Konkurs "Moja najlepsza randka"

napisał/a: mohito94 2014-02-16 01:00
Moja historia miłosna jest dość skomplikowana, choć niewątpliwie bardzo podobna do przeżyć bohaterów filmu "Miłość bez moje końca". Tak samo jak bohaterka filmu pochodzę z dobrej rodziny, dla której pierwszorzędną kwestią jest moja edukacja. Z tą różnicą, że ja zdawałam na studia architektoniczne. Moi rodzice zawsze byli niechętnie nastawieni do jakiegokolwiek związku, więc jak tylko pojawił się w moim życiu chłopak, nie miał co liczyć na ich akceptację. W klasie maturalnej poznałam wspaniałego chłopaka, który zupełnie odmienił moje szare życie. Wcześniej skupiona jedynie na nauce, nie dostrzegałam piękna tego świata i wartości ludzi, którzy mnie otaczają. Wspomnieniem, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci jest jedna z odlotowych randek z mim ukochanym.Pewnego zimowego dnia nie odzywał się do mnie od samego rana, już zaczęłam się martwić, gdy nagle przed oknami mojego domu usłyszałam parskanie konia! Gdy wyjrzałam przez okna, zobaczyłam mojego ukochanego siedzącego na koniu. Zupełnie jak rycerz z bajki! Z tą różnicą, że jego mina wskazywała na ogromne przerażenie. Mój chłopak, odwieczny fan motorów siedział na koniu! Tak komicznego widoku nigdy nie widziałam. Postanowiłam zaryzykować, wymknęłam się po cichu z domu i wsiadłam z nim na białego rumaka. Wspólnie dotarliśmy w magiczne miejsce nad jeziorem, gdzie czekało na nas wino i lampiony. Wspólnie pomyśleliśmy życzenie i puściliśmy lampiony by poszybowały w niebo. Później mój ukochany przyznał się, że to był jego drugi raz w życiu na koniu i nigdy więcej już tego nie chce doświadczyć. Gdy opowiedziałam później te historię mamie, coś w niej pękło i stwierdziła, że to faktycznie magiczny związek. Jestem pewna, że oboje nigdy nie zapomnimy tego wieczoru !
napisał/a: kosa280 2014-02-16 11:09
Na początku chcę zaznaczyć,że mimo iż wiele osób uzna to za
niemożliwe to ta historia wydarzyła się naprawdę i to bardzo niedawno,
bo 6 lutego 2010 roku.
Ale zacznę od początku. Ann poznałem przez internet -no cóż może to
głupie-ale na portalu dla singli. Ona -trzydziestolatka, Irlandka
pracująca w Brukseli i ja ,zwykły, samotny facet po trzydziestce,
inżynier-a jednak zaiskrzyło. Najpierw rozmowy otwarte dla wszystkich,
później już prywatne, a w końcu moje wizyty w Brukseli i jej w Polsce.
Po kilkunastu miesiącach znajomości oświadczyłem się i sprawy nabrały
tempa. Datę ślubu wyznaczyliśmy na sierpień 2010, ale gdy okazało się
że Ann jest w ciąży i termin porodu to koniec lutego stwierdziliśmy,
że oboje pragniemy by dziecko urodziło się po ślubie. Zmiana terminu,
znalezienie sali weselnej na 70 osób i odpowiadającego nam Kościoła,
załatwienie niezbędnych dokumentów i zaproszeń zajęło sporo czasu i
ostatecznie dzień ślubu został wyznaczony na 6 lutego 2010. Te wszystkie
stresy, dopinanie terminów itp. nie wpływały dobrze na Ann, tak więc
wiele spraw załatwiałem sam. Chciałem, aby ten dzień był dla nie
najpiękniejszy i godny zapamiętania na całe życie. Wybrałem Kościół
w gdańskim Matemblewie- bardzo romantycznie położony w środku lasu,
niewielki ale pełen ciepła. Nie przewidziałem jednego-że w środku zimy
nie będzie możliwości dojazdu przez las i wszyscy -my i goście-
będziemy musieli trasę od parkingu do Kościoła ok. 1,5 km. pokonać
piechotą.Nikt się jednak nie gniewał, a nasi różnonarodowi goście
uznali to wręcz za atrakcję, zwłaszcza gdy w czasie drogi, z lasu
wyszło stado dzików i statecznie nas ominęło.Widziałem, że Ann jest
bardzo zmęczona, ale ślub odbył się zgodnie z przyjętą ceremonią
(moja żona była tak piękna, że ledwie mogłem oddychać ze wzruszenia).
I dopiero po końcowym błogosławieństwie Ann szepnęła mi "Jan, I
am giving a birth" tzn. Jan , ja rodzę. I tak zamiast w sali weselnej
w pięknej gdańskiej restauracji na Starówce znaleźliśmy się w
szpitalu położniczym. Byłem przerażony, w głowie kłębiły mi się
pytania czy to ja naraziłem Ann i dziecko na szybszy poród. Ale gdy po
kilku godzinach tuliłem na rękach naszego syna nic nie zakłócało
mojego szczęścia-i on i Ann byli całkowicie zdrowi i bezpieczni. I w ten
sposób jednego dnia zostałem w mocy prawa i mężem i ojcem- nic
piękniejszego nie mogło mi się w życiu przytrafić.
Pewien jestem, że tego dnia nie zapomnę ani ja ani moja żona ani nasi
goście, którzy podobno świetnie bawili się na dziwnym weselu bez
młodej pary, ale wiadomość o narodzinach naszego syna przyjęli gromkimi
okrzykami radości w kilku językach świata.

"MILOSC BEZ KONCA"Film o Nas!!!
napisał/a: Radoska 2014-02-16 15:19
Moja najwspanialsza randka była zarazem pierwszą z moim mężem. Nasz związek też był nieco kontrowersyjny, podobnie jak związek bohaterów " Miłości bez końca". Pochodzimy z dwóch różnych środowisk, a początek naszej znajomości był dość niefortunny. Czasami miłość przetrwa wszystko...ale po kolei. Cztery lata temu swoim wiekowym autkiem spowodowałam wypadek. Nie zauważyłam znaku i wjechałam z impetem w śliczniutkie BMW. Nieźle się wystraszyłam, i wypadkiem, i zbliżającą się konfrontacją z właścicielem auta. Bo przecież wszyscy wiemy kto jeździ takimi samochodami :) Na szczęście poszkodowany kierowca był chyba tak zaskoczony sytuacją, że zapomniał się wściec. Zaklął tylko kilka razy siarczyście, wspomniał coś o blondynkach i...zajął się moją rozbitą głową. Okazał się bardziej opanowany niż ja. Był nawet uprzejmy, w dość szorstki sposób, ale zawsze. Tak właśnie poznałam Marka.
Wezwane pogotowie zabrało mnie do szpitala. Ku mojemu zaskoczeniu na drugi dzień w szpitalu pojawił się właściciel BMW, w lekarskim fartuchu :) Jak się okazało był tam stażystą. I tak mnie odwiedzał codziennie, a nasze rozmowy stawały się coraz mniej oficjalne. Do dziś nie wiem, czy rzeczywiście codziennie miał dyżur... Pewnego dnia wymsknęło mi się, że nudzi mnie już to szpitalne otoczenie. A on jakby czekał na te słowa. Stwierdził, że musimy nieco zmodyfikować początek naszej znajomości i jestem zaproszona na kawę z ciastkiem. Uzasadnił to jeszcze zabawnie " Muszę ci przecież zrekompensować fakt, że zajechałem ci drogę". Zgodziłam się, bo myślałam, że idziemy do szpitalnej kafejki. Tymczasem wylądowaliśmy w ogródku kawiarni oddalonej o dwie ulice od szpitala. I w pięknym otoczeniu czerwonych pelargonii, zajadaliśmy się deserem tiramisu. "Wiesz, że to nasza pierwsza randka?" usłyszałam. Miałam taką nadzieję :). I nie przeszkadzało mi, że uczestniczę w owej randce w bandażu na głowie, bluzie z kapturem , kapciach i spodniach od piżamy. A na szyi mam założony kołnierz ortopedyczny :)
napisał/a: dorisek16 2014-02-16 16:35
Niestety nie przeżyłam takiej miłości jak z filmu ale też mam co wspominać
Najpiękniejszą randką była dla mnie ta niespodziewania, kiedy kochałam się w chłopaku o którym wszystkie marzyły, nigdy bym nie przypuszczała że mi się poszczęści a jednak.
Któregoś dnia podjechał pod mój blok, czekał na mnie i ku mojemu zaskoczeniu zabrał mnie na plaże i po raz pierwszy zobaczyłam z nim zachód słońca:D
Było krótko, nie przetrwało ale było pięknie ;););)
napisał/a: joanneska 2014-02-16 16:44
Cała rzecz działa się trzy lata temu. Mój chłopak zapytał mnie, który weekend mam wolny i po zdobyciu tej informacji od razu poinformował bym wtedy nic nie planowała tylko spakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Pytam zatem co rozumie pod pojęciem najpotrzebniejszych? Czy jest to poza ubraniem strój kąpielowy, gogle narciarskie czy może kalosze? Nie chciał zdradzić żadnych szczegółów , więc spakowałam się tak aby, aby. W piątek 21 stycznia przyjechał po mnie po pracy i prawie, że uprowadził :) wsiedliśmy do auta i jechaliśmy. Na moje pytania gdzie jedziemy, w jakim kierunku słyszałam tylko „przed siebie”. Tym oto sposobem dojechaliśmy po jakiś 450 km nad morze. Jejkuś to był mój pierwszy wypad nad morze w zimie i w dodatku brzeg skuty był lodem i było dość mroźno, ale krajobraz był magiczny i bajkowy. Z racji tego, że było już dość późno, gdy zajechaliśmy to tylko skosztowaliśmy krótkiego spacerku i wróciliśmy do hotelu. Sobota mijała bardzo przyjemnie na zwiedzaniu okolic i podziwianiu fantastycznych widoków. Po obiedzie wyskoczyliśmy na basen i po powrocie byłam w szoku. W naszym pokoju hotelowym czekała na nas kolacja. Pierwszy raz zdarzyło mi się jedzenie hotelowej kolacji w pokoju i już się obawiałam, że coś się święci. Nim się spostrzegłam, a mój Ukochany klęknął przede mną z pierścionkiem i zadał to najważniejsze pytanie. Wzruszeniu i radości nie było końca, ach co to była za randka. Po dziś dzień ją wspominam :)

P.S. A ów chłopak obecnie jest moim mężem :o

Jeśli zaś chodzi o podobieństwo naszej historii do bohaterów filmu to łączy nas to, że to pierwsza miłość, ponad wszystko i do końca życia!;)
napisał/a: koliber31 2014-02-16 18:26
Kochana Redakcjo dziękuję za ten cudowny konkurs. Dzięki niemu przypomniały mi się cudowne, niepowtarzalne chwile. Było to prawie rok temu, w marcu 2013 roku. To nie był dobry dzień. Od samego rana miałam kiepskie samopoczucie, bolała mnie głowa i czekał mnie ciężki dzień w pracy. Umowa dobiegała końca a szanse na to, że zostanie przedłużona były prawie zerowe. Cięcia, oszczędności, mniejsze zyski - szef skutecznie pozbawiał mnie resztek optymizmu. I miałam rację. Wróciłam zapłakana do domu po ostatnim dniu pracy, od jutra miałam być bezrobotna. Mój facet pocieszał mnie jak mógł: że na pewno coś znajdę, że to szansa na coś innego, nowego, że mam się nie poddawać, że jakoś sobie poradzimy itd. Wieczór spędziliśmy na oglądaniu telewizji i nawet całkiem niezła komedia plus ogromna miska popcornu nie była w stanie poprawić mi humoru. Michał zapowiedział mi że jutro mam wstać wcześnie rano i wygodnie się ubrać bo o godzinie 8 on punktualnie stawi się po mnie. I ani minuty spóźnienia - odpowiadał mi gdy dopytywałam o co chodzi. A on tylko że ma dla mnie niespodziankę na poprawę humoru. Cóż było robić, nastawiłam budzik i poszłam spać mając nadzieję że od jutra będzie tylko lepiej. Rano Michał podjechał pod moje mieszkanie oznajmiając mi że jedziemy do Zakopanego. I to na jeden dzień. Ciekawe po co, myślałam. Tylko jeden dzień? Jak zdążymy zaliczyć Tatry i pozwiedzać w ciągu jednego dnia? Męczyłam go pytaniami przez całą drogę ale nie chciał nic powiedzieć. Gdy dotarliśmy na miejsce nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Myślałam że śnie, miałam ochotę go zatłuc na śmierć. Bungee Jumping przy Gubałówce! Michał trzy godziny przekonywał mnie do skoku, do naszego wspólnego skoku. Okazało się że wykupił bilet dla pary W pierwszych minutach chciałam uciekać gdzie pieprz rośnie, później zaczęłam go przeklinać i płakać. Następnie zaczęłam się śmiać. Później posłuchałam wrażeń poprzednich skoczków i chyba to zadecydowało. Zgodziłam się. Mogłabym pisać tutaj jeszcze z godzinę na temat wrażeń podczas skoku ale to i tak nie oddałoby tego co czułam w tamtej chwili. Po prostu nie ma takich słów. Wrażenia nie do opisania :) Dla tego uczucia warto pokonać strach i skoczyć. Wrażenia rewelacyjne, 150 % adrenaliny i pozytywnej energii. Widoki przecudne z góry na całe Zakopane, a skok ciężko opisać, trzeba to przeżyć, dlatego warto przełamać strach:) Nie potrafię opisać jak się czułam, bałam się ale po tym skoku poczułam się pewniej, poczułam że mogę wiele...mogę wszystko...:) polecam wszystkim niepewnym i niedowartościowanym ludzikom :) wiele przez ten skok zyskałam—pewność siebie i odwagę. Świadomość że jeśli czegoś mocno pragnę to mogę to osiągnąć. Michał chciał mi pokazać że jeśli uwierzę w siebie i swoje możliwości to znajdę pracę. To była najlepsza randka w moim życiu. Nigdy tego nie zapomnę i nie sądzę by ktoś przebił kiedyś pomysł mojego Michała i zresztą nie chcę tego. Kocham tego faceta, sprawił że uwierzyłam w siebie a to bardzo dużo. Nie zapomnę tej randki do końca życia. Ten dzień był wyjątkowy.

Trzy miesiące po tym zdarzeniu znalazłam pracę a niebawem mamy zamiar razem zamieszkać. Trzymajcie za nas kciuki!:)


Nasza miłość jest inna niż w filmie Miłość bez końca. Moja rodzina od początku polubiła i zaakceptowała Michała. Jego rodzice też mnie akceptują, co więcej lubią mnie a z jego mamą mam świetny kontakt. Myślę jednak że w życiu to często się zdarza. Rodzice dziewczyny nie akceptują wyboru córki i jej chłopaka lub na odwrót. Miłość to jednak miłość. Jeśli jest prawdziwa zwycięży wszystko. Przeciwności, układy, ciężki los. I zwykle po tych próbach jest jeszcze silniejsza!
napisał/a: Immortelle 2014-02-16 21:18
Najlepszą z moich randek zdecydowanie było pierwsze spotkanie z moim teraz już Narzeczonym. Na swoim profilu Facebook'owym dla hecy zamieściłam ogłoszenie matrymonialne: pilnie poszukuję narzeczonego :) Znajoma wzięła to na poważnie i postanowiła spiknąć mnie z "najdziwniejszym osobnikiem, jakiego zna" - jak to potem określiła. Wirtualna pogawędka ograniczała się do raptem kilku nic nie wnoszących zdań, natychmiast uzgodniliśmy datę pierwszego spotkania. Niebezpieczne, wiem - ale byłam żądna wrażeń, znudzona życiem i nijakimi, mdłymi chłopczykami, z którymi dotąd miałam do czynienia. No nic, ubrałam się elegancko, do torebki zapakowałam scyzoryk i... wełniane PODKOLANÓWKI, co by udusić napastnika w najgorszym przypadku :D Ruszyłam - pełna obaw - na zetknięcie się z Nieznajomym, niczym na rzeź, po drodze zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby bez uprzedzenia ukryć się gdzieś czy zwyczajnie zostać w domu. Nie stchórzyłam jednak - skończyło się to 2 dniami poza domem. Dniami pełnymi niespodzianek, pozytywnych rozczarowań, śmiechu... Można rzec, że była to obustronna miłość od pierwszego wejrzenia, trwa ona zresztą do dziś :)
Marzy mi się kolejny taki spontaniczny wypad, podczas którego odkrywalibyśmy siebie na nowo.
Owszem, zdarzyło się parę przeszkód stojących Naszemu związkowi na przeszkodzie, ale nie można ich porównać do tych znanych z filmu "Miłość bez końca". Bogobojna teściowa w końcu przecież zaakceptowała moje poglądy, nikt nie starał się rozdzielić mnie i P., największym zmartwieniem wydaje się być dzieląca Nas obecnie odległość - nie jest jednak ogromna, łatwo rozwiązać jej kwestię. Może nasza relacja jest mało romantyczna i w niczym raczej nie przypomina niedoli szekspirowskich kochanków, mnie jednak bardzo to cieszy ;) Z trudem wytrzymuję dni rozłąki i spowodowaną nimi tęsknotę - większe przeszkody wpędziłyby mnie z skrajną depresję i totalny rozstrój nerwowy. Mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie mi się z nimi zmierzyć...
napisał/a: memos 2014-02-17 13:56
Do końca życia zapamiętam moją randkę na najwyższym szczycie Bieszczadów- Tarnicy. Niezapomniane widoki i ukochany obok mnie, na którego ramieniu mogłam się wesprzeć gdy zmęczenie wspinaczką dawało o sobie znać. No i ten smak jabłka jedzonego na szczycie - nigdy potem tak dobrych nie jadłam. Dziś jesteśmy małżeństwem i w każdą rocznicę ślubu jemy te nasze jabłka na Tarnicy. Jeśli chodzi o jakieś przeszkody w moich związkach to nie przypominam sobie takich bo już za pierwszym razem trafiłam na tego JEDYNEGO.
napisał/a: misiulki 2014-02-17 13:57
Moja najciekawsza ranka odbyła się kilometr nad ziemią, ale miałam wrażenie, że jesteśmy znacznie bliżej nieba. Lot balonem jako rocznicowa niespodzianka, idealny letni dzień, piękne widoki okolic Krakowa, szampan i truskawki – czego chcieć więcej:)?! Wciąż trudno mi uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Pewność daje mi zdjęcie w ramce, na którym uśmiechamy się tuż przed startem i wspomnienie dotyku wiatru, przyjemnego podekscytowania i mrowienia szczęścia tamtych chwil. Nasze uczucia poszybowały wysoko i mam nadzieję, że nigdy nie obniżą lotów.
napisał/a: Monic90 2014-02-17 18:05
Czary mary, hokus pokus,
na łososia teraz focus!
Statek, rejs i pełne morze
= randka w dobrym humorze!
A do tego rybka świeża,
wprost z morza na talerz zmierza!
W cytrynowy dresing przyodziana,
jest niczym ciężary dla Pudziana!
Elementem nieodzownym,
jest Pani w stroju szykownym!
A do tego Pan przystojny,
z pięknym bukietem róż hojnym!


Taka była nasza idealna randka..

Falujące morze, przytulny stoliczek na ekskluzywnym statku, ogromny bukiet róż i my.. wpatrzeni w siebie, po prostu zakochani! Idealne randki istnieją i głęboko zapadają w pamięć!


Moja historia ma jedną zdecydowaną różnicę w stosunku do historii filmowych kochanków - moi rodzice bezgranicznie nam kibicują! :) I to chyba największe szczęście pod słońcem! A poza tym... jest dokładnie jak w 'filmowej miłości' - namiętnie, romantycznie, nieziemsko... ale i czasami pędzimy pod wiatr i wspólnie stawiamy czoła małym i większym problemom :)
napisał/a: Anete 2014-02-17 18:11
Moją najlepszą randkę spędziłam z moim ukochanym w Atomium w Brukseli. Mój partner zabrał mnie tam wczesnym wieczorem najpierw spacerowaliśmy po pobliskim parku i rozmawialiśmy, ale największe wrażenia były dopiero przede mną. Po spacerze zabrał mnie na Atomium ok. 100m w górę windą, która jechała z naprawdę dużą prędkością, przyznam się szczerze, że troszkę na początku się bałam - niestety posiadam lęk wysokości. Jednak mój Anioł był przy mnie i wiedziałam że wszystko będzie dobrze. Na górze czekał na nas pięknie przystrojony stół z świecami i czerwonym winem. Widział że jestem zauroczona, przerażona i podekscytowana. Wieczór miną szybko. za szybko bo był piękny, dzięki niemu mogłam zapomnieć o szarej rzeczywistości, o tym pretensjach bliskich, uciekliśmy choć na chwilę.
napisał/a: SashaFierce3 2014-02-17 22:06
"Pola Elizejskie. Słońce spływające coraz niżej po niebie grzeje mnie w plecy. Siedzę na świeżej trawie i obserwuję spacerujące po brukowych chodnikach kobiety, które w lekkich jak mgiełka sukienkach uśmiechnięte od ucha do ucha roztaczają wokół siebie pozytywne wibracje. Dookoła miejski szum i gwar. W powietrzu unosi się aromatyczna kombinacja nut ostrego sera owczego Roquefort, winogron Cabernet Sauvignon i rozgrzanej słońcem alepskiej sosny. W tle otaczającego mnie krajobrazu wyrasta pożądana turystycznie Wieża Eiffla...

Czuję motylki w brzuchu. Krzysiek otwiera wino, patrzy mi głęboko w oczy. Jest szczęśliwy i dumny ze mnie, że dzielnie zniosłam długą i nie do końca bezpieczną podróż autostopem. Prowadzimy długie rozmowy o tym co dalej. Najpierw Louvre, później Montmartre, a za kilka dni... Rzym? Trochę mnie to przerasta, lecz za Nim podążę wszędzie. Gorzej z sercem moich rodziców, którzy na Paryż ‘stopem’ nie wyrazili zgody. Po cichu liczę, że uspokajające pocztówki pozwolą im zapomnieć o mojej lekkomyślności i tym, że całkowicie straciłam głowę dla Krzyśka. On nie usiedzi w miejscu. Jest spragniony nowych wrażeń i doświadczeń. Ma apetyt na ryzyko. Ja również cenię sobie podróże, lecz mam dużą potrzebę afiliacji i stabilizacji. Czy On mi to zapewni? Nie wiem. Wiem, że w Jego oczach totalnie się topię. Przy Nim czuję się wolna i szalona. To rzadkie w życiu poczuć takie coś...

Francuski obiad w klimatycznej knajpce Pomodoro cieszył nasze podniebienia przez kolejne dni. Wieczorne spacery w towarzystwie poznanych obcokrajowców, grających na bębnach przy kościołach, pokazały nam inny kawałek człowieczeństwa. Odnalazłam w sobie wrażliwość na muzykę, na wiarę. Uwierzyłam, ze każdy z nas jest kowalem własnego losu. Kocham Krzyśka i dzięki Niemu odkryłam nieznaną część siebie. Rodzice zapewne wybaczą mi po powrocie niesubordynację... A życie jest jedno i tylko raz mogę usłyszeć w namiocie ulokowanym w Lasku Bolońskim, że ogień o tej porze roku tuła się w moich lokach..."

Fragment pamiętnika z podróży autostopem do Paryża. Majówka 2012 r.
Fotorelacja:
http://pieskiezycie.eu/index.php/2013-12-31-19-25-47