Konkurs "Zakochaj się na wiosnę"

napisał/a: Runner 2013-04-20 21:09
Poznaliśmy się dość typowo jak na obecne czasy bo przez Internet i szybko przeszliśmy od przyjaźni do miłości, która trwa już 5 rok.Jeśli nie zrobiłeś w tym roku jeszcze niczego zabawnego, pospiesz się! Inaczej, bez tego swawolnego spojrzenia na świat, człowiek staje się wypełniaczem do garnituru; takim cytatem można NAS opisać. Oboje lubimy szaleństwa i podchodzimy do życia z radością i uśmiechem na ustach. Chociaż ona chyba bardziej rozkoszuje się w pasji do robienia kawałów niż ja i to sprawiło, że zakochałem się w niej na zabój. Nie da się ukryć, że obce jej są ściskające za serce wyznania, prezenty w postaci pluszowych misiaków, zestawy płyt z miłosną muzyką. Cierpi na niedobór romantyzmu we krwi, ale to sprawia, że jest tak wyjątkowa. Na rocznicę, która wypada latem ofiarowałem jej muchołapkę, żeby mogła mnie czasem skarcić za złe zachowanie, na dzień kobiet zieloną rzeżuchę w doniczce, a gdy mam zły humor rysuje mi śmieszne rebusy lub krótkie krzyżówki na papierze toaletowym. Fakt, nuda mi przy niej nie grozi, a nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że jej styl bycia spowodował spadek mojej nadwagi.Nic dziwnego, przez 5 lat rozśmiesza mnie nieustannie, a moje mięśnie brzucha od ciągłych chichotów pracują na pełnych obrotach. Kiedy naprawdę zdałem sobie sprawę z tego, że to kobieta na całe życie. W ostatnie wakacje oświadczyła mi się na plaży, klęczała, a ja płakałem ze śmiechu i radości bo wręczyła mi kapsel od napoju Tymbark, na którym widniał napis: Czy wyjdziesz za mnie? Jak nie kochać takiej kobiety? Chyba do końca życia będę dziękować Internetowi, że jednym kliknięciem wyposażył mnie w osobisty rozśmieszacz i niezwykłe szczęście do końca świata.
napisał/a: madzia1980 2013-04-21 09:06
W celach adaptacyjno-integracyjnych urządziliśmy w Internacie imprezę. Wtedy poznałam Wojtka. Był nieprzyzwoicie czarujący. Nigdy wcześniej żaden chłopak nie działał na mnie w ten sposób. Miał śniadą karnację, kuszący wzrok i wysportowaną sylwetkę. Był boski. Zachwycałam się nim ukradkiem, gdy nagle podszedł i poprosił mnie do tańca. Moje ciało drżało, serce waliło cztery razy szybciej a metabolizm osiągnął szczyt możliwości. Zakochałam się po uszy i to z wzajemnością. Na samą myśl jak dziś wspominam te chwile me ciało rozkosznie drży. Przetańczyliśmy całą noc wtuleni w siebie nawzajem. Po imprezie Wojtek zapytał mnie” Czy zechciałabyś zostać moją dziewczyną”. Szczęśliwa zgodziłam się bez wahania. To był najbardziej szczęśliwe, pełne namiętności chwile w moim życiu. Po każdej nawet najkrótszej rozłące rzucaliśmy się na siebie i upajaliśmy się sobą do utraty tchu. Niestety po drodze zgubiliśmy gdzieś swoje marzenia a zaborczość zabiła nasze uczucie. Dziś jestem już w stabilnym związku. Jednak nigdy potem nie doświadczyłam już tak zmysłowej namiętności... i nie byłam tak oddana miłości.
napisał/a: zapala221 2013-04-21 18:02
Z moim mężem poznalismy się w miejscu gdzie chorych i cierpiących nie brakuje-w aptece. Kamil przynoisł nam faktury za internet,a także często wykupywał leki dla siebie bo mial tendencję do nawracającej się anginy. Czasami myślałam,że specjalnie choruje po to by przyjść.. Przychodził tak rok czasu,ja w tym okresie miałam dwa nieudane związki i byłam na życiowym zakręcie ale na niego jakoś specjalnie uwagi nie zwracałam-do czasu. Pewnego dnia zaproponował na portalu społecznościowym spotkanie-odmówiłam, innym razem dzwoniłam do pacjenta aby ustalić pesel i akurat ON tam był-nawet zabrał słuchawkę temu panu żeby porozmawiać ze mną bo "czuł" że dzwonię.. Przypadków było kilka więc w końcu się zdecydowałam na spotkanie.. Minęły 3 lata od dwóch jesteśmy małżeństwem- szczęśliwym małżeństwem.. :)
amelia171
napisał/a: amelia171 2013-04-22 11:17
Mojego męża poznałam zupełnie przypadkiem on był w pracy ja odbierałam zaległe papierzyska z praktyk. Wychodząc ze szpitala chciałam napić się coli z automatu niestety automat nie przyjmował moich monet i je oddałam. Niespodziewanie zobaczyłam sympatycznego pyzatego blondyna którego zapytałam się czy nie mógł mi pomóc. Uśmiechnął się do mnie i pospiesznie wrzucił monety i niewiarygodne ale automat wydał mi napój. Czarujący blondyn powiedział, że zawsze służy pomocą i zapytał się czy nie dam mu swojego numeru telefonu. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć i powiedziałam, że się zastanowię i najpierw to chciałabym jego numer to ja pierwsza się odezwę. Zgodził się. Minęło kilka zwariowanych tygodni aż przypomniałam sobie o tym blondasku i napisałam smsa. Pierwsza nasza randka multikino dał mi wybrać film i wypadło na Zombieland, trochę się bałam na filmie ale dzielnie trzymał moją rękę. Już jesteśmy razem czwarty rok i wierzę w przeznaczenie.
napisał/a: kiciuniaaa 2013-04-22 19:26
Poznaliśmy się podczas...lotu balonem, w Krakowie, ja byłam z przyjaciółką, on z kolegą. Okazało się że ma lęk wysokości, więc narobił trochę szumu i zamieszania, zaczęłam go uspokajać. Z tego wszystkiego trzeba było ewakuować balon na ziemię. Nie wiem jak to się stało ale trzymał moją dłoń przez cały czas. W podziękowaniu zaprosił mnie na kawę i ciasto, okazało się że mamy podobne kubki smakowe :) Tak zostaliśmy parą. A wolny czas spędzamy na czytaniu książek lub...pływamy kajakami. Balon zostanie tylko wspomnieniem przygody z dawnych lat.
napisał/a: Mellerina 2013-04-22 19:50
Znamy się właściwie od wieków, bo od 5 klasy podstawówki. Bawiliśmy się razem na podwórku, graliśmy wspólnie w piłkę. Później te wspólne zabawy przerobiły się we wspólną naukę i rozmowy o wszystkim, i o niczym. Ciągle ktoś nas pytał, od ilu jesteśmy razem, a my tylko pukaliśmy się po czole i parskaliśmy śmiechem. Aż do czasu, gdy coś zaiskrzyło i między nami zaczęła pojawiać się chemia... To było tak nagle, że sami byliśmy zdziwieni! A, gdy "oficjalnie" zaczynaliśmy być ze sobą, mój luby przywołał pewien cytat, który mówił więcej niż wszystko to, co nas spotkało... „Najdziwniejsze w miłości od pierwszego wejrzenia jest to, że zdarza się ludziom, którzy widywali się codziennie od lat”. Tym jednym zdaniem można streścić naszą miłosną historię
napisał/a: mongoz2 2013-04-22 20:00
Zakochałam się w miejscu wyjątkowo mało romantycznym. Był to... szpital psychiatryczny Nie, nie trafił wariat na wariata. Przechodziłam chmurny i durny okres dojrzewania bardzo hałaśliwie. Narkotyki, wagary i stało się. Trafiłam na odtrucie. On pojawił się tam z wizytą u znajomej. Podaliśmy sobie dłoń na przywitanie, uśmiechnęliśmy się i straciliśmy z oczu na pół roku. Pół roku oczekiwania na następne spotkanie. I stało się. Znaleźliśmy się. I tak trwamy od dwudziestu lat. Nigdy więcej nie brałam prochów, skończyłam studia. I ciągle kocham Od dziesięciu lat jesteśmy małżeństwem, od ośmiu, przez chorobę, prawie nie wstaję z łóżka. A on jest przy mnie. Choć już wtedy, w szpitalu, poznał mnie od tej najsmutniejszej, jesiennej strony. I podarował mi wiosnę.
napisał/a: asiakali 2013-04-22 20:15
Zakochałam się czysto platonicznie i nieszczęśliwe. Po miesiącach wzdychań i powłóczystych spojrzeń stwierdziłam ,że gdyby mój obiekt był mną zainteresowany zrobiłby pierwszy krok. Dla mnie oczywistym było, że to ON powinien zrobić pierwszy krok. Obiecałam sobie, że już nigdy ale to przenigdy się nie zakocham, co było dość głupie biorąc pod uwagę, że miałam lat 17-aście.:) Ale któregoś pięknego lipcowego dnia, na szpitalnym korytarzu spotkałam chłopaka o niebieskich oczach i...się w nich utopiłam. Długo sobie wmawiałam, że nic do niego czuję, ale na szczęście on był uparty a moje serce bardzo gorące. Zakochałam się z wzajemnością i jestem bardzo szczęśliwa już od wielu lat. Myślę, że im jestem starsza tym mocniej kocham chłopaka o niebieskich oczach, bo nadal widzę go takim jakim był w tamten lipcowy dzień.
napisał/a: Milusienka 2013-04-22 22:43
Poznałam mojego Ukochanego pewnego majowego wieczoru na zabawie,
i poczułam się jak niewinna rybka pluskająca się na stawie.
Przy piosence: "Tu, soltanto tu" Albano&Romina Power zatańczyliśmy wspólnie taniec rozkoszny i namiętny,
dla mnie był czymś wielkim, magicznym i nie był mi obojętny.
Cudowny tancerz, kulturalny z poczuciem humoru...
zakochałam się - byłam pełna radości i wigoru.
Pamiętam, gdy po raz pierwszy wtedy mnie pocałował,
choć wiem, że nie było łatwo... ciężko na to pracował ;).
Jego oczy piwne i błyskotliwe mnie zaczarowały,
a zapach i ciepłe dłonie zahipnotyzowały.
Nastąpiła wymiana telefonów i tak wszystko się zaczęło... sms-y, kolejne spotkania
prowadziły z każdym dniem do jeszcze większego w sobie zakochania.
I choć od naszego pierwszego spotkania minęło już 9 lat, to nadal mój Ukochany jest wielką jedyną miłością
i wiem, bo niejednokrotnie słyszę, że znajomi nam czasem tej miłości zazdroszczą.
To taniec nas zbliżył i ten cudowny taniec wiruje w naszych sercach do dziś, bez końca...
wieczorem, w południe, rano... przy wschodzie słońca :).
napisał/a: Ancia272 2013-04-23 07:17
Pewnie,że pamiętam swoją pierwszą miłość,ciężko o niej zapomnieć skoro jest moim obecnym mężem.Jednak nasza doga do bycia razem była bardzo kręta. Poznaliśmy się w bardzo nietypowy sposób,ktoś może pomyśleć,że to zmyślona historia ale jest w całości prawdziwa.Kiedyś po szkole z przyjaciółką robiłyśmy sobie przysłowiowe "jaja" i dzwoniłyśmy pod 0700.To był numer do kawiarenki randkowej.Od razu połączyło nas z pewnym mężczyzną.Przełączyliśmy się na numer prywatny aby nie przepłacać bo wiadomo ile kosztuje połączenie z takim numerem telefonu.Przedstawił się,powiedział skąd pochodzi i ile ma lat.Spodobał mi się jego głos i sposób wypowiadania się.Maiłam wtedy siedemnaście lat.Dzieliła nas spora odległość ale dzwonił codziennie aby zapytać co słychać.Po tygodniu znajomości stwierdził,że za dwa tygodnie chciałby do mnie przyjechać bo będzie w pobliżu.Ja się zgodziłam na to spotkanie.Miałam jednak pewne obawy,po prost bałam się.To był pierwszy chłopak z którym miałam się spotkać a w dodatku nie znałam go ani nie widziałam.Nie wiedziałam jak powiedzieć mamie,że idę na spotkanie z chłopakiem ale zdobyłam się na odwagę.Mama zrozumiała.Przyjechał tak jak powiedział.Wysiadając z pociągu miał w ręku długą,czerwoną różę.Na początku miałam wobec niego pewien dystans ale super nam się ze sobą rozmawiało i mieliśmy podobne zainteresowania.Po trzech godzinach odjechał.Wiedziałam,że to on.Kiedy szłam do domu serce mi drżało a myśli uciekały do naszego spotkania.Dzwonił coraz częściej,przyjeżdżał.Dowiedziałam się,że ja niestety nie byłam jego pierwszą miłością a szkoda.Miłość się rozwijała,czułe słówka,wspólne wyjazdy.Byliśmy razem trzy lata dla mnie były one najpiękniejsze ze wszystkich ale wszystko co dobre szybko się kończy.Moja miłość stwierdziła,że nie wyleczyła się z poprzedniej miłości.Z tego co się później dowiedziałam to poprzednia dziewczyna po prostu chciała do niego wrócić.Poleciał na jej jedno skinienie.Byłam taka zraniona.Serce bolało.Nigdy mi ta miłość nie przeszła choć minęły dwa lata po rozstaniu ale było mi lżej.Gdy pewnego popołudnia zadzwonił telefon.To był on.Serce waliło mi jak młotem i nie mogłam uwierzyć.Chciał się koniecznie spotkać i wyjaśnić wszystko.Mama nie była zadowolona,bo bała się,że znowu mnie skrzywdzi.Zgodziłam się no bo jak inaczej.Opowiedział mi co wydarzyło się przez te dwa lata i że ta historia z poprzednią dziewczyną jest definitywnie zakończona.I było tak rzeczywiście.Kochałam go ale to co zrobił mi poprzednim razem wytworzyło między nami mur.Byliśmy ze sobą kolejny rok,było cudownie.Mur powoli miękł i wybaczyłam mu.Pewnego weekendu przyjechał do mnie.Kiedy otworzyłam drzwi aż zbladłam.W rękach trzymał dwa bukiety kwiatów.Od razu przeszedł do rzeczy.Poprosił moich rodziców o moją rękę.Wyciągnął pierścionek,ucieszyłam się,że myśli o mnie poważnie.Oświadczyny przyjęłam.Po jakimś czasie wybraliśmy datę ślubu i tak żyjemy razem na dobre i na złe.Tak właśnie wyglądała moja pierwsza miłość,która trwa do dnia dzisiejszego.Czasem warto dać drugą szansę.
napisał/a: agf 2013-04-23 12:23
Nie skoki na bungee, nie kaskaderka, nie wyścigi, nie impreza ... Nas połączyła ... nauka. Ale od początku. Poznaliśmy się na dobre tak naprawdę na studiach, bo choć wcześniej chodziliśmy do tego samego liceum, to nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Na pierwszym roku studiów wraz z jeszcze jedną koleżanką przed pierwszą sesją mieliśmy się razem w trójkę przygotowywać do egzaminów. I od jednego do drugiego spotkania tak się nam porobiło, że nauki było w tym coraz mniej, a coraz więcej oczekiwania na te spotkania, na to, by po prostu się zobaczyć. Ach, jakże takie pierwsze momenty zakochania są wspaniałe! Wraz z kolejnymi "naukowymi" posiedzeniami coraz więcej mówiliśmy o muzyce, odkrywaliśmy swoje gusta. Potem, standardowo -on pożyczał mi swoje płyty, kasety, ja jemu swoje. On nagrywał mi swoje ulubione kawałki, ja zaznaczałam ulubione teksty piosenek w książkach. Chyba wszyscy przechodzą taki etap pomiędzy różnymi fazami zakochania ;)

W końcu pewnego dnia podczas tej "nauki" nasze oczy się spotkały. Na sekundę. Dwie. Trzy. Nie wiem co to było, ale trzymało jak magnez! Skończyło się na tym, że koleżanka się zorientowała, popatrzyła, nie skomentowała, tylko stwierdziła, że jej się spieszy i żeby jej nie odprowadzać. I wyszła z pokoju. A my dalej przytrzymywaliśmy się wzrokiem. To spojrzenie połączyło nasze dusze, serca, po godzinie usta. Teraz jesteśmy połączeni od 8 lat węzłem małżeńskim, a od niespełna dwóch cudownym chłopczykiem :)
napisał/a: liidzia 2013-04-23 12:24
Paryż. Pewnie zastanawia Was co tu robię... to długa historia. Mówiąc w skrócie, wybrałyśmy się z przyjaciółką na wycieczkę. W planach miałyśmy wieżę Eiffla, Luwr, Łuk Triumfalny i inne miejsca, bez których wizyta w Paryżu nie miałaby sensu. Paryż - najromantyczniejsze miasto, więc nie obeszło się bez wymysłów naszej wybujałej wyobraźni. Wybrałyśmy się na podróż statkiem, który przepływa pod mostem zakochanych. Przepływając pod mostem, osoby, które siedzą na statku obok siebie, powinny się pocałować. Wtedy przepowiada to miłość na całe życie. Wiedziałyśmy o tych "paryskich zabobonach" i pomyślałyśmy: co nam szkodzi? Celowo usiadłyśmy osobno i wyczekiwałyśmy przystojnego księcia na białym koniu. Niestety nikt taki się nie pojawiał. Pierwsza z gry odpadła przyjaciółka - dosiadła się do niej starsza pani, która raczej nie przypominała przystojnego młodzieńca i nie przygnała na białym koniu. Ja czekałam dalej, ale jak na złość nikt nie chciał się dosiąść. Kiedy już całkiem zrezygnowałam, usłyszałam głos pewnego mężczyzny, który zapytał czy obok jest wolne. Nie był księciem i nie przyjechał na białym rumaku, ale był niezły. Po chwili odpłynęliśmy od brzegu. Kiedy przepływaliśmy pod mostem stało się coś cudownego. To, co wyobrażałyśmy sobie z przyjaciółką stało się rzeczywistością. Przystojny sąsiad pocałował mnie, a kiedy chciał przeprosić, chociaż tak naprawdę nie miał za co, okazało się, że jest Polakiem. Dalszą część wycieczki spędziliśmy już we trójkę i chyba nie muszę mówić, że z nieznajomym sąsiadem ze statku jesteśmy teraz małżeństwem?