Konkurs "Niezapomniana podróż samochodem"

napisał/a: nutrena 2013-08-12 19:56
Ta historia wydarzyła się w mojej rodzinie. Trzech dobrych kolegów w wieku ok. 45 lat jechało autem w dłuższą trasę. W trakcie jazdy rozmawiali. Facet siedzący z tyłu auta zaczął odczuwać fizjologiczna potrzebę na siusiu. W okolicy były same drzewa, łąki, las. Kiedy zatrzymali się wyszedł. Za chwilę wrócił, o czym świadczyło otwarcie i zamknięcie drzwi. Ruszyli zatem w dalszą podróż do celu. Jadąc z ok. 20 minut rozmawiali i w końcu jeden zadał pytanie koledze z tyłu. ,,A Ty stary co o tym myślisz?'' Nikt nie odpowiedział, a kiedy się odwrócili okazało się ze kumpla nie ma w aucie. Wrócili na miejsce, ale długo namawiali kolegę żeby wsiadł, który wolał iść piechotą i był przekonany że zrobili sobie z niego głupi kawał.
czeko
napisał/a: czeko 2013-08-12 21:27
Podróż, której nie zapomnę miała miejsce w tym roku. Zbliżał się czerwiec i koniec roku akademickiego i wszystkie rzeczy trzeba był o przywieść do domu. Razem z siostrą zapakowałyśmy samochód prawie po sam dach i ruszyłyśmy w podróż do domu. Do domu było ponad 200 km. Nie obyło się jednak bez niespodzianek. Po drodze na stacji paliw zauważyłyśmy, że z przewodu ucieka nam paliwo, dlatego zaczęłyśmy same go naprawiać i oklejać. I chociaż mijało nas sporo osób nikt nie zainteresował się aby nam pomóc. Po drodze jeszcze kilka razy stawałyśmy i sprawdzałyśmy sytuację. Dopiero kiedy dotarłyśmy „w swoje strony” i zatrzymałyśmy się na pobliskim parkingu podszedł do nas chłopak i zapytał co się stało. Pomógł nam i tak bezpiecznie dotarłyśmy do domu. Ta podróż na pewno na długo pozostanie w mej pamięci.
iinez
napisał/a: iinez 2013-08-12 21:35
Moja niezapomniana moto - przygoda miała miejsce prawie 10 lat temu, tuż po maturze gdy wraz ze znajomymi wybraliśmy się w cztery osoby do Chorwacji samochodem marki fiat seicento, czyli w sumie taką nowszą wersją „malucha“, postanowiliśmy przemierzyć kawałek Europy. Znajomi mieli z nas niezły ubaw, ale my nie zważając na to zapakowaliśmy bagaże i siebie jak śledzie do konserwy, po czym wyruszyliśmy w drogę. Wprawdzie dotarcie celu, do Zadaru zajęło nam więcej czasu niż przewidywaliśmy, bo okazało się że nasz błękitny fiacik to nie rakieta, do tego musieliśmy często przystawać, by rozprostować kości, poza tym trochę pobłądziliśmy - GPS nie był wtedy normą, ale samochód spisał się całkiem nieźle. Ominęły nas awarie, a nasza grupka budziła powszechne zainteresowanie, sympatię i życzliwość napotkanych ludzi. Właściciel naszej kwatery z niedowierzaniem patrzył jak wysiedliśmy z auta we czwórkę i zaczęliśmy wyjmować niezliczone bagaże ze wszystkich zakamarków, wyglądało to zresztą dość komicznie. Jednak tamte wakacje w pięknej Chorwacji były bardzo udane i niedogodności komunikacyjne nie były w stanie popsuć nam humoru, często z przyjaciółmi je wspominamy, ale zgodnie doszliśmy do wniosku, że na podróż seicento przez Europę już byśmy się nie zdecydowali... :)
bajgle
napisał/a: bajgle 2013-08-12 21:44
Moja moto historia wydarzyła się w dzień ślubu mojego dobrego kolegi na którym starszym drużbą był mój brat. Jako dobra siostra postanowiłam uwolnić pełniącego tak zacną funkcję braciszka z obowiązku odebrania kwiatów z kwiaciarni dla panny młodej i starszej druhny oraz kwiatów do butonierki. Jako, że i tak byłam zapisana do fryzjera na czesanie więc nie było to dla mnie żadnym problemem podjechać do kwiaciarni. Jeszcze gdy siedziałam na fotelu u fryzjerki na dworze zaczęło się chmurzyć i wiać wiatr. Ufryzowana już wsiadłam do samochodu, podjechałam po kwiaty i miałam wracać do domu gdy zaczął lać siarczysty deszcz. Istne tornado, całą okolicę przesłoniły ciemne chmury, drzewa uginały się na wszystkie strony a wśród tego ja...nie mogłam czekać musiałam dotrzeć jak najprędzej do domu. Postanowiłam więc zamiast zwykłą tradycyjną drogą, pojechać skrótem. Jak pomyślałam tak też zrobiła. Wycieraczki machały się z całą siłą, starałam się jechać ostrożnie jednak i tak drżałam ze strachu, bo warunki pogodowe były naprawdę okropne. Nie przejechałam 10 km gdy spostrzegłam leżącą wielką gałąź na całej drodze tak, że nie byłam w stanie jej ominąć i musiałam chcąc nie chcąc wyjść z auta aby ją odrzucić. Dookoła żywej duszy nie było a ja w żaden sposób nie mogłam z nią sobie poradzić - cała zmokłam , fryzura oklapła, a ja już praktycznie płakałam. Nawiedzała mnie jeszcze wizja wściekłego brata. Nagle zauważyłam światła i zatrzymało się auto. Jakiś chłopak jechał za mną i zobaczywszy co się dzieje pomógł mi uratować moje zmokłe ciało i honor przed rodziną. Na weselu oczywiście miałam zamiast misternej fryzury najzwyczajniej wyprostowane włosy, ale to i tak nie przeszkodziło mi w dobrej zabawie. Dodatkowo mojej siostrze spodobał się pewien chłopak. Pokazała mi go palcem a ja rozpoznałam w nim mojego ratownika - to była doskonała okazja do zapoznania się - chłopak jest dziś mężem mojej siostry a zabawna historyjka krąży po całej rodzinie :)
napisał/a: kiki256 2013-08-12 21:51
Było to tak… Ja i moja dziewczyna wracaliśmy z wakacji spędzonych nad morzem z zaprzyjaźnioną parą. Jak wiadomo, budżet studentów jest raczej skromny, więc z chęcią przystałem na propozycję mojego kolegi - Marka, że pojedziemy jego samochodem i złożymy się na paliwo. Choć Punto Marka liczyło sobie już dobre kilkanaście lat, bez problemu dowiozło Nas do celu podróży. Jednak gdy po dwóch tygodniach wspaniałego wypoczynku nad morzem ruszyliśmy w drogę powrotną spotkała Nas niemiła niespodzianka. Po około 50 km jazdy samochód zgasł... Nie pomagały ani prośby ani groźby, odmówił, posłuszeństwa i już! Po około godzinie prób odpalenia go straciliśmy już nadzieję... Przerażała Nas myśl ile może kosztować holowanie auta przez 400km, jakie dzieliło Nas od domu. Zaczęliśmy zastanawiać się nad możliwością naprawy auta u mechanika w najbliższej miejscowości i zatrzymania się tam przez te kilka dni. Niestety w portfelu każde z Nas miało, co najwyżej kilkadziesiąt złotych i nawet na to nie byłonas satć… Byłem wściekły, a jednocześnie zdesperowany. Powoli jednak moja frustracja i chaotyczna gonitwa splątanych myśli uspokajała się. Zaczynałem myśleć coraz jaśniej. Przecież mając ojca mechanika przez niemal dwadzieścia lat musiałem co nieco wiedzieć o samochodach... Zacząłem zastanawiać się, co może być przyczyną tego, że to cholerne Punto nie chciało odpalić.... Usiłowałem przypomnieć sobie wszystko, czego ojciec uczył mnie przez te lata i czym na moje nieszczęście wtedy nie za bardzo się interesowałem. Wreszcie doznałem olśnienia: samochód miał instalację gazową, jednak nie dawało się odpalić go na tym paliwie. Dlaczego? Teraz przypomniałem sobie, że po przekręceniu kluczyka nie było słychać charakterystycznego dla silników z wtryskiem dźwięku pompy. Stwierdziłem, że ze wszystkich czynników które mogą uniemożliwiać start - postawię na brak paliwa, które zastąpię starterem w postaci ….dezodorantu! . Po zdjęciu obudowy filtra ja „wpsikałem” we wlot powietrza zwykły dezodorant, a Marek kręcił. Nie myliłem się! Udało się odpalić auto! Nie posiadaliśmy się ze szczęścia! Choć obawiając się kolejnego odpalania zrezygnowaliśmy z postojów po drodze, bez problemów dotarliśmy do domu. To była najbardziej niezapomniana wakacyjna przygoda jaką do tej pory przeżyłem. Opowiadając ją mówię wszystkim odkryłem w sobie MacGywera! W końcu chyba nikt poza nami dwoma nie byłby w stanie odpalić auta za pomocą zwykłego dezodorantu!!!
napisał/a: leoniu 2013-08-12 23:06
Moja motohistoria jest zeszłoroczna, ale w pakiecie z samochodem występuje GPS. Okazało się, dość nagle, że mogę wyjechać na 2 tygodnie do Francji. Składałam podanie o stypendium, nie dostałam, potem ktoś się rozchorował i okazało się, że mogę jechać, ale informację dostałam w czwartek, a zajęcia zaczynały się w poniedziałek.
Michał zadecydował: jedziemy (my, czyli ja, on i roczne dziecko).
Jedziemy do Vichy i w zasadzie możemy tam jechać tylko autem, bo samolot kosztuje majątek i właściwie nie ma już miejsc...

Historia nr 1 - PIĄTEK. Organizacja. Mieliśmy właściwie tylko piątek na załatwienie rzeczy technicznych. Wypłakuję u pana w Fordzie przegląd, nabywam GPS, zawozimy psa do moich rodziców (kochani! Leon ma u nich jak u Pana Boga za piecem), kupujemy: apteczki, gaśnicę, ubezpieczenie i milion innych rzeczy...

Historia nr 2 - SOBOTA. Pakowanie. Jakiś koszmar. Jaka jest pogoda w Vichy, jaka będzie pogoda w Vichy? Ile pieluch, ile mleka... Ok, pieluchy da się tam nabyć, ale czy ichnie mleko smakuje jak nasze mleko??? Jakie ubrania mała, jakie ja, jakie Mich... Trzy torby pełne. Wózek? Tak, bierzemy wózek... Samochód uginałby się w kolanach, gdyby je miał. Nie ma, więc pastwimy się nad resorami.

Historia nr 3. Noc z SOBOTY na NIEDZIELĘ i pół NIEDZIELI. Podróż. Nocą. Kieruje Mich. Ja - chyba tego nie dodałam - nie mam prawa jazdy...
I ta noc to dla mnie największa trauma. Zwłaszcza, że ta lalunia z GPS chyba nie była tak aktualna, jak powinna. Najpierw okazało się, że mój Michał nie pomyslał i ustawił trasę najktrótszą zamiast najszybszą. BŁĄD!!!
Zamiast autostrady przegnało nas przez niejaki Cottbus, gdzie GPS widział trasę przez przejazd kolejowy, który był zamknięty. I był. I był. I był. Na prawo las, na lewo las, w środku my. Po 15 minutach czekania na pociąg - nie pojawił się, chyba, że w wersji widmo - Michał zdecydował, że jedzie przez las.
Panna w GPS marudziła przez dwadzieścia minut: "Jeśli to możliwe zawróć". Ja marudziłam: "Michaaaaał, Michaaaaał...", a w głowie miałam wszystkie horrory od Frankensteina... Zwłaszcza te z mordercami z lasu. Moment, kiedy nagle GPS powiedział złotouście: "Teraz skręć w prawo" powitałam jak cudowne ocalenie i powrót do żywych :)

Drugi numer miał miejsce w niedzielę, na szczęscie już dniało... Jedziemy, jedziemy, jedziemy... i nagle panna mówi: "za 750 metrów wjedź na prom...". Bez komentarza... W tył zwrot i ignorujemy coraz intensywniejsze napomnienia pod tytułem "Jeśli możesz - zawróć..."...

Taaaaak...
W niedzielę około 15-tej (między innymi po milusim pikniku na granicy francusko-niemiecko-szwajcarskiej) dotarliśmy do Vichy.
Miasto urocze, choć w kilmatach naszego Ciechocinka, więc bobas znacząco zaniżał średnią wieku :), pobyt przedni, kurs rewelacyjny...

Ale na powrót, prócz lali z GPS, pod ręką mieliśmy też klasyczne mapy :)
oagatao
napisał/a: oagatao 2013-08-12 23:24
W dzieciństwie byłam z rodzicami w Hiszpanii. Podróż trwała baaardzo długo, ale czemu tu się dziwić? Jechaliśmy Trabantem!!! Chylę przed nimi czoła, że mieli odwagę wybrać się swoim pociskiem zwanym pospolicie "mydelniczką" ;) Czułam się tam jak prawdziwa gwiazda, sporo osób robiło nam zdjęcia, ponieważ nigdy nie widzieli błękitnej mydelniczki, która dymi jak prawdziwa lokomotywa :)
Mam do tej wyprawy sentyment, ale rodzice zafundowali mi jeszcze jedną historię z samochodem w tle. Kiedy byłam małą dziewczynką wybraliśmy się na camping. Wieczorem, kiedy już dojechaliśmy rozpętała się straszliwa burza. Zerwał się porywisty wiatr, łamały się gałęzie, było po prostu przerażająco!
Najbardziej w tym momencie było mi żal naszego Garbusa, który - gdy grzmiało - wył do księżyca. Tata mówił, że samochód "boi się burzy".
Wierzyłam potem w te brednie dobrych kilka lat i podczas burzy chodziłam go uspokajać. Dopiero po takim czasie równocześnie z informacją, że Mikołaj nie istnieje, dotarło do mnie, że Garbus miał źle ustawiony alarm :)
napisał/a: aniabal 2013-08-12 23:54
Potrzebowałam kiedyś kilku dni wyciszenia, chciałam poprzebywać trochę w samotności, przemyśleć kilka ważnych dla mnie spraw. W związku z tym wybrałam się w spontaniczną podróż nad morze. Po kilku godzinach dotarłam na miejsce i od razu zaparkowałam blisko plaży. Otworzyłam okna, odchyliłam do tyłu siedzenie i poczułam się fantastycznie. Szum fal od razu ukoił moje skołatane nerwy, widok plaży, morza i zachodzącego słońca sprawił, że usnęłam jak dziecko.

Nie byłoby w tej historii nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ktoś zdenerwowany zaczął krzyczeć mi nad głową. Lekko oszołomiona otworzyłam oczy i... okazało się, że jestem w myjni samochodowej, a rajska plaża była tylko pięknym snem.
napisał/a: smerfik1702 2013-08-27 10:33
Witam :) Wygrałam konkurs ale nie dostałam zadnej wiadomosci w celu nagrody :(
Redakcja
napisał/a: Redakcja 2013-08-27 12:44
Witamy, Otrzymała Pani. Prosimy o sprawdzenie Prywatnych Wiadomości lub o kontakt bezpośrednio.

pozdrawiamy,
Redakcja
napisał/a: smerfik1702 2013-09-06 11:32
Witam... Napisałam do Państwa meila z moimi danymi osobowymi w celu wysłania nagrody i czy nagroda została wogóle wysłana??? :confused:
napisał/a: aniulcia 2013-09-08 20:14
smerfik1702- ja także jeszcze nie otrzymałam swojej nagrody. Być może nie zostały jeszcze wysłane.