Konkurs "Wiosenny powiew w Reserved"

tanika
napisał/a: tanika 2011-04-19 16:45
Wiosna wkroczyła już na dobre,sobotni poranek,słońce za oknami zachęcało do wyjscia z tych czterech ścian,a ja miałam doła,jakiego jeszcze świat nie widział!
Straciłam prace dwa tygodnie temu,humor był,delikatnie mówiąc,beznadziejny!Kolejne poszukiwania więczyły się fiaskiem,czyli, miłym uśmiechem i wszystkim,któ kiedyś tej pracy poszukiwał,znanym zdaniem:"Zadzwonimy do Pani,gdy będzie wolne miejsce."Masakra!Myśli kłębiły mi się po głowie,oczywiście te czarne,nie mogłam się skupić na pięknych stronach nadchodzącej wiosny,radości z życia,romantycznym nastroju...Ach,beznadzieja!Co to dalej ze mną będzie?
Skusiłam się jednak i postanowiłam poprawic sobię humor i wydać resztkę swoich oszczędności na jakiś fajny ciuch,dodatek lub kolejną parę szpilek(uwielbiam je!).Postanowiono,zrobiono!Makijaż poprawił urodę i "zakamuflował" wyniki stresu i niewyspanych,jak należy,nocy.Ulubiona sukienka,własnego projektu i wykonania,ukochane szpilki - dodały pewności siebie i wiary w lepszą przyszłość!Ostatnie poprawki,duża torba na ramię,ostatnią kase - do portfela,apaszka na szyje,mgiełka perfum - wychodze.
W centrum handlowym,oczywiście jak to w soboty,tłum!Ale mi jakoś to teraz wcale nie przeszkadzało,może,poprostu, steskniłam się za społecznością,za szmerem i rozmowami,za ludzmi?Zdiczałam już do konieczności?Ale nie będe znowu się dołować!Wystawy aż pękają "w szwach" od nowych i najnowszych kolekcji,więc "do roboty"!Na "buszowaniu" po butikach zleciało już pół dnia,a ja nadal nie byłam zdecydowana.Przy normalnych okolicznościach już bym była bez kasy dawno,a teraz...Ach ten nastrój jest beznadziejny!!!Musze wypić espresso,bo nie wytrzymię.Sącząc aromatyczny napój zauważam starsza kobietę,która ukradkiem na mnie spogląda z obok ulokowanego butiku,i tak niby nic dziwnego,ale jednak dość denerwująca sytuacja.Po kilku minutach podeszła do stolika;"Przepraszam Panią bardzo,ale chciałam zapytać,gdzie Pani kupiła swoją sukienkę?" - uśmiechneła się speszona.Odpowiedziałam,że sukienka jest mojego "autorstwa",zaprojektowałam i uszyłam ją sobię sama,bo to mój zawód,moja pasja,moja miłość...Nagle Starsza Pani przysiadła się i zadała mi pytanie:"Czy zechciała by Pani ze mna współpracowac?To mój butik,tu sprzedaje damską odzież z mojego autorskiego ateljer.Mam kilka dziewczyn w pracowni,ale chętnie bym zobaczyła Pani pracę,jeśli Pani się zgodzi,oczywiście".Dobrze że siedziałam.Inaczej bym zemdlała,ze szczęscia,oczywiście!!!Zaprosiła mnie do swojego sklepiku,a tam mistrzowska robota!Przepiekne kreacje dla nowoczesnych kobiet,piękne materiały,idealne wykończenia,najwysza jakość - na tym to ja się znamChciałam kupić sobię u Starszej Pani piękny spodnium,tak bardzo mnie zachwycił,ale powiedziała,jeśli będziemy współpracować dostane go w prezencieDostałam go!!!A moje życie odmieniło się diametralnie - ukochana praca,rozwój osobisty,wspaniały i kreatywny zespół,atrakcyjne wynagrodzenie,ogromna satysfakcja i radosc każdego dnia!!!W tej pracowni nie tylko odzyskałam siebie,radosną i optymistyczną dziewczynę,lecz odnalazłam prawdziwą przyjazń,szacunek i serdeczne relacje!!!
I tak właśnie stało się w moim życiu,że razem z wiosennym powiewem otrzymałam wspaniały dar od losu - spotkałam tak wspaniałych ludzi,znalazłam,a raczej mnie znalazła,praca,która jest moja ogromną pasją,tworzenie ubrań,modowe szaleństwo i doradztwo stylistyczne,to jest to,co kocham!!!
mamadwojga
napisał/a: mamadwojga 2011-04-19 17:24
Kilka lat temu, kiedy zimową porą obrosłam tłuszczykiem ponad miarę, a mając w pracy niezły młyn przestałam o siebie dbać jak należy, stała się rzecz straszna…:eek:
Nadeszła wiosna...
Pojechałam na święta Wielkanocne do rodzinnego domu, zrobiłam sobie kilka rodzinnych zdjęć a potem, przeglądając je, uświadomiłam sobie ze zgrozą że … zamieniłam się w swoją własną matkę! :eek::eek::eek:
Byłyśmy jak bliźniaczki. Zmęczone, szare, grube, siwe i ubrane w workowate swetry. A przecież to ja, elegancka i zadbana, zawsze zżymałam się na rodzicielkę że się zaniedbuje, że się nie odchudza, że nie dba o włosy i ubrania… A tu co? Niepostrzeżenie stałam się jej klonem.
Musiałam zrobić plan naprawczy. A to nie było proste.
Na pierwszy ogień poszły nadmiarowe kilogramy. Nie mam silnej woli i nie potrafię się odchudzać ale z pomocą dietetyczki (oj drogo było ale warto) udało się zadziwiająco bezboleśnie spaść o dwa rozmiary. Na drugi ogień poszła skóra i włosy. Kosmetyczka, fryzjer – jak w telewizyjnej metamorfozie zmieniłam się z kopciuszka w królewnę. Byłam swoją własną wróżką chrzestną.
Brakowało mi tylko pięknej sukni i trzewiczków na bal.
Udałam się więc do galerii handlowej i zamieniłam rozlazłe dźinsy i T-shirt plus długi luźny sweter (moi zimowi przyjaciele) na dopasowane spódnice, kobiece bluzki i szpilki. Kupiłam nową torebkę, kurtkę, żakiet, kilka naszyjników i kolczyków. Wyglądałam naprawdę dobrze.
Miałam nadzieję że przy następnym spotkaniu wpłynę mamie na ambicję i zachęcę ją żeby też się za siebie wzięła.
Kiedy nadszedł czerwiec znów pojechałam do rodzinnego domu.
I wtedy wydarzyła się rzecz najdziwniejsza… :confused:
Otworzyła mi drzwi moja młoda i szczupła, nowocześnie ubrana i uczesana mama!!!
Zaczęłyśmy się śmiać w progu domu jak dwie wariatki!
Mama też zauważyła podczas Wielkanocy jakie jesteśmy obie żałosne i też zdecydowała się za siebie wziąć. Chciała po cichu tym na mnie wpłynąć. Chciała mi pokazać że trzeba o siebie zadbać.
I co? Znów byłyśmy jak bliźniaczki, tylko tym razem mi to absolutnie nie przeszkadzało...
napisał/a: werdom 2011-04-19 23:24
Moja niesamowita historia w którą do dziś ciężko mi uwierzyć, zaczęła się w pewne ciepłe popołudnie. Przechadzając się między kolorowymi witrynami, moje oczy co rusz zatrzymywały się na jakiejś rzeczy. W końcu na jednej z wystaw dostrzegłam wspaniałą bluzkę, którą zapragnełam mieć. Wchodząc do sklepu, moją uwagę zwróciła kobieta o "artystycznym" wyglądzie. Jednak szybko wróciłam myślami do poszukiwań bluzki. Przechodząc miedzy półkami na których, znajdowały się sterty ubrań dostrzegłam tą upragnioną. Wzięłam ja do ręki i oglądałam starannie z każdej strony. W pewnej chwili poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się dyskretnie i ujrzałam kobietę, którą minęłam przy drzwiach. Kobieta widząc że ją dostrzegłam, ruszyła w moją stronę. Przestraszona spóściłam wzrok. Kobieta stanęła przede mną, przywitała mnie sympatycznie i szybko zaczęła wyjaśniać swoje zainteresowanie moją osobą. Była fotografką i chciała wykonać sesje z moim udziałem. W pierwszej chwili uznałam to za dziwny pomysł, jednak przy dalszych argumentach zgodziłam się i ...nie żałuję. Sesja ta była pierwszą w moim życiu i mam nadzieję, że nie ostatnią, a bluzka którą wtedy kupiłam została uwieczniona na zdjęciach.
I kto by pomyślał, że bluzka z wystawy będzie początkiem niezwykłej przygody.
boszenka
napisał/a: boszenka 2011-04-20 01:14
My Beautiful Story...

Nie będę pisać o księciu z bajki, spotkaniu po latach, czy wstydliwych, modowych wpadkach... Życie składa się z wielu pięknych chwil, które mogłyby trwać w nieskończoność... Wspominamy je z błogim uśmiechem, czasem z łezką wzruszenia, zawsze z nadzieją, że to nie koniec miłych niespodzianek jakie serwuje nam los...
Moja Beautiful Story to historia czystego przypadku, zbiegu okoliczności, którego wspomnienie pomimo upływu lat wciąż napawa mnie optymizmem.
Pamiętam jak dziś, rok 2005, przyroda budzi się do życia, słońce macha radośnie swoimi promykami, na każdym kroku można spotkać zakochane pary-słowem wiosna! A ja...szara mysz, zakompleksiona licealistka, która na dodatek rozstała się ze swoim pierwszym chłopakiem. Wtedy myślałam: mój świat się wali! Z odsieczą ruszyła moja niezastąpiona matula. Pamiętam jak żwawo wkroczyła do mojego pokoju i oznajmiła zdecydowanym tonem: ,,Zabieram cię na rajd po lumpeksach!''.
,,Oj nie, tylko nie to. Zakupy to ostatnia rzecz, na jaką mam teraz ochotę.''-odparłam i na znak sprzeciwu i niechęci schowałam się pod kołdrę.
Mama jednak dopięła swego i wylądowałam w samochodzie, w drodze na 'szalony', lumpeksowy tour. Ten kto zna moją rodzicielkę wie, że ona nie odpuszcza tak łatwo i jednocześnie trzeba przyznać, że jest najlepszym psychologiem jakiego znam (na moją wyłączność oczywiście). Pierwsze dwa secondhandy nie poprawiły mi humoru...a nawet wręcz przeciwnie! Nic mi się nie podobało, dołowały mnie zbyt małe rozmiary i niestety wysokie, jak na te miejsca, ceny. Przy trzecim SH nastąpił przełom... A mianowicie wydarzyło się coś co spowodowało, że po raz pierwszy od kilku dni na mojej twarzy pojawił się uśmiech... Na dnie jednego z bardzo głębokich koszy odnalazłam prawdziwą perłę, wyśniony skarb Atlantydy, marzenie z moich najpiękniejszych snów... oryginalną torebkę Louisa Vuitton, z metkami i wytłoczonymi numerami! Była tak piękna, że sama nie mogłam uwierzyć w to co widzę! Myślałam, że stałam się właśnie celem jakiegoś żartownisia, który wyskoczy zza drzwi i krzyknie ,,nabrałem cię naiwniaczko!''. Po kilku sekundach nic takiego się jednak nie wydarzyło, a ja w pośpiechu podeszłam do kasy i zapłaciłam całe 5 zł za to bezcenne znalezisko. Zapomniałam już o niespełnionej miłości, złamanym sercu, pryszczach na twarzy i dwójce z chemii...liczyła się tylko ona-moja wymarzona torebka,w której posiadanie wciąż nie mogłam uwierzyć... I wiecie co? Do teraz zdarza mi się szczypać w rękę z niedowierzaniem, gdy patrzę na to cudo, które jest prawdziwą perłą w mojej garderobie!
napisał/a: hollisterka 2011-04-20 12:17
Cały rok czekałam na ten dzień. Mamy w rodzinie taką tradycję, że zawsze tuż przed Bożym Narodzeniem i przed Świętami Wielkanocnymi, każde z wnucząt wyrusza z babcią na zakupy, a to, co kupi, może ubrać dopiero w święta. Tak więc przywitałam babcię buziakiem w policzek, błagalnym wzrokiem spojrzałam w kierunku mamy, zupełnie jakbym czekała, że wymyśli jakiś pretekst, dzięki któremu zakupy z babcią mnie ominą. Wiecie jak to babcie znają się na modzie- do tej pory zawsze kończyłam z sukienką zwieńczoną kołnierzykiem, za kolana, z dużymi kieszeniami. Wyruszyłyśmy na targ, z wiklinowym koszem, do którego miałyśmy włożyć łupy, babcinymi okularami, przez które wyłapywała dotychczas trendy i świetnym nastrojem.
"Błagam, nie! Tylko nie w stronę fartuszków i polarów na zamek!"- myślałam, kątem oka spoglądając na tulipanowe spódnice i bluzki z żabotami. Jednak babcia zupełnie mnie zaskoczyła.
-"Widzisz wnusiu, babkę masz starą, ślepą, ale nie taką głupią- wyciągając z dna kosza numer jednej z modowych gazet, dokończyła: przeszkoliłam ja się trochę, poczytałam, popatrzyłam i wiem, co ty byś chciała." Stanęłam jak wryta, nie zdążyłam wypowiedzieć słowa, a babcia już ciągnęła mnie w stronę stoiska z trenczami i całą gamą bluzek. Zadziwiła mnie zasobem słownictwa, powiedziała mi bowiem, że wyglądam "na czasie", a "bluzka odcięta pod biustem" nie podkreśla mojej figury tak, jak ta z "dekoltem w serek" oraz, że spódnica "z podniesionym stanem" optycznie mnie wyszczupla. Dorzuciła jeszcze, że beże są teraz najmodniejszymi odcieniami na świecie, a trencz, za który właśnie płaciła "sprawia, że wyglądam nonszalancko i gustownie". Potem pozwoliła mi wybrać jeszcze piękną bluzkę w groszki, która spodobała się jej ze względu na motyw przypominający jej młodość. To Ci dopiero historia! Babcia znająca się na modzie! Dodam jeszcze, że prócz zupełnego zdziwienia i ubrań, babcia zafundowała mi gorącą czekoladę i niesamowite wspomnienie, które zostaną ze mną na zawsze. A babciny płaszczyk będę nosić niezależnie od pory roku. Kto wie, może już za pół roku babcia zadziwi mnie po raz kolejny? To dopiero początek naszej beautiful story! Od teraz nie wyjdę na zakupy bez babci!:)
napisał/a: megg1984 2011-04-20 13:03
Tonę w szarościach miejskiej dżungli. WIOSNA to najpiękniejsze co może mnie tutaj spotkać. BEAUTIFUL STORY rozpoczyna się gdy tylko pojawią się jej pierwsze oznaki. Wiosną, niby robię wszystko to samo, odwiedzam te same miejsca, ale Ci ludzie, te kobiety?! Co się z nami dzieje. Co się dzieje ze mną. Ja Matka Polka zrzucam z siebie kolejne warstwy ubrań. Kupuję biustonosz, który pięknie eksponuje wszystkie walory mojego biustu. Zakładam buty na obcasie i sukienkę. Patrzę w lustro i nie mogę uwierzyć "Kochana, niezła babka z ciebie!". Nie poznaję sama siebie i szaleje za taką WIOSENNĄ JA. A wokół mnie, tu uśmiech...tam komplement...Ach ta wiosna! A Ty? Jak się dzisiaj czujesz? Nie bój się wpuścić WIOSNY do swojego wnętrza...
napisał/a: ucza 2011-04-20 16:44
W październiku zostałam studentką. Dobra uczelnia, perspektywiczny kierunek i wspierający mnie finansowo rodzice - obiektywnie patrząc, rozpoczynając nowe (lepsze?) studenckie życie nie powinnam mieć żadnych obaw. Ale czy ktoś z Was kiedyś widział młodą dziewczynę z obiektywnym spojrzeniem na rzeczywistość, na własną osobę i możliwości? Myśl o nowym etapie w moim życiu bardziej mnie przerażała niż ekscytowała. Choć byłam pewna, że z nauką sobie poradzę, ze strachem myślałam o obcych twarzach dookoła i konieczności nawiązania nowych znajomości. Tak bardzo chciałam tym razem zostać zaakceptowaną i stać się częścią grupy...
Sytuacji nie ułatwiał fakt, że na roku poza mną była jeszcze tylko jedna dziewczyna i ponad 80 facetów. A mi nigdy nie szło najlepiej z mężczyznami, na żadnej płaszczyźnie. Nie mogło zresztą być inaczej, bo mój wygląd sprawiał, że wszyscy panowie nabierali dystansu od pierwszego wejrzenia.
Prawie do momentu rozpoczęcia studiów trenowałam tenis ziemny. Plany o karierze sportowej zniweczyła ciężka kontuzja. Za lata treningów zapłaciłam jednak zmienioną sylwetką - ogromne, szerokie bary, mocne, umięśnione nogi... Który facet spojrzy na dziewczynę z większym od jego bicepsem? Na każdym kobiecym portalu można przeczytać wiele rad o eksponowaniu zalet i tuszowaniu wad - ale ja nie miałam żadnych zalet! Nie mogłam przyjąć strategii eksponowania nów ani skorzystać z sugestii o odsłanianiu ramion, nie mogłam nawet nosić obcasów żeby poprawić proporcje sylwetki, bo po kontuzji mój staw mogłyby tego nie wytrzymać... Jedyne co mogłam zrobić za pomocą stroju, to chociaż trochę wtopić się w tłum, żeby na pierwszy rzut oka nie było widać jakim jestem dziwolągiem. W prawie wyłącznie męskim towarzystwie najłatwiej było to osiągnąć wybierając szerokie spodnie i obszerne koszule. Ciemna flanela w kratę sprawiała, że właściwie nie dało się mnie odróżnić od moich kolegów. Ja zresztą wolałam taką opcję, niż wysłuchiwanie docinków o babach na politechnice, kobietach za głupich na fizykę i blondynkach, które przyszły na studia szukać męża.
Połowa kwietnia zaskoczyła bardzo ciepłymi dniami. Nie potrafiłam usiedzieć w domu i szybko zadzwoniłam do klubu sportowego, żeby wynająć kort do tenisa. Skorzystałam z opcji, w której to klub próbuje chętnych do gry połączyć w pary - tak się szczęśliwie złożyło, że znalazł się ktoś, kto szukał partnera do gry jeszcze na ten sam dzień. Słońce za oknem przypominało o najlepszych chwilach w moim życiu, w większości spędzonych na korcie, więc nie potrafiłam się powstrzymać od ubrania swojego ulubionego tenisowego stroju - krótkiej spódniczki i dopasowanego topu. Kiedy o 15 weszłam na kort, mój partner już czekał. Spojrzałam na niego i ... chciałam uciec. To kolega z roku! On jednak podszedł do mnie jak gdyby nigdy nic i przedstawił się - nie poznał mnie! Postanowiłam więc nie marnować okazji do gry i rozpoczęliśmy mecz. Grało się nam fantastycznie. Jak na amatora, był rewelacyjnym tenisistą. Po meczu podeszłam do siatki, żeby uścisnąć jego dłoń.
- Przepraszam - zagaił - pewnie uznasz to za kiepski podryw, ale wydaje mi się jakbym skądś Cię znał. Mogliśmy się już spotkać w jakichś okolicznościach?
- Studiujemy razem.
- To Ty?! - nie potrafił ukryć zdumienia. - Dziewczyno, jak to możliwe?
- Trenowałam kiedyś tenisa, to dlatego... - zaczęłam się tłumaczyć.
- Ja nie o tym - roześmiał się - Jestem zdumiony, że od pół roku razem studiujemy, a ja jeszcze nigdy nie widziałem Twoich fantastycznych nóg. Na korcie ruszasz się z taką gracją, sam bym w życiu Cię nie skojarzył z tą babą ze stud... - urwał i zaczerwienił się - Przepraszam, nie chciałem - zrobiło mu się głupio.
- Nie szkodzi - zaprotestowałam; w końcu nic dziwnego, że tak o mnie myślą. Mecz był jednak fantastyczny, więc nie chciałam stracić tej okazji. - Słuchaj, może zamiast przepraszać, zgadamy się na jeszcze jeden mecz kiedyś? - zaproponowałam.
- Bardzo chętnie, ale pod jednym warunkiem. Mówię całkiem poważnie. Masz jutro przyjść na zajęcia w krótkiej spódnicy! Bez tego nie ma mowy nawet o jednym gemie.
- Zwariowałeś?! - zapytałam, ale on odwrócił się i odszedł w kierunku szatni.
Nie zamierzałam spełniać jego warunku. Ale kiedy wieczorem otworzyłam szafę, pomyślałam, że przecież gorzej już być nie może. Udało mi się wygrzebać z półki jakąś zapomnianą spódnicę i w miarę pasującą do niej bluzkę. Raz kozie śmierć!
Mówi się, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Być może zabrzmi to nieco śmiesznie, ale okazało się, że jedna spódnica jak najbardziej. Ten dzień na uczelni zdecydowanie różnił się od poprzednich. Poczułam, że zostałam zauważona. Koledzy i wykładowcy zauważyli, że na sali jest kobieta. Wbrew moim obawom, wobec tego odkrycia nie zachowali się jak szowiniści, ale jak dżentelmeni - nie spotkał mnie żaden przykry żart a za to nie musiałam sama przenosić ciężkich urządzeń w laboratorium. Wydawało się również, że nikt nie uważa, że wyglądam śmiesznie... Gdy spotkałam swojego partnera z kortu, w jego oczach też nie zobaczyłam kpiny. Uśmiechał się ciepło, tak jakby domyślał się, że ta metamorfoza dużo dla mnie znaczy.
Moja "Beautiful Story" nie jest skończona. Ciągle walczę z kompleksami. Nie zaczęłam jeszcze odkrywać trendów w modzie - na razie odkrywam, jak to jest być kobietą. No i kolekcjonuję komplementy. Mam ich już 5. Wszystkie o nogach, więc może jednak zdecyduję się na tą strategię z ich eksponowaniem...
napisał/a: mamusiaczek 2011-04-20 16:51
Jestem osobą o tzw. pełnych kształtach.
Czasem spotykam się z niemiłymi komentarzami odnośnie mojego wyglądu i próbą za wszelką cenę obniżenia mojej samooceny.
Należę do ludzi, którzy uważają, że nie ważne jaki rozmiar nosisz, możesz pięknie wyglądać, bo pięknym to nie znaczy być "chudym", tylko zadbanym, mającym poczucie własnej wartości, akceptującym siebie i żyjącym w zgodzie samym z sobą.
Niestety niektórzy ludzie uważają, że jeżeli nie nosisz rozmiaru S lub M to do atrakcyjnych ludzi zaliczać siebie nie możesz.
Ostatnio taki stosunek do mojej osoby bądź innych kobiet mojego pokroju dał mi o sobie znaki i zaczęłam czuć się jak szara myszka, którą każdy po kontach obgaduje i wytyka palcami, jak ona może tak wyglądać.
Kiedy wieczorem przeglądałam jedno z kolorowych pism, coś we mnie pękło i postanowiłam, że dzisiejszy wieczór był ostatnim, w którym pozwoliłam samej sobie na to, aby uciekać od ludzi i samej siebie, bo nie wyglądam jak modelka z pierwszych stron gazet.
Przygotowałam sobie relaksującą kąpiel, nakładałam maseczki, zrobiłam pediciure i maniciure i obiecałam, że jutro wybiorę się na zakupy. Już same te zabiegi pielęgnacyjnie wprawiły mnie w dobry nastrój.
Na drugi dzień z ułożoną fryzurą, wypachniona, ubrana w najlepsze ciuchy jakie udało mi się wygrzebać z dna szafy, wyruszyłam na zakupy.
Chociaż budżetu dużego nie miałam, na wyprzedaży udało mi się kupić kilka niedrogich ale za to przykuwających uwagę ciuchów.
Sprzedawczynie tradycyjnie przynosiły mi do przymierzalni ciuchy o 2 rozmiary za duże, ale na szczęście wiem w czym mi jest dobrze, jakie są moje atuty i dobierałam takie ciuchy, które podkreślają moja figurę a nie optycznie jeszcze bardziej mnie powiększają.
Nie mogłam się powstrzymać i od razu ubrałam nowo kupioną sukienkę, buty i w rewelacyjnym nastroju, pewna siebie, umówiłam się na kawę z przyjaciółką.
Po drodze otrzymywałam miłe komplementy od mijających mnie mężczyzn i jeden z nich nawet rzekł, że tak właśnie powinna wyglądać kobieta, żeby było na czym oko zawiesić.
Takie miłe słowa, które otrzymuję są dla mnie dowodem, że nie ważne czy nosisz rozmiar S czy może nawet XXXXL zawsze możesz pięknie wyglądać, jeśli tylko chcesz o siebie zadbać a jeżeli ktoś próbuje ci wmówić, że mając kobiece kształty musisz je zakrywać, uśmiechnij się i powiedz, że jesteś kobietą, więc musisz wyglądać jak kobieta a nie wieszak i jeśli tylko zaakceptujesz siebie, możesz czuć się codziennie jak milion dolarów.
Pozdrawiam.
napisał/a: infinity1 2011-04-21 10:32
[CENTER]***[/CENTER]

Czy zwykłe drzwi do przymierzalni mogą otworzyć wrota do wielkiego świata mody?

A czy zwykła teczka na dokumenty może stać się paszportem do tego świata?

I czy piórem zwykłej codzienności można napisać niezapomnianą Beautiful Story?


Mój przypadek pokazuje, że tak…

[CENTER]***[/CENTER]
Z nadejściem nowego sezonu, chcąc nie chcąc, wysłuchawszy rad żony, szukałem nowych jeansów w jaśniejszych kolorach, niż te zimowe. Do sklepu wybrałem się przed pracą. Miałem nadzieję, że szybko załatwię sprawę zakupu spodni i spokojnie zdążę do pracy.

Ale co to???

W przymierzalni stałem się świadkiem sceny jak z filmu detektywistycznego. W momencie gdy ja – ubrany na wpół w jednej nogawce nowych, a jednej starych spodni, próbowałem odszukać ceny na metce – spostrzegłem, jak ktoś w ułamku sekundy wkłada rękę do mojej przymierzalni i migiem zabiera teczkę z papierami, którą miałem przy sobie.
Hm… Po co komu taka teczka? Złodzieje zwykle wolą pieniądze. Pieniądze i dokumenty mam przy sobie.
„Mała strata” – pomyślałam i nie zamierzałem nawet zgłaszać tego na policji. Kupiwszy spodnie zapytałem jeszcze – może nieco naiwnie – dziewczyny w kasie, czy nie widziała kogoś wychodzącego ze sklepu z ciemnoniebieską teczką.
Ale ta rzekomo nic nie widziała…
[CENTER]***[/CENTER]
I pewnie dałbym spokój i zapomniał o tej niecodziennej kradzieży, gdyby nie to, że w teczce, wśród mnóstwa papierów, była faktura z moimi danymi teleadresowymi. Jeszcze tego samego dnia zadzwonił do mnie ktoś z prywatnego numeru…

Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem głos młodego człowieka. Dzwonił w sprawie teczki. Gdy upewnił się, że rozmawia z właścicielem teczki i zawartych w niej dokumentów, przeprosił mnie ogromnie za to dzisiejsze zajście i wytłumaczył, że moja teczka trafiła w jego ręce za sprawą jego matki… cierpiącej od wielu lat na… kleptomanię. Za każdym razem, gdy kobieta przynosi coś do domu, ten stara się nawiązać kontakt z właścicielem tej rzeczy i zawsze oddaje wszystko właścicielowi.

Najpierw pomyślałem, że to może któryś z moich kolegów żartuje sobie ze mnie. Jednak pozbierałem w głowie szybko wszystkie fakty i stwierdziłem, że to nie może być żart, bo ten człowiek zna zbyt dużo szczegółów związanych z teczką i jej zawartością.
Zapewniając po raz kolejny o prawdziwości tego zdarzenia i chorobie matki mężczyzna poprosił o termin spotkania, żeby oddać mi moją własność. Nie chciał wysyłać mi teczki pocztą listem poleconym, bo tą drogą musiałby podać swój adres i nazwisko. A bardzo chciał zostać anonimowy.
[CENTER]***[/CENTER]
Poszedłem więc. Na umówionym miejscu czekał na mnie ekstrawagancko – no… powiedzmy modnie – ubrany trzydziestoparolatek. Oddał mi teczkę, przeprosił jeszcze raz i podarował mi w ramach rekompensaty dwie wejściówki na prestiżowy pokaz mody w Warszawie.
„To w ramach zadośćuczynienia” – powiedział tylko i oddalił się szybko, zanim ją zdążyłem zapytać o cokolwiek.
Jak się okazało, zaproszenie na ten pokaz dedykowane było wyłącznie VIPom (projektantom znanych marek, właścicielom butików, artystom).

Żona była bardzo zachwycona pokazem i obecnością tylu znanych osobistości ze świata mody! Coś tylko nie chciała uwierzyć, że wejściówki dostałem od kolegi z pracy, który wygrał je w jakimś konkursie, a sam nie miał czasu tam iść… Ale dla mojej żony pozostańmy może przy tej wersji ;)

Tego wieczoru wydawało mi się – choć głowy nie dam uciąć – że rozpoznałem twarz znanego mi mężczyzny, gdy organizatorzy pokazu prezentowali obecnych tam projektantów. Któż by uwierzył, że za wizerunkiem eleganckiego pana ze świata mody może kryć się tak skomplikowane życie naznaczone piętnem chorej matki?
[CENTER]***[/CENTER]
Od tego czasu zawsze, gdy jestem w sklepie z ubraniami, bacznie obserwuję okolice przymierzalni, sprawdzając, czy nie „kręci się” tam znana mi z opowiadań kobieta chora na kleptomanię. Może wam uda się ją kiedyś zauważyć…?
napisał/a: drewienko 2011-04-21 11:36
Na wiosnę pojawia się w mojej głowie myśl: jak pokolorować swój świat? Przyglądam się sobie i otaczającemu mnie życiu i powolutku z nieśmiałością, która towarzyszyła mi na pierwszej randce, dodaję finezji szczegółom, a co z tego wychodzi...?
Wiosną piękno świtu wzrusza moją duszę w sposób estetyczny. Rozrzedzone światła latarni zaczynają migotać, zwiastując rychłe przebudzenie i zrzucenie nad rankiem ulotnego przebrania mglistej akwareli. Tak samo ja spostrzegam hipnotyczne kolory, które mogą podkreślić moją skórę, oczy, a nawet nastrój i otaczam się nimi krok po kroku, tak aby końcowy obraz, który stworzą był cudowną utratą równowagi, do której wciąż chce się wracać, by sprawdzić, że to nie iluzja.
Moją modową historię docenił mój obecny mąż, pierwsze wrażenie przy półce w sklepie było wystarczające, by teraz razem z nim uczestniczyć w przeobrażaniu się w wiosennego motylka i jestem wdzięczna za los, bo nadal chce mi się mówić: nie budź mnie, niech ten seans trwa!
Moda, którą widzę dookoła pogrąża mój umysł w letargu, a serce krzyczy: nie oglądaj, uczestnicz w niej choć troszeczkę...
detainee
napisał/a: detainee 2011-04-21 13:47
Ze snu wyrwały mnie natarczywe promienie słońca, przebijające się przez śnieżnobiałe firanki wprost na moją zaspaną twarz. Oswajając się z wiosennym porankiem, delikatnie przetarłam oczy ręką. Przywitała mnie pierwsza w tym roku, piękna, słoneczna pogoda. Jednak przed oczami zaczęły mi się przewijać bolesne wspomnienia wczorajszego wieczoru. To miał być jeden z najlepszych dni w moim życiu, niecierpliwie go wyczekiwałam. Ta cała gala...nie, nie mogłam o tym myśleć, to bolało. Ośmieszyłam się, zszargałam dobre imie firmy, moja kreacja została uznana za najgorszą tej imprezy. Potrząsnęłam głową, próbując tym ruchem pozbyć się myśli. W końcu, nie wiele się zastanawiając, podniosłam się z łożka i podeszłam do szafy, otwierając ją na całą szerokość. Szczerze mówiąc, jej zawartość nie zachwycała. Byłam totalnie nieprzygotowana na nową porę roku, a w mojej szafie przeważały jeszcze ubrania z zimy. Włączając radio, zabrałam się za wiosenne przeszukanie szafy. Jednak po półgodzinnym wysiłku, jedynymi efektami mojej pracy były biała, wymięta sukienka i podniszczony, słomiany kapelusz. Może właśnie w tym momencie postanowiłam, że trzeba coś zmienić. Wiedziona impulsem wyciągnęłam oszczędności z paru miesięcy. Czułam, że to najwyższy czas, by dobrze je spożytkować. Ubrałam się i w dobrym nastroju wybiegłam na ulicę. Być może gdybym była bardziej uważna, zauważyłabym nadjeżdzający z naprzeciwka samochód, wpadający oponą w jedną z opuszczonych kałuż. Brudna tafla wody zalała mnie prawie całą. Krztusząc się, przeklinałam w myślach kierowcę. Idealnie się zaczyna... Ludzie, mijający mnie na ulicy i obserwujący całe zdarzenie śmiali się, a ja byłam coraz bardziej zdenerwowana.
- Takiej sukienki to nie szkoda, droga panno - oznajmił mi jakiś złowieszczy głos z drugiego końca ulicy należący do niskiego, postawnego bruneta. Znowu to samo.
Ok, nigdy nie byłam zafascynowana modą, nie interesowały mnie te wszelkie ubrania, które i tak po jakimś czasie wychodziły z mody i pozostawało im tylko kurzenie się na dnie szafy. Praktycznie i wygodnie - tak lubiłam najbardziej. Przecież ubierałam się dla siebie, nie dla innych. Jednak czując teraz upokorzenie, wszystkie moje idee gdzieś wywiało. Dlaczego chociaż raz nie spróbować?
Nieprzejmując się już spojrzeniami przechodniów, zdecydowanym krokiem weszłam do najdroższego i najmodniejszego sklepu w mieście. Czułam się głupio.
- W czym mogę pomóc? - słowa nieprzyjemnej i oschłej sprzedawczyni doszły do mnie dopiero po chwili, bo przez parę sekund gapiłam się z zapartym tchem na zawartość sklepu. Zza rogu wyłoniła się młoda pracownica sklepu, rozsiewająca wokół siebie aurę radości i uśmiechu.
- Cóż, proszę o pomoc - udało mi się w końcu wyjąkać. Niesamowite, ale twarz sprzedawczyni nagle zajaśniała, uśmiechęła się i skinęła głową do pracownicy, która wzięła mnie pod rękę i wciągnęła w głąb sklepu. Następujące chwile, były najlepszym przeżyciem jakie mnie spotkało. W rytm muzyki, zrywałam ubrania z wieszaków i strojąc durne miny przymierzałam je do lustra. Czułam się taka wolna ! Bawiłam się jak dzieciak, który dostał swoje pierwsze zabawki. Nie spodziewałam się, że mogę tak pięknie wyglądać w wieczorowych sukniach, elegancki żakietach i wysokich szpilkach. Fałszując melodię piosenki, nawet nie zwracałam uwagi na mężczyzn wykłócających się z szefową sklepu. Bawiłam się świetnie, zwinnym krokiem przemieszczając się po parkiecie jak królewna.
- Jak to nie masz modelki ?! Nie rozumiesz, że musimy teraz odwołać cały pokaz? Zresztą, ostatnia, którą nam dostarczyłaś, to totalny patyk, zero emocji, zero radości. Nie tak się umawialiśmy. Musisz nam dać jakieś zastępstwo - krzyki mężczyzn przebijały się przez muzykę, ale jakoś się już nimi nie przejmowałam. Dopiero po chwili dostrzegłam, że mojej radosnej twórczości przymierzania ubrań przyglądają się wszyscy. Zawstydzona, przerwałam i odłożyłam sukienkę, którą trzymałam w ręce.
- A co powiesz na nią? - nie za bardzo zrozumiałam sens tych słów.
- Idealna figura, wzrost również. A widziałeś, jak cieszy się życiem? Potrzebujemy właśnie kogoś takiego, kto umie się bawić !
Nie wierzyłam w to co słyszę.
- Uważacie, że sobie poradzi? - zaczęła powątpiewać sprzedawczyni, bacznie mi się przyglądając - Może mały teścik? - wystrzerzyła zęby w uśmiechu. -
- Ee, przepraszam bardzo, ale ja... - zaczęła się tłumaczyć, ale brutalnie przerwała mi migawka aparatu celująca prosto w moje oczy.
- Bardzo fotogeniczna, plastyczna twarz - skomentował jeden z mężczyzn - ubierz szpilki i przejdź się.
Posłusznie wypełniłam polecenie. Zazwyczaj każdy krok w szpilkach kończył się dla mnie upadkiem, ale dzisiaj najwyraźniej sprzyjało mi szczęście, bo szłam delikatnie, bez potyczek. Dopiero pod koniec niefortunnie zachwiałam się, lecz nie straciłam równowagi.
- Interesujesz się modą? Potrzebujemy nowych twarzy.
- Właściwie to nie bardzo, lecz nigdy nie jest za późno - odrzekłam cichutko.
- Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc, co myślisz o tej propozycji ?Reszta potoczyła się błyskawicznie. Uwierzycie, że siedzę właśnie w drogim apartamencie w Paryżu, po skończonym pokazie, rozwijając swoją przypadkową karierę modelki? Promyki wiosennego słońca wpadają przez okno, a ja, wreszcie czując się w pełni szczęśliwa, spełniam swoje marzenia. Czasem się zastanawiam, co by było, gdybym tego dnia nie postawiła wszystkiego na jedną kartę. Może to sprawka tej cudownej pogody, może tych niepowodzeń, może białej, brudnej sukienki? A może tak właśnie miało być? Zmieniłam swoje zdanie co do ubrań. To niewiarygodne, jak dzięki kawałku materiału kobieta nareszcie może poczuć się piękna. Magia, to prostu magia.
paulina804
napisał/a: paulina804 2011-04-22 11:36
Moja wiosenna modowa historia wydarzyła się niedawno na bazarku z ciuchami, w moim małym miasteczku. Jak zwykle w sobotę wybrałam się na zakupy, by tym razem, znaleźć coś odpowiedniego na urodziny koleżanki. To miała być impreza typu garden party, więc postanowiłam, że założę swoją ulubioną zieloną sukienkę i koturny. Jednak by dopełnić swoją stylizację, postanowiłam udać się na mój ulubiony bazarek i dokupić szal lub apaszkę. Marzyłam o pięknej chustce w kwiaty, która podkreśliłaby mój styl i...znalazłam taką! Już z daleka widziałam te piękne, haftowane różyczki .... jednak zanim zdążyłam dojść do stanowiska, jakaś dziewczyna ubiegła mnie i złapała za chustkę...oczywiście, kupiła ją - nic dziwnego - to była przepiękna, aksamitna chusta! Każda kobieta chce mieć taką w swojej szafie! Nic nie mogłam zrobić - w końcu to ona była pierwsza. Smutna wróciłam do domu i udałam się do koleżanki na urodziny. Jakież było moje zdziwienie kiedy po kilku dniach moja siostra podarowała mi identyczną chustkę, którą widziałam na bazarku! Powiedziała, że jak tylko ją zobaczyła, pomyślała o mnie - ona zawsze wie, co lubię nosić i jaki jest mój styl, dlatego postanowiła mi ją podarować. Nie chciała zdradzić gdzie ją kupiła, pod pretekstem, że to prezent ... Ale zrobiła mi tym prezentem ogromną przyjemność.