Konkurs "Wiosenny powiew w Reserved"

napisał/a: Justyna5454 2011-04-22 17:17
Moja wiosenna-modowa historia to nie tylko metamorfoza zewnętrzna ale przede wszystkim wewnętrzna, bo własnie na tej ostatniej najbardziej mi zależało, zależy. Nie czuje się w pełni kobietą. Jeszcze nie! Ale ku mojemu zaskoczeniu jestem na dobrej drodze.
Od zawsze jak tylko pamiętam miałam problemy z nieśmiałością, zawstydzeniem, wolałam zrezygnować z spotkania ze znajomymi wiedząc, że będzie tam mieszane towarzystwo (dziewczyny i chłopaki) bo sądziłam, że i tak nie będę miała z nimi o czym rozmawiać. I tak mijały minuty, godziny, miesiące, które zamieniły się w lata. Wymeldowana ze świata imprez, spotkań z chłopakami, pogadanek z ludźmi siedziałam w domu zatopiona w swoich marzeniach, utrzymywałam bliski kontakt tylko z wybranymi osobami na które mogłam liczyć i co ważne otworzyć się całym swoim sercem. Nie przywiązywałam większej wagi do swojego wyglądu zew mimo, że koleżanki zmieniały się na moich oczach w piękne łabędzice. Przyznaje, że głównym powodem mojej nieśmiałości, wycofania było to, że w dzieciństwie dużo chorowałam, poza tym w szkole i na studiach praktycznie nie znałam żadnych chłopaków, klasy i grupy na studiach przepełnione były tylko dziewczynami.....a i ich z czasem miałam już dość (babskie towarzystwo = ploty, ploty, ploty, a ja taka nie byłam) Czy żałuje kierunku studiów? Przez chwile miałam takie odczucia, ale teraz podchodzę do tego z dużym dystansem. Rzeczywiście trudno jest nauczyć się po 20- tce przebywać i swobodnie rozmawiać z dużą grupą ludzi czy samymi facetami, ale cóż ja właśnie to robię. Zdaje sobie sprawę, że takie rzeczy powinno się robić co najmniej kilkanaście lat wcześniej, ale lepiej późno niż wcale. Kiedy jadę samochodem, tramwajem widzę spojrzenia chłopaków, dorosłych facetów - bardzo mi to pochlebia i w głębi duszy bardzo się z tego cieszę, albowiem wiem, że ktoś zwrócił na mnie swoja uwagę, ale rzadko się uśmiechnę i odwzajemnię spojrzenie. Ból, strach, wstyd? Pewnie tak!
Przyszedł taki okres, że szkoła dobiegła końca, po kilku latach studiów odebrałam dyplom i wyruszyłam w świat. Znalazłam dobrą pracę, lubię to co robię, mam dobry kontakt z rodziną, poznałam fantastycznych znajomych, przyjaciół na których zawsze mogę liczyć, ale czegoś nadal brakuje. Prawdziwego piękna, kobiecości, adoracji i zainteresowania ze strony tego najważniejszego, którego nie ma..... Nadszedł w moim życiu taki moment w którym byłam święcie przekonana, że gdy poznam tego idealnego moje problemy, zmartwienia, kompleksy znikną. Jednak nie na tym to polega. W końcu zdałam sobie sprawę, że facet to nie jest magiczna kula rozwiązująca wszystkie moje kłopoty. Oczywiście - przyprawia nas o dreszcze, dodaje skrzydeł, ale mając faceta mamy także zmartwienia. Wzięłam się w garść. Zaczęłam pracować nad sobą. Problem polegał na tym, że cała swoja uwagę skupiłam na zmianie zewnętrznej wyglądu, tylko!!!!! Owszem przyznam szczerze nowe jeansy, buty, bluzeczki w ulubionym kolorze sprawiły mi radość albowiem odkąd jest praca mogę pozwolić sobie na więcej, ale z czasem zrozumiałam, że to lek tylko na chwilę, a ja potrzebuje czegoś więcej. Postanowiłam zmienić fryzurę, zaczęłam się malować, zaprzyjaźniłam się z lakierem do paznokci, szczotką do modelowania włosów, tuszem do rzęs. Zaczęłam podkreślać swoje atuty kobiecości, problem polegał na tym, że nie wiedziałam, czym tak naprawdę atuty kobiecości są? Smutne..ale prawdziwe.
Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że najważniejszą istotą kobiety jest jej kobiecość, prawdziwa kobiecość. Każda z nas chce być zauważana, adorowana, każda z nas pyta swojego faceta: Czy jestem śliczna? Czy podobam Ci się nadal? Oczekujemy tylko jednej odpowiedzi: Tak. Ale zadając to pytanie zastanówmy się czym dla nas jest nasze piękno? Super ciuchy, make-up, ekstra fryzura - jasne, to jest ważne, ale nie najważniejsze. A niestety tak uważa większość z nas. Kobieta we współczesnym świecie ma bardzo trudne zadanie - musi ładnie wyglądać, pachnieć, usługiwać, być miła dla wszystkich i najlepiej się nie starzeć zachowując przy tym swoje proporcje ciała 90-60-90. I tym sposobem następuje prawdziwy wyścig szczurów, pogoń za czasem i nowymi trendami. Kiedy nam coś nie wychodzi zaczynamy się bać, chowamy się w swojej skorupie, zamykamy drzwi do naszego serca, wyrzucamy klucz i cierpimy. Tak bardzo chcemy być piękne, inteligentne, kochane przez nasze rodziny, przyjaciół, swojego idealnego faceta, a nie zawsze tak jest. Ze mną było podobnie.
Dziś moja szafa składa się z zupełnie nowych ubrań, choć nie mam jeszcze swojego stylu, wciąż go szukam, odrzuciłam dziewczęce ciuchy na rzecz tych bardziej kobiecych podkreślających moją figurę. Zakładam ciuchy w moich ulubionych kolorach zieleni, czerwieni, czasem pojawia się trochę fioletu, koloru niebieskiego. Dobieram dodatki pod postacią kolczyków, naszyjników. Zwiewne sukienki i spódniczki nie są mi już obce, a tematyka mody i urody stała się mi bliższa. Fryzura też jest zupełnie inna, pewnie moi dawni znajomi mieliby kłopot żeby mnie poznać, zaczęłam używać lepszych kosmetyków dbać o swoją skórę - jednym słowem metamorfoza zew.osiągnięta. Ufff, teraz pracuje nad sobą, nadal staram się walczyć z nieśmiałością zwłaszcza w stosunku do nowych osób, uczę się myśli, że nie zawsze wszystko wychodzi dobrze i perfekcyjnie, staram się wyganiać swój lęk i wstyd i uczę się swojej kobiecości.
Mamy teraz wiosnę - najpiękniejszą porę roku, ożywiają w nas uśpione emocje, ładujemy akumulatorki energii na przyszłe dni, wsłuchujemy się w poranny śpiew ptaków, ogrzewamy się promykami słońca i czekamy na lepsze jutro. Warto jednak pamiętać, że samo czekanie nie pomoże, trzeba coś robić, działać, włożyć swój własny wkład wżycie, pokazać siebie albowiem każda z nas jest piękna i wyjątkowa pod każdym względem. Moja wiosenna-modowa historia nadal trwa - nadal uczę się swojej kobiecości, swojego piękna, upiększam się od zew. ale przede wszystkim od wew. Poznaje dużo nowych ludzi, lubię swoją pracę, rozwijam się zawodowo. Czuje wiosenny powiew ciepła, zaczynam czuć się kobietą, powoli.
napisał/a: apoccalipsa 2011-04-23 07:58
Beautiful Story

Otwieram szafę przed randką i... nie do wiary!
Pęka w szwach, ale naprawdę, uwierzcie mi, nie miałam, co na siebie włożyć.
Pomyślałam : RED ALERT! Zadzwoniłam do przyjaciółki. Wybrałyśmy się na zakupy.
Wróciłyśmy obładowane torbami, zmęczone, ale szczęśliwe, bo kupiłyśmy świetne rzeczy.
Ania pomogła mi wybrać ciuchy na randkę.
Gdy się w nie ubrałam, wykrzyknęła: ,,Beautiful!!!".
A facet, z którym się spotkałam powiedział ,,Pięknie wyglądasz".
To była bardzo udana randka. Czułam się wspaniale!
napisał/a: Kira13x 2011-04-23 09:48
Było nas cztery: Alicja, Lila, Ada i ja- Renata. Piętnastoletnie dziewczyny, wszystkie w VIII klasie podstawówki. Dzieliło nas niemal wszystko, łączyła tylko wspólna pasja, która w marzeniach jawiła się jako sposób na dalsze życie. Chciałyśmy projektować, szyć, próbować i działać- znaleźć swoje miejsce w świecie mody.
Kiedy ktoś czasem patrzył na nas z daleka mógłby być nieco zdziwiony. Wydawałyśmy się tak kompletnie różne! Alicja była typową liderką: wysoka, szczupła blondynka, włosy związane w koński ogon i to hipnotyzujące spojrzenie, które przyciągało każdego chłopaka. Niemal od pierwszej klasy podbierała mamie kosmetyki i testowała (z różnym skutkiem) na sobie. Jej rodzice, choć nigdy się do tego nie przyznawała, nie interesowali się córką. Ala miała 3 starsze siostry, pokój, który był większy od całego mojego mieszkania w bloku, szafę pełną ubrań, szminek i cieni po rodzeństwie, ale zawsze wydawała mi się najbardziej samotna. Lila była jej całkowitym przeciwieństwem- mieszkała z rodzicami i bratem na obrzeżach miasta, w niedużym domku, który zawsze wyglądał jakby za chwilę miał się zawalić. Wiedziałyśmy, że czasem jest jej wstyd, że ma taką rodzinę i takie mieszkanie, ale Lila skutecznie paskowała to swoim tubalnym usposobieniem. Zawsze musiała mieć ostatnie słowo, odważna, trochę za bardzo porywcza, ale w gruncie rzeczy sympatyczna, szybko zjednywała sobie ludzi. Niewątpliwie nie brakowało jej tupetu, już w siódmej klasie przefarbowała ciemne loki na rudo, przez co wyglądały potem trochę jak z plastiku. Nosiła po kilka kolczyków w uchu, co w tamtych czasach było ostro krytykowane, nie tylko przez nauczycieli. Odmówiła zakładania szkolnych tenisówek, a za swoje oszczędności kupiła martensy. Ciężkie, wojskowe buciory budziły różne emocje, ale Lila niewątpliwie nigdy nie pozostała niezauważona. Razem z Adą należały też do szkolnej drużyny koszykówki, gdzie grali praktycznie sami chłopcy. Ada… Niziutka, szczuplutka blondynka z jasnymi włosami niemal do pasa i błękitnymi oczami, zawsze wydawała się trochę za mała na swój wiek. Każdy instynktownie przypinał jej plakietkę nieśmiałej i spokojnej dziewczyny, a Ada wcale taka nie była. Robiła wszystko, żeby odciągnąć uwagę od swojego wzrostu i figury: oprócz kosza, grała tez w piłkę nożną i siatkówkę, jeździła na deskorolce. Miała nawet swoją deskę, co w tamtych czasach było rzadkością. A ja kim byłam? Chyba zwyczajną, raczej ,,zrównoważoną” dziewczyną, stworzoną by wybijać tamtej trójce z głowy nierealne pomysły i sprowadzać je na ziemie średnio kilka razy na dzień. Dobrze się uczyłam, matmę miałam w jednym paluszku, więc często ślęczałam z nimi nad podręcznikami. Teraz widzę jak bardzo się różniłyśmy, a jednak… ogień i woda chyba się przyciągają? Inne charaktery, usposobienie i styl nam nie przeszkadzały- bo miałyśmy jedną wspólną pasje i wspólny cel. Wszystko zaczęło się w trzeciej klasie, gdy nasza nauczycielka zorganizowała kółko plastyczne. Na pierwszych zajęciach kazała nam narysować to, co my uważamy za prawdziwą sztukę. I tak się złożyło, że cała nasza czwórka narysowała ubrania… Odtąd, chociaż w różnych klasach, byłyśmy niemal nierozłączne. Po lekcjach potrafiłyśmy odprowadzać się w nieskończoność. Prawdziwe ,,projektowanie” zaczęło się właściwie w szóstej klasie, gdy założyłyśmy coś w rodzaju sklepu rysunkowego. Miałyśmy specjalny zeszyt, w którym zapisywałyśmy zamówienia w stylu ,,Ty w sukience takiej i takiej- 10 zł” ,,Ty w stroju od tego i tego- 15 zł” i tak dalej, i tak dalej… Dwa lata później zaczęły się pierwsze eksperymenty z szyciem. Moja mama była krawcową, wiec często ,,pożyczałyśmy” nici czy kawałki materiałów i tworzyłyśmy swoje pierwsze dzieła. Zdarzały się potyczki (pocięcie tworzywa na garnitur taty :)) Niewątpliwie byłyśmy jednak coraz lepsze. Ale kończyłyśmy już podstawówkę, nadszedł czas wyboru szkoły średniej i nasze drogi powoli się rozeszły. Ja wybrałam technikum krawieckie, Ada też, ale w innym mieście. Lila poszła do LO, a Alicja wyjechała z rodzicami za granicę. Przez pierwszy rok jeszcze czasem do siebie dzwoniłyśmy, potem kontakt się urwał. Wiadomo, nowa szkoła, nowi znajomi… Jakiś czas temu przypadkiem trafiłam na profil Alicji na Faceboku. Kilka lat emu wróciła już do Polski. Wymieniłyśmy kilka e-maili, udało nam się odnaleźć Llię i Adę. Umówiłyśmy się w kawiarni za dwa tygodnie. W ,,naszej” kawiarni, gdzie zawsze po szkole zatrzymywałyśmy się, żeby porysować na serwetkach i pogadać. Czy znów wszystko będzie tak samo?
***
Ciepłe, słoneczne popołudnie. Dwudziesty pierwszy marca, naprawdę czuć, że zaczęła się wiosna. Idę przez park i zastanawiam się czy jeszcze poznam te dziewczyny. Tyle lat się nie widziałyśmy… Dużo się zmieniło. Siadam przy ,,naszym” stoliku i nerwowo stukam palcami w blat. Nareszcie. Pierwsza pojawia się Alicja, tuż za nią Lila i Ada. Wszystkie wrzeszczymy jedne przez drugą, jak jakieś małolaty, ale czy ma to jakieś znaczenie? Ala wygląda niemal tak, jak 20 lat temu. Nadal jest wysoka, szczupła i ma śliczne blond loki. Po wyjeździe do Anglii poszła to tamtej szkoły, dzięki urodzie szybko się wybiła… Potem szybkie studia, nauka języka… dziś jest znaną stylistką. Kiedy się przedstawia dociera do mnie, że jej nazwisko obiło mi się nieraz o uszy w tych wszystkich kanałach modowych. Ale nawet mi przez myśl nie przeszło, że to może być ,,moja” Ala z podstawówki… Mówi, że teraz trochę ,,odpoczywa”, bo praca w telewizji ją zmęczyła. Nie wyszła za mąż i specjalnie się do tego nie kwapi. ,,Facet przeszkadzałby mi w karierze”. Kiedy słyszy, Ada ma czwórkę dzieci oczy jej niemal wyłażą, ale sama zainteresowana tylko wzrusza ramionami.
-Ile mają lat?- dopytuje się Lena.
-Kacper 14, Kinga 8, Sebastian prawie 5, a Karolinka niedawno skończyła dwa.
-I Jak ty sobie z nimi radzisz?- dziwi się Alicja.
Ada tylko się śmieje, odgarniając znad czoła jasne włosy. Nadal jest niska i dość drobna, ale nie widać tego tak bardzo. Pomyśleć, że ta ,,chłopczyca” nosi buty chyba na ośmiocentymetrowych obcasach! Ada skończyła technikum krawieckie w Krakowie i przez jakiś czas mieszkała tam u swojej ciotki. Potem poznała męża Sebastiana i założyła firmę odzieżową. Urodziła dzieci i dziś już mało szyje.
-Ciągle zajmuję się tylko tą pracą, wypełniam jakieś broszury, nie broszury, papiery, nie papiery… Jakoś zupełnie nie mam czasu żeby usiąść i po prostu coś stworzyć. No i wiadomo: teraz ta branża nie daje już takich pieniędzy jak powiedzmy 10 lat temu. Gdyby nie praca Sebastiana nie wiem z czego byśmy żyli… Marzy mi się coś nowego, ale cóż…
Lila od dłuższego czasu przysłuchuje się rozmowie, ale sama mówi niedużo. Aż trudno uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, która kiedyś nosiła glany, farbowała się na rudo i przekłuwała uszy. Teraz ma włosy całkiem proste, ciemnokasztanowe i delikatne. Do tego biała haftowana bluzka i dżinsy sprane na kamień. Pokazuje nam zdjęcia swoich ośmioletnich bliźniaczek: Moniki i Kasi. Z fotografii uśmiechają się dwie małe dziewczynki, ukazując światu szpary między zębami. Miały dokładnie takie same loczki, jak Lila w dzieciństwie. Ich mam skończyła Liceum Ogólnokształcące, potem poszła na studia. Dziś pracuje w teatrze, przygotowuje aktorom kostiumy, czasem też zajmuje się dekoracjami. Z mężem rozwiodła się parę lat temu, teraz nawet nie wie, dokąd facet zwiał.
-Chyba to wszystko przerosło tego gbura, a może po prostu się nie nadawał na męża i ojca?- wzrusza ramionami, bo nie robi to już na niej wrażenia.- Ale dosyć już o mnie. A ty Renata? Chyba zawsze najbardziej z nas wszystkich kochałaś szyć. Czym się teraz zajmujesz? Co robiłaś po Technikum?
Zastanawiam się, czy na pewno dziewczyny będą chciały usłyszeć szczegóły mojej historii.
-Zdałam maturę celująco jak się wyrazili egzaminatorzy- uśmiecham się pod nosem.- Chciałam iść na studia, ale w domu się nie przelewało… Więc zatrudniłam się w firmie krawieckiej, gdzie pracowała moja mama. W sumie odpowiadało mi to. Praca była ciekawa, poznałam tam mojego męża Roberta, potem urodziła się Ola.
-Wow- Lila kręci głową- ile ona teraz ma lat?
-Prawie trzynaście, skończy w czerwcu.
-Musimy ich kiedyś zapoznać z Kacprem- śmieje się Ada.- Pracujesz w tej branży dalej?
-Nie… Rozleciała się niedawno, niedługo po tym, jak urodziłam moją drugą córkę Zuzię. Teraz ma półtora roku, a ja jestem na urlopie wychowawczym. Szukam czegoś nowego, ale gdzie teraz przyjmą krawcową po trzydziestce?
-Marne szanse- kiwa głową Lila- Moja praca w teatrze tez już kokosów nie przynosi. Słyszałam, że dyrekcja naradza się czy go nie zamknąć. Co ja wtedy zrobię?
-Nie wiem, czy dobrze rozumiem, ale wygląda na to, że każdej z nas marzy się jakaś inna praca- zaczyna Alicja.- Dlaczego nie mogłybyśmy założyć czegoś razem?
Trzy pary oczy wpatrywały się w nią bez słowa i…
***
I postanowiłyśmy spróbować. Od czasu tego spotkania w pierwszy dzień wiosny minął już ponad rok i modowy biznes się rozkręca. Jasne, na początku było ciężko. Wynajęłyśmy nieduży lokal, trzeba było przeprowadzić remont, wziąć kredyt, zakupić sprzęt. Ada zajęła się wszystkimi papierami, do którym my – dosłownie i w przenośni- nie miałyśmy głowy. Alicja, jako najbardziej towarzyska zaczęła werbować klientów. Wiadomość, że znana stylista pracuje w niewielkim zakładzie szybko rozeszła się po mieście. Ja i Lila projektowałyśmy i zajmowałyśmy się szyciem. Zatrudniłyśmy kilka pań i wkrótce musiałyśmy wykupić jeszcze jedna część budynku. Na początku wystarczało tylko na bieżące opłaty, później zakład zaczął się rozwijać. Klientów ciągle przybywało, polecano nas znajomym. Mimo obaw jakoś sobie radziłyśmy. A potem, znów dokładnie 21 marca otrzymałyśmy informację o dotacji do naszej spółki. Nasz biznes ciągle się rozwija, chociaż wszystkie mamy dzieci i mało czasu. Ale wierzę, że się uda, bo przecież nie ma rzeczy niemożliwych. Myślę, że mamy szczęście, że odnalazłyśmy się po tylu latach. A co będzie dalej? Los pokaże. Ale czy to tylko przypadek, że marzenia spełniły się akurat na wiosnę?
napisał/a: justynarojek 2011-04-23 11:34
Po porodzie znacznie przytyłam,nie mogłam wręcz patrzeć na siebie w lustrze.Tej zimy postanowiłam ,że wiosnę przywitam szczuplejsza i piękniejsza.Całą zimę dzielnie nad sobą pracowałam i udało mi się.Cała moja garderoba nadawała się jednka do wymiany-spodnie spadywały,bluzki wyglądały niczym worki itd.Postanowiłam wraz z mężem wybrać się na zakupy bowiem on jest najlepszym moim doradcą i krytykiem w jednym.Długo buszowaliśmy bo sklepach ale w końcu znalazłam seskowną,czarną mimi wykonaną z gładkiego materiału a do tego seksowny topik w kremowym kolorze.Zaopatrzyłam się również w modne i zarazem wygodne legginsy,długą kwiecistą tuniką.Poza tym chyba pierwszy raz od wielu lat pozwoliłam sobie na zakup seksownej,podkreślającej moje wdzięki sukienki w kolorze fuksji.Nie byłabym jednak sobą gdybym nie wróciła z butami,one bowiem są moją największą słabością.Tak więc kupiłam zarówno balerinki,zmysłowe botki i super wysokie szpilki.Tej wiosny będe modna i seksowna tak więc zaczyna się moja beautiful story.
napisał/a: Lipiec30 2011-04-23 15:20
W tamtym roku szukałam kreacji na wesele.Bardzo dużo czasu spędziłam na chodzeniu po sklepach i przymierzaniu sukienek.Dosłownie żadna mi nie leżała.A to była za krótka,a to dekolt był za głęboki,a to gdzieś tam mi odstawało.Porażka,stwierdziłam,że chyba pójdę w moich ukochanych wytartych jeansach bo wszystko mi jedno.Aż w końcu któregoś pięknego dnia narzeczony wrócił z tajemniczym pakuneczkiem.O nic nie pytałam.W końcu podszedł do mnie i powiedział,że ta powinna być dobra.Z wielką ciekawością otworzyłam torebkę i co tam zobaczyłam?Piękną,małą czarną ze srebrnymi aplikacjami,na ramiączkach i do kolan.Przymierzyłam i padłam.Leżała cudownie.Nie mierzyłam w ogóle czarnych sukienek bo myślałam,że źle mi w tym kolorze,a tu niespodzianka.Skąd wiedział,jak wziąść rozmiar?Pojechał z moją siostrą,która ma takie wymiary,jak ja;)Śmiał się,że musiał postawić mnie przed faktem dokonanym bo nigdy bym się na żadną nie zdecydowała.Na weselu było świetnie,wybawiłam się co nie miara.Po pewnym czasie przyznał się ile za nią dał,tak mało,że byłam w szoku gdzie on ją znalazł.Powiedział,że to słodka tajemnica i teraz on będzie kolekcjonował mi garderobę.Ma wyczucie gustu więc czemu nie :P:P
napisał/a: basiula1 2011-04-23 16:18
Od kilku lat bezskutecznie szukałam pracy! Codziennie przeglądałam setki ofert pracy . Dzwoniłam ,pytałam ,umawiałam się na spotkania i nic! Mimo wieloletniego doświadczenia w swoim zawodzie nikt nie chciał mnie przyjąć do pracy,twierdząc delikatnie mówiąc że jestem za stara.
Nie poddawałam się i dalej szukałam.
Pewnego dnia umówiłam się na następną już z kolei rozmowę kwalifikacyjną i zauważyłam że w poczekalni siedzą ładniejsze, młodsze , lepiej wyglądające niż ja kobiety.
Zapytałam sama siebie ; Co ja tutaj robię?! przecież nie mam żadnej szansy .
Wstyd się przyznać ale po chwili wyszłam z poczekalni zrezygnowana z łzami w oczach .
Muszę coś ze sobą zrobić ! tak dalej być nie może !
Odwiedziłam salon fryzjerski ( swoja drogą fryzjer mnie bardzo dawno nie widział) tam profesjonalista doradził mi nową fryzurę i dobrał odpowiedni kolor do moich włosów . Polecił znajomego stylistę ,który popracował nad moim wyglądem Stylista pomógł dobrać mi odzież do mojej figury . Dowiedziałam się wiele nowinek z świata mody ,między innymi to że barwy soczyste są trendy tej wiosny i mogę je łączyć dowolnie .
Zrobiłam pierwsze zakupy ciuchów tej wiosny ! Kupiłam nowe sukienki dopasowane w tali i wiele innych rzeczy.
Odnalazłam w sobie prawdziwą kobietę ! z przyjemnością patrzyłam w lustro:)
Znów poczułam wiosnę w swoim sercu !
Z nową energią zaczęłam szukać nowej pracy .
Na efekty nie musiałam długo czekać . Nastąpił przełom ! Dostałam upragnioną pracę pokonując młodsze kandydatki:)
napisał/a: veyna 2011-04-23 18:02
Prawie w raz z nadejściem wiosny nadeszła kolekcja Reserved Beautiful Story a w raz z nią moja historia pełna zazdrości smutku i żalu , od tego momentu oczy aż mi błyszczą jak w pierwszym stanie silnego zakochania w mężczyźnie lecz bez wzajemności bo mój portfel nie jest od dawna w gotowości na luksusowe wymarzone cuda jak czarna kurtka ze skóry , granatowa mini w kroki , sukienka w poziome paski i spodnie w kwiaty ... O niczym innym nie marzę a zwłaszcza me serce nie pewne zaczęło bardziej krwawić dnia 14 kwietnia i myślałam sceptycznie co napisać ....Potrafię się wyrzec wszystkiego dla tej kolekcji aby wejść do sklepu i przynieść do domu ukochane wybrane ubrania , przez 3 miesiące w ogóle nie będę się malować , przez miesiąc golić :P , codziennie co 3 godziny wyprowadzać psa na spacer , przez tydzień nie oglądać telewizji , nie nosić stringów które kocham , gotować codziennie rodzicom obiad nawet rzucić palenie by najpóźniej do 29 kwietnia otrzymać miłą wiadomość która sprawi że skakać będę tak wysoko jak mogę z radości . Jestem pełna wyrzeczeń które udokumentowałam na forum i obiecam je spełnić , gdy pozytywnie pod koniec miesiąca wszystko się zakończy .
Niżej podpisana veyna
napisał/a: noctuelle9 2011-04-24 18:35
Pewnej wiosny, kilka lat temu, stanęłam przed własną otwartą szafą w poczuciu absolutnej besilności i rozpaczy: czekał mnie wyjazd do Paryża, a dziwnym trafem w ciągu zimy "wyrosłam" ze wszystkich eleganckich ciuszków, a portfel ział niezmierzoną pustką... Już właściwie zdążyłam się pogodzić z myślą, że Paryż nie legnie u moich stóp, a na Champs Elysees będę wyglądała jak przybysz z obcej planety, ale tuż przed wyjazdem musiałam jeszcze odebrać książkę z empiku w centrum handlowym. A w sklepie tuż obok empiku coś zielonego przykuło moją uwagę na tyle mocno, że weszłam do środka. To coś, to był śliczny, zielony wiosenny płaszczyk, akurat w moim rozmiarze, w jednym, jedynym egzemplarzu i w dodatku przeceniony 80%... Przeznaczenie!!! Oczywiście nie mogłam mu się oprzeć! Do płaszczyka dokupiłam wiosenną apaszkę, w szafie wyszperałam dopasowane, zamszowe kozaczki, które akurat tamtej wiosny były szalenie modne i ufarbowałam włosy na miedzianorudy kolor. I poleciałam na podbój Paryża!!! Paryż oczywiście, jak w każdej porze roku był bajeczny, a mój humor dodatkowo uskrzydlało moje własne odbicie w mijanych wystawach - wiosenny płaszczyk był naprawdę świetny!!! Jak bardzo świetny przekonałam się kilkakrotnie spacerując po eleganckich, paryskich ulicach, gdyż kilkakrotnie oglądając wystawy zostałam zagadnięta przez młode paryżanki: "Mademoiselle, où avez-vous acheté ce manteau?" (gdzie Pani kupiła ten płaszcz?) - ich rozczarowane miny, na wieść o tym, że takie cudo można kupić w odległej Polsce były bezcenne... Od tamtego czasu minęło już kilka lat, ale z zielonym płaszczykiem wciąż jestem bardzo zaprzyjaźniona. A najśmieszniejsze jest to, że wszystkie moje przyjaciółki uważają, że przywiozłam go z Paryża i szalenie mi zazdroszczą :)))
hadec
napisał/a: hadec 2011-04-25 22:12
Będąc małą dziewczyną, najbardziej cieszyłam się jak Rodzice zabierali mnie do Babci.
Ładnie jadłam obiad, sprzątałam pokój, układałam ubranka w szafie, aby tylko pozwolili mi trochę przy Niej pobyć.
Kiedy zamęt wokół powitań cichł, Babcia zabierała mnie do swojego warsztatu. Wyjmowała z wielkiego pokrowca piękną ekskluzywną maszynę do szycia: "Junker&Ruh" zdobytą ciężko w czasach PRL`u .. połysk na zdobieniach, przedwojenna piękność, przegrywały z nią wszystkie moje zabawki.
Kiedy Babcia zasiadała do szycia, zamierałam w bezruchu, potrafiłam nawet nie oddychać, aby nie przerywała.
Szycie szło Jej z niezwykłą lekkością i ten charakterystyczny stukot jak rozchodził się po mieszkaniu. To wszystko tworzyło atmosferę, która na zawsze pozostanie w mojej pamięci,zapisało się w niej trwałym magicznym dźwiękiem i ruchem palców.
Obiecałam sobie wtedy mając 7 lat, że jak dorosnę opanuję tą sztukę i będzie to moja pierwsza umiejętność z jaką wkroczę w dorosłe życie. Wiele lat przyszło mi czekać na spełnienie tego marzenia. W między czasie były nieśmiałe próby na maszynach u koleżanek, książki do nauki otrzymane od Babci, powtarzanie w myślach ściegów, układu palców, jak muzyk uczy się swoich instrumentów. Kiedy kończyłam liceum, na osiemnaste urodziny Rodzice w ramach prezentu opłacili mi kurs szycia.. nic,
nigdy. nie sprawiało mi takiej przyjemności jak nauka realizowania marzeń i to poczucie, że się spełniają. Odbiór dyplomu był pierwszym dniem, kiedy po latach mogłam jej znowu dotknąć: "Junker&Ruh". Babcia zaplanowała wszystko..Było słoneczne wiosenne popołudnie jak wracałam do domu, śpiew ptaków unosił mnie delikatnie nad ziemią, w dłoniach powiewał upragniony dyplom, w myślach kłębiły się pomysły. W drzwiach stała Babcia z promiennym uśmiechem i najwspanialszym prezentem jaki mogłabym sobie wymarzyć "Junker&Ruh", moja ukochana maszyna z dzieciństwa. Babcia podarowała mi ją, abym mogła wejść w dorosłe życie spełniona, szczęśliwa i pewna tego że marzenia, nawet te najbardziej odległe, zawsze się spełniają, jeśli całym sercem będziemy do nich dążyć. Mamy niespożyte możliwości bycia szczęśliwym na wiele sposobów. Ja swój wybrałam mając 7 lat.
napisał/a: marzena83 2011-04-25 22:53
Moja historia jest dość nietypowa. Kiedyś, pierwszy raz zobaczyłam w gazecie reklamę pewnej kolekcji. Styl, fasony ubrań, stylizacje modelek,, pomyślałam jedno. Babcia!!!
I może to śmieszne dla kogoś, ale tak pomyślałam! A to za sprawą
zdjęć, jakie często przeglądałam w albumie babci, z lat jej
młodości. Te cudowne sukienki w groszki, słodkie kokardki, niby od
niechcenia przypięte, a dodawały strojom magii i zalotności. Kwieciste
wzory, pastele,,, i tak sobie wdychałam, zachwycając się także
ogromnymi okularami przeciwsłonecznymi, fryzurami i makijażem. Byłam
przeszczęśliwa, kiedy babcia podarowała mi swoje perełki, pamiętające
te cudowne czasy.
Przez długi czas czekałam na to, by historia w modzie zatoczyła koło i tamte czasy znów powróciły na salony jako trendy!
Niestety, nie posiadam maszyny i zdolności krawieckich, to też wyruszyłam na zakupy! Po drodze wpadłam do babci, by podać jej jakiś dokument, a ona co robiła? Otóż znalazła na strychu wielki kufer ze swoimi rzeczami, sprzed 30 lat!!! Piękne sukienki, kilka bluzek, torebki! Zwariowałam!

Zaczęłam przymierzać jak szalona wszystko po kolei, a babcia z uśmiechem opowiadała mi przeróżne anegdoty i historyjki, związane z tymi ubraniami!
Powaliła na kolana! Ba! Podarowała mi wszystko! W dodatku nie muszę niczego poprawiać, skracać, itp. Wszystko jest jakby uszyte dla mnie:)
Największe wrażenie zrobiło na mnie kilka rzeczy, które nie tak dawno wypatrzyłam w gazecie,a które babcia miała na sesjach zdjęciowych sprzed 30 lat! Nie mogłam się oprzeć cudownej, bladoróżowej torebeczce z kokardą! Przecież to jeden z najgorętszych trendów tej wiosny! I mam ją! Jest piękna. Piękna, pastelowa sukienka w groszki jest idealna dla mnie. I okulary. Ehhh,, ciekawscy Panowie podglądają jak wygląda ich właścicielka. Uważam, że są fantastyczne i stylowe!
To taki wytęskniony, wymarzony i wypatrzony, w babcinym albumie, prezent!
Wyobraźcie sobie miny koleżanek, które nie dostaną takich ciuchów w żadnym sklepie:) Te rzeczy można połączyć w nietuzinkowe i ponadczasowe stylizacje. Dlatego udajcie się na polowanie najpierw do szafy mamy i babci, bo tam,,,,, są "prawdziwe perełki".
Ja tej wiosny spełniłam jedno swoje marzenie i "przeniosłam się w czasie" :)
kathiee
napisał/a: kathiee 2011-04-26 09:11
Piękna słoneczna sobota. Temperatura przekraczająca 20 stopni pozwoliła mi na założenie mojej nowej zdobyczy – kwiatowej sukienki z dużą ilością falban. Wybrałam się nad molo z moją miłością. Aparat fotograficzny to nieodłączny element każdej mojej wyprawy, lubię uwieczniać chwilę, chwile radości, szczęści i wolności – tak, czułam się niesamowicie spokojna i wolna tamtego dnia. Z uśmiechem na ustach zaczęła pozować, ukochany zaczął robić mi zdjęcia. Zalotny uśmiech, lekko podciągnięta sukienka, seksowny widok.
Przenosiliśmy się miejsca na miejsce: molo, brzeg morza, piasek.
Nagle za naszymi plecami zauważyliśmy grupkę ludzi podziwiających nasze czyny. Wśród nich znalazł się znany fotograf, w pierwszym momencie go nie poznałam – podszedł do nas, zapytał, do jakiej gazety robimy zdjęcia, jak się nazywa ten fotograf który robi mnie zdjęcia, bo on jakoś go nie kojarzy. Nie wiedzieliśmy w pierwszej chwili czy to żart, czy sen. Powiedział, że wspaniale wychodzę na zdjęciach i chciałby, abym znalazł się przed jego obiektywem a mój ukochany dostał propozycję nauki fotografowania, choć jak stwierdził Znany fotograf – dużo mu tej nauki nie potrzeba, bo bardzo dobrze umie posługiwać się sprzętem. Byliśmy zszokowani i szczęśliwi za razem, My – udając się na sobotni spacer nie przypuszczaliśmy, że spotka Nas taka niesamowita historia.

Stanęłam przed obiektywem Znanego fotografa, – choć bycie modelką i pozowanie nie było moim marzeniem, to wiem, że spełniłam się robiąc to. Czasami zwykłą chwila potrafi niespodziewanie zmienić nasze życie.
napisał/a: fanta 2011-04-26 12:15
Kocham Indie. Ten kraj to 600 procent kolorów ,zapachów i smaku. Indie są tak intensywne, pełne kontrastów oraz najróżniejszych emocji,że podróż w ich głąb staje się dla wielu podróżą w głąb siebie. Stanowią obezwładniający świat intensywności w każdym wymiarze życia, kontrast najostrzejszy do wyobrażenia..materia i duch,
piękno i odrażająca brzydota. Indie można albo kochać albo nienawidzić, ale nie można być wobec nich obojętnym. W Indiach naprawdę czuje się co to jest
życie. Magiczne miejsce, magiczni ludzie, magiczna atmosfera,
która potrafi przysłonić wszystkie minusy. Kto choć raz tam pojedzie na
dłużej ten nie będzie myślał już o niczym innym. Ja zakochałam się nie tylko w ich kulturze i sposobie życia, ale i pokochałam tak jak oni żywe ,nasycone,energetyczne kolory. Wpłynęło to na moje wyczucie mody i zmodyfikowało w znacznym stopniu mój wcześniej zachowawczy styl. Wcześniej chowałam się w bezpieczne zestawienia, kochałam klasykę i bałam się wszelakich nowości,eksperymentów mogących zburzyć mój przez lata wypracowany styl. Wolałam postawić na sprawdzone, neutralne kolory i zestawienia, zatracając przy tym własną indywidualność. Nie chciałam się wyróżniać na tle otoczenia, wychylać w jakikolwiek sposób, gdyż niestety wszelaka „inność” bywa często krytykowana i wyśmiewana. Dzięki pobytowi w Indiach nabrałam odwagi, pewności siebie i nabrałam nowego, świeżego spojrzenia na kwestię mody. Nauczyłam się być sobą i nie bać się tego. Teraz moje ubrania tętnią życiem, młodością,optymizmem i radością życia. Wyrażają mnie i moją osobowość.Nie jestem już przebrana lecz ubrana w zgodzie ze samą sobą. Mój styl to ubrania dopasowane, bardzo kobiece, mające proste, klasyczne linie ale mnóstwo w nich intensywnych, żywych kolorów idealnie współgrających z moja jasną,porcelanową karnacją i jasnymi włosami. Nie boję się dodatków ani podkreślania ciała, znam swoją wartość i swoje mocne strony, które podkreślam. Znam swoją figurę, wiem, jak ją podkreślić i w czym dobrze wyglądam. Nie boję się nowości, eksperymentów i jestem odważna w kreowaniu siebie(jednakze zawsze w granicach dobrego smaku).Jestem kombinacją dziewczęcej niewinności i dojrzałej kobiecości. Ubieram się zawsze bardzo elegancko i tak by podkreślać moją kobiecość i swój sexappeal. Gdy obserwuję polskie ulice dochodzę do konkluzji, że naprawdę ciężko spotkać osoby nie bojące się bawić kolorami, modą , kreatywne i wyznaczające nowe trendy. Zauważyłam też kolejną skrajność, jak już nie boimy się nowych trendów i z nich korzystamy to nie znamy w tym umiaru. Czasami można obserwować istny atak klonów, bez wyrazu i własnego ja. Nie powinno się ślepo podążać za modą i nosić czegoś tylko dlatego że to jest aktualnie modne, a niekoniecznie dobrze w tym wyglądamy. Zero własnej indywidualności, czy też chęci przekształcenia danej mody na swój styl, sposób bycia. Mnie zachwyca, poraża i budzi mój nieukrywany szacunek i podziw umiejętność łączenia trendów z własnym stylem. I to jest dla mnie dopiero sztuka godna naśladowania.