Konkurs "Zakochaj się na wiosnę"

napisał/a: kerocna 2013-04-24 20:17
Ja ze Śląska, on z Pomorza. Spotkanie - plaża w Darłówku. Ja z siostrą, milionem myśli, niepokojów, rozterek, pytań i wątpliwości, on z grupką roześmianych przyjaciół. "Ale przygłupy!" - wciąż myślałam.
Pierwsze dni września - telefon z obcego numeru. To ON dzwonił. Luty następnego roku - pierwsze spotkanie - jak pies z jeżem, jeśli mam być szczera :)
Niby nic, a tak to się zaczęło... ;) I oby się nie skończyło! :)
napisał/a: entranceK 2013-04-24 21:23
[CENTER]Był to słoneczny dzień,kwietnia czternastego,ja wtedy wybrałam się do miasta Jego.
Luby czekał na peronie za mną,na wstępie rzekł,że buźkę mam ładną.
Wręczył różę,co spowodowało u mnie zaskoczenie duże,bowiem pierwszy raz ktoś powitał mnie pięknie tak.
Spoglądając w Jego oczy wiedziałam,że to jest ten,czułam się jakby to wszystko było tylko snem.
Poszliśmy do mieszkania,nie obyło się bez rozmów oraz filmów oglądania.
Wieczorem na spacer się wybraliśmy,poszliśmy do restauracji i pyszne lody jedliśmy.
Rozmawiało nam się świetnie tak,jakbyśmy się znali od wielu,wielu lat.
Wróciliśmy lekko zmarznięci,kazał mi się czuć jak u siebie,następnie przyniósł ciepłą herbatę i naleśniki z dżemem.
Ja osobiście byłam pod wrażeniem :)Później odparł,że ma niespodziankę pewną,musiałam poczekać w pokoju chwileczkę jedną.Zastanawiałam się skrycie,co za moment zobaczę i usłyszę.Przyszedł po mnie,prowadził za rękę a ja otworzywszy oczy ujrzałam pięknie udekorowaną łazienkę. Kąpiel w pianie z płatkami róż mi zaserwował,tym podbojem moje serce zaczarował. Nie zabrakło również świeczek,ach,wyjątkowy jest ten mój Mireczek :)Leżąc w tej wannie rozmyślałam nieustannie,aż się wzruszyłam,bo do końca,w to co się dzieje,jeszcze nie wierzyłam.
Słońce już dawno zaszło,szaro robiło się za oknami,a uczucie płonęło między nami.
Położyliśmy się,jeszcze słuchając muzyki,byliśmy grzeczni,bo za szybko na jakiekolwiek wybryki:)
Pocałował mnie w policzek na dobranoc,a ja nie pozostając mu dłużna,zrobiłam to samo.
Zasypiałam w Jego ramionach,po raz pierwszy poczułam się jak kobieta spełniona.
Nic do szczęścia mi nie brakowało,jedyne czego chciałam-żeby czas w miejscu stanął.
Mimo,że w miłość wierzyć już nie chciałam,to ten mężczyzna sprawił,że go szczerze pokochałam.
Ma w sobie coś,czego nie posiada nikt,wiem,że to właśnie z Nim chcę dzielić wszystkie dni.
Jestem szczęśliwa za to,że jest i bez wahania mogę zadedykować mu niejeden miłosny wiersz.
Faktem jest,że miłość siły dodaje,świat o wiele barwniejszy się staje.
Mój mężczyzna sprawił,że jestem inną osobą i już nie smucę się.
Jestem wdzięczna losowi,iż Mirek pojawił się na mojej drodze,nie jestem już sama,mam osobę,która zawsze mi pomoże.Kocham Go całym sercem,a w przyszłości zostanie moim mężem :)Chcę już zawsze pływać w naszym oceanie miłości,tylko Ukochany dostarcza mi najwięcej radości. Niestraszne nam sztormy czy burze,
oboje jesteśmy dla siebie "Aniołem Stróżem"
I choć mija i mijać będzie czas,ja zawsze w lustrze będę widzieć nie siebie,lecz Nas . :*

[/CENTER][/SIZE][/B][/B][/B]
napisał/a: estus 2013-04-24 21:25
Nie było motylków w brzuchu, nie było strzałów amora, nie było nawet upalnego lata nad romantycznym morzem, ale było dużo śmiechu, rozmów i ukradkowych spojrzeń. Tak właśnie zaczęła się moja miłość, a właściwie zaczęło się od przyjaźni, która z czasem przerodziła się w miłość. Spotkaliśmy się pierwszy raz w klubie, usiedliśmy razem przy stoliku, zaczęła się rozmowa, w czasie której zdaliśmy sobie sprawę, że choć widzimy się pierwszy raz w życiu to tak jakbyśmy znali się latami. Potem codzienne spotkania i te nasze wielogodzinne rozmowy o wszystkim i o niczym. Po kilku dniach pierwszy pocałunek, trzymanie za ręce. Codziennie poznawaliśmy się coraz bardziej, a teraz jesteśmy małżeństwem i najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że prawdziwa miłość zaczyna się od przyjaźni, jeżeli to prawda to moja miłość będzie trwać wiecznie!
napisał/a: bea79 2013-04-24 21:45
Mój rycerz Przemysław z Torunia, gdzie królują różnego rodzaju pierniki, i ja białogłowa z Zgierza, gdzie królują różnego rodzaje jeżyki…..
Wiele lat minęło zanim nadszedł ten dzień, że się spotkaliśmy i w sobie zakochaliśmy..
Rycerz przyjechał na swoim płowym rumaku do mojego miasta ……a ja od razu zauroczona jego rycerską zbroją i walecznością postanowiłam, że on będzie mój i tylko mój…

Za króla Aleksandra Kwaśniewskiego żył sobie waleczny rycerz Przemysław. Pochodził on z Toruń. Lecz jak to czasem bywa, na skutek licznych wojen, ród jego podupadł. Wyruszył, więc z domu szukać szczęścia i swojej ukochanej białogłowy. Wędrował po wielu krainach mniej i więcej chwalebnych, aż pewnego dnia dowiedział się, że w grodzie Zgierz, na lokalnym rynku odbędzie się turniej rycerski, na który zaprasza się wszystkich walecznych rycerzy…..

Rycerz Przemysław postanowił wziąć udział w owych zawodach i skierował swe kroki do zgierskiego miasta, aby pokazać swój kunszt rycerski.
Następnego dnia Przemysław stanął w szranki na piaszczystym dziedzińcu zgierskiego zamku gdzie walczył z innymi rycerzami o honor swojego rodu i dobre imię, które będzie go sławiło na wszystkie krainy i narody.

Podczas jednej z walk rycerz Przemysław został ranny. Dzielnego, rannego rycerza przeniesiono do komnat zamkowych i tam też pod czułą opieką jednej z dwórek króla dochodził do zdrowia. Pielęgnowała go młoda białogłowa o szlacheckim imieniu Beata, bardzo piękna a zarazem skromna, a przy tym zaprawdę czuła i troskliwa. Czuła opieka przerodziła się w czułe uczucie........

I tak rycerz Przemysław wracał do zdrowia. Każdego dnia stan jego się poprawiał, a jego serce napełnia wielkie uczucie zwane miłością,…która przerodziła się w trwały i udany związek. Z związku tych dwojga urodził się syn, – któremu nadano mężne imię -JAN,……ale wcześniej jak tradycja każe było huczne wesele na lokalnym dziedzińcu, które trwało do białego ranka.

Wersja współczesna niewiele różni się od historycznej…

Mój niedoszły wówczas mąż …..przyjechał do mojego miasta żelaznym rumakiem czyli pociągiem polskich kolei…
Przyjechał w poszukiwaniu lepszego życia, czyli pracy…
Imał się każdej pracy i różnych zajęć, aby móc żyć godnie…
Podczas wykonywania prac remontowych doznał poważnego wypadku, w wyniku, którego trafił do szpitala..
I tam wszystko się zaczęło ….
Spotkaliśmy się na zabiegu rehabilitacyjnym…
Od słowa do słowa…..,od spojrzenia do spojrzenia…od rozmowy do rozmowy …
Po kilku latach znajomości ślub a następnie urodził się nam upragniony synek –JANEK….w którym płynie rycerska krew bo jego tata pochodzi z grodu Kopernika !!:)
napisał/a: bezeluszek 2013-04-24 23:07
Ja niestety nie mojego męża nie spotkałam w jakiś romantyczny wieczór czy też przypadkiem. Poznaliśmy sie w liceum , razem byliśmy w tym samym internacie i szczerze ani mi się nie podołam ani go nie lubiałam.Wydawał mi się bardzo natarczywy odmawiałam mu kolejne zaproszenia na wyjścia gdzieś razem.Zamiast nim interesowałam sie jego kolega gdy po raz kolejny ktoś złamał mi serce to własnie on "mój mąż" był wtedy przy mnie .Bardzo sie do siebie zbliżyliśmy zostaliśmy przyjaciółmi.On chciał czegoś wiecej ale ja nie byłam gotowa na kolejny zwiazek.Skonczyłam szkołę i tu nagle w moich drzwiach stanął on z Torbami gdy ja ukończyłam szkołę on postanowił ją rzucić.I tak własnie zaczęło sie nasze wspólne życie :)
napisał/a: folly 2013-04-25 12:52
Z powodu złego samopoczucia, gorączki, kaszlu i osłabienia trafiłam na Izbę Przyjęć szpitala. Pani pielęgniarka po zebraniu wywiadu poprosiła abym poczekała bo doktor zaraz przyjdzie. Po paru minutach czekania zjawił się mój lekarz i ...nogi się podemną ugieły..znałam go ze szkoły, zawsze bardzo mi się podobał ale później nasze drogi rozeszły się bo wyjechał do innego miasta na studia. Wyglądał bosko! kiedy zbliżył się do mnie i kazał rozebrać żeby mógł mnie osłuchać zrobiłam się czerwona jak burak a serce waliło mi jak oszalałe. W dodatku było mi strasznie głupio, że tak się denerwuje i że nie mogę zapanować nad swoim ciałem no i że tak marnie wyglądam jak to przy chorobie jest. On chyba wyczuł moje zdenerowanie bo zaczął mnie uspakajać i zapytał o problemy z sercem. Powiedziałam że tak reaguje na szpital i ,,biały fartuch" i tak mnie to stresuje. A prawda była taka, że właśnie spotkałam swój ideał, faceta na którego widok miałam motyle i kręciło mi się w głowie. Po jakimś czasie spotkałam mojego doktora w klubie i znowu to samo, moje ciało zaczęło szaleć. Poznał mnie, zapytał o zdrówko i zaproponował drinka, spędziliśmy miły wieczór i mimo że moja bajka nie skończyła się happy endem to tylko przy tym mężczyźnie poczułam się trafiona strzałą amora.
napisał/a: folly 2013-04-25 12:52
Z powodu złego samopoczucia, gorączki, kaszlu i osłabienia trafiłam na Izbę Przyjęć szpitala. Pani pielęgniarka po zebraniu wywiadu poprosiła abym poczekała bo doktor zaraz przyjdzie. Po paru minutach czekania zjawił się mój lekarz i ...nogi się podemną ugieły..znałam go ze szkoły, zawsze bardzo mi się podobał ale później nasze drogi rozeszły się bo wyjechał do innego miasta na studia. Wyglądał bosko! kiedy zbliżył się do mnie i kazał rozebrać żeby mógł mnie osłuchać zrobiłam się czerwona jak burak a serce waliło mi jak oszalałe. W dodatku było mi strasznie głupio, że tak się denerwuje i że nie mogę zapanować nad swoim ciałem no i że tak marnie wyglądam jak to przy chorobie jest. On chyba wyczuł moje zdenerowanie bo zaczął mnie uspakajać i zapytał o problemy z sercem. Powiedziałam że tak reaguje na szpital i ,,biały fartuch" i tak mnie to stresuje. A prawda była taka, że właśnie spotkałam swój ideał, faceta na którego widok miałam motyle i kręciło mi się w głowie. Po jakimś czasie spotkałam mojego doktora w klubie i znowu to samo, moje ciało zaczęło szaleć. Poznał mnie, zapytał o zdrówko i zaproponował drinka, spędziliśmy miły wieczór i mimo że moja bajka nie skończyła się happy endem to tylko przy tym mężczyźnie poczułam się trafiona strzałą amora.
napisał/a: emilka1587 2013-04-25 13:01
Moja historia zaczęła się przypadkiem, chociaż patrząc na nią z perspektywy czasu, nie mogę powiedzieć, że wierzę w przypadki...

To był pierwszy czwartek semestru letniego na studiach. Pozornie zwykły, niczym nie różniący się czwartek następujący po "studenckiej środzie" w klubie.
Z butelką wody i lekko podretuszowaną makijażem twarzą, aby ukryć wspomnienie ostatniej nocy poszłam na wykład z Prawa Budowlanego.

Ależ było nudno (w końcu to prawo!)...90 minut zdawało się trwać i trwać i nie mieć końca...Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że prowadzący wykład Pan Mecenas, będzie znaczył dla mnie w życiu tak wiele...

Cała historia jest bardzo ciekawa, ale i bardzo długa...Jeśli ktoś z Was będzie chciał ją poznać, z chęcią opowiem, tutaj jednak skupiam się na jej początku :)

Nie muszę chyba dodawać, że z Prawa Budowlanego miałam 5, ale wtedy jeszcze nawet nie byliśmy na Ty - więc bez insynuacji proszę ):)

Miłość rozkwitła na ostatnim roku moich studiów, kiedy to już nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego w relacji studentka-wykładowca. Teraz, dbamy o nią, aby kwitła całe życie i tak to się toczy od kilku pięknych lat:)
napisał/a: ewa9317 2013-04-25 17:05
A ja poznałam się ze swoim obecnym mężem nad morzem, a dokładniej w jakimś obskurnym barze, pełnym dymu papierosowego i cuchnącego wódką mieszana z piwem.

Dla klientów baru było przewidzinaych kilka konkursów, toteż tego upalnego dnia dużo turystów wybrało się na tzw. " zimnego browarka po 4 zeta". Hasło przewodnie baru mówiło samo za siebie, tanio, rozwodnione, nie będzie tam nikogo ciekawego.

Karaoke- dużo śpiewania i tańczenia.
Nuciłam swoim wyrazistym głosem kolejne słowa piosenki discopolo przez średnio działający mikrofon, połowicznie urywane słowa były w tym przypadku zabawnym elementem wykonania całej piosenki. Na koniec oczywiście pochwaliłam się wysokością swojego tonu głosu, a on co zrobił? Zdjął z siebie swoją szarą śmierdzącą koszulkę z zdjęciem kota Garfielda i rzucił mi ją na głowę. Pomyślałam o nim same najbrzydsze słowa, a mój nos został zbawiony przez diabła, który chyba nie myl się co najmniej 3 dni.. tak sobie pomyślałam.
Koszulka paskudna, ciało rewelacyjne. Stwierdził iż strasznie mu się podoba mój głos i zachciał ode mnie numer telefonu. Wściekła za brudną koszulkę odgryzłam się i dałam mu zapisany w telefonie ( ściemniłam, ze nie znam swojego na pamięć i muszę skorzystać z urządzenia dzwoniącego
) numer do mojej osiedlowej pralni chemicznej, powiedziałam mu, że będę z niecierpliwością czekać na jego telefon a następnie na jego wizytę.

Oczywiście zadzwonił na drugi dzień, za pewne był bardzo rozczarowany.
W ciągu dwóch dni zapomniałam o ładnym ciele i cuchnącej koszulce. Kiedy pakowałam rzeczy do bagażnika samochodu i byłam prawie gotowa do powrotu do domu, szczęście w pechu się stało, że musiał przechodzić przez parking i mnie zahaczyć swoim spojrzeniem, następnie spokojnym i nie przepitym już głosem. Bardzo mnie wtedy zaskoczył, ukląkł i przeprosił. Dostałam stokrotkę zerwana z trawnika rosnącego przy samochodzie, żadne z nas nie było przygotowane na takie spotkanie. Stokrotka jak stokrotka śmierdziała, ale jego ( tym razem) gustowne perfumy przenikły całe moje ciało, poczułam mały dreszczyk. Przeprosiny przyjęłam i oczywiście dałam już swój numer telefonu. Teraz mi jego numer nie potrzebny, właśnie masuje mi stopki :)

A w koszulce z Garfieldem czasami śpi :)
napisał/a: Alciaaa 2013-04-25 19:56
Był piękny letni dzień, sobota, koledzy zaproponowali mnie i moim koleżankom wyjazd na mecz do pobliskiej miejscowości. Oczywiście chętnie się zgodziłyśmy im potowarzyszyć. I właśnie na tym meczu zobaczyłam GO. Jak wchodził na boisko, jak świetnie grał, jak świetnie się poruszał no po prostu coś niesamowitego, pamiętam że nie mogłam od niego wzroku oderwać nie mogłam się napatrzeć!Byłam pod wrażeniem, na co moi znajomi zareagowali że chyba się zakochałam bo ich zdaniem facet jak facet gra słabo i furory swoją grą nie robi chodzi jakoś tak krzywo a ja widziałam go całkiem inaczej... Oczywiście po meczu poznaliśmy się bo przecież gapiłam się na niego jak zahipnotyzowana i nawet przez jakiś czas spotykaliśmy się. Były motyle w brzuchu, trzęsące ręce kluska w gardle ale i smsy na dobranoc spacery we dwoje, kolacje przy świecach i dużo miłych wspomnień.
napisał/a: magdalennna 2013-04-25 21:28
Zbliżał się długi weekend majowy 2012r. Zaplanowałam razem ze znajomymi wyjazd na kilka dni do mojego domku nad jeziorem. W dzień kiedy robiłam ostatnie zakupy na grila pogoda była deszczowa właściwie to chyba było jakieś zarwanie chmury bo nawet parasol nie chronił należycie od deszczu. Gdy stałam na przystanku czekając na spóźniający się autobus z pełnymi ciężkimi torbami usłyszałam gwałtowny pisk opon...wychyliłam się z przystanku aby zobaczyć co się dzieje i oniemiałam jak zobaczyłam auto, które wjeżdża w olbrzymią kałużę wody tuż przede mną. Byłam mokra od stup do głów. Stałam jak wryta bo takiego brudnego prysznica się nie spodziewałam. Byłam tak wściekła na zaistniałą sytuację, że odebrało mi mowę. Z samochodu wysiadł elegancki mężczyzna tak na oko koło czterdziestki...zaczął coś tłumaczyć, że chciał zapytać o drogę i nie zauważył kałuży...przepraszał i widać było, że i on jest zmieszany całą niezręczną sytuacją. Pomyślałam, że co mi po jego przeprosinach jak mój płaszcz, spodnie były do wyrzucenia i wyglądałam jak półtora nieszczęścia...Nieznajomy w ramach rewanżu zaproponował mi, że podwiezie mnie do domu. Oczywiście zgodziłam się. Podczas podróży moje emocje troszkę opadły. Rozpoczęliśmy rozmowę o wszystkim i o niczym...czułam się tak jakbyśmy byli starymi dobrymi znajomymi od wielu lat. Dowiedziałam się, że Krzysztof bo tak miał na imię nieznajomy, był na delegacji, mieszka i pracuje w Warszawie ale planuje przeprowadzić się do Łodzi gdzie otwiera własną firmę. Gdy podjechaliśmy pod moje miejsce zamieszkania wymieniliśmy się numerami telefonów. Nie bardzo wierzyłam, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Tego samego dnia wieczorem zaskoczył mnie głos w słuchawce telefonu. Otrzymałam zaproszenie na kolację w ramach przeprosin za zimny brudny prysznic;) Następnego dnia spędziłam wspaniały wieczór w towarzystwie bez wątpienia przystojnego, inteligentnego nieznajomego, który okazał się bardzo sympatyczny, rozmowny, z poczuciem humoru. Nie mogłam się powstrzymać i zaprosiłam Krzysztofa na majówkę. Znajomymi podobnie jak ja polubili Krzysztofa zwłaszcza, że panowie mieli podobne zainteresowania jeśli chodzi o sportowe samochody i zarządzanie firmą. Majówka to początek wspaniałej znajomości. Krzysztof przeprowadził się niebawem do Łodzi i prowadzi swoją firmę. Spotykamy się najczęściej jak tylko się da. Planujemy wspólne życie...w zbliżający się długi majowy weekend Krzysztof zaplanował niespodziankę. Poprosił abym czekała na tym samym przystanku autobusowym co rok temu, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Mam nadzieję, że nie wjedzie po raz kolejny w kałużę i nie ochlapie mnie tak jak miało to miejsce...;)
napisał/a: owieczka47 2013-04-25 22:55
Męża poznałam 28 lat temu. Jako młoda 19-letnia dziewczyna chodziłam czasami na dyskoteki, była to jedna z lepszych rozrywek w tamtych czasach, oderwanie się od codziennej monotonii. Na jednej z nich Amor postanowił zawitać i do mnie :)

Siedziałam na ławeczce na sali, raz na czas do tańca prosił mnie jakiś chłopak, nic nadzwyczajnego, ot taniec i zabawa. I wtedy zobaczyłam JEGO. Od razu mi się spodobał, serce zabiło mocniej gdy na mnie spojrzał i poczułam że się rumienię. Nie było to zwykłe zauroczenie, czułam że to coś więcej choć nie potrafiłam tego opisać. A już na pewno do głowy mi nie przyszło, że zostanę jego żoną. Jak się później dowiedziałam był z kolegami na przepustce wojskowej. Bardzo chciałam żeby poprosił mnie do tańca, ale w międzyczasie spodobałam się innemu który podchodził co pare tańców by ze mną zatańczyć. Gdy podszedł po raz kolejny zdecydowałam mu się odmówić, gdyż czekałam na ten jeden jedyny taniec z NIM, nie chciałam blokować mu dostępu. Miałam nadzieję że podejdzie i mnie poprosi. Tak też się stało i od tego się zaczęło :)

Może w tej historii nie byłoby nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt że po czasie, gdy rozmawiałam z mężem o naszym poznaniu, powiedział mi jak on to wszystko przeżywał z swojej perspektywy.

Gdy zobaczył mnie na dyskotece, również poczuł niesamowity magnetyzm, czuł że musi podejść i mnie poznać. Jednak gdy zobaczył że odmówiłam tańca jednemu z chłopaków, bardzo obawiał się że także i jemu odmówię (a przecież zrobiłam tak celowo dla niego). Postanowił zaryzykować, podszedł i ku jego zaskoczeniu i zadowoleniu poszliśmy na parkiet. Najbardziej wzruszyło mnie gdy wyznał że tańcząc ze mną pomyślał że chciałby żebym została jego żoną.

Od 27 lat jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Łączą nas wspólne pasje, trójka wspaniałych dzieci i mam nadzieję że jeszcze będziemy mieć dużo czasu by się sobą nacieszyć, gdyż te 28 wspólnych lat minęło bardzo szybko.