Wyprowadzka z rodzinnego domu

napisał/a: Sławo 2008-09-29 14:50
Często wyprowadzka z domu wymaga większej dojrzałości od rodziców niż od samych wyprowadzających się. Bywają sytuacje, w których rodzice nie mogą się pogodzić z tym, że ich dzieci dorosły.
napisał/a: qleczka1 2008-10-01 13:20
Witam serdecznie :) Właśnie ja mam taki problem... bez wstępnych użalań powiem, że nie wiem co zrobić! Jedna strona drugiej kompletnie nie rozumie i nie mam pojęcia jak ich przekonać do tego, że krzywda mi się nie stanie, a wręcz przeciwnie - będę bardziej przygotowana do samodzielnego życia...
napisał/a: sorrow 2008-10-01 14:03
qleczka, przecież nie napisałaś nic o sobie... co robisz, jaka jest sytuacja finansowa i rodzinna. Bez tego to trudno kogoś przekonywać do czegokolwiek. Rozumiem, że zależy ci na "polubownym" opuszczeniu domu, bo w sensie prawnym, to opuszczenie domu w twoim wieku jest bardzo proste. Pakujesz walizki i wychodzisz.
napisał/a: ~gość 2008-10-01 20:03
moje relacje z rodzicami są uważam dość poprawne, natomiast gorzej jest z rodzicami mojego NArzeczonego..DLatego oboje nie możemy się doczekać maja-naszego ślubu i wyprowadzki na swoje !
napisał/a: qleczka1 2008-10-01 20:58
sorrow napisal(a):qleczka, przecież nie napisałaś nic o sobie... co robisz, jaka jest sytuacja finansowa i rodzinna. Bez tego to trudno kogoś przekonywać do czegokolwiek. Rozumiem, że zależy ci na "polubownym" opuszczeniu domu, bo w sensie prawnym, to opuszczenie domu w twoim wieku jest bardzo proste. Pakujesz walizki i wychodzisz.


Wiem, wiem, przepraszam ;] Byłam w pracy i za bardzo się rozpisywać nie miałam możliwości ;) Ale teraz chętnie się hmm 'podzielę'...
Zacznę może od tego, że jestem jedynaczką. Wiecznie grzeczną dziewczynką, zero problemów z nauką czy niechcianym towarzystwem. W liceum troszkę zaczęłam chadzać po imprezach, więc chyba zaczęli moi rodzice zauważać, że pora na poluzowanie smyczy - że tak to obrazowo ujmę ;]
W tej chwili sytuacja jest taka, że z moim Skarbem (mieszkającym notabene prawie 300km ode mnie) chcemy zamieszkać razem we Wrocławiu, obydwoje zaczynamy tam studia. Po długich rozmowach doszliśmy do wniosku, że tak nas to wyniesie taniej, niż praca w mieście oddalonym o 70km od Wro i ciągłe dojazdy na weekendy (studia zaoczne, rzecz jasna). Sytuacja finansowa jest średnia - mieszkam z rodzicami w 45 metrowym mieszkaniu w bloku, na życie jest w sumie koło 2 tysięcy plus to, co ja zarobię - a nie ma tego za dużo... Nadmienię, że pieniądze na moje studia są odłożone. Jakimś cudem... Co do sytuacji rodzinnej: źle nie jest, poza tym, że według wielu moich bliskich znajomych, moi rodzice "przeginają pałę", tzn w skrócie traktują mnie nie tylko jakbym miała 10 lat (a może i mniej... teraz 10latki mogą czasem więcej niż ja...), ponadto słyszę samą krytykę. Bynajmniej nie konstruktywną. Jak coś zrobiłam/zrobię dobrze (czyli zgodnie z ich wolą) to jest ok, nie ma pochwał, ale jest dobrze (wg nich...). Ale nich tylko spróbuję zrobić coś, co MNIE uszczęśliwi...
I właśnie na tym polega problem. Już nawet nie będę mówić, że lepiej, aby nie wiedzieli z kim zamierzam zamieszkać (bo mieszkanie razem przed ślubem... itd itp) - sama kwestia wyprowadzki z domu! Zwyczajnie nie da się im nic wyjaśnić... że to NIE JEST ucieczka, że to NIE JEST jakaśtam ich porażka wychowawcza - że TO JEST zwyczajne zachowanie człowieka w wieku 23-24 lata. Pójść na swoje. Spróbować. Rodzice Mojego zupełnie inaczej podchodzą - odwrotnie o 180 stopni możnaby rzec - i w takim porównaniu, moi Rodzice wychodzą jeszcze tragiczniej... powiem szczerze, że się tutaj męczę... :( Ja rozumiem, że im jest ciężko, ale jestem ich córką... chyba chcą dla mnie jak najlepiej..? Chyba...
Do pierwszej klasy podstawówki mieszkaliśmy z moimi dziadkami (rodzice mamy), potem, mimo, że się wyprowadziliśmy, nadal codziennie u dziadków... do tej pory jest tak, że rodzice są w domu (na blokach) jak w hotelu - na noc.

Wybaczcie, że takim postem Was powitałam, ale musiałam to gdzieś wyrzucić z siebie... a nie chcę zamęczać tym już mojego Ukochanego...

I sorrow - oczywiście, że chciałabym opuścić dom w pokoju, że tak powiem... ale jak się nie da... jak oni nie zrozumieją... to nie wiem jak będzie...
napisał/a: sorrow 2008-10-01 23:28
Czyli to nie tylko wyprowadzka z domu... to też związanie się z kims innym i zamieszkanie z nim. Nie da się ukryć, że dla wielu rodziców to sytuacja nie do przeskoczenia. O ile obiekcje co do wspólnego zamiezkania mogę zrozumieć (mogą mieć taki pogląd na życie), to kurczowe trzymanie się ukochanej jedynaczki niestety nie jest dobrym rozwiązaniem. Niektórzy rodzice nie potrafią przejść tego etapu, a przecież jak świat światem dzieci zawsze odchodziły w swoją stronę. To o co warto walczyć, to żeby pozostać w bardzo dobrych stosunkach, chociaż czasem tylko na odległość. Ten moment więc prowadzi do wielu nieporozumień i obie strony rozstają się w niezgodzie ryzykując brak kontaktów w przyszłości.

Nic sensownego ci tu nie doradzę. Twoi rodzice się po prostu boją... panicznie. Może tego po nich nie widać, ale tak jest. Koniecznie chcą, żebyś dalej z nimi spędzała życie... widać, że tak samo żyją z twoimi dziadkami. Jedyne co ci pozostaje to rozmowy, przekonywanie. Lepiej po trochu i częściej niż robić wielkie awantury. Z czasem oni może w końcu przywykną. Twoja argumentacja o pracy i nauce we Wrocławiu jest logiczna, więc jej też powinnaś używać. Jeśli nie da się inaczej, to po prostu spakuj się i wyjedź, ale nie pal za sobą mostów.
napisał/a: qleczka1 2008-10-02 10:50
Dziękuję za odzew :) W zasadzie nic nowego mi nie poradziłeś... ale moje przekonanie, że robię dobrze, że próbuję im tłumaczyć (co zawsze kończy się awanturą i zarzutami typu 'jesteś manipulowana i wykorzystywana, co my Ci takiego zrobiliśmy, że chcesz od nas uciekać?!' itd) jest słuszne...
Tylko właśnie obawiam się, że takie polubowne tłumaczenia do nich nie trafią... i co wtedy..? Piszesz, żebym się spakowała i wyjechała... w ostatecznej desperacji nawet myślałam, żeby napisać kilka słów, zostawić kartkę, wyjść z domu i postawić ich niejako przed faktem dokonanym... przez te ciągłe kłótnie, ciągle płaczę Swojemu przez telefon, cały czas jestem w stresie, boli mnie głowa albo żołądek, jakieś wrzody mi się porobią czy co ;]
Rozwiązanie z listem jest tchórzowskie... ale jak nadal będą mi robić idiotyczne wymówki, że chce się wyprowadzić, bo uciekam, bo chcę mieć z nimi spokój - to te wymówki się urzeczywistnią... niestety...
napisał/a: tajla 2008-11-04 09:45
Było mi smutno.. tyle ze ja mam blisko do mamy . Na nogach to 30 minut , busem 10 minut ? No i codzienie jest telefon . Wiec nie brakuje mi mamy. Za to tesknie za naszymi szalenstwami :)
Ale jeszcze do konca nie moge sie przyzwyczaic do tego ze to nasz dom, nasze zycie...
Tez tak miałyscie?
( A jeszcze to mieszkani ejest od tesciów, plus ni emam do niech zadnych praw .wiec moje oczucia sa głebsze...... )
napisał/a: Monini 2008-11-04 09:54
Ja najpierw pomalu "pomieszkiwalam" u mojego narzeczonego, ktorego rodzice maja duzy dom, slub byl w sekrecie... A teraz mieszkamy w Niemczech i to jójciec mojego meza nie mogl zniesc mysli, ze on odchodzi. Wiele lat tu przyjezdzal i mu pomagal, kiedy tylko mogl, ale przez to jak tesc mnie traktowal, postanowilismy sie wyprowadzic i jest duzo lepiej. Oczywiscie nie obeszlo sie bez klotni, dlaczego Ty mnie zostawiasz itd.
Moi rodzice mieszkaja 600 km od nas, ale mamy kontakt przez gg, a raz na miesiac ich odwiedzamy. Ja powiem szczerze, ze nie mialam jakistam zazylych relacji z mama, ale teraz nadrabiamy

tajla napisal(a):nie moge sie przyzwyczaic do tego ze to nasz dom, nasze zycie...

ja sie wlasnie w naszym domu i zyciu czuje jak ryba w wodzie, chociaz musze przyznac, ze czasem chcialabym, zeby ktos za mnie zrobil obiad...
napisał/a: tajla 2008-11-14 14:05
Monini napisal(a):ja sie wlasnie w naszym domu i zyciu czuje jak ryba w wodzie


no ja tez czuje sie super :)
ale....... jakos jeszcze sie nie moge oswic .........
moze gdyby to mieszkanie było tez moje ?
moze jeszcze potrzebuje czasu..........
napisał/a: Monini 2008-11-14 14:16
tajla napisal(a): jakos jeszcze sie nie moge oswic .........
moze gdyby to mieszkanie było tez moje ?
moze jeszcze potrzebuje czasu..........

no wlasnie, pierwsza sprawa to to mieszkanie... a druga to z cala pewnoscia czas.
Moj maz ma 2 braci i wszyscy zyja w domu rodzicow, nie myslac o niczym swoim, nie wspomne juz, ze zyja na garnku rodzicow i musza robic to, co oni kaza... zero doroslosci... i wszystkich najbardziej wkurza to, ze my sie odizolowalismy i sobie swietnie dajemy rade, oj jak ich to boli.
napisał/a: zuzaz89 2008-11-14 17:52
Moja siostra już poszła z domu i mamie jej brakuje choc blisko mieszka
Mój brat w pracy albo pije z kolegami
No i ja za 8 miesięcy opuszczę dom. Mama powiedziała, że ona sobie tego nie wyobraża najmłodsza córeczka pupilek tatusia. Śmiali się ze mnie, że nie wyobrażają sobie mnie w sukni ślubnej bo mówią, że jestem rojber czyli niegrzeczna. Ostatnio to już częsciej byłam u mojego S niż w domu. To sie mnnie pytali czy jeszcze tu mieszkam. No i co chwile mi mówią, że zobacze jak to potem jest, że niedam sobie rady, nie będę umiała zająć sie domem itp. Nie mówią tego na złość, po częsci mają racje bo w domu prawie nic nie robie, no ale jak mus to mus, nie no żart dam rade. Ale mi będzie ciężko opuścić dom bo naprawde mam cudownych rodziców, a zwłaszcza mama ciężko będzie mi bez nich na codzień, no racja rodzice wychowują dzięci dla świata.