Konkurs "Niezapomniana podróż samochodem"

napisał/a: Sylwia888 2013-08-05 23:22
Z okazji mojego ostatniego dnia praktyk chłopak pożyczył mi samochód. Kiedy dojechałam na miejsce zapaliła się czerwona kontrolka... Pomyślałam że wrócę i Bartek zobaczy co się zepsuło. W drodze powrotnej samochód zaczął tracić moc. Miewam koszmary o staczającym się z góry samochodzie a do domu miałam jeszcze jakieś 3 wzniesienia, co zrobię kiedy auto zepsuje się w połowie wzniesienia? Całe szczęście przetrwaliśmy wzniesienia ale kolejnego czerwonego światła już nie... Auto "zdechło" pod klubem piłkarskim. Czy wspominałam że to był najgorętszy dzień lata 36 stopni C ? I oto ja cała zdenerwowana z twarzą pozbawioną matowego efektu proszę przystojnego piłkarza o pomoc w zepchnięciu auta na chodnik. Po 20 minutach przyjeżdża mój chłopak, okazuje się że z paska alternatora został coś jakby rzemyk. Koleżanka zaoferowała holowanie, ma linkę i wie gdzie jechać. Pomyślałam że to koniec koszmaru. Niestety linka holownicza to był gratis do przeglądu rejestracyjnego. Na dużym skrzyżowaniu hak linki sam się odpiął, a 200m przed warsztatem linka zerwała się. Centrum miasta, godziny szczytu, stoję na wzniesieniu jak z koszmaru, czekam na nową linkę, upał, zakorkowałam całą ulicę a jakiś facet w nowym, klimatyzowanym aucie do mnie "Kobieto jak parkujesz? Jak zdałaś prawo jazdy?"
napisał/a: kikakaka 2013-08-06 21:40
Pomysł na odległą podróż nie wziął się znikąd. Od dawna chciałam gdzieś się wyrwać z dala od wyścigu szczurów i szarej warszawskiej. Surfując po internecie wpadłam na stronę małżeństwa, które w 5 lat z kilkoma dolarami w kieszeni objechali cały świat autostopem. Pomyślałam sobie - to jest prawdziwe życie, w porównaniu do codziennej lektury gazety przed telewizorem w kapciach. Mimo iż przytulnie i wygodnie, to strasznie nuuudno!

A więc trzeba było ten plan zrealizować. Dlaczego wybrałam Australię? Bo to odległy, egzotyczny kraj, gdzie nie słychać języka polskiego, jak co krok w Londynie. A dlaczego autostopem? Na pewno ciekawiej- w podróży poznaje się prawdziwych tubylców zamiast siedzieć w wygodnym klimatyzowanym autobusie lub pociągu obok jakiegoś turysty. Ponadto w autostopie nigdy nie wiadomo gdzie się wyląduje dnia następnego co dodaje dodatkowych wrażeń w podróży. Pierwszą przgodę z autostopem zaczęłam w Sydney. Wstałam z samego rana i wyjechałem metrem na rogatki miasta do Beverly Hills. bugaustralia.com.
Tam po 20 minutach złapałem jakiegoś biznesmena, który podrzucił mnie 14km do rozwidlenia w Liverpool, a tam po 10 minutach złapałem kolejnego trapera, który dał mi parę wskazówek (m.in. tabliczka z miastem koniecznie!) i podrzucił mnie trochę na ubocze autostrady (gdzie nie wolno stać) do postoju trakerów (tych od dużych ciężarówek tak jak w USA). Niestety żadna ciężarówka nie jechała w moim kierunku, ale po 30 minutach złapałem faceta w moim wieku, który przez chwilę zastanawiał się, jak po angielsku odmienia się słowo: Polak Pojechaliśmy znowu jakieś 19 km do Camden, a tam znowu po zaledwie 10 minutach zatrzymała się dużym terenowcem kobieta z dwiema córkami. Podobno widziały mnie jakieś 15 km wcześniej i nawet wróciły się aby mnie zabrać, ale wtedy już mnie tam nie było. Do dwóch razy sztuka!!! Bezpośredni stop do stolicy federacji - Canberry - w sumie zrobiłam jakieś 310km w 5 godzin, wliczając w to grzanie asfaltu
napisał/a: dzeny 2013-08-06 21:45
Moja niezapomniana podróż samochodem miała miejsce kilka lat temu kiedy jeszcze w Olsztynie k. Częstochowy były organizowane pokazy sztucznych ogni. Wybrałam się tam z przyjaciółmi, razem z koleżanką siedziałam z tyłu trzy drzwiowego samochodu. Piszę o tym bo to dosyć istotne ponieważ korek aby tam dojechać był tak strasznie długi, że w pewnym momencie nasze autko się przegrzało i pokaz sztucznych ogni nagle przeniósł się do jego wnętrza. Pamiętam tylko ogień i dym który nagle zaczął wydobywać się spod maski. Chłopaki co najlepsze z przodu zaczęli uciekać, nawet nie pomyśleli o tym aby nam pomóc. A my pamiętam jak krzyczałyśmy z przerażenia "Ratuunnnnku, wypuśćcie nas"!!!, kopałyśmy nogami i z tego wszystkiego nie potrafiłyśmy podnieść przedniego siedzenia aby wysiąść. Chłopcy w końcu zorientowali się, że jesteśmy w środku i pomogli nam wysiąść. Po chwili kiedy wszyscy ochłonęliśmy zaczęliśmy chodzić od domu do domu w poszukiwaniu wody do chłodnicy, aby jakoś wrócić z powrotem.
Na pokaz już oczywiście nie dotarliśmy, ale jak dla nas ognia było już aż za dużo. Takiego pokazu jak my w środku tego auta to nikt wtedy nie przeżył. I choć na te pokazy jeździliśmy co roku, to ten wyjazd pamiętamy najlepiej i zawsze jest dużo śmiechu kiedy go wspominamy. Fajnie było znów wrócić do tego pamięcią:)
napisał/a: acha576 2013-08-06 22:03
uwielbiam podróżować i wiele podróżuję, ale ta jedyna, którą zapamiętam na zawsze odbyła się autobusem... trwała ponad dobę a wydawało mi się że było to raptem 2 godziny...
Miałam 18 lat,
ale chciałam przemierzyć cały świat,
zakochać się i kochać się z nim,
z tym wyśnionym, wymarzonym,
śniłam, błądziłam,
dziewictwa swego się wstydziłam
nawet w snach nie liczyłam że pokocham
Kogoś, od już, od teraz,
od pierwszego wejrzenia,
a jednak... siedział przede mną,
nie za wysoki, brunet niebieskooki,
modnie ostrzyżony, niczym Włoch ubrany,
casualowe spodnie,
dopasowana koszula ze spinkami,
aż nie do wiary, że istnieje Polak taki,
łza zakręciła mi się w oku z zachwytu, zdumienia
tego nieziemskiego wrażenia,
teraz też ją mam,
ale tęsknoty, żalu i smutku,
nie wierzę, że po tym jak się spotkaliśmy,
od pierwszego wejrzenia zakochali,
tak po prostu po 3 latach rozstali...
nie wiarygodne, że miłość swą
w podróży autokarowej odkryłam,
i nie byłam w tym jedyna,
już po kilku godzinach drogi
łączyła nas miłość spontaniczna, namiętna,
odwzajemniona, pełna wariacji, szalona,
wydawało się ta na zawsze jedyna,
przemierzyliśmy tak Polskę, Niemcy, Danię i Szwecję,
Fiordy Norweskie,
nocną ucieczkę przed naszymi opiekunami,
pływanie kajakiem w noc ciemną,
dotyk dłoni,
uścisk rąk,
objęcia,
pocałunki delikatne,
pierwsze w życiu motylki w brzuchach,
wszystko takie wspaniałe...
ale On niczym Młody Werter,
marzył o miłości romantycznej ale niespełnionej,
co mnie przerosło...
jedyne co sobie obiecaliśmy,
to kiedyś w dalekiej przyszłości spotkanie po latach
i seks namiętny, którego nigdy nie spróbowaliśmy.
Mogłabym wiele jeszcze opowiadać ale nie będę zanudzać i nie potrzebnie przedłużać,
jedyne co jeszcze dodam, to naprawdę była prawdziwa historia,
pozdrawiam i życzę Wam wszystkim nie popełnijcie takiego błędu jak ja, walczcie za wszelką cenę o swoją Miłość - Warto.
napisał/a: olmix 2013-08-07 08:02
To było jeszcze za czasów studenckich... Prawie każdy student narzeka na brak kasy. Ja także. Nie chciałam jednak rezygnować ze swojej pasji podróżowania. Zaproponowałam swojemu chłopakowi podróż do Chorwacji autostopem. Niespodziewanie zgodził się. Wakacje były długie, więc prawie od razu spakowaliśmy się na ok. trzytygodniową podróż. Stanęliśmy na "wylotówce" na Wrocław i po ok. 20 minutach pierwszy samochód zabrał nas z Poznania do Leszna. Uczucia, jakie nam towarzyszyło, nie da się opisać - to była ogromna satysfakcja, radość i motywacja do dalszej podróży. Niestety później nie poszło już tak łatwo. Minęła, godzina, druga i dopiero wtedy zatrzymał się kolejny kierowca. Był to TIR! Nigdy wcześniej nie jechaliśmy tego typu wozem, więc i tym razem cieszyliśmy się jak dzieci. Dotarliśmy do Wrocławia. Potem jeszcze dwa "stopy" i byliśmy w Jeleniej Górze. Mieszka tam moja koleżanka, więc zadzwoniłam do niej, żeby poleciła nam jakiś nocleg. Zaproponowała spanie u siebie. Z okien jej domu roztaczał się piękny widok na Karkonosze. Zapragnęłam pójść w góry, bo wędrówki górskie to moje hobby, ale w tych rejonach Polski jeszcze nie byłam. Następnego dnia pożegnaliśmy się i stanęłam na przystanku autobusowym z karteczką "Karpacz". Od razu zatrzymała się sympatyczna pani, która wysadziła nas przy świątyni Wang. Rozejrzeliśmy się z chłopakiem po okolicy i stwierdziliśmy, że idziemy na Śnieżkę! Upał był niemiłosierny, godzina także niesprzyjająca, do tego nasz ekwipunek coraz bardziej nam przeszkadzał. Na Śnieżce byliśmy ok. godziny 19. Zeszliśmy w dół do schroniska i spędziliśmy noc w śpiworze, na korytarzu za symboliczne 5 zł. Następnego dnia dotarliśmy górami do Szklarskiej Poręby. Byliśmy bardzo zmęczeni, ale mieliśmy jeszcze siły na dalszą podróż. Kolejnym naszym celem była Praga. Bez problemu złapaliśmy "okazję" do granicy w Jakuszycach, później kolejnymi dwoma autami dojechaliśmy do Pragi. Niestety pan wysadził nas na obrzeżu tego miasta, więc z plecakami musieliśmy sporo przejść, aby dotrzeć do zamku na Hradczanach. Nie mieliśmy planu Pragi, ani żadnej mapy, więc nie byliśmy świadomi jak daleki spacer nas czeka. Zrobiło się ciemno. Nocleg w Pradze był dla nas za drogi. W nocy centrum Pragi zamieniło się w jedną wielką imprezę. Na zmianę z chłopakiem spaliśmy siedząc na ławce. Zawsze jedna osoba czuwała nad bagażami. Gdy zrobiło się jasno, stwierdziliśmy, że nie mamy już sił na dalszą podróż. Tego dnia wieczorem wróciliśmy autostopem do domu. Żałowaliśmy, że nie dotarliśmy nad Adriatyk, ale to było ponad nasze siły. Nie zrezygnowaliśmy jednak z podróżowania autostopem. W ten sposób dotarliśmy jeszcze na Mazury i do Berlina. Marzę, by wkrótce powtórzyć ten wyczyn, tym bardziej, że chłopak, z którym podróżowałam, jest teraz moim mężem
napisał/a: alanml 2013-08-07 10:05
Gdy byłam nastolatką spędzałam wakacje u siostry i jej rodziny. Podróżowaliśmy dużo starym ale cudownym autem jakim jest UAZ. Bez dachu, wiatr wiał we włosy, słońce muskało twarz a z radia płynęły hity Roxette. UAZ był pomalowany w moro, stylizowany na wojskowy i w każdej miejscowości wzbudzał wielkie zainteresowanie. Niby nic wielkiego ale wraz ze wspomnieniami, wraz z obrazem tego auta w pamięci upajam się tymi beztroskimi chwilami. Gdy miałam lat ...naście, zjadałam całego arbuza, nigdzie się sie spieszyłam. Dziś jako dorosła mama dwójki chłopców jestem bardzo szczęśliwa, bogata o piękną, wczesną młodość, bo młoda jestem nadal. Ducha mam z tamtych dni tylko UAZa już nie ma. Jednak kawałki Roxette nadal są na...kasetach magnetofonowych. Tylko magnetofonu brak...Cudne czasy.
Raisana
napisał/a: Raisana 2013-08-07 10:16
Z dwa lata temu siedzieliśmy z mężem w domu i oglądaliśmy telewizję. Akurat nadawali reklamy, ja tam tępo patrzyłam w telewizor, ale mój ukochany wychwycił jedną reklamę "Czy wydaje Ci się, że umiesz jeździć? Zgłoś się!". I co? Kazał mi wejść na stronę TVNTurbo i napisać zgłoszenie. Sceptycznie do tego podchodziłam, ale wypełniliśmy jakoś wspólnie ankietę. A potem zapomnieliśmy. Po jakimś czasie mój ukochany sprawdził pocztę... i oczom nie mogliśmy wierzyć, bo się zakwalifikował. "No to mamy przygodę!" Wyszliśmy wtedy na podwórko spojrzeć na nasz wehikuł... a był to Golf II z 91r. Zaczęliśmy się zastanawiać jak my dotrzemy tym autkiem na drugi koniec Polski?!
Kiedy nastał dzień wyprawy, spakowaliśmy się, zatankowaliśmy nasze cudo i ruszyliśmy. Po drodze obawialiśmy się, czy się gdzieś nie rozkraczy autko, ale o dziwo... po całym dniu drogi jakoś dojechaliśmy. Kiedy stanęliśmy na płycie lotniska (bo tam odbywały się eliminacje) miny nam zrzedły... Staliśmy swoim "rupieciem" wśród BMW, Subaru i innymi cudami motoryzacji...
"No to możemy się pakować i wracać..." powiedziałam... No bo gdzie 20 letniemu autu ścigać się z kilkulatkami?! No ale mąż wystartował... Pierwsza runda... druga... trzecia... Wyniki...
.
.
.
Nie mogliśmy uwierzyć! Mąż zakwalifikował się dalej! do finału! Staliśmy oniemiali... Ale jak? My? Po prostu dostrzegli umiejętności, mimo takiego auta...
Taką własnie mieliśmy przygodę z naszym małym, niepozornym staruszkiem. Droga powrotna była dla nas bardzo szczęśliwa i bardzo szybka.
Była to dla nas super przygoda i niezapomniane przeżycie!
napisał/a: Aszka7 2013-08-07 12:36
[CENTER]Kilka lat temu wybraliśmy się ze znajomymi pod namioty w Bieszczady.
Było cudownie - w radiu Alphaville z utworem "Forever Young", słońce świeciło mocniej, a wiatr rozwiewał włosy. Droga przed nami była pusta, a nasze głowy pełne marzeń. Pamiętam ten dzień. Mknęliśmy do celu starą skodą, która w każdej chwili mogła odmówić posłuszeństwa.Jednak były wakacje - kto by się tym przejmował?

W ostatnia noc pobytu nad jeziorem postanowiliśmy wybrać się na tańce. Okazało się nagle, że zgubiliśmy kluczyki do samochodu. Przeszukując teren i każdy bagaż stwierdziliśmy, że to na nic. Kluczyków nie było.
Rankiem zbudzono mnie i ponieważ byłam ostatnią osobą,która kluczyki miała ze sobą, zostałam zmuszona do przeszukiwania śmieci!!! Ale i to nie przyniosło skutku - klucze zapadły się pod ziemię.
Postanowiliśmy więc podjąć decyzję o uruchomienia auta bez nich. Korzystając z wiedzy mechanicznej chłopców i kilku filmów akcji, w których bohater uciekając przed pościgiem kradnie auto odpalając je za pomocą kolorowych kabli, zabraliśmy się do pracy.
Pokonując opór blokady kierownicy i łącząc kabelki udało nam się pokonać 600 km by wrócić do domu!

Pomimo tego, że po wyjeździe stara, wysłużona skoda trafiła na złom, był to najbardziej udany wyjazd i niezapomniana podróż dla nas wszystkich. Do dziś wspominamy akcję poszukiwawczą i powrót bez kluczyków do domu.[/CENTER]

napisał/a: Connnie 2013-08-07 12:53
Moja niezapomniana podróż była cudowna i wspominamy ją z mym narzeczonym codziennie.Pewnego pięknego dnia mój narzeczony powiedział że ma dla mnie niespodziankę. Powiedział żebym ,wzieła kilka ciuszków i kosmetyków. Pomyślałam sobie chyba oszalał ,ale zrobiłam to o co prosił. Weszliśmy do autka i wyruszyliśmy w drogę .Cały czas pytałam ,Gdzie jedziemy? .On tylko mówił zobaczysz i uśmiechał się .Wkóńcu auto zatrzymało się ... Zdziwiona zapytałam dlaczego się zatrzymał ,okazało się że zabrakło paliwa. Wybuchnęłam śmiechem a On troszkę się zawstydził , jednak szybko udało znaleźć sposób na zatankowanie. Znów wyruszyliśmy w drogę , nie mogłam się doczekać. Następnie Mój ukochany poprosił mnie abym zamknęła na chwile oczy. Podał mi coś do dłoni i powiedział ,abym je otworzyła. Nie mogłam uwierzyć w dłoni miałam bilet na koncert mojego ulubionego zespołu i marzyłam zawsze by być na koncercie.Na koncercie było wspaniale a póżniej udaliśmy się do restauracji ,zatrzymaliśmy się kilka dni u przyjaciół stąd prośba aby wziąć więcej rzeczy. Zwiedzaliśmy trochę stolicę i szaleliśmy po sklepach .Nigdy nie zapomne tej niesamowitej przygody i życze wszystkim ,aby mieli w swoich wspomnieniach coś tak cudownego jak moja podróż :)
napisał/a: ainkawitczak 2013-08-07 15:18
Moja przygoda samochodowa jest najprawdziwsza i czuję się jak przysłowiowa blondi. Pewnego dnia spakowałam do mojego samochodu Ford Fokus dwoje małych dzieci, babcie 85 letnią i wyruszyłam w drogę do domu moich rodziców oddalonych ok 20 km. Już wyjeżdżając z parkingu coś chrupnęło, ale co tam. Samochód miał już swój wiek, więc jechał ostatnio głośno. Podgłośniłam muzykę w radiu i cała szczęśliwa wjechałam na obwodnicę. Co rusz jakiś samochód migał mi światłami, ale myślałam, że żarówka się przepaliła. Był dzień a i tak sama nie wymienię, więc jechałam dalej. Dopiero blisko domu rodziców jakiś samochód zaczął na mnie trąbić. Wtedy już się przestraszyłam na dobre i stanęłam na poboczu. Patrzę i oczom nie wierzę. ...Na parkingu przed moim domem musiałam urwać tylni zderzak samochodu, który wisiał na kablu od światła i przez całą drogę wlokłam go za sobą nic nie słysząc. No tak, ale jak mam dalej kontynuować podróż. Wymyśliłam. Wyjęłam pilniczek do paznokci i odcięłam kabelek, (który później okazało wystarczyło wyjąć z wtyczki), zderzak wsadziłam do bagażnika i pojechałam dalej. ))
napisał/a: kara896 2013-08-07 17:33
Historia, którą tutaj opowiem zdarzyła się naprawdę
Był rok 2004, dzień mojej Pierwszej Komunii Świętej. Po uroczystości w Kościele, zdjęciach z rodzicami chrzestnymi, życzeniach z okazji tak ważnego dnia, kiedy wszyscy wręczyli już prezenty, pojechaliśmy do lokalu, gdzie miało się odbyć przyjęcie. Dorośli bawili się na górze, w przestronnej sali, my, dzieciaki szaleliśmy na tarasie przed restauracją. Strasznie niewygodnie biegało mi się w białych bucikach na lekkim obcasiku, więc poprosiłam tatę o kluczyki do samochodu, gdzie miałam sandałki na przebranie. Po drodze do auta spotkałam kuzyna i wsiedliśmy oboje do tego auta, a ja włożyłam kluczyk do stacyjki i przekręciłam... Włączył się silnik, kuzyn dał sobie radę z hamulcem ręcznym, a ja nacisnęłam pedał gazu, wystraszyłam się, bo samochód odjechał kilka metrów do tyłu, o mały włos nie zahaczył o mojego wuja, który palił za nim papierosa. Na szczęście wujek szybko otworzył drzwi wyciągnął kluczyk ze stacyjki i moja przygoda z prowadzeniem samochodu skończyła się śmiechem gości i burą od rodziców, kiedy wróciliśmy do domu.
napisał/a: Sesil 2013-08-07 20:35
To była pierwsza zima po moim zdaniu egzaminu na prawa jazdy. Mieszkając w górskiej miejscowości nikogo nie dziwi mocno padający śnieg... w centrum Polski to chyba nazywają śnieżycami:) Miałam tylko pojechać do pobliskiego miasta po ostanie prezentowe zakupy. Przepełniona świąteczną atmosferą puściłam sobie kolędy i spokojnie ruszyłam w podróż. Postanowiłam jechać mniej uczęszczaną drogą, która wiedzie przez las i górską przełęcz Oczywiście wcześniej sprawdziłam w internecie czy ta droga jest odśnieżona i przejezdna.
Jadąc sobie spokojnie uśmiechem na ustach i podśpiewując czułam jak magia świąt się zbliżą. Zostało kilka dni do wigilii a ja cieszyłam się jak dziecko myśląc jakie ciasto przygotuje....a tu nagle wyskoczył ma na drogę jeleń....skręciłam gwałtownie i wjechałam w zasypany śniegiem rów odprowadzający wodę. Pierwsze co przebiegło mi przez myśl to podobna sytuacja z filmu „Za jakie grzechy” z Renée Zellweger.
I już sobie wyobrażałam jak bedę musiała wywieszać swoje gatki za oknem....
Jak na złość nie mogłam się dodzwonić do nikogo z domu, a żadnego nadjeżdżającego samochodu nie było widać...
Zrozpaczona zaczęłam przeglądać telefon poszukując numeru do pomocy drogowej, i nagle zjawił się samochód. Srebrzysta terenówka, na której sam widok zaczyna bić szybciej serce:)
Zatrzymała się...i niestety nie wysiadł z niej przystojny książę :)
Ale drobna, elegancka kobieta. Ubrana w kaszmirowy płaszcz, śliczne skórzane buty z rozbrajającym uśmiechem powiedziała:
- Widzę, że dopadły panią śnieżne kłopoty!
Dzięki niej...a raczej jej łopacie, którą miała w bagażniku i sile naszych rąk udało mi się wydobyć mojego grubcia z zaspy.
Przygoda ta nauczyła mnie większej ostrożności oraz jazdy raczej cywilizowanymi drogami.
Ale najważniejsze, że... poznałam świetną kobietę która wpada do mnie na kawę kiedy jest w pobliżu i się zaprzyjaźniamy :)