Konkurs "Zakochaj się na wiosnę"

kasztanka3
napisał/a: kasztanka3 2013-04-27 22:25
Miłość od pierwszego wejrzenia? Bynajmniej!
Początki wyglądały nietypowo, bo zamieszkaliśmy razem zanim się poznaliśmy.
Na początku nie byłam nim zainteresowana, potem doszłam do wniosku, że jest niegłupi, a potem pojawiło się między nami nieziemskie napięcie. Poznawaliśmy się przez słowa, potrafiliśmy rozmawiać do rana, o wszystkim. I bardzo często tak przesiadywaliśmy nocami, od słowa do słowa doszło do pierwszego pocałunku, potem do kolejnego i do jeszcze następnych. Niedawno obchodziliśmy rocznicę, a wkrótce zostaniemy mężem i żoną. Nasza historia jest doskonałym dowodem na to, że niespodziewane wydarzenia potrafią zmienić całe życie i nadać mu sens.
napisał/a: ilovekani 2013-04-28 04:36
U nas to było tak: 11 lat temu mając wtedy 16 lat pewnego pięknego weekendu zrobiłam mała imprezkę w domu na którą przyszedł ON wcześniej sie nie znaliśmy przyprowadził go jeden ze znajomych ze szkoły, zakochaliśmy sie w sobie od pierwszego wejrzenia, jeszcze w progu, w drzwiach jak tylko na siebie spojrzeliśmy coś zaiskrzyło było takie bzzzzt między nami. Po mimo, że ja byłam gospodynią tej zabawy w ogóle mnie nie było z gośćmi, całą imprezę przegadaliśmy razem w kuchni, od tej chwili spotykaliśmy się codziennie przez dwa tygodnie, niestety po dwóch tygodniach on wyjechał do USA na prawie dwa miesiące, nie mieliśmy żadnego kontaktu, byłam pewna, że o mnie zapomniał w tym wielkim świecie, ale gdy tylko wrócił do Polski spotkaliśmy się, dzięki naszemu przyjacielowi i w kilka osób wyjechaliśmy na dwu tygodniowy pobyt na mazury, oczywiście nie byłam pewna czy jesteśmy wciąż razem czy nie, w końcu znaliśmy się tylko dwa tygodnie, ale już pierwszego wieczora gdy zostaliśmy wreszcie sami wyciągną z kieszeni małe zawiniątko i mi wręczył, gdy je rozwinęłam okazało się, że jest to piękny srebrny pierścionek, powiedział, że jeszcze pierwszego dnia w USA kupił go dla mnie i przemycił na lotnisku i, że mnie KOCHA i kochamy się do dziś już 11 lat.[/FONT][/B][/I]
napisał/a: myszka9524 2013-04-28 12:00
Był piękny, majowy dzień. Słońce świeciło jasnym, ciepłym blaskiem, a w powietrzu unosił się zapach kwitnącego bzu. Przy tak pięknej pogodzie nie potrafiłam usiedzieć spokojnie w domu, ciągle mnie nosiło. Postanowiłam pójść na spacer, aby uwolnić się od tego całego chaosu i harmidru, wiecznie panującego w domu. Pragnęłam odpoczynku, który mogły mi zapewnić jedynie cisza i spokój. Uwielbiam łąki, mieniące się kolorami kwitnących na wiosnę kwiatów, dlatego też udałam się w stronę jednej ze znajomych mi łąk. Wszędzie panowała niczym niezmącona cisza. Takie właśnie miejsca darzę największą sympatią. Nie Arkadię, dla wielu Krainę Szczęśliwości, nie Sopot czy Zakopane. Łąka, po prostu łąka. Miejsce aż do bólu pospolite. Ale w swej prostocie bardzo piękne i co najważniejsze dla mnie, nieodkryte przez ludzi, a więc ciche i spokojne. Aby się nie nudzić wzięłam ze sobą książkę, jedną z cudownych powieści Jane Austen. Rozłożyłam koc, ściągnęłam buty i w wygodnej pozycji usadowiłam się na pledzie. Czytając perypetię miłosne Elizabeth, głównej bohaterki "Dumy i uprzedzenia", czułam lekkie ukłucie zazdrości. Jednakże nie chodziło mi jedynie o fakt, iż Lizzy miała przy swoim boku cudownego mężczyznę, który ją bardzo, bardzo kocha, a ja wciąż pozostawałam sama, ze swoimi bohaterami literackimi. Nie, to nie to. Ta zazdrość raczej wynikła z faktu, że w ówczesnym świecie jest tak niewielu mężczyzn, którzy potrafiliby zaspokoić moje wszelkie wymagania. Długo łudziłam się, że znajdę swojego pana Darcy'ego. Niestety, życie to nie książka, a ja nie jestem postacią fikcyjną, a kobietą z krwi i kości. Te nostalgiczne rozmyślania przerwał mi czyjś głośny krzyk oraz coś na wzór szczekania. Zdenerwowana poderwałam głowę do góry i ujrzałam przed sobą widok, który mnie zaniepokoił. Ujrzałam psa, który z zawrotną prędkością pędzi w moją stronę. Przerażona rzuciłam się do ucieczki, pozostawiając przy tym wszystko, co ze sobą przyniosłam. Słyszałam za sobą krzyki i nawoływania aby się zatrzymać, nie wiedziałam jednak czy są one kierowane do mnie czy też do psa. Nie odwracałam głowy do tyłu, nie chciałam tego wiedzieć. Jedyną rzeczą jaką pragnęłam w tamtym momencie, była ucieczka. Po chwili znalazłam się na drodze, która kierowała w stronę mojego domu. Tu jednak zaczął się problem, gdyż w pośpiechu nie zabrałam ze sobą butów, a droga, na moje nieszczęście, była pokryta żwirem. Zdobyłam się na odwagę i obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam mężczyznę zmierzającego w moim kierunku, który trzymał w dłoni pasek z obrożą, na której był prowadzony pies. Poczułam ogromną ulgę i radość. Ostrożnie zrobiłam parę kroków w ich stronę. Z ulgą dostrzegłam, że wszystkie moje rzeczy pozostały nietknięte, więc mogłam spokojnie założyć buty i spakować resztę swoich rzeczy. Gdy to zrobiłam, wreszcie mogłam przyjrzeć się psu, który stał się powodem mojej ucieczki. Pies był duży, to chyba owczarek niemiecki, choć pewności nie miałam. Ze zdziwienie dostrzegłam, że nie patrzy ani nie warczy na mnie groźnie. Był raczej słodki i wesoły, radośnie machał do mnie ogonkiem. Więc dlaczego gonił mnie, pomyślałam zdziwiona. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mężczyzny, zapewne pana tego psiaka. Mężczyzna mówił troszkę nieskładnie, troszkę się plątał. Na przemian przepraszał, na przemian przekonywał, że Sara, czyli jego pies, jest niegroźna i przyjazna.
Trochę zirytowana jego słowami wypaliłam w końcu:
- Więc dlaczego mnie goniła, do cholery?
On, troszkę zmieszany, wytłumaczył, że próbowała znaleźć piłeczkę, którą niefortunnie rzucił niedaleko mojego koca. Postanowiłam nie drążyć tematu, wiedziałam, że szczerzę przepraszał i naprawdę czułam w nim skruchę. Poza tym, miał taki ujmujący uśmiech, zapewne dzięki któremu zapewnił sobie wybaczenie. Wreszcie mogłam mu się spokojnie przyjrzeć. Był dobrze zbudowany. Jego ciemne, orzechowe włosy lekko rozwiewał wiatr,pełne, czerwone usta, które niewątpliwie mnie pociągały oraz mocno zarysowany podbródek i oczy... Oczy zaintrygowały mnie najbardziej. Błyszczące, o mocnej zielonej głębi, okolone długimi rzęsami patrzyły na mnie przepraszająco, choć mogłabym przysiąc, że dostrzegałam w nich również cień rozbawienia. Był bardzo przystojny. Westchnęłam w duchu. Czemu, u licha, musiałam trafić na niego w takich okolicznościach? Cholera. Musiałam porzucić na pewien czas swe rozważania. Nie byłam nierozsądna, musiałam przyznać, że ta słodka psinka nie mogłaby kogoś ugryźć, choć jej postura mogła mówić co innego. Mężczyzna, widząc, że dałam się udobruchać, wyciągnął do mnie rękę i się przedstawił.
- Mam na imię Michał, mieszkam tu od niedawana, a to moja urocza suczka Sara, którą miała pani niewątpliwie przyjemny zaszczyt już poznać.
- Nazywam się Magda. Z uśmiechem podałam mu swoją dłoń, którą energicznie uścisnął. Dotyk jego dłoni był miły, wtedy przez moment pomyślałam jakby to było dobrze czuć jego dłonie na swoim ciele... Ach! Od razu zganiłam się za te myśli. Michał przez moment przyglądał mi się badawczo, a ja zmieszana przenikliwym spojrzeniem jego oczu, spuściłam głowę.
- Ej, głowa do góry, moja droga - powiedział wesoło.
Roześmiałam się lekko na te słowa. Trochę zaintrygowana, spytałam gdzie mieszka. Odpowiedź mnie zaskoczyła. Mieszkał tak blisko mojej działki, tak bardzo blisko.
- No cóż, sąsiedzie, więc może będziesz tak łaskawy i odprowadzisz mnie do domu?
Teraz to z kolei on się roześmiał. Miał taki lekki, melodyjny śmiech. Z radością przystanął na moją propozycję i ruszyliśmy w stronę drogi. Długo rozmawialiśmy. O moich studiach, jego, opowiadał o wyborze kierunku, o tym dlaczego się przeprowadził, o rodzinie. Przedstawił mi historię swojej chorej siostry, Marty. Miała 16 lat, a przeszło od 3 lat nieprzerwanie chorowała. Przeprowadzili się tu aby mogła żyć w czystym i spokojnym otoczeniu. On musiał zmienić uczelnie z tego powodu, choć jak mówił, wcale tego nie żałował. W jego słowach czułam ogromną miłość do siostry i troskę o jej zdrowie. Ta historia naprawdę mnie poruszyła. Żeby przerwać te smutną rozmowę trochę mu o sobie opowiedziałam. Na koniec rozmowa przeszła na mój ulubiony temat, książki. Bez uprzedzenia wyjął książkę z mej dłoni i zaczął ją przeglądać.
- Czytasz? - zapytał.
- No a jak myślisz, bystrzaku? - odpowiedziałam trochę zbyt ironicznie. Zauważyłam, że się lekko zarumienił. U licha! Rumieni się, pomyślałam kompletnie zaskoczona.
- A Ty? - zapytałam, aby przerwać tę niezręczną ciszę.
- Tak. Głównie klasyka, choć z chęcią sięgam również po dobry kryminał, thriller, horror. Wiesz, King, Montanari, Mankell.
Wiedziałam, sama ich uwielbiałam. To kolejna rzecz, która mi się w nim spodobała. Dochodziliśmy już do domu, a ja rozpaczliwie pragnęłam aby ta rozmowa trwała dłużej. Wtedy on zaproponował mi południowy spacer, który miał być rekompensatą za pościg Sary. Zgodziłam się. Umówiliśmy się na 16. Potem grzecznie się pożegnał i odszedł. A ja? Ja czułam coś dziwnego, coś co mnie zaniepokoiło. Nie wiedziałam jak to nazwać. Miłość? Nie, to absolutnie odpadało. Nie byłam głupia, aby uważać jedno spotkanie za początek miłości. Zauroczenie? Tak, to może być to. Nie chciałam się wtedy tym zajmować. Po prostu wzięłam książkę i ponownie zagłębiłam się w świat hrabstwa Hertfordshire. Z ogromnym wysiłkiem musiałam się pilnować, by co pięć minut nie spoglądać na zegar. Dość tego, pomyślałam zła na siebie. Co ty sobie wyobrażasz, kobieto? To tylko zwykłe spotkanie. Wtedy tak myślałam, jednak okazało się zupełnie inaczej. Na spotkaniu Michał, w sposób mu tylko znany, kompletnie mnie oczarował. Zachwyciła mnie jego żywa, radosna i porywająca osobowość, a jego poczucie humoru świetnie współgrało z moim własnym. Tamtego dnia się tego nie spodziewałam, ale to był początek pięknej, pełnej uczuć miłości, która jest między nami do dziś. Wiem, że to bardzo banalna, a nawet nudna historia. Doskonale to rozumiem. No bo ona, on, łąka? Bardzo, bardzo pospolite. Jednakże gdy patrzę na nasze pierwsze spotkanie z perspektywy czasu, to wiem, że nie zamieniłabym go na żadne inne. Nie na zamku, nie na plaży. Po prostu na łące. Mam nadzieję, że ta miłość, która jest teraz tak żywa i radosna będzie z nami do końca!
napisał/a: doorq 2013-04-28 16:05
W moim przypadku powiedzenie "miłość aż po grób" nabrało nowego znaczenia... Otóż po raz pierwszy nasze spojrzenia spotkały się w dzień Wszystkich Świętych na cmentarzu. On uśmiechnął się do mnie... ja trochę speszona odwróciłam wzrok. Niemniej jednak po powrocie do domu przed oczami miałam ciągle ten uśmiech i w duchu żałowałam, że pewnie już nigdy go nie zobaczę... Gdy na drugi dzień dostałam sms od nieznanego numeru nogi się pode mną ugięły... Okazało się, że ten cudowny uśmiech należy do kuzyna mojej koleżanki i niemało się natrudził żeby mnie odnaleźć ;) Na pierwszą randkę poszliśmy na spacer... na cmentarz oczywiście i co roku 1 listopada odtwarzamy w tym samym miejscu moment naszego spotkania. A już niedługo będziemy przysięgać sobie " i że Cię nie opuszczę aż do śmierci". :)
napisał/a: ankos1212 2013-04-28 16:44
Historia początków mojej miłości jest w moim mniemaniu co najmniej romantyczna. W wieku 8 lat razem z rodzicami przeprowadziłam się do innego miasta. Jako mała dziewczynka poznałam Tomasza, wtedy tylko kolegę z klasy. Mama opowiadała mi, że codziennie o nim mówiłam 'mamo, a ten Tomasz to mnie ciągał za włosy' lub 'ten Tomasz ciągle czegoś ode mnie chce!'. Właśnie ten Tomasz kilka lat później na placu zabaw zapytał, czy zostanę jego dziewczyną. Chociaż byliśmy mali i nie wiedzieliśmy tak naprawdę nic o miłości, kłóciliśmy się i godziliśmy, to jednak do dziś jesteśmy parą. Mam osiemnaście lat i jestem zaręczona z Tomaszem, chłopakiem, który od dziecka uwielbiał mi dokuczać i jednocześnie rozśmieszać tylko po to, żeby widzieć mnie radosną i uśmiechniętą.
misiax
napisał/a: misiax 2013-04-28 19:38
To nie były łatwe początki. Niecały miesiąc przed naszym poznaniem rozstałam się z mężczyzną, który był moją pierwszą, szczeniacką miłością. Przez ten miesiąc moje przyjaciółki wyciągały mnie na najróżniejsze przyjęcia, imprezy, wyjazdy. Aż w końcu na jednej z imprez poznałam Jego. Poprosił mnie do tańca, podczas którego ja opowiadałam Mu różne głupoty o moim dopiero co zakończonym związku, o przyjaciółkach i innych rzeczach, których niekoniecznie pamiętam ze względu na lekki stan upojenia alkoholowego. :D Po tej jednej piosence po prostu odwróciłam się i poszłam w swoją stronę... Dlatego ku mojego zdziwieniu gdy zobaczyłam rano, że odnalazł mnie na jednym z portali społecznościowych - oniemiałam. Na nasze pierwsze spotkanie spóźniłam się godzinę i podobno tak dużo i tak szybko mówiłam, że nie wiedział czy i jak mi przerwać aby wtrącić swoje "trzy grosze". Jesteśmy ze sobą 4 lata i nie jesteśmy typowym związkiem, gdyż obydwoje mamy bardzo ciężkie charaktery. Ale chyba jakaś chemia musi być, skoro tak wiele już ze sobą przeszliśmy i się nie pozabijaliśmy. :p
Mikad
napisał/a: Mikad 2013-04-28 21:09
Początkiem mojej miłości nie warto się chwalić, przede wszystkim rodzicom. Poznaliśmy się bowiem na imprezie, na której on był dj-em, a ja imprezowiczką. Po kilku drinkach się rozluźniłam i dojrzałam go w tłumie. Znałam go wcześniej, ale raczej z widzenia, łączyło nas pewne grono znajomych. Ale tego wieczora postanowiłam go zauroczyć i poznać, może nawet spędzić miło wieczór. Powiedziałam nawet koleżance z blaskiem w oczach, że chcę go poznać. Długo rozmawialiśmy, tańczyliśmy i nawet po imprezie o 4 nad ranem przenieśliśmy imprezę do mojego mieszkania (nie byliśmy w dwójkę, nie tak szybko!). Tydzień później okazało się, że idziemy razem na moją studniówkę, nie jako para. Był on osobą towarzyszącą jednej z moich koleżanek (przyszli jako koledzy - przyjaciele). Kiedy teraz odtwarzam płytę z nagraniem studniówkowym, na którym widać, jak tańczymy - od razu dostrzegam iskierki w naszych oczach. Spędziliśmy ten pierwszy wieczór bardzo miło i choć nie wyglądało to na początek wielkiej miłości, to teraz jesteśmy ze sobą ponad dwa lata (19 maja mija 27 miesięcy), mieszkamy razem i jesteśmy szczęśliwą parą. Mimo że odrzucałam go na początku, to 19 lutego, na jego kolejnej imprezie, podbiegłam do niego i, jakby nigdy nic - pocałowałam. Ten dzień uważamy za początek i co miesiąc go świętujemy. To mój pierwszy poważny mężczyzna i, choć zaczęło się błaho i wyglądało na przygodę, okazało się przygodą - ale mam nadzieję, że już na całe życie. Także dziewczyny, jeśli poznacie faceta w barze, otoczonego innymi kobietami, to pamiętajcie, wciąż macie szansę, że to ten jedyny i może Was połączyć prawdziwe uczucie!:)
napisał/a: czarnulka25 2013-04-29 10:22
Właśnie skończyłam 18 lat czułam się już taka dorosła i marzyłam o wielkiej miłości takiej prawdziwej-miłości na całe życie.Ciągle szukałam ale żadna połówka nie pasowała.No cóż okazało się,że szukałam za daleko,bo prawdziwa miłość była bardzo blisko mnie.Tego chłopaka widywałam czasami ale wtedy nie zwracałam na niego uwagi,bo nie był w moim typie,tak wtedy myślałam.Ale właśnie pewnego ciepłego,letniego wieczoru coś między nami zaiskrzyło tak po prostu...
Wybrałam się do koleżanki,trochę pogadałyśmy i wybrałyśmy się na spacer i wtedy pojawił się On.Jechał rowerem,zagadał do mojej koleżanki,bo oni się znali.Koleżanka przedstawiła nas sobie i zaczęło się...Okazało się,że mamy sobie tyle do powiedzenia.Gadaliśmy o wszystkim i o niczym.Pamiętam jego czarujący uśmiech i to,że komary prawie pożarły mi nogi,gryzły niesamowicie ale ja byłam tak oczarowana tym chłopakiem,że nie zwracałam na to uwagi.Tak właśnie się poznaliśmy,zwyczajnie bez smsów,chatów i innych wynalazków.Ta miłość trwa już 10 lat i On cały czas utwierdza mnie w przekonaniu,że jest tą moją zagubioną połówką-połówką,która pasuje do mnie idealnie.
napisał/a: basiula1 2013-04-29 19:07
To była milość od pierwszego wejrzenia .
Sierpniowe ulewne popołudnie,ja spieszyłam się do domu ,a mój autobus właśnie uciekł.
Bezsilna stałam na przystanku autobusowym i czekalam na następny kurs .Nagle zatrzymał się samochód a z niego zawolał męski mily głos ; Proszę wsiadać ,mieszkam niedaleko Pani podwiozę pod sam dom .Rzeczywiście tajemniczy mężczyzna był moim nowym sąsiadem .Często wymijaliśmy spojrzenia ale żadne z nas nie mialo odwagi aby podejść :)
Od tamtej chwili jesteśmy nierozłączni :)
napisał/a: Yovitka85 2013-04-29 19:59
To była Wielka Sobota Wielkanocy 2009 roku. Pierwsze dni wiosny. Przyroda budziła się do życia. Była piękna słoneczna pogoda. Miałam dość prania, gotowania, sprzątania i pieczenia jak to przed świętami. Zrobiłam sobie 2 godzinki wolnego i wybrałam się na małą przejażdżkę rowerem. Było cudnie. Dookoła otaczała mnie zieleń traw, na drzewach pojawiały się małe pączki a śpiew ptaków otaczał mnie ze wszystkich stron. Nagle poczułam uderzenie i runęłam na ziemie. Zdążałam tylko zauważyć czerwony samochód za sobą i mężczyznę, który z niego wysiada i zmierza w moim kierunku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą dobrze zbudowanego blondyna o pięknych niebieskich oczach. Patrzył się na mnie i mówił coś, ale byłam w szoku i nie bardzo słyszałam co. Po chwili wszystko do mnie dotarło. Mężczyzna był przestraszany, przepraszał mnie i prosił bym nie dzwoniła na policję. Bełkotałam coś, że wszystko ok, ale gdy szok opadł poczułam pól kostki. O nie… Gdy już udało mi się zrzucić z siebie rower, mężczyzna zabrał mnie do auta i zawiózł do szpitala. Okazało się ze miałam skręconą kostkę. Opatrzyli mnie i odesłali do domu. Przystojny blondyn był cały czas ze mną. Widziałam ze jest strasznie zakłopotany i zdenerwowany. Po wszystkim odwiózł mnie do domu. Całą drogę rozmawialiśmy. Okazało się ze wiele nas łączy i mamy wspólnych znajomych. Na drugi dzień zrobił mi niespodziankę. Przyjechał do mnie z bukietem kwiatów, termosem z kawą i ciastkami. Powiedział ze w ramach przeprosin chciałby mnie zaprosić do kawiarni ale że pewnie nie za bardzo mogę chodzić i nie będę czuła się zbyt komfortowo to kawiarnia przyszła do mnie. No i tak się zaczęło. Zaczęliśmy się widywać. Po kilku dniach już wiedzieliśmy że chcemy być razem i dokładnie rok później wzięliśmy ślub. Teraz jesteśmy szczęśliwym małżeństwem od 3 lat.
napisał/a: usmieszekmMm 2013-04-29 22:19
Byłam młodą nauczycielką języka angielskiego w podstawówce, zdeterminowaną, bardzo ambitną i nie mającą czasu na flirt. Pewnego dnia moja dobra koleżanka, nasza lokalna swatka zapytała się mnie, czy nie chciałabym poznać brata jej męża, który wówczas mieszkał w USA. Myślałam, że żartuje... :D Jednak zaciekawiona wzięłam jego adres e-mail, w końcu może być zabawnie. Ale potem.. Milion razy odeszłam od komputera i do niego wróciłam, (czarna dziura!) aż w końcu napisałam parę zdań o sobie i szybko wysłałam. No teraz to już niech się dzieje! Odpisał, był bardzo miły, szybko przerzuciliśmy się na skype. Pracował na nocnej zmianie, więc różnica czasu nie była przeszkodą. On tam ja tu, ale po pracy nasze rozmowy stawały się dla mnie coraz ważniejsze. Nawet nie zdążyłam zauważyć, jak szybko stały się tym, na co potrafiłam czekać cały dzień... On pierwszy wyszedł z propozycją spotkania. Teraz nie mogę uwierzyć, że wtedy się zgodziłam. Wymyślił wspólne wakacje w Bułgarii na tydzień. Kiedy się dowiedziałam wszystko było już zaplanowane, ja miałam mieszkać z przyjaciółką w pokoju, a on z bratem. Oczywiście pojechałam. Przed wyjazdem jeszcze tydzień mieszkał u brata, wtedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Nigdy nie zapomnę, gdy pocałował mnie po raz pierwszy nad jeziorem. Wakacje były jeszcze lepsze :) Jak można się domyślić po paru dniach zamieniłam się miejscami w pokojach z jego bratem. To były najpiękniejsze wakacje mojego życia spędzone na trzymaniu go za rękę, spacerowaniu brzegiem plaży i wielu imprezach. Ciężko było się rozstać, ale on nie zapomniał o mnie. Wręcz przeciwnie przyjeżdżał potem kilka razy, aż w końcu zdecydowałam się wyjechać z nim. Zamieszkaliśmy w stanie New Jersey niedaleko miasta New York. Choć wszystko wydaje się jak z bajki, było mi naprawdę ciężko. Zostałam sprzątaczką i pracowałam z teściową - istny koszmar... :) Oświadczył mi się w lecie pod Statuą Wolności. Do dzisiaj się z tego śmieję, bo nikt nie wierzy, że wpadł na taki pomysł. Nasze wesele było w plenerze, w uroczym ogrodzie, potem od razu mieliśmy dwójkę dzieci. Kiedy były jeszcze małe wszystkie nasze odłożone pieniądze wydaliśmy na wybudowanie domu w mojej rodzinnej miejscowości. Teraz w Polsce znów jestem nauczycielką w tej samej szkole, wychowuję dzieci i dużo pracuję, ale jedno wiem na pewno - jestem spełniona w miłości :)
napisał/a: karolina27 2013-04-30 00:18
To było 2 lata temu w październikowe niedzielne popołudnie. Po obiedzie wybrałam się na spacer do pobliskiego lasu. Szłam zatopiona w swoich myślach, gdy nagle zobaczyłam biegnącego w moją stronę pieska. Zdziwiłam się, bo znam wszystkie psy w tej okolicy, a tego widziałam pierwszy raz. Piesek przebiegł koło mnie i wyglądał na wystraszonego. Podejrzewałam, że chyba się zgubił, ale gdy się odwróciłam już go nie było. Gdy poszłam kawałek dalej, nagle zatrzymał się przy mnie samochód, z którego wyszedł przystojny chłopak o błękitnych oczach. Ze smutkiem w głosie zapytał, czy nie widziałam jego psa, który mu zaginął. Zgodnie z prawdą pokazałam mu kierunek, w którym piesek pobiegł. Grzecznie podziękował i pojechał dalej go szukać. Wracając z powrotem z daleka zobaczyłam samochód, przy którym stał on. Dziwne uczucie, ale czułam radość, gdy zobaczyłam. Gdy podeszłam, ucieszył się na mój widok, ale ze smutkiem w głosie powiedział, że pieska nie znalazł. Bardzo się o niego martwił, co mnie bardzo rozczuliło. Następnego dnia przechodząc koło tablicy ogłoszeń zobaczyłam plakat informujący o zaginięciu tego psa. Spisałam numer telefonu, odczekałam 3 dni i z bijącym sercem zadzwoniłam do niego pod pretekstem dowiedzenia się czegoś więcej. W miłej rozmowie telefonicznej właściciel powiedział, że pies się znalazł i w ramach tak dużego zainteresowania zaprasza mnie na kawę. Gdy się spotkaliśmy i spojrzałam w te błękitne oczy wiedziałam, że to jest "to". Gdy jego dłoń dotknęła niechcący mojej dłoni, poczułam jak oblewa mnie fala gorąca. Następnego dnia znów się spotkaliśmy. I kolejnego. Gdy pewnego dnia rozstawaliśmy, przytulił mnie mocno do siebie. Zapomniałam wtedy o całym świecie. Liczył się tylko on. Wyszedł rano. Kiedy się obudziłam, na stole leżała kartka: "To Ciebie szukałem całe życie. Bądź ze mną". Od tego czasu jesteśmy nierozłączni, a połączył nas mały piesek.