebie czeka.
Popędziłam z piętra na parter, ubrałam buty i kurtkę. W końcu wyszłam.Przez wielkie hałdy śniegu biegłam do mojego chłopaka, kiedy to upadłam i cała skąpałam się w białym puchu. Z odsieczą przybył mój Romeo, wprawdzie nie śpiewał on serenad, a włączył tylko Whitney Houston, ale pomógł mi, podając dłoń.
- Dziękuję Romeo, że uratowałeś mnie z paszczy wielkiego smoka.- parsknęłam śmiechem.
- Ale w tym dramacie nie było smoków.- usłyszałam.
Andrzej wziął mnie za rękę i poszliśmy ku wielkiej łunie świetlnej. Wiedziałam, że to ognisko i zarówno cieszyłam się, bo byłam cała mokra. Wino, kiełbaski i długie rozmowy, a w końcu taniec na śniegu przy Whitney. Wspomnienia te do tej pory są dla mnie niesamowitą historią rodem z "Romea i Juli", lecz z białym smokiem i ogniskiem. Oczywiście po tej randce byłam chora, ale mój dzielny Romeo wciąż mi towarzyszył i nawet gorączka nie wyrzuciła mi z pamięci tego, że właśnie siedzieliśmy koło siebie jako zaręczeni.
napisał/a: carmena 2014-02-14 12:03
Dwa lata temu wygrałam bilet lotniczy do Niemiec w konkursie interaktywnym. Pomyślałam, że dwa tygodnie w Niemczech, to super wakacje, a zwłaszcza, że miałam znajomych bardzo bliskich, którzy od dawna mieszkają w Niemczech. Więc nie musiałam się martwić o nocleg. Następnego dnia, ja i moi znajomi, zabrali mnie na imprezę do klubu. Tam poznałam przystojnego ciemnowłosego, starszego ode mnie o 5 lat opalonego Polaka o imieniu Bartek.Mężczyzna ten,urodził się w Polsce, ale od 10lat mieszkał w Niemczech. Gdzie zajmował się doradztwem bankowym w Niemczech . Miał swoją własną firmę, oraz prowadził szkołę pilotażu. Zdobył od moich wspólnych znajomych mój numer telefonu,a po dwóch dniach zadzwonił na spotkanie . Zapytał, czy nie chce polecieć, samolotem do Hamburga. Zgodziłam się, bo stwierdziłam że to szalony, ale i ekscytująco podniecająco pomysł pełen wrażeń. Podczas jazdy na lotnisko,dużo rozmawialiśmy ze sobą, i wtedy miedzy nami coś zaiskrzyło. Spodobało mi się,to co mówił do mnie.Tuż przed powrotem do kraju, Bartek stwierdził, że coś do mnie więcej czuje niż koleżeństwo.Że jestem jego miłością, Przez to, że w prosty sposób powiedział o swoich zamiarach do mojej osoby. Zauważyłam, że jest innym mężczyzną, których znałam jeszcze wcześniej.Ceniłam za szczerość, odpowiedzialność, oraz opiekuńczość.Przez rok czasu, codziennie były rozmowy przez telefon.No i nadszedł czas, że Bartek chciał założyć rodzinę,ale w mojej sytuacji było to skomplikowane.Gdzie musiałam zmienić plan. Los chciał inaczej, abym poślubiła Bartka.Patrząc w perspektywę czasu, jesteśmy dla siebie bliskimi przyjaciółmi, znajomymi dzwonimy do siebie. Ale to już ,nie jest tak, jak było wcześniej.
Nikt do nikogo nie ma żalu,że tak los nas pokierował. Bartek wyjechał z Niemiec do Tajlandii. Dostał prace w swoim zawodzie (doradztwo bankowe ). A, ja zostałam w kraju, bo los tak chciał pokierować moim życiem.
Czy moja historia przypomina historie bohaterów "Miłość bez końca"?. Uważam, że tak. Los pokazuje jakie mamy ścieżki życiowe do przerobienia, aby dalej wyciągnąć lekcje życiową. Mamy też takie sytuacje gdzie się wiążemy, a potem rozstajemy bez niczyjej winy. Gdzie dwojga ludzi nic nie łączy, choć wydawało by się inaczej. Czasami jest tak, że warto nie żałować tego, co odchodzi, bo nie byłoby takie, jak sobie wyobrażamy. Myślę, że miłość jest ważna, ale rzadko spotykamy sytuacje aby mógł ktoś z nami się związać do końca życia.
napisał/a: lazyxlady 2014-02-14 13:30
Żyjemy w czasach gdy trwają spory o Gender, dzieci rodzą dzieci... tak też trzeba się zaadoptować do istniejących warunków. Niestety określenie ''męski'' traci na wartości. Dlatego też często kobiety przejmują inicjatywę. Tak też było w moim przypadku. Mój luby wciąż nie wiedział czego chce, wił się jak wąż, uciekał z impetem niczym lampard a za chwilę powracał się łasić jak kot.
Wzięłam sprawy w swoje ręce. Zaprosiłam go na wieś, skąd pochodzę. Chodziliśmy po łąkach, ja zbierałam kolorowe polne kwiaty, a próbował uchwycić każdy mój uśmiech. Następnie wybraliśmy się aby pojeździć konno. Chyba powróciła jego męskość w tym momencie i dużo sobie wyobraził... Nie wiem jakim cudem znalazłam się w stodole pełnej siana... On obsypywał mnie rozkosznymi całusami, pieścił. Mimo że nie wydaliśmy kroci pieniędzy na podarunki, nie zjedliśmy kolacji przy świecach (i dobrze! bo by stodoła poszła z dymem), to była moja najwspanialsza randka. Dopiero na wsi przywróciła mojemu facetowi naturalne odruchy i tę właśnie randkę wspominam najmilej :)
napisał/a: lula84 2014-02-14 15:30
Moją najlepszą randką było spotkanie sprzed trzech lat, w ciepłym czerwcowym dniu. Byłam ubrana w pastele, miałam na sobie wygodne trzewiczki, nową krótką fryzurkę i byłam delikatnie pomalowana a na palu miałam duży pierścionek a la fioletowy kwiatek. Nie wiedziałam co mnie zaraz spotka, czy randka się w ogóle uda, kim okaże się nieznajomy tajemniczy głos z telefonu, jak będzie wyglądał....Dotarłam w umówione miejsce dość majestatyczne gdyż była to wyspa z kościołami....a na trawniku przed katedrą stoi owy mężczyzna ze statywem i robi nerwowo zdjęcia czekajać z niecierpliwością na mnie. Ukradkiem przyglądałam mu się trochę, nim mnie zauważył. Pierwsze uściśnięcie dłoni, pierwszy uśmiech, spojrzenie w oczy i tak jakoś trwa to do dziś. Pamiętam,że w tamten ciepły piękny dzień, zakończyliśmy randkę na ławce z lodami, opowiadając nawzajem sobie nieprzerwanie anegdotki życiowe. Czułam się jakbym go znała od zawsze, mimo iż wizualnie nie był moim wymarzonym rycerzem na białym koniu. Połączyły nas wspólne przeżycia i los zdecydował,że mamy tak razem być:).
Na naszej drodze pojawiały się kłody, duże i małe. Rodzina po obu stronach nie do końca akceptowała partnera drugiej. Jednakże pomimo wszelkich przeciwności życiowych bądż rodzinnych my postanowiliśmy być razem, wspierać się w każdej sytuacji niezależnie od opinii osób pośrednich. Miłość przetrwa wszystko, a dodatkowo wzmacniają ją takie przeciwności. Wiem bowiem, że on zawsze przy mnie będzie.:))))))/Nie ma nic piękniejszego od prawdziwej, intensywnej miłości.
napisał/a: jacekm 2014-02-14 17:34
Najpiękniejsza randka?
Nasza 23 rocznica ślubu. Moim pomysłem na wyjątkową randkę było bowiem podarowanie mojej ukochanej telegramu z czekoladek, który krył w sobie magiczne zdanie- "Zostań moją żoną!"
Mimo, że małżeństwem jesteśmy już naprawdę długo, rok temu, w naszą rocznicę, postanowiłem zaskoczyć moją ukochaną i raz jeszcze zadać jej to pytanie. Stremowany czekałem na odpowiedź, zastanawiając się co moja żona odpowie tyle lat po ślubie.Czy nadal jest we mnie tak zakochana jak niemal ćwierćwiecza temu? Czy nadal z ogromnym uśmiechem odpowie- tak?
I ku mojemu zdziwieniu, gdy otrzymała podarunek, moja żona się rozpłakała. Przez łzy uśmiechnęła się, tak jak tylko ona potrafi, i wyszeptała, że to najpiękniejszy prezent jaki w życiu dostała, kolejne zapewnienie o mojej miłości i chęci dzielenia razem życia już do końca.
Ten upominek z przesłaniem zapoczątkował nasze zapewnienia o tym, że nasze uczucie wciąż nie gaśnie nawet na moment.
A wieczór spędziliśmy równie wspaniale jak zaczęliśmy! Wybraliśmy się bowiem na kurs gotowania, tym razem pomysł mojej żony!
Ja- dwie lewe ręce, przystałem na to niezbyt chętnie, jednak zabawa okazała się wspaniała! Nauczyłem się robić spaghetti i tiramisu na szybko! Moja piękna żona była zachwycona moimi popisami, a ja dumny z tak wyjątkowej partnerki u mego boku.

A co z "Miłością bez końca"? Gdyby się zastanowić, widać wiele podobieństw. Zakochaliśmy się w sobie w liceum, ja byłem rok starszy, pochodziłem z biednej, rolniczej rodziny i jako jedyny wyłamałem się, wybierając liceum, zamiast szkoły rolniczej czy zawodówki.
Obiekt mojego zauroczenia, moja żona, pochodziła z dosyć bogatej, dobrze usytuowanej rodziny i jej ojciec nie był zachwycony przyszłym zięciem. Trudno mi było go do siebie przekonać, niełatwo było zjednać również mamę mojej ukochanej. Po naszej stronie stanęła jedynie jej babcia.
Jednak postawiliśmy na swoim i pobraliśmy się wbrew obiekcjom rodziców mojej żony. Wesele mieliśmy huczne i ogromne, jednak interesowała mnie tylko moja narzeczona, która z nieśmiałym uśmiechem przyjęła obrączkę i powiedziała "tak" obiecując dozgonną miłość.
Widzę jeszcze jedno podobieństwo do filmowych bohaterów- oboje byliśmy dla siebie pierwszą miłością i jak na razie- jedyną. I mam nadzieję, że tak będzie już zawsze.
napisał/a: orchidea30 2014-02-14 20:16
Najlepszą randkę odbyłam w lecie, kiedy to mój dobry kolega chciał zostać kimś więcej niż był:). Doskonale znał mój rozmantyzm i wyczucie gustu...wiedział,że proste rzeczy sprawiają mi największą przyjemność i tym razem tak było. Wziął mnie w piękne miejsce z jeziorkiem,wybrał najładniejszą łąkę w okolicy wziął kocyk i koszyk pełen przysmaków. Włączyłw telefonie cichą nutkę jazzu izaczął rozpakowywać swój tajemniczy pakunek:D. Miał tam takie pyszności,owocki, ciasteczka ,mufinki, pieczywo czosnkowe i oczywiście wino i gumy mamby:D. Niewiele mi trzeba było, by wprowadzić się w miłą relaksującą atmosferę, gdzie jedząc śmialiśmy się do rozpuku leżąc na pelach i wpatrując się w gwiazdy:))))