Konkurs "Moja najlepsza randka"

napisał/a: agf 2014-02-22 10:45
Randki bywały różne. Raz udane, raz mniej. Najczęściej typowe - w kinie, pubie, restauracji (co by nie powiedzieć barze ;) Były też takie bardziej wymyślne - na gokartach czy ze spływem kajakowym...

Jednak czasem okazuje się , że do przeżycia najpiękniejszej randki niewiele potrzeba. Właściwie to nawet nic poza tą drugą, właśnie tą, osobą...

Moja najlepsza randka miała miejsce dość dawno temu, gdy jeszcze byłam na początku drogi z moim chłopakiem, a obecnym mężem. Nie wydarzyło się wtedy nic specjalnego, żaden skok na bungee, żadne wyścigi samochodowe, nie była to też kolacja w ekskluzywnej restauracji przy świecach ani całonocny seans w kinie. A co? Mieliśmy wolny wieczór, chcieliśmy go spędzić razem, jednak nie w domu u mnie czy u niego, a pomysłu jakoś nie było. Usiedliśmy na dużym placu w naszym mieście pod pomnikiem, mieliśmy widok na panoramę najdłuższej ulicy pełnej barów i restauracji. W kiosku kupiliśmy po hot-dogu i tak siedzieliśmy razem jedząc fast-food, marznąc na zimnym marmurze, a jednocześnie szczęśliwi i ogrzewający się nawzajem. Patrzyliśmy przed siebie, rozmawialiśmy, razem milczeliśmy. Nic nadzwyczajnego, żadne świętowanie, a mimo to właśnie ten wieczór zapamiętałam najbardziej. Ani kino w późniejszych latach ani kolacja w domu ani seans filmowy z szampanem i płynącą czekoladą nie zapadły mi w pamięć tak, jak tamta randka :)



Nie przeżyłam nigdy takiej sytuacji jak ta w filmie. Na mojej drodze miłości stawałam ewentualnie tylko ja sama albo obiekt zainteresowania ;)
napisał/a: jaknieja 2014-02-23 11:31
To był początek studiów. Pierwsze buty na obcasie (Mój Boże! Zaczynać od 12- centymetrowej szpilki? Chyba oszalałam!). Pierwsze samotne wyjście na imprezę, a rano pierwszy samotny powrót do domu. Zaczęło mżyć, nie miałam parasola. Byłam dzielna i stawiałam te swoje małe kroczki, zupełnie jakbym nogi miała skute kajdanami w kostkach. Mżawka przerodziła się w deszcz, a ja szłam wytrwale, wiedząc doskonale, że już nawet nie wyglądam jak zmokła kura- wyglądam jakbym była tą dziewczyną wychodzącą ze studni w horrorze "The Ring". Ochlapał mnie przejeżdżający samochód. Całe szczęście, że wszystkie ptaki schowały się przed deszczem. W tamtej chwili byłam gotowa założyć się, że pierwszy przelatujący gołąb dobitnie przekazałby mi jak jego zdaniem wyglądam... W końcu stało się to, co musiało się stać. Źle postawiłam stopę i upadłam z głośnym piskiem. Zamiast spróbować się podnieść, postanowiłam się rozpłakać. Ale nie tak jak na filmach. Na filmach kobiety delikatnie szlochają, podciągają noskiem i ukradkiem ocierają łzy tak, żeby nie zrujnować makijażu. Ja, siedząc na chodniku, wyłam jak syrena alarmowa. Łzy na spółkę z deszczem rozmazywały mi tusz. Dłońmi starałam się ocierać łzy, jednak to tylko pogarszało sprawę. Obiektywnie trwało to pewnie jakieś kilkanaście sekund, jednak ja czułam się jakbym wypłakała już ocean łez. I wtedy rozległo się zaniepokojone: - Przepraszam, co się Pani stało? Ktoś zrobił Pani krzywdę? Opanowałam się w jednej sekundzie, nagle boleśnie zadając sobie sprawę z tego, gdzie się znajduję, co robię i jak wyglądam. Powoli odwróciłam głowę w Jego stronę, a on wpatrywał się we mnie z natężeniem. Przełknęłam łzy (i dumę) i oświadczyłam, że wszystko w porządku, ale upadłam, boli mnie stopa i jest mi bardzo zimno. Gdyby to był film to On pewnie zdjąłby marynarkę i okrył mnie nią z czułością. Ale to było życie, a on miał na sobie tylko T-shirt. Nachylił się nade mną i podniósł mnie do góry, a kiedy zapytał czy mogę chodzić, pokiwałam głową z taką gorliwością, że prawie skręciłam sobie kark. Zawiózł mnie do mieszkania, ja w ramach wdzięczności zaprosiłam go na herbatę. Biedak, sam musiał tę herbatę przygotować, a kiedy ja brałam prysznic, wybrał się jeszcze do apteki po maść przeciwko stłuczeniom i witaminy dla mnie. Jedna herbata zmieniła się w dwie herbaty, dwie herbaty zmieniły się w 3, jakiś czas później on zdecydował, że ugotuje dla mnie rosół (bo to sposób jego babci na jesienną profilaktykę), a ja z zachwytem odkryłam jak sprawnie i szybko kroi warzywa. Siedziałam w dresach, kapciach- króliczkach i szlafroku, a mimo to nie czułam się skrępowana. W ciągu kilku godzin zakochałam się w niem beznadziejnie, a i on odwzajemniał moje uczucia. Widziałam, że jego oczy aż iskrzą od emocji. To była najlepsza z moich randek! Szalona, spontaniczna, zaskakująca! Następnego dnia już byliśmy parą, a kiedy znajomi pytali jak się poznaliśmy, on z powagą odpowiadał "Po prostu pewnego dnia znalazłem ją na ulicy."

Historia podobna do tej opowiadanej w filmie zdarzyła mi się, jednak nie była aż tak drastyczna, a i role były odwrócone- to ja nie byłam akceptowana przez jego rodziców. Wystarczyło jednak trochę czasu i potencjalni teściowie nie tylko się do mnie przekonali, ale wręcz zaczęli mnie uwielbiać ;)
napisał/a: Yamajka 2014-02-23 12:04
napisał/a: 300561 2014-02-23 12:53
Minęły 33 lata od mojej najlepszej randki i trwa ona do dzisiaj.Ja licealistka i ON milicjant.Będziesz miała z nim ciężko,bo to mundurowy-słyszałam.Moi rodzice zakceptowali nasz związek,gorzej było z ojcem mojego chłopaka.Liczył się tylko On i jego zdanie,bardzo często podejmował dziwne decyzje,nieadekwatne do sytuacji.Mój już wtedy narzeczony nie wytrzymał i wyprowadził się z domu.Dla jego ojca był to SZOK! Jak mógł tak postąpić syn (25 letni),przecież to ojciec jest najważniejszy -grzmiały słowa.Miłość była silniejsza.Po półrocznej znajomości wzięliśmy ślub,oficjalnie tylko cywilny,bo kościelny w tamtych czasach groził wyrzuceniem z pracy.Poradziliśmy sobie i z tym,wyjechaliśmy 100 km do innego kościoła,tam dopiero w kościele na zakrystii przebieraliśmy się.Nasze ubrania mieliśmy w torbie podróżnej.Po ślubie,znowu założyliśmy ubrania w których przyjechaliśmy,ale zostały już nam obrączki.Na naszym ślubie kościelnym byli tylko świadkowie,żeby było "bezpieczniej". Doczekaliśmy się trzech cudownych córek,mamy pięcioro wspaniałych wnuków i dalej randkujemy,bo wszystkie córki mają już swoje rodziny.Jesteśmy we dwoje-czy coś się zmieniło? TAK! Każdy dzień jest piękniejszy,mimo siwych włosów,zmarszczek,oponek na brzuchu -randkujemy,bo żyje sie raz i kocha się raz
napisał/a: folly 2014-02-23 12:55
Moja najlepsza randka jest do dziś moim miłym wspomnieniem, bo tak cudowne chwile na zawsze zostaną w mojej pamięci i sercu..Nasz związek trwał juz parenaście miesięcy, podczas których zdążyliśmy się już dość dobrze poznać. Były wzloty i upadki jak to w każdym związku, chwile fajne i mniej fajne, jednak zaczęło się coś między nami psuć. Coraz częstsze kłótnie, sprzeczki o drobiazgi i w końcu wykrzyczałam mu, że to koniec!czując przy tym ulgę, bo dość miałam już tej przepychanki. Pierwsze dni po rozstaniu super się czułam, imprezowałam, flirtowałam, czułam się wolna i wydawało mi się szczęśliwa. Ale w końcu zdałam sobie sprawę, że czegoś mi brakuje..imprezy przestały mnie już bawić, spotkania ze znajomymi też bo byłam na nich jedyną singielką. Nie byłam szczęśliwa, coraz częściej chodziłam smutna, zamykałam się przed światem i rozmyślałam. Zdałam sobie sprawę, że pozwoliłam odejść mojej miłości. Skreśliłam coś naprawdę cennego i wartościowego. Jednym słowem wszystko zniszczyłam, nie dałam temu szansy..Postanowiłam działać!postanowiłam się z Nim spotkać i porozmawiać ale..jego telefon ,,mówi" nie ma takiego numeru..jego kolega mówi mi, że po naszym rozstaniu, które bardzo przeżył postanowił wyjechać i ułożyć sobie życie z dala ode mnie, nie mógł patrzeć jak świetnie się bawię i jak szybko o nim zapomniałam. Wszystko popsułam to muszę teraz to naprawić, może nie jest za późno. Wzięłam wolne w pracy, zdobyłam jego nowy adres i pojechałam do Niego. Całą drogę myślałam, co mu powiem a będąc na miejscu poczułam strach, bo co jeśli on kogoś ma..chyba mi serce pęknie..stojąc pod jego drzwiami trzęsłam się jak galareta serce waliło mi jak oszalałe w końcu zadzwoniłam a gdy drzwi otworzył mi On rozpłakałam się tak strasznie,że nie mogłam wydusić z siebie słowa. On przerażony pytał co się stało czemu płaczę w końcu wydusiłam z siebie, że popełniłam wielki błąd i że musi mnie wysłuchać. Po długiej rozmowie, która wcale nie była łatwa postanowiliśmy spróbować od nowa, małymi kroczkami chcieliśmy odbudować to co zniszczyliśmy. Umówiliśmy się na randkę, kino spacer długie rozmowy i pocałunek na dobranoc, który wywołał u mnie niezwykłe uczucie maxymalnej satysfakcji ogromnego pożądania i dotyku właściwych ust ale powoli zaczynamy od nowa. Pożegnaliśmy się, zamknęłam drzwi od mojego pokoju hotelowego w głowie mi wirowało czułam się szczęśliwa i mega zakochana i nagle pukanie do drzwi..otwieram a to stoi mój kochany z wielkim bukietem kwiatów i z małym pudełeczkiem i pyta czy wyjdę za niego, że jestem kobieta jego życia, że nie chce mnie już nigdy stracić i że nie chce czekać bo jest pewien, że chce być ze mną już na zawsze!I tak nasza ,,pierwsza" randka skończyła się zaręczynami. Dziś jestem szczęśliwą mężatką.
napisał/a: Erna 2014-02-24 09:40
Moja najlepsza randka odbyła się w szpitalu. Chłopaka a obecnego narzeczonego dopiero co poznałam, byliśmy na etapie własnej fascynacji gdy niespodziewanie musiałam iść do szpitala na operację. Nie chciałam się z nim w tym czasie spotykać aby nie oglądał mnie w szpitalu cierpiącej, nie umalowanej. Po operacji bardzo źle się czułam, miałam wysoką gorączkę, antybiotyk nie działał, a mój chłopak nalegał na spotkanie w Walentynki. Nie chciałam się zgodzić, mówiłam że jestem w szpitalu i jak wyjdę to się spotkamy, ale on był uparty i jednak wyprosił randkę w Walentynki. Przyszedł z pudełeczkiem, w którym było małe złote serduszko i czerwoną pluszową poduszeczką z napisem "Kocham Cię". Była to cudowna randka, uzdrawiająca. Nastąpił cud , gorączka spadła i wyzdrowiałam.

Historia do tej opowiedzianej w filmie zdarzyła się w moim życiu. Była to pierwsza nasza wielka miłość z byłym mężem. Jego rodzice byli przeciwni naszej miłości, bardzo nie chcieli aby się ze mną spotykał, a później ożenił. Obiecali,że kupią mu nowy samochód jak się ze mną zerwie, ale on nie chciał samochodu wolał ze mną wziąć ślub. Niestety nasze małżeństwo nie przetrwało, wzięliśmy rozwód ale owocem miłości są dwaj wspaniali synowie. Ciekawostką jest , że teściowa jest do chwili obecnej moją przyjaciółką.
napisał/a: izka3 2014-02-24 17:30
Moja najlepsza randka to zarazem moje wyjątkowe Walentynki. Odbyły się w zeszłym roku. Nawet nie przypuszczałam, że tak będzie i że mój przyszły mąż wpadnie właśnie na taki pomysł. Ale od początku. W związku z tym, że widujemy się codziennie, to spotkanie w Dniu św. Walentego było czymś najzupełniej normalnym. Jak zwykle poszliśmy na długi spacer z moim psem, w nasze ulubione miejsce, gdzie widzieliśmy się I raz. Była ładna pogoda, już po egzaminach, więc nie musieliśmy się spieszyć. Humory dopisywały, było dużo śmiechu. Gdy doszliśmy do naszego miejsca spotkań, usiedliśmy na naszej ulubionej ławce, wkoło cisza i spokój, to on wyciągnął piękne małe pudełeczko, a w nim pierścionek z cudownym brylantem… Zapytał, czy zechciałabym spędzić z nim resztę życia… Zaniemówiłam… Mimo że myślałam kiedyś już o tym, to byłam zaskoczona. Padło TAK. Byłam już tak bardzo szczęśliwa.. Wracamy do domu, a przed moim domem stoi zespół i gra piosenkę Bryana Adamsa "Everything I Do I Do It For You" :) Od jednego z muzyków dostałam kosz pełen róż. Byłam bardzo zaskoczona i nawet nie podejrzewałam, że on jest taki pomysłowy. W koszu znalazłam album z naszymi wspólnymi zdjęciami od początku naszej znajomości. A ten pamiętny wieczór spędziliśmy w wesołym miasteczku, bawiąc się jak dzieci na karuzeli, kolejce górskiej, diabelskim młynie, beczce śmiechu, zjeżdżalni, huśtawkach, strzelnicy, trampolinie. Jeszcze nigdy w życiu tyle nie naśmiałam się i napłakałam w jednym dniu. Łzy były oczywiście ze szczęścia :)
Nie, nie przeżyłam nigdy podobnej historii jak bohaterowie filmu "Miłość bez końca". Uważam, że różnice klasowe i majątkowe nigdy nie powinny stanąć w drodze do prawdziwej miłości i szczęścia.
napisał/a: Irciuchna 2014-02-25 15:38
Kwiaty? Brak, bo cięte zawsze mnie smucą. Czekoladki? Nie, dziękuję, nie przepadam. Romantyczna kolacja? Może później, bo teraz… idziemy do zoo! Moja najlepsza randka miała miejsce w towarzystwie wrzeszczących papug, leniwych fok, przeuroczych surykatek, majestatycznych żyraf i pociesznych pingwinów. Mój narzeczony poruszył niebo i ziemię, żeby zorganizować indywidualne zwiedzanie po godzinach. Mogliśmy obejrzeć zoo od kuchni, przygotować posiłek dla pandy małej i zobaczyć z bliska karmienie słoni. Cudowne przeżycie! Ale najprzyjemniejsza i tak była świadomość, że mój mężczyzna tak dobrze mnie zna, wie o czym marzę i jest w stanie zrobić wiele, by te marzenia spełnić

Znane jest mi piękne uczucie, wielka namiętność i niepohamowane pragnienie bycia blisko siebie jakie towarzyszy bohaterom filmu. Na szczęście nigdy nie musiałam się mierzyć z podobnymi przeciwnościami losu jak oni.
napisał/a: agusw22 2014-02-26 16:48
Moja najlepsza randka, to jednocześnie pierwsza randka z moim mężczyzną. To scena z mojego prywatnego filmu, którego fabuła pisana była przez nasze życie. Ale nie było łatwo, bo nasi rodzice byli przeciwni naszemu związkowi. Otóż dzieli nas różnica wieku - 6 lat. Może i to nie dużo, ale miałam przed sobą maturę i moim rodzicom nawet nie przeszło przez myśl, że mogę pogodzić ze sobą randki i naukę...na szczęście życie nam pomogło i okazało się, że nasi rodzice znali się w przeszłości....i lubili! :) Dlatego nie stawiali więcej oporów od momentu, gdy znów się spotkali :)
Oto scena z mojej prywatnej komedii romantycznej, a więc wspomniana najlepsza randka:
Okoliczności: zimny, styczniowy wieczór
W rolach głównych: ja i on,
Miejsce: piękne wzgórze, okoliczne jezioro

Wątek wiodący:
Późnym wieczorem wymknęłam się z domu. On podjechał po mnie samochodem swojego taty i zapytał, gdzie jedziemy. Powiedziałam, że jest mi to obojętne. Zawiózł mnie na piękne wzgórze, z którego w panujących ciemnościach widać było migoczące w oddali światła zasypiającego miasta. Widok był nieziemski, bo podkreślało go gwieździste, czyste niebo. Przy włączonym ogrzewaniu rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. W pewnej chwili zadrżałam, co on zauważył. Zapytał czy jest mi zimno, więc odpowiedziałam, że tak. Nieśmiało powiedział, żebym się przytuliła. Zrobiłam to, ale tarmosząc się w samochodzie upuściłam telefon, a gdy podnosząc go wyprostowałam się nasze usta się spotkały...całował mnie przy dźwiękach piosenki w wykonaniu Cascady "Truly, madly, deeply"...Robił to tak płomiennie i delikatnie, że chciałam, żeby ten film trwał nadal...więc trwał...poprosiłam, żeby pojechał ze mną nad jezioro...było bardzo zimno, jednak wyszliśmy z samochodu i podeszliśmy do brzegu. Gwiazdy i księżyc odbijały się w czystej tafli wody, podobnie, jak nasze odbicia. Zapytałam go, skąd właściwie przyszło mu do głowy, żeby się ze mną umówić, bo przecież jestem nastolatką, a on miał już 23 lata...odpowiedział, że dla niego nie jest to problem, bo nigdy nie poznał dziewczyny, która jednym uśmiechem oczarowałaby jego serce, aż do momentu, gdy spotkał mnie...porwał mnie tym do reszty :) I teraz proszę go co roku, by przynajmniej w każde Walentynki powtarzał ze mną ten scenariusz...taki nasz prywatny Replay :)
napisał/a: marta1693 2014-02-26 20:46
Moja najpiękniejsza randka odbyła się w Paryżu, a o tym, że pojadę tam z Ukochanym dowiedziałam się w wigilię, gdy partner postanowił spełnić moje marzenie i pod choinkę wsunął bilety lotnicze do Paryża Radość była ogromna, mimo iż nie wiedziałam, że to dopiero początek niespodzianek jakie na mnie czekają. Przed wylotem powiedziano mi tylko, abym zabrała ze sobą jakąś elegancką kreację, aby podczas pobytu zrobić sobie romantyczny wieczór w paryskiej knajpce z widokiem na wieżę Eiffla.

Kiedy już wylądowaliśmy we Francji, pierwsze dni przeznaczyliśmy na zwiedzanie, aż dzień przed odlotem mój chłopak zaprosił mnie na kolację w restauracji tuż obok naszego miejsca zakwaterowania. Oczywiście wystroiłam się w przywiezioną sukienkę, włożyłam szpilki, a na koniec wypachniłam się zakupionymi na miejscu cudownie pachnącymi perfumami. Gdy byłam prawie gotowa, ukochany powiedział, że strasznie boli go głowa, a ponieważ w pokoju nie mieliśmy żadnego napoju, przeprosił i powiedział, że będzie na mnie czekał przy stoliku, bo musi iść popić tabletkę. Oczywiście nic nie dało mi to do myślenia, dopiero kiedy weszłam do umówionego miejsca i zobaczyłam Pana, który na mój widok zaczął grać na fortepianie, a mój partner czekał na mnie przy drzwiach z bukietem pięknych róż, domyśliłam się co się święci ;)
Gdy podeszliśmy do stolika mój mężczyzna uklękną przede mną i spytał czy zostanę jego żoną :) Wszyscy wokół zaczęli klaskać, a mi łzy szczęścia płynęły niczym rwący potok. Poczułam się jak księżniczka lub bohaterka jakiegoś filmu. Nawet nie śmiałabym marzyć o tak pięknych zaręczynach i tak romantycznej drugiej połówce. Z pewnością nie zapomnę tej cudownej randki do końca swoich dni i będę miała co opowiadać swoim dzieciom, jaki tatuś był romantyczny ;) A pierwsze maleństwo już jest w drodze. Ślub odbył się w sierpniu ubiegłego roku, półtora roku po paryskich zaręczynach. A teraz przyszła pora na powiększenie rodzinki ;)

Jedyne co łączy naszą miłosną historię z bohaterami filmu „Miłość bez końca” jest to, że na początku naszej znajomości moi rodzice również nie patrzyli przychylnym okiem na nasz związek, z tego powodu, że ja miałam 16 lat, a mój ówczesny adorator, a obecny mąż 21. I choć teraz różnica pięciu lat jest niczym, bo przecież są związki, w których różnica wynosi nawet kilkadziesiąt lat, to wtedy moi rodzice uważali, że ja jestem jeszcze dzieckiem, a on już dorosłym mężczyzną. Oczywiście bardzo się buntowałam i spotykałam się z chłopakiem potajemnie, choć z perspektywy czasu w ogóle się nie dziwię moim rodzicom, że mieli pewne obawy ;) Dziś wszyscy się z tego śmiejemy, mamy za sobą 9-cio letni staż bycia razem i mamy nadzieję, że żadne przeciwności losu nie staną na drodze do naszego szczęścia, a przysięga złożona przed Bogiem będzie przyświecała nam do końca naszych dni.
rybeczka55
napisał/a: rybeczka55 2014-02-26 20:51
Było to bardzo dawno temu, kiedy przyjechał do sąsiadów na święta. Wysoki, przystojny z niebieskimi oczami i czarną fryzurą. Kiedy zobaczyłam go pierwszy raz, moje serce mocniej zabiło, tak bardzo mi się podobał. Dostrzegłam, że i on wodzi swoimi pięknymi oczkami za mną, a mnie wtedy momentalnie stawały się płonące policzki. Rodzice zauważyli, że ów kawaler zawładnął moim sercem, to też próbowali mi to zauroczenie wyperswadować, zwłaszcza że pochodził z bogatej rodziny. Cóż "serce nie sługa" i nie dało się o nim zapomnieć. Minęło parę miesięcy i znowu przyjechał, a że moi rodzice zostali przez sąsiadów zaproszeni na ich srebrne wesele, to i mnie zabrali ze sobą. Ileż ja miałam radości na myśl że go tam spotkam. I stało się, to była moja najpiękniejsza niezaplanowana i nie do zapomnienia randka. Usiadł przy mnie, czułam jego oddech, zapach, dotknął mojej dłoni, i obejmował całą swoimi oczętami. Ja płonęłam, czułam niesamowitą błogość i wiedziałam, że jestem w nim zakochana. Widziałam też bez słów, że i on mnie kocha. Tuliliśmy się do siebie i byliśmy tego ciepła tak bardzo spragnieni. Kiedy odjechał otrzymywałam od niego listy o naszej wielkiej miłości. A gdy kolejny raz przyjechał, prosto z pociągu do mnie przyszedł by mnie przytulić. Było jak w bajce :)
Niestety, nie trwało to długo. Jego rodzice byli przeciwko mnie. Oni bogaci, a ja z robotniczej rodzinki...to było dla nich nie do przyjęcia. Chłopak mój bardzo to przeżywał, próbował z nimi walczyć, lecz po pewnym czasie się poddał. Jakże mnie, ta stracona miłość kosztowała wiele wylanych łez. Wiem, że on nie ożenił się. Mnie zaś we wspomnieniach pozostanie na zawsze ta poniekąd nieumawiana, ale najlepsza randka :)
napisał/a: aagnieszkaa1 2014-02-27 13:47
Każdy opisuje swoją najlepszą randkę kojarzącą się z czymś niesamowitym- jakąś niespodzianką, wspólnym wyjazdem, kolacją. A ja napiszę tak: dla mnie każda randka była niesamowita i najlepsza. Ciężko odrzucić jakąkolwiek. Dlaczego? Bo nie liczą się wszelkie atrakcje. Wiem to również ważne, ale tutaj najważniejsza jest MIŁOŚĆ, BLISKOŚĆ i ZROZUMIENIE. Gdy to mamy to naprawdę nic nam więcej nie potrzeba i nie ważne czy randka ta polega na wspólnym oglądaniu romantycznej komedii w kinie, wyjeździe do kina czy na zwykłym leniuchowaniu :)

A czy przeżyłam podobną historię jak bohaterowie filmu "Miłość bez końca"?
U nas żadnych różnic klasowych nie było, rodzice zaakceptowali nasz związek, nie musieliśmy się nigdzie kryć. Jedyne co nas łączy to NIEPOHAMOWANA NAMIĘTNOŚĆ.