Kiedy zaręczyny..

napisał/a: Joanna_21 2009-09-03 12:28
Kaczusia, czy nic o Tobie nie wiem - no cóż akurat rozmawiamy o konkretnej rzeczy i wiem co o tym myślisz, więc jednak coś o Tobie wiem.

Pytasz czy musiałam się przed kimś tłumaczyć - no cóż ja lubię żyć w zgodzie z własnymi wartościami moralnymi i akurat lepiej się czułam w takiej konfiguracji, w dalszym ciągu nie rozumiem na czym polega szpan bycia narzeczeństwem?
Co przez to rozumiecie, bo ja serio nie wiem na czym to ma polegać, chyba coś mnie ominęło :P
Ja nie czuje się w żaden sposób bardziej na miejscu będąc narzeczoną mając ślub za dwa lata od zaręczyn (bo akurat tak się przypadkiem złożyło, że pierwszy ślub odbył się nieco ponad rok od zaręczyn, a drugi za mniej niż 2 lata od zaręczyn), od dziewczyn które mają ślub 2, 5, 15 lat po zaręczynach...

kania, akurat Twoja argumentacja i stanowisko jest dość jasne i Twoje rozumiem

[ Dodano: 2009-09-03, 12:39 ]
Kaczusia napisal(a):PO CO MA TO ROBIĆ? Żeby komuś/sobie coś udowodnić?


napisal(a):zaręczyny «przyrzeczenie małżeństwa składane sobie przez parę;


Może po to?
napisał/a: ~gość 2009-09-03 12:42
Joanna_21 napisal(a):nie rozumiem na czym polega szpan bycia narzeczeństwem?


No napisałam przecież. Dla mnie zaręczanie się bo lepiej "brzmi" że jest się narzeczonym niż po prostu parą jest śmieszne. Nie wiem jak było w Twoim przypadku, dlatego Cię nie oceniam. Ogólnie nie oceniam źle ludzi, którzy mają inne ode mnie zdanie; po prostu ja postępuję po swojemu.

Znam ludzi, którzy zaręczyli się, bo razem mieszkają/ bo są długo razem etc i lepiej "brzmi" że są zaręczeni. Dla mnie to jest szpan w czystej postaci, bo nie zaręczam się po to, żeby coś "brzmiało", tylko po to, żeby wyjść za mąż.

Przyrzekanie sobie, że będziemy razem za x lat poprzez zaręczyny, które nie prowadzą do ślubu DLA MNIE jest bezcelowe. Żeby nie było jakichś niejasności, posłużę się przykładem, bo nie wiem, czy tłumaczę niezrozumiale.

Jeśli para jest razem, a facet oświadcza się mówiąc "kiedyś weźmiemy ślub", to czy się to różni od po prostu zwykłego snucia planów na przyszłość? Od takiego mówienia w rozmowach "będziemy razem, kochamy się, weźmiemy ślub i będziemy mieć śliczne dzieci"? Czy ta para czuje się w jakiś sposób bardziej "bezpieczna", że ich związek się nie rozsypie, bo zaręczyli się? Dla nie te zaręczyny nie znaczą więcej niż zwykłą deklaracja "chcę być z Tobą". A do takiej deklaracji nie potrzebuję pierścionka.
DLA mnie zaręczenie się oznacza zaczęcie przygotowań do ślubu. Dopiero wtedy takie zaręczyny mają DLA MNIE sens. Ale to, że DLA MNIE tak to wygląda, nie oznacza, że DLA INNYCH też musi i ja to szanuję.

Mam nadzieję, że tym razem napisałam jasno.
napisał/a: Joanna_21 2009-09-03 12:44
Kaczusia, myślę, że to się nie rozchodzi o to, że to brzmi w sensie dosłownym lepiej. Ja np. nie wiem ile razy przez okres narzeczeństwa nazwałam mojego męża narzeczonym.
Nie trąbiłam o tym, nie machałam koleżanką pierścionkiem przed twarzą.
Nie zależało mi by być narzeczeństwem dla ludzi, tylko dla samej siebie chciałam być już narzeczoną, a nie dziewczyną i nie zmieniło by tego nawet jakby nikt o tych zaręczynach miał nikt nie wiedzieć i zapewne nie tylko u mnie tak sprawa wygląda, stąd nie rozumiem skąd uznanie, że to szpan
napisał/a: ~gość 2009-09-03 12:59
Joanna_21 napisal(a):nie rozumiem skąd uznanie, że to szpan

Powiedziałam, że nie wiem, jak było w Twoim przypadku. Nie oskarżam Cię personalnie, tylko piszę, że niektórzy wykorzystują to dla szpanu. Znam osobiście parę, która się zaręczyła gdy zaczynała mieszkać razem, a teraz zerwali. Jak widać, same zaręczyny nie gwarantują wiecznego bycia razem. Znam też ludzi, którzy są zaręczeni, ale prywatnie poza plecami drugiej połówki przyznają, że nie widzą, czy będą razem. Zaręczyli się, żeby rodziny traktowały ich poważniej, żeby dziewczyna była spokojniejsza o przyszłość etc. Dla mnie to jest dewaluacja zaręczyn. Nie traktowanie ich poważnie. Robienie tego dla szpanu. Żeby się pochwalić koleżankom, że jest pierścionek.
napisał/a: Joanna_21 2009-09-03 13:03
Kaczusia, ale ja też nigdzie nie mówię, że oskarżasz mnie, bo jak już wyżej pisałam ślub wzięliśmy po roku z hakiem od zaręczyn, ale wcale tego nie planowaliśmy.

napisal(a):Jak widać, same zaręczyny nie gwarantują wiecznego bycia razem.


Jak i ślub

napisal(a): Robienie tego dla szpanu. Żeby się pochwalić koleżankom, że jest pierścionek.


Ale to kwestia mentalności, a nie odległości terminu ślubu od zaręczyn
napisał/a: ~gość 2009-09-03 13:20
Joanna_21 napisal(a):Ale to kwestia mentalności, a nie odległości terminu ślubu od zaręczyn


Dlatego ja też ie napisałam, że KAŻDY o odległym terminie ślubu takie ma podejście. Ja Ci tłumaczę po prostu, co rozumiem pod pojęciem "szpan".

Joanna_21 napisal(a):Cytat:
Jak widać, same zaręczyny nie gwarantują wiecznego bycia razem.


Jak i ślub


No oczywiście że nie gwarantuje, ale chyba czujesz różnicę pomiędzy braniem ślubu a niebraniem go... Idąc tym tropem, to nie ma sensu brać w ogóle ślubu, bo zaręczenie się wystarczy.
napisał/a: alicja221 2009-09-03 13:27
Jezeli para ma mozliwosci, by zaczac przygotowania do slubu, np. od zbierania pieniedzy, to ja nie mam nic przeciwko, zeby sie zareczyc. Od samego poczatku o tym pisze. Chodzi mi o to, ze przy braku pracy lub tak malej pensji, ze ledwo starcza do konca miesiaca i nie ma szans na utrzymanie rodziny, nie ma sensu sie zareczac dopoki nie znajdzie sie np. lepszej pracy. Poza tym, po takich decyzjach, pojawiaja sie pytania rodzicow, zwlaszcza przyszlej panny mlodej- "za co planujesz utrzymac nasza corke, co masz jej do zaoferowania"? Obawiam sie, ze tylko zapewnienie o wielkim uczuciu moze nie wystarczyc.
Oczywiscie jest to sprawa bardzo indywidualna, jak to okreslilaLorelay, dlatego kazda para decyduje, co jest dla niej najlepsze.
napisał/a: ~gość 2009-09-03 13:29
ashley86 napisal(a):Obawiam sie, ze tylko zapewnienie o wielkim uczuciu moze nie wystarczyc.


Świetnie to ujęłaś, bo ja mam na myśli to samo! Tylko nie umiałam ubrać tego w słowa.
napisał/a: Gvalch'ca 2009-09-03 14:16
Rozumię więc że w sytuacji gdyby narzeczony stracił pracę zaręczyny należy zerwać? Bo nie może was utrzymać i nie ma do zaoferowania nic poza uczuciem? A co w przypadku małżeństwa? Podobnie należy też postąpić jak okaże się że narzeczona nie umie gotować i wyszywać . Z pracą różnie jest, teraz akurat mamy kryzys i wiele osób swojej posady pewnym być nie może. Dobrze że Tomek jak mi się oświadczał to nie brał mojego majątku pod uwagę... bo kicha by była. Ja bym normalnie odpowiedziała że ślub planujemy dopiero jak będzie nas (!) stać się samodzielnie utrzymać (jeśli powiedzmy by tak nie było).
napisał/a: alicja221 2009-09-03 15:17
Gvalch'ca napisal(a):Rozumię więc że w sytuacji gdyby narzeczony stracił pracę zaręczyny należy zerwać?


Dziwna masz interpretacje. Od samego poczatku piszemy, ze chodzi najczesciej o edukacje, kiedy o wiele ciezej o lepiej platna prace ( ktora zazwyczaj wymaga duzo dyspozycyjnosci). Nikt nie jest obecnie do konca pewien swojej posady, prawda. Ale co innego, gdy ma sie juz dyplom i realniejsze szanse na znalezienie dobrej pracy, niz gdy sie jeszcze uczy i np. oplaca swoje studia, a na pomoc rodzicow nie mozna liczyc, bo nie ma na to finansow.
napisał/a: kania3 2009-09-03 15:23
Kaczusia napisal(a):
Jeśli para jest razem, a facet oświadcza się mówiąc "kiedyś weźmiemy ślub", to czy się to różni od po prostu zwykłego snucia planów na przyszłość? Od takiego mówienia w rozmowach "będziemy razem, kochamy się, weźmiemy ślub i będziemy mieć śliczne dzieci"? (...)
DLA mnie zaręczenie się oznacza zaczęcie przygotowań do ślubu. Dopiero wtedy takie zaręczyny mają DLA MNIE sens. Ale to, że DLA MNIE tak to wygląda, nie oznacza, że DLA INNYCH też musi i ja to szanuję.

Dokładnie.


Gvalch'ca, proszę Cię... Przecież to jest oczywiste... Nie popadajmy w skrajności.
kania napisal(a):Co innego jeżeli najpierw są widoki, a potem sprawy się skomplikują i ślub trzeba odłożyć. Ale zaręczyny dla samych zaręczyn są dla mnie osobiście bez sensu.
napisał/a: Gvalch'ca 2009-09-03 15:38
Zaręczyny to nie ślub. 2 lata (jeśli chcemy wesele) to obecnie minimum miedzy jednym a drugim. Więc jaki jest sens pytania świeżo zaręczonego mężczyzny co ma do zaoferowania córce? W sensie ile ma pieniędzy? Przecież takie pytanie jest zupełnie nie na miejscu, przynajmniej jakby mój ojciec z takim czymś wyskoczył to mnie byłoby przykro. Na szczęście nie wyskoczył. Jeśli w ogóle przyszło im (rodzicom) takie pytanie do głowy to raczej w formie z czego będziecie żyli a nie ile kasy Tomek mi da. Moi teściowie też nie robili wywiadu finansowego przed naszym ślubem ileż to ja majątku mam do zaoferowania (chociaż teściowa bardzo chciała pewnie ). Pewnie, żyć z czegoś trzeba, mieszkać gdzieś trzeba itd. Ale to sprawa obojga małżonków a nie tylko mężczyzny. Bosz jak ja bym uwagę zwracała na to co mąż ma mi do zaoferowania w sferze finansowej to może, przy dobrych wiatrach, w okolicach 35 roku życia by się oświadczył. Wtedy pewnie kredyt za mieszkanie spłacimy .

Sorki ale dla mnie normalny scenariusz jest taki, że mężczyzna nie oświadcza się słowami "weźmiemy ślub za 2/5/7 lat" tylko się pyta czy chce zostać jego żoną. A kobieta w zależności czy chce czy nie mówi że tak albo nie. I tyle znaczą zaręczyny, takie powiedzenie sobie wprost i w sposób oficjalny że tego/tą a nie innego/inną chce za męża/żonę. A potem w zależności od chęci i możliwości wspólnie ustalają jakiś termin (może być za 2 lata jak i za 5 lat).
Mam kumpla który w sierpniu (może pod koniec lipca) oświadczył rodzicom że w październiku ślub. I nie widzę powodu dla którego ich 3 miesięczne narzeczeństwo miało by być gorsze od dwuletniego.