Konkurs "Wiosenny powiew w Reserved"

napisał/a: kasiunia1381 2011-04-16 17:20
Za oknem słoneczko wesoło do mnie mruga, a słupek rtęci zachęca do zamknięcia zimowej kurtki głęboko w szafie, no ale co w zamian? Znów te „bezpieczne” szarobure zestawy, które przewijają się kolejny sezon w moim modowym menu? Dość! Postanowiłam coś zmienić, aby nie tylko ubrania, ale także moje życie nabrało barw. Jest tylko jedno małe ALE: od czego by tu zacząć? Zaopatrzona w modowe magazyny, z dziarską miną szykowałam się do wiosennych zmian: o to fajne, tylko jak ja w tym pójdę do pracy… to za krzykliwe, a to już zupełnie nie moja bajka… Niby wiem co jest modne w tym sezonie, ale jak ja mam to odnieść do siebie? Mój entuzjazm osłabł, ale nie na tyle aby zaniechać starań. Postanowiłam, że zamiast szukać „gotowca” poszukam inspiracji… Mając na uwadze ograniczony budżet trafiłam do pobliskiego second handu, gdzie wyszperałam trzy pary bransoletek: białe, granatowe i czerwone. Przymierzając je wyobraziłam sobie elegancki, nadmorski kurort, piękny statek, krótkie białe spodenki, bluzeczkę w paseczki, tenisówki, przystojnego, opalonego marynarza… Tak! Styl marynarski to coś dla mnie Wyciągnęłam z szafy bluzeczki w paseczki, dokupiłam granatowy żakiet, białe spodnie i zaczęłam kombinować zestawiając ze sobą stare z nowym, dokładając coś, to coś odejmując i … stworzyłam siebie na nowo! Mając konkretny kierunek zaczęłam cieszyć się modą, a zakupy stały się bardziej przemyślane i trafione. Granat, biel i czerwień razem stanowią modę dziś, ale osobno mogą stać się inspiracją na kolejne sezony W pracy od razu zostałam zauważona, odżyłam towarzysko, a w domu… już dawno mój mąż nie patrzył na mnie z takim zachwytem. A wszystko dzięki bransoletkom, na które wydałam 1,20 zł!
napisał/a: hanaszka 2011-04-16 17:59
Oto moja historia :
Była wściekła na panującą aurę, wszędzie szaro , buro i ponuro. Pomyślała , że trzeba coś z tym zrobić, jeśli nie przywoła wiosny sama nikt i nic tego nie zrobi! Jak świat będzie dalej egzystował bez najświeższych trendów, bez neonowych kolorów, bez kwiatów, pasków i innych deseni, bez zwiewnych sukienek, opiętych spodenek, kolorowych chust i świetnie skrojonych marynarek! Jak?! krzyczała.
Zaopatrzona jedynie w wygodną bieliznę zaczęła gorączkowo , ale z rozmysłem przetrząsać swoją szafę - poleciało wszystko z wieszaków- następnie szuflady, pudełka pojemniki na biżuterię . Sukienki, topy, spodnie, marynarki, kurtki, chustki, bolerka, sweterki (te cienkie i te cieplutkie) wszystko fruwało po pokoju układając się w mix wzorów i kolorów. Po godzinnej szamotaninie w gąszczu najróżniejszych odzieni opadła na fotel i olśnienie PRAWIE JĄ MAM ! Posegregowane beże i pudrowe róże z miętową szarością, osobno dobrane do siebie urocze marynarskie desenie przywołujące jej wspomnienie z nad morza, pomieszane różnokolorowe sukienki i kwiatki i nawet wyglądająca spod nich panterkowa tunika . Ale czegoś tu brak - pomyślała. Po to coś nowego wybrała się w to szare sobotnie popołudnie do RESERVED, to był jej cel, ostatni krok do przywołania WIOSNY. CDN...[/FONT][/SIZE][/B]
napisał/a: ~wiewiorczak 2011-04-16 18:38
A moja szafa poprostu peka w szwach a to dlatego ,ze przez kilka lat kolekcjonowalam wszystko co mi któs dał,co za kupiłam bo wszystko moze sie przydac a tylko nadaremnie zagracało miejsce a na dodatek wszystko w jednych kolorach ,bez entuzjazmu i zachwytu same szarosci i czarne kolory jak na starej babie,dlatego w tej wiosny wyrzuciłam wszystko z szafy i zrobiłam rewolucje ,ciuchy ktre lezały odsprzdałam za grosze koleznka ,niektóre nawet z metkami a ani razu nie ubrane ,reszte wyrzucone odrazu przestrzen w szafie ,wszystko ładnie poukładane wiec warto sie wybrac na szalone zakupy i tak zrobiłam nowe ciuchy pokupiłam modne w kropki i krateczke ,takze w paski ,w kwiaty sukieneczke aby rozweselic garderobe i miec ciuchy przeciez modne a nie jak dla starej baby .przeciez mode trzeba zmienic i kolorem sie podzielic od razu do tego kolor włosów zmieniłam i jakosc razniej i pełna optymizmu sie zrobiłam bo kobiecie tak nie duzo do szczescia trzeba troche koloru ,zmiany fryzury czy modny ubranie a radośc i szcescie niezapomniane.
ulmich
napisał/a: ulmich 2011-04-16 20:44
Idzie wiosna ,a ja nie mam co na siebie włożyć ! powiedziała moja ukochana żona .
Pojechałem więc z nią do pobliskiego centrum handlowego na zakupy .
Byłem bardzo cierpliwy chodziłem z nią od jednego sklepu do drugiego od jednej przymierzalni do drugiej doradzając mojemu skarbowi .
Oglądała , przymierzała dosłownie wszystko ,buty sukienki,spodenki i bluzki.
Była cała w skowronkach ,a ja z godziny na godzinę czułem się coraz gorzej .
-Może kupimy Tobie misiu nowe dżinsy ? zapytała chcąc poprawić mi humor .
-Nie ! -powiedziałem zagryzając zęby.
Nagle moja żonka zauważyła swoje koleżanki z pracy i zaczął się totalny pisk i gwar jak na jarmarku .
Byłem zły ! miałem ochotę z stamtąd uciec !
Stałem jak przysłowiowy kołek ,nie wiedząc co z sobą zrobić .
Nagle jedna z koleżanek powiedziała abym poszedł do ich mężów którzy robią zakupy w sklepie sportowym.
Dołączyłem do stada męskiej społeczności i chwyciłem wiatr w żagle :)
Kupiłem sobie adidasy ,spodnie dresowe i okulary słoneczne .
Po udanych zakupach z całym męskim towarzystwem udaliśmy się do pobliskiego pubu by obejrzeć mecz Lecha Poznań i wypić małe co nie co :) Tamte chwile były niezwykle emocjonujące !
Kobiety mówią że zakupy mogą poprawić humor... chyba coś w tym jest :)
napisał/a: magpop 2011-04-16 22:28
Tegoroczny pierwszy powiew wiosennego powietrza napełnił moje płuca, wymalował na twarzy uśmiech i zapędził na rowerową przejażdżkę po moich mazurskich okolicach. Choć w głowie nadal pstro, a energia rozpiera, z wiekiem kondycja stacza się po równi pochyłej. Moja pierwsza wiosenna rowerowa przejażdżka zdała mi sprawę, że w ‘tour de pologne’ nie mam co startować i takim sposobem z czerwonymi, zesmaganymi wiosennym wiatrem polikami wylądowałam na herbatce u mamy która mieszka już w pierwszej wiosce po przekroczeniu granicy mojego miasta. U mamy jak to u mamy.. Ciepła, pachnąca drożdżówka z różanymi konfiturami i wspomnienia poparte całą stertą zdjęć. Tym razem wróciłyśmy pamięcią do mojej przygody z opalaniem się na dachu sąsiadów i ucieczką która skończyła się złamaniem ręki. Na fotografii, z ręką w gipsie i spalonym nosem idziemy z mamą na niedzielny targ wystrojone w najładniejsze sukienki. Moją szczególną uwagę przykuła mamina kreacja – piękna, rozkloszowana, w drobne groszki…cudo! „Za taką sukienkę i teraz niejedna dziewczyna oddałaby wiele” – rzekłam wpatrując się z zachwytem. Wystarczyło, że z moich usta padły te słowa a mama już ciągnęła mnie za sobą na strych. Tak dawno nie odwiedzałam tego miejsca pachnącego tysiącem wspomnień. Zaczęłam przeglądać zawartość kufrów niedowierzając, że tak wiele kreacji z czasów młodości mojej mamy zostało zachowanych, a w dodatku znaczna część z nich spokojnie mogłaby wisieć na sklepowych wieszakach wśród najnowszych kolekcji. Sukienki ze zdjęcia co prawda nie udało nam się znaleźć, ale już następnego dnia pojawiłam się w pracy w ręcznie haftowanej spódnicy z podwyższonym stanem i aksamitnej apaszce prosto z kufrów przetrzymujących te cudeńka pod warstwą kurzu przez wiele lat. Moja radość z odświeżonej, wiosennej garderoby jest jednak niczym przy dumie mojej mamy, że córka odziedziczyła po niej garderobiany gust. Zapraszam więc na podbój strychów, kto wie jakie skarby Wy tam odkryjecie…bo historia lubi się powtarzać:)
napisał/a: zebrrra 2011-04-17 17:21
Nasza historia zaczęła się pięknego wiosennego dnia. Zobaczyłam Ją zupełnie przypadkiem w jednej z galerii handlowych i...zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Była piękna. Cała spowita turkusową koronką, której delikatność dotykała mojego serca. Cudowna talia opasana łagodnie wstążeczką dodawała Jej szyku i elegancji. Stałam jak zahipnotyzowana, bojąc się, że za chwilę zniknie mi z oczu. Chciałam Ją mieć tu i teraz, a wszystko inne było bez znaczenia. Wyciągnęłam rekę, by poczuć ją pod palcami, ale w ostatniej chwili z przerażeniem cofnęłam dłoń. "Ona nie jest dla mnie"- pomyślałam. Nawet w najśmielszych marzeniach bałam się układać pasjanse, które mówiłyby, że się uda, że będzie moja. Odeszłam, a przez resztę dnia wymazywałam Jej obraz z mojej pamięci. Wieczorem dość długo unosiłam się w świecie fantazji, wyobrażając sobie nas jako jedność. Tej nocy nie mogłam zasnąć. Kiedy słońce zastukało leniwie do mojego okna, podjęłam decyzję- chcę Ją mieć, tylko dla siebie, na zawsze...
Wróciłam do galerii, by sprawdzić czy znowu Ją tam spotkam. Pragnęłam choć przez chwilę karmić się Jej słodkim widokiem. Bałam się, że moje marzenia prysną jak bańka mydlana. Nie wierzyłam, że znowu Ją zobaczę, bo zbyt bardzo mi na Niej zależało. Spocone ręce i serce wyrywające się z piersi... Była. Czekała na mnie. Wiem, że czekała. Obiecałam sobie, że tym razem nie odejdę tak po prostu. Nie mówiąc nic, złapałam Ją zdecydowanym ruchem w miejscu, gdzie wiła się aksamitna tasiemka i szepnęłam: "Już Cię nie wypuszczę".
Pisząc to, zerkam na Nią ukradkiem. Jesteśmy razem od dwóch tygodni, a ja wciąż nie mogę nasycić się jej pięknem. Uwielbiam, kiedy prześlizguje się łagodnie po moim ciele, by chwilę później zatrzymać się na ramionach. Kocham tę sukienkę, bo sprawia, że każdego dnia spoglądam w lustro z zadowoleniem. Tylko wiosną można się tak zakochać!
napisał/a: Justi1983 2011-04-17 22:14
Moja modowa historia rozpoczyna się w momencie, kiedy to zbliżając się do 30-stki zadałam sobie kluczowe pytanie: "Czy jako dojrzała matka-Polka mogę sobie pozwolić jeszcze na jakieś ciuszkowe szaleństwo, czy przeciwnie - powinnam ukrócić swoje trendowe fantazje i nosić się stosownie do wieku - stonowane kolory, bezpieczne fasony - jednym słowem nuda?". Postanowiłam, że zbuntuję się przeciwko utartym modowym schematom i zrewolucjonizuję swój styl, by poczuć się znowu kobieco, seksownie i elegancko - po prostu wyjątkowo. Znam doskonale mankamenty swojej figury - zbyt szerokie biodra, nieco wystający brzuszek - pozostałość po ciąży, ale też jestem świadoma atrybutów swojej sylwetki - zgrabne nogi, jędrna pupa, szczupła talia i kształtny biust. Do tej pory wybierając stroje kierowałam się tylko i wyłącznie intuicją i właśnie dobrym smakiem - w burych, mdłych odcieniach i grzecznych krojach ubrań wyglądałam jak szara myszka i dodawałam sobie kilogramów i niestety lat. Wszystko się zmieniło, gdy miesiąc temu w księgarni zakupiłam książkę z poradami dotyczącymi stylu. Okazało się, że jestem właścicielką bardzo kobiecego typu sylwetki o nazwie klepsydra. Taką samą sylwetkę ma aktorka Salma Hayek - przez wielu mężczyzn uważana za seksbombę. To dało mi odpowiedź na moje modowe pytanie. Postanowiłam wybrać się na maraton zakupowy i nareszcie wprowadzić powiew świeżego wiosennego wiaterku do swojej szafy. W ten sposób moja garderoba odmłodniała o jakieś 10 lat, ponieważ pojawiły się w niej żywe, nasycone barwy, których do tej pory unikałam jak ognia - pomarańcze, zielenie, turkusy, podkreślające moją figurę odważne kroje, fasony i motywy - będące na topie w tym sezonie duże kwiaty, geometryczne wzory i zalotne koronki oraz przede wszystkim niezwykle kobiece i seksowne sukienki. Dziś idąc ulicą w moim nowym, lekkim jak mgiełka stroju wyglądam jak gwiazda filmowa. Odzyskałam pewność siebie, jestem szczęśliwa i czuję się naprawdę wyjątkowo...
napisał/a: JENASIA 2011-04-18 01:44
Był mroźny, zimowy poranek. Zaspana wyjrzałam za okno. O nie! – pomyślałam, widząc zaszronione samochody przed oknem. Dość szczypiącego w nos mrozu! -dodałam, czym prędzej. Chcąc sobie nieco poprawić humor wyciągnęłam zapomniany już dawno globus. Zakręciłam nim niczym kołem fortuny i przyłożyłam do niego palec. Miejsce, na którym się zatrzyma wskaże mi wiosenny trend. W napięciu oczekiwałam na przepowiednię globusa. Czy wybór padnie na Japonię inspirując kimonami, czy może Indie wskazując na kolorowe hollywoodzkie sari albo brytyjski trend Boho lub też na jakieś morskie obszary sugerując styl marynistyczny? Marząc o tym, że kiedyś odbędę podróż w to miejsce wyczekiwałam na magiczne STOP. Ku mojemu zdziwieniu palec dumnie wskazywał na Kenię. Od razu zrobiło się cieplej i tak jakoś promiennie. Skoro powiedziałam A trzeba było dopowiedzieć B. Obmyśliłam dokładnie strategię wiosennego trendu inspirowanego Kenią. W uszach brzmiało mi tylko „Waka, Waka this time for Africa”. No to ruszam na podbój sklepów i świata w nowej odsłonie. Styl safari miał stanowić wyznacznik w mojej przygodzie. Przygodzie z modą i przygodzie życia. Bowiem w miejskiej dżungli jak najbardziej strój w tym stylu powinien odnieść stuprocentowy sukces. I jeśli ktokolwiek myśli, że stroje inspirowane Afryką nie są kobiece to grubo się myli. Wciągnęłam na siebie, czym prędzej gruby, zimowy płaszcz i ruszyłam do centrum handlowego na polowanie. O tak! To słowo idealnie pasuje do tego stylu. Zwiedziłam kilka sklepów i zaopatrzyłam się w odpowiednie ciuszki. Najwięcej klimatycznych ubrań zdołałam upolować w sklepie Reserved. Nowa kolekcja pod wdzięczną nazwą URBAN SAFARI zawierała wszystko, co tylko sobie wymarzyłam. Prześliczne, lniane szmizjerki najczęściej lądowały w przymierzalni. Ziemiste spódnice ze skórzanymi paskami pozwalały wydobyć walory mojej sylwetki. Koszulki z delikatnymi akcentami zwierzęco – florystycznymi dodawały oryginalności i świeżego powiewu modowego. Brązy, beże, szarości, biele, zielenie, khaki oraz inne słoneczne i piaskowe barwy migotały w oczach. To było to, czułam się jak ryba w wodzie. Dokładałam przeróżne dodatki komponując z nich prawie pejzaż Kenii. Szerokie bransolety, wisiorki, paski, torby uzupełniały całą strukturę nadając jej lekkości i zarazem pewnego „pazura”. Zaopatrzyłam się również w oryginalny, beżowy kapelusz, ale on raczej najszybciej spełni swoją rolę dopiero latem wraz z okularami słonecznymi. Obładowana torbami, z bardzo oskubanym kontem, wymęczona całodniową gonitwą za „Zdobyczami” wracałam do domu uradowana. Wiedziałam, że żadne „must have” mnie raczej nie zaskoczy. Czuję się w pełni przygotowana do tegorocznej wiosny, zatem wiosno rozpieszczaj nas wyższymi wskazaniami na słupku rtęci :).
napisał/a: dreams 2011-04-18 08:16
Z pod znaku bolerka

Nigdy nie sądziłam, że rozwiązanie jakiegokolwiek problemu można znaleźć
w jednym zdaniu, ba a co dopiero jednym słowie. Dlatego, gdy nadszedł czas karnawału i moje cudowne krągłości stały się moimi cudownymi krągłymi zmartwieniami, nie mogłam uwierzyć, że jedna wizyta w sklepie, jedna rozmowa ze sprzedawczynią, a wreszcie jeden dodatek do ubrania może odmienić moją szafę, może odmienić moją codzienność, może sprawić, że w czasie karnawału poczuje się wspaniale nie tylko dzięki temu niezwykłemu okresowi radości, ale także dlatego, że spodobam się sobie. To co dalej się wydarzyło sprawiło, że zaakceptowałam siebie nie dlatego, że musiałam, że codziennie witam siebie mówiąc: „kobieto, masz cudowne ciało”, ale dlatego, że szczerze się sobą zachwyciłam.

Będąc w sklepie i mierząc n-tą sukienkę, n-tą spódniczkę i n-tą szałową bluzeczkę, w których to moje ciało wcale nie wydawało się tak optymistycznie nastawione do świata, jak te, którymi raczy nas telewizja podczas karnawału w Rio, zaproponowała mi swoją pomoc młoda sprzedawczyni. Tutaj muszę wyrazić skruchę, bowiem pierwsze co mi przyszło na myśl brzmiało mniej więcej: „a jak Ty mi możesz pomóc, skoro na Tobie każdy ciuch pewnie leży idealnie”, miała ona bowiem medialnie idealne kształty okraszone pięknym uśmiechem na twarzy. Nie poddając się jednak i sądząc, że pewnie teraz będzie chciała mnie nakłonić do opróżnienia zawartości portfela w wysokości przynajmniej dwóch tygodni pracy oraz tym, że na pocieszenie wieczorem zafunduje sobie pyszne bakaliowe lody… znaczy pyszny, bakaliowy sorbet (robią w ogóle bakaliowe sorbety ?) postanowiłam skorzystać z jej pomocy. I tu spotkała mnie niespodzianka, otóż młoda osoba zaprowadziła mnie, w jak mi się wydawało rejon przykrótkich koszulek i żakiecików, myślałam wtedy ona naprawdę chyba nie zdaje sobie sprawy z krągłości moich krągłości. Jednak ów rejon okazał się zbawieniem, były to bowiem różnego rodzaju bolerka, w formie koronek, chust, żakietów i miłych dla oka narzutek. Uśmiech na mojej twarzy był jeszcze wtedy ironiczny, o jaką wredną babą się musiałam jej wydawać, a ona jeszcze na dodatek z tym wyglądem młodego aniołka, tym miłym głosem mówiła, że sama dobierze rozmiar, nie chcąc mnie publicznie o niego pytać. Mając na sobie małą czarną, z odciętym biustem i koronkowym dekoltem w której moje ramiona wyglądały niczym u siłaczki a biust rodem z filmu niskobudżetowego nigdy bym nie sądziła, że srebrne ażurkowe bolerko przecenione na 39,50 zł sprawi, że zakocham się w sobie, ba sprawi, że niczym jakaś Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim mieście”, która kochała buty, ja pokocham to bolerko i jak na kobietę przystało tą sukienkę również.

Patrząc wstecz na zawartość mojej szafy i uwielbienie to tego co nienaganne, bo kto powiedział, że zakończone koronką pończochy nie mogą być nienaganne, to wiele traciłam. Te wszystkie bluzki, białe kołnierzyki, spódniczki na zakładkę naprawdę wiele traciły bez takich prostych dodatków jak bolerko, czy kamizelka, nawet taka męskim akcentem jak krawat. Ta odrobina „materiałowego szaleństwa” dodana do codziennego stroju sprawiła, że nie muszę stosować jakiś magicznych sztuczek wciągania całego powietrza aż za przeponę, czy krępować się wygodnie siadając w fotelu, za to dodaje mi pewności siebie, takiego pazura w spojrzeniu i młodzieńczego zachwytu.
SoUgly
napisał/a: SoUgly 2011-04-18 10:22
Przede wszystkim muszę zacząć od tego, że we wrześniu zaczęłam studia, a co za tym idzie przeprowadziłam się do o wiele większego miasta, niż te, w którym się wychowałam.
Przez całe lata ubierałam się alternatywnie, w mojej szafie dominowała czerń z nikłymi elementami szarości. Oczywiście ćwieki i łańcuchy były równie ważne.
Jednak, kiedy pierwszy raz poszłam na uczelnię, zobaczyłam te wszystkie dziewczyny w modnych butach na grubym obcasie pokroju kolekcji Jeffrey Campbell, czy Louboutin. Wszędzie widniały kwiaty, kolorowe spódnice w stylu boho, najmodniejsze jazzówki lekkie pudrowe/nude bluzki i sweterki. Czułam się jak w internecie, na stronie lookbook.nu. Wtedy także zapragnęłam wyglądać jak one. Sprzedałam wszystko, co miałam w szafie i zaczęłam dobierać sobie całkowicie nową garderobę: ołówkowe spódnice floral, alladynki, koszule vintage, marmurkowe leggingsy, koronkowe bluzki i rajstopy, ale przede wszystkim buty na obcasie. Wtedy to wszystko wydawało mi się tak realne, chciałam wyglądać równie pięknie, co wszystkie te dziewczyny. Jednak, gdy przymierzałam wszystkie nowo zakupione rzeczy, nie widziałam w lustrze nowej siebie, bardziej clowna przebranego na przedstawienie. Zimę przechodziłam w ciuchach, które miałam w szafie, jednak nie czułam się w nich komfortowo.
Wraz z nastaniem zimy postanowiłam wrócić do starego wyglądu, jednak z paroma ulepszeniami i oczywiście modnymi dodatkami, które odświeżyłyby nieco stary look. Wzorując się na pięknej Agyness Dean poszłam do fryzjera i ścięłam na krótko włosy, które zawsze skrzętnie hodowałam.
I kto powiedział, że stare musi być nudne? Ważne jest, by czuć się dobrze w swojej własnej skórze.
napisał/a: myeuphoria 2011-04-18 10:52
:))))))))
napisał/a: lucy27 2011-04-19 12:52
"Prawdziwa historia"

Wiosna zbliżała się szybkimi krokami i choć na dworze nie było jeszcze zbyt ciepło, zdawałam sobie sprawę z tego, że już niebawem trzeba będzie spakować kurtki, palta i kozaki na dno szafy i wyjąć letnie bluzki i spódnice. W wolnej chwili postanowiłam przejrzeć zawartość swojej szafy i ocenić co będzie nadawało się na nadchodzący wiosenny sezon. Niestety, rekonesans nie wypadł zbyt optymistycznie. Okazało się, że bluzki są zupełnie nie modne, spódnice zdecydowanie nie pasują do żakietów, a sukienki to już koniec świata! jak ja mogłam w tym chodzić? No, tak...przecież byłam po ciąży i dlatego spódnice kupowałam takie, by zakryły mankamenty mojej figury, a bluzki takie, które ułatwiałyby mi karmienie maluszka. Tak, ale teraz schudłam i zdecydowanie potrzebowałam zmiany większej części ubrań w szafie.
Niestety, był problem i to wcale nie mały. Skąd wziąć na to pieniądze? Przy małym dziecku nie jest łatwo odłożyć nawet małą sumę. Do tego budowa domu, która pochłania większość pieniędzy. Byłam w kropce.
Ale pewnego słonecznego dnia przechodziłam koło kiosku i zobaczyłam miesięcznik, który uczy jak samodzielnie uszyć ubrania dla siebie, męża i dziecka. Jest praktyczny i napisany w przystępny sposób. Kupiłam jeden numer na próbę. Ubrania były świetne. Modne wzory na różne sylwetki!
Oczywiście, dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie mam maszyny do szycia. Z pomocą przyszła mi teściowa, która zaproponowała, że pożyczy mi swoją maszynę, z której i tak mało korzysta.
I tak miałam już pomysł, maszynę i wielkie chęci!
Na początek nie chciałam kupować materiału, bo przeciez nigdy wcześniej nic nie szyłam! Musiałam się troche poduczyć. Dlatego pocięłam dwie koszule męża, które niezbyt lubił i uszyłam synkowi dwie pary spodenek. Pierwsze proste, a drugie z kieszonkami. Wyszły przyzwoicie.
Dlatego postanowiłam uszyć sukienkę dla siebie. Wyciągnęłam stary obrus, który był w kilku miejscach pozaciągany i.... skroiłam krótką sukienkę-prostą, bez rękawków-taką jaką zawsze chciałam mieć. Szyłam ponad dwa tygodnie, chciałam, żeby wyszła ładnie. Starałam się, pracowałam pilnie i uszyłam swoją pierwszą sukienkę. Nie jest idealna, ma kilka drobnych mankamentów, ale jest moja własna, przeze mnie uszyta i jestem z tej pierwszej sukienki bardzo zadowolona. Poza tym, już przy drugiej nie popełniłam takich błędów, więc pomysł z obrusem okazał się trafiony.
Zdecydowałam się kupić materiał i uszyć coś lekkiego, prawdziwie wiosennego. I tak powstała sukienko-tunika. W zależności od nastroju i dodatków, raz jest sukienką, raz tuniką. Ma piękny fioletowy wzór na białym tle.
Od tamtej pory co jakiś czas wyszukuję w sklepie fajny materiał i szyję sobie coś ładnego. Inspirują mnie pokazy mody znanych projektantów. Ostatnio kupiłam piękny pomarańczowy materiał, z którego uszyję sobie prawdziwie wiosenną spódnicę! W ten sposób za grosze i trochę wyobraźni stworzyłam swoją wiosenną szafę, z której jestem bardzo zadowolona.Mąż podziwia nowe sukienki, które lubię szyć najbardziej, koleżanki zachwycają się moimi pomysłami i proszą, żebym coś stworzyła coś specjalnie dla nich.
Daleko mi jeszcze i do krawcowej i do projektantki, ale w końcu od czegoś trzeba zacząć! Nadal uwielbiam buszować po sklepach, uwielbiam oglądać i przymierzać ubrania. Nie wszystko mogę sobie kupić, ale czasem nie mogę się oprzeć :) Co tu kryć-kocham zakupy!
Dzięki brakom w mojej szafie odkryłam swoją nową pasję! Wiem, że to wiosna i ciepłe promienie słońca sprawiły, iż uwierzyłam w siebie!
Oto moja modowa historia, na szczęście z happy-endem! Prozaiczna, nudna? Być może, ale dzięki niej uwierzyłam w siebie i w to, że jeśli się postaram i będę ciężko pracować to mogę bardzo wiele osiągnąć! Wiem także, że nie ma sytuacji bez wyjścia.
Niżej mała próbka mojej pracy (spodenki dla smyka i sukienka dla mnie:D