Konkurs "Moja najlepsza randka"

primadonna
napisał/a: primadonna 2014-02-17 23:13
napisał/a: mucholapa 2014-02-17 23:53
Z moim lubym randka pierwsza
Oto temat tego wiersza
Drugi maja - to jest data
Którą wspomnieć chcę po latach
Najpierw w knajpie miłe piwo
Gdyż to ludzkie jest spoiwo
Lecz po dobrym, chłodnym piwie
Trzeba najeść się godziwie
Więc idziemy do pizzerii
Aby w miłej zjeść scenerii
Piwo oraz dobra strawa
To prawdziwie świetna sprawa
Później spacer jest po parku
Patrzę - północ na zegarku
Ledwo własnym oczom wierzę
Jak czas zleciał na spacerze
Kierujemy się do bramy
Lecz gdy do niej docieramy
Wrota jawią się zamknięte
To dopiero niepojęte!
Jak na zewnątrz się wydostać?
Jak wyzwaniu temu sprostać?
Rozglądając się na dziurą
Mówię - trzeba będzie górą
Luby w górę mnie podsadził
Lecz mój guzik się zawadził
Nogą się na siatce wsparłam
Przez co spodnie swe rozdarłam
Mimo wielkiej swej niedoli
Wydostałam się powoli
Luby aż do dziś wspomina
Jak na siatcę się wypinam
Mówi zawsze i nie kłamie
Że to wtedy na tej bramie
Skradłam właśnie jego serce
Z czego dziś się cieszę wielce
Lecz do Jade i do Davida
Analogii tu nie widać
Nie ma wiru namiętności
Ani losu przeciwności
Nie ma hecy z rodzicami
Różnic stanu między nami
Dajmy spokój więc fabule
Podobieństwo jest w tytule
Jest nadzieja niegasnąca
Że to miłość jest bez końca
;)
napisał/a: slaweklen 2014-02-18 23:40
napisał/a: kwoloch 2014-02-19 10:56
Za oknem mokro i szaro. Ot! Szkocko po prostu. Siedzę otulona kocem, z parującym kubkiem malinowej herbaty. I nagle wibruje komórka, to sms od mojego chłopaka "Pakuj się, porywam Cię w nieznane. P.S. Nie przyjmuję odmowy". W jednej chwili znika pochmurne szkockie "zaokno". Biegnę po torbę i po chwili jestem gotowa…

Jest zima. Biała. Przygotowujemy sobie jutowy worek wypełniony sianem - do zjeżdżania z pobliskiej górki - to atrakcja wieczorna, tuż przed kieliszkiem wina w cieple kominka. Dzień zaczynamy od filiżanki gorącej kawy z kardamonem. Leniwie przeglądamy gazety. Obudzeni i zrelaksowani udajemy się na basen, najpierw ten zwykły dla pobudzenia krążenia, potem jacuzzi.

Siedzimy w milutkich szlafrokach, z kapturem i frotte, w wełnianych skarpetach zrobionych przez moją babcię. Michał ma dla mnie niespodziankę, wręcza mi karnet do pobliskiego SPA. Czego tam nie ma? Masaże holistyczne, ajurwedyjskie, zabiegi żurawinowe...wszystko brzmi tak cudnie że nie wiem co wybrać. W końcu decyduję się na algi, zawijam się w cieplutki koc, w tle pobrzmiewa Możdżer. Michał szaleje na pobliskim stoku, ja oddaję się błogiemu lenistwu i sprawnym rękom masażystki.

Wychodzę ze SPA jak nowo narodzona, Michał już jest w pokoju, ubrał się jakoś tak elegancko a na łóżku leży moja najlepsza sukienka, choć jestem przekonana że jej nie pakowałam. Patrzę na Niego i czekam na wyjaśnienia, ale zamiast tego podaje mi sukienkę i prosi żebym się przebrała. Na moje pytania zamyka mi usta pocałunkiem i prowadzi w stronę łazienki. Przebieram się szybko zastanawiając się co znów wymyślił. Niestety nie dowiem się na razie, gdyż Michał zakłada mi opaskę na oczy, prowadzi do sań i troskliwie okrywa kocami.

Pędzimy przez mroźną noc w nieznanym kierunku, policzki płoną mi z podekscytowania i czuję że wznosimy się coraz wyżej. Wreszcie sanie zatrzymują się, jest cicho i zimno, a ja nadal niczego nie widzę. Michał prowadzi mnie ostrożnie po stromych schodach i wreszcie po chwili która zdawała się być wiecznością zdejmuje mi z oczu opaskę.

Przez chwilę czuję się oślepiona, ale kiedy oczy przyzwyczajają się wreszcie widzę że to co było jasną plamą to setki małych świeczek ustawionych we wszystkich zakątkach pomieszczenia. Patrzę na Michała pytającym wzrokiem, chyba otworzyłam też usta ze zdumienia, ale już po chwili zostały zamknięte gorącym pocałunkiem. Stoję oszołomiona i w zwolnionym tempie rejestruję jak mój mężczyzna klęka i wyjmuje z kieszeni puzderko z którego wyłania się cudowny pierścionek. "Tak!' wyrywa mi się zanim w ogóle padło pytanie. Z emocji cała drżę, choć wcale nie jest zimno, widzę mokre oczy Michała, czuję Jego drżące dłonie wkładające mi pierścionek na palec, setki myśli przelatują mi przez głowę. Tulimy się do siebie długo, bardzo długo. Pachnie lawendą i ciszą. I jest pięknie...
Pikk
napisał/a: Pikk 2014-02-19 16:10
Nie działa mi regulamin.
napisał/a: helixpomatia 2014-02-19 23:11
Kiedy poznałam mojego obecnego męża byliśmy jeszcze studentami i nasze spotkania ograniczały się do wypadów z przyjaciółmi, kina i odwiedzin w domu studenckim. Dochodziły do tego spacery oraz wycieczki rowerowe. Romantyzmu zero:). Potem pojawiły się dzieci i o randkach można było pomarzyć, zwłaszcza że nie mieliśmy z kim pozostawić dzieci. Czasami, zwłaszcza jak oglądaliśmy romantyczną komedię i były oświadczyny, mówiłam mężowi "Popatrz jak wyglądają oświadczyny, kolacja, kwiaty, a Ty???. Po tych słowach zawsze obrywałam poduszką:). W końcu stwierdził, że dla świętego spokoju zaprosi mnie na romantyczną kolację. Znalazł opiekunkę do dzieci, zarezerwował stolik w restauracji, kupił bilety do kina i nie wiem jakim cudem w środku miasta wytrzasnął ogromny bukiet polnych kwiatów, moich ulubionych. Ubrani czekaliśmy tylko na przyjazd opiekunki. Zamiast opiekunki zadzwonił telefon z informacją, że nie przyjdzie bo się rozchorowała. Mąż zaczął obdzwaniać znajomych, poszukując kogoś na zastępstwo. Już prawie się udało, gdy najstarsza córka oznajmiła nam, że źle się czuje, miała gorączkę. Wyjście musieliśmy odłożyć, ale....Postanowiliśmy, że wieczór mimo wszystko musi się udać. Podaliśmy córce syrop przeciwgorączkowy i zaczęła się zabawa. Malowaliśmy się farbami, tacie zrobiłyśmy cudną fryzurę wpinając we włosy i brodę spinki i kolorowe frotki. Ubraliśmy się w kolorowe szmatki i poszliśmy do kuchni zrobić sobie pyszne gofry. Oczywiście nie mogło obejść się bez romantycznej bajki czyli "Kopciuszka". Jednak to nie był zwykły Kopciuszek. Wyłączyliśmy dźwięk i użyczyliśmy postacią z bajki własnego głosu. Po zabawi wszyscy wylądowaliśmy w wannie. Chociaż wszyscy to może za dużo powiedziane, bo tata tylko nogi zdołał włożyć. Wypucowani, ubrani w ciepłe szlafroki i kapcie przygotowaliśmy sobie gorącą czekoladę i prażoną kukurydzę. Tak zaopatrzeni postanowiliśmy oglądnąć straszny horror czyli "Przygody Scooby-Doo". Wieczór się skończył, nastała późna godzina, dziewczynki poszły do swoich łóżek, a my do swojego, gdzie odbyła się bardzo zagorzała dyskusja, kto posprząta jutro ten straszny bałagan, który został zrobiony w kuchni i łazience. Wieczór może nie miał nic wspólnego z romantyzmem. Randka była nie tylko z moim mężem, ale także z moimi córkami i nie żałuję tego, że nie było kolacji w restauracji i kina. Ten wieczór był najpiękniejszy i najcudowniejszy. Wszyscy świetnie się bawili. Mogę powiedzieć, że była to najlepsza randka, jaką mogłam sobie wymarzyć;)
Czy moja historia przypomina historie bohaterów "Miłość bez końca"? Trochę tak, a trochę nie. Nikt nie stawał nam na drodze, przynajmniej na początku. Później przeżyliśmy z mężem wiele zawirować. Wtrącanie się osób trzecich do naszego życia, sprawiło że był moment gdy chcieliśmy się nawet rozstać. Związek budowaliśmy od nowa, na nowo musieliśmy sobie zaufać. Było trudno, było ciężko, ale warto było walczyć o nas i naszą miłość. Jesteśmy szczęśliwi, mamy cudowne córki i nie wyobrażam sobie życia bez męża:)
napisał/a: MagdaZ82 2014-02-19 23:25
Moja najwspanialsza randka...to moja pierwsza randka... Pełna emocji, niepewności, z odrobiną zawstydzenia... To randka, której nigdy nie zapomnę, taka niespodziewana. Chłopak którego poznałam na weselu znajomej, z którym rozmawiałam tylko chwilę... Dowiedział się gdzie i o której może mnie spotkać i czekał na mnie z czerwona różą! Spotykaliśmy się przez rok, i każda spędzona wspólnie chwila była wyjątkowa i tylko nasza!!! Walczyliśmy, niestety na swojej drodze spotkaliśmy wielu nieprzychylnych nam ludzi, nasze drogi się rozeszły... Mimo, iż każde z nas ułożyło sobie życie z kimś innym...ja nigdy go nie zapomnę, tak jak nie zapomnę naszej pierwszej randki. Czy teraz jestem szczęśliwa? TAK!!! Czasem tylko myślę jak by to było gdyby nam się jednak udało...gdyby życie napisało inne zakończenie naszego scenariusza...
napisał/a: bajka25 2014-02-20 00:13
Moja niezapomniana,najpiękniejsza randka,odbyła się w
malowniczej przecudnej greckiej wyspie corfu.zachód słońca,plaża,morze,szampan,tylko ja i mój ukochany mężczyzna...wtuleni w siebie,nierozłączni,podziwiamy piękno natury i wyznajemy sobie miłość...niesamowita randka,ach czułam się jak w raju... :) a teraz zostały cudowne wspomnienia
napisał/a: endorfino 2014-02-20 14:46
Dawno temu na samym końcu świata, żyła dziewczynka, ot zwykła, niepozorna, nie miała wielu przyjaciół, a właściwie to nikt jej nie akceptował, bo była pulchna. Całe lata spędziła siedząc w domu, nie wychodziła na imprezy, tak jak rówieśniczki, a i w szkole jej dokuczali. Rok za rokiem, coraz starsza, uświadamiała sobie, że nie chce tak żyć, że to nie dla niej, chciałaby od życia czegoś więcej...!
Gdy skończyła 18 lat postanowiła coś zmienić, z grubiutkiej kaczuszki zmieniła się w piękną kobietę, to tylko jej zasługa, pracowała nad tym przez kilka lat, jednak nadal nie uważała, że jest wystarczająco dobra...
A jednak!
Tak, tak, to moja historia, ale co to ma wspólnego z randką?! - zapytacie.
Ostatnie wakacje okazały się wyjątkowe, poznałam kogoś przez internet, pisaliśmy, pisaliśmy, rozmawialiśmy. Jednak istniała duża przeszkoda-odległość. Nie zastanawiając się długo zdecydowałam się na krok, on przyleciał do Polski, do swojego rodzinnego miasta-nad morzem. A ja wsiadłam w busa i już po 8 godzinach drogi byłam na miejscu. Pierwsze spotkanie, podróż w nieznane. Uznaliśmy, że to pierwsze, ale nie ostatnie widzenie. Kilka miesięcy potem przyleciał do mnie z Irlandii! 20 godzin w podróży, nigdy, przenigdy nie pomyślałabym, że ktoś się dla mnie tak poświęci! Ale życie to nie bajka...i gdy moi rodzice dowiedzieli się o tym stwierdzili, że to nie ma sensu, ja tu, on tam. I już następnego dnia musiał opuścić nasz dom, jednak nie dał za wygraną i zamieszkał w hotelu, przez kilka dni dojeżdżałam do niego, z czego nie był zadowolony mój tata, byłam dumna, że postawiłam na swoim! A on stracił masę pieniędzy na bilety, dojazd, jedzenie, pokój... Tak więc nasza randka trwała kilka dni, każdego dnia witał mnie śniadaniem, niestety w hotelu. Każdego dnia też żegnał ciepłym uściskiem. W tej randce nie chodzi o niezwykłe miejsca, o drogie jedzenie, czy o piękną pogodę. Sam fakt, że pokonał dla mnie taką ogromną odległość jest niezwykły! Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że moje życie się tak zmieni. A teraz? Teraz jestem zaproszona do Irlandii na kolejną kilkunastodniową randkę i polecę mimo, że rodzice nie widzą tego w kolorowych barwach. :)[/FONT]
napisał/a: swita77 2014-02-20 19:03
Będąc małą dziewczynką, z głową nabitą romantycznymi historiami rodem z bajek i baśni, marzyłam jak wiele moich rówieśniczek o rycerzu na białym koniu. Nigdy nie pomyślałabym, że moje marzenie zupełnie niespodziewanie i w dość przewrotny sposób spełni się, kiedy będę już dorosła.
Ta niezwykła randka odbyła się wiele lat temu, jednak wciąż pamiętam ją tak, jakby to miało miejsce zaledwie wczoraj. Razem ze znajomymi wybraliśmy się w wakacje na Wschód, a dokładnie rzecz ujmując na Białoruś. Czas spędzaliśmy głównie na zwiedzaniu, bo też i te tereny były bogate w rozliczne zabytki. W końcu trafiliśmy do Nowogródka, gdzie na wzgórzu rozciągały się malownicze ruiny starego zamku. Zmęczeni całodzienną wędrówką postanowiliśmy nieco odpocząć u stóp zamkowego wzniesienia. Właśnie schodziliśmy stromym zboczem, kiedy niepodziewanie ujrzeliśmy scenę jak z historycznego filmu. Na zamkowym podwzgórzu odbywał turniej rycerski jednego z miejscowych bractw. Błyszczące zbroje połyskiwały w słońcu, w pojedynku szczękały miecze, głucho dźwięczały tarcze pod siłą spadających ciosów. Gdy podeszliśmy bliżej, oczarowani widokiem, nie dało się nie zauważyć, że dzielni rycerze prezentowali się fantastycznie – po prostu kwiat rycerstwa ;)
Zwłaszcza jeden z nich powodował szybsze bicie serca u płci pięknej i to on wkrótce odniósł zwycięstwo w pojedynku. Publiczność biła brawo a rycerz zdjął hełm, przyprawiając jej żeńską część o drżenie kolan. I wtedy wydarzyło się coś niezwykłego, co będę jeszcze opowiadać moim wnukom. Poczułam się tak, jakbym przeniosła się w czasie. Przystojny zwycięzca pojedynku podszedł do mnie, ukląkł na jedno kolano, położył dłoń na sercu a drugą ujął moją rękę i spojrzał w moje oczy. Jakież on miał piękne, niebieskie oczy! „Zostań panią mego serca, szlachetna białogłowo” – powiedział i poprosił, jak to jest w rycerskim kodeksie, abym zawiązała mu na przedramieniu szarfę. Z wrażenia o mało nie zemdlałam, bo kiedy spojrzałam na niego ugięły się pode mną kolana, ale udało mi się spełnić jego prośbę. Następnie w asyście braw, trzymając moją dłoń na swojej, uroczyście paradowaliśmy wokół zamkowego wzgórza. W tym czasie u bram zamku pojawiło się kilka wycieczek, a ja poczułam się niemal jak gwiazda filmowa. Wokół błyskały flesze aparatów i obiektywy kamer. W końcu mój szarmancki wybawca odprowadził mnie do znajomych. Ależ żałowałam, że również nie mogłam przywdziać stroju z epoki! Na tym jednak nie koniec. Myślałam, że te zaloty to tylko element tamtejszego folkloru. I sama nie wiem, czy to blask promienia słonecznego odbitego w tarczy mnie tak oślepił, czy może zadziałała uroda średniowiecznego woja, albo po prostu magia chwili. W każdym razie bez wahania zgodziłam się na randkę. Dzięki znajomości języka rosyjskiego (błogosławione niech będą lata szkolnej nauki;)) udało nam się porozmawiać a później bractwo zaprosiło nas do pubu (czy raczej szynku) na piwo i małe co nieco. Biesiadowaliśmy wspólnie niemalże do rana przy dźwiękach ludowej białoruskiej muzyki i bardziej już współczesnego rocka. Mój rycerz nie odstępował mnie na krok, co rusz adorując, patrząc głęboko w oczy i dbając, by niczego mi nie zabrakło. Zapomniałam o zmęczeniu i patrzeniu na zegarek, bo przecież szczęśliwi czasu nie mierzą. Mój rycerz nauczył mnie też kilku ludowych tańców. Kiedy zaczęło świtać poczułam się jak Kopciuszek, który musi wracać do domu. Nad ranem wymknęliśmy się z pubu i poszliśmy na spacer. Słońce jeszcze nie zaczęło się wynurzać na horyzoncie, ale już było słychać pierwsze ptasie trele a na łące błyszczały krople rosy. Nie wiem, jak długo tak spacerowaliśmy trzymając się za ręce i opowiadając przeróżne historie. Czułam się jak w pięknym śnie albo bajce, która właśnie ziściła się na jawie.
Żal było się rozstawać, ale takie są przecież reguły wakacyjnych przygód. Na koniec dostałam jeszcze pachnącą czerwoną różę, a mój towarzysz ponownie ukląkł przede mną i złożył pocałunek na mej dłoni, patrząc głęboko w oczy. Dostałam też małe zawiniątko z prośbą, abym je otworzyła dopiero po przyjeździe do domu. Tak wyglądało nasze pożegnanie.
Na pamiątkę po tej randce zostało kilka zdjęć oraz krótki film nakręcony trzęsącą się kamerą przez kolegę. I oczywiście wspomnienia które sprawiają, że zaczynam się uśmiechać sama do siebie. A w owym tajemniczym pakuneczku był srebrny łańcuszek wykonany na wzór średniowiecznych. Musiał go zrobić któryś z miejscowych rękodzielników, wzorując się na dawnej biżuterii. Był on zawinięty w pięknie haftowaną chusteczkę.
Randka była z wielu powodów niezwykła, nie tylko dlatego, że działa się w dość egzotycznych jak dla mnie realiach. Przydarzyła mi się niezwykła i niezapomniana podróż w czasie a przystojny rycerz na zawsze pozostanie jednym z najpiękniejszych wspomnień. W końcu romantyczne przygody są między innymi po to, abyśmy mieli co wspominać na „stare lata” albo kiedy jest nam po prostu smutno;)




Na szczęście nie było mi dane przeżyć historii, jak ta opisana w filmie. I całe szczęście, bo takie historie zazwyczaj dobrze się nie kończą.
napisał/a: MagdaZ82 2014-02-20 22:15
Moja najwspanialsza randka...to moja pierwsza randka... Pełna emocji, niepewności, z odrobiną zawstydzenia... To randka, której nigdy nie zapomnę, taka niespodziewana. Chłopak którego poznałam na weselu znajomej, z którym rozmawiałam tylko chwilę... Dowiedział się gdzie i o której może mnie spotkać i czekał na mnie z czerwona różą! To było kilka godzin, których nie zapomnę nigdy... Byliśmy razem przez rok...Niestety na swojej drodze spotkaliśmy wielu nieprzychylnych nam ludzi, nasze drogi się rozeszły... Mimo, iż każde z nas ułożyło sobie życie z kimś innym...ja nigdy go nie zapomnę, tak jak nie zapomnę naszej pierwszej randki. Czy teraz jestem szczęśliwa? TAK!!! Czasem tylko myślę jak by to było gdyby nam się jednak udało...i może tylko czasem żałuję że życie nie pisze takich scenariuszy jak w romantycznych filmach...
napisał/a: bar_bro 2014-02-21 19:27
Miękki materiał czarnej apaszki delikatnie łaskocze mnie w nos. Nie mogę się powstrzymać przed chichotem więc dyskretnie zasłaniam usta dłonią. Takie rzeczy po tylu latach razem? Sama nie wiem co też strzeliło mu do głowy, ale posłusznie wykonuję wszystkie polecenia. Teraz siedzą w samochodzie i wsłuchując się w ruch uliczny próbuję odgadnąć dokąd jedziemy. Po kilku zakrętach straciłam rachubę czasu i odległości. Hmm, właściwie to było takie mini- porwanie! Zawiązał mi oczy, kazał wsiadać do samochodu, nie podglądać i nie zadawać pytań. No więc siedzę cicho jak myszka. Oho, słyszę żwir pod kołami samochodu i robię szybki rachunek sumienia. Chyba nie zaszłam mu za skórę tak bardzo, że postanowił mnie wywieźć w jakąś głuszę i tam się mnie pozbyć?! Zatrzymujemy się, on wysiada z samochodu więc ja też odruchowo kładę dłoń na klamce. Nic z tego, zamknięte. Dostają nową instrukcję- "Zostań w samochodzie, przyjdę po Ciebie". Otwiera się bagażnik i słyszę jak mąż wyciąga z niego coś ciężkiego. Skrzynia na zwłoki, łopata?! Stwierdzam, że oglądam zdecydowanie za dużo seriali kryminalnych. Mija dłuższa chwila i kiedy zaczynam się już niepokoić słyszę jak drzwi samochodu się otwierają, a mąż pomaga mi wysiąść, ze śmiechem bierze mnie na ręce i niesie gdzieś. Wtulam nos w jego szyję i znów czuję się bezpiecznie- zapominam o jego rzekomo morderczych zamiarach. Zostaję położona na czymś miękkim, a apaszka w końcu przestaje zasłaniać mi widok. W jednym się nie pomyliłam- jesteśmy gdzieś daleko od świateł miasta i cywilizacji. Za nami las, przed nami mały staw. Żaby rechoczą, świerszcze śpiewają, czasem słyszę jakiś plusk. Leżę na miękkim leżaku, obok mnie rozstawiony jest stolik podróżny. Na stoliku dwa kieliszki, szampan, moje ulubione grillowane krewetki i kilka dyskretnych świec, które rozpraszają ciemność. Jest tak pięknie, że aż zapiera mi dech w piersiach. I tak intymnie. Mąż wkłada mi w dłoń kieliszek i widzę, że na ustach błąka mu się ten pełen samozadowolenia uśmieszek. Cóż, ma rację, jestem zaskoczona i zachwycona aż do szpiku mojego jestestwa! Szok szybko mija i pociągam łyk szampana. W głowie szumią mi nie tylko bąbelki, ale też miłość, a w brzuchu zaczynają latać motyle, które nie gościły tam już od jakiegoś czasu. To była najpiękniejsza randka w moim życiu. Byliśmy razem już ponad 8 lat, a on zupełnie bez okazji zorganizował dla mnie wieczór idealny w każdym calu. I chociaż z natury nie jestem romantyczką, tamtego wieczoru czułam się jak bohaterka najpiękniejszego romansu wszech czasów :)

Nigdy nie przeżyłam takiej miłości jak ta opowiadana w filmie "Miłość bez końca" (moja rodzina zawsze respektowała moje decyzje), ale wierzę, że pokonałabym wszystkie przeciwności losu, żeby być z mężczyzną, którego wybrałam. :)