Konkurs "Niezapomniana podróż samochodem"

napisał/a: nika221 2013-08-01 21:06
Historia którą teraz opiszę jest dość straszna ale całkiem prawdziwa... A więc było to jakieś 5 lat temu , chodziłam wtedy do szkoły zawodowej i uczyłam się w zawodzie fryzjerki. Praktyki miałam w małej wsi oddalonej o 14 km od mojego domu , któregoś ranka zaspałam więc szykowałam się na praktyki w ,,locie'' wybiegłam z domu jak szalona byle tylko zdążyć na autobus , niestety się spóźniłam a następny jechał dopiero za 2 godz. miałam pół godz aby dojechać a wiedziałam że szef się wścieknie jak się spóźnię , wtedy wpadłam na pomysł aby pojechać na stopa , długo nie musiałam czekać gdyż po kilku minutach zabrał mnie jakiś mężczyzna. Wyglądał przyzwoicie , miał może ze 35 lat , krótko ścięte blond włosy i miły głos. Kiedy wsiadłam do samochodu zaczeliśmy rozmawiać , zapytał dokąd jadę więc opowiedziałam mu jak to uciekł mi autobus i byłam zmuszona jechać stopem aby dotrzeć na praktyki , on natomiast mówił że jedzie do pracy i że zrobił wyjątek bo zazwyczaj nie zabiera autostopowiczów. W pewnym momencie obróciłam się w jego stronę i to co zobaczyłam sparaliżowało mnie , facet się masturbował!!! W mojej głowie układały się najgorsze scenariusze że zaraz skręci w jakąś leśną ścieżkę i mnie zgwałci albo nie wiadomo co jeszcze , byłam tak wystraszona że nie mogłam wydusić z siebie słowa siedziałam tylko i modlilam się abym dojechała na miejsce. W końcu on odezwał się pierwszy , zapytał czy mam przy sobie szminkę do ust , odpowiedziałam że nie a on na to że szkoda bo lubi patrzeć jak kobieta maluje usta. Zobaczyłam przystanek w miejscowości gdzieś pośrodku mojego domu a wsi w której miałam praktyki , niewiele myśląc powiedziałam że może mnie już wysadzić i że dalej dojadę autobusem jednak on odpowiedział że nie chce abym spóźniła się na praktyki i że zawiezie mnie na miejsce. W pewnym momencie nachylił się w moją stronę a serce znów podskoczyło mi do gardła , okazało się że sięgał do schowka po chusteczki higieniczne , po wszystkim zapiął rozporek i ku mojemu zbawieniu zatrzymał się przed salonem w którym miałam praktyki , odruchowo chwyciłam za klamkę i chciałam wysiąść zapomniawszy o tym że przecież miałam zapięte pasy. Mężczyzna zaśmiał się i powiedział: - Spokojnie , odepnij pasy i dopiero wtedy wysiądź przecież nie chciałem zrobić ci nic złego i przepraszam jeśli cię wystraszyłem poprostu strasznie mnie takie akcje podniecają... nie odpowiedziałam nic tylko popędziłam do salonu , jedno jest pewne już nigdy nie pojadę autostopem...
napisał/a: xtina120 2013-08-01 22:27
Moja niezapomniana podróż samochodem odbyła się po imprezie na której byłam z kuzynkami. Pokłóciłyśmy się z kierowcą i nie miałyśmy jak wrócić do domu. Pewien chłopak zaproponował nam podwiezienie, niestety nie zauważyłyśmy że jest pijany. Jechał jak szalony żeby się przed nami popisać a nam aż serce podchodziło do gardeł. Ostre zakręty, zawrotna prędkość, to może być fajne ale na autostradzie, a nie na wiejskiej drodze. Na szczęście przywiózł nas do domu całe i zdrowe, ale od tamtej chwili już uważamy z kim jedziemy.
napisał/a: klaudynas 2013-08-02 00:13
zaczęło się zwyczajnie. Długa nudna, podróż, postoje w popularnych restauracjach na frytki:) a tu nagle na jednej z niezbyt ruchliwych dróg zatrzymuje się auto. Wysiadło z niego 4 chłopaków poprzebieranych za bohaterów z komiksów. Batman, Spiderman, Superman i zielony Hulk. wyglądali prześmiesznie stojąc i patrząc pod maskę samochodu nie wiedząc co się zepsuło w ich aucie. Podjeżdżając zapytałam czy taka zwyczajna dziewczyna jak ja może w czymś pomóc? :) niestety moja moc była za słaba:) trzeba było zadzwonić po pomoc drogową a chłopaki okazali się bardzo sympatyczni i mili. jeden z nich żenił się za tydzień i w taki sposób przebierając się postanowili pożegnać jego stan kawalerski. :) Ta przygodę zawsze wspominam z uśmiechem, w końcu ile z nas może się pochwalić, że spotkało tylu bezradnych superbohaterów? :D
napisał/a: klaudynas 2013-08-02 00:15
klaudynas napisal(a):zaczęło się zwyczajnie. Długa nudna, podróż, postoje w popularnych restauracjach na frytki:) a tu nagle na jednej z niezbyt ruchliwych dróg zatrzymuje się auto. Wysiadło z niego 4 chłopaków poprzebieranych za bohaterów z komiksów. Batman, Spiderman, Superman i zielony Hulk. wyglądali prześmiesznie stojąc i patrząc pod maskę samochodu nie wiedząc co się zepsuło w ich aucie. Podjeżdżając zapytałam czy taka zwyczajna dziewczyna jak ja może w czymś pomóc? :) niestety moja moc była za słaba:) trzeba było zadzwonić po pomoc drogową a chłopaki okazali się bardzo sympatyczni i mili. jeden z nich żenił się za tydzień i w taki sposób przebierając się postanowili pożegnać jego stan kawalerski. :) Ta przygodę zawsze wspominam z uśmiechem, w końcu ile z nas może się pochwalić, że spotkało tylu bezradnych superbohaterów? :D
napisał/a: Giusy 2013-08-02 13:33
To była sroga, śnieżna, bezlitosna zima. Syberia i Grenlandia przy niej to nic. Moja pierwsza, pamiętna zima za kółkiem. Niezrażona kompletnym brakiem widoczności pełzałam moim tico do domu. Droga, którą zazwyczaj pokonuję w 20 min, od dwóch godzin pokonywała mnie. Spoglądałam zatem na położoną na siedzeniu pasażera nowiuteńko zakupioną bieliznę - koronkowe staniki i prześliczne figi, nie mogąc się doczekać, aż będę w domu, gdzie pachnie kawa z cynamonem, a w kominku tańczy ogień. Mój powrót do śnieżnej rzeczywistości z krainy fantazji był okrutny. Nawet nie zauważyłam kiedy wraz z moim samochodem dachowałam i wylądowałam do góry nogami w płynącym przy brzegu drogi strumyku. Zanim zdążyłam dojść do siebie i zrozumieć, że cały mój czterokołowy dobytek leży roztrzaskany i zalany w rzece, a mi nic się nie stało, ktoś wezwał policję. Nie piłam z panami policjantami cynamonowej kawy, a ciepło kominka zastępowały mi przemoczone ubrania. Bielizny te nie przymierzyłam. Policjanci pomogli mi za to wyłowić pływające dokoła tico staniki i marznące na lodzie figi. Tej przejażdżki zakończonej kręceniem piruetów przez mój samochód nigdy nie zapomnę. Heh, szkoda, że taki był z niego kiepski łyżwiarz ;)
napisał/a: bea79 2013-08-02 14:24
Jechałam z rodzinką na wakacje w góry.Chcieliśmy wypocząć, bo w ciągu roku bardzo dużo pracowaliśmy z mężem. Byliśmy w okolicy Krakowa, za oknami samochodu zapadał zmrok. Jadąc powoli zauważyłam mało oświetlone auto na poboczu. Kierowca auta stał na poboczu i rozglądał się – ewidentnie był zakłopotany i sprawiał wrażenie jakby czegoś szukał. Uważałam, że najlepiej będzie jak go ominiemy i pojedziemy dalej na beztroskie wakacje, – ale mój mąż był innego zdania. Zatrzymaliśmy naszego opla a mąż podszedł do mężczyzny – okazało się, że to młody krakowianin. Samochód jego miał przebite koło a w bagażniku nie ma podnośnika. Mój mąż pomógł wymienić koło, a ja stwierdziłam, że jak dzieci już śpią w aucie warto zrobić sobie krótką przerwę i odpoczynek od dalszej jazdy. Wyszłam z samochodu i wdaliśmy się wszyscy w rozmowę. Okazało się, że młody krakowianin jedzie do Zakopanego do brata, aby pomóc przy remoncie mieszkania.
Kiedy koło zostało zmienione – Andrzej – bo tak miał na imię – podziękował mojemu mężowi za okazałą pomoc i kazał chwile poczekać , sięgnął ręką energicznie do torby na przednim siedzeniu. Powiedział, że prowadzi drogerie na krakowskim przedmieściu i ofiarował nam – zapachową świece.
Śmieliśmy się z mężem po tym zdarzeniu, że nigdy wcześniej nikt nam nie zapłacił świecą.

W górach mieliśmy ładną pogodę, pobyt minął szybko.Po wakacjach czas wrócić do codzienności. Kończył się wrzesień i nadchodziły urodziny męża. Przy tej okazji i przy lampce wina zapaliliśmy otrzymaną świece – i przypomnieliśmy sobie o chłopaku z Krakowa.
Zastanawialiśmy się, co u niego?? Czy poradził sobie z problemami, o których nam mówił??
Andrzej zostawił nam wizytówkę, mąż postanowił wysłać maila z zapytanie. A rano następnego dnia nie mógł wyjść ze zdziwienia, gdy na poczcie znalazł wiadomość zwrotną.

Do dnia dzisiejszego jesteśmy w stałym kontakcie z Andrzejem,a na święta przysyła nam zawsze małą pachnącą paczuszkę....– i pisze że to forma podziękowania za pomoc jaką mu ofiarowaliśmy tamtego dnia.…..
napisał/a: 28631e42cbc195d57703a2221d0b981887e06ad1 2013-08-02 14:48
To będzie historia samochodowo-pociągowo-autobusowa;) Rok temu wybrałam się z moim partnerem na ślub znajomych. Teoretycznie miejsce wydarzenia było całkiem niedaleko, ale dla niezmotoryzowanych sprawa się nieco komplikowała (okrężna droga transportem pociągowo-autobusowym). Na szczęście na ślub dojechaliśmy dzień wcześniej, bez problemów. Po szampańskiej zabawie nadszedł czas powrotu. Postanowiliśmy zabrać się ze znajomymi samochodem do Wrocławia, skąd raz dwa mogliśmy dojechać bezpośrednio pociągiem do mety. Problem pojawił się zanim nawet wsiedliśmy do samochodu. W ferworze pakowania znajomy zamknął bagażnik, w którym oprócz bagażu znalazły się kluczyki do samochodu! Niestety samochód okazał się trudnym przeciwnikiem, bo z 10 chłopa nie dało rady go otworzyć, a sposobów przetestowano dziesiątki. Jaki to musiał być widok dla pozostałych gości weselnych, których część relaksowała się na tarasie z widokiem na parking i oglądała te cuda na kiju, które wyprawiano wokół samochodu. W końcu tata panny młodej udostępnił swój samochód, którym w ostatniej chwili dotarliśmy na dworzec PKP (znajomy pojechał do siebie po zapasowe kluczyki i musiał wrócić po swoje auto). Ostatnia chwila okazała się bardzo długa, bo podstawiony pociąg szybko wycofano z informacją, że skład jest uszkodzony i zaraz podstawią nowy... i tak czekaliśmy ponad 2 godziny do następnego pociągu, który planowo jechał w tym kierunku. Niestety nie był to pociąg bezpośredni, a z Katowic właśnie odjechał ostatni osobowy. No to lecimy na autobus, który podwiezie nas 2 przystanki do tramwaju, a tramwajem raz dwa do domu. Autobus okazał się być autobusem specjalnym (na lotnisko) ze specjalną taryfą (czytaj: drogą!). Zrezygnowani wróciliśmy na dworzec żeby poczekać na pierwszy lepszy pociąg (po drodze nie obyło się bez scen, jak rzucanie garnituru na chodnik itp....wiecie...nerwy:). Na do widzenia jeden z katowickich gołębi zrzucił „paczkę” na kurtkę mojego partnera....do końca milczeliśmy oboje (miałam wrażenie, że jak wypowiem choć jedno słowo, on po prostu wybuchnie). I tak droga, która miałam nam zająć góra 4 godziny rozciągneła się na prawie 11... jednak nadal lubię pociągi, a na ślub kolejnego znajomego jedziemy samochodem...trzymajcie kciuki, bo „srebrna strzała” to bardzo pełnoletnie auto;)
napisał/a: smallthings 2013-08-02 17:21
W zeszłe wakacje ze znajomymi wpadliśmy na pomysł aby zrobić spontaniczny wypad pod namioty nad jeziorko. Zanim znaleźliśmy jakąś przystępną mjescówkę nastał już wieczór. Gdy jechaliśmy przez jakąś małą wieś w aucie zepsuł się hamulec. Dotoczyliśmy się do pola ziemniaków. Nieopodal znajdowało się gospodarstwo, odrzuciliśmy perspektywę szukania mechanika o pierwszej w nocy w małej mieścince i postanowiliśmy udać się do gospodarza aby pozwolił nam rozłożyć namioty na polu. Na szczęście zgodził się dodatkowo do tego niefortunnego zdarzenia dołączył fakt iż w nocy rozpętała się ogromna burza i przeciekły nam namioty. Tego wyjazdu nie zapomnimy nigdy w życiu! :)
napisał/a: dzo83 2013-08-02 18:28
No to od poczatku jestem krótkowidzem i noszę okulary, więc gdy udało mi się zdać i odebrać prawo jazdy postanowiłam że na zakupu pojadę sama - żeby jak coś mi nie wyjdzie nie będzie się ze mnie smiał. Najbliżej jest Biedronka więc ... pojechałam , zrobiłam zakupy , odpaliłam auto, zapięłam pasy i ruszam ...
Dojechałam do skrzyżowania ustąp pierwszeństwa z jednej strony jadą auta i z drugiej a na przeciwko mnie POLICJA no to ja już potem oblana, nagle patrze ze jeden policjant macha do mnie i coś pokazuje - wiec ja udaje ze go nie widzę i w z prawej strony jadą auta i z lewej to samo, dyskretnie na deskę rozdzielcza nic na czerwono mi się nie pali, na pomarańczowo też nie, ręczny opuszczony ... zerkam na policjanata a on mi macha
gapię się na niego - ale za daleko twarzy nie widze myślę sobie a moze to mój kolega z lat szkolnych co prawda pracował gdzie indziej a może go przenieśli i tak sobie dumam i dumam i nagla pach ... WOLNA DROGA mogę jechać, więc sprzęgło jedynka i ruszam a policjant mi macha więc co ja robię ... POMACHAŁAM MU a on w śmiech kurna jak zaczął się smiać i ten drugi co siedział w aucie że ja buraka puściłam ręcę spocone i co się okazało jak ... to nie mój znajomy - dojechałam do domu a mąż mówi - kochanie a dlaczego świateł nie włączyłaś ....i wszystko jasne ;)
napisał/a: ~bruder123 2013-08-02 19:04
Kiedy to było? Hmm...
Jak osiemnaście lat miałam,
to prawo jazdy zdałam.
Od taty samochód dostałam,
pierwszy raz nim jechałam…
A więc…
Jechałam sobie samochodem: brum, brum, brum,
Coś tam sobie jem: chrum, chrum, chrum,
Aż tu nagle: Bum!!!
Samochód zatrzymałam
i zdenerwowana zawołałam:
„Opona mi się przebiła, no nie!
Co ja teraz zrobię!”
Oczywiście zapasową miałam,
Ale chęci i umiejętności do jej włożenia nie miałam.
Zdołowana na drodze siedziałam
i na jakiś cud czekałam…
Trochę zmęczona byłam,
dlatego też się położyłam.
Aż tu nagle ktoś woła: „Halo! Halo!
Czy coś się Pani stało?”
Przerażona wstałam
i o mało nie zemdlałam.
Przede mną zobaczyłam mężczyznę tak przystojnego,
że nie jestem w stanie opisać piękna jego!
Znów zapytał: „Coś się stało pani?”
Chwilę się zastanowiłam i odpowiedziałam:
„Gumę złapałam.”
Mężczyzna ten szybko włożył nową oponę,
a potem odwrócił się w moją stronę.
Trochę rozmawialiśmy…
i całe życie razem spędziliśmy;)
napisał/a: mdm1979 2013-08-02 19:17
Pamiętam ten dzień jak dziś zwłaszcza,że była to moja pierwsza samotna wyprawa po zdaniu egzaminu na prawo jazdy.Dzień wcześniej z nerwów już nic nie jadłam i ciągłe zapytania męża,że może jednak zwolni się z pracy aby tego dnia zawieśc mnie do lekarze denerwowały mnie jeszcze bardziej.Dzielnie jednak stawiałam opór twierdząc:
-Daj spokój,przecież nic mi się nie stanie.Zdałam egzamin więc kiedyś wreszcie musi byc ten pierwszy raz.
Następnego dnia obudziłam się o świcie a żołądek nerwowymi skurczami sprawiał,że miałam ochotę w ostatniej chwili odwołac wizytę i pozostac w domu,bezpieczna i spokojna.
Nie dałam się jednak wielkiemu lękowi,który moje wszystkie członki ciała wprawiał w drżenie.
Wsiadłam do samochodu,odpaliłam,jedyneczka i jadę hen w podróż życia czyli jakieś 12 km (wtedy był to dla mnie wyczyn na miarę mistrzostwa świata).
Po przejechaniu paru kilometrów,kiedy to słonko zaczęło bezlitośnie świecic mi prosto w oczy a przez ulicę przebiegł jakiś chłopczyk zwolniłam odrobinę ale stałym rytmem posuwałam się do przodu.Całe 40 km na godzinę wydawało mi się wówczas prędkością promu kosmicznego.Nagle w lusterku zobaczyłam wóz policyjny,który jechał tuż za mną.
-Siedzą mi na ogonie,jak zachamuję wjadą mi w d...-pomyślałam
Nagle Policjanci właczyli sygnał świetlny a ja nie wiedziełam co robic,tym bardziej,że tuż za nimi jechał mój mąż samochodem firmowym.Nerwy sięgnęły apogeum,kiedy do świateł dołączył się przeraźliwy dźwięk.
Pierwsza moja myśl:
-Coś się stało,Muszę zjechac!
I delikatnie zwalniając zjechałam lekko na pobocze.
Policyjny wóz mnie wyprzedził i wystawiając przez okno"Lizaka" nakazali się zatrzymac.
Grzecznie zatrzymałam więc samochód i w głowie wyliczam:
-Pasy zapięte,światła włączone,prędkośc odpowiednia dla terenu zabudowanego.
Tuż obok policjanta,który podszedł do mojego samochodu przejechał mój mąż,którego mina była co najmniej dziwna.
-Witam Starszy Aspirant......Dlaczego nie zatrzymała się Pani do kontroli?
-Do jakiej kontroli-powiedziałam drżącym głosem próbując zrobic tym samym najsłodsze oczka jakie tylko potrafię.
Jak się okazało w chwili,kiedy oślepiało mnie słońce i byłam skoncentrowana na przebiegającym przez ulicę chłopcem Policja próbowała mnie zatrzymac.
-Nie zauważyłam przepraszam.Słońce mnie oślepiło i uważałam na dziecko.
Nagle na twarzy policjanta zauważyłam uśmiech(całkiem ładny zresztą):
-Tak też myśleliśmy,że nie uciekała by Pani przed nami z prędkością 35 km.
Po krótkiej wymianie zdań pożegnaliśmy się i grzecznie jechałam za Panami Policjantami aż pod samo miejsce docelowe.Mój lekarz ma gabinet obok Komisariatu.
Tamtego dnia stres początkującego kierowcy mnie nie opuścił za to mąż do dziś żartuje,że za jego żoną Policjanci zorganizowali pościg.
Od tamtego zdarzenia minęło już kilka lat a ja jazdę samochodem uwielbiam.Stres minął a ja każdą wyprawę nawet tę najkrótszą traktuję jako prawdziwą podróż.Przecież nigdy nie wiadomo,kiedy przygoda stanie przed nami i zamruga świetlnym sygnałem we wsteczne lusterka.
Wtedy obyło się bez mandatu za to ostatni błysk na fotoradarze zwiastuje jego nadejście lada dzień.
napisał/a: nali14 2013-08-03 01:54
Niesamowitą podróż samochodem odbyłam, kiedy byłam jeszcze nastolatką.
Mój chłopak posiadał rozklekotane, stare auto, Golfa po wszystkich możliwych przeróbkach.
Kiedy padał deszcz, dywaniki i siedzenia automatycznie namakały, jadąc gdzieś, nigdy nie wiedzieliśmy, czy auto odpali w normalny sposób, czy trzeba będzie je wspomóc popychaniem.
Ten dzień pamiętam jak dziś.
Nie wiem, czemu tak zapadł mi w pamięć, bo to najzwyklejszy dzień i najzwyklejsza jazda samochodem.
Mój chłopak był pasjonatem wędkowania. Wróciliśmy z dwumiesięcznej, wakacyjnej pracy w Szwecji, naprawdę zmęczeni i z zapasem gotówki. Zamiast wyjechać gdzieś na wypasione, zasłużone wakacje, spakowaliśmy namiot, zgrzewkę piwa, kilka kilo kiełbasek i wyskoczyliśmy nad jezioro - powędkować i poczulić się do siebie na łonie natury.
Rano zupka chińska z małej butli gazowej z palnikiem, później kąpiel w jeziorze, na obiad kilka kiełbasek z grilla, spanie w namiocie - niby nic, ale to takie relaksujące i uspokajające, że nie zamieniłabym tego na żadne inne wczasy.
I ta moja niesamowita podróż przydarzyła się właśnie wtedy, kiedy po tygodniu wracaliśmy do domu.
Słońce świeciło niesamowicie, było bardzo gorąco. My brudni, spoceni i opaleni wsiedliśmy do naszego auta i ruszyliśmy do domu. Niby nie tak daleko, bo niecałe sto kilometrów.
Ale tą jazdę pamiętam do dziś - jechałam jak oszołomiona, jak pijana radością.
Obok miałam faceta, którego kochałam.
Wiatr rozwiewał mi włosy, a słońce nadawało im niesamowity czerwony poblask. Gapiłam się na swoje odbicie w lusterku i niesamowicie podobało mi się to, co widzę - rozwiana fryzura, na twarzy masa piegów, zero makijażu.
Piłam colę ze szklanej butelki, kupioną gdzieś na stacji benzynowej, na sobie miałam już nieco przybrudzone spodenki i górę od stroju kąpielowego.
Na głos śpiewałam piosenki Gawlińskiego, który wtedy zawsze towarzyszył nam w samochodzie.
Nieważne, że nie umiałam i do dziś nie umiem śpiewać.
Ja naprawdę pamiętam tę krótką podróż do dziś. Tę radość, tę beztroskę, to oszołomienie.
A przecież wcale nie jechaliśmy pięknym autem z zagranicznych wakacji, tylko starym wysłużonym gratem znad jeziora.

Dzisiaj nasze wakacje i powroty wyglądają nieco inaczej.
Mamy synka, więc każdą podróż przerywają postoje, piwo na brzegu jeziora zamieniło się w soczek, pod namiotem towarzyszą nam pluszaki i nocnik.
Co się nie zmienia - wciąż kocham tego samego chłopaka i Gawlińskiego.