Opinie na temat krakowskich salonów ślubnych

napisał/a: OlaAsia 2007-05-23 11:09
W Krakowie na Al. Kasztanowej ma salon MaJa. Dobrze radze nie szyjcie dziewczyny u niej sukienek. Niby kosztują tylko 800 złotych ale tak naprawdę niewarte są nawet 100 zł. Kobieta nałapała klientek i się szczyci że ma duże wzięcie. ODRADZAM. Moja koleżanka płakała u niej już kilka razy a ta nic sobie z tego nie robiła. W rezultacie kupiła suknie w salonie i wyglądała ślicznie.
napisał/a: szarotka21 2007-09-10 16:23
Podpisuje się pod tym
A oto dlaczego:
Nie wiem nawet, jak określić to, co mnie spotkało w „Artystycznej pracowni krawieckiej” na al. Kasztanowej, W głowie się to nie mieści.

Dzień przed odbiorem sukni zadzwoniłam do Pani Małgorzaty O. z informacja, że mam popołudniówki w pracy, dlatego przyjadę rano. Panią to zdenerwowało, bo, jak stwierdziła, suknia jest jeszcze w kawałkach. Pani usilnie chciała mnie przekonać, żebym przyjechała następnego dnia na 12, nie docierało do niej, to co mówiłam.
W końcu się rozłączyła. Cóż mi pozostało, zadzwoniłam do pracy i poprosiłam o urlop.

Następnego dnia przezornie pojechałyśmy z mamą z samego rana, bo liczyłyśmy, że uda się wcześniej odebrać te suknie. Byłyśmy na miejscu przed 9. Pani O. już przyjmowała jedną klientkę. Kobieta stwierdziła, że jestem nienormalna, bo miałam na 12 przyjechać, a ona przecież ma tłum klientek i ja robie zamieszanie. Powiedziała tylko, że mogę ją opisać w internecie, a jej to nie obchodzi, bo ona ma tyle klientek na przyszły rok, że ja sobie nawet sprawy nie zdaję i mogę sobie pisać, co chcę.

Zdenerwowało mnie to, ale liczyłam, że kobieta tylko tak mówi… Czekałyśmy więc.

Kolejnym klientkom Pani O., że my robimy zamieszanie. Oczywiście nie wytrzymałam i powiedziałam jej kilka słów na temat tego, że nie życzę sobie, aby mnie tak traktowano, bo ja tu jestem klientką i mam swoje prawa. Pani na to, że to nie ona jest dla mnie, ale ja dla niej!!?? Powiedziała też, że nie mam żadnej kultury osobistej, a ona ma.

Dochodziła 11, przyszła kolejna dziewczyna a my nadal czekałyśmy. Mama spytała O., kiedy nas w końcu obsłuży, bo na razie zajmuje się wszystkimi poza nami. Oczywiście pytałyśmy inne klientki, na którą godz. są umówione, okazywało się, że nie było to ustalone. Pani O. powiedziała, że my wyjątkowo umówione jesteśmy na 12. Na zegarze wybiła upragniona 12, o dziwo zostałam przyjęta. Myślałam, że będzie już
z górki, ale nic bardziej mylnego.

Suknia była w rozsypce (mimo, że miałam tego dnia ją odebrać), tylko gorset był zszyty ze spódnicą. O. po chwili pracy upięła to wszystko bardzo ładnie i byłam zadowolona. Zabrała się za wyrównywanie długości sukni, ale coś jej nożyczki zeszły
i z boku spódnica była za krótka, ale stwierdziła, że krawcowa coś z tym zrobi. Pomyślałam, że wszyje nową spódnicę, ale po półtorej godziny oczekiwania okazało się, że tylko obszyła spódnicę, naszyła koronkę i aplikacje, a dół nadal był krzywy. Jak ja spytałam, co z tym zrobi, to przyniosła kawałek materiału i stwierdziła, że wystarczy dosztukować. Byłam już na granicy załamania. Powiedziałam, że nie odbiorę sukni krzywej i ewidentnie zepsutej przez nią. W odpowiedzi usłyszałam, że wszyje mi nowa spódnicę, ale dopiero na pn. Poinformowałam ją, że ja chce odebrać suknię dziś i że ma mi to poprawić. Kobieta poszła na zaplecze, przyniosła 400 zł zadatku i rzuciła we mnie nimi. Usłyszałam, że ona jest artystką i ja jej nie będę uczyć, jak szyć suknie, bo jestem chamką ze wsi (cyt.). Zdjęłam suknię, zostawiłam pieniądze, wyszłam do mamy i się rozryczałam.

Chciałam zabrać pieniądze i wyjść, ale mama mnie powstrzymała. Poszłam na zaplecze spytać ja, jak zamierza naprawić mi te suknie. Dowiedziałam się, że to nie miejsce dla mnie, bo jak ludzie ze wsi wchodzą na zaplecze, to giną jej pieniądze (cyt.). Zignorowałam to i zażądałam, aby jeszcze tego dnia przeszyła mi spódnice. Po 30 min. spódnica była gotowa. Jak przymierzałam po raz kolejny suknie, kobieta powiedziała, że jestem strasznie nerwowa i powinnam się leczyć.

Ok. 18 odebrałam suknie. Posprawdzałam wszystko, zapłaciłam i wyszłam.

Nie powiem, że O. nie potrafi szyć, bo potrafi. Jak tam byłam, widziałam kilka pięknych sukien. Ale to podejście do klienta, o zgrozo....

Wasz wybór............ ale naprawde nie warto
Moja relacja pojawia się w różnych miejscach, żeby ostrzec jak największa liczbę dziewczyn
napisał/a: ~gość 2007-09-10 17:00
Necia napisal(a):jestem w szoku
ja też
mi na szczęście uszyją moje krawcowe.....mama i ciocia :)
napisał/a: Kinia 2007-09-10 19:38
Kurcze ja też co za babsztyl.
Po prostu szok!!!
napisał/a: Monicysko 2007-09-10 21:19
Dobrze by było, żeby ostrzec jak największą ilość ludzi...
Myślę, że szkoda sobie nerwy strzępić, zwłaszcza, że wystarczająco denerwująca jest cała sytuacja..
Dla mnie samo to wydarzenie jest stresujące - ślub, goście itp. Nie chciałabym, żeby ktoś mi dokładał nerwów.
napisał/a: ~gość 2007-09-10 21:35
Jezuuuuu co za baba!!allleeee sie wkurzylam to ze ktos jest ze wsi nie znaczy ze jest mniej inteligentny niz niejeden z miasta!!!a ta pani jest juz zywym tego przykladem! To jest raz a dwa to jak mozna zniesc obelge typu"gina mi pieniadzadze przez wiesniakow....?"to jest szczyt!!!ja bym dostala szalu ze bym ja chyba...rozszarpala!!dobrze ze poruszylas ten temat !!
napisał/a: iwa2 2007-09-11 07:30
szarotka21, naprawdę Ci współczuję mam nadzieję, że z sukienki jesteś zadowolona bo obsługa w tym salonie jest nawet nie wiem jak to określić
napisał/a: MonikaLuc 2007-09-11 07:51
To jakaś chora kobieta ! i to ona powinna się leczyć - ta "krawcowa" !
napisał/a: Anetka1 2007-09-11 08:29
Kurcze...jak dobrze, że u mnie nie było takich jaj, bo ja swoją suknię dopiero odbierałam 2 dni przed ślubem
szarotka21, dobrze że napisałaś o takim problemie.
szarotka21 napisal(a):przyniosła 400 zł zadatku
jeżeli to ona zrezygnowała ze zlecenia to powinna oddać Ci to co Ty dałaś + drugie tyle od siebie - ona teżmusi ponieść jakąś odpowiedzialność. iestety mało ludzi o tym wie i nie jest to egzekwowane.
napisał/a: Cubanita 2007-09-11 08:54
Szarotko, to po prostu jakaś idiotka a nie artystka Oj, musiałaby ona natrafić na mnie i na moja mamę... miałaby tam taka awanturę... wszystkie klientki by jej uciekły. Ja na pewno bym tyle nie siedziała, a jeśli juz to zabrałabym tą suknie w takim stanie jak była - po tym jak rzuciłaby we mnie zaliczką. Wzięłabym zaliczkę, suknię i powiedziała jej do widzenia... niech się teraz sama martwi, że ma straty- bo i jej czas poszedł na marne i materiał, robocizna... i zero zapłaty. Na pewno bym jej nie zapłaciła
napisał/a: noemi4 2007-09-11 09:21
Szarotka, co za głupi babsztyl Najgorsze jest to, że jak już ma klientkę to może tak robić prawie bezkarnie, bo nikt nie zacznie szukać nowej krawcowej na parę dni przed ślubem
napisał/a: szarotka21 2007-09-11 10:33
Suknia jest ok.
Kobiecie nie odpusciła. Pracuję nad tym, żeby jak najwięcej osób dowiedziało się o tym, jak traktuje klientów.
Nie wiem na jakiej podstawie kobieta twierdzi, że jest artystka. Sama nie projektuje sukien. Jej praca polega na odtwarzaniu tego, co widzi na zdjeciu. Gdzie tu artyzm.....
Odwdzięczam sie powoli za to, jak mnie potraktowala.
Nie zrezygnowalam z sukni tylko dlatego, ze juz bylo za pozno. Nie mialam czsu na szukanie czegos innego, ale mam nadzieje, ze jak najwiecej osob zrezygnuje z uslug Pani Obajtek