maz przy porodzie

monkoszturm1
napisał/a: monkoszturm1 2007-07-10 13:17
witajcie mój mąż był przy porodzie bo sam tego bardzo chciał i teraz naprawdę jak jestem chora czy coś innego to pomaga mi jak tylko potrafi nawet przy synku stara sie jak może mino tego ze całymi dniami pracuje.fajne przeżycie jest być razem na sali i rodzic.
napisał/a: oliwka06 2007-07-10 13:24
Poród z mężem ?? Coś wspanialego !!:) Gdyby nie moj mąż to naprawde bym nie urodzila mojej córeczki . Mialam bóle krzyżowe -koszmar. Jest teraz cudnym ojcem . POLECAM WSZYSTKIM .
napisał/a: mandryna 2007-07-12 12:25
mój mąż był przy porodzie i bardzo się z tego cieszę!!
wiadomo, że nie pomógł mi fizycznie tzn nie odjął mi bólu ale psychicznie bardzo!!!!
trzymał mnie za rękę głaskał po głowie chociaż akurat ten rodzaj pomocy nie bardzo mi się podobał bo nie wiem dlaczego ale bolała mnie skóra w tym momencie. ale robił co mógł żebym nie cierpiała. podawał mi wodę. po porodzie kiedy nasz maluszek został wzięty na badania dumny tatuś przyniósł go zawiniętego w rożek.
polecam wszystkim porody rodzinne bo w końcu rola mężczyzn nie powinna się kończyć tylko na przywileju uczestniczenia w poczęciu bobaska ;)
pozdrawiam
napisał/a: dorota_d27 2007-07-13 22:05
mój mąż był ze mna przy porodzie od początku do końca i NIE WYOBRAŻAM SOBIE JAK MOGŁO BYĆ INACZEJ. wspierał mnie podtrzymywał fizycznie i psychicznie nawet lekarz powiedział ze gdyby nie mąż to rodziła bym do wieczora. Poród trwał tylko 4 godz, bo mąż nie pozwalał mi leżeć ćwiczyliśmy na piłce przy drabinkach itp. teraz jest 1,5 roku po porodzie i jesteśmy ze soba jeszcze bliżej. Postanowione że drugi raz też razem rodzimy !!
napisał/a: Panda5 2007-07-20 10:59
Czasem tak jest. Facet musi dostać sygnał że Ty już jesteś gotowa do seksu.
A jak to było podczas ciąży? Może jest inny problem i nie jest on związany z porodem?
napisał/a: Goder 2007-07-21 21:59
Uważam, że wspólny poród to indywidualna sprawa, ja osobiście nie chciałam, aby mój facet był ze mną z 2 prostych przyczyn:
1. wiedziałam, że sam tego nie chce, bo nie znosi widoku ran, krwi i cierpienia, nawet na filmach! (może inni tak reagują, ale wstydzą się przyznać). Skoro sam nie czuł się pewnie to niechciałam go zmuszać, oczywiście mogłam przekonać ale:
2. sama nie byłam pewna, czy chcę aby widział mnie w takiej sytuacji,
Teraz po wszystkim wiem, że to dobry wybór, nie czułabym się dobrze, tym bardziej, że stanie przy głowi czasami nic nie daje, bo nie jesteś w stanie leżeć przez cały czas, a fizjologii nie da SIĘ POCHAMOWAĆ.
Mój mąż już po 2im miesiącu sam zapytał delikatnie, kiedy moglibyśmy zacząć, ja powidziałam, że jak będzie można dam znać, i czekał cierpliwie na aprobatę ginekologa.
napisał/a: Weronisia1 2007-08-13 21:28
Witam! Powiem szczerze, że najpierw bardzo chciałam, żeby mój facet był przy porodzie. Jednak powiedział, że wolał by nie być. Nie pytałam czemu, nie drążyłam tematu. Po prostu uszanowałam jego decyzję. Na jego miejsce poprosiłam moją mamę. Była kochana i cierpliwa niczym anioł, kiedy ja krzyczałam, że mam dość, że już dłużej nie wytrzymam, wydzierałam się na nią kiedy kazała mi oddychać, a nie gadać. O mało nie połamałam jej palców, tak mocno ściskałam ją za ręce (aż pierścionki powbijały jej się w palce) z bólu.
Po fakcie byłam szczęśliwa, że była ze mną. Bardzo mi pomogła. Mamy jeszcze lepszy kontakt ze sobą, i ona z Werą. Po porodzie nie żałowałam, że nie było ze mną mojego ukochanego mężczyzny. Za to był zaraz po, jak tylko przewieziona zostałam na salę. Zakochał się w swojej Werci na zabój :)
Dziewczyny, jeżeli facet chce, to niech uczestniczy w porodzie, przy Waszym błogosławieństwie. Ale jeśli ma wątpliwości, lub nie chce, to nie nalegajcie, tylko uszanujcie decyzję :)
Pozdrawiam i życzę szybkich porodów.:)
napisał/a: nicole7777 2007-08-14 12:59
My też rozmawialiśmy dużo o tym czy lepiej żeby moja druga połowa była ze mną czy nie..... W sumie to chyba ja bardziej tego chciałam, bałam się zostać sama na sali porodowej wśród lekarzy i położnych, które Cię ignorują bo dla nich to norma. Jak baba rodzi to musi boleć i wrzeszczy i po prostu nie reagują. A ja tak wrzeszczałam, że umarłego z grobu by obudziło..... i gdyby mimo wszystko mojego męża nie było ze mną to po prostu byłabym tam sama. Nasz poród troszkę nas zaskoczył - zaczęło sie w nocy około 24.05 a skończyło niestety o 8.45 rano. Na domiar złego w ten dzień a była to niedziela popsuł się nam samochód i jak zaczęły wody odchodzić w nocy to "kaplica". Marcin tak był zaskoczony jak wrzasnęłam że chyba się zaczyna, ze zamiast dzwonić po taxi względnie po karetkę złapał za mopa w tym amoku i zaczął podłogę wycierać :D - a ja o dziwo zachowałam całkowity spokój...jak nigdy.
W szpitalu mieliśmy dylemat czy ma zostać czy nie, bo lekarz stwierdził, że może to potrwać do rana a on od rana był umówiony z mechanikiem. Jednak postanowiliśmy, że zostaniemy razem aż do rozwiązania. Był słodki, dawał mi pić trzymał za rękę gładził po włosach chuchał na mnie jak było mi gorąco.....cały czas był przy mnie. A w chwili jak Wiktor zaczął na prawdę wychodzić stał przy mojej głowie i mocno trzymał mnie za rękę. Wiele rzeczy z tego całego wydarzenia nie pamiętam - może przez ból, strach przed nieznanym, nie wiem. Potem gdy już Wiktor był na świecie i został już zbadany trzymał cały czas małe zawiniątko z nieziemską istotką - najkochańszym synkiem, a ja obolała leżałam na tym...wrrr "samolocie" i czekałam aż lekarz skończy szyć :eek: Mogę powiedzieć jedno: WSZYSTKO ZALEżY OD FACETA, TO WY JAKO PARTNERKI żYCIOWE MUSICIE WYCZUć CZY ON TEGO CHCE CZY NIE. Mój Marcin oszalał na punkcie naszego synka!! Między nami też było nie najgorzej, był wyrozumiały, czuły po prostu się starał. Natomiast po paru miesiącach zaczęło sie psuć między nami ...... a to dlatego, że każde z nas ma zupełnie inny pogląd na to jak zajmować się naszym synkiem. Ja mu daję np. więcej swobody, pozwalam żeby pełzał i raczkował w różnych miejscach, a małżonek trzyma go cały czas na rękach i bez mała można powiedzieć, że trzyma go pod kloszem..... ;)
napisał/a: justysia2222 2007-08-18 22:55
My na samym poczatku też oboje chcieliśmy aby mój mąż był przy porodzie, ale ja później zaczęłąm powoli zmieniać zdanie. Widząc jak patrzy na mnie pod koniec ciąży (kiedy byłam ciągle zmęczona, nie wyspana, opuchnięta) Patrzył na mnie ze współczuciem, aż mnie to denerwowało. W trakcie ostatnich miesięcy ciąży byłam już pewna, że nie chcę żeby na to patrzył. Kiedy byłam już na porodówce i było mi "bardzo ciężko" chciałam, żeby poszedł i wrócił, jak bedzie "po".Wiedziałam, że by tego nie wytrzymał, kiedy patrzył na mnie a ja zwijałam się z bólu przy kolejnych skurczach on miał prawie łzy w oczach. Wolałam przez to przejść sama
napisał/a: andan 2007-08-21 12:17
Od początku wiedzieliśmy, że na porodówkę wejdziemy we dwoje....To był bardzo długi i bolesny poród ale mój małżonek zachowął się cudownie. Jeżeli chodzi o jego przeżycia na temat widoków to za dużo chyba nie widział bo rodziłam w wannie :D więc musiałby głowę do wody wsadzic jakby chciał koniecznie widzieć coś więcej :D :D
Problemów po tym nie mieliśmy żadnych powiem więcej nawet patrzył jak mnie zszywają i żartował sobie z lekarzami i położną "aby tylko dobrze mu żone zszyli :D :D "
Jak tylko wróciłam od gina (wiedział po co jadę) to myślałam, że rzuci sie na mnie :D Jest cudownie mimo długiego i bolesnego porodu wiemy , że jeśli kiedys będzie drugie bobo to na pewno będziemy w takiej chwili razem!!!!
napisał/a: minciopincio 2007-08-27 15:08
Mąż musi przypomnieć sobie chwile kiedy byliście jeszcze sami, zrób kolację przy świecach, a póżniej zacznij go uwodzić. Może podziała a jak nie to może orientację zmienił? :D
napisał/a: ~Magda Sałata 2007-08-28 14:34
A mój mąż w pierwszych miesiącach nie chciał TAM ze mną być.Lecz pod koniec ciąży ku mojej uciesze zmienił zdanie.
A było to tak...
W dniu terminu zjawiłam się w szpitalu gdyż nie czułam ruchów dzidzi,miałam mieć zrobiony tylko test Meninga i wrócić do domu ale stało się inaczej.Lekarz prowadzący moją ciąże postanowił położyć mnie na oddział i tu czekać aż coś się zacznie.Więc czekałam,czekałam i czekałam,chodziłam co dwa dni na porodówkę na podanie oksytocyny która miała wywołać poród i nic!!!Aż tu nagle o 4.15 nad ranem,osiem dni po terminie zaczęły mi odpływać wody!I wiecie co,wtedy ucieszyłam się że jestem w szpitalu bo tak się ze mnie lało że nie wiem jakim cudem dotarłabym na oddział.
Oczywiście zaraz zadzwoniłam do męża i powiedziałam mu,że to już dzisiaj.
O 6 zabrali mnie na porodówkę gdzie zjawił się też i mój mąż i od tej chwili byliśmy razem.Nie wiem jak bym to wszystko bez niego przeżyła,bo poród był ciężki i skończył się po 7 godz parcia cesarskim cięciem o godz 17.00.Mój ukochany wspierał mnie niezmiernie i jestem mu za to bardzo wdzięczna.To on wtedy był moimi oczami,uszami i ustami był wsparciem jakiego oczekiwałam a nawet więcej.To było 11 najdłuższych godzin w moim życiu i niewiele z nich pamiętam ale to jedno co najważniejsze owszem-to że mój ukochany był przy mnie wtedy kiedy tego bardzo potrzebowałam.Dziękuję Pawełku!
Życzę tez tego wszystkim przyszłym mamusiom,żeby w tym szczególnym dniu nie były same! :)
A to moja Paulinka w godzinę i 17 min po urodzeniu.Zdjęcie zrobił dumny tata!