Konkurs "Moja najlepsza randka"

napisał/a: estus 2014-02-28 17:26
Późny wieczór, w telewizji nudny program, więc postanawiam iść wcześniej spać. Biorę prysznic, suszę włosy i ubieram się w piżamę. Nagle z pokoju obok słyszę dzwięk telefonu. To pewnie moja przyjaciółka też się nudzi i zebrało jej się na pogaduchy. Cieszę się w duchu, bo choć gotowa do snu, wcale nie jestem zmęczona. Zdziwiłam się trochę kiedy na wyświewtlaczu zobaczyłam imię mojego kolegi z pracy. Co on mógł chcieć, jest sobota wieczór, kto w tym czasie myśli o pracy? Odebrałam i usłyszałam pytanie czy jestem dziś wolna, bo chciałby mnie gdzieś zabrać i coś pokazać. W pierwszej chwili pomyślałam, że jedziemy do pracy, nadrobić jakieś zaległości, ale potem olśniło mnie, że to zaproszenie na randkę. Choć domyślałam się już wcześniej, że mogę mu się podobać, nie przypuszczałam, że aż tak, by zdecydować się na randkę. Byłam tak oszołomiona, że nie namyślając się długo zgodziłam się na spotkanie, pytając za ile po mnie będzie. Usłyszałam, że już jest, więc wyjrzałam za okno i zobaczyłam go w samochodzie. W takim razie nie miałam zbyt wiele czasu, a wiadomo, że każda kobieta przed randką potrzebuje go mnóstwo. Prysznic i włosy miałam z głowy, pozostał makijaż i ubranie. Chwilę mi to zajęło, ale jakiś czas później byłam już przy jego samochodzie. Jak na dżentelmena przystało otworzył mi drzwi i ruszyliśmy przed siebie. D końca nie powiedział gdzie jedziemy, to miała być niespodzianka. Po kilkunastu minutach do jechaliśmy na mniejsce. Była to plaża przy niewielkim jeziorku otoczona drzewami. Mimo, że miejsce to było położone blisko mojego domu nigdy tam nie byłam. Marek zaczął wyciągać z auta rzeczy, koc, kosz z jedzeniem, szampana, kieliszki i... lunetę. Okazało się, że Marek uwielbia patrzeć na gwiazdy, a właśnie dziś na niebie ma pojawić się piękna kometa. Siedząc na kocu zjedliśmy przygotowane przez Marka przekąski i z kieliszkami w dłoniach przeszliśmy do lunety. Patrzyliśmy na gwiazdy czekając na komętę. W końcu pojawiła się na niebie i wtedy zrozumiałam dlaczego Marek tak zachwyca się niebem. Zjawisko jakie ujrzałam było przepiękne, mogłam tak patrzeć bez końca. Potem usiedliśmy na kocu i rozmawialiśmy do późnej nocy, kończąc spotkanie namiętnym pocałunkiem.

Nasza miłość różni się od miłości głównych bohaterów filmu "Miłość bez końca", choć dostrzegam w niej także pewne podobieństwa. Napewno nikt nas nigdy nie chciał rozdzielić, mamy po swojej stronie mnóstwo życzliwych osób, nie musieliśmy ratować naszego związku, bo od początku jest dobrze. Jednak jest to miłość tak samo intensywna, romantyczna i namiętna. Chwilami zachłanna, ale za każdym razem piękna. I choć każda miłość jest wyjątkowa i najważniejsza dla samych zakochanych uważam się za szczęściarę i mogę codziennie przeżywać piękne chwile z ukochaną osobą.
napisał/a: AgaWojtk 2014-03-01 06:00
Wspomniany w mojej historii czas był najtrudniejszym,ale zarazem najpiękniejszym okresem w moim życiu! A mianowicie: 10 lat temu podczas jednego z kolejnych już pobytów w szpitalu poznałam niesamowitego człowieka. Z Marcinem zaprzyjaźniliśmy się błyskawicznie już po kilku wielogodzinnych wspólnych rozmowach. Moja radość została "zgaszona" jednak dość szybko,gdy przyszły z kolejnej konsultacji wyniki Marcina z informacją, że nie ma już szans nic zrobić i zostało mu kilka tygodni życia!Ścięło mnie z nóg! Wtedy Marcin pierwszy raz namiętnie mnie pocałował, uzmysławiając nam co do siebie czujemy! Obiecałam sobie wtedy,że zrobię wszystko,aby spełnić nasze marzenie o wspólnym wyjeździe nad morze!Dzięki pomocy lekarzy,rodziców Marcina i mojej mamy udało mi się w tajemnicy przed Marcinem zorganizować tą wyprawę. Mama Marcina zarezerwowała nam apartament nad samym morzem, a ona z tatą Marcina zamieszkali w pensjonacie obok,żebyśmy czuli się bezpiecznie, że są, ale jednocześnie dając nam swobodę!Od tego dnia nasza randka trwała prawie tydzień,a każdy niesamowity dzień i noc pod gwiazdami odbieraliśmy tak,jak byłyby jej częścią!Wędrówki po mieście,co rusz jedzone lody i gofry, a przede wszystkim długie romantyczne spacery wzdłuż plaży po zachodzie słońca i przesiadywanie na plaży do wschodu słońca były czymś niesamowitym!Nie mieliśmy ochoty,ani czasu myśleć o tym,co będzie za jakiś czas. Pobyt minął szybko,a nasze uczucie było jeszcze głębsze i dojrzalsze!Praktycznie każdy dzień do tego, gdy Marcin odszedł na moich rękach był inny i wyjątkowy, a jego przebieg można byłoby uznać za swego rodzaju randkę, podczas której poznajemy i "doświadczamy" siebie!Choć Marcina nie ma już tyle lat, to wciąż zajmuje szczególne miejsce w moim sercu,a pamięć o tym co przeżyliśmy będzie trwała wiecznie...
napisał/a: WiedzmaAnula 2014-03-01 13:27
A moja najlepsza randka dopiero przede mną... ;)
I będzie taka, jak w tym wierszu:

Należę do dziewczyn, które na diamenty się nie skuszą,
w kinie oglądają filmy, a nie lody pierwsze kruszą
z towarzyszem na siedzeniu obok (wiecie, o co chodzi...),
nie trzeba mnie obsypywać złotem - nie lubię też brodzić
wśród prezentów niepotrzebnych, bo mam inne priorytety...
Wyjątek: książki. Tak, one dostarczają mi podniety!
Dlatego ideał randki mojej, randki wymarzonej,
to spotkanie w bibliotece lub czytelni zakurzonej...
Mój rycerzu, ideale, gdy chcesz odnaleźć mnie wreszcie,
wybierz się do biblioteki, znajdź mnie, zapomnij o reszcie!
Wejdźmy razem między półki, zgubmy się tam choć na chwilę,
pobawmy się w chowanego i tak czas spędzajmy mile,
coraz bliżej wśród regałów błądzić będą nasze dłonie,
aż spotkają się, ciut drżące, gdzieś na zapomnianym tomie
powieści albo poezji... Szukajmy białego kruka
ramię w ramię - bo to zbliża, gdy się wspólnie szczęścia szuka!
Niech nasze płuca wypełni ten sam kurz dobry - jak słowa
wypełniają głowy twórców, składających je od nowa...
Siądźmy naprzeciwko siebie w czytelni z nosami w księgach,
niech się łączą nasze myśli, niech skrytych uczuć potęga
przeskakuje z kart na karty, elektryzuje powietrze,
a potem podyskutujmy o tym, czyje książki lepsze!
Posyłajmy też spojrzenia cichcem, tęskne, nad tomami,
nad stołem w czytelni gładkim jak dłoni moich aksamit...
A później w bufecie zjedzmy zupę i wypijmy kawę,
by mieć sił dość na ciąg dalszy i wśród regałów zabawę!
Tak uwiedziesz mnie najpewniej, tak zdobędziesz moje względy,
lećmy więc do biblioteki, lećmy, ach, lećmy w te pędy! ;)
napisał/a: angie94 2014-03-01 20:29
Moja najlepsza randka.

Moja najlepsza randka w życiu odbyła się rok temu w wakacje. Razem z chłopakiem wybraliśmy się na klilka dni nad morze, do Rewala. Wynajęliśmy sobie domek blisko morza. Akurat w tym czasie mijały 2 lata jak jesteśmy ze sobą. Pamiętam jak dziś to była sobota, 7 lipca 2012 roku. Obudziłam się nad ranem sama. Trochę mnie to zdziwiło. Zamiast jego obok, znalazłam róże i karteczkę, żebym się ubrała i przyszła do restauracji, taki, miły przyjemny lokal. Znajdował się niedaleko domku. Więc ubrałam się i poszłam. Zastałam go tam, przy stoliku, gdzie zawsze siedzieliśmy z moim ulubionym śniadaniem. Dobrze, że nie ubrałam sukienki, bo spędziliśmy bardzo aktywnie dzień. Najpierw poszliśmy na wesołe miasteczko, uwielbiam takie atrakcje, a potem nad morze. Po południu kiedy już coś zjedliśmy, powiedział, że chciałby mnie gdzieś zabrać. Byłam tyle razy w Rewalu, ale w tym pięknym miejscu jeszcze nigdy nie byłam. Byłam oszołomiona.. A wtedy on uklęknął przede mną i zapytał, czy chciałabym zostać jego żoną. Nigdy tego nie zapomne. Najlepsza randka w moim życiu
:o

napisał/a: aniulcia 2014-03-01 20:47
[CENTER]Nigdy nie oczekiwałam od Męża walentynkowych szaleństw:
kolacji w drogim lokalu ani kwiatów, co pachną uroczo,
ja marzyłam o tym, by Mąż mnie swoją ochotą
na wspólnie bieganie zaskoczył.
Tak, tak- taki oto był mój prezent upragniony,
chciałam, aby Mąż zostawił fotel w spokoju i ruszył razem ze mną,
przed siebie i poczuł się jak ja wspaniale umęczony.
Bieganie jest moja pasją i sprawia,
że nabiera sensu moja codzienność wypełniona obowiązkami,
a sport pomaga mi uciec przed złymi emocjami.
Jakże bardzo chciałam, aby Mąż był moim biegowym towarzyszem,
ale ja ciagłe wymówki słyszałam.
„Aniu! Deszcz pada! Aniu, dziś jest zimno i właśnie serial się zaczyna!
Aniu! Jutro pójdę razem z Tobą! Aniu…”
Każdego dnia inna wymówka i lenistwa przyczyna!
Jednak w Walentynki mój Mąż doznał olśnienia
i stwierdził, że telewizor, chipsy i serial staną się powodem jego nadciśnienia.
Oto nadeszła ta chwila i mój Mąż powstał z fotela,
dał odpocząć kanapie i pilotowi,
z uśmiechem stwierdził, że na Biegi Walentynkowe jest gotowy.
Biegliśmy obok siebie, razem pokonując kolejne metry i słabości,
towarzyszała nam wola walki i poczucie sportowej jedności.
Wiatr muskał nasze twarze,
a księżyc swym nieśmiałym blaskiem obdarzał.
Na mecie spojrzał na mnie z wdzięcznością
i powiedział: Od dziś i dla mnie bieganie jest wielką przyjemnością.
Do tego czuły buziak w zimny policzek,
ale tych w domu…chyba nie zliczę!
Potem wspólna kąpiel i masaż pełen czułości,
bo Mąż wspaniałomyslnie stwierdził, że należy mu się coś za obolałe mięśnie i kości.
Jednak tegoroczne Walentynki były niezwykle wyjatkowe,
bowiem dzięki nim przekonałam się, że dla naszej miłości do największych poświęceń mój Mąż jest gotowy![/CENTER]
napisał/a: kalia81 2014-03-02 15:49
W tym roku kończę trzydzieści trzy lata. Czy randek w moim życiu było wiele czy wprost przeciwnie? Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ten konkurs sprawił, że myślami wróciłam do lat, kiedy jednym z głównych aspektów mojego życia było życie towarzyskie, randkowanie i poszukiwanie miłości tej jednej jedynej.
Niektóre z randek, w moim życiu, były śmieszne- zwłaszcza randki w ciemno, inne starałam się zakończyć jak najszybciej, gdyż partner okazał się zupełnie nie dla mnie. Ale ta najwspanialsza, najcudowniejsza randka … hm….. Jedną z milej przeze mnie wspominanych jest randka nad jeziorem z moim obecnym mężem, wtedy jeszcze początkującym chłopakiem. Długi spacer, długie rozmowy, pierwsze przytulenie i pierwszy pocałunek. Ale czy to była najwspanialsza randka- marzę, że ta najwspanialsza, najcudowniejsza randka jest jeszcze przede mną. Wiem, że chciałabym ją przeżyć z moim mężem czując się najbardziej wyjątkową, najbardziej zmysłową, seksowną i kochaną kobietą na ziemi. Może jak dzieci podrosną… może jak będziemy przeżywać naszą drugą wspólną młodość przyjdzie czas na najwspanialszą randkę dojrzałych, zakochanych małżonków.
napisał/a: vaniliam 2014-03-02 22:50
W listopadzie minęło siedem wspólnych lat. Siedem lat zupełnie szczęśliwych, pełnych miłości, cudownych wspomnień i ... fajnych randek, niezapomnianych i wyjątkowych.
Która była najlepsza? Sama nie wiem. Może ta pierwsza, w parku głęboko w nocy? Albo setna z kolei spędzona w kinie, nawet na bardzo nudnym filmie? Albo tysięczna, na kanapie przed telewizorem, ze spaghetti, którego nikt nie robi tak jak on? Albo ta na spacerze nad jeziorem, na wakacjach, w blasku słońca albo w blasku księżyca? Albo ta, podczas której tak bardzo się rozchorowałam, że randka zamieniła się w troskliwą opiekę z aspiryną i termometrem?
Łączy nas tyle. I wspomnień, i cudownych randek. Takich momentów, w których wiedziałam, że tu i teraz to moje miejsce na świecie. Tyle było tych cudownych randek... Wszystkie były najlepsze.
napisał/a: aczp 2014-03-03 13:38
Trudno powiedzieć, która randka jest najlepsza, jeśli miało się ich niewiele... Bo tata zawsze mawiał:"Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz..." Dobrze trafił tym powiedzeniem, bo spać to ja uwielbiałam... Trafił też ze stwierdzeniem, że jak nie będę się uczyła, to będę krowy doiła w PeGeRze... Ja się do krowy podejść bałam, a co dopiero ją dotknąć... Ale widmo strachu było bliskie, bo we wsi znajdował się prężnie działający PGR. Takim to sposobem nauka stała się moim przyjacielem nie tylko dlatego ,żeby krów nie doić, ale też dlatego ,że zamierzałam sobie dobrze w życiu pościelić. Z racji tej nauki i czasu, jaki ona mi pochłaniała, nie bardzo miałam kiedy chodzić na randki, a prawdę mówiąc nie bardzo miałam z kim... Zawsze, jak na kogoś patrzyłam zastanawiałam się, jak by mi się "z nim spało", w przenośni oczywiście...
Pod koniec pierwszego roku studiów, w przy-akademickiej knajpce poznałam chłopaka. Wysoki, ciemnowłosy, z niebieskimi oczami... Hmmm, niczego sobie... I tak, jakoś w głowie zaświtała mi myśl, że z nim mogłabym sobie chyba dobrze pościelić. Nie wiem, skąd to coś zakiełkowało w moim umyśle, bo o chłopaku wiedziałam tylko, skąd pochodzi i co studiuje. Ale to, co afirmuje nasza świadomość, przejmuje nasza podświadomość i podświadomie prowadzi nas do celu. Wtedy nie byłam jeszcze taka mądra i absolutnie tego nie wiedziałam.
Od słowa do słowa, od uśmiechu do uśmiechu, rączka w rączce... Umówiliśmy się na pierwszą randkę nad morzem... Miało być cudownie i romantycznie... Ciuchy pożyczyły mi koleżanki z akademika, bo nadających się na randkę akurat nie miałam (mało miałam w tamtych czasach), a 2 dni przed spotkaniem złapało mnie przeziębienie... Kaszel, smarkanie, kichanie i ból głowy... Dzisiaj wzięłabym jeden z tych leków, które reklamują w TV i pewnie miałabym problem z głowy, ale 15 lat temu hitem był rutinoscorbin, który zaczęłam przyjmować w dawkach iście końskich (koleżanka stwierdziła, że trzeba wziąć dawkę uderzeniową, to szybciej pomoże). Pomogło na jedno, ale zaszkodziło na coś innego... Zbyt duża dawka wit.C objawiła się maleńkimi krostkami w kolorze wściekle czerwonym i dodatkowo umiejscowiła się na twarzy... Gdyby tylko wybrała inny obszar mego ciała... Dlaczego akurat twarz??? Cóż, rozpacz schowałam w kieszeniach nieco za dużej pomarańczowej kurtki od koleżanki i poszłam na pierwszą/ostatnią randkę...
No nie powiem, że wybranek był zachwycony moim wyglądem, ale nie dal po sobie poznać, że coś jest nie tak (takie tylko małe/wielkie oczy Shreka zrobił ) W sumie to plus, bo przecież w przyszłości miało być "na dobre i na złe"... Wieczór spędziliśmy przechadzając się brzegiem morza, ja nazywałam muszle, jakie po drodze znajdowaliśmy, a on opowiadał o swojej pracy magisterskiej i nic z tego nie rozumiałam... Byłam zachwycona... Różowa ozdoba mojej twarzy wydawała mu się zupełnej nie przeszkadzać... Mieliście kiedyś wrażenie, że znacie kogoś przez całe zycie? Pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego... Trochę dziwne, trochę przerażające w swojej niesamowitości doznanie i takie ekscytujące...
Gadaliśmy bez końca, noc też wydawała się nie mieć końca…
A potem odprowadził mnie do akademika, zapomniał wziąć numer telefonu, wyjechał na wakacje do pracy do USA i tyle go widziałam...
A potem spotkaliśmy się znowu... Bo, czy przeznaczenie można oszukać? Czy coś, co raz jest wprowadzone do naszej podświadomości może zostać z niej wyrzucone? Pewnie tak, ale jeśli cały czas o czymś marzymy to musi to mieć miejsce w realnym świecie…
Dzisiaj jesteśmy małżeństwem i mamy dwie córeczki...
Czy doświadczyłam tego, co bohaterowie filmu? Poniekąd...
On pochodzi ze szlacheckiej rodziny, z tradycjami, z "ą" i "ę", i "bułkę przez bibułkę"... i ma pierścien z herbem, który dostał z namaszczeniem na obronie pracy magisterskiej... A ja? A ja mam to gdzieś. Szanuję tradycje jego rodziny, ale im bardziej zaczęłam ich poznawać tym jaśniej widziałam ,że wiele rzeczy jest „zamiatanych pod dywan” i nie ważne jest to, skąd pochodzimy, ale jacy jesteśmy i co sobą reprezentujemy...
Najważniejsze jest uczucie... jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało...
napisał/a: karolina27 2014-03-03 17:03
Ratunku! To już za chwilę! Wysiadając z autobusu poczułam się trochę dziwnie. Właśnie szłam na spotkanie z najprzystojniejszym chłopakiem z naszego liceum. Długo zabiegałam o jego względy. W końcu się udało! Zaprosił mnie na randkę! Ubrana w kwiecistą sukienkę, sandałki i szeroki uśmiech, postanowiłam wziąć się w garść i wejść do kawiarni, w której się umówliśmy. Siedział przy stoliku. Serce biło mi jak oszalałe. Od razu mnie poznał i uśmiechnął się słodko. Zamówiliśmy mleczne koktajle truskawkowe i przez chwilę nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Ale to trwało tylko chwilę. Kiedy kelner przyniósł już zamówione napoje, rozmawialiśmy jakbyśmy się znali od dawna. Potem dałam się jeszcze zaprosić na spacer do parku. Był czerwiec. Ziemia pokryta mchem i trawą pięknie pachniała, a dookoła roztaczały się malownicze widoki. Jak tu pięknie!- zawołałam zachwycona. Wokół panowała kompletna cisza. Słychać było tylko brzęczenie pszczół i śpiew ptaków. Żadnych ludzi i rowerów, tylko my. Nie wiem, czy to urok tego miejsca, czy obecność Mariusza, ale nagle zapragnęłam się do niego przytulić i tak też zrobiłam. Nie odpechnął mnie, a wręcz przeciwnie. Mocno przycisnął mnie do siebie. Staliśmy tak dłuższą chwilę, a ja pragnęłam by trwała wiecznie. Od jego zapachu zakręciło mi się w głowie. Zaczynało się ściemniać i musieli już wracać. W sumie spędziliśmy cztery godziny razem. Całkiem nieżle, jak na pierwszą randkę.

Wydaje mi się, że najważniejsze przesłanie tego filmu jest takie, że prawdziwej miłości nic nie jest w stanie zniszczyć i stanąć jej na drodze. To piękne i ja wierzę w taką miłość aż po grób. Osobiście, nigdy nie musiałam tak skrajnie o nią walczyć. Jedyną przeszkodą jaka była między mną a moim chłopakiem, to duża odległość jaka nas dzieliła. On mieszkał za granicą, ja w Polsce, a obydwoje nie wierzyliśmy w związki na odległość. Udało nam się ocalić nasze uczucie, bo głęboko wierzyliśmy, że miłość zwycięża wszystko, jeżeli tylko ma się przy sobie tą "właściwą" osobę.
napisał/a: madziorkami3 2014-03-03 18:26
[CENTER]Moja najlepsza randka to- randka zaręczynowa! Ale nie taka zwykła -pospolita, kolacja, świece, muzyka... Mój Mężczyzna oświadczył mi się pod wodą! A dokładnie w Egipcie podczas nurkowania. Piękna rafa koralowa, świecące ryby, normalnie bajka... i nagle mój mąż wyciąga muszlę od perły a w środku pierścionek. Nie mogłam krzyknąć z radości, nic powiedzieć. NAWET NIE MOGŁAM POWIEDZIEĆ TAK!! Uniosłam kciuk do góry i przytuliłam go.
Czy mogłam marzyć o piękniejszej randce- na pewno nie !:) Miałam wrażenie, że wszystkie ryby na nas się patrzą i wiedzą że dzieje się coś magicznego:)
[/CENTER]
napisał/a: anetka19234 2014-03-03 19:51
Przeżyłam podobne perypetie jak bohaterowie filmu. O mało nasza miłość nie przetrwała z powodu rodziny mego obecnego męża. Moja najlepsza randka to było w restauracji niedaleko Wrocławskiego rynku, gdzie były klatki z mnóstwem pięknych ptaszków co tak pięknie świergoliły. Były tam jedwabne kanapy i fotele. W blasku swiec zajadałam się wybornym jedzeniem, deserem i popijałam kawą mrożoną z bitą śmietana. wtedy zostałam poproszona o zostanie zoną Piotra mego obecnego męża. Teraz mamy trójkę dzieci. Co będzie dalej nie wiadomo.
napisał/a: torbacz 2014-03-03 20:04
Moja najlepsza randka:... nie ważne gdzie, ważne z kim jak mówi powiedzenie i ja się z tym zgadzam. Jedną z lepszych randek, jakie wspominam, to w czasie studiów mój obecny mąż (a wtedy chłopak) przygotował dla mnie imprezę urodzinową. Wtajemniczył koleżanki z pokoju, dla mnie była to całkowita niespodzianka.
Czy przeżyłam coś podobnego jak bohaterowie filmu? Nasi rodzice (i jedni i drudzy) nigdy nie stawali przeciwko nam, po prostu zaakceptowali wybory swoich dzieci. Nasza miłość chyba z każdym dniem rośnie ( a po ślubie jesteśmy już 13 lat!). W życiu, jak w życiu bywa łatwiej lub trudniej, czasem z górki czasem pod górkę.