Konkurs "Wiosenny powiew w Reserved"

napisał/a: Sesil 2011-04-27 22:06
Słońce wiosną jest całkiem inne, cieplejsze a zarazem mające w sobie trochę z tajemnicy zimy. Każdy kto spojrzał tego dnia w kierunku ognistej kuli uśmiechał się,budziły się w nim marzenia i chęć do zmian. Przed budynkiem uniwersytetu studenci starali się łapać świeże powietrze wymieszane z cząstkami nikotyny. Każdy odczuwał, że zimowy poranek odchodził w zapomnienie na rzecz wiosennego choć niepewnego południa.
-Myślisz, że jak nie pójdziemy na te zajęcia to ktoś zauważy? Jest tak ciepło, zresztą nie wiem jak wy...ale ja nic nie umiem...
Powiedziała Anka zagryzając wargi i modląc się w duchu aby jej dwie koleżanki miały ten sam problem. Kaśka z nadzieją i błaganiem oczach kiwnęła głową aż ktoś zaproponuje urwanie się z zajęć z logiki. Wczoraj nawet nie tknęła zestawu zadań przeczuwając, że jakiś niebiański duch wyzwoli ją z zajęć z profesorem o ogromnych zębach. Sesil jakby nie zwracała uwagi ani na mające za chwile zaczynać się zajęcia, ciepły wiatr czy koleżanki rozprawiające nad konsekwencjami urwania się...Siedziała na murku, na którym chyba tysiące studentów wypaliło miliony papierosów i nie tylko, czarny zimowy płaszcz sprawiał, że wydawała się jeszcze bardziej blada, jakby zmęczona zimowym snem. Mysie włosy zaplecione w warkocz dodawały jej tylko większy obraz smutku.
Hey Sesil! - wyrwała ją z zamyśleń Kaśka urywamy się! Idziemy do kina, a potem na jakieś wiosenne lody ja stawiam.
Kaska pociągnęła za ramie Sesil, podała jej torbę i wszystkie w trójkę pobiegły ścieżką parku, który był tak samo smutny jak ściany budynku uniwersytetu.
-Słuchaj Sesil wiem, że to z Wojtkiem jest jeszcze świeże, że nie możesz się pozbierać i masz ten smutek w oczach..ale może zaczniesz od początku – zaczęła Anka patrząc jak Sesil człapie się z nimi nieobecna duchem, a ciałem też jakby nie...
- Dajcie mi ze jeden dzień, od jutra się pozbieram. Zrobię wam te zadania, pójdziemy do knajpy, zabawimy się jak w sylwestra tylko dajcie mi jeszcze dziś trochę samotnych chwil...
-O nie moja droga! Dzisiaj trzeba coś z Tobą zrobić, idziemy na zakupy, kupisz sobie coś kolorowego bo na ten płaszcz nie mogę patrzeć, zrobimy z ciebie boginie! - Kaśka zastąpiła jej drogę, nie pozwalając zrobić ani kroku - musisz o nim zapomnieć, a najlepsze co ci w tym pomorze to lekka zmiana wyglądu i garderoby.
- Zdaj się na nas..a nie pożałujesz- dorzuciła niepewnie Anka
- Ok...niech wam będzie, ale mi już nic nie pomoże... - Zgodziła się Sesil, choć miała zaufanie do swych przyjaciółek, nie mogła wydobyć z siebie dźwięków radości. Wątpiła, że cokolwiek jej może pomóc oprócz opakowania lodów. Oddała się w ręce pokrewnych dusz...
Wielkie miasta mają tysiące wad i tyle samo pozytywnych aspektów, jednym z nich są galerie handlowe w których można zrobić metamorfozę człowieka w kilka chwil. Tak też było z Sesil, Kaśka i Anka znały się na rzeczy. Zaczęły od fryzjera i kosmetyczki, jednak Sesil zaczęła się uśmiechać w sklepach z ubraniami. Kolorowe sukienki, bluzki w pastelowych barwach, słoneczne spódnice, niebiańskie żakiety czy trwiasto-zielone buty sprawiły, że Sesil śmiała się i z każdą przymierzoną rzeczą nabierała wiosennej i dziewczęcej radości. Kiedy zobaczyła się w lustrze nie mogła uwierzyć w siebie...kolorową, uśmiechniętą, pewną siebie. Kremowy płaszcz, z zieloną sukienką sprawiał, że wyglądała nieziemsko. Tajemnice kobiecości wydobywała nowa fryzura z nowym kolorem włosów, kasztanowe loki spływały na policzki na których znowu widniały dołeczki od szczerego uśmiechu. Buty na nieprzyzwoicie wysokich obcasach dodawały jej większe pokłady pewności siebie. Trzymając w ręku torebki z nowymi elementami garderoby, szła mając w głowie sama pozytywne myśli. Pijąc kawę z przyjaciółkami czuła się jak dawniej, przepełniona chęcią spełniania marzeń nawet tych najgłębiej zakopanych w sercu. W głębi duszy nie mogła doczekać się chwili kiedy minie go na korytarzu, kiedy zobaczy ją taką piękną, kolorową, wiosenną ..i pożałuje, że zostawił ją dla jakiejś czarownicy z pierwszego roku biochemii. Te wiosenne zakupy zmieniły całkiem tą wiosnę:)
napisał/a: Liliana08 2011-04-27 22:22
Moja historia modowa jest związana z wiosną i z jakże pięknym wiosennym okresem Wielkanocnym.
Nie ukrywam, że mieszkam na wsi, gdzie na co dzień nikt nie wyróżnia się, jednak gdy zbliża się wiosna a co za tym idzie Święta Wielkanocne wszyscy niczym "wychodzące spod ziemi mróweczki" pokazują się w nowych wiosennych ciuszkach, widoczne to jest zwłaszcza w kościele... nie wiem skąd wziął się taki trend na wsiach, że wraz ze świętami kusimy się na kupno każdego roku nowego ciuszka i właśnie wiosną jest ten trend modowy najbardziej zauważalny.
Ze mną również tak jest, żadna inna pora roku nie skłania mnie tak do kupna nowych ciuszków jak właśnie wiosna, gdy tylko się zbliża moja ulubiona pora roku mam nieodpartą potrzebę, aby kupić nową wiosenną kurteczkę, spodnie , spódniczkę w której będę mogła zaszpanować wśród moich znajomych.
Nie ukrywam również, że lubię wyróżniać się, a wiosna jak najbardziej ku temu służy, dlatego w moich wiosennych ubraniach nie może brakować radosnych barw i seksapilu.
Lubię ubrania, które są na topie... czarujące, oryginalne, seksowne i na swój sposób wyjątkowe i choć wiem, że w mojej wiosce nie zawsze jestem pozytywnie odbierana poprzez swój ubiór, to jednak modny, odważny ciuszek dodaje mi wiosennej pewności siebie i przygotowuje do lata, w którym w pełni będę mogła pokazać swoje kobiece atuty :).
napisał/a: ewelka21 2011-04-27 22:47
-,,Ej, ty...żyrafa..!Szkolny korytarz to nie wybieg w cyrku!Ha,ha,ha,ha..."-drwił Marcin a z nim niemalże cała klasa...,,-Jeszcze parę kroków i zniknę im z oczu...Wreszcie przestaną się śmiać..."-myślałam gorączkowo w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłabym się schronić...I tak było codziennie...
Żyrafa, tyka, wielkolud...To tylko niektóre z określeń, jakimi witali mnie codziennie koledzy i koleżanki z klasy. Nawet nauczyciele nie potrafili się powstrzymać od złośliwych komentarzy:,,Wysoka jak brzoza a głupia jak koza"-zwykła mawiać moja nauczycielka od biologii, chociaż zawsze byłam z niej najlepsza w klasie. Lata upokorzeń sprawiły, że zaczęłam traktować swój wzrost jak przekleństwo.Nie dość,że już w podstawówce mierzyłam 175 cm, to w dodatku byłam przeraźliwie chuda. Aby wydawać się choć trochę niższą przeraźliwie się garbiłam.Wglądałam komicznie..Jak klown który dopiero uczy się chodzić na szczudłach...Ale i to nie ujmowało mi centymetrów...
W liceum poznałam Ankę - piękna, pewna siebie, zawsze świetnie ubrana, otoczona wianuszkiem adoratorów...Makijaż, szpilki, krótkie sukienki...Była fotomodelką, o którą zabiegali wszyscy fotografowie w okolicy...Dopiero po pewny czasie zauważyłam,ze jest potwornie wysoka...Jak ja...Nawet nie wiem kiedy zostałyśmy przyjaciółkami...To wszystko potoczyło się tak nagle...Zakupy, wizyta u kosmetyczki i fryzjera a potem pierwsze próby na wybiegu...Anka wprowadziła mnie w swój świat zdecydowanym krokiem...Mój pierwszy pokaz odbył się 21 marca...Dokładnie w dniu nadejścia kalendarzowej wiosny...Potem były kolejne, równie piękne i ekscytujące, ale ...nie tak ważne...Przełomowe...Po wielu latach upokorzeń na szkolnym korytarzu stałam się pewną swej wartości modelką na wybiegu.I choć nie zrobiłam oszałamiającej kariery to dziś mogę stwierdzić, że zrobiłam coś o wiele ważniejszego-pozbyłam się swoich kompleksów...
napisał/a: ~2hot4you 2011-04-27 22:50
Marzec. Kalendarzowy koniec zimy, początek wiosny. Wszystko wokół budzi się do życia. Wszystko. Tylko nie ja...
Zakończenie długoletniego, toksycznego związku, ciężkie egzaminy na uczelni, pobyt Mamy w szpitalu, brak czasu na uśmiech przy porannej kawie - właśnie tak wyglądały ostatnie tygodnie zimy. Przynajmniej tej w przyrodzie... Nic bowiem nie zapowiadało, że wiosna wkroczy do mojego życia, serca i szafy.
Rutyna, po stokroć rutyna. Ból codzienności, braku czasu, szarości odchodzącej zimy. Nie chciało mi się o siebie dbać, szafa straszyła buro-szaro-czarnymi barwami, wkładałam na siebie cokolwiek. Przekonanie, że nie pasuję do pogody, do tej wiosny, do słońca, było silniejsze ode mnie. Nie chciałam się dostosować do otoczenia. Nie wierzyłam, że ciepło otaczającego świata ma szansę przedostać się do mojego życia...
21 marca. Pierwszy dzień wiosny.
Ubrana w jedną z wielu szarych sukienek spacerując ulicami słonecznego Krakowa, w oczy rzuciła mi się billboard wiosennej kampanii Reserved i jej motto "Marzenia są tuż za rogiem" jako podpis do zdjęcia przepięknej Ani Jagodzińskiej uśmiechniętej i ubranej w cudne, pełne kolorów i wiosennych faktur, ubrania. Mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie. Powtórzyłam sobie w myślach parę razy motto z kampanii i obiecałam wprowadzić je w życie.
"Marzenia są tuż za rogiem". Czemu ich nie spełniać?
To co złe, postanowiłam zostawić za sobą. Nowe życie. Wiosna. I to wiosna w moim życiu.
"Dzisiaj rano niespodzianie zapukała do mych drzwi
Wcześniej niż oczekiwałem przyszły te cieplejsze dni
Zdjąłem z niej zmoknięte palto, posadziłem vis a vis
Zapachniało, zajaśniało, wiosna, ach to ty
Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty ..."

- nigdy wcześniej słowa piosenki Marka Grechuty nie miały takiej mocy. Postanowiłam. Od 21 marca zaczęłam pisać swoją własną Beautiful Story. Mając w pamięci zdjęcie z kampanii Reserved, zmiany w życiu zaczęłam od... szafy! Zaraz po powrocie do domu wyrzuciłam z niej wszystkie szaro-bure sukienki i rozciągnięte, babcine swetry. Zadzwoniłam po przyjaciółki i nie zwlekając, wybrałam się na zakupy. Koleżanki nie mogły mnie poznać, nie znały mnie takiej. Moje siatki wypełniało coraz więcej pomarańczowych, różowych, zielonych i niebieskich barw. Cała feeria. Wiosna! Maki, bzy, stokrotki, owoce - na dobre zastąpiły zimowe i przytłaczające barwy mojej dotychczasowej garderoby.
- Madzia, co się z Tobą dzieje? Skąd taka zmiana? - zapytała koleżanka.
- Wiesz, zrozumiałam, że "Marzenia są na wyciągnięcie ręki" i właśnie zaczęłam po nie sięgać. Nie uważasz, że w różowej sukience jest o to łatwiej?
- Racja. Będziesz miała coś przeciwko jeśli kupię podobną, zieloną?
- Nie. Każdy ma prawo wprowadzić wiosnę i uśmiech do swojego życia. I garderoby!
...zaczęłam zarażać ludzi optymizmem. Od czasu zakupów w Reserved odżyłam. W pełnym tego słowa znaczeniu. Codziennie inna, codziennie kolorowa, codziennie piękna. Codziennie bliżej marzeń.
Nigdy nie pomyślałabym, że zwykły billboard zauważony gdzieś na mieście, zmieni moje życie o 360st. To on zmotywował mnie do zmian, to on sprawił, że wymieniłam swoje ubrania, otwarłam się na ludzi i zaczęłam życie od nowa.
Dziś, już ponad miesiąc po moim "nowym początku", nie poznaję samej siebie.
A wiosna? Po rozkwicie w szafie, stosunkach międzyludzkich i nastawieniu do samej siebie, nadal rozkwita. Również w moim sercu.
...ale -
"Lecz nie rozczulaj się nad sercem,
na cóż mi kwiaty, pomarańcze,
ja jeszcze z wiosną się rozkręcę,
ja jeszcze z wiosną się roztańczę! ",

zgodnie ze słowami Agnieszki Osieckiej, ja jeszcze nie kończę.
To dopiero początek mojej Beautiful Story. Piękny początek. ;)
napisał/a: Evian 2011-04-27 22:55
Brązowa sukienka

To było wiosną zeszłego roku, na początku maja. Moja świeżo szesnastoletnia wtedy córka, sowicie zaopatrzona przez obie babcie w urodzinową gotówkę, wybrała się do Reserved, gdzie właśnie trwała wielka posezonowa wyprzedaż, a ja dla towarzystwa razem z nią ... Tłum ludzi kłębił się w sklepie, kolejki do przymierzalni przypominały iście kolejki po mięso za czasów komuny, a zwieńczeniem wszystkiego była monstrualna kolejka do kasy. Moja córka sprawnie nurkowała wśród wieszaków i stert ciuchów, wyłaniając się z coraz to kolejnymi naręczami spodni i podkoszulków, aż w końcu uznała, że łup jest wystarczający i ustawiła się w kolejce do przymierzalni. Czekając na swój czas, czyli pomoc przy ocenianiu co ma wybrać z przymierzonych rzeczy, łaziłam z nudów po sklepie, penetrując kolejne wieszaki. Nagle na jednym z nich dojrzałam sukienkę... ale jaka sukienkę! Sukienkę- marzenie... Ciemnobrązowa z krótkim rękawkiem, do kolan, i ciemnymi błyszczącymi kamykami naszywanymi w okół dekoltu... i w dodatku mój rozmiar 36. Stałam i gapiłam się w nią... jak to możliwe, że ostała się taka sukienka, o chodliwym rozmiarze i przeceniona z prawie 150 zł na 89,90 (do tej pory pamiętam tę cenę)? Zaczęłam gorączkowo myśleć o tym, jakie rachunki jeszcze muszę w tym miesiącu zapłacić i co koniecznie trzeba kupić - niestety wypadało, że nijak sukienka się w tym wszystkim nie mieści. Przestawiłam się na realne myślenie i doszłam do wniosku, że a) jeśli tu jeszcze wisi, to pewnie ma jakiś ukryty feler (nieraz przekonałam się już, że rzecz która cudownie wygląda na wieszaku, niekoniecznie nadaje się do noszenia ), b) jak jej nie przymierze i się o tym nie przekonam, to będę pół roku żałować, że jej nie kupiłam... Zdecydowanym ruchem ściągnęłam sukienkę z wieszaka i poszłam z nią w kierunku przymierzalni. Córka akurat zbliżała się już pomału do kabin. "Pokaż co masz? O, nawet ładna. Nie w moim stylu, ale tobie powinna pasować." Następne minuty spędziłam odbierając z kabiny sterty ubrań, jedne "te bierzemy", drugie "to jednak nie". Potem przyszła kolej na moja przymiarkę. Co za pech! Sukienka leżała idealnie, jakby na mnie była uszyta... Córka wsadziła głowę do kabiny: "No i jak? O, ale super w niej wyglądasz!". No tyle to i ja widziałam... "No tak, ale w sumie nie jest mi potrzebna sukienka, więc chyba jej nie wezmę... Muszę jeszcze przed konferencją kupić jakieś buty do kostiumu no i w ogóle..." Zielone oczy mojej córki zamigotały złowieszczo: "Ty chyba jesteś chora! Jak to ci nie potrzebna sukienka? A ile ich niby masz? A poza tym na tej konferencji jest też chyba uroczysta kolacja, nie?" "No jest, ale na kolację mogę pójść tak samo w kostiumie... Krótko mówiąc, nie mam pieniędzy w tym miesiącu i koniec, kropka". Moja urocza szesnastolatka przemieniła się w szatana: "Ty chyba sobie żarty robisz! Ja kupuję dziesięć t-shirtów, a ty nie możesz jednej rzeczy! No więc dobrze, skoro cię nie stać na sukienkę, to ja ci ją kupię! Ze swoich pieniędzy!" To był cios poniżej pasa... Aż się zwinęłam. W tym momencie nie pozostało mi nic innego, jak zanieść sukienkę do kasy... Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się jeszcze ze trzy razy nie upewniła, że "w razie czego" można ją oddać...
......................................
Sukienka okazała się hitem mojej szafy - śliczna "mała czarna", choć w brązowym kolorze, sprawdziła się nie tylko na uroczystej kolacji, ale przy wielu innych okazjach. Jest poza tym idealnie uniwersalna z racji świetnego materiału i koloru - zakładam ją i w lecie i w zimie...
I pomyśleć, żebym jej nie kupiła, gdyby nie moja uparta szesnastolatka! Jak to dobrze czasem się wybrać razem z córką do sklepu...
napisał/a: jagodkaa 2011-04-27 22:59
WIOSNA 2010
Byłam smutna, nie cieszyło mnie życie, nie lubiłam wychodzić z domu, spotykać się z ludźmi. Stan ten doskwierał mi dość długo, bardzo mi przeszkadzał, nie wiedziałam jednak z czego wynika. Olśniło mnie kiedy znalazłam w szafie moją ulubioną sukienkę w drobne, błękitne kwiatki. -"Jestem za gruba, jestem brzydka i do niczego się nie nadaję, jestem beznadziejna i nikt mnie nie lubi" - powiedziałam do siebie samej pod nosem z wielkim żalem ze łzami w oczach. Nie przespałam jeszcze kilku następnych nocy, ponieważ stale towarzyszyły mi te okropne myśli, że jestem beznadziejna, że wyglądam jak potwór i dlatego powinnam siedzieć zamknięta w domu. Pewnego ranka, zajrzało do mojego pokoju piękne, wiosenne słońce. Dotarło do mnie wreszcie, że tak dłużej nie może być, że życie ucieka mi przez palce, że jeśli niczego nie zmienię wyniszczę sama siebie, wpadnę w depresję. Głośno powiedziałam - "Dość". Postanowiłam zrobić coś z moim fatalnym samopoczuciem. Chciałam lepiej się poczuć... postanowiłam schudnąć. W dużym stresie, ale i z głową pełną planów zapisałam się na fitness. Z wielkim zapałem chodziłam na treningi dwa razy w tygodniu. Miałam chwile zwątpienia, lecz bijąc się z myślami starałam się powracać do tych pozytywnych. Powtarzałam sobie -"Nie poddam się, dam radę". Same ćwiczenia fizyczne, oraz to, że zaczęłam wychodzić z domu gdzieś indziej niż do pracy dostarczały mi ogromnej satysfakcji. Mobilizowały mnie do dbania o ciało, skórę, paznokcie, włosy, makijaż. O wszystko. A to dostarczało mi wiele radości i siły. Zaczynałam czuć się szczęśliwsza i silniejsza. Do ćwiczeń dołączyłam dietę. Zdrową, bogatą w warzywa i owoce, bez zbędnych "śmieci", tłuszczów, soli i cukrów. Nie było mi łatwo, ale każdy najmniejszy widoczny efekt moich starań, popychał mnie dalej, każde zgubione pół kilograma wprawiało mnie w fantastyczny nastrój i pragnęłam więcej i więcej... Dzięki ciężkiej pracy i wierze we własne pragnienia, marzenia oraz siły udało mi się.
WIOSNA 2011
Potrzebowałam aż roku, aby odbudować poczucie własnej wartości, aby móc znowu się uśmiechać, być szczęśliwą. Zmieniło się wszystko... a zaczęło się od tego, że kiedy po zimie zawitało do nas wiosenne słońce, przestałam się bać zrzucić z siebie długie swetry, okrywające całą sylwetkę, przestałam się bać wychodzić z domu, pokazywać się ludziom. Znowu mogę ubrać się w moją ulubioną sukienkę w drobne, błękitne kwiatki...:) To cudowne uczucie. Nie tylko zaczęłam kobieco wyglądać, ale przede wszystkim czuję się wspaniale, bardzo dobrze w swoim ciele. Moja dusza nie jest już smutna i zamknięta w sobie, przestałam siedzieć w swoim, zaciemnionym pokoju, spotykam się z przyjaciółmi, uśmiecham się, mam więcej siły na co dzień, z większą przyjemnością wykonuję codzienne obowiązki, zaczęłam na nowo żyć... inaczej, lepiej:) Na nowo wierzę i lubię siebie;)
goskaf1
napisał/a: goskaf1 2011-04-27 23:04
Napisz jak wygląda Twoja Beautiful Story!

Tego dnia wyszłam od fryzjera bardzo nie zadowolona...zamiast czekoladowego brązu na włosach miałam włosy czerwone jak burak...fryzjerka pomyliła się, to był jej pierwszy dzień. Szkoda, że musiała akurat mnie to zrobić...Stwierdziłam, że nie popsuje mi to humoru, pójde na zakupy i jakoś to będzie. Dzień był piekny, narcyzy i tulipany kjuż zdobiły ogrody, a bez prawie rozkwitł. Poszłam do ulubionego sklepu Reserved, upatrzyłam sobie super luźną koszulkę, która pasowała mi do rózowych jeansów. I już miałam ją wziać do ręki, kiedy ON ją mi zabrał i poszedł do przymierzalni! O nie! krzyknełam, nie pozwole na to! To że podobała mi się męska koszulka, to nie znaczy że nie moge jej kupić. Ten koleś jej nie dostanie, wystarczy że fryzjerka zrobiła mi czerwone włsy - koszulka będzie moja.
Pobiegłam do niego i zaczełam wyrywać mu tą koszulkę, on nie wiedział co się dzieje. Zleciała się ochrona i kazali nam iść do pokoju ochrony. No i tam musiałam wytłumaczyć, że ta koszulka baardzo mi sie podobała, że mam czerwone włosy, a miały być brązowe, że mam zły dzień, że niech mnie aresztują lub dadzą koszulkę - bo bez niej nie wyjdę. Sama wtedy siebie nie poznawałam... byłam ostrą babą! Ochroniarze mieli niezły ubaw, a mnie nie było do śmiechu! No i co! Koleś który zabrał mi koszulke powiedział, że mi ją odda jeśli pójdę z nim na pizze. Zgodziłam się:) Głodna byłam, a darmowa pizza mi pasowała. Potem okzało sie, że ten koleś to Grzesiek i nawet jest fajny... powiedział, że podoba mu się mój kolor włosów, a koszulkę możemy nosić na spółkę - tydzień on tydzień ja. Zaczełam się smiać i było wesoło:) I tak to się zaczeło, nadal mam czerwone włosy, razem z Grześkiem chodzimy do ulubionego sklepu, a ochroniarze jak nas widzą to machają nam:)
A pani fryzjerkę ucałowałam jak ją zobaczyłam. No bo to przecież dzięki niej... i tej wiośnie, która sprawiła, ze znalazłam miłość:D
napisał/a: agrafka30 2011-04-27 23:56
Wcale nie tak dawno temu, gdy górskie szlaki pokrył dywan utkany z fioletowych krokusów, w niewielkim mieście, gdzie ludzie znają się choćby z widzenia, ktoś zapukał do moich drzwi.
Gdy otworzyłam, ujrzałam... nie, nie wróżkę (to akurat nie ta bajka). Zobaczyłam blond loki, dwa dołeczki na twarzy, ciemne oczy obramowane turkusem i osóbkę, której nie spodziewałam się tak szybko ujrzeć.
- Nieeeeeeeeeeee...wierzę!
A jednak. Zosia wyjechała do Anglii, gdy tylko granice stanęły przed młodymi ludźmi otworem. Odzywała się, owszem, ale w żadnym liście nie wspomniała o swoim nagłym przyjeździe. A teraz, była tu. Aż musiałam ją uściskać.
Chwilę później zaś...
- Za trzy tygodnie? Mam być świadkiem? Jaaaaaaaaaaaaaa? - mocno się zdziwiłam.
Chciałam. Naprawdę chciałam. Ale nie w jakiejś kreacji sprzed kilku sezonów, która to pamiętała kilka wesel, i kilka pomniejszych imprez.
Potem dowiedziałam się, że będę druhną. Tą najważniejszą. Więc suknię będę miała uszytą na miarę. Bardzo kwiecistą, i jeszcze bardziej kobiecą. Co najważniejsze, według własnego pomysłu.
Spędziłam trzy wieczory, przeglądając zdjęcia ze światowych pokazów mody. "Byłam" w Mediolanie, Paryżu, Nowym Jorku... i w końcu zobaczyłam JĄ.
Suknię wyglądającą jakby była utkana z delikatnych nici. Pastelowa, a jednocześnie mająca w sobie coś z bajecznego ogrodu.
Tylko skąd wziąć taki materiał? I kto mi takie cudo w kilka dni uszyje? - zaczęłam się zastanawiać.
Okazało się, że to już nie mój problem. Pokazałam co i jak, dałam się zmierzyć, i czekałam na efekt końcowy.
Zachwycił mnie, choć na ślubie mojej Zosi wyglądałam jak ukwiecony motyl. W sukni mniej pastelowej, bardziej tęczowej. I z rękawami bufiastymi, nie takimi spływającymi niczym wachlarz... ale co tam!
Wyglądałam olśniewająco.
Beautiful Story miała także piękne zakończenie. A może, ciąg dalszy?
Choć to już opowieść na inną okazję. Innym więc razem...
Angel1090
napisał/a: Angel1090 2011-04-29 15:53
gratuluję :)
napisał/a: ~Ona12345 2011-04-29 15:55
dziękuję :)
ale się cieszę
Milena22x
napisał/a: Milena22x 2011-04-29 15:56
dziękuję ogromnie za wyróżnienie! bardzo mi zależało na nagrodzie, zmiana garderoby się przyda, a ubrania z reserved uwielbiam!:) Gratuluję pozostałym laureatkom:)
napisał/a: lucy27 2011-04-29 18:12
DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!
Nie mogę uwierzyć!!! Przez pięć minut gapiłam się w monitor nie mogąc uwierzyć w to co widzę!!!!
Gratuluję pozostałym laureatkom!
Czekam na wiadomość na PW i na szczegóły odbioru nagrody.
Pozdrawiam wszystkich!!!!:D:D:D